Macierewicz po Kaczyńskim?

Jacek Żakowski przekonuje w Gazecie Wyborczej, że prezes PiS nie jest problemem. Problemem jest za to, że tylu Polaków mu wierzy, kiedy mówi głupstwa albo szczuje na przeciwników. Może dla Jacka Kaczyński nie jest problemem, ale dla prawicy jest na sto procent.

Na prawicy spekulują, kto zastąpi JK. Spekulują, że wpadka z internowaniem w wywiadzie prezesa dla Gazety Polskiej nie była przypadkowa. Normalny redaktor by słowa Kaczyńskiego wyciął. A Gazeta puściła. I zaczęła się w Internecie rewia dowcipów o tym, jak JK ma żal, że nie był internowany.

Na prawicy spekulują, że obóz smoleńsko-pisowski dojrzewa do rozstania się z przywódcą, który prowadzi PiS od klęski wyborczej do klęski, od wpadki medialnej do wpadki. Mają mu przedstawić ofertę nie do odrzucenia: prezesurę honorową. I wyłonić nowe przywództwo. Ponoć najbardziej prawdopodobnym następcą JK jest poseł Macierewicz.

No dobrze, ale kto by miał tę ofertę przedstawić? Przecież nie Rada Polityczna PiS, w której większość to zausznicy obecnego prezesa. Bez niego nie ma ich w polityce pisowskiej. Więc będą bronili JK jak swych własnych pozycji.

Skoro nie ta, to jak? Jakiś wewnętrzny pucz podczas zjazdu partii, zagranie takie jak ostatnio w PSL: drugi niespodziewany kandydat i po JK jak po Pawlaku?

Niech sobie prawica spekuluje. Nie zgadzam się z Jackiem. JK jest wciąż problemem polityki polskiej, nie tylko prawicowej, choćby właśnie dlatego, że tylu ludzi wierzy w to, co prezes mówi. A gdyby zastąpił go Macierewicz, problem byłby jeszcze większy.