Jak wielką komisję śledczą, to edukacyjną
To jest prawdziwy temat dekady. Profesor fizyki z UJ Jan Stanek pisze w Wyborczej: Młodzi przyjaciele, zostaliście przez nas, nauczycieli i wykładowców, oszukani. http://wyborcza.pl/1,86116,11633916,Profesor_do_mlodych__wyksztalconych_bezrobotnych_.html
To kolejny głos w debacie o nędzy naszego systemu kształcenia i nieprzydatności zawodowej absolwentów z dyplomami. Jeśli to prawda, na co czekacie posłowie Rzeczpospolitej: to jest sprawa dla was. To jest temat dla wielkiej sejmowej komisji śledczej.
Wypowiedź Stanka wydaje mi się do bólu szczera. Bo nie zwala winy na innych, zaczyna od winy nauczycieli. A potem wytyka też winę studentów, wreszcie polityków. Wskazuje, chyba dość przekonująco, że winnych jest wielu, a efekt dramatyczny.
Niestety, nie wskazuje, jak mi się wydaje, jak z tego dołka wyjść. Bo same hasła, które rzuca prof. Stanek, to jeszcze nie jest nawet zarys ewidentnie potrzebnej reformy. Bo co to znaczy ,,przeprogramować polski mózg?” Co godzi się publicyście, nie bardzo wypada akademikowi i to od biofizyki.
No i szkoda, że na koniec profesor Stanek dał odrobinę samoreklamy, kiedy wezwał młodych, aby więcej od siebie wymagali, nawet jeśli nauczyciele od nich więcej nie wymagają, po czym zapewnił, że sześć wspaniale wykształconych młodych Polek na jego seminarium magisterskim o swoją przyszłość obawiać się nie musi.
Ja z fizyki i biologii na maturze 1970 miałem czwórki, więc się o kondycji biofizyki w Polsce 2012 nie wypowiadam. Jednak obecna dyskusja o uczelniach jako fabrykach niedouczonych bezrobotnych mnie obywatelsko bulwersuje. Czy naprawdę jest tak źle? Gdyby było, to biada ministrom i posłom, którzy wiedzą widzą i milczą. Przecież to jest – jeśli jest – prawdziwa zdrada narodowa.
XXXX Nie witaj
Uwagi do wpisów dodam wkrótce pod tym felietonem
Cel wpisu był filologiczny, ale w istocie społeczno-obyczajowy. Niektórzy to doskonale zrozumieli i przysłałi ciekawe komentarze. Aż głupio zatem wykładać kawa na ławę, że uwagi Rusinkowe i moje odnoszą się do korespondencji między osobami sobie obcymi, a nie bliskimi czy koleżeństwem z pracy itp. Wojtek 1942: nie wymawiam, bo nikt już w Polsce nie wie, że litera v wymawiana powinna być ,,we”, parę razy próbowałem, ale zaniechałem, żeby nie wypaść na dziwadło. Romskey: pański wpis to jeden z tych, o których piszę na początku, czy to naprawdę takie trudno czytać do końca i ze zrozumieniem? Werbalista: częściowo zgoda, welcome to nie jest odpowiednik ,,witam”, za to skoro już om detalach, to prawidłowa pisownia ,,maila” jest właśnie bez apostrofu. Co do obrońców ,,maili” – wiem, że taki zrobił się uzus, a z uzusami się nie dyskutuje – chyba że na takim blogu jak ten 🙂 – jednak co można spolszczać bez bólu zęba, to bym spolszczał. Adamo – patrz Romskey. m.f-b: niem chodzi o tytułomanię, tylko wyczucie społeczne. mag 14:29,pełna zgoda. Jacobsky: tyle że można w ogóle nie zaczynać ani od ,,witam”, ani od ,,Szan.Pan/Pani”. tredve – jak wyżej, Romskey, adamo; witać to ja kogoś mogę w progu własnego domu. giordano: dobrze, czy Pan/Pani też mówi do swych pań profesor per Profesorko? kz – ten nick chyba z zagranicy. pkt 3 wszelkie próby ,,poczty elektronicznej” się niestety nie przyjęły. pkt 6 Szanowny Panie Rusinek brzmi niedogrzecznie, tak można do dozorcy. Owszem, ,,esemesuję”. Natomiast wysyłam esemes, a nie ,,esemesa”. annam 33 : święte słowa! nie.spokoj – Anglia(gdzie mieszkałem i pracowałem dłuższy czas) to nie Polska, zresztą angielski ma dodatkowe dookreślenia takie jak ,,sir”, cieniujące językową demokrację ,,you”. Jerzy – otóż niektórzy od lat biją w Polsce na alarm. http://archiwum.polityka.pl/art/w-ojczyznie-polszczyznie,427036.html
Ewa 1958 – dzięki z Bralczyka, znamy się i jesteśmy z podobnej szkoły jeśli chodzi o poprawność językową, lecz prof. B chyba jest bardziej liberalny niż Pani i ja. Dziękuję za wpisy nickom: dosk, open, anna, anastazja, banterer, piotr modzelewski, barto. Werbalista – nie chce Pan makaronizmów, ja też nie, ale bez przesady. W końcu ,,negatywnie” to też import. Wykładowca uniwersytecki: faktycznie, wpis Pański dość niekulturalny, a jeśli to prawda, że Pan wykłada na uniwersytecie, to niech Pan to przemyśli jeszcze raz. Włodzimierz: dzięki za wpis i sugestie. Lecz to kompetencja Rady Języka Polskiego, a nie prasy.
Komentarze
Szanowny redaktorze Polityki
Temat jest wazny. Co czwarty Hiszpan jest bezrobotny a chinski eksport nadal rosnie.
Jakosc edukacji musi byc kompetetywna w stosunku do calego swiata bo z calym swiatem konkuruja teraz Polacy o miejsca pracy.
Slawomirski
Debata w „Polityce” – polska szkoła bezrobotnych:
http://www.polityka.pl/kraj/1526513,1,debata-w-polityce-polska-szkola-bezrobotnych.read
Panie Redaktorze, w co Pan wierzy?!
Przecież jest milion ważniejszych spraw – obrona zarodków z n vitro (Gowin i koledzy), „prawda” o Smoleńsku (PiS), absolutnie paląca sprawa obrony TV Trwam (PiS, SP), zdjęcie krzyży i legalizacja maryśki (Palikot) a z kolei SLD… nie wiem co tam ważnego ma SLD do załatwienia ale na pewno jest bardzo ważne…
Dopiero jak te problemy zostaną rozwiązane i po drodze nie pojawią się nowe palące problemy to będziemy mogli zając się edukacja przyszłych pokoleń…
Temat jest ważny i być może popełnię dłuższy wpis „w tym temacie”, który mnie żywo zajmuje.
Dziś tylko jedna uwaga: kiepska edukacja jest bardzo ważną ale nie jedyną zmienną przy próbie wyjaśniania braku perspektyw dla młodego pokolenia. Drugą bardzo istotną (moim zdaniem istotniejszą) jest struktura polskiej gospodarki. Przemysł został zamordowany szaleńczą polityką po 1989. A razem z nim możliwości rozwoju społecznego w tym rozwój edukacji.
Polska nie ma swoich produktów, uleciała z dymem kultura rozwoju i badań itp. Oczywiście wiem, że za PRL te wszystkie kwestie były trochę siermiężne i nie na poziomie Zachodu. Ale podstawa rozwojowa była! Każdy inżynier, który wyjechał z PRL (ja także) na Zachodzie po paru miesiącach reorientacji funkcjonował znakomicie.
Dziś w Polsce jest spalona ziemia. A dlaczego tak się stało – to już na osobną dyskusję. Przyczyny były i obiektywne i wynikające z decyzji politycznych. Także z twardej i miękkiej korupcji polskich elit.
Tak, jest tak źle.
Od jakichś dwu lat głoszę tezę, że *główną* funkcją szkolnictwa wyższego w Polsce jest ukrywanie bezrobocia wśród absolwentów szkół średnich. Z punktu widzenia państwa polskiego, które to wszystko finansuje (bo państwo dofinansowuje także *studentów* kierunków płatnych, nawet jeśli nie dofinansowuje ich uczelni) znacznie lepiej jest mieć ludzi na pseudostudiach niż w kolejce w pośredniaku. Uczelniom też się to opłaca, gdyż ich przychody zależą wprost od liczby studentów; na Uniwersytecie Warszawskim wpływy z dydaktyki stanowią ~85% całych wpływów, na mniejszych uczelniach jeszcze więcej. Dyplom – nie wiedza, ale dokument potwierdzający formalne wykształcenie – stał się warunkiem koniecznym ubiegania się o jakąkolwiek sensowną pracę, więc młodzi ludzie drzwiami i oknami walą na studia, które uchodzą za łatwe. Zajrzyjmy do Małego Rocznika Statystycznego: W roku 2010/11 (najnowsze dostępne dane) kierunki ekonomiczne i administracyjne studiowało 415 tys. osób, społeczne 221 tysięcy, pedagogiczne 217 tysięcy. A z drugiego końca matematyczne niespełna 17 tysięcy, fizyczne (do których GUS zalicza też chemię) 27 tysięcy. Jest jasne, że tylu ekonomistów, administratorów, nauczycieli etc nie znajdzie pracy „w zawodzie”. Kandydaci to wiedzą, ale na studia idą po papier umożliwiający szukanie czegokolwiek.
Jak można to zmienić? Jedynie zmieniając algorytm finansowania szkół wyższych, tak, aby państwo płaciło za jakość, nie zaś od sztuki. To nie przyniosłoby skutków natychmiastowych, efekty byłyby widoczne po 3-5 latach, a skutkiem ubocznym byłby WIELKI wzrost bezrobocia wśród maturzystów. Grzechem pierworodnym było tu bowiem nieszczęsne „umasowienie” edukacji średniej.
Studentki Jana Stanka faktycznie odbiorą dobre wykształcenie, ale z pracą też będą miały problem, bowiem polska gospodarka jest szalenie nieinnowacyjna, odtwórcza. Na szczęście absolwenci i absolwentki kierunków ścisłych łatwo się przekwalifikowują, więc ich szanse na znalezienie satysfakcjonującej pracy są i tak o niebo lepsze, niż szanse nieszczęsnych absolwentów pedagogiki i zarządzania.
Wracając zaś do samego Jana Stanka, zapomniał on dodać, że oprócz etatu na UJ ma także etat na PWSZ w Tarnowie, a więc, cóż, sam przyczynia się do proliferacji pseudowykształcenia.
Szanowny Panie Redaktorze,
problem oczywiście istnieje – jest niezauważany przez polityków, z mediami ostatnio jest trochę lepiej; trzeba to odnotować i docenić, gdyż zazwyczaj poziom medialnych wypowiedzi na temat edukacji w Polsce jest dramatycznie niski (vide sprawa lekcji historii w liceum). Opisanie tych wszystkich zależności – to temat na artykuł, nie wpis na blogu.
Od czego zacząć? Od praprzyczyny – nastrój społeczny, polityczny, politykę edukacyjną w Polsce od upadku komunizmu można określić stwierdzeniem „każdy powinien iść do liceum, każdy powinien mieć maturę, każdy powinien iść na studia”. W ten sposób mamy jeden z najwyższych współczynników scholaryzacji, a liczba uczelni wyższych w Polsce jest najwyższa w Europie, a chyba druga na świecie (zaraz po Chinach). Umasowienie edukacji określa się jako sukces ostatnich 20 lat – na pewno jest to zjawisko ogólnie pozytywne, jednak mające też swoje ciemne strony, o których mało kto przez ten okres czasu myślał.
Jeśli chcemy, żeby więcej ludzi miało konkretny „papier” to niestety, MUSI za tym iść obniżenie poziomu wymagań. Moim zdaniem nie jest ono tak tragiczne, w wielu miejscach sprowadza się do ogólnych tendencji światowych (mniej pamięciowej wiedzy, więcej „umiejętności”).
Oczywiste jednak jest, że nie każdy musi mieć magistra, gdyż nie każdy – jakkolwiek okrutnie by to nie zabrzmiało – jest do tego intelektualnie predysponowany. W latach 90-tych, wraz z upadkiem wielu zakładów pracy upadło szkolnictwo zawodowe; cieszę się, że MEN ma plany odbudowy jego pozycji; trzeba jednak jeszcze przekonać młodzież, że „zawodówka” to nie jest „wiocha”, że lepiej umieć coś konkretnego, niż iść do liceum, ledwo zdać tę maturę i pójść potem – w ramach owczego pędu – na studia, na jakąś pedagogikę, kulturoznawstwo, po czym bezrobocie ma się jak w banku.
Uczelnie tutaj są same sobie winne w dużej mierze: przy obecnym systemie finansowania ich działalności (pieniądz idzie za studentem, nie za konkretnymi wynikami, co, jak zapowiada Rzepa, ma się całe szczęście również zmienić) doskonale wiedzą, że dają wielu ludziom „śmieciowe” wykształcenie, gdyż dużo taniej wykształcić pedagoga, niż fizyka jądrowego. Można zarobić na całej masie studentów zaocznych, ściemniając im po prostu, że będą wykształceni, przez co cenieni przez pracodawców, wykorzystując naiwność, brak odpowiedzialności, niekiedy pójście po najniższej linii oporu przez młodzież, połączone z tym przekonaniem, o którym wspominałem – że każdy musi iść na te studia, gdyż nie wypada inaczej.
Środowisko naukowe cechuje hipokryzja – narzekając na niski poziom kształcenia, sami się do tego obniżenia przyczyniają – nikt nie każe otwierać im bezsensownych kierunków, same ustalają sobie próg punktowy przy rekrutacji, nikt im go nie narzuca. Ale problem jest jasny – gdyby uczelnie chciały, żeby poziom był wyższy, musiałyby przyjąć mniej studentów. Gdyby przyjęły mniej studentów, miałyby mniej pieniędzy.
Pomijam już całe mnóstwo absurdów życia codziennego na polskich uczelniach – wystarczy się przejść do dziekanatów, gdzie student jest nadal traktowany jako zło konieczne, jako intruz w tym fantastycznie działających mechanizmie uniwersytetu. Czasem mi się wydaje, że niektórzy pracownicy mają przekonanie, że gdyby nie studenci, to byłoby tak wspaniale, a tak, to tylko im przeszkadzamy w swoim błogim nicnierobieniu 😉
Sam studiuję na WPiA UJ – ogólnie jestem bardzo zadowolony zarówno z Wydziału, jak i samego Uniwersytetu, jednak to, co się u nas dzieje powoduje czasem, że nie wiadomo, czy się śmiać, czy płakać. Może nowy rektor to zmieni 😉
Chyba trzeba czekać na zmianę pokoleniową na uczelniach, gdyż obecne środowisko profesorskie jest zbyt konserwatywne, zbyt negatywnie nastawione do jakichkolwiek zmian. A jeśli nic się nie zmieni – wspomni Pan moje słowa – za 5-10 lat czekają nas ogromne protesty w stylu ruchu „Oburzonych”. U nas to będzie raczej ruch „Oszukanych”, zgodnie z tym, co pisze prof. Stanek, a z czym się w zupełności zgadzam.
Pozdrawiam!
Panie redaktorze!
Jestem doktorantem, matematykiem na jednej z warszawskich uczelni. Jeszcze nie mam dużego doświadczenia w pracy na uczelni, ale jakieś spostrzeżenia posiadam. Wydaje mi się że, nie wszędzie sytuacja jest tak dramatyczna, jak to zostało opisane, wśród moich znajomych z roku wszyscy znaleźli pracę, ale to może efekt tego, że studiowaliśmy w Warszawie, gdzie jest popyt na umysły ścisłe, których jest niewiele.
Niestety jest prawdą, że poziom kształcenia na uczelniach spada, spowodowane jest to wieloma czynnikami, z których głównymi są ilość osób które idą na studia i poziom matury.
Jeżeli porównać wymagania maturalne z matematyki, z okresu gdy zdawali ją moi rodzice (matematyka też była wtedy obowiązkowa), okaże się że wymagania dla klas humanistycznych z tamtego okresu, to wymagania dzisiejszej matury na poziomie rozszerzonym! Dzisiejsza matura podstawowa, to poziom dawnej ósmej klasy podstawówki. Jeżeli ludzie przychodzą na studia z gorszym wykształceniem, a studia się nie wydłużyły, to i kończą studia z gorszym wykształceniem.
Druga sprawa, czyli to, co jakiś czas temu było nazywane sukcesem, dużo więcej osób studiuje, co też prowadzi do obniżenia poziomu studiów. Nie jest prawdą, że raptem w Polsce młodzi ludzie stali się zdolniejsi. Poziom kształcenia, musi być dopasowany do ludzi których się kształci, więc spada. Studia kiedyś były elitarne, teraz ewidentnie nie są, każdy musi mieć (jakiś, jakikolwiek) dyplom i spodziewa się, że ten dyplom ma tę samą wartość, co jeszcze 20 lat temu, a skoro dyplomów jest coraz więcej, to ich wartość spada.
Odrębną sprawą jest zrozumienie przez uczelnie, że w większości przestały być Wielkimi Akademiami, a zaczęły być wyższymi szkołami zawodowymi. Studenci nie chcą się uczyć nieprzydatnych teorii, wolą przedmioty praktyczne, gdzie nauczą się czegoś, co mogą wpisać do CV. Nauczyciele akademiccy oczywiście wolą teorie.
Jest jeszcze kwestia wyboru kierunku studiów, bo większość osób wybiera kierunki humanistyczne, po których, niestety, o pracę trudniej. Jak pisałem na początku, wśród znajomych ze studiów nikt problemów z pracą nie ma, ale wśród znajomych historyków, prawników, polonistów, etc. tak dobrze nie jest.
pozdrawiam serdecznie,
Hirus
Można zostać studentem historii, nie zdając historii na maturze:
„Naukowcy protestują „w obronie historii” w liceach. Jednak sami na studia historyczne przyjmują chętnych bez matury z tego przedmiotu. Tak jest na wydziałach historycznych Uniwersytetu Jagiellońskiego, Uniwersytetu Wrocławskiego i Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu (choć nie tylko). Żeby się tam dostać na kierunki historyczne nie trzeba mieć matury z historii, może być geografia, język polski, język obcy, biologia, chemia, fizyka, astronomia. ”
http://wyborcza.pl/1,75478,11580292,Mozna_zostac_studentem_historii_bez_matury_z_historii.html
Ekhm… A ja pamiętam, że rok 1970 to był rok bez matur 🙂 Pan Redaktor powtarzał którąś z klas? A na uczelniach tak jest i inaczej być nie może. Ludzie nie są inteligentniejsi niż dawniej i skoro za moich czasów (1976-1980) na studia szło 7% młodzieży, wśród której potem robiło się ostry odsiew na pierwszej i drugiej sesji, a dzisiaj studiuje 50% albo więcej, to skoro mają je kończyć, muszą być nic nie warte. A mają je kończyć, bo inaczej szlag by trafił jeden z głównych mitów III RP – skoku cywilzacyjnego związanego z rzekomo świetnym wykształceniem młodego pokolenia.
Dzień dobry
Wypowiedź prof. Stanka jest celniejsza niż pojawiające się ostatnio wypowiedzi „pracodawców”. Mam już dość czytania o „umiejętnościach pisania, kreatywności (słowo klucz) czy kompetencjach miękkich”, że studia tego nie uczą. A jak mają uczyć czegoś, co powinno być zdobyte na poziomie szkoły średniej?
Kończyłem studia techniczne, czyli te, które powinny być najbliższe przemysłowi. Koledzy narzekali, że nie są przygotowani do zawodu. Gdy posadzono mnie przed komputerem w biurze, z marszu robiłem to, czego wymagano – wręcz powielając projekty, które wykonywałem na studiach. Okazało się, że koledzy byli nieprzygotowani, bo się nie nauczyli.
Studia często są wymagające, natomiast można je ukończyć nie wynosząc z nich wiele, również na tzw. prestiżowych kierunkach. Pracodawcy narzekają, że ludzie są nieprzygotowani do pracy, nie mają umiejętności. Nie chodzi o to, że studia tego nie uczą (pytanie czy to jest cel studiów?), raczej nie eliminują tych, którzy kiedyś z różnych względów nie dopłynęli by do wyspy z napisem ‚magister’. Można zostać politologiem na UW i nie wiedzieć, kiedy przestał istnieć Związek Radziecki…
Nie dziwię się, że prof. Stanek nie wskazuje na drogę z dołka. Jako naukowiec prawdopodobnie wie, że zbyt złożony to problem, a propozycje wywracania systemu do góry nogami są nierealne.
Tak Niesiołowski powiedział o Chrzanowskim – „To wybitny polityk RP. Człowiek, który narażał życie dla Polski. Dzięki takim ludziom jak Wiesław Chrzanowski Polska odzyskała niepodległość i nie upadła. Nie pamiętam, by podjął kiedykolwiek złą decyzję. Zawsze był po dobrej stronie. Polska wiele straciła – powiedział na antenie TVN24, Stefan Niesiołowski.”
Znaczy to, że jest całkowicie odwrotnie. Po co kłamać o zmarłym?
Nieudane jest spoleczenstwo… jak zwykle wedlug klucz Polityki/Wybiorczej.
Bezrobocie wsrod mlodych absolwentow uczelni ma jakoby wynikac ze zlego modelu nauczania – za malo magistrow kasjerow w Tesco mam rozumiec.
Bo gdzie jest ten przemysl/nauka i ilu magistrow blondynek z nogami do ziemi i dekoltem do pasa potrzeba do sprzedawania kitu?
Oczywiscie ani slowa o tym czy ktos ponosi jakakolwiek odpowiedzialnosc za stan polskiej gospodarki i chory rynek pracy.
Jak zwykle najmniej odpowiedzialni sa rzadzacy… i przyjety model transformacji w strone supermarketow i montowni plus praca w aparacie urzedniczym na podstawie znajomosci.
Jakos sobie naszych „niedouczonych” absolwentow na zachodzie cenia i chwala.
zaskoczyl mnie brak wzmianki o winie Kosciola.
Panie Szostkiewicz zaspal Pan?
Załączam link, bo ten z wpisu mi nie działa (jest przycięty).
Jeśli chodzi o temat — znam go wycinkowo, ale mam wrażenie, że profesor Stanek również. Bo zacząłbym od pytania, jak się ma wybór kierunku studiów, do wyboru zawodu. Łapię się na tym, że znam bardzo wiele osób pracujących poza wyuczonym zawodem. Bo zawód wyuczony, owszem, ciekawy był poznawczo, ale nie dawał dużych szans zatrudnienia. I tak znajome małżeństwo geologów pracuje poza zawodem (on w policji, ona w logistyce).
Prof. Stanek pisze o tym, jak ważne jest przekazywanie wiedzy. Ja na to patrzę z drugiej strony — większość pieniędzy idzie właśnie na to (często nadużywa się słowa nauka — np. ostatnia reforma ‚nauki’ jest, praktycznie, reformą nauczania w szkołach wyższych, w której nauka jest tematem marginalnym). To dwa różne, ale powiązane zadania. Bo jedną z najważniejszych uwag, jakie można skierować do nauczających w szkołach wyższych jest brak podążania za zmieniającą się wiedzą. A podążać da się, tylko śledząc postępy nauki własną pracą.
Ale skoro z obu punktów widzenia: nauczani i nauki jest problem, to znaczy, że coś z tym trzeba zrobić.
Rozwiązywanie problemów, poszukiwanie wiedzy, dociekanie, wydają mi się zupełnie oczywiste. Pozostaje problem, na ile taką postawę kształtuje system edukacyjny. Ze studentami kontakt mam rzadki, więc może szczęśliwie, obserwacje nie są prawdziwe. A obserwacje mówią, że często papierek jest więcej dla nich warty od wiedzy, a odpowiedzi lepiej wykuć niż zrozumieć. To nie jest żelazna reguła, ale to podejście bardzo popularne, co gorsza — uargumentowane… rynkiem pracy. Bo pozwalają odpowiedzieć na wymagania pracodawcy ‚na teraz’, nie martwiąc się o to, co będzie za lat 10.
Nie ma żadnej zdrady ani oszustwa. Wszyscy od początku do końca wiedzą i wiedzieli, że chodzi o dyplomy, a nie wiedzę i to żadna nowość.
W sytuacji dużego bezrobocia i wyżu demograficznego uniknięcie pseudoboomu edukacyjnego jest niemożliwe. W przyszłości (niż demograficzny i spadające bezrobocie) będzie dokładnie odwrotnie i będziemy czytać w gazetach profesorów narzekających, że nikt nie chce studiować.
Zapewne należałoby wprowadzić jakąś częściową odpłatność na studiach państwowych, to by poprawiło sytuację finansową uczelni i przekierowało część osób do pracy i tyle. Cudów nie będzie.
Komisje śledcze są oczywiście bez sensu. Może od razu komisja śledcza, dlaczego nie jesteśmy młodzi, piękni, zdrowi, bogaci i nie mamy grzecznych dzieci?
Nie bardzo widzę powód, dlaczego państwo miałoby za swoje pieniądze dostarczać pracodawcom wykwalifikowanych pracowników.
Proponuję zmiany zasad premierowania w Polsce. Należy wziąść przykład z Unii Europejskiej i wprowadzić półroczne okresy premierowania:
1 półrocze – historyk
2 półrocze – ksiądz
3 półrocze – rolnik
4 półrocze – strażak
5 półrocze – lekarz
połowa 6 półrocza – żołnierz
2 połowa 6 połrocza – policjant itd.
a w mieęzyczasie wprowadzić jakąś kadencję dla sprzątaczki z dużą miotłą.
W ten sposób uniknięto by ewenementów na skalę światową – po rządach dwóch bliźniaków rządy historyków – może wówczas uległy by zmiany piorytetów w szkolnictwie.
Ciekawy temat i kilka ciekawych wątków się od razu nasuwa…..
1- Plaga plagiatów u naszych sąsiadów.
Dla podreperowania swych pozycji POLITYCZNYCH, zawyżali swoje wykształcenie formalne. Nasz Kwaśniewski to kuriozum, bo zaniedbał wykonanie w swoim czasie jednego telefonu. Dyplom byłby formalnością.
Pan Kępski, czy pani Beger, świadczą najlepiej o jakości kształcenia- matura w rok, to ewenement. Mamy zdolnych polityków, czy dyrektorów?
2- Plaga pisania na zamówienie.
Sympatyczny wywiad ostatnio czytałem, z człowiekiem piszącym prace na zamówienie. Magisterska 3 000, doktorska 30 000, na KAŻDY temat.
Dziwnie przypomina to postać liftera z powieści Zajdla- Sneera……
3- Plaga reform.
Reformujemy od czasów Kuberskiego- chyba 1974 rok?
Efekty? Widoczne……
4-Plaga likwidacji.
Zamiast tysiaca szkół na tysiąclecie, w ciągu ostatnich 20 lat zlikwidowaliśmy samych szkół ponad trzy tysiące. O bibliotekach, wiejskich świetlicach, domach kultury, przedszkolach, nie wspominając.
A przecież oprócz funkcji dydaktycznych, miały rolę kulturotwórczą…..
Głupimi łatwiej rządzić?
5- Krzywa Gaussa nie pozostawia złudzeń. NIE DA SIĘ bez straty poziomu, wyedukować na magistrów osób poniżej powiedzmy IQ 100.
Nawet do marines trzeba mieć minimum IQ 84.
Forrest Gump, miał ofiarną matkę….
Nasze studentki mają sponsorów….
Andrzej Falicz
30 kwietnia o godz. 12:15
Siatka godzin przedmiotów obowiązkowych w szkole to 35.
Nauczanie religii musiało skutkować zmniejszeniem innych…..
Fizyka i chemia wymagają pracowni, odczynników, doświadczeń.
W szkole oszczędzającej na kredzie, mydle, to niemożliwe…..
Sieci szkół resortowych, przyzakładowych , też już nie ma.
Za pomysł ich likwidacji należy się dłuuuuga odsiadka, nie premie….
Heros z tego profesora – latami oszukiwał, a dopiero na starość zebrało mu się na bicie się w piersi. To jednak wystarczy, aby oszusta stawiać za wzór.
@JurekS
Podstawa rozwojowa? Niby co było lepsze? Teraz inżynierowie wyjeżdżający na Zachód nie funkcjonują znakomicie?
Jest tak źle a nawet gorzej. Młodzi ludzie ze środowisk nieinteligenckich płaca dwa razy, za tych co na bezpłatnych studiach i za siebie na płatnych. To co dostają za pieniądze żadnym studiowaniem nazwać nie można. Wszyscy o tym wiedzą, którzy się w swoim życiu stykają z absolwentami tych „wyższych” uczelni.
Oszustwo, oszustwo, oszustwo!!!
To inteligencja tak sobie konkurencję załatwiła przy pomocy selekcji.
Celowe działanie.
A Pan profesor to raczej miał na myśli tych po dziennych studiach, to tam jest tak źle, że włosy z głowy rwać.
Że o tym wszyscy wiedzą?
A o tym, że w weekendy wzrasta śmiertelność o 60% to też wszyscy lekarze wiedzą, nawet panie w USC która akty zgonu wystawia. Restauracje mogą być czynne 7 dni w tygodniu, szpital od piątku do poniedziałku nie działa co kosztuje życie dziesiątek tysięcy pacjentów. O tych którzy stracili zdrowie przez sobotę i niedzielę nie wspomnę. A mogliby żyć, tylko nikomu na ich życiu nie zależało to co my o edukacji mówimy.
A wiesz, Wiesiek59, ze matura w rok to nie jest az takie rzadkie. Znam takie wypadki. Jedna nasza znajoma w Londynie przerwala nauke w wieku dziewieciu lat, kiedy wsadzono ja do krakowskiego getta. Kiedy dotarla w 1946 r jako wojenna sierota do Edynburga i znalazla sie w jakiejs szkole z internatem prowadzonej przez zakonnice (miala juz wtedy 15 lat) nadrobila caly program w ciagu poltora roku, zdala na romanistyke i zostala nauczycielka w liceum, jest juz na emeryturze. Napisala piekna ksiazke po angielsku.
Wiec moze i Pani Beger byla dostatecznie wytrwala i ambitna. Jest prosta kobieta (i jako taka podlega w Polsce szczegolnemu wysmiewaniu sie), ale jest inteligentna. I skromna.
Sama wiele lat tem zdolalam przygotowac w ciagu trzech intensywnych miesiecy nie znajaca jezyka studentke amerykanska na tyle dobrze, ze pojechala na dwuletnie stypendium do Leningradu, gdzie robila jakies badania i wszystkie zajecia tam miala po rosyjsku. I siedziala w rosyjskich archiwach. A nie znala ani slowa kiedy sie zglosila. Nie byla to moja zasluga, ale jej wyjatkowej motywacji i solidnej pracy. Kobiety tak potrafia. Czesciej od mezxczyzn z jakiegos powodu, bo wszystie takie przypadki jakie znam dotycza kobiet.
Gorąco popieram ideę Nadzwyczajnej Komisji Parlamentarnej ds Upadku Edukacji i Nauki w Polsce.
Komisja,kategorycznie,nie powinna się zajmowac się bezrobociem wykształciuchów,
ponieważ bezrobocie jest immanętną własnością przekształceń styropianowych.Niezależną od poziomu wykształcenia i wskażnika cytowań w Nature i Science.Nawet przy wysokich takich wskażnikach liczba pozycji kasjerskich w marketach jest ograniczona.Tylko znikoma częśc cytowanych,dysponująca odpowiednimi predyspozycjami,(tu warto zauwazyc odwrotną proporcjonalnośc wartosci wskazników cytowania do predyspozycji) wejdzie skutecznie do tzw „klasy politycznej”. Częśc wyjedzie a częśc wpadnie w płoną frustrację ,jak zauważa wielu dyskutantów,z własnej winy.
Komisja Nadzwyczajna,by działac konstruktywnie,nie powtarzając błędu prof Stanka ,
wytkniętego przytomnie przez Gospodarza,winna zatroszczyc się o częśc popadłą w płona frustrację.Broń Boże nie może dotykac tzw „zdrady narodowej” albowiem jest to zagadnienie bez końca i początku,prowadzące do powstawania podkomisji ds służby zdrowia,PKP,ziemskich odzysków kościelnych,in vitro by demografię wzmocnic itd,itp. Tego byśmy nie chcieli.Nie powinna także dążyc do istotnych zmian w trybie kształcenia w naszych znamienitych uczelniach.Jest dobrze,to prawie,gałąż gospodarki narodowej z miliardowymi obrotami,nie wolno jej szkodzic.
Działając konstruktywnie,KNE (kom.nad.edu) winna wprowadzic studia III stopnia.
Licencjaci mogli by przeskakiwac stopień II.Chodzi mi oto,by na stopniu III magistrzy i licencjaci (ci ostatni przeskakując) mogli by uzyskiwac stopień mgr marketingu & lakiernictwa lub &blacharstwa samochodowego lub licencjata & rzemieślnika dyplomowanego.Nie można pozbawiac takich możliwości doktorów.Doctor & … miało by swoją wymowę.
Obawiam się,że moja propozycja „idzie pod prąd” zamiarom skrzydła dominującego w partii rządzącej.Jest kurs na deregulację.Przy takim kursie tytuł „Doctor & …” traci swoje znaczenie.
Szkoda.Powołanie KNE w tej sytuacji także wydaje się niezasadne.
@Jurganovy – „KNE (kom.nad.edu) winna wprowadzic studia III stopnia.
Licencjaci mogli by przeskakiwac stopień II.”
Widać, że nie jesteś na bieżąco ze zmianami w polskim szkolnictwie wyższym 🙂 Studia III stopnia już są, a możliwość przeskakiwania studiów II stopnia przez licencjatów, nosząca dumną nazwę diamentowego grantu, jest wielką zdobyczą zeszłorocznej reformy autorstwa Ernst&Young i minister Kudryckiej.
To jest ciekawy temat (dla redakcyjnego rzymskiego katolika):
http://wyborcza.pl/1,75968,11640235,Watykan_kontra_siostry_zakonne.html
Jurganovy
30 kwietnia o godz. 15:51
To też już było……
Prawdziwi Naukowcy spotykali się potajemnie na działkach, po tym jak wykształcenie średnie jako ostatni w mieście zrobił …..hycel, a konduktor w tramwaju miał magisterium z ząbkowania dziurek w kasowniku…..
@wiesiek59 objawia stosunek do statystyki 30 kwietnia o godz. 13:36
„Krzywa Gaussa nie pozostawia złudzeń. NIE DA SIĘ bez straty poziomu, wyedukować na magistrów osób poniżej powiedzmy IQ 100.”
Daruję Ci Wieśku antropomorfizację wykresu rozkładu normalnego prawdopodobieństwa zmiennej losowej ciągłej.
Wykres rozkładu IQ jest krzywą schodkową nieciągłą o składowych będących odcinkami bez jednego końca. Krzywa Gaussa jest linią ciągłą obustronnie nieograniczoną (jedna składowa gładka).
Drugie zadanie trudno mi zrozumieć, a pierwsze moje go zrozumienie zawierało Twą niejawną tezę: edukowanie obniża poziom edukowanych.
Wieśku! Poczytaj sobie odrobinę o statystyce cech jakościowych oraz o efekcie Flynna.
Ja i moi rówieśnicy znamy tangramy i orygami, a młodzi sąsiedzi oswiadczają, że nie znają tych witryn internetowych.
Sadzę, że stanu polskiej edukacji nie da się zrozumieć bez teorii katastrof Rene Thoma. Rzutowanie problemu w przestrzeń o mniejszej liczbie wymiarów prowadzi do utraty ciągłości i spadania samolotu w zbyt mało zwartej i niespójnej mgle.
Nasza koleżanka jest wspomagana w blogowaniu przez swe emigracyjne dzieci. Odwrócenie porządku czeladnik-mistrz jest warte uwagi.
Zmiana zlewni na naprzykład amazońską wzmaga inteligencję.
Powinniśmy raczej w odniesieniu do świeżo upieczonych magistrów rozważać test matryc Ravena (test matryc progresywnych), a w poważniejszych badaniach test inteligencji WAIS (Wechsler Adult Intelligence Scale).
Zwracam uwagę, że jednorodne metodologicznie badania rówieśniczek Alicji w Krainie Czarów i dziewcząt z dzisiejszych polskich gimanzjów są co do wyników nieporównywalne. Tezę zbliżoną próbował z kiepskim skutkiem przedstawić Roman Polański ważnemu zapalczywemu prawnikowi z USA. Alicja nie musiała odruchowo odpowiadać na pytanie czy jest po inicjacji obywatelskiej 18+.
Alicja nie miała parcia na szkło i talentu estradowego Dody mającej IQ wyższe od mojego.
W przekroju historycznym Wieśku nie pomogłoby przeniesienie problemu w przestrzeń o większej liczbie wymiarów do zaprezentowania wyników badania testami WAIS.
Tu, dla przebiegającego komentarze wzrokiem pożyczonym od Błyskawicznej Mary i Błyskawicznego Joe wstawka ni przypiął ni przyłatał.
Autor dowodu hipotezy Julesa Henriego Poincaré: „Każda trójwymiarowa zwarta i jednospójna rozmaitość topologiczna bez brzegu jest homeomorficzna ze sferą trójwymiarową.” mieszkaniec Sankt Petersburga – Grigorij Perelman jest kretynem. Sześć lat temu odmówił przyjęcia Fieldsa, a dwa lata temu odmówił przyjęcia nagrody Instytutu Matematycznego Claya w wysokości 1 mln dolarów.
Nic dziwnego. Perelman jest człowiekiem ociężałym umysłowo. Tak wspomina Grigorija jeden z jego nauczycieli: „Zawsze sprawdzał bardzo, bardzo starannie.” Z przeciętnym szachista Grgorij przegrałby w niedoczasie.
Aż dziw, że kosmolodzy mają podziw dla Perelmana. Ale kosmolodzy są świrami. Kompletnie nie doceniają, że inteligentny człowiek oglądający serial „Lost” ma za zadanie bać się, a nie usuwać zagrożenia.
Inteligencja jest zdolnością do adaptacji. Najbardziej błysnęli nią ostatnio dwaj inteligenci: Binenda i Kleiber. Pierwszy z kapitałem zakładowym 2 dolary zawładnął umysłami milionów Prawdziwych Polaków.
Drugi to prezes Polskiej Adademii Nauk profesor Michał Kleiber. Gdy tylko Wódz zapowiedział rozwiązanie PAN i wszystkich uniwersytetów prezes (drugiej kategorii) przychylił się do idei międzynarodowej komisji badającej lokalne w czasie i przestrzni zakłócenie pola grawitacyjnego. Społeczeństwo i Naród bez pomocy podprezesa Kleibera nie jest w stanie zrozumieć, czy Lech Kaczyński dostąpił wniebowzięcia czy został wbity w błoto.
Statystyka jest jak esperanto.
Piekielnie łatwe i tylko nie wyjaśnia co jest językiem macierzystym matki.
Wietnamczcy twierdzą, że esperanto jest językiem intonacyjnym, a saudyjczycy twierdzą, że jest językiem firmowym Mossadu.
I w ten sposób splagiatowałem regułę Godwina: katastrofę smoleńską zorganizowali przechrzty.
Blogu! Ty nad poziomy wylatuj! Najlepiej przejściami tunelowymi …
„Ja z fizyki i biologii na maturze 1970 miałem czwórki, więc się o kondycji biofizyki w Polsce 2012 nie wypowiadam.”
Calkiem niedawno, w gmachu pewnej wielkiej a slynnej uczelni w Warszawie podsluchalem (brzydko, brzydko…) rozmowe miedzy sliczna panienka a starszym panem. Okazelo sie ze starszy pan to profesor biofizyki wlasnie,a sliczna panienka robila u starszego pana magisterium. Calkiem niedawno. Rozmawiali na temat kariery zawodowej.
„Nikt z mojego rocznika nei znalazl pracy w zawodzie, a niektorzy w ogole” powiedziala panienka. „Ja mam szczescie – spzredaje ksiazki, a wiec cos wspolnego z nauka mam” dodala.
Problem opisal Stanislaw Lem w Cyberiadzie: „Chinczyk Liu uczyl sie u Chinczyka Czu sztuki zabijania smokow. Gdy studia skonczyl i uzyskal dyplom, postanowil wyprobowac swa wiedze. Niestety, nigdzie nie mogl znalezc smoka”.
Podobnie jest z biofizyka, elektronika, fizyka nuklerana i wieloma innymi ekscytujacymi specjalnosciami – w Polsce nia ma smoka. Polska wybrala pszenno-pastewno-buraczana droge rozwoju, a miara mocarstwowosci Polski w high-tech jest 200 osobowa montownia azjatyckich telewizorow.
Owszem, oszukujemy stydentow. Mowiac im ze wiedza i zdolnosci do czegos sie w Polsce przydadza. Niestety, nie przydadza sie. To kula u nogi.
staruszek
30 kwietnia o godz. 17:30
Możemy dyskutować, co było pierwsze- jajo czy kura……
Można założyć że wykształcenie średnie MA OSIĄGNĄC 50% populacji uczącej się. I mamy efekt- wymagania zostały dostosowane do założeń, ze szkodą dla poziomu wykształcenia.
Możemy założyć również, że zbudujemy sito selekcyjne- gdzie wykształcenie średnie, czy wyższe, będzie skorelowane z pewnym poziomem wiedzy…..
Ilość maturzystów, nie przejdzie w jakość studentów……
Statystyki nieco liznąłem, jak każdy student, ale topologii ni w ząb….
A krzywa rozkładu normalnego jest zdaje się nazywana krzywą dzwonową? Co poniżej osi, nie spełnia wymagań.
Testy Wechslera, adaptowane w latach pięćdziesiątych, nieco się przeżyły, również ze względu na zmiany kulturowe. COŚ mierzą, niekoniecznie inteligencję…..
Niemniej jednak, inteligencja jest jedną ze zmiennych, branych pod uwagę w przewidywaniu powodzenia szkolnego ucznia. Choć nie jest czynnikiem jedynym.
Bez komentarza:
„Jeśli nie masz czasu, zależy Ci na dobrym stopniu, goni Cię termin zaliczenia, a musisz napisać pracę magisterską, licencjacką, bądź zaliczeniową skontaktuj się z nami. Pomożemy Ci napisać własną, dobrą pracę, nawet na wczoraj!
Nasza Firma działa już ponad 10 lat! Zaufaj doświadczeniu i wyselekcjonowanym specjalistom. Na rynku działa wiele efemeryd i przypadkowych ludzi, nie daj się zwieść cenie, postaw na jakość. Wysoką jakość można uzyskać jedynie poprzez szlifowanie umiejętności zdobytych przez wiele lat.
Uwaga! Oferujemy teksty w języku angielskim i niemieckim w atrakcyjnych cenach.
http://www.e-pisanieprac.pl/
Pan Redaktor pisze:
„To jest prawdziwy temat dekady. Profesor fizyki z UJ Jan Stanek pisze w Wyborczej: Młodzi przyjaciele, zostaliście przez nas, nauczycieli i wykładowców, oszukani. ”
sprawa zalatuje wyraznie tzw. „wariantem wegierskim”.
Jedynym pocieszeniem (choc raczej marnym) dla „mlodych i wyksztalconych”
jest fakt, ze nie tylko oni zostali nabici w butelke.
Powoli wychodzi na to, ze cala ta tzw.”III Rzeczpospolita” to jedno wielkie oszustwo.
Co bardziej rozgarnieci, mowia o tym juz od dawna, ale jak do tej pory ich glos
ginie w jazgocie propagandy sukcesu. Prawda ma jednak to do siebie, ze mozna ja ukrywac co najwyzej przez jakis czas. W koncu i tak wyjdzie na jaw.
@pfg:
Nie popadajmy w przesadę. Przypominam sobie odpowiedź Józefa Oleksego na pytanie o największe sukcesy III RP — wymienił skokowy wzrost liczby osób z wyższym wykształceniem, co skomentował jakoś tak: „nawet uwzględniając obniżenie poziomu kształcenia, jest to bardzo pozytywny wskaźnik, bo jednak wiąże się z pozyskaną wiedzą, tworzy też nowe oczekiwania i wzorce wobec wyborów życiowych”. I muszę się z tym zgodzić — to także kreowanie ambicji wśród młodych Polaków.
@Wiesiek59:
1- Plaga plagiatów u naszych sąsiadów.
Podobno jest ich sporo, choć osobiście się nie spotkałem.
2- Plaga pisania na zamówienie.
J.w. Temat bardzo medialny, ale nie mam podstaw do wyrokowania o znaczeniu.
3- Plaga reform.
Przepraszam, ale skoro ciągle zmieniają się wymagania, to i ciągle trzeba zmieniać system. Oczywiście, wolałbym by było to robione inaczej, nie tak szumnie i z poczuciem pewnej stabilności (zmiany są wprowadzane z odpowiednim wyprzedzeniem).
4-Plaga likwidacji.
Do pewnego stopnia racja — likwidowanie szkół oznacza większe klasy. Z drugiej strony w większości jest odpowiedzią na zmiany demograficzne.
A biblioteki trzymają się nieźle.
5- Krzywa Gaussa nie pozostawia złudzeń.
Ech…
Zostawiając na boku uwagi staruszka, to ile właściwie osób może zrobić magistra? I jak można, systemem kształcenia, zmienić poziom inteligencji społeczeństwa? To drugie wcale nie jest żartem — IQ nie jest dane raz na zawsze, można mieć wrodzone predyspozycje, ale bez sprzyjającego środowiska (w tym szkoły) się one nie rozwiną.
@Hirus:
Dobrze, że przypominasz, że zatrudnienie to kwestia podaży i popytu, a nie samego poziomu uczelni. Może nawet tego ostatniego na dość odległym miejscu wśród czynników.
Piszesz:
> Studenci nie chcą się uczyć nieprzydatnych teorii, wolą przedmioty praktyczne, gdzie nauczą się czegoś, co mogą wpisać do CV. Nauczyciele akademiccy oczywiście wolą teorie.
To daleko idące uproszczenie. Bo jest tu kilka zjawisk. Raz: studenci lubią nauki ‚praktyczne’ (z mojego, inżynierskiego punktu widzenia, np. naukę obsługi narzędzi), co jest dobre z punktu widzenia CV, ale co ma ten wielki minus, że narzędzia się szybko zmieniają i już kilka lat po ukończeniu studiów (czasem nawet w chwili ich ukończenia), wiedza studentów jest nieaktualna. To jedna z zalet ‚teorii’ 🙂 A poważnie — teorii powinno się uczyć także na praktycznych przykładach, ale nie można się do tego ograniczać. Z perspektywy studenta nie jest to zwykle jeszcze oczywiste.
Inna rzecz — teoria lepiej przystaje do zainteresowań naukowych i stylu publikacji naukowych.
I jeszcze jedna — kwestia laboratoriów i doświadczeń. To kosztuje. Teraz, także dzięki UE, pojawiły się pieniądze na laboratoria, ale są one pierwszym punktem do skreślenia, gdy uczelnia szuka oszczędności. I u nas wielkie cięcie laboratoriów miało (jeśli wierzyć starszym ode mnie) miejsce na początku III RP.
PS.
Ale tak sobie myślę komisja? śledcza? z politykami? Czy to na pewno dobry pomysł? Czy właśnie polityków nie powinno się trzymać od tego z daleka, bo problem zideologizują i sprowadzą na kompletne manowce?
Pfg i Wiesiek59,
dziękuję za sprowadzenie do rzeczywistości.Powinienem pamiętac,ze matura 1957 i dyplom 1963 były już nadzwyczaj dawno.Pociesza mnie orzeczenie Staruszka,ze Perelman jest kretynem.Wystrzępiony egzemplarz „Fermat’s Last Theorem” będzie dalej wzbudzał emocje.
Niedawno w TVN-ie, w podonej kwestii dotyczącej ksztacenia polskich studentów, wypowiedział się inny profesor UJ -prof.Jan Hartman. Taką samą tezę , jak pan prof.Jan Stanek, traktującą o masowym kształceniu marności zawodowych, dobarwił dość oczywistą racją, że nasz system edukacji- nie posiada w sobie odpowiednich jakościowych mechanizmów selekcyjnych kandydatów na studentów.
Jego zdaniem, osób o ponadprzeciętnych uzdolnieniach , jest w każdym społeczeństwie znacznie mniej, niż wykształconych w naszym pobłażliwym szkolnictwie magistrów.
To oczywiście okruszek do dyżurnego tematu.
Pomysł Gospodarza na Wieką, Edukacyjną Komisję Śledczą w obecnej odsłonie naszego Parlamentu, uważam za przedwczesny…
Sebastian
Z innej beczki……
Opalenizna z solarium, żeby ładnie kontrastowała z bielą komunijnej alby. Tipsy, żeby dłonie złożone do modlitwy dobrze wyglądały na zdjęciach. Do tego cały katalog najbardziej modnych prezentów. Pierwsza Komunia Święta to prawdziwy jarmark próżności. Ale nie zawsze, bo nietypowe prezenty też znajdują amatorów
http://dziecko.onet.pl/75298,4,komunijny_jarmark_proznosci,artykuln.html
——————
Biznes…..przekupnie w Świątyni……
Jest koncepcja podwójnej komunii- widocznie jedną czuć malizną?
Profesor Stanek nie powiedział prawdy do końca. Gdyby studia w Polsce kończyli sami nobliści, geniusze i prymusi, pracy nie znajdą bo pracy w Polsce dla nich nie ma. Państwo ich nie potrzebuje, gdyż to państwo nie ma żadnej wizji ani programu rozwojowego. Prywatny biznes to przeważnie manufaktury typu krzak, a zagraniczni? tzw transfer nowoczesnej technologii, to wielka mistyfikacja i blacha na oczy? Chcą wydoić ile się da za darmo i uciec. Kiedyś jak było tak było, ale było setki instytutów, biur projektowych lub konstrukcyjnych, badawczych, gdzie setki tysięcy inżynierów miało co robić. Czasem dobrze, czasem niedobrze. Wiele było doskonałych. Była produkcja, stocznie, pegeery, spółdzielnie. Była praca i potrzeba inżyniera. Wszystko poszło z dymem. Teraz nikt nikogo nie potrzebuje, a im głuszy tym lepszy. Więc lepiej nie zawracać głowy studiami i mirażami dla młodzieży. Są z gruntu przegrani bo przegrało państwo.
Szanowny redaktorze Polityki
Prosze nie zapominac ze jednym z rozwiazan dla bezrobocia jest emigracja. Szkoda ze Polska nie kocha swoich dzieci i musza one szukac chleba u obcych. Kolejny mit kochajacej matki ojczyzny nie wytrzymuje konfrontacji z rzeczywistoscia. Dlaczego Polska kocha Urbana i Passenta a nie kocha Kowalskiego? Food for thought.
Slawomirski
Moi Drodzy.
Młodzież przychodzi na studia niedouczona ( a bywa, że w ogóle „nienauczona”).
Ale to nie licea i nauczyciele wymyślili, że wystarczy 30% wiedzy podstawowej, żeby zaliczyć egzamin maturalny. I nie oni wymyślili, że żadne bzdury i błędy pracy nie dyskwalifikują, jeśli delikwent uzyskał te 30%. I nie nauczyciele wymyślili regulamin, że wystarczy aby uczeń uzyskał frekwencję 50% + 1 godzina lekcyjna, aby mu włos z głowy nie spadł. A jeżeli pełnoletni, to może sobie samodzielnie usprawiedliwiać godziny nieobecności – i znów: najbardziej bzdurne tłumaczenia usprawiedliwia nie dyskwalifikują.
Pozytywni idiopci od „praw ucznia” i „praw młodzieży” rozłożyli nam szkoły równie skutecznie, jak min Hall. I jeżeli kogokolwiek przed Trybunał Stanu, to poczynając od min Haendke – wszystkich szefów resortu po kolei. I prof Konarzewskiego i jego Instytut pod proces karny poddać. Innej drogi nie widzę.
Nie chcę się wypowiadać autorytatywnie.
Ale w najlepszych uczelniach świata obowiązują chyba jakieś standardy, limity przyjęć?
Dlaczego u nas przyjmuje się na nasze uczelnie prawie wszystkich, Harvard, Ecole Normale, Oxford, MIT, mają nieco inne kryteria?
@jaruta
„Ale to nie licea i nauczyciele wymyślili, że wystarczy 30% wiedzy podstawowej, żeby zaliczyć egzamin maturalny.”
A trochę wcześniej, bo w gimnazjum, aby ‚zaliczyć’ egzamin, nie trzeba go nawet zdać, wystarczy, że gimnazjalista pojawi się na tym jakże ważnym sprawdzianie wiedzy i umiejętności (?) i poprawnie zakoduje dane osobowe.
Później może sobie spokojnie wyjść, ‚uzyskawszy’ zero punktów i być przyjętym do jednej z dwóch szkół średnich w okolicy (liceum i technikum + liceum profilowane). Bo zawodówki już od kilku lat nie ma z powodu braku naboru.
Przeczytałem uważnie ponad 30 komentarzy i przyznam, że przemówił do mnie tekst Spin Doctora. Podobnie jak on uważam, że w Polsce – kraju prac prostych – owi gruntownie wyksztalceni „nobliści, geniusze i prymusi” nie mieliby co robić. Czystę obludą jest twierdzenie, że za masowe bezrobocie młodzieży po studiach odpowiadają uczelnie nie przykladające się do kształcenia. Gdyby coś wskazywalo w poprzednich latach, że polski rozwój ma się opierać na kretywności, innowacyjności, sprawnosci intelektualnej absolwentów to uczelnie by się do tego modelu dostosowały. Ale nie było takich przeslanek. I nie ma nadal. Powtarzam, to kraj prac prostych i prostego myslenia.
Do łez mnie rozbawiła Henryka Bochniarz, która w ramach dyskusji o absolwentach napomknęła, że jej oko by przykuło CV w ktorym kandydat do pracy napisałby o sobie coś oryginalnego – np że odbył podróz po Sacharze. To kpina porównywalna do tego gdy od kandydatki na kontyskę wymaga się dyplomu prestizowej uczelni ekonomiczanej i znajomości języka francuskiego a od kandydata do pracy w firmie klecącej oczka ogrodowe dyplomu ukończenia budownictwa wodnego. Oba przyklady z życia.
Pozdrawiam
Jurganowy
Widzisz, jak sie przypieprzam do jezykowych polamancow. Powiedz mi: czy polskie dzieci czytaja Zeromskiego,Sienkiewicza,Prusa.Reymonta, Wankowicza,Passenta,Kisielewskiego itd,itp ? Jesli tak, to dlaczego politycy myla przypadki, paniusie pisza „przyszedl gosciu”, czy narodek jest oczytany w klasyce?
Tak straszliwie jeszcze nie bylo.
Mnie, w trzeciej klasie, zmusili do 300 slow na „rz”, 300 na „h”, 300 na „o z kreska” (cora, gora,skora,ogorek…). Wykuwalismy na pamiec po kilkaset wyrazow. Fragmenty klasyki znalismy na pamiec. Czytalismy Amerykanow, Francuzow i Rosjan w dobrych przekladach, od dziecka.
Widze, ze sie pojawia narodek, jak z obory. Czy to tylko nowe, plebejskie, pochodzenie, czy oswiata jest do dupy ?
Nie mow mi o makaronizmach, neologizmach, zargonie,
zapozyczeniach itp, to wiemy.
Czy ucza tych padalcow skladni (porzadku), akcentowania, retoryki ?
Przyznaje, ze im osobnik wyzej, tym poprawniej mowi i pisze. Pieknie mowi kler. Bardzo ladnie Rotfeld, Sikorski, Cimoszewicz, Tusk, Olejnik i – generalnie – prominentni dziennikarze.
Bedzie jezykowe rozwarstwienie ? „Cham chamem pozostanie na wieki wiekow amen ?”
Moze przyjdzie czas, ze do porzadnej firmy nie przyjma, czy do porzadnego domu nie wpuszcza, blogowego gniota ?
Podziel sie, jak dobry chrzescijanin, opinia….
Sciskam Lape, Kleofas.
jaruta: „Pozytywni idiopci od ?praw ucznia? i ?praw młodzieży? rozłożyli nam szkoły równie skutecznie, jak min Hall. I jeżeli kogokolwiek przed Trybunał Stanu, to poczynając od min Haendke ? wszystkich szefów resortu po kolei. I prof Konarzewskiego i jego Instytut pod proces karny poddać. Innej drogi nie widzę.”
Ja tu specjalnie winy polskich decydentow nie widze. Pzrez 2 godziny wsluchiwalem sie dzisiaj w zazarta dyskusje dwoch mlodych inzynierow. Komputerowych. Wyksztalconych w USA, w calkiem niezlym uniwersytecie. Temat dyskusji byl nastepujacy: koszt pewnego procesu wynosi 273. Po optymalizacji koszt tego procesu wynosi 174. ILE PROCENT OSZCZEDZA OPTYMALIZACJA? Niestey, byl to powazny temat naukowy, warty wlasnie zazartej dyskusji.
Kilka dni wczesniej, inni mlodziency, w tym samym miejscu, dyskutowali jak dodac dwa ulamki ktore maja rozne mianowniki. Sklaniali sie do pogladu ze taka operacja jest niewykonalna.
Moja prywatna hipoteza jest taka ze to internet powoduje zmiekczenie mozgu. Glebokie przekonanie ze wszystko mozna wyguglowac, a cala ludzka „wiedza” jest na wikipedii powoduje ze mlodzi ludzie olewaja nauke rowno, i w obronie owego olewania gotowi sa wszczac spoleczne rozruchy. Na przyklad takie jak polska antyACTA. O tym ze jest jakas roznica miedzy iNFORMACJA a WIEDZA, i o tym ze informacja to nei wiedza, nie mowiac o tym ze w Internecie jesy przewaznie dezinformacja i smieci, , jakos nikt im nie powiedzial. Widac dorosli boja sie.
W kazdym razie – wracajac na polskie podworko – nie jestesmy sami. Jestesmy w dobrym towarzystwie. A te problemy to nie jest niezgolnosc polskiego Rzadu. To znak czasow. Upadek tak zwanej „cywilizacji Zachodniej”. Mlodzi Chinczycy prosto z Chin (z ktorymi tez parcuje) problemow z procentami i ulamkami nie maja. Podobnie jak Hindusi
Kleofas: „Widzisz, jak sie przypieprzam do jezykowych polamancow. Powiedz mi: czy polskie dzieci czytaja Zeromskiego,Sienkiewicza,Prusa.Reymonta, Wankowicza,Passenta,Kisielewskiego itd,itp ?”
Ja, w Empiku. Stoisko „Informacja”. Za lada dwie sliczne panienki. Rozmawiaja o studiach. Studentki. Przyszlosc narodu. Przyjemnie popatzrec i popodsluchiwac. Po 10 mniutach mnie zauwazaja. „Czy macie Trylogie Sienkiewicza?” pytam. Panienka klepie dlugo w komputer. „Czy jest Pan pewien ze to dobry tytul? Takiej ksiazki W OGOLE nie ma prosze Pana”
Kiedy indziej, w wielkiej ksiegarni: „Czy macie cos Lema?”… To samo. Dlugie klepanie. I pytanie: „Czy to pisarz?”
spin doktor: ” a zagraniczni? tzw transfer nowoczesnej technologii, to wielka mistyfikacja i blacha na oczy? Chcą wydoić ile się da za darmo i uciec”
Niekoniecznie, prosze Pana. Czasem by naprawde chcieli cos zrobic. Ale stare powiedzenie mowi ze „do tanga trzeba dwojga”.
@ PAK:
„I jak można, systemem kształcenia, zmienić poziom inteligencji społeczeństwa?”
W górę zmienić się nie da. Można tylko odpowiednio dbać o to, co się ma. A w dół i owszem. Indywidualnie da się to zrobić drogą choroby, wypadku, uzależnienia narkotykowego/alkoholowego. W wielkiej skali możesz dochować się masy debili i połinteligentów odpowiednim systemem edukacyjnym. I to od 23 lat robimy.
Dobry wykład. Na temat felietonu Gospodarza. Polecam tym bardziej, że to wyjątkowo odważne jak na tutejsze standarty wystąpienie
http://www.youtube.com/watch?v=fG48wsvYCrE&feature=player_embedded#!
Kartka z Podrozy,
Jak nie masz nic do powiedzenia, to choc pamietaj, ze Sahara – nie ch….j – samo „h” sie pisze. Pozdrawiam.
A mnie sie wydaje, ze Polska nie odbiega od reszty swiata w traktowaniu po macoszemu swojej inteligencji. Taka kadra, takie potrzeby na nia jaka gospodarka i ogolna filozofia spoleczna.
W krajach zamorskich obowiazuje maksyma, ze wazniejsze „who you know” niz „what you know”. W swoich staraniach o prace nie warto chwalic sie, jakie tytuly sie posiada, jakimi jezykami obcymi sie wlada, ale jak pasuje sie do danego stanowiska i srodowiska, w ktorym bedzie sie pracowac. „Swoj chlop” bredzacy swoje androny i niekompetentny do przesady latwiej przetrwa niz inteligentny nieortodoksyjny odludek. Glowne role w roznych firmach graja czesto ludzie mierni, bardziej „street smart” niz „smart”. Z jajoglowym i nadinteligentnym sa czesto klopoty zawodowo-srodowiskowe, bo zagraza to zyciu zakladowemu, gdzie polityka osobista dominuje nad interesem firmy. Dyrektorem jednego ze szpitali w Michigan jest kobieta, ktora z zawodu jest ksiegowa. Zastanawiajace, jak dotarla do tego stanowiska?
wiesiek59
Prawdziwa selekcja na Harvardzie lub MIT zaczyna sie na studiach podyplomowych. Na studia zwykle moze zostac przyjety kazdy, ktorego stac na czesne. Przykladem tego jest byly prezydent USA GW Bush.
Wiesiek59 21.10
Najlepszym – Stanford,Yale, Harvard, MIT – po konsultacji z managerem od studiow wyzszych, w szkole – wysyla sie aplikacje, indeks ocen i esej. Jak zaprosza, to sie jedzie na interview. Jedna troja z matmy na semestr, w dziewiatej klasie, moze cie dyskwalifikowac.
Jednoczesnie, wysyla sie aplikacje do wszystkich uczelni,ktore Cie interesuja. Przedtem, wycieczka do kazdej szkoly.
Potem przychodzi zaproszenie/kontrakt z cenami. Wybierasz, co chcesz, jeszcze raz – pogadac i – Good Luck !
Kartka z Podrozy
Dlugo gadalem z szesnastolatkiem, ktorego wlasnie przyjeli do Harward, bo pieknie gral na saksofonie. A przyjeli na filozofie. Inny malolat opowiadal mi, ze natychmiast zaprosili go na Fizyke w Princeton, jak sie dowiedzieli,ze jest pastorem w gminie mormonskiej w Utah. To sie nazywa extra c.v. i bardzo jest w cenie. Slupkow go naucza, ale otwartej glowy nie. Im bardziej nietypowy, „zwariowany” kandydat, tym ciekawszy jest dla uczelni. A wiesz kto zalozyl Microsoft ? A kto Apple ? To sobie poczytaj.
A te Pania Henryke Bochniarz to przepros. Wie co mowi. Pewno nie wie do kogo…
Żadnej samodzielności autorów gazety.
Wszystko na odzew i podczepienie się pod tematy.
Od prasy opiniotwórczej może należy nieco więcej wymagać?
Wielka, Edukacyjna Komisja Śledcza.
Raczej żart za to taki by zapadł w pamięć.
Żeby zmienić polską edukację z dziewiętnastowiecznej na taka która sprosta wymaganiom współczesności trzeba by społeczeństwo zmienić, wytwór tego systemu edukacji. Paragraf 22.
Armia 600 tysięcy nauczycieli wraz z rodzicami uważają, że kiedyś szkoła była lepsza. Można powiedzieć inteligencja tak uważa. Dostęp do inteligencji był po okresie awansu społecznego zarezerwowany dla inteligencji. System selekcji to sprawiał. Szkołę urządzono na kształt zawodów, najlepsi mieli najlepsze szkoły, a dostęp do najlepszych nie przebiegał po linii intelektualnej tylko społecznej, inteligenckie dziecko do dobrej szkoły szło.
Nic się nie zmieniło, bezpłatne studiowanie dla dzieci z inteligenckich i zamożnych, aspirujących domów, dla plebsu oszustwo w postaci płatnych niepublicznych „studiów”.
Kto ma to zmienić, inteligencja?
Ona uważa, że trzeba przywrócić poziom i zaostrzyć selekcję, w tej konkurencji ma przewagę.
Problem źle wykształconych bezrobotnych zastąpić w ogóle niekształconymi bezrobotnymi, bez szans w przyszłości.
Dobrze, że Wyborcza rwetes podniosła, mam nadzieję, że zapału wystarczy, bo zmiana myślenia o edukacji jest niezbędna dla naszej przyszłości.
Wszyscy powinni się uczyć do pełnoletniości i wszyscy co maja ochotę studiować, powinni mieć do tego prawo. Ale wszyscy powinni za studia płacić, najzdolniejsi i niezamożni powinni mieć stypendia.
I wcześniej z selekcji zrezygnować, to nie będzie złych szkół, bo to złe szkoły są wynikiem selekcji, nie tylko te dobre. Do złych szkół plebs, do dobrych grzeczne dzieci.
Tak to sobie umyśliły cwaniaczki.
Przyznaję szczerze, że się trochę stęskniłem za Panem Redaktorem i „Polityką”, tak że postanowiłem powoli wracać na łono blogu, ale bez większego angażowania się w sprawy polityczne. Litera „v” do nich nie należy.
Otóż Drogi Panie Redaktorze. Absolutnie się z Panem nie zgadzam. Jako niemieckojęzyczny świetnie wiem, że wymowa „v” jako „fał” pochodzi właśnie z tego języka, i niepotrzebnie Wojtek swoją argumentację wspiera wydziwianiem na wymowę „faul” – przecież nikt tak nie mówi. Jestem wielkim zwolennikiem Prof. Miodka, który pisze, że właśnie wymawianie tej litery jako „we” jest nieprawidłowe. O czy zawiadamiam ze smutkiem
http://katowice.naszemiasto.pl/serwisy/j_miodek_-_archiwum/190921,jan-miodek-be-ce-wu-fal,id,t.html
Kleofas
Bardzo dziękuję za wytyk dotyczące błedu w Saharze. Dziekuję też za relację o tym jak wygląda nabor na studia w USA. Ale ja nie pisałem o naborze na studia tylko o naborze do pracy – po studiach. I nie w USA tylko w Polsce.
No ale pewnie się niejasno wyraziłem.
Pozdrawiam
@Wieśku! Pozzostałe Koleżanki i pozostali Koledzy blogowi!
Dziękuję za rzeczowość Waszych uwag.
Do Wieśka!
Gdybym nie wiedział, że jesteś człowiekiem z głową, to nie zwaracałbym uwagi na stosowanie wytrychów pojęciowych. Czy krzywą nazwiemy dzwonową czy krzywą Gaussa, to na jedno wychodzi.
Polecam Twej uwadze krótki materiał
http://www.oswiata.abc.com.pl/dyrektor-szkoly/czytaj/-/artykul/2011-7-efekt-flynna-i-pokolenie-google
Do wszystkich.
Moje szyderstwo związane z postacią Grigorija Perelmana miało na celu wskazanie rozróżnienia między uprawianiem nauki a wdrażaniem. Tę myśł podjęli także inni.
Chchiałbym zwrócić szczególną uwagę na komentarze @A.L. Często one wywolują we mnie odruch sprzeciwu – moje prawo blogowe – ale najczęściej po zastanowieniu muszę mu przyklasnąć.
Chyba @Wiesiek wymienił w pytaniu nazwy kilku pominków edukacji: Harvard, …
Otóż @A.L. zajmuje się – z tego co odczytałem z jego komentarzy tu i gdzie indziej – wdrożeniami, a większość z Was Szanowni Adresaci tego komentarza zajmujecie teoretyzowaniem w rozmiarze minibloga i zużyciem niekiedy prymitywnych wytrychów. Oxford potrzebuje wioślarzy. Od wyników regat zależy chojność fundatorów. Wiośłarz może być małomównym i powściągliwym kretynem i jest niiekiedy korzystniejszy od grona profesorów twierdzących, ze nie da się przepłynąć ocenanu na tratwie trzcinowej.
Chamskie strofowanie takie jakie zaprezentował Kleofas wobec Kartki pokazuje, ze ludzie z wysokim IQ mogą budzić odruch społecznego odrzucenia. I na odwrót. Największy współczesny algebraik poszedł w tajemnicę i śład po nim zaginąl. Zostawił skarb, a posiadł szaleństwo?
A może posłuchać Bralczyka? Zwolnij! Nawet jeśli masz coś wartościowego do powiedzenia. Piszemy często szybciej niż myślimy …
Jak Gospodarz trafnie zauwazyl, Anglia to nie Polska. Mimo ze komentarz ten odnosil sie do poprzedniego wpisu, tutaj jest jeszcze bardziej na miesjcu. Jestem absolwentem prawa uniwersystetu polskiego, teraz koncze wlasnie magisterke z zarzadzania na angielskim. Roznice-
Na prawie pray – polskim- uczylem sie ile dni trwa macierzynski, ile wolnego za bkizniaki, etc. Oczywiscie zanim studia skonczylem te lokresy sie pozmienialy, ale wykuc musialem.
Na marketingu- angielskim- distalem prawdziwa firms, ktora miala problem z rozpoznawalnoscia mark I musialem przeprowadzic analize rynku I zrobic plan marketingowy
Na ‚pr:edsiebiorczosci’ zalozylem firme, zrobilem biznes plan, etc I zarobilismy prawdziwe pieniadze dla org charytatywnej.
Na hprawie handlowym – polskim- uczylem sie wiekszosci w zarzadach roznych typow spolek potrzebnych do roznego rodz decyzj. Znow na pamiec.
Przyklady moglbym mnozyc, ale po co. Dodam jeszcze ze wiedze w Angli sprawdzana man przez raporty I eseje, w Polsce przez testy.
W Angli pracuje w grupach, prezentuje w powerpoincie przed calm rokiem, w polsce mine ‚przepytywali’ czy sie przygotowalem na zajecia.
Nie chce wyjsc na niepatriotyczna swine, ale to jest przepasc.
@PA2155
„Prawdziwa selekcja na Harvardzie lub MIT zaczyna sie na studiach podyplomowych. Na studia zwykle moze zostac przyjety kazdy, ktorego stac na czesne. Przykladem tego jest byly prezydent USA GW Bush.”
Dwie prostujące uwagi od osoby znające jedną z wymienionych uczelni z autopsji, a drugą z „pół autopsji”:
1. Obie uczelnie przyjmują na studia „zwykłe” czyli jak rozumiem „undergraduate” niewielki procent wnioskujących o przyjęcie i to w bardzo konkurencyjnym procesie. Jest mitem, że można się dostać tylko „za grę na saksofonie”. Aha, w obu zdolność do płacenia czesnego nie ma znaczenia („need blind admission policy”)
2. Selekcja jest też na „podyplomowych” czyli „graduate”. GW Bush również ją przeszedł, dorzucając do dyplomu Yale dyplom z Harvard Business School.
@Kleofas, @Kartka z Podróży.
Dajcie spokój z wynurzeniami Henryki Bochniarz. Henryka Bochniarz jest udającą przedsiębiorcę średniego szczebla menedżerem wielkiej korporacji (Boeing), która swoją posadkę de facto lobbysty zdobyła powiązaniami politycznymi. Czyta sobie różne artykuły i potem podaje wyrwane z kontekstu banały jako własne przemyślenia – jak ta gadka o CV z Saharą.
Zawsze fascynuja mnie wpisy PA2155 (23:13), z ktorych niezbicie mozna sie dowiedziec, ze USA to taki PRL -bis, tylko nieco gorszy, bardziej opresyjny i glupi.
Wydaje mi sie wszakze, ze w jednym USA nad PRLem goruja: mozna z niego bez problemu wyjechac nie blagajac o paszport. Nawet z cala rodzina i psem.
Przyczyną bezrobocia w Polsce nie jest zła edukacja, ale brak kapitału, opodatkowanie dochodów z pracy, ucieczka starszych pracowników na emerytury oraz cykle koniunkturalne wywoływane przez (zagraniczne) banki centralne.
Jak było napisane wyżej wzrost aspiracji społeczeństwa wywołany przez chociażby marną edukację jest jednak pozytywny.
Strasznie dużo odnośników…..
Słońce pali, więc porcja skojarzeń
1- Różnicę pomiędzy wiedzą a inteligencją najlepiej zrozumieć, stawiając obok siebie dwie postacie- Kaczyńskiego i Wałęsę.
Jeden- doktor prawa, oczytany, elokwentny, z kindersztubą, z rodziny inteligenckiej……
Niestety, zatrzymał się w rozwoju, nie czuje nowych mediów, czasów, wyzwań, zmian politycznych.
Wałęsa, niewykształcony, granatem przez komunę wyrwany z zapadłe wsi, podobno nawet SPZ kończył, nie normalną szkołę…..
I nagle potrafi się znaleźć w świecie, wykorzystać koniunkturę polityczną, przepić Jelcyna, namawiając go do wyprowadzenia wojska.
Pisze, korzysta z internetu, wzbogaca słownictwo…..
„Inteligencja to zdolność do adaptacji w zmieniających się warunkach”
O ile dobrze pamiętam starą definicję?
2-Do czego szkoła ma przygotowywać?
wykonywania zawodu, czy zdolności uczenia się?
Reforma Kuberskiego padła, bo nie było pieniędzy na odpowiednie wyposażenie dziesięciolatek….
Ta reforma padnie, bo nie da się w 40 osobowej klasie działać metodami wyzwalającymi inwencję uczniów. Szczególnie w molochach liczących setkę nauczycieli i kilka tysięcy dzieciaków.
To nie kombinat, a manufaktura raczej być powinna…..
Skoro niektórzy z Państwa znają z autopsji inne systemy, może podzielą się krótką informacją- ilu uczniów w klasie, grupie studenckiej jest na Zachodzie i u nas? O ile wiem, nasze szkoły prywatne molochami nie są…….
Co do rozwarstwienia, już Giertych wiedział, że posłanie swych dzieci do PRYWATNEJ szkoły jest inwestycją w przyszłość swych dzieci.
Prominentne postacie życia publicznego robią to samo……
Chyba w tamtym roku, i chyba w Polityce, zaistniał ciekawy artykuł o korelacji pomiędzy umiejętnością selekcjonowania informacji z sieci, a czytelnictwem……
Była bardzo wysoka.
Jak przekłada się to na nasze Społeczeństwo, czytające średnio 42 strony rocznie? Proszę sobie odpowiedzieć samemu…..
Ps.
Jako belfer sugerowałem moim uczniom, mającym przerost mięśni nad mózgiem, że warto czytać, zapamiętywać, uczyć się.
Przykład był prosty- ile godzin ćwiczysz i co jesz, żeby mieć taką rzeźbę? To teraz pomyśl- z mózgiem jest tak samo, nie ćwiczony i nie dokarmiany, tak jak mięśnie- zanika……
Swobodna interpretacja teorii Lamarcka o dziwo, często działała…..
Ps.2
Druków sejmowych jest co najmniej kilka tysięcy stron rocznie……
Jakie są szanse przeczytania ich ze zrozumieniem, przez większość posłów? Zamiast wypasionych bryk i traktowania sejmu jako biura podróży, może kurs szybkiego czytania- OBOWIĄZKOWO?
PA125: „Prawdziwa selekcja na Harvardzie lub MIT zaczyna sie na studiach podyplomowych. Na studia zwykle moze zostac przyjety kazdy, ktorego stac na czesne. Przykladem tego jest byly prezydent USA GW Bush.”
Mimo ze teraz pracuje w przemysle, pzrez kilkanasie lat „robilem za profesora” w calkiem niezlym amerykanskim uniwersytecie. Wiec mniej wiecej stusunki w amerykanskiej wyzszej edukacji znam, jak rozniez zasady przyjmowania na rozne uczelnie.
Wiec pozwole sobie stwierdzic ze w sprawie przyjmowania na MIT, Harvard, Yale i tak dalej – po prostu pan opowiada, powiem z szacunkiem, glupoty
Krzysztof Mazur
1 maja o godz. 13:53
Czy równoprawny byłby inny wniosek?
Że ta ilość zatrudnionych w pełni pokrywa zapotrzebowanie krajowe i jeszcze sporo się eksportuje?
Te pięć milionów, to ludzie ZBĘDNI w procesach produkcji i przetwórstwa?
Holendrzy, pomimo buczenia na emigrantów z Polski, oczekują
200 000 pracowników. Potrzebni będą na dwa miesiące…..
Inaczej nie zbiorą plonów w swych wysokowydajnych fabrykach żywności. Co będą robić ci sezonowcy przez pozostałe 10 miesięcy, ich nie interesuje…..
I tak jest z pracami sezonowymi- wiosną miło witani, zimą mogą z głodu zdychać. To już nie problem przedsiębiorcy, tylko Państwa.
@wiesiek59: „I tak jest z pracami sezonowymi- wiosną miło witani, zimą mogą z głodu zdychać. To już nie problem przedsiębiorcy, tylko Państwa”
To byl problem Panstwa gdy byla komuna. Teraz, gdy jestesmy tu gdzie jestesmy i walczylismy o co salczylismy, to nie jest problem Panstwa. To jest problem obywatela. Panstwo juz nie ma obowiazku zapewnienia obywatelowi pracy. Ten ustep (na szczescie) zostal z Konstytucji wykreslony. I pare innych. Nie jest to rowniez problem przedsiebiorcy. Problemem przedsiebiorcy jest zarabianie pieniedzy a nie dobroczynnosc.
Jakos widac trudno oderwac sie od starego systemu…
JurekS 13.14
Kto to jest JurekS ? – zero.
Dr Bochniarz, koncern Boening International w jego opinii – tez „zero”. Pisze ten Jurek:
„Henryka Bochniarz jest udającą przedsiębiorcę średniego szczebla menedżerem wielkiej korporacji (Boeing), która swoją posadkę de facto lobbysty zdobyła powiązaniami politycznymi. Czyta sobie różne artykuły i potem podaje wyrwane z kontekstu banały jako własne przemyślenia.” – Tyle nasz Jurek.
Wikipedia o Dr Bochiarz:
„W czerwcu 2006 została wiceprezesem zarządu Boeing International na Europę Środkową i Wschodnią.”
Wyksztalcenie i kariera:
Po maturze w Liceum Ogólnokształcącym nr 7 w Zielonej Górze ukończyła studia na Wydziale Handlu Zagranicznego Szkoły Głównej Planowania i Statystyki. Uzyskała następnie stopień doktora nauk ekonomicznych, została także certyfikowanym doradcą ds. zarządzania (Certified Management Consultant)[4]. Pracowała jako nauczyciel akademicki, w latach 1971?1990 pozostawała zatrudniona w Instytucie Koniunktur i Cen. Była stypendystką Fundacji Fulbrighta, a w latach 1985?1987 wykładała na University of Minnesota.
Działalność polityczna i zawodowa
W latach 1978?1990 należała do PZPR. Była m.in. I sekretarzem POP w Instytucie Koniunktur i Cen[5].
W 1991 sprawowała urząd ministra przemysłu i handlu w gabinecie Jana Krzysztofa Bieleckiego.
Po odejściu z rządu zajęła się działalnością gospodarczą. Założyła i została prezesem zarządu jednej z pierwszych w Polsce firm doradczych „Nicom Consulting”. Współtworzyła Stowarzyszenie Doradców Gospodarczych w Polsce, w okresie od czerwca 1996 do października 1999 pełniła funkcję prezesa Polskiej Rady Biznesu. W styczniu 1999 została prezydentem Polskiej Konfederacji Pracodawców Prywatnych Lewiatan. Działa w Trójstronnej Komisji ds. społeczno-gospodarczych oraz Komitecie Dobrych Praktyk.
Zasiada lub zasiadała w szeregu rad nadzorczych spółek prawa handlowego (tj. Commercial Union, Lukas Bank, Agora).
4 czerwca 2005 ogłosiła swój start w wyborach prezydenckich jako bezpartyjna kandydatka z poparciem Partii Demokratycznej. Poparcia udzieliły jej także m.in. Młode Centrum oraz PKPP „Lewiatan”. Jej sztab wyborczy został zarejestrowany 14 lipca. W I turze wyborów uzyskała 188 598 głosów (1,26%), zajmując siódme miejsce[6]. Przed II turą ogłosiła swoje poparcie dla kandydatury Donalda Tuska[7].
W czerwcu 2006 została wiceprezesem zarządu Boeing International na Europę Środkową i Wschodnią.
Wie Jurek czemu jest „kurek” ?
Stach:
Moznaby dyskutowac, czy roznice mentalnosciowe miedzy mieszkancem USA i PRLu byly az tak wielkie, jak sie wydaje z perspektywy Kraju nad Wisla. I tu i tam zyja normalni ludzie z ich interpretacja zycia codziennego. Roznica miedzy koncernem (lub instytucja amerykanska) a jego polskim odpowiednikiem jest organizacja, ktora czasami dziala automatycznie, nie zas jakies boskie przymioty Amerykanow.
JurekS & A.L.
Moja kolezanka amerykanska z PhD, osoba calkiem zamozna miala dylemat 2 lata temu, gdy jej syn rozpoczynal kariere studencka. Byl to pracowity inteligentny chlopak. Wyslal wiec aplikacje rowniez na MIT. Niby zostal zakwalifikowany, ale bez stypendium. Moja kolezanka obliczyla, ze tylko czesne kosztowaloby wiecej niz jej roczna pensja, wiec zdecydowala sie wraz z synem na tansza wersje w Illinois.
MIT i Harvard biora rowniez ludzi zdolnych, ale jest to instytucja dla studentow, ktorzy sa wydolni finansowo. Nie wszyscy zakwalifikowani korzystaja z pomocy finansowej uniwersytetu, bo nie jest to instytucja charytatywna.
A.L.
30 kwietnia o godz. 23:04
Krzysztof Mazur: ? a że nauka jest na poziomie prowincjonalnego kraju, którym jest Polska i jeszcze trochę będzie, to nic nadzwyczajnego. Nie da się od razu wybudować Harvardów i Oksfordów.?
Ja, prosze Pana, pamietam czasy glebokiej Komuny gdy Politechnika Warszawska pod wieloma wzgledami nie byla gorsza od MIT, gdy komputery ANOPS produkowane pzrez Politechniczny Zaklad Doswiadczalny Katerdy Maszyn Matematycznych eksportowano do USA, Kanady i na tak zwany Zachod, ja pamietam gady jako student bralem udzial w pracach nad oscyloskopem z nanosekundowa rozdzielczoscia ktorego nei produkowal nawet Tektronix (a produkowal Zaklad Doswiadczalny fabryki im. Kasprzaka), pamietam jak mielismy Visiting Professors z USA i Anglii, a naukowcy z tak zwanego ?zachodu? ubiegali sie o to zeby z nami wspolpracowac. Liste moglbym ciagnac, ale po co. Przeciez to wszystko, jako ?niesluszne? i ?komunistyczne? zostalo zniszczone przez wladcow Nowej Polski.
Modyfikujac nieco stare powiedzinko: ?Kiedy bedziemy mieli w Polsce Oxfordy?? Prawidlowa odpowiedz brzmi: ?Juz mielismy?
===========
Przekopiuję od sąsiada, bo warto…..
Mieliśmy niebieski laser, mamy grafen.
Co z nim zrobimy? To co zwykle?
Torlin, 9.21. Zapytaj czy ktokolwiek tutaj zatęsknił za Tobą. Było nieco spokoju i mniej głupoty. Raczej nie wracaj.
1 maja o godz. 16:36
A.L.:
„Podobnie jest z biofizyka, elektronika, fizyka nuklerana i wieloma innymi ekscytujacymi specjalnosciami ? w Polsce nia ma smoka. Polska wybrala pszenno-pastewno-buraczana droge rozwoju, a miara mocarstwowosci Polski w high-tech jest 200 osobowa montownia azjatyckich telewizorow.”
uspokoiło mnie to, że na tej „liście nieobecności” nie ma informatyki !
A.L. 1 maja o godz. 15:12
Ma Pan racje, jednocześnie PA ma częściową rację, aczkolwiek skonstruował swoją wypowiedź niefortunnie. Nie jest prawdą, że kazdy głupi przejdzie przez gęste sito kwalifikacyjne elitarnych szkól USA. Prawdą jest, że w ramach preferencji, może się przemknąć ktoś a’ la GW Bush, którego testy szkolne ( SAT 1106 na 1600 mozliwych punktów) w normalnych układach gwarantowałyby zaledwie college dla fryzjerów.
Poprzez system punktów preferencyjnych, uniwersytety Ivy League rezerwują dany procent miejsc dla dzieci absolwentów. Ta stara tradycja wynika z wdzięcznośći za hojne datki rodziców na rzecz uczelni. Historycznie, tego rodzaju tendencja maleje, ilość miejsc rezerwowanych spada. Np. Yale obecnie przeznacza obecnie tylko 10% miejsc dla dzieci alumni w porownaniu z 31% 70 lat temu.
@PA2155
1 maja o godz. 17:42
Nie wydaje mi się, żeby koleżanka powiedziała Ci prawdę albo nie jest Amerykanką. MIT ma pełną need-blind procedurę. Aplikacje są rozpatrywane ściśle merytorycznie i każdy przyjęty kandydat, który tego potrzebuje dostaje pakiet pomocowy w zależności od zamożności.
@Kleofas, nigdzie nie napisałem o H. Bochniarz, że jest „zerem”. Sam też się za „zero” nie uważam.
Przytoczony przez Ciebie życiorys potwierdza to co powiedziałem. H. Bochniarz jest lobbystką gospodarczo-polityczną. W strukturze Boeinga jej pozycja to pozycja średniego managementu w pionie Rozwoju Biznesu. Jest regionalnym managerem na Europę Środkową i Wschodnią. Nie myl amerykańskiego tytularnego terminu „President”, czy „Vice President” , z polskim „Prezes Zarządu”.
Zarząd (top management) Boeinga masz tutaj:
http://www.boeing.com/companyoffices/aboutus/execprofiles/index.html
a Henrykę Bochniarz tutaj – wśród innych managerów regionalnych. Jest to średni szczebel w pionie rozwoju biznesu. Wraz z kilkudziesięcioma innymi regionalnymi menedżerami podlega ona wiceprezesowi Zarządu (Executive Council) Shepherdowi Hillowi, którego znajdziesz w pierwszym linku.
http://www.boeing.com/aboutus/international/regions.html
Nie uwłacza to H. Bochniarz w żadnym stopniu, ale nie przesadzajmy z rozdymaniem jej pozycji w Boeingu.
I zapisz się proszę na jakiś kurs manier. Potrzebujesz tego.
PA2155: „Niby zostal zakwalifikowany, ale bez stypendium. Moja kolezanka obliczyla, ze tylko czesne kosztowaloby wiecej niz jej roczna pensja, wiec zdecydowala sie wraz z synem na tansza wersje w Illinois.
MIT i Harvard biora rowniez ludzi zdolnych, ale jest to instytucja dla studentow, ktorzy sa wydolni finansowo. Nie wszyscy zakwalifikowani korzystaja z pomocy finansowej uniwersytetu, bo nie jest to instytucja charytatywna.”
No tak, MIT kosztuje 60 tysiecy rocznie. Dolcow zreszta. W ogole, edukacja w USA nie jest za darmo. Nawet stanowe uniwersytety kosztuja. Prawda ze znacznie mniej niz MIT, ale tak srednio skonczenie studiow takich sobie w takiej sobie uczelni to okolo 100 tysiecy dolcow. Moze gdyby podobne oplaty wprowadzic w Polsce to by sie nienormalna sytuacja unormowala.
Skad ludzie biora pieniadze? A biora pozyczki z banku. Ktore potem spracaja pzrez 15 lat
Tekst Stanka jak tekst – mówi o rzeczach oczywistych i powszechnie znanych!!! Opublikowała go Wyborcza i tu jakoś tak dziwnie mi się zrobiło. Bo ktoś absurdalny pomysł(przez posłania na studia w biednym kraju o ograniczonych zasobach ponad 50% populacji (a wcześniej umieszczenie w szkołach maturalnych około 90% populacji żeby to było możliwe!)uzasadniał i promował zarówno w środowisku akademickim jak i w mediach. Trzeba też było wszystkich, a było ich sporo, którzy mieli na problem realistyczne spojrzenie zdezawuować i uciszyć!O tym swoim udziale Wyborcza jakoś nie pisze a szkoda! Więc tak ku pamięci – entuzjastycznym propagatorem tej idei ze środowiska akademickiego był i jest medialny naukowiec-celebryta i komentator medialny od wszystkiego prof.Janusz Czapiński, a w Wyborczej – jej do niedawna wicenaczelny Piotr Pacewicz!!!
Z glownymi tezami profesora Stanka sie zgadzam, ale autoreklama znacznie obniza, moim zdaniem, wydzwiek i szczerosc artykulu. Biofizyka na Uj jest co nawyzej na srednim poziomie, a i dorobek naukowy zepolu moglby byc nieco lepszy, by mowic o doskonalym ksztalceniu.
Co do uwag „pfg” – jak ta jakosc oceniac? Wszelkie mierniki nauki sa albo subiektywne (peer-review) albo niedoskonale (tzw. parametryzacja). Mysle, ze nalezy wprowadzic studia platne, wowczas licealisci dwa razy sie zastanowia, czy warto wydawac pieniadze na watpliwej wartosci licencjaty i „magisterki”.
I w koncu – akredytacja programow studiow przez ministerstwo wydaje sie chybiona – rzesza biurokratow nie jest w stanie icenic jakosci nauczania. Jesli firmy narzekaja na braki w przygotowaniu studentow to powinny brac bardziej czynny udzial w zatwierdzaniu programow i finansowac, wzorem zachodnich instytucji, PLATNE praktyki dla studentow/
Pan redaktor Adam Szostkiewicz
Ale sie tych hrabi namnozylo ! Same arystokraty. Pisze Pan Szostkiewicz:
„pkt 6 Szanowny Panie Rusinek brzmi niedogrzecznie, tak można do dozorcy.”
„Niedogrzecznie” znaczy niezbyt grzecznie ? A moze „niedorzecznie” ? Panstwo Moderatorstwo zostawilo Pana Redaktora na lodzie…
Ale – ad rem. „Tak mozna do dozorcy” sugeruje, ze Dozorca to smiec, obywatel osmej kategorii i nie trzeba go szanowac. Te jasniepanskie zagrywki widac u Panow Redaktorow nader czesto. I czarnego Obame juz Pan sponiewieral, i mnie przy okazji a teraz – PT Dozorce.
Pan Dozorca, w czynszowce n.p., pelni wazne funkcje. Snieg sprzata, zeby Szanowny rachitycznych patykow nie polamal, brame otwiera i zamyka, dzielnicowemu donosi, klania sie Szanownemu rano i wieczorem, na okazje trzyma flaszke po przystepnej cenie, wie wszystko o wszystkich. Jak Go mozna nie szanowac ?
My Pana Pleno Titulo Dozorcego szanujemy i kochamy, bosmy z plebsu, redaktorskie jasniepanstwo nas sie nie ima
Spinie!
Jest demokracja, mam prawo być tam, gdzie nie jest to zabronione.
„Czy naprawdę jest tak źle? Gdyby było, to biada ministrom i posłom, którzy wiedzą widzą i milczą. Przecież to jest ? jeśli jest ? prawdziwa zdrada narodowa. ” -z nowu winni „oni na górze”???? Prosze przestać żartować!!!!
A nie jest przypadkiem tak, że to środowiskie akademickie od lat torpeduje wszelki propozycje reform? Jest to na wskroś środowisko konformistyczne z toczacymi je głębokimi patologiami sięgającymi najwyższych władz „samorządowych”.
Dokumentacja sytuacji z ostatnich lat do znalezienia w prowadzonym przeze mnie Centrum Informacji FIAP (3w.fiappl.info).
Dzień dobry,
Na spadek poziomu edukacji skarżą się wszyscy, ja też. Ale czy ktoś sprawdzał czy spadła także liczba starannie wykształconych (Feynman powiedział kiedyś że „edukacja jest prawie zawsze nieskuteczna z wyjątkiem przypadków, kiedy jest właściwie zbędna”)? Innymi słowy, jak ci naprawdę dobrzy radzą sobie w systemie? Intuicja mi podpowiada, że mają mniejsze szanse, fatalne podejście już w szkole podstawowej do przedmiotów ścisłych powoduje, że dzieci nie mają szans żeby się do nich przekonać, ale co innego intuicja, a co innego twarde dane.
@Lech Mankiewicz
Oczywiście radzą sobie gorzej ponieważ rozproszono zasoby systemu. Wąska(nigdy dużo większa nie będzie z przyczyn obiektywnych!) grupa świetnych merytorycznie nauczycieli marnuje swój czas tworząc fikcję edukacji wielkiej grupie „niewyuczalnych”, którzy ani chcą ani potrzebują ani potrafią się czegoś nieco ambitniejszego nauczyć. Z drugiej strony ci zdolni w polskim „neoanachronizmie”(specjalizacja – szkoły realne i klasyczne np. były już podczas zaborów i w II RP, choć wiedzy do zgłębienia było wtedy o wiele mniej!!!) paradygmatu „szkoły ogólnokształcącej” z ponad 15 obowiązkowymi przedmiotami nie bardzo mają czas na rozwijanie najmocniejszych stron swojego potencjału!!!
@Lech Mankiewicz
c.d. Laureaci i finaliści gimnazjalnego Konkursu Fizycznego (kuratoryjnego!) na Mazowszu(czyli jakieś 40-50 osób) ze swoimi umiejętnościami mieliby w latach 70-tych czy 80-tych(a nawet 90-tych) wielki kłopot z ukończeniem w miarę porządnej klasy I mat-fiz(odpowiadającej im.wiekowo). Takich klas było wtedy w samej Warszawie kilkadziesiąt! Podobnie w Konkursie Fizycznym PW jakieś 30 osób na Mazowszu rozwiązuje jako tako zadania o stopniu trudności nie różniącym się zbytnio od zadań egzaminów wstępnych na politechniki i kierunki mat-fiz uniwersytetów, jakie w latach 70-80-tych rozwiązywały w Polsce z powodzeniem dziesiątki tysięcy kandydatów rocznie(!). Podobnie jest z matematyką! Ma Pan coś w rodzaju empirycznego dowodu na obniżenie poziomu edukacji tych najlepszych. A – byłbym zapomniał – w latach 70-tych uczeń klasy mat-fiz 4 letniego liceum miał w cyklu nauczania fizyki z astronomią 18 godzin. W latach 90-tych – 12 godzin. A teraz jak jest 9(czyli połowę tego co było w latach 70-tych!) to dobrze…;-) Niech Pan do tego dołoży skrajną obecnie(!) centralizację, formalizację i biurokratyzację oświaty no i ma Pan (prawie!) pełny obraz…:-(
@wiesiek59
>Można założyć że wykształcenie średnie MA OSIĄGNĄC 50% populacji uczącej się.<
Aktualnie realizowane założenie jest takie, że wykształcenie średnie MA OSIĄGNĄĆ 90%(!!!) populacji!!!;-)
JurekS 22.49
Drastyczny byl rechot Kartki na propozycje dr Bochniarz. Wiesz o czym mowila. Podparles go i dostalo Ci sie, moze nie za swoje. Przepraszam.
Wiesz o czym piszesz. Wiem tez, jak Boening dobiera sobie ludzi. Znam srodowisko Seattle, znam Stanford. Impertynencja polskich komentatorow jest meczaca. Twoja odpowiedz wyroznia sie na tle belkotu. Z najlepszymi zyczeniami, Kleofas.
Bogdan Miś o przyczynach złych wyników matury z matematyki:
„Jeśli z jakiegoś przedmiotu wyniki nauczania są wyraźnie gorsze niż z innych, to bez żadnej wątpliwości albo nauczyciele są winni, albo chodzi o błąd systemowy, czyli winą należy obciążyć organizatorów oświaty. Albo chodzi o jedno i drugie; nigdy natomiast nie jest to wina uczniów. A więc ? przyczyną tegorocznej afery matematyczno-maturalnej musi być błąd dorosłych. Jaki zatem ? i czy tylko jeden?”
http://bogdan.wordpress.com/moje-publikacje/szok-matematyki/
Ciezko bedzie wybudowac wysoki poziom edukacji bez realengo rynku pracy dla tych swietnie i „odpowiednio” wyksztalconych.
Przeciez absolwenci potencjalnych….polskich uczelni z powiedzmy pierwszej swiatowej dwudziestki (teoretycznie) nie pracowaliby by po studiach w Polsce.
To o czym my tu piszemy ?…
Jezeli na jedna w miare „przyzwoita” oferte pracy zglasza sie 600 osob to przeciez nie swiadczy to o tym, ze polski rynek az buczy i jedynie brak odpowiednio wyksztalconych blokuje jego rozwoj.
Te setki tysiace absolwentow nie znalazly by pracy w Polsce ani po ukonczeniu MIT ani nie znalazlyby bez ukonczenia jakiejkolwiek uczelni.
Prace znajdzie corka Rostowskiego albo Tuska…bo tak dziala chory polski „rynek” pracy.
Wazna osoba z biznesu,,,zostanie Marcinkiewicz albo Bochniarz – bo u nas znajomosci i mozliwosci „wplywow” maja najwieksza wartosc.
Narzekanie na zle wyksztalcona mlodziez (nie tak „jak powinna”) jest absurdalne.
– pracy i mozliwosci po prostu nie ma.
I rynek w naszej wykoslawionej rzeczywistosci tego problemu NIE rozwiaze a obecne elity rzadzace nie sa wstanie tak jak nie sa w stanie ustawic odpowiedniego hasla zabezpieczjacego internetowa rzadowa strone…
Niewiele sie zmieni w kraju gdzie nieodmiennie od dziesiecioleci autorytetami… np. mediow i dziennikarstwa pozostaja te same dinozaury z innej minionej juz epoki.
W Polsce wszystko sprowadza sie do koniecznosci dokonania zmian politycznych, ktore umozliwia glebokie zmiany systemowe, instytucjonalne i strukturalne.
@Kleofas: Nie ma sprawy. Pozdrowienia
@Adam Szostkiewicz i @wszyscy
Problemem podstawowym, genezą i głównym czynnikiem sprawczym polskiego systemu edukacji moim zdaniem jest „ściąganie” zadań, lekcji, matur – czyli powszechna akceptacja oszustwa.
Ściąganie było w Polsce niestety zawsze. Ale powszechne na nie przyzwolenie zaczęło się w latach 70-ych. Wtedy zaczęto systemowo tolerować to zjawisko, pojawiły się „gotowce” już nie tylko w szkołach ale na wyższych uczelniech (w tym kierunkach technicznych, medycynie itp.)
Po kilku dekadach to już jest rak. Ściągający kiedyś są dziś profesorami, dziekanami. Pracują w firmach i administracji państwowej. Premier Tusk na spotkaniu z maturzystami z „filuternym” uśmiechem przyznał się do ściągania na maturze.
Na egzaminie polskich podchorążych starających się dostać do amerykańskich elitarnych akademii wojskowych w West Point, Annapolis i Colorado Springs amerykański pułkownik wyrzuca z sali połowę polskich kandydatów na oficerów. On to uważa za hańbę, Polacy za zbędną drobiazgowość.
Ściągający budują drogi, które rozsypują się zanim je oddano do użytku. Ściągający kończą studia bez znajomości angielskiego. Ściągający po partacku leczą ludzi.
W szkołach podstawowych, gimazjach i liceach ściągają prawie wszyscy. Ci którzy nie ściągają są wyśmiewani. Ci którzy odmawiają udostępniania własnych zeszytów są niszczeni i sekowani (także przez nauczycieli).
Z perspektywy amerykańskiej widać jak na dłoni: nie trzeba wielkiej dyskusji o edukacji – systemach, programach, strukturze. Zlikwidujcie ściąganie i od razu się polepszy.
Długo się zastanawiałem, czy brać udział w dyskusji na temat szeroko pojętej edukacji w Polsce powojennej – numery Rzep mnie nie interesują. Miałbym coś do powiedzenia, ale wzorem prezesa tylko sugeruję, że widzę zło i wiem jak się z niego wydostać, ale nie powiem!
Moje moralne prawo bierze się stąd, że od wakacji 1951 latam po świecie z kagankiem (kagańcem?) oświaty w ręku. Poparzyło mnie nieraz, ale dawało też satysfakcję. Pracowałem we wszystkich typach szkół – od podstawowej do uniwersytetu włącznie. Było Liceum, były szkoły zawodowe, w końcu Wyższe Szkolnictwo (lekko ponad 40 lat) – łącznie ponad 52 lata. Mogę nawet zażartować, że znam się na sprawach przedszkolnych, bo z ramienia Inspektoratu opiekowałem się młodą przedszkolanką, która została kierowniczką jednoosobowego „zespołu” przedszkolanek bezpośrednio po zakończeniu Liceum „Przytulanek”, jak nazywaliśmy ich szkołę. Fakt, że miała najpiękniejszy biust jaki w życiu „widziałem” (i rozmiary typu Lollobrygida) nie wpłynął negatywnie na moje starania opiekuńcze. Proszę wyrazu „widziałem” nie traktować niewłaściwie, bo nie pamiętam, czy oceniałem „real” czy „obudowę tekstylną”, a o innych zmysłach milczę, choć żona nie czyta moich tekstów.
Miałbym w sumie wystarczająco dużo doświadczenia, aby doradzać ministrowi oświaty, ale: 1) Nikt tego mi nie zaproponował, i 2) żadna rada nie pomoże, jeśli brak pieniędzy na oświatę.
Mnie do zabrania głosu zdopingował „uczeńszy” tzn. doktor, który proponuje wyjście z tej mizerii:
@dr_pitcher
2 maja o godz. 1:12
***Mysle, ze nalezy wprowadzic studia platne, wowczas licealisci dwa razy sie zastanowia, czy warto wydawac pieniadze na watpliwej wartosci licencjaty i ?magisterki?.***
Z doświadczenia moich znajomych wynika, że to nie jest dobra droga. Licealiści może zastanawialiby się głęboko – w rzadkich chwilach wolnych między jedną a drugą dyskoteką, ale ich rodzice nigdy!!!
„Dziecko musi mieć studia, choćbym sobie żyły wypruła i gardło zdarła na korepetycjach” powiedziała moja koleżanka ze studiów i jej dziewczę ma ponad 30 lat, ukończyła szereg płatnych studiów typu religioznawstwo, radiestezja i związany z tym humbug i jeszcze kilka innych, równie bezużytecznych, których nazw nie pamiętam. Lepiła jakiś czas znaczki na listach w firmie konsultingowej brata, aż zbankrutował. Teraz utrzymują ją rodzice z nauczycielskich emerytur, korepetycji i z dwóch dodatków pielęgnacyjnych, bo są w wieku żony, która wczoraj z dumą odebrała pierwszy dodatek!!!
Moja córka – równolata tamtej dziewczyny – oddała do druku pracę habilitacyjną, choć my jej nie przeszkadzaliśmy w edukacji (i nie pomogli, bo nie było trzeba, tak jak mówił Feynmann).
Wprowadzenie płatnych studiów byłoby dla mnie zabójcze. Nie miałbym szans, gdyby w PRL były takie zwyczaje. Byłbym „srakotłukiem” wiejskim bez studiów – to nie tragedia, ale dla państwa wyeliminowanie zdolnej młodzieży, ale biednej, ze studiów nie jest wskazane, bo jednostki, które się przebiją przez życie bez wparcia państwa „machen das Kraut nicht fett”.
@spin doctor dołączył do grona wielu innych bywalców blogosfery próbujących upowszechniać maniery warcholskiego szłachetki.
@Torlin mnie denerwuje. Co krok się z nim nie zgadzam. I nie rzecz w tym czy @Torlin jest autorem ciekawszych i bardziej wartościowych komentarzy niż ja. I nie rzecz w tym abym ja walczył o prawa z których zamierzam skorzystać.
@Torlin JEST TU I NA INNYCH BLOGACH U SIEBIE.
Tak jak Ty @spin doctorze. Nie poczekałeś na odzew. Być może podobnie do czarnej materii w kosmosie @Torlin ma wsród odwiedzających milcząca większość, która za nim tęskniła.
Gdy Cię @spin doctorze @Torlin drażni, to przewijaj i nie wzmiankuj o nim.
Młodość mi upłynęła pod ciemną chmurą zamordyzmu i konieczności sznurowania swoich ust w PRL. I bardziej szanuję poglądy @Torlina jawnie odwołującego się do argumentów niż Twoje. Bywamy na blogach, które są CUDZE. Gospodarze pokornie znoszą niedbałe czytanie ich felietonów, niegrzeczności pisane w komentarzach i pisanie nie na temat.
Ale to oni są gospodarzami.
Uzurpacja w naszym kraju kwitnie na potęgę.
Pracownik naukowy najstarszego polskiego uniwersytetu – Jagielonki – afiszuje się wycinaniem w pień piszących do niego z inwokacją „Witam”.
Ma do tego obywatelskie prawo. Ale powoływanie się przy tym na misję opieki nad spuścizną polskiej noblistki jako uzasadnienie takiego traktowania korespondentów jest zwykłym chamskim mitomaństwem.
Moje uwagi nie podnoszą wartości tekstów @Torlina, ani nie obniżają wartości testów @spin doctora. Moje uwagi są nacelowane na ośmieszanie się niektórych blogowiczek i blogowiczów.
Kleofas nie zrozumiał krótkiej wzmianki o krótkiej scence z udziałem Henryki Bochniarz. Pani ta chciała zabłysnąć medialnie oczekiwaniem oryginalnych pomysłów kandydata na menedżera i palnęła małe głupstwo. To wystarczyło Kleofasowi, aby próbować zamknąć usta Kartce.
My tu wszyscy, włącznie z gospodarzami blogów, funkcjonujemy w przestrzeni publicznej. I względnie liczna jest wśród nas grupa próbująca zawłaszczyć dla siebie kawałek tej przestrzeni.
Proszę o więcej trywialnej pokory: nie Wasze małpy, nie Wasz cyrk.
Zbyt głęboko i zbyt indywidualnie rozumiecie naszą przynależność do naczelnych. My tu jesteśmy tylko referentami.
Załatwianie na blogu swoich drobnych potrzeb psychicznych trąbieniem na innych będzie powodowało, że będziecie przewijani bez potrącania.
Ja nie straszę. Ja wyrażam przekonanie, że większość tutejszych bywalców zżyma sie na Wasze wojenki w kiepskim stylu.
A Michał Rusinek jest postacią tragiczną. Nadałem jednemu z komentarzy inwokację ocenioną przez redaktora Adama Szostkiewicza jako stosowną do zwracania się dla dozorcy. Michał Rusinek lekko ochlapał błotem spuściznę Wisławy Szymborskiej.
A Kleofas jest postacią żenującą. Wiedza i jasność umysłu nie dają podstaw do ślinienia się na blogach i konkursów w pluciu na odległość.
Kleofas
„Drastyczny byl rechot Kartki na propozycje dr Bochniarz.” Po raz drugi Ci odpowiadam, że drastyczne jest w obliczu polskiego masowego bezrobocia oczekiwanie, by kandydat do pracy (jakiejkolwiek pracy) w CV pisałby o sobie coś tak oryginalnego jak np podróz po Sacharze. To kpina porównywalna do tego gdy od kandydatki na kontyskę wymaga się dyplomu prestizowej uczelni ekonomiczanej i znajomości języka francuskiego a od kandydata do pracy w firmie klecącej oczka ogrodowe dyplomu ukończenia budownictwa wodnego. Oba przyklady z życia.”
Z zainteresowaniem czytam Twoje komentarze o sytuacji w USA ale ona nie ma nic wspólnego z tutejszą. Tak więc Twoje rady – pewnie dobre – nie mają żadnego znaczenia. Tu jest po prostu inaczej.
Mam jeszcze prosbę. Nie zaczepiaj mnie. Jestem zmeczony i przyznam, że nie mam po prostu siły odpowiadać na te zaczepki.
Pozdrawiam
@JurekS
W większości kwestii światopoglądowych raczej się z Panem nie zgadzałam, ale akurat w tym przypadku podpisuję się pod postem.
Na pewno ściąganie to nie jedyny problem, ale niezwykle istotny. Zaczyna się przyzwoleniem na spisywaniem od kolegów prac domowych w podstawówce, a kończy na plagiatach prac naukowych:
„W lutym 2010 r. Wydawnictwo ABC ? Wolters Kluwer Business w Warszawie wydało książkę Psychologiczne aspekty zarządzania zasobami ludzkimi w zakładach opieki zdrowotnej, autorstwa dr hab. Grażyny Bartkowiak, byłej profesor Wydziału Nauk o Zdrowiu Uniwersytetu Medycznego w Poznaniu, a obecnej profesor Uniwersytetu Ekonomicznego w Poznaniu. Tekst rozdziału II Etyczno-filozoficzne i psychologiczne aspekty pracy lekarza i pielęgniarki (str. 55-94) został przejęty prawie dosłownie i bez odpowiedniego odniesienia z tekstu pracy magisterskiej Marii Siedleckiej.”
http://forumakademickie.pl/fa/2010/06/profesorskie-plagiaty/
Handel pracami licencjackimi i magisterskimi kwitnie w najlepsze. Ogłoszeń przybywa. Dyskretnie. Profesjonalnie. Oryginalnie…
Wszystko zaczyna się od braku szacunku: rodziców względem siebie i dzieci, nauczycieli i uczniów, urzędników i obywateli, itp. Dopuściliśmy do władzy, w szkolnictwie, samorządach, prokuraturach i sądach ludzi z dużym poczuciem bezkarności, pozbawionych instynktu społecznego. Szkoły wyższe dopuszczają do władzy celebrytów, ludzi bez zasad moralnych: bogacić się szybko, za wszelką cenę, zarabiać jak najmniejszym wysiłkiem. Nauczyciele sami nie oczyszczą swoich szeregów, a w szkołach mieszają jeszcze władze lokalne, kontrole przeprowadzają swoi ludzie i jakoś to będzie … Ten okręt (Polska) to statek bez sternika. Do władzy doszli pozoranci i szakale. Bardzo trudno jest coś zrobić dla Polski!
@JurekS
2 maja o godz. 12:38
@Adam Szostkiewicz i @wszyscy
***Problemem podstawowym, genezą i głównym czynnikiem sprawczym polskiego systemu edukacji moim zdaniem jest ?ściąganie? zadań, lekcji, matur ? czyli powszechna akceptacja oszustwa.***
Jak wszyscy – to i ja! Masz racje z tym, że ściąganie jest poważnym problemem w edukacji, ale ja myślę, że wtórnym. Problemem prawdziwym jest kompletna deprecjacja dowolnego świadectwa. Świadectwo ukończenia szkoły podstawowej nie gwarantuje, że absolwent umie płynnie czytać i pisać, zna tabliczkę mnożenia (małą) i podstawowe wzory i działania z matematyki. O fizyce i chemii nie wspominam, bo z tych przedmiotów nawet co nieco wiedzą po dobrej szkole podstawowej. Resztę można dopracować w szkole średniej, jeśli są podstawy z matematyki.
Świadectwo maturalne nie gwarantuje przygotowania do studiów w żadnej dyscyplinie, stąd egzaminy wstępne na studia, też czasem niezła fikcja. Budżet uczelni zależy od liczby studentów, a nie od ich „jakości”.
*** Ściąganie było w Polsce niestety zawsze. Ale powszechne na nie przyzwolenie zaczęło się w latach 70-ych. Wtedy zaczęto systemowo tolerować to zjawisko, pojawiły się ?gotowce? już nie tylko w szkołach ale na wyższych uczelniech (w tym kierunkach technicznych, medycynie itp.)[…]
Zlikwidujcie ściąganie i od razu się polepszy.***
Zgadzam się z pierwszym zdaniem cytatu, ale oskarżanie lat 70-tych to chyba niesłuszne.. Pamiętam co nieco z mojej własnej kariery szkolnej. Od pierwszej klasy do końca studiów nigdy niczego nie ściągałem, a nawet nie dawałem ściągać bezmyślnie, gdy kolega przyszedł i proponował: „Gościu, daj sprawdzić zadania”, bo wszyscy wiedzieli, że ja do ćwiczeń byłem zawsze przygotowany. Zmusiłem go do wysłuchania szkolenia tak długo, aż zrozumiał jako tako. Miałem przez to kłopoty z narzeczoną, która zarzucała mi, że za dużo czasu poświęcam dla innych.
Muszę nieco osłabić ten pozytywny wydźwięk, bo robiłem to (nie odpisywanie) chyba nie z powodu nadmiaru uczciwości, a dlatego, że i tak uważałem, że ja to zrobię najlepiej – i miałem rację!
Znacznie wcześniej padłem ofiarą afery. Po drugiej klasie Liceum był egzamin testowy. Pisaliśmy w dużej sali gimnastycznej na kartach formatu A3. Ja spisałem kilka kartek, odłożyłem i pisałem na następnych. Podszedł dyrektor i wyrzucił mnie i sąsiada z egzaminu, bo on ode mnie ściągał – o czym nie wiedziałem. Dla mnie nie miało to konsekwencji, bo dyrektor znał mnie dobrze, kolega miał kłopoty. Na maturze z żadnego przedmiotu nie potrzebowałem ściąg, ale członek komisji podrzucił mi niepotrzebnie ściągę, która krążyła po sali. Stwierdziłem, że jest błędna i chyba skorzystano z moich rozwiązań, ale szczegółów technicznych już nie pamiętam. Na maturze z polskiego dokonałem przestępstwa (nie miałbym szans w Westpoint). Po napisaniu pracy cichcem wymieniłem ją z kolega, który miał wspaniały styl, ale zero wyczucia z interpunkcji. Wstawiłem mu wszystkie znaki i powróciliśmy do swoich prac. On jako literat i filozof pisał oczywiście na wolny temat, ja byłem bardziej konkretny i pisałem o doktorze Judymie i Pawce Korczaginie, gdzie znałem mnóstwo cytatów, a Żeromskiego uwielbiałem
Pierwszą i jedyną rzeczą intelektualną, którą ściągnąłem od kolegi, był plan wychowawcy w szkole zawodowej- tego wprost nienawidziłem, a i tak do niczego nie służył, ale musiał być wpisany do dziennika.
Ni widzę szans na zlikwidowanie ściągania, ale zdecydowane ograniczenie spowodowałoby ogromny odsiew na każdym etapie szkolenia. W konsekwencji praktycznie nie byłoby kandydatów na studia, a w szkołach średnich uczniów, bo szkoła podstawowa jest obowiązkowa i wyrzucać nie można za braki w wiedzy. Mnie zawsze frapowała inna, pozornie błaha sprawa – kompatybilność (właściwie jej brak) nazw ocen z rzeczywistością. Szczególnie jaskrawo widać to na ocenie ze „Sprawowania”. Gdy rozpocząłem karierę uczniowską i miałem ze sprawowania „zadowalające”(3) to moi rodzice się cieszyli, bo jako bardzo żywe dziecko mogłem mieć gorszy stopień. Na początku kariery nauczycielskiej zastałem sytuację, że ocena „bardzo dobry” należy się uczniowi jak psu buda, a jeśli rozrabia to można mu „obniżyć”- paranoja! Chciałem wprowadzić zmiany, ale tylko lokalnie skrzywdziłoby to naszych absolwentów. Teraz są 6-ki za jako tako opanowany materiał programowy, a to też jest idiotyzm. 6-ka należała się małemu Gaussowi, który wymyślił coś, czego nauczyciel nie znał – wzoru na sumę wyrazów postępu arytmetycznego. Perfekcyjne opanowanie materiału powinno dać ocenę bdb. Równie durna jest gadka niektórych belfrów, że Pan Bóg zasługuje na bdb, nauczyciel na db, a uczeń lub student co najwyżej na dst. To i tak nie jest jeszcze maksimum absurdu. Mój kolega stawiał wyłącznie dwóje i to dużo. Spytałem dyrektora co będzie przy klasyfikacji, bo szkoła jest rozliczana z braku promocji. Uspokoił mnie, bo znał metodę kolegi – zliczał dwóje i w zależności od uzyskanej liczby stawiał oceny pozytywne, bo innych mu nie pozwolono.
Zastanawiałem się, jak będzie wyglądało ściąganie w przyszłościowej szkole, bo szkolnictwo nie zniknie tak jak szpiegostwo i prostytucja, bez tego nie wyobrażam sobie społeczeństwa w przyszłości. Egzaminować będą roboty, nieczułe ani na dekolty egzaminowanej, ani na propozycje korupcyjne. Przewidział ten etap Lem, człowiek genialny ai pokazał, jak spryt kadeta Pirxa pokona i taką przeszkodę.
JurekS: „. Aplikacje są rozpatrywane ściśle merytorycznie i każdy przyjęty kandydat, który tego potrzebuje dostaje pakiet pomocowy w zależności od zamożności.”
Napisal Pan niezupelnie prawde, bo nei kazdy potzrebujacy dostaje stypendium. Dostaja jak zwykle. minorities czy grajacy na flecie. Oraz dzeci z rodzin o bardzo malym dochodzie.
„Normalny” student musi niestety placic, a jak nie ma z czego to moze studiowac na innej uczelni.
Corka znajomych wlasnei sie dostala na MIT – pzred matura miala juz diwe publikacje i patent z pewnych problemow zwiazanych z „high energy particles physics”. Dostala sie bez problemu. Niestety, wsparcie finansowe z MIT bylo dokaldnie zero. A rodzice – normalna middle class. Musieli wziac pozyczke pod hipoteke domu (second mortgage)
Jurek S. (2 -05-g.2:38)
„Zlikwidujmy ściąganie i do razu sie polepszy”.
Ba, łatwo powiedzieć…
Masz po stokroć rację, że ściaganie jest w polskich szkołach uświęconą tradycją.
Widac to nie tylko z amerykańskiej perspektywy, ale i szwajcarskiej, belgijskiej czy francuskiej. Wiem coś o tym z rodzinnych i przyjacielskich kontaktów.
Internet dostarcza „gotowców”, ajpody, ajfony oraz inne gadżety umozliwiają niemal wszystko w sensie przepływu potrzebnych informacji, których nie masz we własnym rozumie.
Do pracy semestralnej, licencjackiej czy magisterskiej możesz sobie wynając „murzyna”. Plagiaty – czemu nie? A nuż nie wychwyci ich specjalny program komputerowy.
Techniki ” zrzynania” – jak kiedys mówiono – wciąż się doskonalą, a mentalność pozostaje ta sama, czyli przyzwolenie na oszustwo.
Jak walczyć z taką mentalnością – nie wiem.
Może takie dramatyczne apele, jak prof.J Stanka, który włożył kij w mrowisko, sa zaczątkiem batalii o normalność.
Ten kij ma przecież dwa końce. Dotyczy zarówno uczniów, studentów, jak i nauczycieli na każdym poziomie edukacji.
Nie oszukujmy się nawzajem, bo to nie tylko wstyd, ale i skazywanie się na bylejakość, czyli nieprofesjonalność, nieodpowoedzialność – wszystko na nie!
A.L. & JurekS:
Obaj Panowie zapomnieli o rekrutacji preferencyjnej (czyli tzw. stypendiach sportowych) sportowcoe, ktorzy graja w roznych zespolach uniwersyteckich. Oni dostaja bezplatna edukacje.
A.L.
Zapomnial Pan dodac, ze tzw. dlug edukacyjny wyprzedzil ostatnio tzw. zadluzenie na kartach kredytowych Amerykanow. Czy mozna to splacic w 15 lat? Wolne zarty. Nawet pewne specjalnosci lekarskie nie gwarantuja takiego poziomu dochodow, aby splacic kredyt wielkosci 500 k. Stad, zanikajacy zawod Family Practitioner.
JurekS:
Kolezanka jest Amerykanka, z udokumentowanym rodowodem od XVIII w. Moze nie pasazerka „Mayflower”, ale znacznie lepiej niz my, ja i Ty (jezeli juz mierzymy te sprawy). 🙂
Ja wierze w biblijnych „robotnikow, ktorzy przybyli o 11”.
W kontekście strukturalnego bezrobocia w Polsce, gwoździem do trumny wydają się kierunki zamawiane. Po co kształcić drogich inżynierów, skoro praca byłaby najwyżej dla techników? 20 lat temu mówiono tym calkiem jawnie, likwidujac polski przemysł i tworząc prywatne szkoły o profilu humanitycznym oraz kierunki humanistyczne a uczelniach publicznych. Dziś min. Kudrycka mami młodzież nadzieją jasnej przyszłości dla inżynierów. Czy ci zamówieni inżynierowie mają szansę stworzyć od podstaw polski przemysł? Czy skoro już został on zlikwidowany, musimy porywać się z motyką na słońce – są w europie kraje praktycznie bez przemysłu, np. Austria.
staruszek, 13.12. W taki upał niepotrzebnie się wysilasz. Torlin zachował się jak niedorż…. baba. Po jakiego czorta zapowiadał, że się obraził i ucieka z blogów. Teraz anonsuje, że z łaski wraca. Oczekiwał pochwał albo guza. To otrzymał. Mógł przerwać i wrócić i nikt by nie zwrócił uwagi. A swoją drogą, to lepiej go przewijać.
Widzę, że „zamiast orkiestry każdy gra swoje (W.Młynarski) więc reasumując:
– środowisko akademickie wbrew pozorom do reform nie tęskni. Ogólnie równowaga strachu i interesów jest zachowana i o to chodzi. No bo kto się odezwie ZA? Doktorant? A kto go posłucha? Doktor? Młodszy tak zapieprza robiąc badania na cudze habilitacje i ucząc, że nie ma nawet czasu na spanie,w co dopiero na myślenie i reformowanie (że się przy tym uwstecznia, to nikogo nie obchodzi). Starszy doktor boi się już tylko o habilitację, bo jak podpadnie to jej nie dostanie (choćby miał prace z IF=8, słyszałem o takich przypadkach)a jak nie dostanie to go zepchną na starszego wykładowcę o do końca życia będzie uczył I rok „podstaw czegoś tam”. Profesor chce dostać belwederskiego,a poza tym jest już w układzie i jest mu dobrze. A jak nie jest, to praktycznie nie prowadzi żadnych badań bo nie ma czasu. Papierki, granty, administrowanie swoimi projektami, jak kieruje katedrą to jeszcze katedralnymi… BTW: są takie uczelnie, gdzie habilitowani już drugi rok po habilitacji są nadal traktowani jak zwykli doktorzy – o „uczelnianym” prof. nie mają nawet co marzyć, choćby nawet mieli prace z IF=8.
– studenci… to znowu insza inszość. Reforma edukacji min. Handkego spowodowała iż nie są to ludzie z jakimikolwiek podstawami intelektualnymi, świetni znawcy zdawania testów. Tego się nie odwróci, oni już zasady uczą się tylko tego co jest im zaraz, natychmiast konieczne i mają „prezentacyjne” widzenie świata: od razu wnioski, czarno na białym w 10 punktach, bo 11 to już za dużo i krótkich zdaniach Boże broń nie złożonych bo nie zrozumieją. Bywają bardzo agresywni i to niezależnie od płci, bo tego nauczyli się w gimnazjum jako środka do przeparcia swoich racji, wiec się tej nauki trzymają (nie wiem czy Polska nie jest jedynym krajem gdzie małe i drobne wykładowczynie na wszelki wypadek mają w szufladzie gaz pieprzowy). Ogólnie rzecz biorąc argument siły działa na nich bardzo dobrze, siła argumentu – wcale.
– przedmioty. Na ogól zatrzymujemy się na tym,co szef katedry kocha najbardziej, co pamięta i co…rozumie. Toteż syllabusy to zwykle poziom dobrych lat 80. i nikt nie będzie się wychylał żeby było lepiej i nowocześniej, bo można dostać po głowie. (patrz punkt 1)Zresztą w imię czego? Studenci i tak będą wściekli, że dostali takie trudne tematy, koledzy, ze nagle ci odbiło, szef… patrz punkt 1
– zarabianie. Jest wiele sposobów, aby podwyższyć zarobki chudego naukowca i uczelnie prywatne są najczęściej dostępnymi. Na ogół wykłada się tam to samo co w macierzystej katedrze, lub jakiś temat zbliżony. W wersji „soft” nie martwiąc się zbytnio poziomem, bo wszyscy studenci płacą, więc zaliczyć muszą – o czym od razu nowo przyjęty fuchmen (bo to nie żadne wykłady czy ćwiczenia tylko zwykła fucha) jest powiadamiany
– Gospodarzy i Wy tu Zgromadzeni! Fikcja istnieje i ma się doskonale. I tak pewien Instytut Biologii zgarnia większość grantów z biologii eksperymentalnej, mimo iż publikacje, które ma, wcale nie są na miarę. Stypendia i nagrody np. l’Oreal wędrują też do swojaków, czego dowodem jest choć pewna p.prof.genetyki, której obecność we wszystkich gremiach konkursowych gwarantuje, ze nagrody nie dostanie nikt oprócz jej uczniów i uczniów tych uczniów. Będę sprawiedliwy – część z nich ma nawet pewne osiągnięcia. Ale skądinąd wiadomo mi, ze pominięci też mieli i to ciekawsze… Nb. zdarzają się przy okazji zadziwiające rzeczy – pewna młoda pani dr biologii komórki , nagrodzona stypendium habilitacyjnym jako wzór kobiety-naukowca, ma na koncie coś około 100(!-sic) publikacji. Tylko jest jeden problem. Bardzo niewiele z nich w liczących się tytułach…
-programy Unijne. Nasze zbawienie i klej, który polską naukę trzyma jeszcze w kupie. Dzięki nim Politechniki, które działają w międzynarodowych konsorcjach pracują nad zaawansowanymi materiałami (EuMat) i mają ciekawe osiągniecia. A unijne post-doce są dla tych, którzy mają ochotę coś w nauce zrobić, jedyną szansa na wyjazd. Wyjeżdżają wiec i nie wracają.
Na koniec taka opowieść: w jednej z największych uczelni warszawskich była sobie katedra badań przedklinicznych. Były tam trzy zdolne dziewczyny. Wszystkie dostały zachodnie stypendia,w tym dwie – Marie-Curie, najbardziej prestizowe stypendia unijne. Jedna nawet wróciła. Z Marie-Curie. Potraktowano ja tak, że wyjeżdża z powrotem, jak tylko dopnie sprawę swojej habilitacji.
Z tego wszystkiego jestem więc pesymistą. Może Polska sobie poradzi bez nauki, albo jak do tej pory z nauka fasadową. Bo możliwości i chęci reformy to ja nie widzę
Szczerze mówiąc nie bardzo rozumiem dyskusję o Bochniarzowej. Toż przy angażowaniu przez firmy zagraniczne takie wiadomości są niesłychanie ważne. Pamiętam, jak przechodziłem kolejne etapy rozmów z Francuzami, to po dotarciu do prezesa, autentycznego żabojada, to pierwsze zdanie, jakie do mnie powiedział, to to, że uwielbia żeglować po Zatoce Biskajskiej. Jak mu powiedziałem o swojej fascynacji wędrówką po Alpach, to przez 15 minut rozmawialiśmy na te tematy. Oni słusznie uważają, że ich przyszły pracownik powinien mieć swoje zainteresowania, swoje pasje, mówić o nich, i zauważyłem, że podczas opowiadania kandydata o swoich marzeniach – bacznie się człowiekowi przyglądają. To nie są banalne polskie głupkowate pogaduszki.
Ps. Sahara
Jeszcze jeden aspekt- odsiew szkolny……
Bezkrytycznie przyjęto u nas, w ramach jakiejś mody, lansowaną przez
dr. Spocka teorię wychowania bezstressowego. Efekt widoczny- skoro nie ma granic, wszystko jest dozwolone.
Likwidacja drugoroczności to chyba największy błąd. Sito selekcyjne przestało działać.
Rozliczać nauczycieli i dyrektorów można z wielu rzeczy, ale jaki mają wpływ na zaniedbania środowiskowe, niedostosowanie społeczne, wagary, biedę?
Kary i nagrody to najstarszy system motywowania, również i do nauki…
LLL
2 maja o godz. 16:07
To jeden z genialniejszych pomysłów naszych bogatszych sąsiadów…..
My na własny koszt uczymy, wychowujemy, inwestujemy w przyszłe pokolenia, oni ściągają gotowych specjalistów……
Faktem jest exodus lekarzy, pielęgniarek, inżynierów, zahamowany nieco znacznymi podwyżkami- ostatnio.
Drenaż mózgów, sądząc po ilości piszących z zagranicy na blogach, trwa….
I tak od czasów nieszczęsnych zaborów, eksportujemy za friko najlepszych, wzbogacając inne nacje.
Uprawiamy wzajemne oszukańcze praktyki. My ratujemy swoje etaty, studenci się nie uczą, bo już zauważyli, że nie muszą” – mówi prof. Nawrocka. Film z jej sensacyjnym wykładem przekazują sobie od kilku dni internauci, choć majówka raczej nie sprzyja wielkiej debacie o losie polskiej edukacji.
Więcej… http://wyborcza.pl/1,75248,11649251,Alarm_dla_uczelni__goraca_debata_o_fabrykach_bezrobotnych.html#ixzz1tjaSlGKJ
——————
Kolejny głos w dyskusji……..
Nie znam przypadku samoczyszczenia się instytucji. Przeczyłoby to prawu Parkinsona…..
@PA 2155:
1. Powtarzam Ci, że sytuacja materialna nie ma znaczenia na Harvardzie i MIT, które wymieniłaś. Wpisz do google’a „MIT need-blind admissions”.
2. Ani Harvard ani MIT nie oferują bezpłatnej edukacji dla sportowców.
Naprawdę człowieku niewiele wiesz o tych sprawach.
@A.L. Oczywiście, jeżeli rodzinę stać na zapłacenie to stypendium nie przysługuje.
@Antonius: skoro napisałem „zaczęło się w latach 70-ych” to z tego zdania (a konkretnie z stwierdzenia „zaczęło się”) wynika logicznie że nie było to wówczas zjawisko powszechne”.CBDO 🙂
A że się zaczęło to pamiętam z autopsji bom już „over the hill”. Ja byłem podobnie jak Ty kujonem i sobkiem. Co w moim przypadku było oczywiste bo jestem z chłopów – wieśniak na gębie i w mentalności. Kułem np. ten angielski i kułem aż się okazało, że znam go lepiej od kolegów „od Metodystów” 🙂
@LLL
Kierunki zamawiane mają jeszcze inny problem – wymagają zwiększenia liczby studentów, co powoduje obniżenie poziomu i zniechęcenie (wiem, bo mam tą nieprzyjemność to przechodzić). Narzekamy, że studia nie nadążają za przemysłem, tylko że bywa i na odwrót (np. biotechnologia – ‚przyszłościowe’, ‚innowacyjne’ studia, tylko gdzie te firmy wyciągające ręce po absolwenta u nas?).
Jeszcze jedno – studia nie powinny być traktowane tylko i wyłącznie jako maszyna produkująca pracowników (szkoły zawodowe). Powinno się brać to pod uwagę, ale wprowadzenie jako jedynego kryterium w ocenie celowości kształcenia ‚odpowiedź na zapotrzebowanie pana managera co musi posadzić 20 osób przed komputerem, niech wypełniają faktury’ to nieporozumienie. Biorę czynny udział w kształceniu ludzi, którzy mają iść prosto do pracy (inżynierowie) i czasem zazdroszczę opowieściom kolegów, którzy może i prowadzą mniej ‚życiowe’ zajęcia, ale czują, że to co mówią, ludzi na sali interesuje. Ja widzę na twarzach zazwyczaj „Boże, niech to się już skończy”…
JurekS:
Harvard i MIT to tylko przyklad do dyskusji o praktyce przyjmowania na amerykanskie uniwersytety. Porazasz mnie swoja mentalnoscia w dyskusji. 🙂
Wiekszosc uniwersytetow amerykanskich daje stypendia sportowcom.
http://www.oglaszamy24.pl/ogloszenie/396565522/Prac-magisterskie-zarzadznie-pedagogika-marketing-polonistyka.html
Czytam i czytam komentarze, i te mądre i te ciekawe i nawet te, co jedne i drugie. Każdy coś odkrywa, niekiedy coś, co lepiej by o piszącym zakrytym pozostało.
Moim zdaniem, z punktu widzenia praktyka wykorzystującego wyniki edukacji, to jest tak – w kolejności:
1. Jest gorzej, niż tak źle, jak mówią, bo nie wiadomo po co a więc i nie wiadomo, dlaczego.
2. Nie wiadomo po co, bo w tym Państwie Naszym nie ma polityki (tzw. ‚policy’) wykorzystania wiedzy i umiejętności, toteż nie ma ani horyzontów, celów ani zadań dla nauki i do nauki.
3. Nie ma polityki rozwoju nauki, bo nauka do niczego Nasze Państwo prowadzi, gdyż ono ma się tak, jak ma nie za nauki przyczyną.
4. Państwu nauka niepotrzebna, bo mamy Demokratyczne Społeczeństwo, które Państwo wybiera na swój własny obraz, a jest to obraz naukowo stwierdzony na podobieństwo plemienia wyznającego kult cargo.
5. Kult cargo nie wymaga cywilizacyjnej sprawności w rozwoju i tworzeniu, ale w odtwarzaniu obrzędów za nagrodą z nieba, toteż i Państwo Kultowe stwarza otoczenie precywilizacyjne, gdzie nauka i przedsiębiorczość mają wyłącznie skutek podatkowy, ergo, racjonalnie traktowane są te dziedziny jako instrument a nie podmiot praktyk społecznych.
6. Te praktyki dowodzą nad Wisłą społecznie słusznej prawdy, że nauka i oświata są hasłami pozbawionymi desygnatu w świecie realnym. A nawet, wielu wychowanków z NadWisły, widzi jedynie ten powidok nawet na emigracji.
7. Tak oto koło kwadratem się zamyka; nie ma zapotrzebowania, nie ma nauczania i badania, a jak nie ma, to po co ma być polityka, skoro już jesteśmy w Unii i Nato i mamy Konkordat oraz dopłaty.
8. Pozostaje więc produkować kwity intencyjne na odbiór cargo, przy czym ich produkcja, jak w perpetuum mobile samym cargiem niszowym się staje.
Reasumując, skoro nie wiadomo po co, to można wszystko i będzie jak ma być, czyli tak jak jest.
Albo jeszcze bardziej.
Czasem tylko samotna brzoza i mgła sprawiają, że cargo nie doleci, ale to już problem szamana.
PS Proszę nie oczekiwać tu recept, nawet najtęższe naukowe umysły Nad Wisłą nie ośmielają się ich formułować, by nie obrazić Cargo 😉
Torlin, popatrz. Raz już się tłumaczyłem za tę cholerną Saharę i przy bezmyslnym kopiowaniu znow wkleiłem z błedem. Chyba sobie też powinienem zrobić urlop od pisania
Pozdrawiam
@PA 2155: Większość uniwersytetów daje stypendia sportowców. Elitarne nie. Wymieniłeś dwa z samego topu, które nie mogą w żadnej mierze być reprezentatywne dla większości. A moja mentalność polega na precyzyjnym przedstawieniu faktów i ich logicznej analizie.
Poniżej dowód na to, że MIT nie oferuje stypendiów sportowych:
http://mitadmissions.org/blogs/entry/mit_athletics
A tu masz stronę o różnych mitach o Harvardzie. Znajdziesz tu i kwestię pomocy finansowej (jest) i kwestię stypendiów sportowych (nie ma)
http://www.hcs.harvard.edu/womswim/recruiting/myths.html
PA2155: „A.L.
Zapomnial Pan dodac, ze tzw. dlug edukacyjny wyprzedzil ostatnio tzw. zadluzenie na kartach kredytowych Amerykanow”
Nie, nie zapomnialem. Nie uwazalem ze akurat powinienem.
@antonius
przyznaje racje – dobre przyklady.
ALe jedno mnie dziwi – czemu na ksztalcenie doroslej w koncu osoby maja lozyc rodzice? Mieszkam w kraju w ktorym studia sa platne i to slono. Powodzi mi sie dobrze i stac by mnie bylo na placenie za studia swoich latorosli. Ale tego nie robie. Zarabiaja w wakacje i biora pozyczke. I tak robi wiekszosc ich kolegow, bez wzgledu na stan majatkowy.
@ Torlin
„Toż przy angażowaniu przez firmy zagraniczne takie wiadomości są niesłychanie ważne. ”
I tak i nie. Bylem przyjmowany do pracy i przyjmowalem innych – pracujac poza granicami Polski prawie od samego poczatku. Dobrze jest miec pracownika, ktory ma wiedze na rozne tematy jak i roznorodne zainteresowania, gdyz taki czlowiek funkcjonuje w zyciu lepiej. Niestety, przynajmniej w niektorych zawodach, Sahara, gorskie wspinaczki i temu podobne rzeczy nie zastapia rzetelnej wiedzy. Moga byc jezyczkiem u wagi ale nie glownym kryterium kwalifikacyjnym. Inaczej mowiac, jesli mam kandydata, ktory po Saharze hulal, zdobywal szczyty na wszystkich kontynentach i jest ciekawym czlowiekiem ale… wlasnie ale, ma braki w wiedzy to niestety przepadnie w konkurencji z osobnikiem nieciekawym ale zawodowo dobrym.
Pozdrawiam
@JurekS
2 maja o godz. 19:50
Zapomnijmy o tych nieszczęsnych latach 70-tych. Dla mnie były niezwykle ważne i życiowo i zawodowo. Przeżyłem pierwszą tragedię w życiu (śmierć matki) i wyjechałem na pierwszy staż zagraniczny, który otworzył mi drogę do awansu (nieco spóźnioną). Wyjechałem na rok, trzy dni po pogrzebie i poszedłem w najbliższą niedzielę do polskiego kościoła w Paryżu, z którym moja matka była związana emocjonalnie, bo słuchała zawsze mszy, transmitowanej przez radio. Nie chcę opisać w jak fatalnym byłem stanie psychicznym. Pokonałem siebie (moje słabości) i pracując jak w okresie początkowego kapitalizmu (od 8. do22.) wyrobiłem sobie taką opinię, że zapraszano mnie rok rocznie przez najbliższych 20 lat. Dzięki temu wiodło mi się nieźle finansowo i mogłem uzyskać odpowiedni stopień naukowy, gwarantujący przeżycie do zasłużonej emerytury.
Nie zgodziłbym się z określeniami „sobek” i „kujon”, nie pasują do mnie, choć nie uważam tego za złą cechę człowieka – jest szansą na awans i w zasadzie nie szkodzi nikomu. Ja właśnie za dużo poświęcałem czasu kolegom, chcąc im przekazać choć część tego, co umiałem (ciągoty belferskie?). Było zabawnie, bo ukształtowały się dwie pary, (są małżeństwami do dziś), które uczyły się razem – lecz osobno! Tzn. moja dziewczyna i ja i kolega ze swoją. My byliśmy najlepszymi studentami na roku więc natłok chętnych do szkolenia był duży, ale kolega nie miał prawa ani na chwilę przerwać toku dydaktycznego z tą swoją (dość ograniczoną kujonką z czerwonym paskiem na świadectwie), a ja pomagałem wielu kolegom, czego mi moja dziewczyna (zdecydowanie mądrzejsza i niestety ambitna) wciąż wypominała. Każdą porażkę w dyskusji ze mną przeżywała jak tragedię.
Nie byłem też typowym kujonem, ale bardzo uważałem na lekcjach i wykładach i to mi przeważnie wystarczyło. Dopiero przed egzaminami pogłębiałem materiał w wąskim gronie. Lubiłem tak bardzo matematykę, że rozwiązywałem tysiące zadań ze starego zbiornika dla samej przyjemności.
Jeszcze przed regularnymi studiami studiowałem zaocznie matematykę na WSN’ie w Katowicach. Co sobotę miałem wielu gości, kolegów, który mieli kłopoty z zadaniami kontrolnymi, więc im pomagałem. Były to pierwsze tego typu studia . Byliśmy królikami doświadczalnymi i wykładowcy chyba nie mieli wyczucia, czego mogą wymagać. Jedno ze zadań pamiętam do dziś. Mam na myśli temat i wynik, bo rozwiązać nie byłbym już w stanie. Jako student WSP niszczyłem moralnie tym zadaniem wszystkich wykładowców z matematyki. Aby je rozwiązać, musiałem wymyślić samemu kilkanaście twierdzeń pomocniczych (z geometrii), udowodnić je i zastosować. Praca – na czysto – była na 8 stronach papieru kancelaryjnego. Po latach, gdy sam prowadziłem już prace magisterskie z fizyki stwierdziłem, że to jedno zadanie byłoby już wystarczające na magisterium z matematyki i to na wysokim poziomie. Gdy je rozwiązałem, byłem formalnie tylko po maturze, po dobrej klasie matematyczno-fizycznej, ale widać z zacięciem „naukowym”, choć wtedy o tym nie myślałem.
Takie objawienia, w takiej liczbie, w świecie „hundert professoren, Vaterland verloren” ?! W neverlandzie, od wielu lat, objawienia były zwykle reglamentowane, reżyserowane i nagłaśniane przez tych, którzy mieli moc sprawczą decydowania o tym, co objawieniem jest, a co nie jest. Stara rzymska zasada prawna mówi, że „ten zrobił, kto miał z tego korzyść”. Ponieważ cena dla hundertów wysoka do zapłacenia, ciekawą rzeczą jest, pytanie dotyczące tych objawień: jakież to łajdactwo ma przykryć lub… zainspirować
@ Antonius
Ładna historia.