Religijni są szczęśliwsi?
Katolicka Agencja Informacyjna podała, że religia jest sposobem na szczęście. Tak ma wynikać z badań zrealizowanych w Hiszpanii przez Uniwersytet miasta Nawarra. Czy to znaczy, że ateiści są skazani na chroniczną deprechę i myśli samobójcze?
KAI nie podał, że uczelnia ma status papieski, a więc jest katolicka, a jej założycielem był twórca Opus Dei Escriva de Balaguer. A ma to pewne znaczenie, bo jakoś trudno sobie wyobrazić opusowy uniwersytet podający do wiadomości, że z jego badań wynika, że religia ludziom szczęścia nie daje, tylko ateizm, czyli osobista wolność od religii.
I faktycznie z wielu badań na ten temat, co daje ludziom poczucie szczęścia, wynika, iż religia wcale niekoniecznie. Na przykład w Europie do czołówki ,,narodów szczęśliwych” należą bardzo zlaicyzowane kraje skandynawskie i Holandia. Za to w badaniach poza Europą do najszczęśliwszych należą narody tak zwanego Trzeciego Świata, zwykle w ogromnej większości religijne, choć niekoniecznie chrześcijańskie.
Są więc dwa stereotypy w tej dziedzinie szczęśliwości. Jeden, że bogatsi są szczęśliwsi – i tak jest, ale jest też i tak, że biedni w Afryce i Azji czują się nie mniej szczęśliwi niż bogaci z Zachodu. I drugi, że religijni są szczęśliwsi. Tak jest, ale głównie poza Europą.
Według badań Uniwersytetu Nawarry prowadzonych w 24 krajach właśnie Europy, istnieje zależność między religijnością a poczuciem, że jest się człowiekiem szczęśliwym. Najbardziej szczęśliwi są ponoć rygorystyczni moralnie konserwatyści – katolicy i protestanci. Ach, tu już naprawdę się czuje, jak święty Escriva błogosławi z katolickiego nieba swym uczonym i studentom w ich pracy badawczej! Zwłaszcza, że według tychże badań ani europejscy muzułmanie, ani prawosławni (chodzi głównie o Grecję, Serbię i Rosję) szczęśliwi się nie czują.
Lecz jak się wydaje badania z Nawarry nie biorą serio pod uwagę, że gdzieś mogą istnieć całe społeczeństwa czerpiące poczucie szczęścia z innych źródeł niż religia, na przykład z wysokiego poziomu życia, dobrej organizacji państwa dbającego o ten wysoki poziom (choć za cenę wysokich podatków) czy empatii wyrażającej się w aktywności społecznej na rzecz innych ludzi. Nie ma jednego sposobu na szczęście.
XXXX Wybory i ortografia
Dziękuję przede wszystkim nickom birnbaum, kozetka, andiboz, woziwoda
t.o, Jacobsky, GajowyM – oczywiście, że są reguły pisowni nazwisk obcojęzycznych, wynikające z fonetyki i fleksji polskiej; można je znaleźć np. w słowniku ortograficznym Mieczysława Szymczaka. Nie ma to nic wspólnego z jakimś udziwnianiem, komplikowaniem czy fobiami takiej czy innej szkoły językoznawczej. Gramatyka jest jak kręgosłup języka. Kto ją łamie, łamie kręgosłup języka. Podobnie ortografia. Rozumieją to np. Anglosasi, którzy przecież nie zmieniają w zasadzie swej pisowni, choć tak bardzo odbiega ona od wymowy. Birnabaum – tak jest! Byki z odmianą nazwiska Korwin Mikkego wynikają z podwójnej ignorancji: nieznajomości zasad odmiany nazwisk dwuczłonowych i niewiedzy, że Korwin to NIEODMIENNA nazwa herbu. GajowyM – sytuacja McDonald’s wydaje mi się jeszcze płynna językowo. Przychylam się do odmiany według zasady : sieć restauracji McDonald’s, w sieci restauracji MD’s itd., ale w (tym konkretnym, pojedynczym) McDonaldsie itd. Torlin – no tak, to zgroza z tym ,,panem Kowalski”, ale może im tak każą w korporacjach, by mieć 100% pewności co do tożsamości rozmówcy; a co do ,,Disneya”, to właśnie w tym rzecz, by po polsku nie odmieniać według wymowy wyrazów obcych. A zatem: nie Cheney’ego (choć wymowa jest czejni”), tylko Cheneya. Jacobsky – zasada ,,lepiej ostrożny niż niechlujny” bardzo mi się podoba. Pozdrawiam
Komentarze
Nawet jeśli by to była prawda, że ludzie religijni są szczęśliwsi, to jakie praktyczne wnioski można by z tego wyciągnąć?
Czy rozsądny ateista powinien siłą woli uwierzyć w Boga, bo to się opłaca? Czy rząd dbały o dobre samopoczucie obywateli powinien zarządzić obowiązkową ewangelizację?
Przez ostatnie dwa tysiące lat było sporo prób racjonalizacji wiary – od średniowiecznych „rozumowych dowodów” na istnienie Boga, po zakład Pascala. Nie wytrzymały próby czasu i logiki. Tu mamy kolejną.
A czy wsrod tych 24 krajow co je przebadano na okolicznosc poczucia szczescia, znalazla sie Polska?
Pytam, bo najbradziej religijny katolik jakiego znam, zwany w naszym domu pieszczotkiwie Terlik z Betonu vel Talib, jest czlwoiekiem wybitnie nieszczesliwym. Raz narzeka, ze w Polsce nie ma tak dobrze jak w Arabii Saudyjskiej, ktora nam nie tak dawno temu stawial za przyklad, a pare dni tem padl ofiara „terroryzmu charytatywnego”. Nie jestem pewnien co dokladnoe wyrzadzili mu terrorysci – moze zarzucali kondomami, moze kazali dziecko nienarodzone wyskrobac, moze odebrali mu portmonetke i cala zawartosc wrzucili do skarbonki WOSP, tak czy inaczej szczesliwy nie jest i chyba nigdy nie byl, moze za wyjatkiem wypadku jak sie rozparwial z bezczelnymi licealistkami w Lodzi.
No i jeszcze byly jakies badania w Polsce robione, z ktorych wynika, ze sluchacze Radia Maryja widza wszystko w czarnych barwach.
Wiec ja bym tym badaczom z Navarry zanadto nie ufal. Zbytnia religijnosc Polakow czyni ich osobnikami zgorzknialymi, pesymistycznymi, podjerzliwymi i generalnie takimi, ktorych strach na miske z bazantem zaprosic. 😈
Tu jest źródłowy artykuł z tymi badaniami:
http://www.unav.es/adi/UserFiles/CvFiles/Files/26774/Alejo_Dic2010.pdf
Trzeba zacząć od tego, że te badania na dzień dzisiejszy nie zostały opublikowane w żadnym porządnym czasopiśmie naukowym. Przeszukałam bazę danych ISI Web of Knowledge i ani śladu. Na Google Scholar jest tylko ten preprint bez podanego tytułu jakiegokolwiek czasopisma.
Druga sprawa: Patrząc na tabelę 3, ja tu nie widzę istotnych różnic w zależności od religijności, w porównaniu do odchylenia standardowego.
Trzecia sprawa: Są różnice między państwami (tabela 2), a nie grupami religijnymi niezależnie od państwa (tabela 3)!
Panie Redaktorze,
dziękuję za odpowiedź. Czy szykuje się jakaś reforma gramatyki i ortografii polskiej, skoro pisze Pan o anglosaskim przywiązaniu do ichnich zasad pisowni ?
Na codzień posługuję się językiem opartym do bólu na zasadzie „co innego widzisz, co innego wypowiadasz”, języku pełnym reguł oraz wyjątków od tychże, co bez wątpienia obniżało zawsze i nadal obniża konkurencyjność francuskiego wobec angielskiego z punktu widzenia imigrantów przybywających do prowincji, w której mieszkam. Ostatnimi czasy miejscowy francuski przechodzi pewne zmiany i zostały one ujęte w oficjalnej reformie ortografii oraz gramatyki. Taki ewenement przytrafia się raz na kilkadziesiąt lat, ale nie mniej przytrafia się. Co prawda nadal, w większości przypadków, trzeba napisać poprawnie 4 litery żeby wyszła z tego jedna zgłoska, nadal pełno jest niemych końcówek, ale trudno – nie od razu język zreformowano. Parcie ku opisanej wyżej reformie wynika właśnie z ewolucji języka, obumierania pewnych struktur, opartych na jakiejś tradycji (np. łacińskiej), ale tylko komplikującej niepotrzebnie życie. Jak każda reforma, tak i ta ma swoich zaciekłych wrogów – tradycjonalistów (stąd moje pytanie do Pana Redaktora jako do polonisty o wyznawaną szkołę językową), ale generalnie rzecz biorąc językoznawcy rozumieją fakt, że język jest zjawiskiem żywym i w danym momencie trzeba uwzględnić ewolucję języka.
Jak każdy imigrant, ja też dziwowałem się na temat niepotrzebnej złożoności języka francuskiego, w porównaniu np.z angielskim, w którym chyba nie bardzo jest co reformować, aby nie popaść o odarcie tego języka z jego rdzenia. Tak więc dziwowałem się francuskiemu dokąd Moja Osobista Kanadyjka, chyba w niepohamowanym przypływie uczuć do mnie, zdecydowała się na naukę polskiego.. To przez pryzmat Jej pytań oraz udzielanych przeze mnie odpowiedzi spostrzegłem jak bardzo złożona jest polszczyzna, i że w sumie skarżyłem się na francuski bezpodstawnie, bo w porównaniu z polskim nie jest to aż tak trudny język.
A mimo to jest reformowalny i reformowany. A więc jak to jest z reformą polszczyzny ?
Pozdrawiam
Prezes Kaczyński przypisał „Balladę o cysorzu” Kazimierzowi Grześkowiakowi (cysorz to ma klawe życie) podczas gdy „od zawsze” śpiewał ją Tadeusz Chyła.
Dzisiaj w rozmowie w Superstacji Pan Redaktor przypisanie to powtórzył uznając je nawet za dowcipne.
O tym, że wiedza tzw. ogólna Prezesa Kaczyńskiego – mimo oczytania – jest względna, to wiadomo nie od dzisiaj ale że Pan Redaktor…..
No,no .
Zaraz myśli samobójcze. Wystarczy, że mnie na blogu POLITYKI nazwano „zakompleksionym windziarzem”, co zgadzałoby się z tezą o nieszczęśliwych, np. zakompleksionych ateistach. Tym bardziej, że ten kto mnie tak nazwał też jest atesitą, tyle że inaczej.
Ale poważniej rzecz ujmując, myślę że pewnym ludziom religia potrzebna jest do szczęścia, jak niektórym opium – nie przebierając w klasykach. Według mnie powinno się stosować test kinowy. Podsunął mi go bloger niejaki LEWY, opowiadając o swoich przeżyciach z filmem „Magnolia”, na którym ja też byłem. Otóż jeśli ktoś wychodził z tego flimu w depresji, niektóre kobiety krzyczą wtedy – po coś ty mnie na ten film ciągnął, niezależnie od tego czy w depresję wpędziła ją cześć II, a nawet I, bo też mogła, to wtedy taka osoba potrzebuje religii. A jak osoba jest zadowolna, że obejrzała porywający film, to religii nie potrzebuje. Trzeciego rodzaju reakcji na ten film nie odnotowano.
Skoro jestem przy filmach, to wiadomość dla blogowiczki mag. W ten weekend wchodzi też na ekrany film kontrowersyjny „The Iron Lady”, w Polsce będzie wyświetlany już w lutym pt. „Żelazna Dama”. Zaś film „In Darkness” jest dość powszechnie typowany do nominacji do Oskarów (1 z 5-ciu) w kategorii najlepszy flim obcojęzyczny.
A poniżej- link do oryginalnego wykonania tej ballady autorstwa Andrzeja Waligórskiego:
http://www.youtube.com/watch?v=p7a62QEVdCA
Szanowny Panie Redaktorze,
jest Pan wielce podziwiany, czytany, słuchany i respektowany przeze mnie („i całą okolicę”), jest Pan
rzeczowym, spokojnym komentatorem „na styku Kosciół-polityka”. Zgadzam sie z Pana poglądami. I nic „nie podkopie” mojego szacunku i uznania, nawet…. „Święte
szyfry” z Biblioteki Polityki (najlepszego tygodnika), które
nie są złe, ale nie przypadły mi do gustu. Przepraszam, ale odniosłem wrażenie, że pięknie wydana książka,
obok walorów „myślowo-poznawczych” ma raczej cel „ekonomiczny” i trochę się zawiodłem… Moim zamiarem nie jest sprawienie Panu przykrości, lecz
przekazanie mojego wrażenia. I sobie odpowiem:
– rzecz jest ważna i dobra,
– nie poznałeś się, twoja sprawa,
– cel „ekonomiczny”?, pewnie też, nic złego, normalna sprawa,
– miałeś inne oczekiwania?, uszanuj „Szyfry…” i poczytaj coś innego (tego samego Autora, zawsze godnego uwagi),
– doceniasz mądrą treść, ale razi ciebie wysoki poziom edytorski w porównaniu ze skromną zawartością.
– pewnie, czytelniku, nie masz racji, dobrze, że się
zainteresowałeś, że trochę myślisz. I nie grymaś!
Przepraszam. Dobrego roku, dobrych lat, satysfakcji
z pracy.
Z uszanowaniem – Janusz Lewicki, Gdynia
Sąd Najwyższy stworzył lukę prawną, dzięki której wielkie korporacje mogą do woli finansować kandydatów. W dodatku potajemnie! Wprawdzie „niezależne komitety” muszą ujawniać darczyńców, ale może być wśród nich zrzeszenie typu 501(c)4 (nazwa od paragrafu w kodeksie podatkowym), a takie zrzeszenie nie musi ujawniać darczyńców, pod warunkiem że popieranie konkretnego kandydata nie jest jego główną działalnością. To gotowy przepis na pranie brudnych, tzn. sekretnych, pieniędzy. Z powodzeniem stosuje go m.in. Karl Rove, główny strateg i najskuteczniejszy kwestor Partii Republikańskiej, który założył niezależny komitet American Crossroads i zrzeszenie typu 501(c)4 o nazwie American GPS. Komitet dostaje pieniądze od zrzeszenia, które dostaje je nie wiadomo skąd.
Więcej… http://wyborcza.pl/1,75477,10936890,Brudne_triki_polityki.html#ixzz1j5PtpHif
———————–
Co prawda do poprzedniego tematu, ale ciekawy jest ten wykwit demokracji…….
Wyborca ma swobodne prawo głosu, ale jego poglądy mogą być interesująco kształtowane. Kasa?
Co do głównego tematu, ciekawa byłaby metodologia takich badań.
Społeczeństwa zurbanizowane? Rolnicze?
Z przewagą jakiej własności, przy jakiej stopie podatkowej?
Kryteriów można by wymyślić sporo…….
Traktat o szczęściu Tatarkiewicza byłby świetnym punktem wyjścia……
Całkowicie sie zgadzam z tymi badaniami. Wyniki jasno wskazują, ze ludzie religijni wierzą z czystego hedonizmu – taniego pędu za szczęściem i chęcią spełnienia się. Religia zwłaszcza katolicka daje im wytchnienie i w tani sposób zaspokaja potrzeby sumienia za pomocą złudnego wrażenia szczęśliwości. Ot – konsumpcjonizm na rynku etyki…
Społeczeństwa nie mogą być szczęśliwe – szczęśliwi mogą być tylko ludzie. Jasne, że relacje społeczne mogą wpływać na poziom odczuwanego szczęscia. Ale również wplywa na niego np indywidualne wydzielanie serotoniny, dieta, bezpieczne życie albo pogodny klimat.
Nie sądzę też by wyznawana religia miała wpływ na poziom odczuwanego szczęścia. Ona co najwyżej jakoś tłumaczy, oswaja, pozwala uznać za normalne fatalne, drastyczne, źle zorganizowane stosunki społeczne – jak ma to miejsce w np w Polsce. Ale poczucie szczęścia, wyzwolenia (również od systemu społecznego) może indywidualnemu człowiekowi dawac jedynie wiara – jeśli czlowiek jej oczywiście potrzebuje. A wiara to nie religia – tak jak człowiek to nie społeczeństwo.
Tak więc uniwersytet Nawarry huknął niezłą katolicką agitką. No ale przyjmuję z ulgą, że prawicowa, po wyborach, Hiszpania przejmuje od kato-prawicowej Polski misję ewangelizacyjną Europy. Przyznam, że jestem już znużony dwudziestoletnim dowodzeniem tutejszych kaznodziei, że między uprawianiem katolickich praktyk religijnych a poczuciem spolecznego (???!!!) szczęscia istnieje jakikolwiek związek. I że trzeba ten idiotyzm „eksportować” z dołu nieszczęscia jakim jest Polska do całkiem sensownie urządzonych krajów laickich w których ludzie dzięki poczuciu sensu życia w bezpiecznym, przewidywalnym otoczeniu poczucie szczęscia odczuwają. Czas odetchnąć – niech się w te polityczno – katolickie nonsensy do następnych wyborów w tym kraju bawią zdołowani kryzysem Hiszpanie.
Pozdrawiam
Sebastian 1-10-13.31
„Phenomenon”, fenomenalizm przydalby sie. To akt odbioru. Jezeli cos lubisz to jest fenomen.Moze byc uznane dzielo sztuki, moze byc kicz. Zaleznie jak to odbierasz. Nie ma recepty na sztuke.
Warto zapoznac sie z tym, jak z matematyka przed dyskutowaniem praw fizyki. Inaczej jest dyletanctwo, co wylazlo przy Hemingwayu i ocenie wartosci Ameryki. Pozdrawiam
Jacobsky 1-8-21.09
„Tylko i wylacznie” ?! Odpuscilbym to, gdyby nie razacy rusycyzm „za jedno”. Ten blad moze zrobic tylko repatriant z Rosji. Wyklady o jezyku moglbys sobie darowac. Pozdrawiam.
Jak to w religi która dominuje, tu musi być wszystko naj. No i wyszło
że najszcząśliwsi są ci co wierzą w ułudę. Tylko po co robić takie
badania skoro oni wiedzą o tym, są święcie przekonani, więc nie widzę
powodu potwierdzania tego.
Wiara to dazenie do wiecznego szczescia,religia to tylko wiehikul ktory jest pomocny ale szczescia nie daje i nie gwarantuje.A szczescie, coz,gdzies sie unosi nad nami i dotyka nas czasami z roznych powodow zebysmy mogli na chwile poczuc sie lepiej.
Szanowny redaktorze Polityki
Czy szczescie nie jest rodzajem lagodnej choroby psychicznej?
Popieram badania naukowe. Czekam na rozwiazanie przez katolikow problemu jak to jest mozliwe aby dziewica urodzila dziecko?
Slawomirski
Ja tylko z jedną, drobną uwagą – otóż ateizm wcale nie jest wolnością od religii, tylko religią sensu stricte, i to religią fundamentalistyczną, albowiem ateizm polega na irracjonalnej, nie opartej na żadnym dowodzie naukowym wierze w niewiarę, tworzy ni mniej, ni więcej, tylko swoisty kościół ateistyczny, którego wyznawcy często byliby nawet dziś gotowi zamordować za swą wiarę (co też w bolszewickim wcieleniu czynili masowo), a już na pewno naubliżać „innemu” z bezsilnej intelektualnie złości.
Nieudana próba krytyki Tuska. Tusk i cała jego religijna ekipa wraz z fundamentalistą Niesiołowskim jest w siódmym niebie. Jednak dobre i to, że bloger wstaje z kolan i nie kadzi władzy.
Po probach ugryzienia tematu szczescia przez grono dyzurnych ateistow oswiadczam wszem i wobec ze ludzie wierzacy miedzy innymi dlatego wierza, bo wiara daje szczescie w zyciu doczesnym, a jeszcze w nagrode zycie wieczne. Teraz mozecie mnie wszyscy zaatakowac ze prowadze agitke Katolicka. Nie mozna dyskutowac ze slepym o kolorach.
Kleofas,
dotąd jeszcze nie zauważyłeś, że mam tylko i wyłącznie za jedno Twoje uwagi w kwestii języka ?
Za co dokładnie, to pewnie się domyślasz. W końcu jesteś bystry chłopak.
Pozdrawiam
Zależy co komu do szczęścia potrzebne.
A może faktycznie wierzący w Boga są szczęśliwsi? Żadnych wątpliwości, pod ciągłą opieką, strach przed śmiercią – o ile są posłuszni – umiarkowany (mimo wszystko nie wiadomo, a może umieranie boli?)
Przykład z własnego podwórka: „Jak człowiek pójdzie do kościoła i tak wszystko Panu Bogu opowie, to mu lżej na duszy..” A do tego być jeszcze bogatym..
Co do tej Holandii i krajów skandynawskich. Określenie, że są „zlaicyzowane” oznacza, że ludzie odrzucają wiarę w Boga, czy że nie chodzą do kościoła? Bo ja znam wielu ludzi, którzy do kościoła nie chodzą, ale nie odważą się uznać, że Boga nie ma. Bezpieczniej uznać, że jest. A nuż mściwy?
Co do poczucia szczęścia lubię legendę o Diogenesie i Aleksandrze Wielkim – dla tych, co jej nie znają: Diogenes na starcie biedny był niemożliwie (tato bankrut, a podobno i złodziej), więc przyłączył się do opinii, ze największym dobrem człowieka jest cnota, a więc wszystko inne jest obojętne, na przykład majątek. Zgodnie z założeniem chodził w łachmanach i mieszkał w beczce. Odwiedził go Aleksander Wielki i spytał:
-Cóż mogę dla ciebie zrobić?
– Odsuń się, synu, bo mi słońce zasłaniasz..
Tych, co znają lepiej, proszę o sprostowanie, bo ten kto posiada wiedzę, a więc i cnotę, ten posiada największe dobro:)
Stan szczescia nie jest niestety permanantny. Raz bywamy szczesliwi, rowniez bywamy nieszczesliwi, a najczesciej popadamy w stan indyfrentny, np. nude. Ale te chwilowe stany szczescia mozna kupic. Przez cale lata uprawialem dlugodystansowe biegi(po wycieciu prostaty przerzucilem sie na rower). Otoz za poczucie szczescia *placilem* z gory, polegalo to na tym, ze przez pierwsze 2-3 kilometry meczylem sie, mialem ochote przerwac moj bieg, ale wiedzac ze jesli jeszcze troche wytrzymam to w koncu przyjdzie nagroda, czyli uczucie szczescia,kiedy organizm wpadnie w rytm i zaakceptuje dalszy wysilek. Kiedys w Morskim Oku doznalem doslownie ekstazy szczescia, kiedy po wielogodzinnej wspinaczce , przejsciu Czarnego Mieguszowieckiego i rutynowego zaliczenia Rysow, zszedlem do schroniska, okazalo sie, ze tam bylo piwo(co w czasach zaprzeszlych nie bylo wcale takie normalne). Wzialem dwa kufle, zawartosc pierwszego wsiakla we mnie niczym woda w piasek pustyni, a drugim kuflem bawilem sie niczym kot myszka, kontemplujac masyw Mieguszowieckiego i ostry czubek Mnicha. Bylem szczesliwy.
Wspominalem juz niedawno, jaki bylem szczesliwy, kiedy zaaplikowano mi morfine.
Uprawiajac sport placi sie najpierw(wysilek) , a nagroda przychodzi potem(szczescie).
Inna metoda dochodzenia do stanow szczescie, to alkohol. Roznica polega jednak na tym, ze kupuje sie tu towar na borg. Od razu doznaje sie lagodnego poczucia szczescia -oj jak dobrze, mozna sobie sobie pogawedzic z kazdym sympatycznym towarzyszem od kieliszka, im wiecej sie wypije, tym wiecej ma sie genialnych pomyslow na naprawe swiata, na stworzenie najgenialniejszego poematu i wydawaloby sie, ze do tego stanu dochodzi sie gratis. A nie jak w sporcie, gdzie trzeba sie nameczyc. Ale niespodzianka przychodzi nazajutrz, niestety za te wczorajsza ekstaze placi sie strasznym kacem.
Oczucia szczescia doznawalem uprawiajac seks, sam go doznawalem, a to poczucie wzmagalo sie, kiedy moja partnerka tez osiagala ten niebianski stan, dopiero wtedy moje szczescie bywalo do konca spelnione.
Wspoczuje kobietom, ktore nigdy tego stanu nie osiagnely i dlatego zalozyly na glowy mohery i glosza chwale samca Alfy Rydzyka. Wine ponosza tu oczywiscie pozbawieni wyczucia, bezmyslni, egoistyczni mezczyzni.
Nigdy nie przezylem nawet namiastki szczescia, kiedy przypadkowo wszedlem do kosciola i uslyszalem tlum zachecajacy mnie slowami: mudmy sie !
PS
Marcinie, wiem, wiem, ze jestem takim slepym co nie odroznia kolorow i co ja na to poradze, ze pokropek pana ksiedza nie czyni mnie szczesliwym. O tym wiecznym zyciu pogadamy jak sie spotkamy po smierci, bedzie Ci glupio, jak sie okaze , ze to ja mam racje. A tymczasem radzilbym Ci, abys poszukal szczescia gdzie indziej z jakas fajna, pelna temperamentu kobieta
@Jacobsky
Podobnie jak Ty nie moge sie nadziwic nadmiarowi liter, ktorych Francuzi nie wypowiadaja, ale z luboscia zapisuja. Te wszystkie *h* nieme np. Bardzo lubie wyraz *houx*(ostrokrzew) ktory wymawia sie bardzo krotko *u*. Cztery litery sluza do wypowiedzenia jednej samogloski, mniej spektakularne, ale nie mniej ciekawe *beaucoup*(boku). No ale dopoki istnieje Akademia Francuska, ktora czuwa nad tym, aby te dziwolagi nie zginely, jezyk francuski bedzie dostepny tylko dla pasjonatow.
Ortografia jest tak trudna, ze nawet mistrzowie, ktorzy wygrywaja narodowe konkursy ortograficzne popelniaja 5-6 bledow, co uwaza sie za wysmienity wynik, a z takim wynikiem w jezyku polskim za moich czasow nie zdaloby sie matury.
Ale my tez mamy nasze Szczebrzeszyny i te cudowna Wytrzyszczke, znajdujaca sie 20 km od Nowego Sacza.
Pozdrawiam
Twierdzenie, ze wierzacy czuje sie szczesliwszy od niewierzacego nie znaczy nic wiecej, jak to, ze pijany jest szczesliwszy od trzezwego (G.B.Shaw)
@ anuszka 10 stycznia o godz. 18:59
Dziekuje za link. Przeczytalem pierwsze zdanie i sie zalamalem:
„The European Values Study 2005 presents a much more nuanced picture. In half of the surveyed countries, the majority of the people, sometimes an overwhelming one, found the statement ?There is a personal God.? as that which comes closest to their belief, while in the other half, the statement ?There is some God, spirit or life force.? was chosen.”
„Majority of the people, sometimes an overwhelming one” & „the other half”.
No, po polsku tez tak mamy: „wieksza polowa i mniejsza polowa”. Potem stracilem ochote by czytac to dalej. Jak sie pisze takie bzdury w pierwszym zdaniu, to reszta tez nie moze byc nic warta.
@ Slawomirski 10 stycznia o godz. 22:49
Juz nie pierwszy raz zadaje Pan to pytanie o dziewicy z dzieckiem. W istocie odpowiedz jest prosta – in vitro.
Pozdrawiam.
Za to pesymiści dłużej żyją – też wg badań.
W świątecznym newsweeku rok temu była wydrukowana mapa szczęścia, z której wynikało, że szczęśliwe są generalnie bogate kraje zachodu, nieszczęśliwy biedny trzeci świat, włącznie z Chinami, Indiami, Afryką. Nie wiem jak to jest, być może nie istnieje ustabilizowane ogólnoświatowe znaczenie słowa szczęście, może ankietowani z różnych krajów różnie to rozumieją.
W tamtym newsweeku był jeszcze wywiad z naukowcem od szczęścia (odnajdę nazwisko, jak będę w domu), który twierdził, że istnieje korelacja szczęścia z wiekiem. Najszczęśliwsze są małe dzieci i staruszkowie, najmniej około 35 lat. Jeśli to prawda, to może częściowo wyjaśniać korelację z religią, starsi są bardziej religijni (obecnie, to się kiedyś może zmienić).
Poza tym korelacja nie musi świadczyć o związku przyczynowym, albo i związek może być, tyle że w przeciwnym kierunku.
Istnieje jeszcze taka możliwość, że wśród bogatych oraz religijnych występuje poprawność polityczna nakazująca bycie szczęśliwym i następuje autosugestia lub jej imitacja.
Ja zawsze mówię, że poszczególne blogi są jak znakomity kabaret. Wpisy Marcina, a szczególnie Marka to perełki humoru. Wiara w niewiarę, tego to nawet Daukszewicz by nie wymyślił. Ja bym proponował, abyście obydwaj „wszczęli postępowanie rozumowe” i zaczęli się zastanawiać nad poszczególnymi punktami Waszej umiłowanej wiary.
A co do szczęścia, to skoro jesteś wierzący, to skąd wiesz, że niewierzący są nieszczęśliwi? Ja Ci tam życzę, żeby tam w niebie witały Cię katolickie hurysy, piszczałki i aniołowie. Mam jedno pytanie, bo nie umiem policzyć dokładnie, ile diabłów mieści się na czubku szpilki?
Marek: „…ateizm wcale nie jest wolnością od religii, tylko religią sensu stricte, i to religią fundamentalistyczną, albowiem ateizm polega na irracjonalnej, nie opartej na żadnym dowodzie naukowym wierze w niewiarę.”
.
W takim razie fundamentalizmem jest również niewiara w krasnoludki. Ich nieistnienia też nikt nigdy naukowo nie udowodnił.
Mam pytanie: jaką postawę intelektualną wobec religii uznałby Pan za racjonalną?
Lewy!
A jak Ci się podoba „wyindywidualizowałem się z rozentuzjazmowanego tłumu”?
Ja francuskiego nie znam, ale zawsze rozśmieszało mnie miasto Bordeaux i jego wymowa. W moim domu w Warszawie jest knajpka „Bordo” i dużo ludzi wymawia tę nazwę z akcentem na ostatnią sylabę. Żabojady pewnie przewracają się ze złości.
———
Jiba!
Jestem niewierzącym człowiekiem od wielu lat. I wielu wierzących pyta się mnie, czy nie boję się Sądu Ostatecznego. Ja wtedy odpowiadam – nie. Nie boję się. Bo nic w życiu złego nie zrobiłem, nie złamałem żadnego z przykazań ogólnoludzkich (czyli Dekalog bez pierwszych trzech przykazań, sztucznie dodanych, niemających żadnego związku z Umową Społeczną regulującą normy zachowań ludzkości). Stanę przed Panem Bogiem, a ten przymruży oko i powie: „No i co, Tomaszu Niewierny? Mówiłeś, że mnie nie ma? No i jak mam cię ukarać? I myślicie, że dobry Bóg wyśle mnie do piekła? Taką najprawdziwszą prawdę na ten temat pokazał w przesympatycznej sztuce „Igraszki z diabłem” Jan Drda.
@Wieśku59:
Żeby zrobić dobre badania, trzeba tak dobrać próbkę, by odseparować inne czynniki, czyli dobrać ludzi religijnych i niereligijnych w ramach jednej kultury, jednego statusu majątkowego, wykształcenia, itp., itd. Gdy czytam u przytaczanych autorów ich zdziwienie, że Albańczycy są szczęśliwsi od Rosjan, choć są biedni, to pierwsze co mi przychodzi do głowy, to sprawdzenie, jak wygląda otoczka kulturowa słowa ‚szczęście’ w przypadku kręgu kultury języka albańskiego i języka rosyjskiego 😉
Jeśli chodzi o związek z ‚wysoką religijnością’ i szczęściem — badane były w znacznej mierze oceny własne. Może jedno i drugie częściej przywołują ludzie lubiący superlatywy? Znowu — należałoby to odseparować. Przytaczasz kolejne rzeczy do zbadania — i, jak wyżej, należałoby dobrać próbki badane, kontrolne, przeliczyć… Spora robota, którą chyba przytaczani autorzy potraktowali po macoszemu.
PS.1.
W przypadku akurat Albanii i Rosji zapytałbym też o wpływ lektury Dostojewskiego na narodowe przeżywanie szczęścia 😀
PS.2.
http://wyborcza.pl/1,76842,10929223,Pesymizm_plynie_z_Radia_Maryja.html
Jest świetny sposób,by udowodnić, ze religijni konserwatyści są szczęśliwsi od ateistow. Po pierwsze łamać po cichu i w skrytosci zasady głoszone przez fanatyków, ponieważ jest się religijnym konserwatysta tylko na pokaz, a po drugie tak uprzykrzyc życie ateistom dyskredytujac i pomawiajac ich o wszelkie zło oraz dyskryminujac ich na każdym kroku, ze w końcu bedą musieli uznać siebie za głęboko nieszczęśliwych.
Cóż każdy mierzy tak by mu pasowało ,stąd takie a nie inne konkluzje KAI. Wiedzą ,że produkt przez nich oferowany jest cokolwiek przestarzały więc usiłują go zareklamować.
Ja raczej głoszę pogląd ,że religijność w tym jej szczególnym polskokatolickim wydaniu zachęca do leniwstwa intelektualnego. Nie trzeba za wiele dumać nad tym paskudnym pytaniem ,,jak żyć”. Wystarczy przyjść ,skonsumować opłatek a resztę zostawić ,,fachowcom” co to wiedzą lepiej bo robotą ich steruje sam Duch św. Jest to sytuacja o tyle wygodna ,że podstawą na ,której jest oparty ich światopogląd są byty abstarkcyjne. Mniemania racjonalisty sa zwykle mierzalne więc podlegające sprawdzeniu ale jak sprawdzić czy ów Pan Bóg istnieje? A w końcu to w Jego imię i na Jego polecenie usiłują nam obstalowywać rzeczywistość nasi prawowierni. Oczywiście potrzebują do tego bazy materialnej o którą nie zapominają skrupulatnie zabiegać.
Człowiek areligijny niestety nie ma tak bardzo ułatwionego życia jak ktoś religijny. Jeżeli ten czegoś nie wie ,nie rozumie to wiadomo – TO PAN BÓG. Nie ma mu(ateiście?) kto prosto(prostacko) wyjaśnić ,jak żyć. Zakładam stan idealny ,że ów człowiek chce żyć świadomie a nie jak bydlę co tylko tyra i konsumuje. Sam musi znależć sens życia, poradzić sobie ze śmiercią (a w zasadzie co potem), poczuciem winy ,nie jest to proste. Znacznie łatwiej przyjąć opcję ,,spowiedź, opłatek, ofiara, nagroda od Pana Bozi – Niebo”.
Zważywszy na relatywnie wysoką konsumpcję opłatka w Polsce, przyjmując reklamowaną przez Kościół dobroczynną jego moc powinniśmy być krajem o najwyższych standardach moralnych. Tymczasem jeżeli chodzi o owe normy niczym się nie wyróżniamy a jeżeli już to in minus. Świadczą o tym choćby analizy prof. Czapińskiego wskazujące nieodmiennie krytycznie niski poziom zaufania społecznego (ale czegóż spodziewać skoro Kościół poucza swoją trzódkę ,że wszędzie niebezpieczeństwo), szacunek dla oponenta zwykle wyraża się inwektywami (szczególnie celują w tym politycy odwołujący sie do nauczania JP II), agresja jest normą(świadczy o tym niepodrabialny styl porusznia się po drogach prezentowany przez polskich kierowców). Znam sporo ateistów i agnostyków i jakoś szczególnych objawów deprechy u nich niet. Sam też nie hoduję myśli samobójczych ale jak już na wstępie pisałem każdy tak mierzy by mu pasowało. Ale w końcu nigdy nie słyszałem by Coca Cola powiedziała ,że jej napój rozwala kichy, wypłukuje wapń z organizmu za to zawsze pokazują szczęśliwe buźki bo wiadomym jest ,że nawet najsmaczniejszy posłek bez ich substancji chemicznej nie jest tym czym mógłby być…
Torlin: „Ja wtedy odpowiadam ? nie. Nie boję się [Sądu Ostatecznego]. Bo nic w życiu złego nie zrobiłem…”
.
Dziwna argumentacja w ustach ateisty. Ja bym odpowiedział: nie boję się, bo się go nie spodziewam.
hep, hep, hurray!!!
kult yedi zostal uznany w czechach za religie.
@Jiba
11 stycznia o godz. 1:23
Bardzo rozsądna konkluzja dot. słowa ,,zlaicyzowany” Bowiem ,,zlaicyzowany” i i ,,ateista” nie są tożsame. Oczywiście Kościół kat.. jak i inne RELIGIE wskazują ,że istnieje stan zerojedynkowy albo-albo. Na tej podstawie kiedyś wymyśliłem sobie definicję religii : jest to zorganizowana forma nietolerancji. Bo w końcu jeżeli mój bóg jest prawdziwy to jaki jest ichni?
Uważam ,ze ludzie bynajmniej nie ateizują sie ale ,ze następuje proces indywidualizacji form religijności. Wzrastający poziom wyedukowania powoduje wzrost ilości osób zdolnych dokonać prostej analizy – skoro Bóg jest wszechobecny, wszechwiedzący i miłosierny a Pismo św. dostępne to w zasadzie po co nam pośrednicy? Zastrzegam ,że dotyczy to ludzi żyjących świadomie.
Kiedyś usłyszałem na kazaniu zdanie ,,Nie może żyć pełnią człowieczeństwa ktoś kto nie należy do Kościoła św.” Czymże więc jestem małpą? A poza tym od tamtego czasu cieszyłem się tyle razy pełnią człowieczeństwa, szcęścia ,że twierdzenia owgo kapłana wkładam do teczki z mądrościami korporacyjnymi podobnymi do tych ,które można wyczytac w tanich poradnikach dla akwizytorów…
Jeżeli „istnieje” coś takiego jak łaska wiary, która wg teologów jest darem Bożym, to wątpiącemu nasuwa sie pytanie – dlaczego właśnie JA jej nie doświadczam? Nawet, jeśli zdarzało mi sie o nią modlić. Dlaczego nie czuję tej dyskretnej reki (dotknięcia) Boga.
Ojciec Salij, tłumacząc czym owa łaska jest, powiada, ze „nieskończenie kochający Bóg działa w człowieku właśnie od wewnątrz. Chodzi tu o to, co tak pięknie nazwał św. Augustyn, że Bóg jest nam bliższy niz my sami sobie”, bo „kocha nas bardziej, niz my sami siebie kochamy”.
Człowiek watpiący musiałby najpierw uwierzyć w tę nieskończoną miłość, której nie
odczuwa. No, może w rzadkich chwilach „iluminacji”, gdy zachwyca go np. „dany mu” cudowny zachód słońca nad morzem lub cud narodzin życia (własnego dziecka).
U większości osób deklarujących się jako wierzące (niezależnie od wyznawanej religii) drażni mnie okazywanie (widać to zreszta nawet w dyskusji blogowiczów) swoistej „lepszości” wobec czujących i myślących inaczej, przeświadczenie o „ułomności” agnostyków, a tym bardziej ateistów.
Jeśli tak na to spojrzeć, to istotnie mogą się uważać za szczęśliwszych, bo dostąpili sczególnego, wybiórczego wtajemniczenia.
Przestrzeganie zasad moralnych, czyli zwyczajnej przyzwoitości chyba jest dla nich sprawą drugorzędną, skoro oceniają bliźniego swego nie po czynach, lecz na podstawie przynależności do korporacji wierzących.
a więc Nawarra to miasto?..
no proszę, a ja myślałam, że ten uniwersytet znajduje się w Pampelunie.
człowiek uczy się przez całe życie.. 🙂
owszem, czepiam sie szczegółów – ale akurat na stronie, do której link znajduje się na głównej stronie ‚Polityki’ nie spodziewałabym się takich kwiatków. zwłaszcza, że „uniwersytet miasta Nawarry” znajduje się akurat we fragmencie umieszczonym na tejże głównej stronie.
PAK
11 stycznia o godz. 10:30
Zastanawiam się po prostu, czy subiektywne odczucia są w ogóle MIERZALNE?
Jak zmierzyć gorliwość, żarliwość, strach, poczucie szczęścia?
Aktywnością ciała migdałowatego? napięcia elektrycznego skóry?
Aktywnością neuronów, ilością hormonów, neuroprzekaźników?
Korelacji i implikacji jest ilość niemierzalna- przynajmniej na obecnym etapie rozwoju wiedzy i narzędzi badawczych…….
Lewy (Żabojadzie)
Przykro mi, że olewasz ostatnio moje posty kierowane do ciebie (względnie pospołu z kimś), np. na en pssant, a i na innych blogach, łacznie z ateistycznym. Podpadłam ci czymś, czy cóś?
Uwielbiam te nasze szleszcząco-chrzęszczące nazwy miejscowości, np. Chrząszczka niedalego Długosiodła na północnym Mazowszu. Jestem za utrzymaniem polskiej pisowni (niech mnie prof. Bralczyk nie straszy).
Podoba mi sie tez pisownia francuska. O ilez godniej i piękniej brzmi Beaurdoux niz Bordo (nawet z właściwym akcentem).
Jacobsky 1-10-23.36
Jako stary, przetarty Warszawiak, z pewnoscia pamietasz odpowiedz: „Chlopak” to u szewca drewniane szpilki prostuje….
Za odno – Pozdrawiam, i to serdecznie !
Mętne przesłanki to i mętne wnioski. Ale sprawa może być głębsza niż parę prześmiewczych w istocie tez a następnie komentarzy. Ja uważam że jako człowiek wierzący jestem szczęśliwszy. Wypraktykowałem to i przed operacją w szpitalu i wtedy kiedy na rodzinę spadły wielkie klęski i wiele, wiele innych razy. Podobne przykłady widzę wszerz i wzdłuż wśród moich znajomych i przyjaciół, również „moherów”. Bowiem pesymizm społeczny nie stoi w żadnej sprzeczności z poczuciem osobistego szczęścia.
Wiara łagodzi samotność, daje perspektywę, buduje fundamenty. Czyż szczęście wielu ateistycznych społeczeństw nie ma u podstaw protestanckiej etyki? A otwartość innych etyki katolickiej? Czy kapitał społeczny w tych krajach nie jest wprost osiągnięciem religii? Czy bez odniesień do Biblii można zrozumieć sztukę? Czy osiągnięcia Japończyków byłyby możliwe bez odniesienia do ich religijnej w istocie tradycji? Dekalog utworzył kościec kultury europejskiej który niemal w całości jest akceptowany przez wierzących i ateistów jako podstawa porządku naszego świata.
@Werbalista
Dzięki za znalezienie tej śmiesznoty o większej i mniejszej połowie.
@inni
Tak jak myślałam, większość dyskutuje nad artykułem biorąc go na poważnie, nawet gdy udowodniłam, że jest nic nie wart. Nieważne, dyskusja toczy się dalej. 😉
Właśnie na tym polega socjotechnika – ktoś, kto chce wami manipulować, puszcza coś w mediach i wie, że nie ma siły, weźmiecie to na poważnie. Bo 1) „media powiedziały”; 2) „naukowcy odkryli”.
Jako dziecko pochodzące z wiejskiej ultrakatolickiej rodziny ciągle się bałam kary boskiej, piekła; miałam niekończące się wyrzuty sumienia. Jako nastolatka bałam się być szczęśliwa, bo wmówiono mi, że cierpienie jest naturalnym stanem człowieka, bo przecież Chrystus cierpiał na krzyżu za grzechy ludzkości. Panicznie bałam się spowiedzi, tego, że zapomnę wyznać jakiś grzech i spotka mnie za to kara boska. Dopiero na studiach polonistycznych, a konkretnie na filozofii zaczęłam otwierać oczy i czasami je ze zdumienia przecierać. Powoli docierało do mnie, że jest życie poza kościołem, że nie wszystko, co mówi ksiądz na kazaniu, jest prawdą, że bezmyślne klepanie różańca jest zwyczajną mantrą. Czytałam biblię, czytałam dostępne dzieła ateistów, dotarłam do krytyki dogmatów, zrozumiałam rozbuchany kult matki Jezusa. Poukładałam to sobie w młodej wówczas głowie i po latach odeszłam od kościoła, ale nie od wiary. Wytłumaczyłam sobie, że żaden stwórca nie chciałby, aby jego stworzenie było nieszczęśliwe, że zło nie pochodzi od Boga, tylko od równej mu siły zła, że jak spotka nas coś złego, to nie znaczy, że Bóg tak chciał, tylko akurat wtedy zło zwyciężyło Boga. Kiedy to zrozumiałam, przestałam się bać, stałam się szczęśliwsza. Przestałam porządkować swoje życie zgodnie z rytmem kościelnych rytuałów, pozbyłam się poczucia winy i wreszcie poczułam się naprawdę wolna. Ale ten proces dojrzewania do duchowej wolności był bolesny, trwał ponad ćwierć wieku i nie jest jeszcze zakończony. Wiara może dawać poczucie bezpieczeństwa, być jakimś punktem odniesienia, ale religia niewoli umysł i unieszczęśliwia ludzi, czyniąc ich niewolnikami religijnych rytuałów, co często nie ma nic wspólnego z wiarą.
Wiesiek: „czy subiektywne odczucia są w ogóle MIERZALNE?”
.
Jeśli pytamy ankietowanego, czy czuje się szczęśliwy, to jego odpowiedź jest właśnie subiektywnym odczuciem. Niewiele to mówi o jednostce, ale jeśli mamy tysiące takich odpowiedzi, to możliwa jest ich obróbka statystyczna. Jej wyniki będą całkiem wiarygodne, ale raczej tylko w ramach jednej kultury, w której funkcjonuje w miarę jednolite wyobrażenie o szczęściu.
Gdyby dało się pod tym kątem analizować stany układu nerwowego, to otrzymalibyśmy dane obiektywne, tylko o czym właściwie mówiące?
Cóż. Mogę mówić za siebie. Gdybym był ateistą, to wtedy, jak sądzę (niestety mogę tu tylko gdybać), byłoby mi przykro, że w chwili, gdy zdechnę, to będzie absolutnie totalny koniec wszystkiego. Bycie wierzącym – pozbawia mnie tej przykrości. I w tym sensie jestem szczęśliwszy 🙂
Ale to moje osobiste, jednostkowe odczucia. Faktycznie natomiast przydałoby się poznać metodologię zastosowaną przez ww. ośrodek. Czy zbadano np., czy religijny skandynawski bogacz jest szczęśliwszy od niereligijnego skandynawskiego bogacza? Sprawdzono, czy religijny etiopski biedak jest szczęśliwszy od niereligijnego etiopskiego biedaka? Jeśli nie – to te badania nadają się jedynie do wykafelkowania tej samej zaświatowej instytucji, która jest już podobno wybrukowana dobrymi intencjami.
Paweł Luboński
Panie Pawle, taki duży z Pana chłopiec, a w krasnoludki nie chce wierzyć – nieładnie tak nabijać się z mniejszego i słabszego, przykrość im Pan wielką robisz, no i zwątpienie siejesz, jeszcze biedactwa wezmą pańskie wywody poważnie i przestaną wierzyć w to, co widzą, niczym my, ludzie, kiedy patrzymy w telewizor z wiadomościami.
Co do samego pytania o podstawę intelektualną, to odpowiem całkiem serio tak: dwoistą – albo opartą na samej wierze w treść pism świętych, popartej zaistniałymi, niewytłumaczalnymi dla nauki faktami oraz na założeniu czysto logicznym, iż absurdem jest mniemać, że – jak pisał prof. David Berlinsky – supernowoczesny samolot Boeing 767 mógłby zostać poskładany z najdrobniejszych części wskutek huraganu;
albo ściśle racjonalną, opartą na gruntownej, rygorystycznej analizie naukowej, bez naciągania wyników tak, aby pasowały do teorii, czy na odwrót, i na weryfikowalnych powtarzalnym eksperymentem naukowym dowodach. Współczesna nauka zachodnia, zachłyśnięta swoimi sporymi z naszego punktu widzenia sukcesami, które doprowadziły ją do stanu kompletnej, permanentnej bezradności wobec niemożności stworzenia „teorii wszystkiego”, połączenia fizyki newtonowskiej z mechaniką kwantową i jej korpuskularno – falową naturą materii, na której stan ma wpływ obserwator – jest jeszcze zbyt prymitywna dla realizacji tego celu. Musi sięgnąć po inne narzędzia naukowe, oferowane zresztą od setek lat przez buddyzm na przykład. Tylko proszę nie pytać jakie to narzędzia, a spróbować samemu dociec, pomocna może być książka Dalajlamy „Świat w Atomie”.
Pan Wojtek
11 stycznia o godz. 12:55
,,Bycie wierzącym ? pozbawia mnie tej przykrości. I w tym sensie jestem szczęśliwszy”
Czy upicie się gdy ma sie problemy sprawia ,że one znikają? Oczywiście aż do momentu otrzeźwienia i kaca…
Ewa 1958
Miałam podobne doświadczenia w dochodzeniu do wyzbycia się „poczucia winy”, bedąc produktem wychowawczym katolickiej rodziny inteligenckiej z miasta.
Zmora okresu dojrzewania były dla mnie „grzechy” związane głownie ze sferą budzącej się seksualności.
W jakis sposób zostałam okaleczona „na wejściu” w dorosłe życie. Zbuntowałam się jednak na tyle szybko i gruntownie (co nie znaczy, że stałam się osobą totalnie „wyzwoloną”), ze udało mi się przekabacić moja mamę – hipokrytkę, mimo woli (ech, to polsko-katolickie wychowanie!). Pod koniec życia nadal była osobą religijną, ale otwartą na innych i wstrzemięźliwą w ocenie wyborów przez nich dokonywanych w różnych dziedzinach życia. Pod warunkiem – rzecz jasna – że ci ludzie nie krzywdzili innych i sobie przesadnie nie szkodzili.
Paweł Luboński
11 stycznia o godz. 12:31
Socjometria to poważna gałąź wiedzy……
Problemem jest interpretacja tak osiągniętych danych.
Waga poszczególnych zmiennych może być przypisana arbitralnie przez opracowującego je. Choćby dla udowodnienia własnej hipotezy.
Mnie przekonuje teoria chemiczna.
Feromony oddziałujące na produkcję endorfin endogennych…..
Poczucie szczęścia, miłości, wiary, sterowane przez chemiczne substancje pełniące rodzaj klucza.
A wtedy „weź pigułkę”- będziesz szczęśliwy, posłuszny, pełen poświęcenia itd…..
Szał berserkera był faktem, ale jaki był sposób jego osiągnięcia?
Grzybki, trans? Odmienna budowa mózgu?
Z wizjami i proroctwami może być podobnie……
Wizja Huxley’a z „Nowego wspaniałego świata” może się ziścić szybciej niż przypuszczamy. Albo ta z „Mechanicznej pomarańczy”
Bo tej z „Ostatniego brzegu, czy Mad Maxa” nie życzyłbym żadnemu z nas……
W krajach w których ateiści są dyskryminowani albo co gorsza prześladowani, gdzie za apostazję grozi kara śmierci, trudniej niewierzącym dostać się na uczelnie, łatwiej wylecieć z pracy albo choćby uniknąć awansu, więcej będzie przypadków nerwicy lękowej, depresji, gorszy ogólny stan zdrowia. Niższa pozycja społeczna nie pozwala na zadowolenie, niskie zarobki, to ryzyko mniejszej dostępności do usług zdrowotnych i leków. No i tak dalej.
Choć mem: lepiej być głupim i szczęśliwym niż mądrym i nieszczęśliwym, jest sam w sobie głupi, to socjologicznie może mieć w sobie ziarno prawdy. Są regiony świata, nawet w krajach wysoko rozwiniętych, gdzie lepiej, aby nikt o twoim bezbożnym światopoglądzie nie wiedział.
W takich badaniach jest tyle zmiennych, które mogą wpływać na wynik, że nawet do prac renomowanych badaczy należy podchodzić sceptycznie.
No i nie ma sensu brać pod uwagę tego co konfesyjne uczelnie czy instytuty wypisują na temat niewierzących czy innowierców. To jak poprosić pisowskich profesorów o ocenę dorobku Balcerowicza, czy prawicowego historyka o opinię na temat historycznej roli Wałęsy.
p.s. Czy rodziny internowanych w stanie wojennym były szczęśliwsze i bardziej zadowolone z życia niż partyjnych?
Lewy,
dokładnie ! Po tej stronie francuskiego żywiołu językowego żadna Akademia, ale rządowe Quebeckie Biuro Języka Francuskiego (L’Office québécois de la langue française) czuwa nad językiem i uświęca reformy językowe. Na stronie tego organu można między innymi zobaczyć, że ponad 50% respondentów jest przeciwne ostatniej reforemce ortografii, i gramatyki, a więc opór istnieje nie w łonie instytucji, lecz społeczeństwa.
Zastanawiające jest jak to dalej będzie z francuskim (czy z każdym innym językiem złożonym pod względem pisowni), biorąc pod uwagę SMS i texto, za pomocą których komunikują się obecnie młodzi. Ké fé tu i te sprawy – rozumiesz. Kiedyś te wszystkie Akademie i Biura mogą runąć pod naporem językowych „barbarzyńców”, jak runęło dawne Imperium. Ich hordy właśnie kończą licencjaty czy college…
Pozdrawiam
mag
11 stycznia o godz. 12:06
@mag,
ja Cie wcale nie olewam, zawsze szukam Twoich wpisow, jak wpisow Zosienki.
A ze nie zawsze reaguje, to poprostu dlatego, ze jak w danej chwili nie mam nic do powiedzenia to nic nie mowie.
Jako zabojad zwracam Ci uwage, ze jesli piszesz Bordoux, to musisz przeczytac to co napisalas *Bordu*, jak chcesz czytac Bordo, to powinnas napisac Bordaux. Jako stary pedagog lubie pouczac i popisywac sie wiedza, jak Klapouchy, ktory jak poznal litere *A*, to stal sie arogancki i zaczal Prosiaczkowi odpowiadac opryskliwie. No ale ja chyba jestem narazie grzeczny.
Pozdrawiam serdecznie
No i walnalem byka, mag, nawet nie Bordaux, ale Bordeaux – zreszta obydwie formy Francuz przeczytalby tak samo, moze przey tej drugiej sciagnalby troche usta
Lewy,
myślę, że dyskusja o tradycji językowej (w sensie ortografii i gramatyki) tak samo rozpala emocje jak dyskusja o szczęściu i wierze.
Jeśli mowa o tym ostatnim wątku: bycie szczęśliwym jest po prostu nieproduktywne, nietwórcze. Chyba wszyscy wielcy twórcy byli z jakiś powodów nieszczęśliwi i to ten stan generował u nich, w połączeniu z talentem oczywiście, niesamowitą aktywność twórczą, czy to pod względem ilości, czy od strony jakości. To ten stan melancholii, a nie euforii jest odpowiedzialny za większość dziedzictwa artystycznego. A melancholia to zwątpienie (w siebie, w innych, w boga), zwątpienie i jego interpretacja w sensie twórczym.
Innymi słowy jeśli przyjąć, że wiara rzeczywiście ma czynić ludzi szczęśliwszymi, to wypada stwierdzić, że na szczęście dla twórczej spuścizny kulturowej ludzkości łaska wiary i płynące z niej szczęście nie były i nie są udziałem wszystkich. Taki Kleofas, np.: on musi być bardzo szczęśliwy. Co do wiary, to nie wiem.
Pozdrawiam
Marek: „Co do samego pytania o podstawę intelektualną, to odpowiem całkiem serio tak: dwoistą ? albo opartą na samej wierze w treść pism świętych, popartej zaistniałymi, niewytłumaczalnymi dla nauki faktami oraz na założeniu czysto logicznym, iż absurdem jest mniemać, że ? jak pisał prof. David Berlinsky ? supernowoczesny samolot Boeing 767 mógłby zostać poskładany z najdrobniejszych części wskutek huraganu.”
.
Hmm, uważa Pan za racjonalną postawę „opartą na samej wierze w treść pism świętych”? To dlaczego – przepraszam za złośliwość – nie opartą na wierze w podania o krasnoludkach?
Niewytłumaczalne dla nauki fakty? Po pierwsze, nie „niewytłumaczalne” tylko „dotąd niewytłumaczone”. Po drugie, z faktu, że nie wiemy, dlaczego i w jaki sposób coś się stało, nie wynika w żaden sposób, że to akurat Bóg uczynił cud.
Drugiej części Pana wywodu, o współczesnej nauce, mówiąc szczerze, nie rozumiem. Czy ma Pan pretensje do nauki, że jeszcze nie na wszystkie pytania odpowiedziała? I tak odpowiedziała na więcej pytań, niż kiedykolwiek zdoła odpowiedzieć religia.
Dla jasności: nie atakuję tu wiary. Wiara lub niewiara to kwestia indywidualnego wyboru i każdy uszanuję. Atakuję wyłącznie Pana tezę, według mnie absurdalną, że to ateizm, a nie jakkolwiek rozumiany teizm jest postawą irracjonalną.
@Torlin godz.10h07
Bardzo fajny wylamywaniec z serii: Stol z powylamywanymi nogami. W czasie suszy szosa sucha. Czy pani czyta cytaty Tacyta.
Wszystko to przecwiczylem ostatnio z wnuczka. Ona za to uczac sie w przedszkolu angielskiego zmusila mnie do nauczenia sie takiego jezykowego lamanca:
How much wood would a woodchuck chuck if a woodchuck would chuck wood ?
@ slawczan
„Czy upicie się gdy ma sie problemy sprawia ,że one znikają? Oczywiście aż do momentu otrzeźwienia i kaca”
Porównanie nie wydaje mi się trafne. Różnica między upiciem się a życiem jest taka, że ogólnie wiadomo, co następuje po upiciu – ww. kac. A co następuje po życiu – tego na 100% nikt nie wie, nawet Dawkins, który stwierdził. że Bóg prawie na pewno nie istnieje. Celowo wytłuściłem słówko „prawie”.
Jeśli nie ma krasnoludków, to kto nocą szcza do mleka?
Kto strzela gromami z jasnego nieba, jeśli nie ma Zeusa?
Kto pilnuje, aby wypłata wystarczyła mi do pierwszego, jeśli nie Matka Boska Pieniężna?
Kto nosi kule, gdy strzela prokurator?
Ludzie, nie odzierajcie mnie ze złudzeń!
Wszechmogący (?) dobry Bóg versus Szatan?
Dawno temu byłem mały, a mój ojciec leżał w szpitalu po ciężkim wypadku na polowaniu. Kazano mi się modlić o jego wyzdrowienie, a w mojej łepetynie kołatał się Hiob… 🙁 bo ja uważałem na lekcjach religii.
Co będzie, jeśli Wszechmogący zapragnie sprawdzić moją (Gajowego) prawdziwość wiary i spróbuje mnie doświadczyć zabierając ojca do siebie? Czy nadal będę wierzył i ufał? To może lepiej nie będę w ogóle zwracał Jego uwagi na mnie i mojego ojca, może nie zauważy?…
Tata nie przeżył, drugiego też nie dostałem. I nigdy więcej się nie modliłem. Nigdy. Również nie o bezpowrotnie utraconą łaskę wiary. Minęła wraz z dziecięcą naiwnością.
Nigdy też o nic nie prosiłem i za nic nie dziękowałem. Bogu. Ludziom – tak.
Lubię sobie porozmawiać z różnymi księżmi, mormonami, świadkami etc. Popytać o dinozaury na arce, naturę Szatana, popatrzeć w skonfundowane oczy i odetchnąć z ulgą – ja tych dylematów nie mam 😉
Skończy się moje życie, skończy się moja świadomość, a cząstki i atomy powrócą w odwieczny ciąg przemiany materii i wbudują się w drzewa, ślimaki, pszczółki i słoneczniki, a Marek lecąc Boeingiem, będzie dziękował swojemu Bogu, że to nie wichura go poskładała, lecz dobrze wyszkoleni amerykańscy robotnicy, i miał nadzieję, że pilotem nie jest akurat dziś zwolennik innego Boga 🙄
Na koniec każdy się sam przekona 😎
Paweł Luboński
Oczywiście, ponieważ w pismach świętych jest opisana nasza realna rzeczywistość, tylko trzeba sobie zadać trud i je najpierw przeczytać, zrozumieć, a dopiero potem do nich się odnosić. A o krasnoludkach pisałem – proszę ich nie lekceważyć i nie wkurzać, bo kiedyś może się Pan obudzić jak Guliwer.
I nie „dotąd niewytłumaczone”, a „niewytłumaczalne” – jak Pan już wytłumaczy, to będzie mógł Pan powiedzieć, że dotąd były niewytłumaczone, do tego czasu zachowam sceptycyzm w tej kwestii, bo się nie zanosi.
Drugą część mojego wywodu napisałbym z z chęcią prościej, ale prościej już nie potrafię. Przepraszam. Zapyta Pan tatę może, to Panu wytłumaczy.
Przeczytałem jeszcze raz felieton Gospodarza i nie znalazłem w nim sformułowań „wiara”, „wierzącyć”, „wierzyć” … . W tekscie jest mowa o religijności czyli uprawianiu praktyk religijnych – w tym przypadku katolickich więc pod kontrolą kk. No a wiara jest odczuciem osobistym, intymnym, indywidualnym. Jak np milość. I jak miłość nie musi się mieścić się w społecznych normach czy ograniczeniach – w tym przypadku praktyk katolickich. Tak więc moim zdaniem pojecia religijności i wiary nie są tożsame. Zdaje się, że Blogowicze dyskutujący namiętnie na tematy wiary – przecież to sprawa uczuć, emocji a nie racjonalnych argumentów – w kontekscie podrzuconej przez Nawarrczykow sprawy katolickiej religijności jak zwykle dali się wciągnąć w klerykalną pułapke. Tocząc beznadziejne spory o wiare tańczycie Państwo pod melodię graną przez chłopaków z Opus Dei omijając istote sprawy. Pytanie bowiem brzmi – Czy w sklejonych na skutek praktyk religijnych i wspólnego, narzuconego przez kler systemu wartości społeczenstwach ludzie czują się szcżęśliwsi?. Czy autorytaryzm czyli podporządkowanie się konserwatywnej wspólnocie – w tym przypadku rządzonej przez kler – może wyzwalać w ludziach poczucie szczęscia? Czy de facto niewolnik, któremu nawet tak osobiste odczucia jak wiara wspólnota religijna normuje, reguluje, wtłacza w jakieś ramy może czuć z tego powodu szczęscie?
Podobnie zresztą można podejść do ograniczania, regulowania … seksualności czlowieka przez autorytarną religijną wspólnotę. Czy kontrola seksualnosci przez społeczność może jej uczestnikowi dawać poczucie szczęscia?
Moim zdaniem tak postawione pytania w kontekscie raportu Nawarrczyków są ciekawsze niż dość jałowe rozważania czy jest Bog czy go nie ma
Pozdrawiam
Werbalista
11 stycznia o godz. 7:26
Wysmiewanie absurdow a nie ludzi jest metoda na propagowanie obiektywnego swiatopogladu. Moze dlatego in vitro jest sola w oku kosciola katolickiego.
Slawomirski
Amerykańscy uczeni, /kiedyś zapewne napisałbym radzieccy uczeni/ przeprowadzili badania na temat skuteczności modlitwy w leczeniu ciężko chorych. Czytałem to kiedyś jako ciekawostkę, ale obecnie nie odnajdę źródła. Stało tam mniej więcej tak. Zgodnie z zasadami badań naukowych i przyjętą metodologią wyznaczyli trzy obiekty badawcze: grupę kilkudziesięciu ciężko chorych, za wyzdrowienie których modlono się, nie informując ich o tym fakcie, podobną grupę chorych, którzy wiedzieli o modlitwach w ich sprawie i grupę kontrolną za którą nikt się nie modlił. W wyniku tych badań ustalono, że proces leczenia mierzony stosunkiem wyleczeń do zgonów w pierwszej grupie i grupie kontrolnej był porównywalny, natomiast chorzy, którzy mieli świadomość, że ktoś się o ich wyzdrowienie modli, marli jak muchy.
Związek religijności ze szczęśliwością jest równie ścisły jak modlitwy z leczeniem. Ludzie uważający się za wierzących wyników takich badań nie znają, znać nie chcą i znać nie potrzebują. Dlatego pewien ojciec po motocyklowym wypadku syna zapewniał we wszystkich telewizjach ,że do śmierci pechowca nie doszło tylko dzięki wstawiennictwu Matki Boskiej, do której od razu po wypadku składano powszechne modlitwy w wielu kościołach. Dzięki modlitwom, tak pokierowała ona procesem leczenia że motocyklista przeżył. Sugestia, że skoro modlitwa ma taką wartość a Matka Boska taką moc, to przecież łatwiej i prościej byłoby jej do wypadku nie dopuścić, nie znalazłaby zrozumienia a najpewniej określono by ją mianem bluźnierstwa. A przecież logiczne wydaję się, że korzystniejsze byłoby zapobieżenie nieszczęściu: brak cierpienia, strachu, zagrożenia , smutku a przede wszystkim kosztów. Ale widocznie wiara i rozum nie idą w parze a może nawet, jak utrzymywał Piłsudski ? wiara jest dla ludzi bez rozumu. Tu chyba jednak Dziadek przesadził, jak to czasem zwykł był czynić w swoich wypowiedziach. I tak to się kręci.
Przykre było – bo zrozpaczonego ojca jeszcze można było zrozumieć – że panowie redaktorzy, którzy tych wypowiedzi wysłuchiwali, nie zbywali ich kłopotliwym milczeniem, ale w sposób naukowy je rozwijali. No ale to już inna bajka.
LEWY (6:04)
Z traktatu Lewego, który odkrywa przede mną wiele nowych aspektów życia, wnoszę, że szczęście można czerpać albo z religii, albo z seksu i flaszki. O żarciu Lewy nie wspomina. Pytanie które mnie nachodzi jest o tym, co było najpierw – religia czy seks i używki. Gdy seks i używki nie sprawdzają się, to ratunku szuka się w religii. Czy na odwrót? Biblia w słynnej scenie z Adamem i Ewą jasno się nie wypowiada na ten temat. Czy Lewy nie zechciałby pociągnąć swego porannego wywodu.
Pan Wojtek
11 stycznia o godz. 15:32
Może to porównanie z upiciem jest zbyt prostackie jak na tak złożonę kwestię ale chodziło mi o to ,że P. Bozia jest niezwykle wygodnym wytrychem ułatwiającym co poniektórym poradzenie sobie z najważniejszymi dylematami egzystencji jak i zwykłym strachem ,,co potem” Ja wole powiedzieć NIE WIEM i starac się życ normalnie. Problem w tym ,że niektórzy od tysiącleci zbijają na tym niezłą kasę i w obronie swojej pozycji sa zdolni do wszystkiego
@telegraphic observer
11 stycznia o godz. 16:36
Mylisz się! Biblia jednoznacznie pokazuje chronologię: Najpierw używki (jabłko), potem seks, wstawka na wstyd i dopiero religia po wyrzuceniu z raju.
Gajowy M(arucho?)
Bardzo mnie ucieszył twój post.
Walnęłam, kilka godzin wcześniej, z grubej rury, jak to mnie nękało w bardzo wczesnej młodosci katolickie wychowanie, zwłaszcza „w temacie” seksu. Ech, te kompleksy, zahamowania, które potem, chwała Bogu zresztą, przeszły.
Faktycznie, kto szcza do mleka, jak nie krasnoludki? Kto wali piorunami, jak nie Zeus (w wersji katolickiej – św. Piotr, który rozbija sie po niebie zaprzęgiem konnym – słyszałes?). Któz nie czuwa nad naszym bogactwem lub biedą, jak nie Matka Boska Pienieżna? Któż zwarza mleko swieżo udojone, jak nie południce lub strzygi?
Czyli wszystko jest łaską wiary, o czym wcześniej pisałam w tonie sierioznym..
Któz więc jestem – agnostyk, heretyk? Bo na pewno nie ateista.
Antonius (17:11)
No tak, po pierwsze, jabłko to owoc, a nie warzywo na przykład, ani zioło, po drugie, najpierw była obietnica jabłka, potem seks, a potem konsumpcja jabłka – jak znam życie. Ale nieco daje się wyjaśnić, bez seksu najpierw i całego tego wstydu i poczucia winy nie byłoby religii. I tak w koło od zarania, miliony razy dziennie.
@Kowal ski:
http://czajniczek-pana-russella.blogspot.com/2011/11/masc-rozancowa-i-zastrzyk-z-ducha.html
@Wiesiek59:
Wyrażane odczucia to też coś, choć zasadniczo masz rację.
@Kowal ski
11 stycznia o godz. 16:25
Brawo „Kowal ski”. Często rozumowałem identycznie… chociaż??? Już pisałem na blogu, że leżałem w tym samym szpitalu co Kubica, ale on miał relikwię, a ja nie. Modlitw miałem zatrzęsienie, żona i rodzeństwo bombardowali niebo i okolicę, ale niestety niewiele pomogło. Gdyby żona nie pielęgnowała mnie cały czas, to wąchałbym kwiatki od dołu, bo nie mam chodów w niebie.
Uważam jednak religię i praktyki religijne (w miarę) za pozytywny element u ludzi wierzących. Jest im znacznie lepiej w życiu, bo wierzą, że opatrzność nad nimi czuwa.
Jak to było ?
…bo dobry bóg już zrobił, co mógł,
teraz trzeba zawołać fachowca
Fachowe, eleganckie połączenie pierwiastka duchowego z materialnym.
Kleofas
10 stycznia o godz. 21:36
——————————–
Szanowny Kleofasie,
fenomenalizm, to jest instument wprowadzania „strzech” do sztuki. Ze sztuką jednak nie ma to nic wspólnego. To zwyczajny mentalizm, polegający na cieszenie się tym, co nasze podświadomości uważają za wskazane. Ktoś kto lubi swojego „Jelonka na rykowisku”/obraz-kicz/- lubi go w dużym stopniu dlatego, że jego podświadomość zracjonalizowała ten obraz dla niego i podpowiada jego instynktom, że świat oczekuje od niego, żeby on wykazał się wrażliwością i polubił to swoje fałszywe piękno.
Po jakimś czasie obcowania z ze swoim ulubionym „dziełem” , sam staje się takim jelonkiem”.
Sztuka nie jest bowiem autonomicznym zjawiskiem, służącym do fenomenowego merdania do nas „ogonkiem”.
Sztuka przenika wszystkie nasze ludzkie poczynania , czyniąc bardzo znaczący wkład w rozwój cywilizacyjny danej spoeczności, zarówno w sensie emocjonalnym/stały pęd ku lepszemu, wspanialszemu…/ jak i w sensie estetycznym- gdzie zostawia swoje „ślady ” dosłownie wszędzie, od np. architektury i wszelkiego designu zaczynając, na naszych duszach kończąc.
Sztuka jest bezwzględnym wskaźnikiem kondycji duchowej społeczeństw. Społeczeństwo, które potrafi generować z siebie wybitnych, twórczych artystów, a duża część przedstawicieli tego społeczeństwa potrafi rozpoznać dzieła sensownie wybitne/autentycznie twrcze w stosunku dom dotychczasowego dorobku tego społeczeństwa w dziedzinie sztuki/ i mieć autentyczną potrzebę obcowania z taką , autentyczną i wysoką sztuką- to takie społeczeństwo jest rozwojowe.
Jeśli społeczeństwo zdominują krytycy- pasożyty, którzy w tak zautomatyzowanych społeczeństwach jak np. amerykańskie są bogami od fenomenalizmu. Kiedy w USA krytyk jakiejkolwiek ze sztuk powie, że obrazy Jacksona Polloka są genialne- to „polloki” stają się warte miliony. Kiedy inny powie, że jednak to g…- „polloki” stają się bezwartościowe. Po jakimś czasie, inny krytyk „puka się w głowę” i mówi, że „polloki” to jednak wybitne dzieła , więc „strzechy” z radością akceptują tę powracającą wybitność i płacą za nie miliony.
Krytycy-bogowie- nie ukrywają, że mają swoje stwki, i za odpowiednią kwotę potrafią wylansować nawet „dzieła ” szympansa.
Waro zwrócić uwagę na fakt, że społeczeństwa rozwijały się znacząco w okresach rozkwitu u nich wysokiej sztuki .
W okresach marazmu, sztuka była w nich bedpłodna. Można w tym momencie podjąć rozważania o tym co jest przyczyną, a co jest skutkiem, ale najprawdziwsze jest chya stwierdzenie, że obydwa stany są skutkiem aktualnego stanu i kondycji duchowej danego społeczeństwa.
Twoje stwierdzenie, że nie ma recepty na sztukę, jest o tyle mało precyzyjne, że uwzględnia tylko kromniutki aspekt „technologiczności” aktu twórczego. Formalnie, w najprostszej wersji , jest w tym coś na rzeczy. Jeśli jednak przyjmiemy jako perspektywę oceny funkcjonowania fenomenu sztuki we wszystkich jego aspektach, zwłaszcza społecznego- to spostrzeżemy, że Ow „brak recepty” powinien być traktowany ze wszystkimi zasygnalizowanymi aspektami.
Wspomniane Chiny, są na dobrą/najlepszą/ europejską sztukę otwarci maksymalnie/czyżby ich duchowa kondycja była w świetnej formie?.Znam kilka przypadków z autopsji.
Krytycy w Chinach są „tylko” doradcami koneserów sztuki, a nie „bożkami”-dyktatorami.
Mam przyjaciela , polskiego artystę-malarza, na którego dzieła Chińscy koneserzy zapisują się na listy społeczne.
Sprzedaje on jednak po trzy , cztery obrazy rocznie oczekującym koneserom chińskim. Na uwagi, dlaczego tak mało-? – on zawsze odpowiada: jeden raz wysłałem oraz nieautentyczny, jeśli chodzi o jego wartości artystyczne, trochę bardziej rutynowy- i o mało, jego dobre nazwisko nie uległoy zniszczeniu. Chińczycy potrafią dostrzec i potrzebują w sztuce wartości artystycznych autentycznych i twórczych estetycznie/rozwojowych/…/
Pozdrawiam,Sebastian
P.S.
1. Dotychczasowa matematyka w nowoczesnej fizyce , przestaje wystarczać. Można jeszcze , od biedy, wyliczać modelowe symulacje budowy wszechświata do wariantu ., w którym wylicza się strukturę Wszechświata zożoną z 9-ci wymiarów przestrzennych i dwóch wymiarów czasowych. W tym momencie , dopiero zaczyna robić się ciekawie, ale brakuje conajmniej jeszcze dwóch wymiarów przestrzennych i jeszcze jednego czasowego. Niestety, możliwości obecnych komputerów współpracujących z naszymi skończonymi w możliwościach umysłami nie dają narazie rady.
Mój genialny przyjaciel, doktor fizyki, o którym już na tym blogu wspominałem, za WŁASNE pieniądze buduje urządzenie, któr pozwoli jemu „obliczać” /quasi matematycznie-jego uproszczone określenie, po którym dodaje „ponadmatematycznie”/ wszystko co dla dzisiejszej matematyki jest niemożliwe. Oczywiście , opininie utytułowanej kadry akademickiej, która wie wszystko najlepiej- otwierające jemu drogę do unijnych grantów na takie badania, są z racji ich zapętlenia się z dotychczasowym- druzgocąco negatywne/sic!/…
2. Proszę Ciebie, o nie odpowiadanie już na mój wpis, o ja w najbliższej przyszłości, nie będę miał czasu, nawet na czytanie tego sympatycznego bloga
Może dla tych, którzy trochę nie kumają o co chodzi z tą dyskryminacją ateistów krótki filmik: http://youtu.be/l7xbwAmPXxU
Trochę kiepskiej jakości i dla niektórych nudny, ale wyjaśnia mniej więcej o co chodzi, przynajmniej w Stanach.
Torlin, jak również mag i Ewa, bo będzie o lekcjach religii
Jeśli jesteś ochrzczony, Torlinie, w katolickim kościele, to możesz się zdziwić:)
Dawno temu, jak byłam mała i chodziłam na religię, zapytałam księdza, jak to jest z Papuasem. Bo przecież Papuas nie wie, że istnieje Pan Bóg i jak trzeba postępować, by iść do nieba. Czy w takim razie Papuas pójdzie do piekła?
– Nie, wtedy Pan Bóg oceni, czy Papuas postępował zgodnie z własnym sumieniem ( jeszcze nie wiedziałam, że na Nowej Gwinei praktykowano ludożerstwo – to by było pytanie!) i jeśli Papuas był dobry, to pójdzie do nieba.
– To, czy w takim razie Pan Bóg oceni mnie tak samo, zgodnie z moim sumieniem, nawet jak nie lubię chodzić do spowiedzi (bodajże o to chodziło)?
– Nie, ciebie Pan Bóg oceni inaczej, ty wiesz, jak trzeba postępować. Jeśli nie będziesz postępować tak, jak chce Pan Bóg, to pójdziesz do piekła.
Piszesz dalej, Torlinie, że nie boisz się, bo nic złego nie zrobiłeś, nie złamałeś przykazań ogólnoludzkich – i tu też możesz się zdziwić:)
Byłam wtedy dalej mała i bardzo załamana, że nie jestem w stanie sprostać boskim wymaganiom. Ale, zaraz, zaraz, jest jedno przykazanie, przeciw któremu na pewno nic nie zrobiłam. Nikogo nie zabiłam!
– Niee? – zapytał ksiądz – A nie wiesz, że w tym przykazaniu chodzi również o ciebie? Jesteś pewna, że dbasz o swoje zdrowie wystarczająco? Czy nie obżerasz się na przykład czekoladą, co nie jest zdrowe? – mój Boże, jak to się nie obżeram, zwłaszcza jak mama koleżanki przynosi jakimś cudem zdobyte całe paczki Pani Twardowskiej?
Ech, szkoda gadać. Zaczęłam do Was pisać w świetnym nastroju, a teraz szlag mnie trafił na przypomnienie tych cholernych paranoików. Jak to się ma do tego ocenianego przez Pana Boga sumienia, by hodować w dzieciach tak ponure psychozy?
cdn, jak mi przejdzie:(
@TO
temat szczescia narazie mi sie wyczerpal. Ale nigdy nie wiadomo, kiedy znow cos mi do glowy wpadnie. Narazie jestem zajety czytaniem podrecznika do ekonomii, a jak mi sie uda stac wybitnym ekonomista(narazie to podrecznik podstawowy – jestem przy podazy i popycie) to sprobuje sie wlaczyc w wasze awantury miedzy Toba i TJotem, ewentualnie absolwentem, pod warunkiem, ze ten ostatni przestanie mnie straszyc Fukujama.
Ale na chwile wroce do szczescia i seksu. Moja rada dla wszystkich panow: pamietajcie, ze my spelniamy role szerpy Tentsinga, a paradoksalnie Edmundem Hillarym jest nasza pani. Bez nas nigdy nie wspielaby sie na szczyt. I powinnismy zaakceptowac nasza role, pozostajac skromnie w cieniu pani Hillary
Już w I w p.n.e rzymski poeta i filozof Lukrecjusz twierdził, że religia bierze swój początek ze strachu i niewiedzy. Uważał, że zrozumienie przez ludzi otaczającego świata spowodowałoby uwolnienie ich od przesądów, lęku przed śmiercią i wszelkich religijnych więzów. Na własnej skórze przekonałam się, że bycie religijnym wyklucza bycie szczęśliwym. Nie można być szczęśliwym, wiecznie prosząc, przepraszając, błagając, wielbiąc i poniżając się nie tylko wobec bóstwa, ale przede wszystkim wobec jego urzędników w sutannach.
Z uwaga ogladam obrady Sejmu. Kazdy mowca zwraca sie do „Pana Jakuba”. Kim jest pan Jakub ? Przepraszam, ale mieszkajacy w Polsce moga mi pomoc. Bede bardzo wdzieczny za pomoc. Z powazaniem, Kleofas.
I tak oto LEWY (19:44) z lekkością motyla przeskakuje z tematy szczęścia na temat sławy i chwały.
LEWY (19:30)
Przypowieść o owadach wołała o mój komentarz, ale nie zareagowałem wczas i potem mnie TJ zalał argumentacją. To ja jego – ilość siłą rzeczy przejdzie w końcu w jakość. Fukuyama się pisze, co nie ma znaczenia, bo bez wpływu na odmianę w języku polskim.
Czy Ty zajmujesz się taki nudnymi studiami w tak młodym i obiecującym wieku? Poważnie to mówisz?
Mag, Gajowy M, co z Was za Słowianie? Gromami z nieba wali Perun, a nie żaden Zeus.
Sposobów na szczęście jest wiele.Najczęściej jednak dotyczą bliźnich.Natomiast na pewno jest sposobem na życie.Np. codzienne bieganie do kościoła, znakomicie poprawia chociażby krążenie.A ile rewelacji można usłyszeć przy okazji.Nie trzeba czytać kłamstw,którymi zawalone są strony gazet.Pieniądze szczęścia nie dają.Ale zazdrość parafialnych nieźle podnosi na duchu.
Ewa 1958, Jiba, mag
otóż to! Traumy z dzieciństwa ożywają nagle wraz z przywołaniem wizji mściwego, wszechmogącego sadysty czyhającego na byle potknięcie, czy choćby „grzeszną” myśl człowieczka stworzonego na własne, jakoby, podobieństwo 🙄
No i ta cała paranoja Jednego w Trzech Osobach, który zbawia świat 😯
Jeden z Trzech jest obrażony na swoje niedoskonałe dzieło, więc dla przebłagania siebie i zmycia grzechu obciążającego całą ludzką potomność wydaje drugiego z Trzech na spektakularną śmierć i jest znowu OK. A potomność na tę pamiątkę uprawia symboliczną ludożerkę… A trzeci? Niezbędny do in vitro, bez niego nie byłoby drugiego 😎
Jako mały Gajowy kombinowałem, skąd się wzięła cała ta różnorodna ludzkość, skoro Adam i Ewa mieli dwóch synów i na domiar złego jeden ubił drugiego 🙄 W końcu ktoś mi wyjaśnił: tam były też małpy 😎
Potem uczyłem się o dinozaurach…
Lewy!
Fajny jest niemiecki: „In Ulm, um Ulm und um Ulm herum”.
@Torlin
„Ja zawsze mówię, że poszczególne blogi są jak znakomity kabaret. Wpisy Marcina, a szczególnie Marka to perełki humoru. Wiara w niewiarę, tego to nawet Daukszewicz by nie wymyślił. Ja bym proponował, abyście obydwaj ?wszczęli postępowanie rozumowe? i zaczęli się zastanawiać nad poszczególnymi punktami Waszej umiłowanej wiary.
A co do szczęścia, to skoro jesteś wierzący, to skąd wiesz, że niewierzący są nieszczęśliwi? Ja Ci tam życzę, żeby tam w niebie witały Cię katolickie hurysy, piszczałki i aniołowie. Mam jedno pytanie, bo nie umiem policzyć dokładnie, ile diabłów mieści się na czubku szpilki?”
Torlinie, osoby wierzace zasadniczo nie dziela sie z ateistami swoimi przezyciami religijnymi, dlatego obcjuac wsrod sobie podobnych nie miales dotad okazji zapoznac sie z pogladami takich ludzi jak Marcin, czy Marek. Samotnosc sprawia ze zwolujecie sie na blogach chcac sie upewnic ze reszta intelektualnego swiata ma podobne zdanie na temat otaczajacej rzeczywistosci. Przykro mi ze tak pesymistycznie piszesz. Szczescie ma to do siebie ze ludzie ktorzy go doswiadczaja staraja sie nim zarazic otoczenie. Gdyby cala Polska byla zarazona przeze mnie i przez Marka wowczas zycie w tym kraju plyneloby zupelnie inaczej. Nie byloby pytan i sugestii ze pisanie na blogach o szczesciu nie ma sensu bo to wszystko socjalna maniupulacja. To nie jest zadna manipulacja. Ludzie od wielu pokolen staraja sie byc szczesliwi. Ci ktorzy sa szczesliwi chcieliby aby i reszta byla, niestety problem polega na tym ze nie mozna tego dokonac. Gdyby ktos to byl w stanie zrobic przed nami, wowczas nie byloby wojen, armii, policji, wiezien, na ziemii bylby raj. Sa tacy ktorzy go nie chca i dlatego szczescie nie jest dobrem powszechnym, jest ono dawkowane w Kosciele dla tych ktorzy zrozumieli kto jest dawca szczescia.
Pozdrawiam wszystkich niewierzacych i poszukujacych, moze kiedys dotrze do was to co dla innych dawno dziala.
Jiba
11 stycznia o godz. 19:24
Coś na ten temat….
„Łamanie kości, przerywanie skóry i ścięgien, krwotoki – to elementy niedzielnego kazania dla dzieci w kościele pijarów przy ul. Dzielskiego. Część rodziców nie wytrzymała i przed końcem wyprowadziła dzieci”
Więcej… http://wyborcza.pl/1,75248,10943195,Drastyczne_opisy_meki_na_kazaniu_misjonarki.html#ixzz1jBTy0uIk
————————-
To są ci, którym przeszkadzała niejednoznaczna płeć Teletubisiów……
Ale „męka pańska” ma być męką, nie zabawą.
@Ewa 1958
„Już w I w p.n.e rzymski poeta i filozof Lukrecjusz twierdził, że religia bierze swój początek ze strachu i niewiedzy. Uważał, że zrozumienie przez ludzi otaczającego świata spowodowałoby uwolnienie ich od przesądów, lęku przed śmiercią i wszelkich religijnych więzów. Na własnej skórze przekonałam się, że bycie religijnym wyklucza bycie szczęśliwym. Nie można być szczęśliwym, wiecznie prosząc, przepraszając, błagając, wielbiąc i poniżając się nie tylko wobec bóstwa, ale przede wszystkim wobec jego urzędników w sutannach.”
Sama to wymyslilas? Jest akurat odwrotnie, strach przed smiercia dotyczy tych osob ktore za zycia nie przestrzegajac przykazan Bozych wyrzadzily wiele zla. Sumienie tych osob je oskarza i sama mysl smierci przypomina im ze byc moze po smierci czeka je kara. Czlowiek ktory zyje zgodnie z zasadami religii z przyjemnoscia rozstaje sie z tego swiata bo wie iz tam po drugiej stronie nic mu nie grozi. Spowiadajac na biezaco swoje grzechy jest gotowy na smierc w kazdym momencie swojego zycia. Zupelnie odwrotna sytuacja dotyczy osob niewierzacych. Niepewnosc ktora jest towarzyszem ich zycia kaze szukac dowodow na to ze po smierci nic zlego sie nie przytrafi. Gdy tylko znajda dowody na „cosizm” wtedy natychmiast ida studia pelna para by dopasc do najnowszych zdobyczy nauki ktora potwierdzi lub zaprzeczy. Oj biedna jestes Ewo, zaluje ze nie potrafisz pojac tego co to znaczy wybrac w zyciu droge wiary. Podpieranie sie starozytnymi rzymskimi poetami w opinii na temat tego swiata jest nie tylko ze bledem, to jest obraz desperacji. Rzymscy filozofowie nie napisali nic o Chrystusie, wiec na pewno Cie przekonali iz nigdy nie istnial. „Cudze chwalicie, swego nie znacie, sami nie wiecie co posiadacie”.
Żerować można na różnych emocjach- poczuciu braterstwa, wspólnoty, tożsamości kulturowej, miłości……
Najżałośniejsze jest w moim odczuciu żerowanie na poczuciu winy i osamotnienia. A tym się zajmują chrześcijańscy kapłani.
Sprzedając nadzieję biednym i wykluczonym, budują potężne imperia finansowe. Gdyby jeszcze żyli w zgodzie z głoszonymi poglądami, nie byłoby problemu.
Niestety, swym życiem zaprzeczają głoszonym przez siebie wartościom.
Ps.
Wpadła mi kiedyś w ręce powieść „Tętniący step” Mrówczyńskiego
Zdumiało mnie że ksiądz- polski zresztą, żądał od Polaków pieniędzy za spowiedź……
Dobry ksiądz katolicki i z kamienia pieniądze wyciśnie?
A opisywana historia spowodowała u brazylijskiego arcybiskupa prostą reakcję- ekskomunikę i pozbawienie święceń naszego „księdza patrioty”
Nie sądzę, by podobna reakcja nastąpiła obecnie w naszym kraju za podobny wyczyn……..
wszak „pecunia non olet”……
Można powiedzieć, że każda sroka swój ogon chwali. Takie „badania”, przynoszą jednak skutek odwrotny od zamierzonego.
Osobiście czuję się szczęśliwy, że , jak napisał Autor, nie mam przymusu uczestnictwa w religijnych obrzędach.
Oczywiście, są ludzie, którym taka czy inna religia daje poczucie bezpieczeństwa, szczęścia, etc. To wolny wybór każdego z nas. Mnie nic do tego.
Nieco przewrotnie, traktując temat Autora, w Polsce mamy z tym problem. Trudno być szczęśliwym będąc religijnym człowiekiem. Sam ksiądz Rydzyk kreuje świat jako pełen zagrożeń, Episkopat również, a wierni widząc fanaberie wielu dostojników kościoła, nie mają powodu do szczęścia czy choćby satysfakcji.
Z kolei osoba świecka (czytaj niewierząca/ ateista) też nie bardzo ma powód do szczęścia, o którym pisze Autor. Bądźmy szczerzy, Polska to nie Szwecja, czy Norwegia. Podatki wysokie, standard usług państwa raczej niski, tworzenie prawa jeszcze niższe. Słowem z czego tu się cieszyć? Chyba z tego, o czym napisałem wcześniej: przynajmniej nie muszę uczestniczyć w życiu religijnym.
Wychodzi więc na to, że ateista ma w Polsce inne powody do zadowolenia, niż Szwed, czy Niemiec. Szkoda, znowu jesteśmy inni niż zachód Europy.
Lewy w świetnym komentarzu z 11 stycznia o godz. 6:04 bardzo trafnie opisuje sposoby osiągania szczęścia np na skutek stosowania hiperwentylacji związanej z wysiłkiem fizycznym. To własnie natlenienie i zalew endorfin powoduje, że dając sobie w kość doświadczamy szczęścia. Natężenie tych praktyk w sprzyjających okolicznościach i przy odpowiednim nastawieniu psychicznym może wywoływać nawet intensywnie odczuwane stany wizyjne. W takich przypadkach może się nam np objawić Bog jeśli mamy wewnętrzną, skrytą potrzebę obcowania z nim. Albo możemy płynąć nad ziemią do taktów śpiewającej znad chmur „Czy pamietasz jak ze mną tanczyłeś walca” Ewy Demarczyk. Czy warto wtedy kwestionować te wizje? Przecież nie po to podejmowaliśmy ciężki trud drogi do szczęścia, by kwestionować jego efekt. Jesli pod wpływem dymu, praktyk transowych, hiperwentylacji czy innych sposobów osiągania odmiennych stanów świadomości doświadczamy Boga to on jest.
Tyle tylko, że do osiagania tego typu wtajemniczeń nie jest potrzebny kościół i jego praktyki religijne.
Pozdrawiam
Czytajac przewazajaca wiekszosc wypowiedzi na tym blogu z cala pewnoscia stwierdzam ze ich autorzy sa nieszczesliwi, udawadniaja to ponad wszelka watpliwosc. Nie chce tutaj cytowac najbardziej charakterystycznych wypowiedzi swiadczacych o tym. Kazdy kto wejdzie na ten blog sam moze to ocenic. Z tresci wypowiedzi wynika ze oprocz mnie inni wierzacy tutaj nie zagladaja.
@Kartko z podróży, zadałeś kilka pytań. Odsyłam do wypowiedzi Marcina z godz. 21.32 i 21.45.
Ja tez mam dowody na to, że można być szczęśliwym żyjąc w konserwatywnej religijnej wspólnocie. Któregoś dnia ten mój dowód dowiedział się, że kk jest drugim po skarbie państwa posiadaczem ziemskim w Polsce. Obserwowałam pilnie jej czoło (bo to kobieta) w poszukiwaniu zmarszczki zwątpienia. A skąd – czoło gładkie jak stół. I komentarz:
– Bo taka jest tradycja.
Nigdy bym na to nie wpadła.
@Wiesiek59 – dzięki za link do Wyborczej, ale nie chcę tego czytać. Przy okazji – czy ktoś wie, czy w jakiś sposób weryfikuje się katechetów pod kątem przygotowania pedagogicznego? Nie obrażam się już na księdza od czekolady, nagle po prostu przyszło mi do głowy, że w tym państwie całkiem możliwe jest, że nie.
Miłej nocy wszystkim!
PS do Kartki – i Marcin 0:23
@Marcin – To wymyślił Lukrecjusz, a ja tylko się z nim zgodziłam. Z kolei ci, co celowo wyrządzają zło, raczej sumienia nie mają. Zastanawiam się, czy na pewno wierzysz, iż człowiek żyjący zgodnie z zasadami religii z przyjemnością rozstaje się z tym światem. Poproszę zatem o przykłady. Nie jestem biedna, Marcinie, wręcz przeciwnie. Jestem bogata w wiedzę, której Ty jeszcze zapewne nie posiadasz. Ale wszystko przed Tobą. Poza tym chyba niezbyt uważnie przeczytałeś moje wpisy (2), bo nie zarzucałbyś mi odejścia od wiary. Zachowałam wiarę dzięki temu, że przestałam być religijna. Jest to swoisty paradoks, ale tak właśnie było w moim przypadku. Odeszłam z kościoła katolickiego, ale nie od wiary. Religia i wiara to są dwa różne pojęcia. A propos starożytnych rzymskich poetów i filozofów – no, cóż, nie mogli napisać o Chrystusie, bo żyli przed Chrystusem. I nie byli to prorocy, tylko uczeni. Wiele niekonsekwencji jest w Twoim komentarzu, Marcinie. Sprawiasz wrażenie religijnego frustrata. Twoja religijność jest jakaś nieuporządkowana. Widzę, że Ty lękasz się życia, no bo jak tu żyć z takim religijnym chaosem w skołatanej głowie. Nie współczuj mi, bo sama zatroszczę się o swoje zbawienie. Zawsze bałam się wiecznej niebiańskiej szczęśliwości, anielskich chórów i wiekuistej nudy. Z nudów umarłabym chyba jeszcze raz. Piekło zaś może być interesujące. Trafili tam zapewne wielcy artyści, władcy, papieże i starożytni filozofowie. Jeśli nawet Chrystus zstąpił do piekieł, to raczej nie po nich. Wolę smażyć się w piekle w znakomitym towarzystwie, niż piekielnie nudzić się w niebie wśród świętych pańskich, cherubinów, serafinów i chórów anielskich.
GajowyM.
11 stycznia o godz. 21:11
Sw.Augustyn powiedzial: Credo quia absurdum, co w dowolnym tlumaczeniu mogloby po polsku tak brzmiec: Wierze k**wa i juz!
Wiec Twoje racjonalne rozwazania odnosnie Trojcy: wkurzonego Ojca, Ptaka, ktory pierwszy zastosowal metode in vitro, Syna, ktory cierpial, abysmy my nie cierpieli, to sa mysli, ktore wg Marcina podsuwa Ci szatan.
Jestes Gajowy czlowiekiem nieszczesliwym, bo posluchaj co na Twoj temat glosi Marcin: **Czytajac przewazajaca wiekszosc wypowiedzi na tym blogu z cala pewnoscia stwierdzam ze ich autorzy sa nieszczesliwi, udawadniaja to ponad wszelka watpliwosc. Nie chce tutaj cytowac najbardziej charakterystycznych wypowiedzi swiadczacych o tym. Kazdy kto wejdzie na ten blog sam moze to ocenic**
To ze jestes nieszczesliwy, udawadniasz to ponad wszelka watpliwosc i kazdy moze to ocenic. Widzisz Gajowy **Czlowiek ktory zyje zgodnie z zasadami religii z przyjemnoscia rozstaje sie z tego swiata bo wie iz tam po drugiej stronie nic mu nie grozi** Ponownie zacytowalem Marcina.
jeszcze jeden cytat z naszego klasyka Marcina:
**Samotnosc sprawia ze zwolujecie sie na blogach chcac sie upewnic ze reszta intelektualnego swiata ma podobne zdanie na temat otaczajacej rzeczywistosci. Przykro mi ze tak pesymistycznie piszesz. Szczescie ma to do siebie ze ludzie ktorzy go doswiadczaja staraja sie nim zarazic otoczenie. Gdyby cala Polska byla zarazona przeze mnie i przez Marka wowczas zycie w tym kraju plyneloby zupelnie inaczej. Nie byloby pytan i sugestii ze pisanie na blogach o szczesciu nie ma sensu bo to wszystko socjalna maniupulacja. **
W *Ulissesie* Joyce’a Buck Mulligan spiewa piosenke, ktora dedykuje Marcinowi:
Ja jestem najbardziej cudacznym chlopakiem,
Mam matke Zydowke, a ojciec jest ptakiem.
Z tym ciesla Jozefem zyc w zgodzie nie moge,
Wiec zdrowie Kalwarii i uczniow i – w droge!
Jezeli ktos w boskosc ma watpi, to sobie
Nie lyknie za darmo, gdy wina narobie,
Lecz bedzie pil wode i modlil sie o to,
Bym wino oddajac znow zrobi je woda.
Zegnajcie,zegnajcie. Zapiszcie me slowa.
Powiedzcie tym czterem, ze zyje od nowa.
Co boskim jest we mnie, uniesie w dal mnie
Na Gorze Oliwnej wiatr wieje..Adieu!
Pycha Marcina jest porazajaca, on wie, ze jestesmy samotni, nieszczesliwi i on chce Gajowego swoja dobrocia zarazic. Gajowy trzymaj sie, bo sa to podszepty szatana.Bo rzeczywiscie, gdyby cala Polska byla zarazona przez Marcina i Marka wowczas zycie w tym kraju plyneloby zupelnie inaczej. Nie byloby pytan….Niech nas Bog broni przed takim zarazeniem
@GajowyM
„Jako mały Gajowy kombinowałem, skąd się wzięła cała ta różnorodna ludzkość, skoro Adam i Ewa mieli dwóch synów i na domiar złego jeden ubił drugiego.”
A wystarczyło przeczytać Księgę Rodzaju, początek rozdziału 5. Tam jest wyjaśnienie, jak to było możliwe w tej historii biblijnej. Nie będę ci robić spoilera.
http://www.biblia.info.pl/biblia.php
Lewy, zobacz mimo iz dokopales mnie w sposob bardzo wyrafinowany ja zastosuje zasade Chrystusa: ty do mnie kamieniem, a ja do Ciebie chlebem. Nie wiem czy czujesz sie zawsze wtedy szczesliwy gdy dzien zaczniesz albo skonczysz dokopaniem komus?
Jezeli tak to bardzo Ci musi byc smutno. Dla mnie dzien jest wtedy udany gdy kazdy kogo spotkam czy to w wirtualu, czy w realu odbierze moj usmiech jako dowod szczescia i to odbierze ode mnie jego szczypte.
i pomyśleć, że wszechświat rozszerza się z prędkością światła…. a wy tutaj o szczęściu wierzącego katolika.
Poczytałem komentarze do wpisu gospodarza i zauważyłem, że ateiści nie chcą uznać, że wierzą, że Boga nie ma. Tymczasem z definicji jak czegoś nie możemy udowodnić, a uznajemy za fakt to oznacza, że wierzymy. Niestety Panowie I panie ateiści jesteście wierzący i to jest fakt.
Tak na prawdę to tu na ziemi niewierzących trudno znaleźć bo nie sposób wszystkiego sprawdzić osobiście i wszystko udowodnić. Aby funkcjonować musimy zawierzać komuś lub lub coś przyjmować na wiarę. Przecież nie sprawdzamy wszystkich doniesień naukowych i nie weryfikujemy czy są prawdziwe? Uznaliśmy, że nauka jest wspaniałym narzędziem poznawania prawdy i bardzo często kupujemy wszystko co podparte jest etykietą naukową.
Ostatnio zwolennicy zamachu w Smoleńsku bardzo ucieszyli się gdy profesor pracujący z NASA opublikował swe obliczenia programem używanym w NASA które wykazały że Tu 154 powinien ściąć brzozę i nie ulec większym uszkodzeniom. Uznali to za pewnik bo przecież naukowiec to opublikował. Tymczasem bez problemów można sobie znaleźć w necie film z krash testu gdzie słup ucina skrzydło tuż po jego przyziemieniu samolotu. Dla specjalistów od takich symulacji komputerowych jest jasne, że pan profesor się zbłaźnił , bo dobrze wiedzą jak żmudne i kłopotliwe jest przygotowanie , ustalenie i obciążenie modelu matematycznego by ten symulował dostatecznie dobrze rzeczywistość i wiedzą, że zwykle wyniki wstępne sprawdza się z eksperymentem. To sporo kosztuje i czasu i pieniędzy. Jednak bardzo wielu ludzi uznało te obliczenia za bardziej wiarygodne od badań MAK czy komisji Millera.
Odnoście tego czy ludzie religijni są szczęśliwsi od tych nie przyznających się do wiary to znów temat niemożliwy do udowodnienia. Człowiek tak już ma, że popada w różne nastroje i raz czuje się b. dobrze , raz tak sobie, a kiedy indziej źle. Człowiek nieposiadający się jak to zwą ze szczęścia może w krótkim czasie wpaść w stan skrajnie przeciwny i jest to bardziej prawdopodobne niż u człowieka który nie doznaje skrajnych stanów emocjonalnych. Znałem osoby bardzo religijne które wyglądały na skrajnie nieszczęśliwe i ich przeciwieństwa w wierze które przynajmniej na oko wyglądały na zadowolone z życia.
Tak jakoś się dzieje, że ludzie o swej śmierci jakoś nie myślą choć wiadomo że jest nieunikniona. Regułą jest im młodszy człowiek tym mniej go ta myśl zaprząta.
Byłbym zdania, że to czy człowiek ocenia że jest raczej zadowolony z życia czyli szczęśliwy nie zależy od tego czy jest religijny czy też nie.
@Marcin – Czujesz się dotknięty, bo ktoś zakpił z Twych poglądów. Nieudolnie cytujesz ewangelię. Odpowiem ci zatem tym samym: „Czemu to widzisz drzazgę w oku swego brata, a belki we własnym oku nie dostrzegasz?” Skoro tak obnosisz się ze swoją religijnością (bo raczej nie wiarą), to mam dla ciebie zadanie – wskaż dokładnie, skąd pochodzi powyższy cytat (nie wystarczy, że napiszesz, iż pochodzi z Biblii, bo to jest oczywiste). Podejrzewam bowiem, że Twoja religijność, jak zresztą większości katolików, jest raczej powierzchowna i folklorystyczna. P.S. Przeczytałeś ze zrozumieniem moją odpowiedź na temat starożytnych filozofów?
Marcinie, Łk 18,9-14.
Anuszka,
może lepiej Ty poczytaj najpierw końcówkę czwartego rozdziału:
„…Kain odszedł od Pana i zamieszkał w kraju Nod, na wschód od Edenu.
Rdz 4,17
Kain zbliżył się do swej żony, a ona poczęła i urodziła Henocha…”,
i powiedz, z kim ożenił się Kain?
Lewy,
Jonasz ma rację. Nie czas żałować nieszczęśliwych Gajowych i zazdrościć szczęśliwym Marcinom, kiedy wszechświat się rozszerza w takim tempie 😯
Przypomina mi się dylemat pewnego misjonarza w czasie rekolekcji dla dzieci, już po lotach Gagarina, który nic „tam” nie zobaczył.
– Gdzie jest niebo? Gdzie jest Bóg? Co jest za ostatnią gwiazdą?
I patetyczna odpowiedź:
– Za ostatnią gwiazdą trzeba uklęknąć 😎
Czuję się coraz bardziej jak ten krasnoludek na werandzie domku za siedmioma górami, za siedmioma rzekami, za siedmioma lasami, za siedmioma morzami… i wzdycham: kurde, jak stąd wszędzie daleko 🙁 🙄
Szczypta, szczypta. Dzieki Marcinie za usmiech, ale prosze Cie, ty uwazasz, ze ja niekulturalnie obrazam Twoje uczucia religijne, a ja uwazam, ze Ty swoimi pogladami obrazas kulturalnie moja inteligencje. Prowadzisz katecheze na blogu. Czy Ci nie wystarczy, ze katecheci sa we wszystkich szkolach, ze pelno jest wPolsce kosciolow. Jeszcze tu musisz sie wciskac z tymi banialukami ? Twoja slodka dobroc jakos mnie nie przekonuje. Ale niech tam..
Marcinie,
czy są jeszcze odpusty 7-letnie? Uzyskiwałem takie w dzieciństwie. Potem się zastanawiałem, ile wynosi wieczność minus siedem? 🙄
Jiba,
To co piszesz pokazuje jak niedouczeni księża skutecznie mieszają w głowach młodzieży. Skutki jak widać pozytywne nie są i to zarówno dla tej młodzieży jak i kościoła. Rozsądnie uczona religia mogła by być bardzo korzystna dla młodych ludzi i budować dobry fundament moralny chroniący od wielu nieszczęść i katastrof.
Niestety to co obserwuje w kościele nic z tym rozsądnym uczeniem raczej nie ma wspólnego. Jak zauważyłem księża nie znają religii która maja objaśniać i plotą okrutne androny. Ksiądz uczył cię tak jak człowieka którego ojciec bronił w pouczono w latach 50 pouczała ówczesna władza. Powiedziano mu mianowicie że robotnik nie jest świadomy więc musi dobrze zarabiać , on wykształcony przez państwo jest świadomy i płacić mu dużo nie trzeba. To paralela do tego Papuasa. Biedny księżulo pewnie nie wie że Jezus powiedział, że zbawiony będzie „nie ten co mówi Panie ,Panie , ale ten co spełnia wole moją”. A więc wg Jezusa nie ma znaczenia czy ktoś uzna Boga i pozna religię i dekalog , a jedynie to jak postępuje. Bóg nadał światu prawa i nie interweniuje w to co się dzieje . Działania zawsze wywołują skutki, a skutki oddziaływają na działającego. Działania złe niszczy działającego i źle wpływają na innych i otoczenie i te działania są właśnie niezgodne z tym co Jezus określa jako wolę Boga.
Dlatego proszenie Boga by coś spowodował jest bezsensowne , działanie należy do człowieka. To co człowiek może otrzymać od Boga to jedynie podpowiedź jak działać i nic więcej bo tak wynika to po przestudiowania zasad religii chrześcijańskiej.
Niestety przywódcy kościoła zamiast zgłębiać sens wypowiedzi najważniejszej postaci tej religii zaczęli jak krytykowani przez nich Faryzeusze i uczeni w piśmie starać się uzyskać największe korzyści dla siebie i prowadzonej instytucji i nic dziwnego że religia podupada.
@Marcin, Marek
Już przed wszystkimi wiekami Bóg wybrał dla nas wszystko, nawet krawaty. (E. Cioran)
@Wiesiek59,@Jiba – Przeczytałam ten artykuł z Wyborczej. Nic nowego. Przed paru laty na lekcji religii w gimnazjum mojej córki katechetka zmusiła wszystkich do oglądania drastycznego filmu o aborcji. Kiedy córka z przerażenia wsadziła głowę w kolana, katechetka podeszła do niej, sycząc:- „Patrz ! Jak się napatrzysz, to może sama tego nie zrobisz ! To była ostatnia lekcja religii, w jakiej uczestniczyło moje dziecko. Obowiązkowym zadaniem dzieci z wielu szkół było oglądanie „Pasji” Gibsona. Z tego, co wiem, szkoły organizowały przymusowe wycieczki do kina na to krwawe widowisko przeznaczone dla sadystów i wszelkiej maści dewiantów. Były też seanse w kościołach podczas rekolekcji, gdzie zamiast do szkoły, dzieci musiały iść do kościoła pod opieką wychowawców. Niedawno mój sześcioletni wnuczek wrócił ze szkoły i zapytał mnie, czy naprawdę wszystkie matki zabijają swoje nienarodzone dzieci. Przerażona, zapytałam, skąd mu to przyszło do głowy. Dziecko odrzekło, że powiedziała to pani katechetka na religii i opowiedziało, że pani mówiła,że jak mama nie kocha dziecka to go zabija, a ono się w tym brzuchu broni, ale jest za małe, to mu urywają rączki i nóżki. @Jiba – pytałaś o kwalifikacje katechetów. Jest to tzw. misja kanoniczna, czyli skierowanie od biskupa na placówkę. A kto by tam sprawdzał ich kwalifikacje. Mają swoich diecezjalnych wizytatorów. Sredniowiecze trzyma się znakomicie. Kwitnie zabobon i wszelakie dewiacje, szczególnie na tradycyjnej polskiej wsi, gdzie żaden cywilizacyjny postęp nie jest w stanie wyplenić wiary w proboszcza.
Myślę że mieszamy dwa porządki.
INDYWIDUALNĄ wiarę, którą człowiek ma lub nie i INSTYTUCJĘ, jaką jest zorganizowana religia…….
Te wszystkie kościoły, klasztory, wymagają zasilania finansowego- ogrzewanie, zdobienia, konserwacja, codzienny byt kapłanów, wymagają pieniędzy…..
Indywidualna ofiarność wiernych nie wystarczy. Problem znika, gdy religię podepnie się pod państwowy cycek.
W naszym europejskim grajdołku hierarcha to przede wszystkim biznesmen, zarządzający sporym majątkiem. A skoro jest dysponentem majątku, to ludzką rzeczą jest pokusa posiadania wpływów politycznych- często ten majątek pomnażających……
Nasi wierzący jakoś na ten aspekt zagadnienia uwagi nie zwracają.
Sacrum, Tajemnica, a tuż obok proza życia- mamona, Złoty Cielec.
Co boskie Bogu, co cesarskie Cesarzowi, nie jest przestrzegane od czasów Konstantyna chyba.
Każda instytucja od pewnego stopnia rozwoju liczebnego, zaczyna pracować na własne potrzeby. A potrzeby ludzkie są nieograniczone.
Podobna sprawa jest z poczuciem szczęścia.
Indywidualne jest dobre, choć niemierzalne. Problem zaczyna się przy jego instytucjonalizacji……
Iluż urzędników i ideologów pracuje w pocie czoła nad uszczęśliwieniem nas? Z troską pochyla się nad naszym dobrem, za nasze pieniądze?
Centralne planowanie przerabialiśmy. Teraz przerabiamy znowu- centralne planowanie przeżyć religijnych, poczucia szczęścia, zdrowia.
Efekty łatwe są do przewidzenia…….
http://wiadomosci.wp.pl/title,Spor-apostatow-z-Kosciolem-zaostrza-sie,wid,14159198,wiadomosc.html
Jedno ciekawe pytanie……
Od kiedy w Polsce obowiązuje obywateli Kodeks Kanoniczny a nie polskie prawo? Dane osobowe podlegają restrykcjom, szczególnie te zbierane przez PRYWATNE firmy.
Sądząc po „hierarchii dziobania” mamy kościół państwowy, z nadrzędnością prawa kanonicznego…..
prof. Leszek Kołakowski:
Życie może być interesujące i zabawne pod warunkiem, że nie będziemy liczyli na to, że będziemy szczęśliwi.
I to by było na tyle.
Jeszcze do Anuszki,
jeden anglikański pastor powiedział kiedyś:
There is Truth, Half-Truth and the Bible 😎 😉
Ewa 1958
12 stycznia o godz. 11:35
Religia ma własności terapeutyczne- dla sporej grupy ludzi.
Co byśmy jednak powiedzieli o psychoterapeucie, czy lekarzu, wpędzającym pacjenta w stany lękowe, psychozy, po to by go potem leczyć?
Odnoszący się do wiernych w ten sposób kapłani tak właśnie postępują i nazywają to moralnością katolicką……
Żerowanie na poczuciu winy i na nadziei że po życiu coś istnieje, przynosi fortunę od 1500 lat. Od momentu gdy podniesiono religię chrześcijańską do rangi państwowej.
Wiara pozostała w rzymskich katakumbach, a zamek św. Anioła od chwili wybudowania był papieskim miejscem kaźni opozycji i inaczej myślących. Nawet Zawisza Czarny nie był w stanie pomóc Husowi…..
no przecież propaganda katolicka musi chronić swoje korporacyjne interesy gdzie pieniądz jest przecież najważniejszy
Szczyt hipokryzji i cwaniactwa katolickiego. Złodziej ukradł i domaga się rekompensaty.
http://wiadomosci.gazeta.pl/wiadomosci/1,114883,10952360,Albertynki_pozywaja_Skarb_Panstwa__Za_grzechy_Komisji.html?lokale=krakow
Sławczan!
zgadzam się z wieskiem59, z Tobą też. Ludzie zaczęli szukać odpowiedzi na nurtujące ich pytania na własną rękę, bo skompromitowała się instytucja, która miała w tym pomóc. Myślę, że „zlaicyzowanie” Holandii i Skandynawii na tym własnie polega – na odrzuceniu instytucji.
Ale może nie, może były tam jakies badania dotyczące indywidualnej wiary w Boga i o tym pisał Gospodarz. Ale to już pytanie do Gospodarza.
Ewa!
Myślę, że katechezy, o których napisałaś, dotąd będą sie odbywać dopóki pozwolą na nie rodzice. Napisałaś, że Twoje dziecko nie uczestniczyło więcej w eksperymentach tamtej wariatki. I świetnie, ale jak zareagowali inni rodzice? Czy katechetka poniosła jakieś konsekwencje? Pewnie nie.
I chce Cię tez pocieszyć, że zmienia się i na głebokiej wsi. Już nie ma ślepej wiary w proboszcza. Wieś emigruje, uczy się innego świata, na tych, co zostają mimo wszystko telewizja i internet mają spory wpływ.
A i proboszczowie dbają o to, by ich nie kochano.
Jakiś czas temu w pobliskiej wsi młody elektryk został wezwany na plebanię, by naprawić instalację. Coś nie poszło, chłopaka kopnął prąd, ale na szczęście słabo. Chłopak spojrzał na proboszcza i zażartował:
– No, prosze księdza, jakby mnie tak u księdza zabiło, to by mnie chyba ksiądz za darmo pochował?
A ksiądz odpowiedział:
– Za darmo to sobie może matka popłakać.
Ja się nie dziwię, że Palikot zebrał głosy na wsi i w małych miastach.
pzdr
do Marcina
„Skończy się moje życie, skończy się moja świadomość, a cząstki i atomy powrócą w odwieczny ciąg przemiany materii i wbudują się w drzewa, ślimaki, pszczółki i słoneczniki”
Piękno i WOLNOŚĆ! tej uwagi jest niezgłębiona. Bardziej lekko i łatwiej z tą świadomościa żyć. Bogu serdecznie podziękowania za miejsca w niebie i te pierwsze i te ostatnie to dobre dla masochistów.Wystarczy zasada „Nie czyń drugiemu co Tobie nie miłe.”
W pewnym sporym miasteczku stała kiedyś mała świątynia unicka na dużym placu……
W pewnym momencie zaczęto na placu budować.
Mała świątynia została przytłoczona rosnącymi wokół wielopiętrowcami…..
I stoi nadal, tylko księdza który zniknął z kasą za ziemię , nie ma…..
Ciekaw jestem, czy na przykład wymieniany przez Spokojnego proboszcz kościoła Mariackiego, nie mógłby wykonać podobnego ruchu? Wszak jest właścicielem wielu placów w Krakowie. I kamienic….
Wiernych w zasadzie nie potrzebuje.
A jak się okazuje, nie trzeba Hołdu Pruskiego, by z zakonnika zrobić milionera, całkiem świeckiego…….
Mieszanie cesarskiego i boskiego tak czasami się kończy…….
Na kilku blogach pojawiają się czasami postacie o nickach
Michał, czy Jurand z Kaczogrodu….
Zawzięcie bronią wiary i religii. Mają prawo.
Ale dlaczego bronią instytucji? Organizacji kościelnej? Struktury administracyjnej?
Jedynym wytłumaczeniem jest osobiste zainteresowanie jej trwaniem wraz z profitami z tego płynącymi. Z wiarą nie ma to nic wspólnego.
Bardziej z bytem……kształtującym świadomość?
@ Slawczan
„chodziło mi o to ,że P. Bozia jest niezwykle wygodnym wytrychem ułatwiającym co poniektórym poradzenie sobie z najważniejszymi dylematami egzystencji jak i zwykłym strachem ‚,co potem'”
Tutaj akurat się z Tobą zgadzam. Uważam, że w tej kwestii masz rację zarówno jeśli Bóg istnieje, jak i jeśli nie istnieje (w moim wypadku – mam nadzieję, że swą „radość” z tego, że POTEM też coś musi być, to nie jest tylko wytrych, chociaż oczywiście na pewno nie jestem w swojej samoocenie nieomylny :))
„Ja wole powiedzieć NIE WIEM i starac się życ normalnie.”
Ja – po rozważeniu argumentów z jednej, drugiej, trzeciej… i pięćdziesiątej strony oraz po przeanalizowaniu rozmaitych wiadomości ze świata nauki – prawie na 100% jestem pewny, że jakiś Stwórca musi istnieć (czyli odwrotnie niż Dawkins, który prawie na 100% jest pewien czegoś przeciwnego) i na 99,99% jestem pewny, że tym Stwórcą musi być chrześcijański Bóg. Ale oczywiście akceptuję fakt, że Twoje podejście jest tu inne.
„Problem w tym ,że niektórzy od tysiącleci zbijają na tym niezłą kasę i w obronie swojej pozycji sa zdolni do wszystkiego”
Tu też się zgadzam. Tzn. gdybyś powiedział, że WSZYSCY zbijają tutaj kasę – to bym polemizował. Ale ponieważ powiedziałeś, że NIEKTÓRZY – to się zgadzam.
Pozdrawiam.
Jiba
12 stycznia o godz. 13:55
Pewnie wiesz, a jeżeli nie, sprawdzisz hasła
-walka o inwestyturę
-świętopietrze
-handel odpustami
Za każdym razem chodziło o pieniądze i drenowanie zasobów kraju przez Watykan. Teraz możemy podziwiać Muzeum Watykańskie….
W końcu te dzieła sztuki powstały i za pieniądze naszych przodków…..
Ale zniżki przy biletach na oglądanie NASZYCH eksponatów nie dostaniemy.
Zdaje mi się, że blogowi ewangelizatorzy zrezygnowali z dyskusji. Wyćwiczeni przez lata w dyskusjach z ateistami – swoim przeciwieństwem a równocześnie lustrzanym odbiciem – wymiekli w obliczu oświadczeń, że można nużać się w metafizyce do granic rozkoszy – jeśli tylko człowiek chce i tego pragnie. I że nie potrzeba do tego żadnych dowodów, uzdrowień, cytatów z biblijnych przypowieści, presji autorytarnych społeczności, siły ich polityki, przewodników duchowych i psychologicznych manipulacji. I tak w obliczu wolności człowieka – również do wiary w to co się czuje – upadł mit, że coś z Bogiem można coś załatwić, pohandlować patrząc tępo w obraz i ćwicząc wyuczone przez kler zachowania. To trochę tak jakby rzeźbić na siłowni w pocie mięśnie ludząc się, że to poprawi atrakcyjność milosną. No ale każdy rozsądny człowiek wie, że rzeźba klaty tak naprawdę ma marginalne znaczenie w uczuciach które doznają ludzie.
Pozdrawiam, z Bogiem
Ja wierzę w krasnoludki, yeti, potwora z Loch Ness, Peruna i w swoje odbicie w lustrze. Jestem wierzący.
Nasz kraj ma problem – z tolerancją(?) , zrozumieniem wolności(?). Nie wiem jak to określić. Jedno wiem – wolskokatolicy nie sprawiają wrażenia szczęśliwszych – żyją pod okupacją, ich religia jest w opresji – w zasadzie w katakumbach, zasługi pominięte. Więc jak tu mówić o szczęściu?
To jednak jest logiczne – częstokroć agresor by uzasadnić swą agresję stroi się w piórka ofiary, twierdzi ,że to ofiara jest ,,winna”. Zważywszy na to ,że w 1989 roku komunistyczny obstalunek został zastąpiony katolickim, niekatolikom i wszelkim odmieńcom ,,dano okazję by siedzieli cicho”. To jest ta WOLNOŚĆ naszych wyzwolicieli. Oni organicznie nie byli (są) zdolni zrozumieć ,że wolność i tolerancja wymaga identycznego poszanowania dla katolika i niekatolika. Bo ateiści mają takie samo prawo nie wierzyć jak oni wierzyć. Nie rozumieją ,że ,,pedały i lezby” mają takie samo prawo urządzić manifestację jako oni (np. w Boże Ciało) i ja gdy spełnię wymogi formalne. I wynikać to powinno z Praw Obywatelskich, że szkoła powinna być państwowa a nie katolicka (obecnie jest katolicka – dzieciom niekatolikom wolno/muszą do niej chodzić), Sejm powinien organem reprezentujący WSZYSTKICH obywateli a nie tylko Polaków-katolików, prawo uchwalane w nim powinno odzwierciedlać światopogląd WSZYSTKICH obywateli. Jeżeli jestem katolikiem po prostu postąpię wg. zaleceń mojego Kościoła i pewnych rzeczy nie zrobię – urodze ułomne dziecko (co w naszym WC kraju jest aktem heroizmu bo nasz katolicki (k)raj dba o nie tylko do momentu narodzenia), nie będę leczył swojej bezpłodności in vitro. Ale jakim prawem niekatolik ma nie leczyć bezpłodności skuteczną metodą (poza modlitwą oczywiście) czyli in vitro? Tu ciekawosta: KRK PL NIGDY nie poddał swoich żądań, mniemań pod osąd społeczeństwa w referendum. Wobec dziewięćdziesięcioośmio procentowego udziału katolików werdykt wydawał się jasny, krzyż w Sejmie nie powinno byc potrzeby wieszać jak złodzieje nocą, konkordatu podpisywać w tajemnicy, katechizacji wprowadzać metodą faktów dokonanych. Ale jednak nie. Dlaczego? Odpowiedź wydaje mi się prosta – w 1989 władzę przejęli homo sovieticusi a rebours – mentalnie równie demokratyczni jak ich komunistyczni adwersarze. Nawet nieboszczka (na szczęście) UD/UW zawsze wiedziała lepiej od głupawego społeczeństwa. I zafundowali nam to co znali najlepiej – dyktaturę jedynej słusznej ideologii. Trochę to jak z przewrotem bolszewickim – zmieniła się ideologia ale znali tylko jedną metode rządzenia – TYRANIĘ – tyranię więc obstalowali. I tak postąpili nasi ,,bohaterowie”. Oni zwyczajnie mentalnie nie umieli wyżej podskoczyć. Jak obchody państwowe to ze sznytem kościelnym (kiedyś partyjnym) , wszędzie komisarze dominującej ideologii – katecheci,kapelani (kiedyś szefowie POP, oficerowie polityczno-wychowawczy), jak jakaś decyzja to sprawdzenie jej zgodności ze katolickim światopoglądem (kiedyś marksizmem-leninizmem) . Pamietam jak w latach dziewięćdziesiątych ZChN domagał się wprowadzenia cenzury – pod kątem obyczajowym i WC. A któż tam był prominentnym bojowcem? Nasz p. Niesiołowski, dziś prominent partii umiaru(?) PO. Sam nasz premier – palacz trawki teraz sadzający innych palaczy do więzienia. tacy to ludzie. A ich dawni przeciwnicy – dziś demokratyczna ,,lewica” – wysyłająca zomowców by lała po łbie ich przeciwnków, choć sami wiedzieli ,że to koniec (wg. słów J. Urbana dojście Gorbaczowa do władzy było tym momentem). Teraz będzie chyba gorzej – bo kryzys + opresja powodują radykalizację obu stron. Taki J. Kaczyński inaczej nie umie ale np. Hofman? Jest scyniczałym do reszty karierowiczem (takim jak późni karierowicze pezetpeerowscy) a zamiast zomo będą kibole?
maciek.g 12 stycznia o godz. 10:52
– Takiego dialogu – między rozmaicie wierzącymi i niewierzącymi w ogóle – brakuje. Wymiany opinii bez dyskredytowania rozmówcy.
– gdzieś powyżej czytałam, juz nie pamietam, kto to był, że wierzący nie rozmawiają z niewierzącymi o swoich przeżyciach, ale nie wyjasnił dlaczego. No bo dlaczego nie?
a gdy próbuję rozmawiac ze swoim katolikiem zawsze w koncu pada argument, ze sprzeniewierzam sie tradycji, przodkom i polskości – stosowane wymiennie. a więc jestem zła.
– to, że mam swoje zdanie, nie oznacza, że chcę wychłeptać krew myślących i czujących inaczej. Różnorodność jest pozytywna.
Czemu to tak ciężko pojąć?
Pozdrowienia dla wszystkich
Będąc jeszcze dziecięciem nierozumnym, zapytałam kiedyś księdza na religii, czy rodzina Iksińskich jest święta, bo Basia, panna z dzieckiem wyszła za mąż. To tak, jak Maryja Panna i święty Józef. Cała wieś żyła tym wydarzeniem. Reakcja duchownego bardzo mnie zaskoczyła, pytałam bowiem w dobrej wierze, wszak byłam jeszcze bardzo młoda , bardzo naiwna i, oczywiście. głęboko religijna. Długo nie mogłam pojąć jego gwałtownej reakcji.
Pierwsze prawne reperkusje nieprawidłowości w Komisji Majątkowej MSWiA. Działające przy krakowskim zakonie albertynek Towarzystwo Pomocy im. Brata Alberta domaga się od Skarbu Państwa 27 mln zł. Powód? Komisja przekazała mu rekompensatę za majątek utracony w czasach PRL-u na podstawie sfałszowanej opinii biegłych.
http://wiadomosci.gazeta.pl/wiadomosci/1,114883,10952360,Zakonne_Towarzystwo_pozywa_Skarb_Panstwa__Za_grzechy.html
—————————
Próbka mentalności Naszych Okupantów……..
Przecież to ICH przedstawiciel przedstawił fałszywą wycenę……
Ale ONI żądają rekompensaty nie od niego, tylko od Skarbu Państwa.
Logika jednoznaczna- grabie zawsze do siebie…..
A wydawało by się, że skoro zostali właścicielami ziemi, to od nich zależała cena jej sprzedaży…..
Ktoś dokumenty w końcu podpisywał, i nie był to przedstawiciel skarbu państwa…..
Przestano wykładać logikę w seminariach, czy poziom IQ ekonomów Kurii jest tak niski?
GajowyM, twoja inteligencja jest bardzo nienachalna.
Na pocztku rozdziału 5. Księgi Rodzaju jest napisane, że po Kainie i Ablu Adam i Ewa mieli więcej dzieci: synów i córki. Oczywiście to wszystko to zapis pewnego bliskowschodniego mitu, ale akurat ten mit nie jest aż tak nielogiczny, jak ci się wydaje.
Anuszko,
dziękuję za miły komplement. Czyżbyś nie wierzyła, że przeczytałem cały 5. rozdział?
Kiedyś, w babcinej biblii, której papier dziadek bardzo cenił, gdy brakowało bibułki do skrętów, przeczytałem całą genealogię od Adama do Jezusa (77-78 płodnych ojców) i byłem pod wielkim wrażeniem, że wszyscy mieli co najmniej jednego syna – szczęściarze.
Zanim jednak Adamowi urodził się Set i dalsze potomstwo, Kain wyprowadził się z domu i rozmnożył. Z kim?
Wiem, oni wtedy żyli po kilkaset lat i płodzili z kim popadnie – żonami, córkami, siostrami? Kazirodztwo odbiło się pewnie tylko na charakterach 😉
A biblia raz jest zbiorem mitów, a raz najprawdziwszą prawdą, jak komu pasuje 😉
@Ewa 1958
„Będąc jeszcze dziecięciem nierozumnym, zapytałam kiedyś księdza na religii, czy rodzina Iksińskich jest święta, bo Basia, panna z dzieckiem wyszła za mąż.”
Twoje wpisy swiadcza o tym ze takim nierozumnym dziecieciem nadal pozostajesz.
Widac ze upierdliwosc wyssalas z mlekiem matki. Wspolczuje Tobie z powodu tego iz nie potrafisz milczec gdy nikt nie czepia sie Twojego swiatopogladu. Temat dyskusji dotyczy zupelnie czegos innego. Obsesyjne ataki mnie osobiscie jako przedstawiciela Katolikow obecnego na tym blogu tylko dlatego iz potwierdzam swoja obecnoscia fakt niesienia Wam Ewangelii, czyli Dobrej Nowiny przez nasz Kosciol, dzieki czemu ludzie sa bardziej szczesliwi. Nie chcesz byc szczesliwa, Twoj wybor. Psem ogrodnika na tym forum byc nie musisz. Inni nie potrzebuja Twoich porad. Kazdy moze wybrac to szczescie sam, bez Twoich naigrawan sie z Rodziny Swietej.
Ewo 1958,
widzisz, doczekaliśmy się Dobrej Nowiny od dyżurnych jej nosicieli – nierozumne dziecko i nienachalna inteligencja 😉
Błogosławieni ubodzy w duchu…
Marcinie,
pisz w swoim imieniu. Zaprawdę irytująca jest maniera zadufka twierdzącego, że
„Inni nie potrzebują Twoich (Ewy) porad”.
Niewybredne uwagi, co kto wyssał z mlekiem matki, zachowaj łaskawie na momenty, kiedy stajesz przed lustrem i głaskasz się sam na pociechę, boś taki ludziom życzliwy i przyjazny, a oni nic, tylko Cię obsesyjnie atakują.
Pamiętaj jednak o tej lampie, co ma świecić przed ludźmi, aby widzieli Twoje dobre UCZYNKI…
@Marcin -godz. 23.30. Otóż, Marcinie, mylisz się po raz kolejny. To nie ja pierwsza, a właśnie Ty uczepiłeś się mojego światopoglądu. Ja Ci tylko odpowiedziałam. Ale brawo! Nareszcie wyszedł z ciebie prawdziwy katolik, zawistny, mały człowieczek, który, nie radząc sobie z najmniejszą nawet krytyką, wściekle atakuje. Skoro zaś uważasz się za głosiciela ewangelii, to przynajmniej je przeczytaj, bo z tego, co tu wypisujesz, można odnieść wrażenie, że Twoja edukacja religijna ogranicza się do wiedzy zaczerpniętej z niedzielnych kazań jakiegoś niedouczonego klechy. Odnoszę wrażenie (zresztą chyba nie tylko ja), że przeceniłeś swoje intelektualne możliwości, wdając się na tym forum w dyskusję z ludźmi światłymi, o otwartych umysłach. Twoja „ewangelizacja”, katoliku Marcinie, odnosi odwrotny od zamierzonego skutek…Jiba, wiesiek 59, Gajowy M., Kartka z podróży, Lewy – pozdrawiam.
Ostatni wpis Marcina nasuwa różne myśli…
Ależ nam się trafił nachalny i agresywny ewangelizator. Utrzymuje w dodatku, że z powodu swej religijności jest on szczęśliwy i próbuje się z nami tym szczęściem podzielić. Rozdaje kuksańce na prawo i lewo. Ewie się dostało za św. rodzinę, a mnie wydało się to zabawne – niezłe ziółko musiało być z tego dziecka! No, ale ja też jestem psem ogrodnika i nie chcę przyjąć tego szczęścia hojnie oferowanego przez nachalnego ewangelizatora. Wypychając Ewę z blogu za jej wpis Marcin nie zauważył, że tu większość autorów wpisów nie życzy sobie takiej ewangelizacji. Jest ona przeciwskuteczna.
Ewa 1958, mimo niebywałej nienawiści do Rodziny Świętej, nienawiści wyssanej z mlekiem matki, potraktowana została przez Marcina Dobrą Nowiną, który to Marcin wyssał tę Nowinę też z mlekiem matki. To dobrze, bo być może Ewa 1958 przemieni się i zaprzestanie ataków na katechetki i księży, było nie było Członków Świętej Rodziny.
Mam teorię……
Politykami zostają podobno ci którzy nie byli karmieni piersią a butelką.
Może z agresywnymi ewangelistami jest tak samo?
@Marit,Bacha
A ta szczypta usmiechu, ktora Marcin rozsiewa na blogu, ta klechowska dobroc, z ktorej niczym kly wampira wylazi agresja,naprawde Wam nie odpowiada ?
Tez bym chcial rozsiewac dobroc, ale niestety nie wyssalem jej z mlekiem matki. A moze wyssalem, ale tak dawno smakowalem mleko matki, ze nie pamietam juz jego smaku, a co dopiero owa dobroc.
@ bacha
Klasyczny przyklad katolickiej logiki. Wszyscy mamy wielbic Swieta Rodzine, czy wierzymy, czy nie. Odrzucenie tzw. Dobrej Nowiny, to obelga i oznaka „nienawisci, wyssanej z mlekiem matki”. Tez mam dla Pani i Pana Marcina Dobra Nowine: zostawcie nas w spokoju, to i my was w spokoju zostawimy. I zyjcie sobie w szczesliwosci i lasce razem ze swoimi krasnoludkami i Sierotka Marysia w blekitnej sukience.
Pozdrawiam
@Marcin – Katoliku Marcinie, pozwól, że opowiem Ci najnowszą niebiańską plotkę. Otóż uwielbiany JP II stanął po śmierci przed obliczem Najwyższego. Stwórca pochwalił go, a jakże, i za ziemskie zasługi i podarował mu nowiutkie czerwone Ferrari i extra chatę w niebiosach. Pędzi szczęśliwy JP II po niebieskiej autostradzie,wyprzedzając wszystkich po drodze. Nagle z szaloną szybkością mija go najnowszy model Lamborghini ! Zaskoczony bezczelnością kierowcy JP II zawraca z piskiem opon i udaję się na skargę do św.Piotra (Stwórca był bowiem zajęty nagradzaniem kolejnych ziemskich sług). – Święty Piotrze, nie po to ja takie zasługi oddałem naszej Matce – katolickiemu Kościołowi, żeby mnie teraz jakiś brodaty hippis w najnowszym Lamborghini na niebieskiej autostradzie wyprzedzał ! Zrób coś z tym ! Zafrasował się św. Piotr, podrapał w siwą głowę i po chwili odrzekł: – Ciężka sprawa, Karolku… To syn Szefa… Gajowy M., Marit, bacha – dzięki !
Ciekawe kto to mówił:
-bij kto w boga wierzy
-zabić wszystkich, bóg pozna swoich
-w imię boga
-bóg jest znami
-śmierć niewiernym
A podobno On jest miłością…….
Te okrzyki wznosili jego wyznawcy na niezliczonych polach bitew Europy.
Czy to On przemawiał przez swych wyznawców, czy ich prywatne żądze władzy, chciwości, aspiracje? Coś z tym drugim przykazaniem jest nie tak?
Ewa 1958
No i znowu obraziłaś „uczucia religijne” katolika Marcina.
Pozdrawiam ciepło, z nadzieją, że będziemy smażyć sie w piekle, które – co wcale niewykluczone – okaże się niebem bez dymu i ognia, w dobrym towarzystwie.
P. S. A propos „życia po życiu” na pytanie Artura Andrusa (w bardzo fajnej książce ich współautorstwa „Każdy szczyt ma swój Czubaszek”) – jak by wygladało twoje niebo? – Maria Czubaszek odpowiada:
Siedzę przy barze. Oczywiście pale, aniołki podaja mi popielniczki. Obok duzo psów. (wiadomo, ona woli zwierzęta, psy zwłaszcza, od ludzi – przyp. mój) Piją piwo wołowe. I sporo fajnych ludzi. Jacek Janczarski, Adaś Kreczmar, Jonasz Kofta, Jurek Dobrowolski. I tak sobie siedzimy przy barku i mówimy:”Po co to było się tak męczyć, jak tu jest tak fajnie”
@ wiesiek59
13 stycznia o godz. 11:46
Każdy wykształcony człowiek wie jak budował sie ,,autorytet” Kościoła. Zbrodnia ,wyłudzenie, wsparcie kolonizacji itp. Ludzie ulegają tej iluzji tak jak ulegają iluzji, że nosząc Levi’sy albo pijąc Coca Colę będą lepsiejsi. Różnica jest taka, że oprodukty ww. korporacji można empirycznie przetestować i stwierdzić, że np. kola rozwala kichy. Kościół dysponuje czyms ,,niemierzalnym” więc jedynym wrogiem jest liberalizm (bo osłabia oddziaływanie marki) i był komunizm jako konkurencyjny system (przegrał bo jego towar empirycznie został sprawdzony i nie zadziałał). Kościól katolicki to KORPORACJA, która była korporacją zanim ktokolwiek pomyślał o stworzeniu takiego bytu prawnego. Wypełniają prawie wszelkie cechy:
-dążenie do ekspansji
– nie powiązanie z konkretnymi osobami (bezosobowość) przy posiadaniu osobowości prawnej
-korzystanie z pełni praw obywatelskich przy jednoczesnym dążeniu do uprzywilejowania prawnego
-pełna ekonomizacja działalności
-nieprzejrzysta struktura
-miedzynarodowość (mogą istnieć wszędzie) przy jednoczesnej autonomi poszczególnych oddziałów. W razie problemów np. z pedofilią nie mówi sie Kościół rzymskokatolicki ale Kościół rzymskokatolicki W IRLANDII. Nasza marka pozostaje czysta
– obszar działalności? UBEZPIECZENIA – na to co będzie ,,tam”(po śmierci) płatne ,,tutaj”
-adopcyjność (podobnie jak menagementem korporacji) – gł. udziałowcy wybierają go
– ,,obstawianie”/korumpowanie elity kraju działalności
Tu ciekawostaka z miasta gdzie mieszkam: jest pewien pan przedsiębiorca, wcale nie mały – pracownikom płaci 8zł na godzine ,bardzo dużo wymaga, wypłata kiedy uzna, za jakiekolwiek błędy i uchybienia wrzaski ,,k..wy i ch.je” – to normalny sposób rozmowy w takim wypadku. A jednocześnie znany donator swojej parafii (ok 100tyś zł) członek rady parafialnej. Takich ludzi im potrzeba
Porównajmy furie z jaką JP II toczył walke z komunizmem i szerzej z lewicą a jego stosunek do prawicowych dyktatur…
Pan Redaktor pisze:
„Nie ma jednego sposobu na szczęście.”
Szanowny panie Redaktorze,
generalnie moze Pan nawet miec racje.
Jesli jednak zastanowimy sie nad specyficzna sytuacja
ateisty zyjacego w dziadowskim kraju, w ktorym rzady sprawuja
nieudacznicy, gospodarka jest w rekach mafii a media kontrolowane sa
przez bylych funkcjonariuszy komunistycznego aparatu propagandy,
to moze sie okazac, ze, w tym konkretnym przypadku,
zadnego sposobu na szczescie nie ma.
W ramach biczowania duszy mojej grzesznej przeczytałam od deski do deski słynny „Dzienniczek” naszej nie mniej słynnej świętej Faustyny, wybranki Pana naszego, Jezusa Chrystusa, Doszłam do wniosku, iż była to najszczęśliwsza osoba pod słońcem, która codziennie obcowała z Jezusem, zapisując skrzętnie we wspomnianym dzienniczku wskazówki dla grzeszników przekazane jej prosto z niebieskiego stolca. Były tam też słowa przesycone świętym erotyzmem, odnoszące się bezpośrednio do uduchowionej siostrzyczki. Pozwolę sobie zacytować niewielki fragment wiekopomnego dzieła: „W czasie jednej nauki rzekł do mnie Jezus – W gronie wybranym jesteś słodką jagodą; pragnę, aby sok, który krąży w tobie, udzielił się innym duszom…”; „W tej chwili dał mi Pan poznać, jak bardzo jest zazdrosny o serce moje -Jeśli pośród sióstr zakonnych będziesz czuć się samotna, a wtenczas wiedz, że pragnę, abyś się ściślej łączyła ze mną. Mnie się rozchodzi o każde drgnienie twego serca; każde drgnienie twojej miłości odbija się w sercu moim. Jestem spragniony miłości twojej…” (w.1542)…itd., itp. Bardzo rozczarował mnie Jezus. Myślałam naiwnie, że jego jedyną prawdziwą miłością była piękna i mądra Maria Magdalena. A tu proszę, jaka niespodzianka ! Z wysokości swej niebiańskiej siedziby Jezus upatrzył sobie chorowitą, zakompleksioną i niezbyt atrakcyjną siostrzyczkę. No cóż, jak widać bóstwa też mają swoje dziwactwa, ale w pewnych kręgach o gustach się po prostu nie dyskutuje. Pozdrawiam Werbalistę. Duchowym masochistom polecam lekturę „Dzienniczka”. Fascynujące przeżycie !
Informacja dla jeszcze wierzących,a ne wpeno tych, którzy z tej racji chcą być bardziej szczęśliwi.
W „Słowniczku spoleczno – obyczajowym” (bieżący numer Polityki), dostępnym w wersji elektronicznej, pierwsza pozycja to churching (wzorem clubbingu) czyli szukanie najlepszego nabożeństwa poza własną parafią. Coraz więcej osób (jeszcze wierzących) gotowa jest przejechac pół miasta, by uniknąć kazań „pod mohery”, pouczających w stylu ciemnogrodzkim czy agitujących politycznie.
Szymon Hołownia nazwał to poszukiwaniem kościoła, ” w którym nie gryzą”.
A jak mają sobie radzić mieszkańcy wsi i małych miasteczek?
Przepraszam za kiks w pierwszym zdaniu. Miało być – a napewno tych.
Zatwardziały ateista po śmierci trafia do piekła. Przyjazny i elegancki diabeł oprowadza go po okolicy, a tam… słońce, plaża, palmy, co 100 metrów bar pełen szczęśliwych ludzi… Z drinkiem w ręku spacerują dalej wśród wydm. Nagle, za załomem koralowego atolu otwiera się czeluść, a w niej wokół kotłów z wrzącą smołą i siarką uwijają się spocone i usmolone diabły i kłują widłami wijące się w mękach postaci. Na zdziwione spojrzenie ateisty diabeł wzrusza ramionami:
– Ach, to dla chrześcijan. Oni tak wolą… 🙄
@mag – dzięki. Ten cudowny fragmencik z pewnością zmobilizuje mnie do sięgnięcia po literacką perełkę finezyjnego humoru. Po „Dzienniczku” św. Faustyny należy się przecież dobra rozrywka ! Pozdrawiam.
@Marcin, święci inkwizytorzy nie mogli przelewać heretyckiej krwi, dlatego w imię miłości dobrego Boga łamali kołem i palili na stosie. Współcześni inkwizytorzy potępiający in vitro, chroniący życie poczęte (ale tylko poczęte) domagają się przywrócenia kary śmierci, najchętniej poprzedzonej torturami. KATOLICYZM = HIPOKRYZJA. P.S. Marcinie, czy już zaopatrzyłeś się w relikwie z wydzieliną umiłowanego JP 2 ? Jeśli nie, to się pospiesz, bo twoje wielkie katolickie szczęście będzie niepełne. Polecam jeszcze peregrynację do Sokółki na Podlasiu, bo tam kawałek opłatka przemienił się w prawdziwy kawałek mięśnia sercowego Jezusa.
Bardzo proszę o niedokuczanie Marcinowi.
Jak wszyscy wyznawcy religii abrahamowych Marcin ma obowiązek misyjny. Zatem zarzucanie mu ewangielizacji jest nieskuteczne wobec gorliwości jego wiary.
Rzecz wpisuje się w kulturę użytkowania sieci. Istnieją już od dawna zalecenia usprawniające wymianę wiedzy i uczuć w sieci. Jednym z zaleceń odróżniających sieć od działalności w realnych zbiorowościach ludzi jest wyrażane jako „nie karmić trolli”.
Gdy oczyści się formę tego zalecenia z zabarwienia emocjonalnego pozostaje szerzej wyrażone zalecenie: „nie podsycaj zapału poleminecznego użytkownia sieci, o braku gotowości zmiany jego zdania jesteś przekonany”.
Przekonywanie tekstami w sieci kogoś silnie zdeterminowanego doprowdza do znużenia użytkowników tylko obserwujących oraz do wygaszenia chęci wyrażania własnego zdania w kwestiach ich interesujących. Krócej: przekonywanie nieprzekonywalnego jest zamulaniem.
Poświęciliście zbyt dużo emocji i wysiłku na argumentację mającą wykazać uchybienia Marcina. On Wami po części zawładnął.
A zaczęło się od indoktrynacji. To jest kwestia owiele szersza niż sięgają ręce Marcina gotowego do przytulenia do serca zbłąkanych wedle niego owieczek.
Dla mnie Marcin nic nie wniósł.
Nie mnóżcie przewijania ponad minimum – pokornie proszę.
Wasz konsyliacyjny obojętnik religijny.
@Ewa 1958
przednia historia z panną Basią i najnowsza niebiańska plotka:) Moja ulubiona z tej serii to epizod z wesela w Kanie Galilejskiej. Rano budzą się uczestnicy.
-Ech…
-Och…
– rety… niech ktoś idzie po wodę…
– Tylko nie Jezus! Tylko nie Jezus!
pzdr:)
Zmarły papież JP II dobija się do wrót raju. Święty Piotr pyta:
– Kto tam?
– To ja, biskup Rzymu!
– ?? 😯
– No, namiestnik Pański na Ziemi!
– ??? 😯
– Głowa kościoła katolickiego!!
– Hę? Chwileczkę… zapytam Szefa.
– Panie, jest tu taki jeden, mówi, że jest papieżem, Twoim namiestnikiem na Ziemi, głową czegoś tam…
– Nic mi nie wiadomo. Ale moment… może Jezus coś wie?
– Nie, tato, nie kojarzę. Ale pójdę z nim pogadać.
Po chwili wraca Jezus zwijając się ze śmiechu:
– Pamiętacie to kółko rybackie, które zakładałem 2000 lat temu?
– No, i?
– Oni do tej pory działają!!! 😯
@GajowyM
„Zanim jednak Adamowi urodził się Set i dalsze potomstwo, Kain wyprowadził się z domu i rozmnożył.”
Właśnie o to chodzi, że tam nie jest napisane, że zanim. Równie dobrze może być potem. Oni wszyscy żyli po 800 lat ;-).
Tezy o wyższości demokracji nad wszystkimi innymi ustrojami i o możliwości (czy nawet konieczności) jej wprowadzenia, oczywiście w zachodniej wersji, z dnia na dzień w każdym kraju, w praktyce nieraz uzasadniają dominację i interwencje Zachodu. W przypadku zaś Polski ugruntowują mesjanistyczną wizję jej polityki wobec wschodnich sąsiadów, których Polska powinna rzekomo uczyć demokracji i wspierać w nich siły wewnętrzne ?walczące z resztkami komunizmu? wszystkimi metodami, nie oglądając się na prawo międzynarodowe, rozsądek i realne interesy.
http://studioopinii.pl/artykul/5402-krzysztof-gawlikowski-bardzo-przekornie-o-eksporcie-demokracji
————–
Jak dla mnie- bardzo interesujacy tekst. Dla naszych „Mesjaszy” pewnie mniej…….
Ale , jeżeli ONI dorwą się do władzy, to MY będziemy ginąć za ICH poronione idee…….
Najgorszym wrogiem normalnego człowieka są ideologie i religie.
@staruszek – nie zauważyłam, by ktoś usilnie przekonywał Marcina do rezygnacji z jego zaściankowej pobożności; najwyżej odpowiadano na jego słowne zaczepki. Wywiązała się z tego całkiem rzeczowa dyskusja na temat (i obok tematu) religii jako sposobu na szczęście. @Gajowy M – marzę o piekle wg Marii Czubaszek, ale to, o którym piszesz, również może być. Ci, co lubią się umartwiać za życia, będą mieć pewnie to samo po śmierci, oczywiście w nagrodę. No bo skoro lubią, to po co ich na siłę uszczęśliwiać czym innym. Jeżeli ktos jest szczęśliwy, klepiąc różaniec, to nie ma sensu go przekonywać, że to najgłupsza modlitwa pod słońcem i tylko traci czas. Szczęście to subiektywne uczucie, więc skoro Marcin zna tylko takie szczęście, o jakim pisze, to niech tak zostanie. @Jiba – (na poprawę humoru w piątek, trzynastego) – Puk! Puk! – Kto tam? – Lotny patrol katechetyczny do walki z ateizmem! – Nie wierzę! – My właśnie w tej sprawie! Pozdrawiam wolnomyślicieli.
Najbardziej szczęśliwymi i zadowolonymi społeczeństwami są Skandynawowie (miejsca w rankingu największych „szczęściarzy” na Ziemi od lat okupują Szwedzi, Duńczycy, Norwegowie i Finowie), a jak powszechnie wiadomo praktycznie to najsilniej zlaicyzowane i zdesakralizowane społeczności, ze sporym procentem ateistów bądź agnostyków.
Jestem więcej niż pewien, iż związki Un.Nawarry z Opus Dei mają przemożny wpływ na wyniki przedstawionych przez Pana Redaktora badań. To są też zadania OD zakładane onegdaj przez Escrivę de Ballaguerra – wpływ na opinię publiczną i jej odpowiednie urabianie.
Na podstawie tego co pisze Ch.Hitchens w: „Bóg nie jest wielki” można przeprowadzić pewną parabolę od wiary w boga do owej szczęśliwości: im mniej wiedzy, tym mniej sceptycyzmu i autokrytycyzmu. Dawniej mówiło się: „śmieje się jak głupi do sera”. To właśnie jest m.in. owa parabola przebiegająca od ciemnogrodu i „zaścianka” do braku wiedzy i „zadowolenia-z-bele-czego” (dobry „Pon Bucek” za nas pomyśli i zadziała, „On wie lepiej”). Ot, i cały sekret w szczęśliwości „religijnych” ……
Pozdrawiam
Wodnik 53
Ewa 1958 sadomasochistycznie przebrnęła przez dzienniczek św. Faustyny. Nie czytałam pasjami zywotów świętych, choć mam w domowej bibliotece wydawnictwo zbiorowe pod tym tytułem.
Post Ewy uświadomił mi (i za to ci, Ewo, dzięki), że juz dawno chciałam podzielic się myślami na temat ludzi wyniesionych na ołtarze, ale jakoś nie było okazji.
Za absolutnie absurdalne uważam decydowanie zwykłych smiertelników o czyjeś świętości. Myślę, że wielu z nas spotkało w życiu jakąś osobe, lub o niej słyszało, która według oczywistych standardów etyki i człowieczeństwa na świętość zasługuje. Ale to najczęściej ludzie skromni i szerzej nieznani, nie mający mistycznych wizji czy bezpośrednich kontaktów z Bogiem.
Oficjalnych świętych są pewnie tysiące i nie zamierzam ich świętości kwestionowac. Wspomnę tylko o jednej, moim zdaniem, kontrowersyjnej postaci, o ks. Maksymilianie Kolbe. Ten kapłan, zanim dobrowolnie w Oświęcimiu oddał życie za wspóltowarzysza niedoli, odwalił kawał wyjatkowo paskudnej roboty antysemickiej jako wydawca m.in. Małego Rycerza. Podczas wojny wielu ludzi działających w podziemiu oddało życie za swoich współtowarzyszy, nie zdradzając podczas tortur nazwisk i adresów. Jakos nie słyszałam, by ktos ich beatyfikował.
Ad rem do poprzedniego, mego wpływu:
– wzorem Ewy 1958 polecam „dzieło” Escvrivy: „Droga” – po tym tekście można autentycznie umocnić się (jak ja) w swojej nie-wierze, zwłaszcza w Kościół kat. (bo to o to chodzi !).
Polecam też D.Yallopa „Potęga i chwała” – o bł.JP II
Pzdr. Wodnik 53
Papiezowi B16 bardzo sie spieszylo wiec ciagle poganial swojego kierowce. W koncu tak sie zdenerwowal ze postanowil zamienic sie miejscami i sam poprowadzil samochod. Nie ujechal daleko gdy zatrzymal go patrol policji. Jeden z policjantow wysiadl i podszedl do samochodu, ale zaraz wrocil nie mowiac ani slowa. Kolega po chwili pyta sie go, jak tam widziales kto jechal. Kto jechal to nie wiem, ale prowadzil sam papiez…
Szanowna Ewo 1958!
Mojej prośby o niedokuczanie Marcinowi nie należało rozumieć literalnie. Dziękuję Ci Ewo za wskazanie, że napisałem niezrozumiale.
Nie było moją intencją sugerować komukolwiek niewłaściwego traktowania Marcina. Nie sugerowałem Marcinowi niewłaściwego postepowania. Drwiłem z jawnej sugestii Marcina iż ateiści prześladują Jezusa.
Dla rozjaśnienia dodam, że Marcin swą misję ewangelizacyjną wzmógł od ostatnich minut wtorku 10 na co najmniej dwóch blogach: tu i na blogu Listy ateisty Jacka Kowalczyka. Oto cytat:
Marcin pisze 11 stycznia o godz. 22:16 do JK
Sw. Pawel jest klasycznym przykladem nawroconego ateisty.
W jego przypadku byl to wstrzas gdy Pan Jezus go zapytal: Szawle dlaczego mnie przesladujesz. Moglby tez Pan Jezus zapytac: Jacku, dlaczego mnie przesladujesz?
—
Wiara Marcina to wiara w boga cierpienia i kary.
Marcin najprawdopodobniej cierpi psychicznie z powodu braku zrozumienia jego starań i z powodu okazywanego lekceważenia tych starań. Marcin jest przekonany i daje temu wyraz, że jest po stronie dobra i prawdy, a my – niepodzielający tej wiary – jesteśmy przyczyną rany jego serca. Odmawiając sobie szansy na zbawienie prezentujemy nihilizm i odrzucamy jego miłosierdzie pogrążając się w grzechu.
I nie spierajmy się Ewo o słowa tu lub na sąsiednim blogu napisane. Moją sugestią jest, że nasza niewiara sprawia wierzącym ból.
Czy wyrazem takiego odczucia spotkaliście się już kiedyś?
Jestem przekonany, że napewno.
Przypomniałaś mi Ewo triadę Krzysia, babci i kota.
Krzysiu! Nie ciągnij tego kota za ogon!
Babciu! Ja go ciągnę! Ja go tylko trzymam! On się sam wyrywa!
Główną myślą mojego tekstu „w obronie Marcina” było zalecenie, aby nie odpowiadać na zaczepki Marcina. Takie odpowiadanie na zaczepki jest karmieniem trolla.
Zdumiewa mnie jak bardzo troll potrafi być atrakcyjny!
Rzecz gustu. Kwestia smaku. Ja chyba jestem pozbawiony honoru.
Więc zaczepki nie przylegaja, bo nie mają do czego.
@Lewy, Kartka z podróży
Wróciłem z pogrzebu, przeczytałem Was tu i tam – i zrobiło mi się lepiej.
Bez endorfin i tej prawie euforii po dobrej partii tenisa, prysznicu i pilznerze.
Pozdrawiam Was serdecznie.
PS
Ale do szczęścia jeszcze kawałek
@staruszek – przyznaję, że chaotycznie przeczytałam wpis. Zawiodła mnie tym razem umiejętność czytania ze zrozumieniem i miedzy wierszami. Zastanawia mnie Twoja sugestia, iż nasza niewiara sprawia wierzącym ból. Z pewnością jest tak w przypadku naszych bliskich. Czują się zranieni i są przerażeni naszą grzeszną egzystencją i brakiem perspektyw na wieczność. Jest to w moim przypadku jedyny dyskomfort, jaki odczuwam do dziś po odejściu z kościoła. Ale czy obcym zależałoby na naszym zbawieniu? Doprawdy, mam wiele wątpliwości. No, chyba że znajdą się tacy, którzy uwierzą w swoją ważną misję na tym ziemskim łez padole. I znów wyszło trochę nie na temat. Pozdrawiam.
mag:
Troche sprowokowalas mnie tym przykladem o. Kolbego. Nie bardzo polecam ani jego „Rycerza Niepokalanej” ani „Malego Dziennika”, ale zawsze zastanawialem sie ilu ludzi, ktorzy wyglaszaja te bunczuczne frazesy o wartosciach humanitarnych, byloby stac na ofiare wlasnego zycia za te wartosci? Kiedys Jan Blonski atakowal Zofie Kossak za „nieuleczalny antysemityzm” (lagodny i werbalny, jak sam przyznal, ale zawsze), chociaz to ona ( a nie on) przeszla przez ofiare Oswiecimia za dzialalnosc podziemna (warto przeczytac jej ksiazke „Z otchlani”). Podobnie bylo z Adolfem Nowaczynskim, ktory moze popisywal sie zartami antyzydowskimi, ale zostal aresztowany w czasie wojny za pomoc Zydom. Czytam (tak jak i Ty) zyciorysy slawnych ludzi i zastanawiam sie ile zakretow przeszlo ich zycie. Moze niektorzy byli jedynie kanapowymi wieszczami? Te listy potepienia przeciwko niewinnym ludziom podpisywane w trudnych latach, cieple synekury… Moze niektorym zabraklo odwagi cywilnej, a ich poglady byly tylko frazesami?
PA2155
Tylko gwoli uściślenia. Co do Zofii Kossak-Szczuckiej czy Adolfa Nowaczyńskiego, masz – oczywiście – rację. Dodałabym jeszcze Dobraczyńskiego, który też niejako się nawrócił i działał w Żegocie. Pani Zofia była zresztą bardzo dzielnym i mądrym człowiekiem, a przy okazji katoliczką głęboko wierzącą. Jej przedwojennego, „lekkiego” antysemityzmau nie da się porównać z programową w tym wzgledzie działalnością ks. Kolbego (Polecam Ci książkę wspomnieniową jej córki „Był taki dom”). Niby dlaczego np. właśnie Kossak-Szczucka nie miałaby zasługiwać na „aureolę”? (to jeszcze a propos moich zdziwień, dlaczego kogoś ogłasza sie świętym a kogoś – nie).
PA2155
Podaję dokładne dane: Anna Szatkowska (córka z drugiego małżeństwa Kossak-Szczuckiej) „Był dom”, Wydawnictwo Literackie.
Znajdziesz tam również niesamowitą relację, dzień po dniu, z Powstania Warszawskiego.
Pozdrawiam
1. GajowyM.
13 stycznia o godz. 18:02
2. – Pamiętacie to kółko rybackie, które zakładałem 2000 lat temu?
– No, i?
– Oni do tej pory działają!!!
Szanowny Panie,
a Wam kolka rozjechaly sie juz po kilkudziesieci latach.
mag i PA2155 – czy choćby Ulmowie ze wsi pod Łańcutem. Za ukrywanie Żydów – m.in. swoich sąsiadów – zginęli rodzice (matka w ostatnich dniach ciąży) i sześcioro dzieci.
jako jeden z wielu przykładów.
to a’propos, że jedni aureole mają a inni nie.
Levar (14-01-g.11:47)
Jakie kółka sie rozjechały? Na dodatek – Gajowemu M. przez WY?.
Lud (boży lub nie boży) lub sobie pożartować, co najmniej od 2000 lat na dowolny temat. Bez uszczerbku dla tematu.
Co ci to przeszkadza?
@mag
Ojej ! Kosciol ma swoje kryteria i poniewaz zyjemy w demokracji, wiec wolno mu wybierac na swietych wedle uznania. Zwroc uwage na to , jak oni to robia rzetelnie, ile pracy w to wkladaja, zeby bron boze nie bylo pomylki bo pan Bog jeszcze by mogl odrzucic kandydature, a przeciez jeszcze nigdy to sie nie zdarzylo.
Zawsze mozna by sie zapytac komisji rozpatrujacej przyznanie statusu swietego, dlaczego nie rozpatrzyla kandydatury doktora Korczaka, ktory mogl uratowac sie, ale sumienie nie pozwolilo mu opuscic skazane na zaglade dzieci.
Wiesz co , mag, ja mam kontakty i jesli zyczysz sobie, to moge Ci zalatwic dokument , ktory bedzie poswiadczal, ze jestes swieta. Kosciol wymaga od kandydatow na swietych dwoch rzeczy: zeby uczynili jakis cud i dobrze by bylo, gdyby byli meczennikami(meczennicami). Pierwsze kryterium spelniasz, bo sam fakt, ze istniejesz jest cudem, drugie chyba tez, bo chyba nie zawsze w zyciu bylo Ci wesolo,lekko, pewnie sie troche meczylas(gdybys doslala jakies zaswiadczenie, ze dajmy na to maltretowali Cie w szpitalu, to mogloby bardzo pomoc)
Pozdrawiam Cie swieta MAG
Universidad de Navarra to prywatna uczelnia katolicka rzadzona przez Opus Dei… To czynni ich badania równie wiarygodnymi jak audycje Rydzyka…
@mag
Troche Cie molestuje, ale niedawno dopominalas sie tego.
Ja w sprawie niejakiego Levara, osobnika sredniolotnego, ponurego(chyba jest nieszczesliwy) i bardzo ciezkiego(podejrzewam, ze duzo wazy.)
A to *Wy* do Gajowego -ach zapomnialem na wstepie , ze chcialem od tego zaczac, ale nie szkodzi, to zaczne teraz – to taka aluzja do tego, ze mysmy zalozyli komunizm i juz po kilkudziesieciu latach kolka nam sie rozjechaly.
Mag, on chyba ma racje, bo jak z Gajowym, i Toba zakladalismy komunizm , to nie przewidzielismy, ze nam sie tak szybko rozjada.
Uklony dla Levara, ktory wypatrzyl taka ciekawostke. NO, no !
@Stasieku
Straciles bliska osobe. Wspolczuje
@Jiba
Akurat rodzinę Ulmów z Markowej pewnie niedługo beatyfikują – proces w toku: http://gimmarkowa.pl/features?showall=1
mag:
Wyroznienie o. Kolbego statusem swietosci nie ma nic wspolnego z jego przeszloscia w przedwojennej Polsce. Kazda organizacja moze wyznaczac sobie na patronow, kogo tylko chce. Zreszta, w panteonie koscielnym sa swieci, ktorzy za zycia swietymi nie byli,raczej barbarzyncami, chocby swiety Stefan, patron Wegier. Tak, jak czcimy Jana Palacha lub buddyjskich mnichow za ich odwage samospalenia sie dla idei, tak powinnismy oddzielic od siebie dwie rozne rzeczy. Nie wiem, czy czytalas „Noc” E. Wiesela i opis jego zmagan miedzy miloscia do wlasnego ojca i instynktem przetrwania w sytuacji obozu koncentracyjnego? Nam, w innej sytuacji, jest chyba duzo wygodniej dokonywac wyborow moralnych. Unikajmy potepiania wszystkiego w czambul.
@otu
13 stycznia o godz. 20:55
Chyba zarżnąłeś nieco ten dowcip. To była limuzyna, a w limuzynie na ogół szofer wozi szefa. Kogo wiózł B16? Chyba swojego szefa!
PS
Nie „włanczam” się do dyskusji, bo mam za dużo do powiedzenia w tym temacie. Mógłbym sam zapełnić blog opisami moich przeżyć i przemyśleniami.
@Ewa 1958
13 stycznia o godz. 19:
Skorzystam z sugestii przy najbliższych odwiedzinach świadków Jehowy.
O tak, mialem chwile szczescia kochajac sie z kobieta ktora kochalem i ktora mnie kochala. Podczas naszych igraszek, czulem ja kazda swoja komorka, szczesie sie potegowalo widzac taka sama reakcje u partnerki. Dlugo po tym pozostawal na skorze jej delikatny zapach, przypominajac mi wspolne chwile. Byla moim bogiem i moja wiara, i w tym konkretnym przypadku potwierdzam przeprowadzone badania. Wiara powoduje powstanie uczucia szczescia.
Dalsze losy ? Kochalem i wierzylem szalenie, bylem szczesliwy patrzac na boskie ksztalty ukochanej. Kiedy mnie porzucila, bylem i jestem nieszczesliwy. Minelo jiz 10 lat a ja wciaz jestem nieszczesliwy, moja wiara w dozgonna milosc przeminela, nie wierze i dlatego nie moge znalezc szczescia.
PA2155
14 stycznia o godz. 16:58
Niejaki Stanisław ze Szczepanowa był zdrajcą polskiej racji stanu.
Ale świętym został…….
Bo realizował INTERESY Watykanu.
Zostanie świętym, to decyzja polityczna, nie ocena faktu.
W polityce taką rolę pełni Nobel- namaszcza…….
Obama dostał go niejako z góry, jako zachętę, łapówkę…..
W naszym „komunizmie” podobną rolę pełnił tytuł Bohatera SSSR, też często przyznawany POŚMIERTNIE.
Jak widać, religie i ideologie mają podobny sposób promocji swoich…..
Współczuję Stasieku
Szanowni dyskutanci,
Kazdy dzien przezyty bez Boga jest dniem straconym. Bog ma plan na zycie dla kazdego z nas. Tylko realizacja tego planu czyni czlowieka szczesliwym. Im szybciej odkryjemy ten plan w naszym zyciu, tym dluzej jestesmy szczesliwi. O tym planie mowi przypowiesc o talentach. Madry sluga w przypowiesci rozmnaza talenty, natomiast zly sluga je zakopuje. Czy zakopales swoje talenty i jestes w swoim zyciu nieszczesliwy, albo tez wczesnie je odkryles i jak ten dobry sluga stale je rozwijasz?
Pozdrawiam.
PS: nie odkryje sie planu Bozego i przez niego szczescia bez modlitwy
Ot i cala madrosc dlaczego wierzacy sa szczesliwsi!
Czy szczesliwsi…?
A po co nam w tej dyskusji uniwersytety, badania, autorytety?..Nauka?!Nie iwm jak u Pana to bylo, Redaktorze, ale gdy ja bylem maly to na nieszczescia mam zawsze opowiadala mi bajke. I zapewniala, ze sie zgoi, ze bedzie lepiej. I wie Pan co?-zawsze pomagalo. A na dobranoc spiewala mi kolysanke. Lubilem te bajki nawet jesli w nich dzialy sie straszne rzeczy, bo na koniec dobrze sie konczyly. Pozniej, jak podroslem, to pochwalila mnie gdy juz zmowilem paciorek do Bozi, tez czulem sie szczesliwy przed snem.I tak powoli religia, ta stara basn, weszczla w moje zycie. Pelna duchow, czarow, ludzi (blond)ze skrzydlami lub z ogonami i rogami (zawsze byli czarni). I obietnica wiecznego (!) szczescia lub wieczneg(!) bolu w zaleznosci od tego jak sie bede zachowywal. Mame zastapili jacys czarodzieje, zwani pozniej ksiezmi.
Ale basn ma to do siebie, ze sie zapomina jej szczegoly, stad trzeba byc w kosciele co siedem dni. Do kosciolow chodzimy juz jako ludzie dorosli(?). Smieszne, dobrotliwie smieszne, jest to, ze ciagle wierzymy w te basn. Znaczy to, ze uroslismy, ale ciagle nie doroslismy, bo przeciez dorosli nie wierza w smoki, ani w duchy –spytajcie jakiegokolwiek oficera Wojska Polskiego, nawet tego poswieconego.
Ludzie, przeciez nie ma aniolow ani diablow!…Basni nie traktujemy powaznie, wiec co ma tu jakas nauka do roboty?
Jeśli kółko rybackie niektórym się nie podobało, to może coś z wędkarstwa…
Jezus z Piotrem wypłynęli z wędkami łodzią na jezioro. Ryby nie biorą, upał, nudno. Jezus zrezygnowany mówi: Mam dosyć, wracam na brzeg.
I poszedł po wodzie.
Piotr oniemiał na widok cudu, ale po chwili spróbował i on. Oczywiście zaczął się topić. Gdy udało mu się wynurzyć głowę, usłyszał jak Jezus woła z brzegu:
Po palach, durniu, po palach!
Marcin
14 stycznia o godz. 19:56
Po co mi Boski Plan?
Przecież mam wolną wolę……
Kolejna nielogiczność religii. Jeżeli mam życie zaplanowane, to jestem niewolnikiem. Czyż nie?
Wolność na niby, jest iluzoryczna…..
Antonius
14 stycznia o godz. 17:09
Chyba zarżnąłeś nieco ten dowcip. To była limuzyna, a w limuzynie na ogół szofer wozi szefa. Kogo wiózł B16? Chyba swojego szefa!
a kim moze byc szef B16?
Marcin jakiś tutaj nieadekwatny. Nie rozumiem, jak on może nie widzieć, że przemawiając na tym blogu jak na rekolekcjach trafia kulą w płot. Jakby po chińsku mówił.
Nieodgadniony plan Boży (chyba nikt go nie rozeznał), który -według Marcina – czyni ludzi szczęśliwymi., zgodnie z wolą Boga , powinien być naszą busolą. A w żadym razie znakiem sprzeciwu.
Drogi Marcinie, doceniam twoją determinację, ale nie potrafię jej dzielić.
Nie rozumiem np. dlaczego „Bóg dał i Bóg wziąał”, co można przeczytać na wielu starych cmentarnych nagrobkach małych dzieci. Nie rozumiem okrucieństwa wszystkich wojen, jakoś tam pod boskim patronatem, skoro zostaliśmy stworzeni na jego obraz i podobieństwo.
Możesz powiedzieć – Bóg dał nam wolną wolę, czyli” róbta co chceta”, a jednocześcne – rzekł miłujcie się i czyńcie sobie ziemię poddaną.
Czyli ktos coś tu spieprzył, bez obrazy Boga i Ciebie
Łomot do wrót niebieskich.
– Kto tam? – pyta św. Piotr.
– To ja, Kowal… !
Piotr otwiera wrota, wygląda, ale pod bramą nikogo nie widzi. Zamyka, ale za chwilę słyszy ponowne natarczywe stukanie:
– To ja, Kowal…!
Po otwarciu znowu – nikogo 🙄
Sytuacja powtarza się kilkakrotnie, w końcu zniecierpliwiony św. Piotr udaje się do Szefa.
– Panie, jakiś Kowal dobija się do bramy, a jak otworzę, to nikogo nie ma 😯
– Ach, to Kowalski. Jeszcze go reanimują…
Witaj św. Lewy!
PAK2155 przywołal mnie wprawdzie do pionu ( a’propos powodów i systemu powoływania „”określone osoby) ale pozwolę sobie pozostać przy swoim mniemaniu. Stąd moje obrazoburcze(?) Ciebie nazwanie.
Żyję dość długo na tym świecie i moimi idolami (pretendującymi do świętości) są ludzie z bardzo różnych bajek, niekoniecznie katolickich czy chrześcijańskich.
stasieku
Trzymaj się!!!
@anuszka – Nie wiedziałam. Ale to znakomicie! Akurat ci ludzie i tacy jak oni zasługują na pamięć pod każdą postacią.
@PA2155 – zdarzyło się ostatnio, że wróciłam do literatury obozowej z liceum. Wiesz, co mnie uderzyło? Czytałam to jako smarkacz i wbrew teorii, że młody człowiek ma cienką skórę, nie pamiętam, by lektura w czasach liceum tak mną wstrząsnęła, jak teraz. Nie dawałam rady dociągnąć opowiadań Borowskiego do końca. Przez opracowanie zbiorowe o Oświęcimiu szłam jak po tłuczonym szkle. Może obowiązek szkolny powinien być wznawiany w okolicach trzydziestki? Gdy człowiek wie, że ludzie innym ludziom rzeczywiście mogą?
@Szanowny Marcinie – nie ma dni przeżytych bez Boga. Przynajmniej tego, o którym mnie uczono.
Jednym z glownych powodow nieszczesliwosci w zyciu jest nielubiana praca. Gdy od samego poczatku doroslego zycia zrozumiesz Bozy Plan na Twoje zycie, wtedy praca ktora jest przeznaczona dla Ciebie bedzie Ci sprawiala ogrom satysfakcji. Bedziesz lepiej ja wykonywac od innych bo masz do niej wrodzone predyspozycje. Wedlug badan statystycznych okolo 70% ludzi wykonuje prace ktorej nie lubi, bo poszli do niej z powodow finansowych. Tylko dobrze przemyslany plan skonsultowany ze Stworca jest gwarantem tego ze zycie Twoje bedzie obfitowac i bedzie Twoim spelnieniem.
W tym planie jest miejsce dla kazdego, bo on pochodzi od Stworcy. Kazdy moze byc Stradiwariusem w swojej dziedzinie jezeli zdola ja odkryc i bedzie szlifowal swoje zdolnosci przez cala droge zyciowa. Okolicznosci dla wykorzystania tych zdolnosci
beda czekaly na Ciebie gdy uzbroisz sie w cierpliwosc i poprzesz to czekanie modlitwa.
Pragnieniem Boga jest abys byl (byla) szczesliwy (a). Nie czyn blizniemu co Tobie niemile
(rowniez na tym blogu), to warunek konieczny i pierwszy krok do szczescia w zyciu.
Pozdrawiam
Na koniec dyskusji chcialbym podzielic sie opisem religijnosci moich kolegow amerykanskich. Sa jak najbardziej religijni, zarowno chrzescijanie, muzulmanie, jak i Zydzi. Manifestuja to w kazdy poniedzialek, opisujac w czasie rozmow prywatnych, co bylo nowego na mszy w niedziele (chrzescijanie) lub co powiedzial rabin w synagodze. Muzulmanie, nawet ci edukowani, obchodzili tlumnie Ramadan, nie wspominajac o licznych zakazach i nakazach w sprawie menu kulinarnego, ubioru (zony tych edukowanych nosza halabdze (chustke) na glowie i zachowuja sie raczej konserwatywnie). Jedna z pracownic jest libanska szyitka i chodzi codziennie okutana od stop do glow, jak nakazuje obyczaj. Mnie przepytywano kilka razy, jaka wyznaje religie i musialem nieco kluczyc na ten temat. Nie wiem, jak gleboka jest religijnosc Amerykanow, ale trudno nazwac siebie oficjalnie ateista, bo moze to wywolac reakcje negatywna. Podobnie, jakiekolwiek zarty na tematy wiary, albo proby mysli liberalnej. Czy wiara czyni ich szczesliwszymi? Chyba tak. Obojetnie na jakim poziomie poznania.
W polskim prawie nie przewiduje się obrazy uczuć niewierzących. Prawo do obrażania się mają wyłącznie wierzący, z czego fundamentaliści katoliccy skwapliwie korzystają. Formalnie Polska jest krajem demokracji liberalnej, w którym podstawowe prawa mniejszości, a zwłaszcza równoprawność obywatelstwa, są respektowane. W praktyce daleko nam do tego ideału. W polskiej obyczajowości wszystko to, co nie mieści się w głównym nurcie postaw i przekonań, nie zasługuje na równoprawne traktowanie.
http://www.przeglad-tygodnik.pl/pl/artykul/czego-chca-ateisci
———————–
Jeżeli przed słowami pazerność, czy głupota, napiszemy święta, to czy zmieni to wymowę, znaczenie słowa?
W co zmieni się na przykład, gdy przed słowem demokracja wstawimy
KATOLICKA?
A w tym kierunku podążamy…….
dajcie już spokój panu Marcinowi. Tacy są potrzebni, bo bez nich zeszlibyśmy na manowce. Owszem, bywają czasami irytujący gdy w niedzielne południe chcą nam przekazać dobrą nowinę, a my mamy ręce upaprane robieniem pierogów na przykład. Są rzeczywiście szczęśliwsi od bezbożników, niektórzy śmieją sie do samych siebie coś przy tym pomrukując. Ateista myśli, że jego życie kończy się w momencie śmierci, natomiast taki pan Marcin albo pan Nowak Ryszard (którego uczucia ciągle ktoś w Polsce obraża) ma ten komfort, że z chwilą śmierci przenosi się do nieba bez żadnych warunków wstępnych. Niektórym tak się tam śpieszy (zwłaszcza niektórym muzułmanom) że zamachują się na siebie, nieopatrznie zabierając z sobą w celach towarzyskich dużą ilość niewiernych. Zresztą bądżmy szczerzy; gdyby Boga nie było, nie byłoby nas – a już z pewnością pana Marcina.
PA2155 (14-01-g.16:48)
Wydaje mi się, że unikam „potępiania wszystkiego w czambuł” (w kontekście moich uwag na temat koncesjonowania świętości).
Ot, dzielę się tylko myślami w imię potocznie rozumianego poczucia sprawiedliwości.
Świętość moze mieć różne wymiary i oblicza, a ja chyba mogę się odnieść do konkretnych przypadków.
Wiesiek59 słusznie zauważył, że religie i ideologie mają podobny sposób promocji swoich. Z tego powodu np. Janusz Korczak świętym nie może zostać uznany, choć – biorąc na logikę – zasługuje na to jak najbardziej.
Właśnie po raz trzeci przemierzam „Imię Róży”. Tym razem słuchając audiobuka.
Interpretacja lektora wydobywa nowe warstwy tej opowieści.Osadzonej na przełomie średniowiecza i renesansu lecz z zamiarem ponadczasowego oglądu kształtowania się tryumfalnego Kościoła Katolickiego.Franciszek przegrywa.Od tej pory (dla mnie) wiara jest nieoddzielna od pasterzy.Pasterz zastępuje Boga.
Szczęście w wierze to szczęście tylko w objęciach Kościoła.Dyskusja o wierze katolickiej traci wszelki sens.
Jak już urządzamy festiwal dowcipów na tematy religijne, to dorzucę jeszcze dwa.
Jezus z apostołami grają w dwie kości. Rzuca Mateusz. Wypadło jedenaście, więc zaciera ręce. Ale rzuca Piotr. Dwanaście! Wygrałem! Rzuca Jezus. Wypada trzynaście. Piotr oburzony: „No, no, Panie Jezu, tylko bez cudów. Na pieniądze gramy!”
Scena z jawnogrzesznicą. Pada słynna kwestia: „Kto z was jest bez grzechu, niech pierwszy rzuci kamieniem”. Trach! Kamień zabija jawnogrzesznicę. Jezus zirytowany: „Matka, przecież prosiłem, żebyś się nie wtrącała!”.
Szczęśliwi są ludzie, którzy mają cel w życiu, pasję, interesują się czymś, żyją dla czegoś. Może to być oczywiście religia, i często bywa, ale z pewnością nie chodzi tu o religijność „letnią”. Tego szczęścia nie da chodzenie do kościoła z przyzwyczajenia. Tu chodzi o religijność na granicy obsesji. W tym sensie nasz Marcin jest szczęśliwy, wydaje mi się on żarliwy jak neofita. Dlatego zakochani są tak szczęśliwi – bo płonie w nich ogień. (Na marginesie – zakochani jednak nie krzyczą na cały internet, że ich narzeczona jest najcudowniejsza i wszyscy powinni ją kochać; cóż za absurdalna wizja).
Uwaga dla neofitów, zakochanych i innych szczęśliwców – to wszystko grozi spłonięciem.
Podobnie jak Zosieńka optuję za daniem spokoju panu Marcinowi. Niech sobie żyje w swoim przeświadczeniu i nawet ewangelizuje niewiernych lub wątpiących zgodnie z własnym przeświadczeniem i talentem ku temu.
Ilość wpisów na tym blogu i temperatura postów świadczy o tym, że dzięki Gospodarzowi dotknęliśmy ważnego tematu.
Najbardziej mnie dziwi, że po ich przeczytaniu jestem skłonna przyznać rację tym, ktorzy uważają, że religijni są szczęśliwsi.
Dzielenie włosa na czworo przysparza stresu, zaś pewność (czyli brak wątpliwości) daje komfort psychiczny.
JP II po śmierci budzi się w swojej kwaterze w niebie, aniołki przynoszą mu posiłki. Na śniadanie – musli, jogurt.
Na obiad – kanapka z wędliną, ogórek kiszony
Kolacja – kanapka z serem
Na drugi dzień:
Śniadanie – jogurt, musli
Obiad – kanapka z wędliną, pomidor
Kolacja – kanapka z serem…
Po 3 dniach tego jednostajnego jadłospisu papież nie wytrzymuje i skarży się św. Piotrowi:
– Takie nudne jedzenie 🙄 Myślałem, że w niebie jest jakieś większe urozmaicenie, choćby manna na mleku…
Św. Piotr wzrusza ramionami:
– A co ja? Dla dwóch będę gotował?! 🙄
Zosieńko,
do nieba bez warunków wstępnych? Chyba nie do chrześcijańskiego 🙄
Cóż bowiem z Sądem Ostatecznym, na którym będą sądzić żywych i umarłych? Czy to może będzie proces rewizyjny? 😉
Nowy Ruski złapał złotą rybkę……
Wypowiedział życzenie- chce być bohaterem Związku Radzieckiego.
Błysk , huk, patrzy- trzyma w ręku granat, za pasem kilka innych, a przed nim niemiecki czołg.
Rzucił , błysnęło, a tu następny, znowu rzuca, czołg płonie, dostał serię, padł……
I w ostatnim przebłysku świadomości pomyślał „bohaterem zostanę, ale dlaczego pośmiertnie”???
Czynów wielkich dla blaszki dokonywało wielu, dla życia wiecznego również. Motywacja assasynów podoba mi się najbardziej- wino i hurysy……
A teraz?
Siedzi sobie gość gdzieś w Colorado i za pomocą joysticka kieruje rakiety z Predatora na cel. Może nawet order dostanie?
Werbalista
11 stycznia o godz. 7:26
Nie załamuj się tylko przeczytaj jeszcze raz:
?In half of the surveyed countries, the majority of the people, sometimes an overwhelming one, found the statement …, while in the other half, the statement … was chosen.?
„W połowie krajów, w których przeprowadzono badania, większość – czasami przytłaczająca – respondentów wybierała stwierdzenie…, natomiast w drugiej połowie (tj. w pozostałych krajach) wybierano …?.
Mowa tu o dwóch różnych rzeczach: państwach, w których prowadzono badana – i tu jest podział na pół i osobach, które brały w nich udział w poszczególnych państwach -tych była przytłaczająca większość (choć nie we wszystkich państwach oczywiście, tylko w połowie z nich).
Możesz więc czytać dalej, byle uważnie.
@otu
14 stycznia o godz. 21:5
Zapytaj Marcina! On bezpośrednio z „szefem” ustala plany na szczęśliwe życie, a pani Gronkiewicz-Waltz konsultowała stopy procentowe.
Zosienka wymyslila jeszcze jeden dowod na istnienie Boga, na ktory ani sw.Augustyn, a sw.Anzelm, czy sw.Tomasz nigdy nie wpadli mimo, ze kazdy z nich wymyslil conajmniej kope roznych dowodow: GDYBY NIE BYLO BOGA, NIE BYLOBY PANA MARCINA. Ale w Twoim rozumowaniu jest luka. Musialabys Zosienko najpierw udowodnic istnienie pana Marcina bo inaczej popelniasz blad logiczny* petitio principi*
Chyba , ze przyjmujesz istnienie pana Marcina jako aksjomat. Ale w takim razie krucha jest podstawa bytu Boga, jesli On swoje istnienie zawdziecza panu Marcinowi
Wchodzą trzej królowie do stajenki i Baltazar, najwyższy z nich, uderzył głową w nisko zawieszoną belkę.
– O Jezu! – krzyknął.
Na to Józef zwraca się do Maryi:
– No widzisz, i to jest imię! A nie jakiś tam Stefan!…
Czy Marcin to ksywka Natanka- tego od światłowodu?
Mnie się podoba:
Siedzi Nowy Ruski nad Wołgą i łowi ryby.
Złapał małą, zaklął, zdjął z haczyka i wrzucił do wody.
Rybka wychyla łebek i mówi
-a trzy życzenia?
Na co on odpowiada
-no dobrze, proś…….
Ostatnia wieczerza. Jezus przychodzi jako ostatni i widzi ucztujących uczniów, stół ugina się od przysmaków, wino leje strumieniami, wszyscy bawią się w najlepsze.
– Bracie – łapie za połę Piotra niosącego kolejny półmisek – skąd mieliście pieniądze?!
– A, Judasz coś sprzedał… 🙄
@Wiesiek59
„Po co mi Boski Plan?
Przecież mam wolną wolę??”
Sam sobie odpowiadasz na postawione pytanie. Boski Plan jest aktem ograniczenia wolnej woli co nie kazdemu odpowiada. Jest on tylko dla tych ktorzy widza w nim benefity dla siebie. Jezeli ich nie widzisz pozostan przy ateizmie.
Ja jakoś się czuję szczęśliwy mimo swojej niewiary 😉
@ Moon 15 stycznia o godz. 13:55
Zgadzam sie. Rzeczywiscie, po uwaznym przeczytaniu, wychodzi na to, ze nie mialem racji. Usprawiedliwia mnie jedynie to, ze codziennie czytam co namniej ze sto stron rozmaitych pism, uzasadnien, a pisze przy tym tez sporo. Stad wiem, ze wypowiadac sie jasno, to jedyny sposob dotarcia do adresata, Przy takiej ilosci lektury, w moim zawodzie nikt nie ma czasu rozwodzic sie nad jednym zdaniem, jesli od razu nie jest krystalicznie jasne, o co chodzi, to w najlepszym razie zostanie zignorowane, a w najgorszym – tak jak ja zrobilem – cala teza zostanie odrzucona. Nikt nie ma czasu bawic sie w drobiazgowa analize, a brak klarownosci pisania tylko szkodzi autorowi, czy autorom.
Pozdrawiam.
Przeczytałam komentarze do wpisu Autora, pośmiałam się z niektórych dowcipów. Ogólne wrażenie: zadziwiające pomieszanie, widać jak trudno nam się o tym rozmawia. Uderzyło mnie to, że w wielu wpisach odnajdywałam siebie z różnych okresów mojego życia. Od dziesięciu lat, można chyba tak powiedzieć, jestem świadomą uczestniczką zycia religijnego. Jedno chcę powiedzieć: wierzyć jest trudniej niż nie wierzyć.
dopisek: oczywiscie, mówię o wierze w Boga i staranie się, aby żyć zgodnie z przykazaniami. W sprawach wiary „w ogólności” zgadzam się z tym, że dzielimy sie na tych, którzy wierzą, że jest i tych, którzy wierzą, że Go nie ma.
Jak widac mozna byc szczesliwym dzieki nieustannej i nieustepliwej walce ze wszystkim co kojarzy sie z religia.
Do szczescia wystarczy wiara w misje albo polecenie od naczelnego.
Marcin
15 stycznia o godz. 21:08
Dwa zdania, i oba z punktu widzenia logiki nonsensowne……
Skoro Plan jest ograniczeniem wolnej woli, to ona nie istnieje.
Bo zakłada że się komuś podporządkowujemy, by się przypodobać czemuś, co być może nie istnieje. Na pewno Ustom Boga na Ziemi……
Dla tych, co widzą benefity?
A więc nie ma wewnętrznego kompasu, poczucia moralności i przyzwoitości? Nie ma internalizacji norm?
Jakie to prymitywne……służalcze…..
Przypomina reakcje psa, pan bije, a on dalej się łasi…..
A otóż Dodę właśnie skazano za obrazę uczuć religijnych, gdyż nie chciała uwierzyć w coś, co napisał osobnik „napruty winem i palący jakieś zioła”. Wygląda na to, że będziemy jednak zmuszeni przez aparat przymusu naszego demokratycznego państwa do bycia szczęśliwymi…
ks: „wierzyć jest trudniej niż nie wierzyć.”
.
To chyba prawda, ale odnosząca się tylko do mniejszości, traktującej swoją wiarę bardzo poważnie. Ponieważ tacy ludzie muszą sprostać nakładanym przez religię wymaganiom, często w walce z samym sobą.
Natomiast większości „letnich” chrześcijan wiara przychodzi bez wysiłku. Jest po prostu wpojonym w dzieciństwie i kultywowanym bezrefleksyjnie nawykiem.
Znanego egipskiego miliardera i polityka Naguiba Sawirisa czeka proces z oskarżenia o obrazę islamu. Powodem jest zamieszczony przez Sawirisa na Twitterze satyryczny rysunek, przedstawiający brodatą Myszkę Miki oraz Minnie z zasłoniętą twarzą.
http://fakty.interia.pl/ciekawostki/news/brodata-myszka-miki-uznana-przez-islamistow-za-obraze,1744119,18
——————
Obraza niejedno ma imię- Boga…..
A nadwrażliwi są monoteiści…..
Następny wpis u Kowalczyka.
Tu nie wchodzi, ze względu na ustawienia programu .
Legitymacja procesowa pana B……..
Ks
myślałam, że jesteś księdzem 🙂
Ale ujawniłaś swą płeć żeńską, a kościół kogoś takiego do święceń nie dopuszcza (dlaczego? cóż, znam ich argumenty, ale wydaje mi się, że mężczyźni po prostu uważają się za coś lepszego, i tyle).
Piszesz, że wierzyć jest trudniej niż nie wierzyć. Pewnie że tak. Ja np. w ogóle nie mogę uwierzyć. Choćbym stanęła na rzęsach.
Ale dalej jest ciekawiej: „oczywiscie, mówię o wierze w Boga i staranie się, aby żyć zgodnie z przykazaniami.”
A czy Ty myślisz, że jak ktoś nie wierzy, to ma w nosie wszystkie zasady moralne? Myślisz, że my, niewierzący, mówimy sobie: jeśli Boga nie ma, to wszytko wolno? Otóż nie. Nie musimy jedynie słuchać księży, ale swej własnej moralności.
@ks
To bylo tak dawno, że już nie pamiętam numeracji.
To o poście w ramadanie, to który ma numer?
Czy Bóg Adama zabraniając mu okrucieństwa wobec węża, kładł podwaliny pod teatr elżbietański – ugryźć, czy nie ugryźć ?
Czy wyrok skazujący panią Rabczewską tworzy wartość dodaną?
Czy napar z rumianku jest formą kuszenia do nieczystości?
Czy ja jestem nieociosany kloc pu i czy zaiste powiadam Wam swe pytanie słusznym i sprawiediwem jest moje lenistwo umysłu wu wei?
Ks!
Masz rację. Wierzyć w coś, co nie istnieje, jest rzeczywiście trudno.
Marit (16-01-16:4))
Szczęśliwy Marcin (ten który ewangelizuje na blogach Polityki, uznały pewnie, że wyrok dla Dody jest bardzo humanitarny. Fakat
Nikt na razie nie żada u nas kary śmierci za obrazę Boga lub uczuc religijnych, ani nie wbija chyłkiem zoą w plecy niewiernemu.
Nie wiem jednak, jak to sie dzieje, ze w „szczęśliwym katoliku polskim jest tyle ponurej powagi i tak wysoki poziom drażliwości, ze aż groteskowy. Po co przejmować się az tak serio tym, ze zwariowana Doda palęła 3 lata temu jakąś medialna głupotkę.
Kto w ogóle – jakos tam przytomny – mógł uchwalić pragraf o obrazie uczuc religijnych w wolnym, jakoby, demokratycznym kraju?
Marit, przepraszam za literówki itp. To z pośpiechu, żeby mi postu ni wcięło, co sie niedawno zdarzyło.
Dla takiej Kamili nawet ja zapisałbym się do „Klubu Wykluczonych” i zostałbym rewolucjonistą.
http://peoplesworld.org/the-student-leader-who-put-chile-s-government-against-the-ropes/
Pytanie:
czy śmianie się z „kawałów” antychrześcijańskich, w towarzystwie osoby szczerze wierzącej/Marcin/ w prawdy , jakie niesie sobą wyznawana przez niego religia, to jest smiech, czy już „rechot”?
Sebastian/ niewierzący/
@Sebastian
„Pytanie:
czy śmianie się z ?kawałów? antychrześcijańskich, w towarzystwie osoby szczerze wierzącej/Marcin/ w prawdy , jakie niesie sobą wyznawana przez niego religia, to jest smiech, czy już ?rechot??
Sebastian/ niewierzący/”
Osoby? Przeciez to nie jest forum Towarzystwa Krzewienia Kultury Swieckiej, prawda, tylko Polityka, pismo wysokonakladowe w kraju gdzie znakomita wiekszosc mieszkancow to Katolicy. Nie zapomniales sie przypadkiem Sebastianie w jakim kraju zyjesz?
Mozna sie smiac z religii w Polsce ale w swoim gronie, publicznie w Polsce raczej bym odradzal. Sa ludzie ktorzy nie sa tak delikatni w sprawach wiary jak ja. Moze sie to skonczyc procesem jak wielkorotnie sie konczylo chocby na przyklad z Nergalem, czy Rabaczewska. Co ciekawe w czasach gdyscie mieli warunki napastowac Katolikow wtedy jakos nic Wam z tego nie wyszlo. Teraz to jest musztarda po objedzie. W Sejmie macie tylko Palikota z jego malym stadkiem ktore nie jest w stanie juz obronic oblezonej fortecy.
@ Paweł Luboński – dziękuję za odpowiedź
@ Marit ? piszesz, że nie możesz uwierzyć, choćbyś stanęła na rzęsach: spróbuj stanąć :), to o to właśnie chodzi. Nie myślę, że niewierzący uważają, że skoro Boga nie ma, to wszystko wolno, z pewnością ani tak nie myślą, ani tak nie jest.
@ staruszek ? bez odpowiedzi: nie wiem o co chodzi
@ Torlin ? piszesz:?Wierzyć w coś, co nie istnieje, jest rzeczywiście trudno? ? przy założeniu Twojej dobrej woli, i że zdanie jest logiczne, odpowiem cytatem: Co nie jest chwiejne, jest nietrwałe.
@ks
„Jedno chcę powiedzieć: wierzyć jest trudniej niż nie wierzyć.”
Ale tylko ludziom wyjątkowo inteligentnym, bo wszystkie dowody są przeciwko nim. Ogólnie prawidłowość jest odwrotna. To nie wierzący są dyskryminowani, oj nie.
@szczęście ateistów
Polecam jeszcze art w Washington Post (z wartościowym linkiem do Zuckermana z bibliografią faktycznych badań nad tym szczęściem) Pauli Kirby. Nowa rzecz, więc dopiero teraz: http://www.washingtonpost.com/blogs/on-faith/post/how-do-atheist-find-meaning-in-life/2012/01/18/gIQAbiFP8P_blog.html