Dwudniowe wybory: czemu nie?
Popieram pomysł dwudniowych wyborów parlamentarnych. Może poparłbym nawet grzywnę za niepójście. Są kraje demokratyczne, gdzie taka kara za olewanie demokracji bez uzasadnienia funkcjonuje. Głosowanie jest wyrazem aktywnego poparcia dla systemu demokratycznego.
A mnie się podoba obywatel aktywny, któremu nie jest wszystko jedno, co się dzieje z jego krajem. Który głosuje nie tylko w wyborach do parlamentu i na prezydenta, lecz także do samorządu i w referendach.
Dwudniowe referendum wprowadziło nas przed laty do Unii Europejskiej. W tym roku dwudniowe wybory mogłyby podwyższyć frekwencję, a tym samym pogorszyć wynik PiS. Nic dziwnego, że PiS jest przeciw, a PO za.
Szkoda, że jest też za okręgami jednomandatowymi, choć już chyba tylko deklaratywnie. Jestem przeciw JOW w wyborach do Sejmu. Uważam, że kto nie chce w Sejmie Stokłosów, nie może być za JOW. Ich wprowadzenie przymnożyłoby posłów pokroju Stokłosy.
JOW nie mają w Polsce tradycji takiej jak ma ten system wyborczy w krajach anglosaskich z dwoma głównymi partiami wymieniającymi się u władzy. Nasza tradycja polityczno-historyczna jest wielopartyjna. Jak każdy system, ma swoje powszechnie znane kłopoty, ale w naszych warunkach więcej ma zalet.
Wyobraźmy sobie sejm złożony tylko z PiS i PO, bo tak dziś pewnie by wyglądał w systemie JOW. Klincz totalny.
XXXX
Kartka z podróży: dziękuję za rodzaj podsumowania sporu o Bartoszewskiego. Nie zawsze się z Panem zgadzam, ale jest Pan tu zawsze mile widziany ze swoim sposobem korzystania z wolności słowa; a props tejże: jest wolność słowa, ale jest też, na szczęście, wolność niesłuchania niektórych użytkowników wolności słowa. Pana i innych podobnie kulturalnych i merytorycznych autorów wpisów pod tym blogiem lubię posłuchać. Nienawiść do Bartoszewskiego jest w większości wpisów przeciwko niemu zoologiczna,
Komentarze
Panie Adamie, dzieki za miłe słowa. Przyznam, że też się czasem z Panem nie zgadzam ale dobrze się czuje na Pańskim blogu. Tworzy Pan felietonami inspirująca do rozmowy atmosferę. Oczywiście to też zasługa Blogowiczów – tutejszych bywalców.
O wyborach już kiedyś pisaliśmy. Pamietam – bo też jestem zwolennikiem obowiązkowego uczestnictwa pod sankcją grzywny. Z jednej strony to mobilizacja elektoratu a z drugiej element, który odmowie uczestnictwa w wyborach nadaje pewną wagę. Absencja karana grzywną staje się formą buntu obywatelskiego a nie zwykłym leniwym zaniechaniem.
Nie mam nic przeciwko przedłużonym wyborom o ile stanie się to stałą praktyką. Niestety w tym roku mam wrażenie, że to sztuczka wyborcza robiona pod konkretną sytuacje. A można to było przecież rozstrzygnąć to na początku kadencji.
Nie jestem i nie byłem zwolennikiem JOW. Nie zaskoczył mnie wybor Stokłosy. Mniejszym złem jest jednak głosowanie na partyjne listy.
Pozdrawiam
Stokłosa dostał się do Senatu korzystając właśnie z niskiej frekwencji. W tym kontekście patrząc – ostentacyjne wychodzenie senatorów z PiS podczas ślubowania, a jednocześnie – podejmowanie działań zmierzających do jak najnizszej frekwencji to czysta hipokryzja.
Niezaleznie jednak od wszystkiego – czy na problem nie powinniśmy spojrzeć od strony wyborcy? To nie politykom ma odpowiadać termin wyborów, a właśnie wyborcom. Tym, którzy tego nie rozumieją i mają problemy z dostosowaniem się – może warto dać odpocząć?
Jestem za dwudniowym głosowaniem, ale boję się, że będzie to decyzja niekonstytucyjna.
@”Wiesiek” i „Kartka z podróży” pod poprzednim felietonem:
– Szkodliwość wypowiedzi (bądź działania) dyplomaty lub wysokiego przedstawiciela rządu nie może podlegać gradacji. Jest szkodliwa lub niesie pożytek. Dlatego Drogi Blogowiczu – Wiesiek 59 – nie mogę się zgodzić z Twoją argumentacją polemizującą z moimi wpisami nt. enuncjacji p.W.Bartoszewskiego dla „Die Weltu”. Co do szkodliwości i nie zgodności z polską racją stanu przytoczonych przez Ciebie w rzeczonym wpisie refleksji min. R.Sikorskiego i wobec wizyt tandemu Macierewicz/Fotyga w USA – pełna zgoda.
Lecz w dyskusji pod poprzednim felietonem Autora Blogu mówiliśmy o W.Bartoszewskim i Jego wypowiedzi. I ona stanowiła przedmiot naszych dywagacji. Twój argument – słuszny zresztą in situ – jest więc z gatunku „a u was biją Murzynów”.
Pozdrawiam
– „Kartko z podróży”: urzędnik państwowy, dyplomata, „guru” i autorytet (jakim bez wątpienia dla części tego społeczeństwa jest Bartoszewski) winien bardziej myśleć i analizować swe wypowiedzi – z racji o których pisałem pod poprzednim felietonem p.A.Szostkiewicza – niźli dawać „upust” swym emocjom czy namiętnościom. W jego sytuacji (i innych, podobnych Mu osób na takich stanowiskach państwowych) nie ma „prywatnych” opinii i sądów. Uważam słowa jakie padły w wym. wywiadzie z ust WB za wysoce niestosowne i szkodzące dziś, aktualnie polskiej racji stanu (choćby z tytułu „przepychanek” z naszym zachodnim sąsiadem w przedmiocie Dnia Wypędzonych i muzeum d/s wypędzeń). Dlatego tak krytycznie oceniam WB – bo to nie pierwsza Jego tego typu enuncjacja.
Pozdrawiam
Panie Redaktorze – wolność niesłuchania o której Pan pisze na koniec aktualnego felietonu brzmi patriarchalnie w ustach Gospodarza Blogu i zawiera dozę dezynwoltury dla „inaczej” myślących goszczących na Pańskim Blogu. Czyżby krytyka miała też podlegać koncesjonowaniu ? To przerabialiśmy. Mity i bezpłodna apologia do niczego nie prowadzą, jedynie do powstawania kolejnych „białych plam” w dziejach i przestrzeni publicznej Polski. Ja osobiście czytając wszystkie wpisy pod poprzednim Pańskim felietonem tych elementów nienawiści o których Pan piszesz w nadmiarze nie zauważyłem. Nienawiść jest też sposobem opisu świata, forma może ważna ale jak to z formą – często osiąga przewagę nad treścią i meritum.
I jeszcze o Bartoszewskim – prof.T.Kotarbiński mawiał, że należy wszystko i wszystkich krytykować, aby dowiedzieć się czego krytykować (dziś modnie mówiąc – de-konstruować) nie wolno. Czyżby Pan i absolutni apologeci pana WB już wiecie, że Jego krytykować nie można ?
Pozdrawiam
WODNIK53
PS:
A tak nota bene jestem za dotychczasowa formą wyborów. Jeden dzień – choćby ze względu na koszty (a tyle się mówi o oszczędnościach i potrzebie „zaciskania” pasa przez społeczeństwo); zacznij od siebie – rzekł Sokrates.
Ad rem do mego wpisu z dn. 7.03.2011. h:7.46.:
– argumentowanie za konkretnym rozwiązaniem prawnym (jakimkolwiek – a wybory w demokracji są niezwykle ważną legitymizacją tej formy rządów i sposobu sprawowania całej władzy) korzyściami (bądź stratami) w poparciu społecznym jakie osiągnąć może w wyniku zmiany prawa jedna – bądź druga – polityczna asocjacja jest kuriozalna, haniebna i dyskwalifikuje moim zdaniem argumentującego jako osobę zajmującą pozycje pro-demokratyczne. To jest właśnie przykład na psucie prawa i dalszą deprecjację (a świadomość porządku prawnego w tym narodzie jest więcej niż kiepska) jurydycznego porządku oraz niekoniunkturalności stanowionego prawa. Prawo winno być, że tak powiem, agnostyczne w swej podstawowej konstrukcji.
– aktywność społeczna powinna opierać się na autentycznym dialogu (między rządzącymi elitami, a rządzonymi masami) i edukacji społecznej. Bierność społeczeństwa wynika z braków edukacyjnych, a przede wszystkim z nie wiary w moc jego zorganizowania (znów odżył podział: my i oni)
WODNIK53
No i znowu te same bzdury o tym, że najlepszy dla nas to system wielopartyjny i proporcjonalny. JOW nie bo to „anglosaska tradycja” Nie wiem skąd ta „miłość” Autora do partyjniactwa. To co mamy teraz to dopiero KLINCZ.
Szanowny Gospodarzu,
napisał Pan: „Głosowanie jest wyrazem aktywnego poparcia dla systemu demokratycznego.”
To zdanie jest nieprawdziwe, bowiem implikuje istnienie systemu demokratycznego, a w przypadku dzisiejszej RP jest to co najwyżej pobożne życzenie. Od kiedy prezydent Wałęsa zaczął psuć system RP, proces ten postępuje i ma się coraz lepiej. Przykładów łamania konstytucji/demokracji nie będę przytaczać, bo miejsca i czasu mało – tyle ich się nazbierało. Już nawet podstawowe prawo demokracji, czyli masowe zignorowanie wyborów, w Polsce nie funkcjonuje. Obywatele nie mają zatem możliwości wykazania, iż żadna oferowana opcja polityczna im nie odpowiada, bo Wałęsa sprowadził próg ważności wyborów powszechnych do jednego głosu! I to ma być demokracja???!!!
W tej sytuacji namawianie (a nawet zmuszanie) obywateli do udziału w wyborach jest sytuacją żywcem przeniesioną z PRL. Wtedy też było kilka partii do wyboru i też miały prawie taki sam program, choć różnice były być może większe, niż dzisiaj.
Pozdrawiam zza gór i rzek
Qba
A dlaczego nie pójść o krok dalej?
http://www.psz.pl/tekst-36806/Mieszkancy-Estonii-glosuja-przez-Internet-w-wyborach-parlamentarnych
Skoro już mamy możliwość rozliczania PIT, to logicznym byłoby wprowadzenie do gry internetu.
JOW trzeba jakoś przetestować……
Czy Senat będzie takim poletkiem?
W mojej ocenie, poseł powinien reprezentować wyborców. Jak doprowadzić do tego? Pewnie sypniecie Państwo propozycjami…..
Kartko:
Dzięki za wywiad. Potwierdził moją opinię o Bartoszewskim……
Nie tylko PiS jest przeciwny dwudniowym wyborom ale też SLD i PSL.
Jak mnie pamięć nie myli, zawsze przed wyborami większość sejmowa zmienia reguły pod swoim kątem.Zmiany są większe lub mniejsze ale prawie zawsze są.
Wydaje mi się, że zmiany w ordynacji wyborczej powinny obowiązywać po odpowiednio długim vacatio legis tak aby zmiany obowiązywały nie od najbliższych wyborów.Zapisałbym to w konstytucji.
Co do dwudniowych wyborów, to oczywiście jestem za.
Również za głosowaniem korespondencyjnym i przez internet.
Jako argumentu za, nie używałbym jednak zwiększenia frekwencji wyborczej, bo nie uważam tego za wartość samą w sobie.
Argumentem za, jest dla mnie wygoda obywateli.
Państwo powinno robić wszystko, żeby nam życie ułatwiać a nie utrudniać.
I nie dotyczy to tylko ordynacji wyborczej.
A co do karania za nieuczestniczenie, to jestem zdecydowanie przeciw.
Wolność wyboru to również wolność niewybierania.
Jeżeli wybory będą dwudniowe, to jak długo w takim razie będzie trwała cisza wyborcza, tydzień ?
Bardzo mnie ujęło Pana zdanie: „A mnie się podoba obywatel aktywny, któremu nie jest wszystko jedno co się dzieje z jego krajem. Który głosuje nie tylko w wyborach do parlamentu i na prezydenta, lecz także do samorządu i w referendach”. Taaaa, zwłaszcza, gdy jego aktywność zostanie wzmocniona wizją zapłacenia grzywny za niepójście na wybory.
Moim zdaniem główną przyczyną tak niskiego udziału w wyborach jest kiepskiej jakości towar, który się nam oferuje. I pomimo upływu lat – wciąż ten sam, tylko trochę inaczej opakowany.
Gomułkę byliśmy w stanie znieść 14 lat, a i to wydawało się strasznie długo.
Teraz na ciągle te same styropianowe, katoprawicowe gęby patrzymy już 20 lat z okładem i jedyne co mamy, to pewność, że w następnych wyborach znowu na nie będziemy głosować.
Strasznie to wszystko przygnębiające.
Bardzo przepraszam za podejmowanie tematow niezwiazanych bezposrednio z tematem, ale robie to zupelnie wyjatkowo.
Ile razy mam kontakt zawodowy z obcokrajowcami, ktorzy mieli kontakt tez zawodowy z polakami (pracuje w IT i w biurowym srodowisku) to staraja sie popisac swoja polszczyzna. No wiec ostatnio jak mi turczynka (taka co pracuje na komputerze i byla jakis czas w Lodzi) wyjechala z wizanka na ch, k, j, c, s to sie zalamalem. Dodatkowo wczoraj niemiec taki juz mniej inteligentny popisal sie swoja polszczyzna to mnie dobil.
Czy my jako narod nie mozemy sie szanowac, a w szczegolnosci naszego wlasnego jezyka? Od razu prosze za wybaczenie, bo pisze na niemieckiej klawiaturze i nikt mnie nie poprawia. Matury za moich czasow pewnie bym nie zdal z taka perfekcja, ale przy dzisiejszym poziomie to wyszedlbym na bystrzaka.
Wracaja do tematu to apeluje o uczenie obcokrajowcow slow i owszem pospolitych, ale jesli to tylko mozliwe to mniej.
Druga sprawa , ktora nie podnosi mnie na duchu to poziom konwersacji na polskich forach. To nie chodzi o to, zeby ograniczyc ludzi ograniczonych. Problem jest w glownym nurcie czyli zakladam, ze w miare inteligentnych ludziach. Nie szanujemy wlasnego jezyka I zupelnie nie szanujemy ludzi po drugiej stronie internetu. Ludzie maja swoje emocje I swoje problemy I trzeba sie starac nie razic wiecej niz potrzeba! Nie szanujemy polszczyzny, ludzi ktorzy poswiecaja czas na wymiane pogladow z nami, wiec dlaczego takie WielkoPolskie zadecie, aby szanowali nas obcokrajowcy? Problem w/g mnie jest dosc powazny bo komunikacja wedruje z werbalnej I listownej do internetowej.
Czy ktos z forumowiczow idac do sklepu zwraca sie do ekspedietki: ?2 kilo ziemniakow, o jej jaka ty paskudna jestes?. No a w internecine juz mozna? Rzecz w tym, ze tylko medium sie zmienilo I osoba to ktorej pijemy nie moze dac nam w pysk, ale ludzie sa tacy jacy byli I kazdy z nas ma swoja wrazliwosc, ktora nalezy uszanowac majac nadzieje, ze z wzajemnoscia. Postarajmy sie pomyslec o innych nim cos napiszemy, a do Polityki apeluje o podjecie wzmiankowanych tematow, bo niestety ktos musi spoleczenstwo wychowac tak jak sie wychowuje dzieci w przedszkolu.
Jak juz sie rozwinalem to jedna uwag w temacie marudzenia: ciagle narzekamy na wszystko I wszystkich, a zdecydowanie mniej zwracamy uwage na prace u podstaw, taka codzienna mniej spektakularna.To co ostatnio(wczesniej po prostu nie mialem okazji zbyt wiele uslyszec) zaobserwowalem u Pani Janiny to zwracanie uwagi na sprawy, ktore zostaly zrobione, albo dobrze funkcjonuja. W pracy komercyjnej sa zwykle polroczne oceny, I wtedy bierze sie document sprzed polroku, przygotowuje sie do rozmowy (tez przelozony) I dyskutuje sie wszystko dosc szczegolowo. A moze tak jak cos napiszemy na ktorymkolwiek forum to dlaczego nie poddamy sie samoocenie! A politykow rozliczmy faktycznie z tego co zrobili. Teoretycznie powinni to czesciowo za nas zrobic dziennikarze, ale niestety mlode pokolenie to w duzej mierze banda nieukow za to z wielka pewnoscia siebie I checia utrzymania poziomu na ktorym zyja. Obraz Swiata z perspektywy warszawy moze byc mylacy, ale niestety jest on nam przedstawiany w mediach I ksztaltuje nasze spoleczenstwo nad czym ubolewam
A propos marudzenia to chcialbym wszystkim Polakom uswiadomic, ze zyjemy na jednej z niewielu wysp gdzie jest dobrobyt! Wiele rzeczy w naszym panstwie trzeba poprawic I na laurach nie nalezy spoczywac, ale trzeba tez docenic to w jakim punkie jestesmy, gdzie moglibysmy byc ewentualnie, a pozniej zajmijmy sie narzekaniem na wszystko I to cale nasze nieszczescie jakie nas spotkalo w tym najgorszym w swiecie kraju.
Tak na marginesie to blogoi w polityce sa na bardzo wysokim poziomie, ale jesli komukolwiek moje slowa sie przydadza to mnie to bardzo ucieszy. No I czemu w mediach internetowych tak malo komentarzy o smierci Kwiatkowskiej, a to idolka mojej 8 letniej corki I moja oczywiscie tez!
Pozdrawiam wszystkich forumowiczow
Wodnik 53
Ciekawe, że nawet Kowal broni Bartoszewskiego…..
http://www.tvn24.pl/13041,1,kropka_nad_i.html
Czyżby przetrwała w nim cząstka racjonalności?????
A wydawał się bezpowrotnie skażony miazmatami PiS i irracjonalnością…
Wybory mogą trwać nawet tydzień i nic nie zmieni faktu, że w rzeczywistości dokonują się one już dziś. Na kanapach partyjnych, w powiatach, województwach, komitetach i prezydiach trwa przepychanka, korupcja wyborcza, intrygi i walka o jedynki, dwójki, czyli o pozycje które automatycznie dają miejsce w sejmie lub senacie. I mamy po wyborach. Elektorat zapędzi się i każe głosować, na swoich już wybranych i desygnowanych, kumpli, pociotków, szwagrów lub wspólników szwindli. Dyskusja o ilości dni jest niczym innym niż mydleniem oczu, kpiną lub pozoracją. W sejmie będą co sami Macierowicze, Niesiołowscy, Dorny Tuski, Błaszczyki, Kłopotki, Gowiny i setki podobnych niekompetentnych i przekupnych durniów. Dlaczego nie dać ludziom wybierać? To już lepiej bywało dawniej, przynajmniej desygnowano i starano się najlepszych.
Qba pisze:
2011-03-06 o godz. 08:48
Zgadzam się z Twoim stwierdzeniem. Wynikiem właśnie takiego ustawienia wyborów jest aktualna sytuacja. Całkowicie zabetonowana scena polityczna i niemożność zmiany jej przez społeczeństwo. Właśnie z tego powodu mamy tak niską frekwencję wyborczą. Większość obywateli nie ma na kogo głosować. Jestem człowiekiem starej daty o skrystalizowanych ewoluujących, ale typowo lewicowych poglądach. Staram się być obywatelem świadomym i aktywnym. Zatem uczestniczę we wszystkich wyborach. Zwagarowałem jedynie w pierwszych prezydenckich w drugiej turze, kiedy stawali przeciwko sobie dawaj kandydaci: S. Tymiński kontra L. Wałęsa. Potem za często zdarzało mi się chodzić na wybory tylko po to aby głosować na mniejsze zło. A chciałbym zawsze głosować w zgodzie z własnym sumieniem. Blogi POLITYKI obserwuje od ponad 4 lat i wiem, że osób o podobnych poglądach jest sporo. Także z obserwacji życia dochodzę do podobnych wniosków. Niestety nie przekłada się to w żaden sposób na skład sceny politycznej. Prawica rośnie w siłę, a Polacy żyją… dostatniej z ciągle rosnącym bezrobociem w całkowicie „odprzemysłowionym” kraju, z pogarszającą się infrastrukturą i rosnącym długiem publicznym, przy coraz mniejszym bezpieczeństwie socjalnym.
I to byłoby na tyle.
Pozdrawiam Gospodarz i wszystkich dyskutantów.
Stokłosa wygrał wybory bo był najlepszy.Bo żadna partia nie była w stanie wystawić kandydata, na którego chciałoby głosować więcej wyborców. Wyobrażam sobie jak nędzni musieli być pozostali kandydaci, skoro Stokłosa okazał się najlepszym.
Także jestem za 2 dniowymi wyborami do parlamentu jesienią ale jestem bardzo sceptyczna co do wyników , PO traci w sondażach , jej poparcie spada na łeb na szyję na pewno głównie z powodu drożyzny , dlaczego Pan Kaczński ma żelazny 30 % elektorat te jest dla mnie niepojęte
Poza kosztami , dwudniowe wybory oczywiscie sa bardziej demokratyczne , bo chocby z matematycznego punktu widzenia, zwiekszenie opcji daje mniejsza szanse pomylki.
A co do JOW, jezeli Pan redaktor ma na mysli iz wyborcy w swojej wiekszosci banda nieukow i baranow, to oczywiscie racja. Trzeba ich prowadzic za raczke. Ale jesli potraktujemy ludzi powaznie, damy im prawdziwy glos a nie jego parodje, to mysle ze zdecydowana wiekszosc bedzie umial wybrac sobie przedstawiciela. Myslacych za nas mielismy przez lat piecdziesiat az nadto. Jesli znajda sie miedzy nimi jednostki z przypadku:) to demokracja , czyli glosowanie wiekszosci ,sobie z nimi poradzi.
Dwudniowe głosowanie w wyborach parlamentarnych jest pomysłem dobrym, ale podzielam obawy zawarte tu w niektórych wypowiedziach, że jest to akt jednorazowy podyktowany kalkulacją partii rządzącej ( a to podoba mi się już mniej). Czy przypominacie sobie okoliczności zmiany sytemu liczenia głosów w wyborach? Ja tak. Obawiano się (słusznie), że postkomunistyczna lewica wygra wybory i będzie mogła stworzyć rząd bez użerania się z koalicjantem. Dzisiaj niestety płacimy za ten niemądry pomysł, ponieważ wygrany nie jest w stanie stworzyć samodzielnie rządu, a tym samym ponosić całkowitej odpowiedzialności za podjęte decyzje. Tak, tak, nic to nie ma wspólnego z propozycją dwudniowych wyborów, ale z okręgami jednomandatowymi do senatu już bardziej ( ta żaba też nie będzie zbyt smaczna). To prawda, można zawsze tak skroić okręg wyborczy, żeby np. taki Stokłosa miał w nim więcej przeciwników niż zwolenników, ale takie czary rozmijają się nie tylko z demokracją. Zostawmy sobie zatem ten temat na przyszłość, nie spieszmy się, będzie o czym pisać.
Wracając do problemu głosowania jednodniowego czy dwudniowego, jestem za głosowaniem jednodniowym do urn ( nazwijmy ten dzień świętem demokracji), ale poprzedzonym 2 tygodniowym okresem w którym każdy obywatel może przesłać (pocztą, mailem) swój głos do komisji wyborczej. Zagadnienia techniczne można skopiować z krajów skandynawskich, albo wypracować swoje własne.
Dwudniowe wybory to „leczenie syfa pudrem” !!!
Nie jest problemem niska frekwencje, lecz to , że nie ma spośród kogo wybierać. Oferowany towar jest tak marnej jakości, iż wiekszość woli pozostać „głodna” niż wybierać między „spleśniałą śliwką a robaczywym jabłkiem” choć podobno spożywanie owoców jest bardzo zdrowe. Do tego sprzedawca uważa, że sam lepiej wie, „które owoce Tobie najbardziej smakują”
Zamiast stosować „leczenie objawowe” należy:
– zdefiniować problem – jest nim żenująco niski poziom zarówno kadr jak i metod uprawiania polityki. Nie bez winy jest tu także środowisko ” IV-tej władzy” dla której wielu przedstawicieli wazniejszy jest „show” albo ” jaja” lub wskaźnik oglądalności ( słuchalności, poczytności) niz merytoryczna wartość debaty. Do tego dochodzi fetysz „wolności słowa” – kazdy z nas wie doskonale, że w życiu są sytuacje, kiedy pewne sprawy trzeba przemilczeć lub nawet trzeba celowo skłamać w interesie dobra danej osoby ( rodziny, społeczności)
– określić przyczyny takiego stanu rzeczy
– zaproponować rozwiązania, procedury skutecznie zapobiegajace negatywnym a sprzyjające poządanym zmianom tego stanu rzeczy.
Co do JOW, to myślę, że odpowiednie wymogi, które musiałyby być spełnione, przez potencjalnych kandydatów na posłów, gwarantowałyby, że nie będą wybierani ludzie nieodpowiedni. Ale to tylko takie mżonki – przy tak pojmowanej demokracji jak u nas, to faktycznie sejm zapełniłby się, głównie uciekinierami przed prokuratorem. (Ile lat zajęło naszym prawodawcom, wykluczenie ze swego grona kryminalistów i jak opornie sejm pozbawia immunitetu swoich kumpli?)
Kto opowiada się za przymusami, karami itp. jest pozbawiony genu wolności.
Szanowny Panie Redaktorze
Podjął Pan w swoim wpisie ciekawy temat, który jest ostatnio na ustach wszystkich dziennikarzy i to z różnych stacji telewizyjnych bądź innego rodzaju mediów. Mnie osobiście ten temat ciekawi i zarazem cieszy, ponieważ to jest kolejna interesująca dyskusja na ważny temat (przynajmniej według mnie wybory to ważny temat). Oczywiście jedni są za (w tym ja) a inni przeciw pomysłowi aby wybory były dwu dniowe. Nie rozumiem jednak do końca jednej kwestii, która w tej debacie wydaje się kluczowa, a mianowicie chodzi mi o zgodność z konstytucją takich wyborów. Różni konstytucjonaliści wypowiadają się na ten temat i mają odmienne stanowisko wiec ciężko się w tym połapać i nie jestem do końca przekonany kto w tym sporze ma racje, ale nie wydaje mi się aby dwu dniowe wybory mogły komuś zaszkodzić a na pewno nie nam, którzy mieli by więcej czasu aby wybrać się na głosowanie. Moim zdaniem taki eksperyment byłby ciekawy i można by zobaczyć po wyborach czy rzeczywiście pomógł on osiągnąć chociaż trochę większą frekwencje czy też nie, ale nigdy się tego nie dowiemy jeżeli nie spróbujemy, wiec jestem całkowicie za, bo wreszcie jest to jakieś konkretne działanie próbujące poprawić frekwencje przy urnach wyborczych.
Ps. A co do zgodności z konstytucją to będę wdzięczny jeśli ktoś ten temat mi wyjaśni, bo tu ciągle nie jestem pewny kto ma racje.
Interesujące, moralność czy skuteczność?
http://www.newsweek.pl/artykuly/sekcje/swiat/tak-zabija-cia,73146,1
„?Dziś sytuacja polityczna i prawna w USA wyklucza przesłuchania z wykorzystaniem agresywnych technik, więc nie ma sensu chwytać terrorystów. Lepiej ich zabijać ? napisał Kenneth Anderson z American University, autor głośnego eseju na ten temat. ? A jeśli ktoś zamierza zabić, kuszące wydaje się robienie tego z oddali. Wówczas unika się niewygodnej sytuacji, gdy cel chce się poddać?.
@Gospodarz
Chyba nie zdaje Pan sobie sprawy z etymologii czasownika „olewać”. Otóż wywodzi się on od czynności oddawania moczu na coś, co jest przedmiotem pogardy. Miałem Pana za subtelniejszego, cóż zdarzają się pomyłki.
Tichy62 o godz. 08:45
Problem z systemem wyborów PROPORCJONALNYCH lub WIĘKSZOŚCIOWYCH jest głównie taki, że w wyborach większościowych (JOW), jakiejkolwiek reprezentacji w parlamencie może byc pozbawiona teoretycznie ogromna większość wyborców. Natomiast w wyborach proporcjonalnych taka groźba jest znacznie mniejsza.
Stąd wynika konieczność większej w systemie JOW niż w systemie proporcjonalnym akceptacji przez wyborców pozbawionych reprezentacji dla wybranych parlamentarzystów.
A to jest możliwe zasadniczo w dwóch tylko przypadkach:
1. W społeczeństwie o dużej kulturze politycznej, o dużym stopniu wzajemnego zaufania, w utrwalonej demokracji
i/lub
2. W społeczeństwie, w którym poglądy ekstremalne są słabo obecne i gdzie zróżnicowanie polityczne między partiami w kwestiach zasadniczych dla wyborców nie ma charakteru destrukcyjnego.
Żaden z tych warunków, jak zapewne się orientujesz, nie zachodzi obecnie w Polsce.
Teoretycznie, w JOW, przy, np., dziesięciu kandydatach, gdyby jeden z nich uzyskał 10,0001% głosów, a pozostałych dziewięciu po 9,00001% głosów, to absolutną większość (100% miejsc w parlamencie) miałaby partia reprezentująca poglądy 10 procent wyborców; pozostałych 90 procent nie miałoby reprezentanta! Musieliby więc mieć zaufanie do tego wybranego i/lub różnice w programach między tymi dziesięcioma kandydatami (i różnice w poglądach wszystkich wyborców) musiałyby być możliwe do negocjacji.
Tak nie jest obecnie w Polsce.
Istnieje też w systemie JOW (w krajach anglosaskich) b. istotny i wywołujący poważne kontrowersje problem granic okręgów wyborczych i nieustannej ich zmiany, co nie jest tak istotne w systemie proporcjonalnym. Dlaczego? A dlatego, że w systemie JOW zakres okręgu wyborczego w o wiele większym stopniu wpływa na wynik wyborów w danym okręgu (a więc na wynik ogólny wyborów).
Wyobraź sobie, znowu teoretycznie, takie ustawienie granic okręgów wyborczych w kraju, że, mając podobne ilości wyborców (co jest wymogiem w wyborach powszechnych), każdy okręg zawierałby 55% ludności miejskiej i 45% ludności wiejskiej – odzwierciedlając mniej wiecej sytuację w kraju.
O władzę walczyłyby trzy partie: Miejska, reprezentująca 3/4 mieszkańców miast; Wiejska, reprezentujaca 3/4 mieszkańców wsi; i Nijaka, reprezentująca pozostałą 1/4 wyborców w każdym z dwóch obszarów. A więc partia Miejska miałaby 41.25% poparcia, Wiejska 33.75% poparcia i Nijaka – 25% poparcia.
W systemie JOW wystąpiłoby ryzyko, że 100 procent miejsc w parlamencie zdobyliby kandydaci partii miejskiej, reprezentujący tylko 41% wyborców (każdy z nich, w każdym okręgu, miałby 41% głosów, kandydat partii Wiejskiej – 34% głosów, a partii Nijakiej – 25% głosów. Wygrywający bierze wszystko w JOW!). Pozostałe 59% wyborców byłoby bez reprezentacji parlamentarnej.
Natomiast w systemie proporcjonalnym, biorąc pod uwagę poprawkę (najczęściej d’Hondta), partia Miejska miałaby ok. 45% miejsc, Wiejska ok. 36% miejsc, a Nijaka – ok. 19% miejsc.
Chyba widzisz, że w polskich warunkach system proporcjonalny jest jedynym sensownie możliwym. Chyba, że marzy Ci się dyktatura albo zamieszki uliczne.
N.B. W ostatnich wyborach parlamentarnych PO zdobyła 41.5% głosów, co dało jej 45% mandatów i zmusiło do szukania koalicjanta.
W wyborach, jakie pamiętam, większościowych w prowincji Ontario w połowie lat 90., zwycięska partia zdobyła 37 czy 38% głosów, co umożliwiło jej (startowały cztery partie plus niezależni) samodzielne utworzenie rządu większościowego. Z poparciem przez nieco tylko ponad 1/3 wyborców!
Czy chciałbyś narażać się na sytuację, że w Polsce jedna partia, obojętnie jaka, mając poparcie tylko 4 spośród 10 wyborców, mogła utworzyć rząd większościowy? I mieć absolutną władzę???
Myślę, że u nas to za duże ryzyko….
W wierszu 18. powinno być 9,99991%
Całą dyskusję o jedno, czy też dwudniowych wyborach uważam za zwykłe bicie piany, udawanie dialogu między ugrupowaniami politycznymi a także zasięganie opinii u społeczeństwa. Zwykły pic na wodę.
Od mojego domu do komisji wyborczej mam jakieś 150 m w linii prostej, pozostali wyborcy tej komisji też nie wiele więcej. Z tego co wiem, dotarcie do siedzimy komisji wyborczej dla większości wyborców jest równie łatwe, lub tylko trochę trudniejsze, w jakichś górskich gminach.
Gdyby umożliwić wyborcom oddanie głosu za pośrednictwem internetu – tych, co akurat wyjechali poza swój okręg wyborczy, to byłby już „pełny full!”
Kto ma zamiar głosować, to zagłosuje i tyle.
Natomiast wprowadzenie obowiązku głosowania byłoby w jak największym porządku. Niech fakt nie pójścia do urny będzie odpowiedzialną decyzją, nie zaś wynikiem gnuśności, lekceważenia własnego kraju i zwykłego flejtuchostwa. Jak trzeba będzie zapłacić choćby skromne 20 zł. to frekwencja wzrośnie lawinowo. Nie lubimy płacić za własne decyzje 😡
To już lepiej pójdziemy i ten głos oddamy 🙁
Redaktorze,pójdźmy dalej,proponuję grzywnę za głosowanie na inną partię niż PO.
Komuno wróć! Przymus wyborczy już był. Za PRL, dostało mi się onegdaj za
olewanie głosowania. I po cholerę było zmieniać ustrój, jeżeli coraz więcej tamtych rozwiązań stosujemy? 2 dniowe wybory to nic innego jak okazja do kolejnego złupienia publicznej kasy, w sytuacji-gdy brakuje pieniędzy praktycznie na wszystko. Frekwencja nie ma żadnego przełożenia na demokrację (gdzie takiej w Polsce szukać?) Aby zostać prezydentem RP wystarcz niewiele ponad 30 proc elektoratu. Gdyby Komorowskiego poparło 60 proc to co:byłby mądrzejszy, piękniejszy, zanotował by mniej wpadek i śmieszności? Okręgi tylko jednomandatowe. Stokłosa świadczy o tym, że ludzie głosują na tego, kto pomaga im w przeżyciu i mają głęboko w dupie rozterki medialnych moralizatorów i parlamentarnych świętoszków. Że potencjalny złodziej i kombinator? Nawet jeżeli, czy jedyny? Toż korupcja, nepotyzm i kolesiostwo to codzienność władzy. Bez względu na to, jak się ona zowie. Wystarczy popatrzeć na konkursy organizowane przez ministerstwa. Cuchną często korupcją, ale komu to przeszkadza?
Dwóch rzeczy na świecie nie będzie na pewno: zębów w d. oraz demokracji w Najjaśniejszej.
Pozdrawiam!
Ja na razie nie mam jeszcze zdania wyrobionego na ten temat, ale w jakiś sposób przekonują mnie dwudniowe wybory, jeśli dzięki nim ma się podnieść frekwencja i to nie ważne dla jakiego ugrupowania.
Aktywne uczestnictwo w wyborach miernikiem dojrzałości obywatelskiej i demokratycznej świadomości ?
A co ma zrobić wyborca któremu żadna z partii występujących w wyborach ” nie konweniuje”; zarówno – jako partia jak i pod względem programowym ? Przecież oddając głos głosujemy jednak na partię. Ma pójść – głosować przeciwko sobie „gwałcąc” swoje przekonania i „przechodząc do porządku” nad swoimi negatywnymi ocenami partii, ich programów i kandydatów ; ma pójść i skreślić wszystkich ( głos nieważny w gruncie rzeczy równy nie uczestniczeniu ). O co więc chodzi w postulatach obowiązkowego uczestnictwa: o świadomy udział czy formalne odfajkowanie – dla frekwencji i świętego spokoju lub ze strachu przed (ewentualną) karą ?
Okręgi jednomandatowe ? Czy przykład p. Stokłosy nie powinien skłaniać do zastanowienia się także nad negatywnymi konsekwencjami tego rozwiązania ? Czy w ogóle istnieje jakieś idealne rozwiązanie w tym względzie ?
PS.
Sam uczestniczyłem we wszystkich wyborach i głosowaniach po 1989. r. więc problem : głosować – nie głosować – jak sądzę – mnie nie dotyczy. Obojętne jest mi także czy wybory będą jedno czy dwu dniowe. Zawsze głosowałem w niedzielę. W referendum „europejskim” także.
Dla zwolennikow JOW: żyję na codzień w tym systemie i jedną z jego cech jest ta, iż wybory mogą zakończyć się zdobyciem większości miejsc w parlamencie bez uzyskania większości głosów w tzw. głosowaniu popularnym, które zlicza wszystkie głosy oddane na każdą z partii w całej jurysdykcji objętej głosowaniem. Wszystko zależy od tzw. geografii wyborczej, czyli od tego jak wyznaczone są okręgi wyborcze, i jaki na tym tle przedstawia się rozkład intencji wyborców oraz jaki jest np. ich przekrój socjologiczny.
Jak już zauważył Pan Redaktor, JOW nie należą do polskiej tradycji wyborczej, a ich implantacja niczego nie zmieni w sytuacji, w której ludzie nie chcą głosować, z różnych przyczyn.
Pozdrawiam
Jestem przeciwny PRZYMUSOWEMU zwiekszaniu partycypacji spolecznej w demokratycznych decyzjach. Uwazam, ze w wolnym spoleczenstwie kazdy obywatel sam ma prawo decydowac o tym, czy interesuje sie polityka, czy tez nie. Uaktywnianie na sile niezainteresowanej i niedoswiadczonej politycznie czesci spoleczenstwa, moze czasami przyjac nieporzadane efekty.
Moze nie brzmi to za pluralistycznie, ale demokracja jest dla mnie; doswiadczonego totalitarnie, jeszcze wciaz wartoscia sama w sobie i szkoda mi jej, na „partie zwolennikow piwa” i innych pajacow. Niech zlopia poza politycznie, a my tu sie juz bedziemy martwic o to, aby im nie zabraklo trunku.
czy jest prawdą, że partie otrzymują dotacje za ilość otrzymanych głosów w wyborach ?. może ktoś mi to szczerze wyjaśnić ?
Jako, ze jestem z tych zoologicznych, ośmielam się wiec odezwać, chociaż wedle wolności słowa redaktora z pewnością będę nie przeczytany, ale może jednak jeszcze umieszczony, co i tak już jest jakimś darem Boga w tej jedynej słusznej ocenie rzeczywistości, nawet według kartek fruwających na wietrze, zawsze w kierunku tam, gdzie mocno wieje.
Tak w ogole to mnie akurat dobrze w tym ZOO.
Juz Noe w Świętej Księdze wszystkich ksiąg do Arki swej zaprosił ZOO. To tak blisko natury i takie uczciwe.
Redaktor ma wiele kartek do przeczytania, a coraz więcej do odrzucenia jednak. Tak, coraz więcej. Hodowcy zwierząt futerkowych nie próżnują. Oj nie próżnują (och sorry, ale tak brzydko o tych piszących wyraził się przecież jeden profesor czegoś tam)
—
To oczywiste, ze gdyby prezydent zarządził by wybory trzydniowe, a może nawet tygodniowe, to akceptacja była by zupełna redaktora również tez.
Bo co antykaczynskie, to zawsze będzie lepsze. Oczywiście dla redaktora i jemu podobnych.
Inni może się zastanowią
http://www.rp.pl/artykul/9133,622045-Ziemkiewicz–Sa-w-Ojczyznie-rachunki—-.html
@”Wiesiek” z dn. 6.03.2011. h; 9.53.
Czy to że Hitler w latach 30-tych zlikwidował w Niemczech bezrobocie nie pozwala go krytykować w innych aspektach ? Znając mój stosunek do
PiS-u (i wszelkiego „prawactwa”) Drogi Blogowiczu jaką „podpórką” merytoryczno – argumentacyjną może dla mnie być opinia nijakiego „Kowala” – prominentnego reprezentanta takiej wizji świata (a kto to w ogóle jest) ?
Czy Jaś Fasola może i powinien wypowiadać się (jako autorytet) o astronomii bądź klimatologii ?
To kolejny argument – wybacz – z gatunku „a u was biją Murzynów”.
Pozdrawiam
WODNIK53
Jestem za dwudniowymi wyborami. Za głosowaniem przez Internet lub za pośrednictwem poczty – aby było wygodniej. Tym razem w sposób oczywisty dyskutuje się tę sprawę aby podnieść szanse PO. Dlatego tez powyższa decyzja powinna obowiązywać dopiero od kolejnych wyborów – dziś jeszcze nie wiadomo kogo ona będzie premiować.
Uważam także że karta do głosowania powinna mieć jawną opcję – „nie głosuję na nikogo”. Obecne kombinowanie z ważnością bądź nieważnością głosów niewiele ma wspólnego z demokracją.
W sytuacji kiedy muszę wybierać między faszystami a złodziejami wybiorę złodziei. Wolałbym mieć trzecią, pustą rubrykę.
WODNIK53 z 2011-03-06 o godz. 07:46
Wkleiłem wywiad Bartoszewskiego pod poprzednim tematem. To były osobiste wspomnienia o Karskim. Kilka zdań będących dygresją, wyrwanych z kontekstu stało się tematem olbrzymiej dyskusji. Podkreślam, że to były osobiste wspomnienia a nie stanowisko rządu RP. Mam wątpliwości czy urzędnik występuje tylko w roli funkcjonariusza publicznego. Czy nie może sobie pozwolić na osobistą wypowiedź. Tym bardziej, że ten wywiad odbiegający od urzędowej sztampy jest bardzo sensowny i przemawiający do czytelnika. Mnie jako Polaka nie uraża. Tak więc moim zdaniem treść wywiadu nie powinna budzić żadnych kontrowersji. Powtarzam – atak na Bartoszewskiego dotyczył wyjętej z kontekstu dygresji.
Pozdrawiam
Do: mw
Zgadza się. Część wyborców nie będzie miała reprezentacji. No i co z tego? A teraz ma? Jaki wpływ na wybieranie, a nastepnie na „wybranego” kandydata ma wyborca dzisiaj? ZEROWY! Z prostej przyczyny: dzisiejszy poseł jest wybierany przez APARAT PARTYJNY. To są jego prawdziwi wyborcy! I jeszcze jedno; Z JOW w Polsce mamy już (częściowo) do czynienia. Wybory Burmistrzów i Prezydentów miast to właśnia odmiana tego systemu. I co ciekawe, tam frekwencja jest najwyższa. Jestem zwolennikim JOW bo uważam, że to politycy powinni tworzyć partie, a nie partie polityków. Dodam jeszcze, że partie nienawidzą polityków spoza aparatu. Tych którzy wyrośli sami, pokazali co potrafią i są niezależni. Np. z Wrocławia, czy Gdyni. No, ale jak ktoś uważa, że „Partia wie lepiej” to JOW są dla niego jak czerwona płachta na byka.
Gdzie dwóch Polaków, tam trzy poglądy – doprawdy trudno byłoby o takie partie, które każdemu z nas dawałyby poczucie, że głosuję w 100% na SWOJĄ partię. Jak to w ogóle możliwe? Musimy więc znosić mniejsze i większe zło, głosować na partie, które nie w pełni nam odpowiadają, a nie odpuszczać sobie, bo nam się parę rzeczy nie podoba.
Druga sprawa: zdumiewająco łatwo jako naród odpuściliśmy sobie możliwość udziału w demokracji. Wybory interesują mniej niż 50% narodu. A tak pragnęliśmy demokracji. Rozczarowanie? Brak odpowiednich partii? Odreagowanie po 99-proc. frekwencji za PRL? Niewłaściwe wychowanie obywatelskie? Nie mam pojęcia.
Zwiększenie frekwencji wyborczej jest b.pożądane.
Głównie (dla mnie) jako otwarcie szansy na „rozbetonowanie” sceny politycznej.Przy frekwencji ok 70/80 % pojawia się szansa dla komitetów wyborczych nie reprezentowanych dotąd w parlamencie.Masa wyborców ,niegłosujących poprzednio,bo zdegustowanych,może teraz,swe głosy oddac
na dotychczasową i nową „drobnicę”.Wybory dwudniowe temu służą.Jednak niewystarczająco.
Wprowadzenie przymusu z zagrożeniem grzywną,odpowiednią procedurą odwoławczą i egzekucyjną będzie żle przyjęte,kosztowne i nieskuteczne. Potrzebne są bodżce pozytywne.Np zwolnienie w wysokości 0,2% od PIT.Realizacja techniczna była by dosyc prosta.Oczywiście pojawia się pytanie o „wolę polityczną”.O ile „Wola Boska” jest nieprzewidywalna ,to wartośc woli politycznej w tej sprawie ,jest niestety,przewidywalna całkowicie.
Zdaje sobie sprawę,że nasz beton parlamentarny brak
By mieć wpływ na posłów nie trzeba wcale podejmować ryzyka JOW. Wystarczy zmiana charakteru mandatu z wolnego na imperatywny czyli umozliwienie możliwości odwołania posła. Zagwarantowany konstytucujnie mandat wolny powoduje, że poseł nie jest związany instrukcjami wyborców czyli tak naprawdę przed nikim nie odpowiada. Mandat imperatywny narzuca tę odpowiedzialność.
Pozdrawiam
Ponieważ jestem zwolennikiem zwięzłych wypowiedzi więc : wybory dwudniowe tak, okregi jednomandatowe nie a grzywna może by zadziałała. Choć warto na szeroką skalę próbować wytłumaczyć ludziom, że ucieczka od wyborów jest aspołeczna i nieuczciwa. A przecież możliwości wyboru sa od lewa do prawa.
ojciec Piotra–bardzo mądra wypowiedź. Język powszechnie używany w Polsce jest okropnie wulgarny i to już w wszystkich warstwach społecznych. A głosów autorytetów z różnych stron bardzo mało.!
Grzywna za powstrzymanie się od głosu? No trudno, biorę abonament. Ja demokrację i swój głos traktuję śmiertelnie poważnie. Jakże mam poprzeć swoim głosem kogoś, kto na to zupełnie nie zasługuje? Co mam z nim zrobić, kiedy nie ma na scenie politycznej żadnej siły godnej ten głos otrzymać? Przyjdzie mi płacić grzywny lub uznać, że nie stać mnie na bycie mieszkańcem Bulbonii. Powoli koszty pozostałe (ogrzewanie, energia, żywność, podatki) robią swoje, rozglądam się za tańszym i mniej brudnym miejscem do życia.
@”Kartko … ” – dopóki WB jest czynnym politykiem lub osobą „około-polityczną” (doradca, konsultant, członek komitetu Premiera etc.) moim zdaniem NIE MA SWOICH poglądów: i niestety wszelkie jego wypowiedzi (czy enuncjacje) są wypowiedziami w jakimś stopniu reprezentującymi stanowisko elity rządzącej, której jest członkiem w danym momencie (za to bierze pieniądze – i jego mniemanie osobiste tu też się nie liczy).
Przypominam -aby nie być „dzisiejszym” – sprawę sprzed x-laty polityka o nazwisko Perfumo (Anglia): te jego „dziewczynki” lekkich obyczajów były prywatne czy publiczne ? O opłaty za uciechy – nie wnikam; liczy się fakt i efekt (to jest własnie „racja stanu” i jej wymiar) !
I tak też jest z wypowiedziami osób publicznych (w tym wypadku WB) …..
Pozdrawiam
WODNIK53
Zycie sklada sie jednak z niespodzianek. Czasem bardzo, ale to bardzo a pro po.
http://blog.rp.pl/ziemkiewicz/2011/03/06/czas-przekluwania-balonow/
Tak sobie mysle, co reprezentuje redaktor i jego apologeci, tak bardzo pragnacy miec za wodza Tuska Donalda, czy szerzej, Platforme Obywatelska?
Aha, zapomnialem. To nie jest glosowanie ich za nim, tylko przeciwko PiS-owi.
Aha, czyli moze byc to nawet jakis pajac, byle nie Kaczynski.
Aha, czyli moga z nas sie smiac i pokazywac palcem, ale nas to nie ruszy.
Nam jest i bedzie dobrze tu i teraz.
Wybierzmy Wczoraj
Nie zgadzam się z gospodarzem i z tymi, którzy twierdzą, że Stokłosa dostał się do senatu tylko z powodu niskiej frekwencji. Otóż większe znaczenie miało to, że ma pieniądze i tworzy miejsca pracy!!! Na takich ludzi inni zawsze będą glosować, a to co złe puszczać w niepamięć. Poza tym nich nie narzekają ci politycy, którzy są oburzeni wyborem społeczeństwa jeśli sami dla niego niewiele robią. Gdzie jest prawo, które nie dopuszczałoby możliwości startu w wyborach ludzi pokroju pana Stokłosy.
Jestem za wyciąganiem konsekwencji wobec osób, lekceważących przywilej jakim jest możliwość oddania głosu w wyborach. Ale nie sądzę, aby dwudniowe wybory znacząco wpłynęły na frekwencje. Nie w obecnej atmosferze kiedy do społeczeństwa dociera przekaz, że jedyną dziedziną na którą w tym kraju nie brak pieniędzy to polityka.
Gospodarz pisze:
***Nienawiść do Bartoszewskiego jest w większości wpisów przeciwko niemu zoologiczna, ***
Ja bym tak ostro tego nie widział. Kiedyś bardzo lubiłem Bartoszewskiego i podziwiam jego energię i chęć robienia czegoś dobrego dla Polaków, mało kto w takim wieku zdobyłby się na taką aktywność. Nie dziwię się jednak jego oponentom. Niektóre ataki są „poniżej pasa”, jak to narzekanie na „profesorowanie”, którego chyba nie jest wyłącznym autorem. W kontaktach z Niemcami zachowuje się na ogół poprawnie i nie pokazuje traumy byłego więźnia Auschwitz, która zaślepia wielu współcierpiących, czemu się nie dziwię. Uwagi na temat „cudownego” zwolnienia z obozu bez wysokiej łapówki można wyjaśniać negatywnie – podejrzliwie – i to robią niektórzy blogowicze, ale nie są dowodem na coś brzydko pachnącego. Chyba nie był dla okupanta wrogiem publicznym nr 1 i interwencja Czerwonego Krzyża mogła mu pomóc, działy się dziwne rzeczy w obozach niemieckich. Wszystko zależało od aktualnej konstelacji układów i humoru zarządzających.
Znam przykład z dziejów mojego starszego kolegi (w podwójnym sensie – wiekiem i wiarą). Wyjechał na studia w Nancy, jak wielu polskich Żydów, wiosną 1939 roku, po maturze. Gdy wybuchła wojna został wcielony do wojska, chyba polskiego, ale nie jestem pewny? Znalazł się w niemieckim obozie jenieckim. Gdy do obozu dotarły wieści o masowej eksterminacji Żydów, niemiecki lekarz obozowy uznał go za tak „chorego”, że zwolniono go z obozu, zadekował się na południu Francji (w klasztorze katolickim), przeżył wojnę i został profesorem w Obserwatorium Paryskim. Stąd moja znajomość, odbywałem staże w laboratorium fizycznym tego Obserwatorium. Był biedny jak mysz kościelna, nie miałby też złota na łapówkę, po prostu natrafił na człowieka, któremu było żal, że zostanie unicestwiony w imię jakiś zwariowanych idei Führera.
Może podobnie było z B.? Chwilowy kaprys jakiegoś ważniaka? Mój „absmak” wobec Bartoszewskiego jest związany z jego nieuczciwą walką z Eriką Steinbach. Z przyczyn ode mnie prawie niezależnych zapoznałem się z całą dokumentacją starań o powołanie Centrum Wypędzonych. Znam zdania wielu prominentów zagranicznych. Osobiście mnie ten problem nie interesuje, nie zwiedzałbym nawet takiego centrum, bo moja rodzina nie była wypędzona. Uciekliśmy sami przed frontem wschodnim i wrócili po wojnie do domu, skąd nas nie wypędzono, bo żadnemu repatriantowi nie podobał się nasz dom, zajęli lepsze. Mogę jednak zrozumieć sentyment do takiego projektu u milionów wypędzonych i ich potomków, w imieniu których działa BdV, którego szefem jest Erika Steinbach, polityk w Niemczech marginalizowany i spisana na straty w imię dobrych stosunków z Polską, a u nas przedstawiona jako najgorszego wroga Polski, straszaka dla repatriantów, mieszkających na ziemiach „obcyckanych”. Taki image jest w bardzo dużym stopniu zasługą Bartoszewskiego, który lekceważył wszystkie jej wysiłki porozumienia z Polakami w sprawie planu centrum. Nie tylko zlekceważył – i opluwał w znanym nam stylu – ale się chwalił, że nigdy jej nie podał ręki – bohaterstwo?
Skoro już mówimy o rozmaitych formach wzmocnienia aktywności, odpowiedzialności politycznej rodaków to może egzamin z konstytucji. Można by go było połączyć z odebraniem dowodu osobistego albo paszportu – dokumentów uprawniających do głosowania. Wiem, że egzamin z konstytucji pewnie byłby przykrym doświadczenie dla szerokich rzesz społecznych, no ale obywatelstwo zobowiązuje. Zdaje mi się, że w USA egzamin jest niezbędny do uzyskania obywatelstwa. To czemu nie w naszym kraju?
Pozdrawiam
Ciekawa rzecz.
Wszyscy którzy uważają, że uczestnictwo w wyborach powinno być obowiązkowe z lubością wypowiadają się o sankcji czyli grzywnie.
Nawet gospodarz nie pisze, że powinno się wprowadzić obowiązek głosowania tylko od razu grzywna.
To ja bym wnioskował o jej zamianę najmniej zarabiającym na kilka dni aresztu jakby doszło do uchwalenia takiego prawa.
I się dziwić, że tylu zwolenników ma przeciwskuteczna polityka zaostrzania sankcji karnych i produkcji recydywistów w Polsce.
Moja żona jest za trzydniowym okresem wyborów, ja za czterodniowym. Kto da więcej?
Do: Kartka z podróży
Partie nigdy się nie zgodzą na zmianę charakteru mandatu, i na wypuszczenie posła ze swoich łap. W końcu to one go wybrały, a nie jakieś „przypadkowe społeczeństwo” Odpowiedzalność posła przed swoimi wyborcami to część systemu JOW.
Tichy62 o godz. 15:48
1. Oczywiście, że część wyborców i w wyborach proporcjonalnych nie ma swej reprezentacji. Ale istotne jest JAKA część wyborców! W JOW ta część może być (i prawie zawsze jest) znacznie większa niż w wyborach proporcjonalnych. Co z tego? Sam sobie dopowiedz….
2. Wpływ wyborcy na „wybieranie” kandydata przez promującą go partię jest niewielki, bez względu na system, czy JOW, czy proporcjonalny. Ma na „wybieranie” wpływ bezpośredni nomenklatura danej partii (w każdym systemie), a wyborcy tylko wpływ pośredni: partie starają się mianować kandydatów o poglądach i „profilu”, jakie będą do zaakceptowania dla potencjalnego wyborcy.
Wpływ na „wybieranie” kandydatów niezależnych jest w wyborach parlamentarnych iluzoryczny: ze względu na ogromny koszt kampanii tacy kandydaci bardzo rzadko zostają wybrani. Oczywiście w wyborach ograniczonych lokalizacyjnie, niższego rzędu, JOW stosuje się nawet w tak spolaryzowanych i „surowych” społeczeństwach jak nasze (choć korupcja każe mi się zastanowić nad sensem JOW w Polsce w wyborach niskiego rzędu z małą ilością głosów wystarczających do wyboru…)
3. Wpływ wyborców na parlamentarzystę „już wybranego” jest taki sam w każdym systemie: nawet jego powtórne mianowanie zależy od aparatu partyjnego, a dokładnie od jego „wrażliwości” na stosunek wyborców do kandydata podczas pełnienia przez niego urzędu. Czy ktoś został wybrany „większościowo” czy „proporcjonalnie” – wyborcy po wyborze nie mają nań wielkiego wpływu – i dobrze, bo przecież nie chcemy chyba tzw. demokracji referendalnej; mamy przedstawicielską. W referendalnej żaden parlamentarzysta nie myślałby o realizacji długoterminowych programów, niepopularnych zazwyczaj z początku, tylko o dogodzeniu wyborcom z dnia na dzień. To byłby czysty populizm a la Chavez.
4. Przypuszczenie, że w JOW to politycy tworzą partie, a w systemie proporcjonalnym to partie tworzą polityków nie znajduje odzwierciedlenia w rzeczywistości. Wszędzie dominujące opinie społeczne odzwierciedlane są w dominujących partiach i w wystawianych przez nich kandydatach, a ich poziom etyczny i estetyczny wynika z takiegoż wśród elektoratu danej partii. Jeśli jest inaczej – wkrótce po takiej partii i polityku nie ma śladu. To, że komuś (np. Tobie) nie podoba się dany polityk, nie znaczy, że nie podoba się on większości wyborców danej partii.
5. Partie nie tyle „nienawidzą” polityków spoza aparatu, co politycy spoza aparatu znajdują się tam (poza aparatem) ze względu na odmienność ich poglądów z dominującymi poglądami danej partii, a co za tym idzie i poglądami potencjalnych wyborców tej partii. Trudno, żeby ich, na swą zgubę, partia promowała.
Kartka 16:33
Możliwość odwoływania parlamentarzysty przez wyborców w trakcie trwania kadencji to bardzo niebezpieczny mechanizm.
Aby było „demokratyczne” w sensie procedury, odwołanie powinno odbyć się w takich samych warunkach „wyboru” decyzji jak powołanie. Bo np. sprzeniewierzając się swym wyborcom, parlamentarzysta mógł zaskarbić sobie w międzyczasie zaufanie dawnych przeciwników wśród wyborców (mógł przecież zmienić zdanie co do tego, co jest dobre dla państwa. Tylko krowa nie zmienia poglądów – G.B.Shaw). Tymczasem, ze względów praktycznych, finansowych itp. do odwołania trzeba mniejszej „mocy” elektoratu niż do powołania.
Przeprowadzenie jakiejkowliek zmiany ustrojowej (rozwój polega na procesie zmian), jeśli ma być efektywne, a nie tylko efektowne, prawie zawsze na początku (zmiany, czyli w warunakch idealnych na początku kadencji) wiąże się z dolegliwościami dla wyborców. Parlamentarzysta, świadomy, że może zostać odwołany, nie zabierałby się za żadne zmiany, oprócz tych, jakie przyniosłyby mu natychmiastowy i trwały poklask. Chyba, że wprowadziłbyś jakąś cezurę; np. wniosek o odwołanie można by złożyć nie wcześniej niż po upływie połowy kadencji. A dlaczego nie po upływie trzech lat? I kto miałby o tym zadecydować? A jeśli po trzech latach, to dlaczego nie poczekać jeszcze roku, do kolejnych wyborów? Itd, itp. To też jest „demokracja” referendalna, całkowicie sprzeczna z zasadami demokracji przedstawicielskiej, w której reprezentant wyborców ma czas na przeprowadzenie zmiany i na poddanie się ocenie, gdy efekty danej zmiany zaczynają być już widoczne.
Przecież kolejka do warzywniaka tylko czeka, żeby „ktoś coś z tym bajzlem zrobił”.
Poseł nie może być „związany instrukcjami wyborców”, bo z chwilą wyboru staje się odpowiedzialny za dobro państwa i całego społeczeństwa, a nie tylko swych wyborców. Niezrozumienie tego prostego, jak mi się wydaje, faktu leży u podłoża nieustających biadoleń nad „odwracaniem się partii od swych wyborców”. Gdyby partia miała na uwadze interes tylko swych wyborców, to byłby to kołchoz, gdzie oborowy troszczył się tylko o „swoją” świnkę, tę, która była jego przed skomasowaniem gruntów. Poza tym, partie przedstawiając program wyborczy, nie kierują go tylko do swych wyborców, ani nie obiecują dbania o interes swych tylko wyborców, ale kierują program do wszystkich i obiecują dbanie o interes państwa i całego społeczeństwa.
Parlament to nie giełda, w której wyborcy mają udziały proporcjonalne do liczby oddanych głosów i otrzymują proporcjonalną dywidendę. Parlament to grupa ludzi, którzy decydują o państwie według projektu, jaki zyskał największe poparcie społeczne, modyfikowanego przez sugestie, które uzyskały mniejsze poparcie.
Wodniku53
A może całość tego wywiadu jest zgodna z intencjami rządu? Może to jest jakiś nieformalny sygnał? Może próba zmiękczenie kontaktow? Przecież nic na ten temat nie wiemy a MSZ milczy. To podkeciło tylko Martę Kaczyńską. Podkreślam, że nie ma w tym wywiadzie nic co budziłoby mój obywatelski sprzeciw. To wywiad poświęcony polskiemu bohaterowi wojennemu Karskiemu – z jedną dygresją, że byli też inni Polacy, których Bartoszewski się bał bardziej niż Niemcow.
A jeśli Bartoszewski udzielił wywiadu prywatnie to jest to nieporównywalne do afery Profumo. Profumo znający najgłębsze brytyjskie tajemnice w środku „zimnej wojny” sypiał z panną attache ambasady ZSRR w Londynie. Przez to życie prywatne czyli seksualne Profumo stało się „gorąco polityczne”. Wodniku, popatrz chłodnym okiem. Jaki to ma związek z tym wywiadem prasowym?
Pozdrawiam
Gdyby wybory parlamentarne odbywały się w ten weekend to na Platformę Obywatelską głosowałoby 30% Polaków, na Prawo i Sprawiedliwość 28.4%, natomiast na Sojusz Lewicy Demokratycznej 16.3% badanych – wynika z sondażu przeprowadzonego dla Polskiego Radia przez Instytut Badania Opinii Homo Homini. No to Donek ma problem.
Parker
A jak wyegzekwujesz ten obowiązek. Mają doprowadzać do urn skutych obywateli? Grzywna do niczego nie zmusza. Nie chcesz iść to nie idziesz – po prostu placisz grzywnę. Nie chcesz płacić i nie chcesz wybierać to unieważniasz głos. Kilka milionów głosów nieważnych, kilka milionów naliczonych kar jest ewidentnym sygnałem politycznym. Przynajmniej klęski absencyjnej nie da się tłumaczyć lenistwem elektoratu.
Tichy62
Wiem, że się nie zgodzą. Nasza dyskusja ma charakter teoretyczny przecież
Pozdrawiam
* TK ma zdaje mi się orzec, czy dwa dni wyborcze (w dni wolne od pracy) są zgodne z konstytucją. Mi zdaje się, że są całkowicie zgodne, z literą i duchem. Ale nie popieram usilnie takiej zmiany. Czy da ona coś PO? – pewności nie ma. Lepiej niech PO wygra te wybory w jeden dzień, niech nie liczy na cuda i inne dopingi wspomagające wynik. Dwa dni na referendum o wejściu do UE potrzebne były, bo zgodnie z regułami dla jego ważności potrzebna była frekwencja 50%. W wyborach do Sejmu nie ma takiego wymagania.
* Przymus głosowania w demokracji jest tak rzadkim fenomenem, szkoda że pan Redaktor nie wymienił „krajów demokratycznych, gdzie jest kara za olewanie demokracji”. Jest jeszcze fraza „bez uzasadnienia” – już ja widzę te stosy zwolnień, uzasadnień, próśb do komisji, a to musiałem do sanatorium, a to z dzieckiem na plażę pojechać … bo chodzi o oszczędności kilkudizesieciu złotych na karze za nieobecność. Jak ktoś chce się zdać na wybór reszty obywateli i nie głosuje, jego wola. Frekwencja blisko zera chyba nie grozi, znam wielu ludzi, którzy pasyjnie są za głosowaniem i nawet wyjazd na urlop przesuną o kilka godzin. Z kolei jak ktoś się wypina na tę całą RP, to pójdzie do komisji, odfajkują jego obecność, odda głos nieważny, czy wysoka liczba głosów niewaznych jest taka dobra? Nota bene w krajach anglosaskich wszelkie wybory odbywają się w dzień pracy, poniedziałek, wtorek, czwartek – każdy kraj ma inny obyczaj.
* JOW. Zdaje mi się, że casus Stokłosy na argument się zupełnie nie nadaje: wybrano go kilka razy do Senatu (to ordynacja nadal obowiązuje) jako niezależny, a potem wytoczono mu proces; równie dobrze casus Cimoszewicza może służyć za kontrargument. We Francji też są JOW, ale zwycięzca – deputowany danego okręgu musi uzyskać 50% głosów, dlatego ew. drugiej tury w wyborach do Zgromadzenia. Wielomandatowe okręgi wyborcze mają oczywisty mankament (jeden z wielu), że partia decyduje o tym kto zostanie posłem przez kolejności na liście, ale przecież uważny i zagorzały wyborca może na tę kolejność wpłynąć, zdaje mi się. Podobnie argument o niereprezentywności poprzez odejście od proporcjonalności reprezentacji w Sejmie jest nieco słaby. Przy obecnej ordynacji można wyliczyć jak partia przodująca uzyskuje większość dla siebie po uzyskaniu 45% głosów wyborców, a nawet mniej. Ja byłbym za utrzymaniem okręgów wielomandatowych z jednoczesnych zwiększeniem ich liczby, czyli zmniejszeniem liczby mandatów w okręgu, co zbliżyłoby do JOW i zachęciłoby do skreślania kandydatów popieranej partii z wyższych pozycji może. Innym słowy, z WOW (wielomandatowe OW) krok ku MOW (małomandatowe OW). Ale tę zmianę można zrobić dopiero po wyborach, reszta bez zmian.
p.s. Jeśli Perfumo, to cudzysłów. Min. ds. wojny UK w rządzie konserwatystów nazywał się Profumo, John Profumo, generał i baron, a film o tym pt. „Skandal”, nb. nie chodziło jedynie o „dziewczynki”, ale o to, że jedna z nich zadawała się także z sowieckim attache morskim, jednocześnie rezydentem KGB, a Profumo w pewnym momencie skłamał w zeznaniach przed komisją parlamentarną. Ale jaki to ma związek, ah rozumiem, taka luźna niedzielna asocjacja.
„Kartko….” – celowo przerysowałem porównania; Bartoszewski vs Profumo. Odnośnie wywiadu WB mam zastrzeżenia głównie semantyczno-protokularne (zbyt emocjonalne, zbyt afektywne, nie przemyślane zwłaszcza w kontekście Dnia Wypędzonych i muzeum d/s wypędzeń – to forsują w Niemczech „chadecy”, którzy nader admirują Bartoszewskiego, a Jemu oraz popierającej Go P0 b.blisko do tej formacji politycznej w RFN-ie; ideowo, mentalnie, programowo: na pewno nie do socjaldemokratów czy „zielonych” !!!) – pisałem o tym w swoim I wpisie. Tam zwracałem uwagę m.in. na „profesorowanie”starszego Pana przez grono zaślepionych akolitów – dziwne, iż osoby z lubością dziś broniące Pana B przed takimi jak mój śmiesznymi przyznaję uszczypliwościami w przedmiocie Jego „profesorowania” onegdaj ostro atakowały Kwaśniewskiego za „magisterium”. Dlatego celowo używam – gdy mam do czynienia ze środowiskiem tzw. „uwolskim” na tą właśnie uszczypliwość…Cha, cha, cha !
Wyczuwasz „Kartko…” teraz pewne analogie między sytuacjami Bartoszewskiego i Profumo ? Atmosfera w Niemczech – mimo przyjaźni, admiracji czy zbliżeń programowo-ideowych elit rządzących obu krajami – jest w przedmiocie rewizji entouragu całej II wojny światowej nieprzychylna Polsce i Polakom. Gdyby w Niemczech rządziła SPD (+ np. die Linke czy „Zieloni) sytuacja z punktu widzenia „polityki” byłaby inną: wtedy – mimo jawnych niedorzeczności czyli szkód w racji stanu RP oraz zbytniego zaperzenia, jak to u Bartoszewskiego jest w normie (a to b.nie-polityczne i nie-dyplomatyczne) – taki lapsus, taki schlagwort byłby „do przyjęcia”. Gdy rządzą tam dziś „chadecy” – własnie tym bardziej Jego wypowiedź jest nie na miejscu ! Szkodzi tym mocniej naszej racji
stanu …….
Pozdrawiam.
WODNIK53
1. Politykę tworzą ludzie, a nie jakieś „projekty”
2. Od „jakości” tych ludzi zależy „jakość” życia politycznego (społecznego)
3. Tak więc, mechanizm ich wyłaniania jest kluczowy.
To co jest obecnie, czyli kluczowa rola aparatów partyjnych jest rozwiązaniem najgorszym z możliwych. Preferuje miernoty i lokajskie zachowania. Chyba nie muszę podawać nazwisk?
Przeciwnicy JOW ignorują pozytywne doświaczenia wyborów samorządowych. Dzięki nim właśnie dorobilismy się sporej grupy niezłych polityków-menedżerów. Warto te doświadczenia wykorzystać.
PS. Ludzie szanują jasne reguły gry. Wybory „proporcjonalne”, wyborcy mają coraz „proporcjonalniej” w d ….
JOW-y mają rację bytu tylko wtedy, gdy na scenie politycznej funkcjonować będą dwie, trzy góra cztery partie polityczne i tylko one będą mogły wystawiać swych kandydatów. W przypadku, gdy kandydatów będzie mógł desygnować bezlik partii i niezależnych komitetów wyborczych nie można wykluczyć, że możemy mieć parlament, w którym każdy poseł bedzie z innej opcji. Jak wówczas skompletować skuteczną większość parlamentarną, wyłonić rząd i czyj program będzie on realizował ?
Najprościej byłoby zmodyfikować obecną ordynację wyborczą znosząc prawo oddania głosu na listę (” … Wy Obywatelu głosujcie na listę a Partia już najlepiej wie, kto jest godzien mandatu …” skąd to znamy ???) i wprowadzając obowiązek oddania głosu na osobę. Kandydaci byliby na liście w porzadku alfabetycznym , ilość uzyskanych głosów decydowałaby o miejscu na liście a suma głosów o ilości mandatów należnej danej partii.
Inna opcje to jedna lista kandydatów we wielomandatowych okręgach. Mandaty przypadłyby tym, którzy uzyskali najwięcej głosów.
Tylko kto zmieni ordynację wyborczą ( może nawet Konstytucję jeśli trzeba ) – czy można liczyć na tych, którzy teraz ” dzielą i rządzą” oraz ci mierni, bierni ale wierni. Jakoś nie wierzę w brak u nich instynktu samozachowawczego.
Mw
Dzięki za wyklad ale ja to wszystko wiem. Modelowo tak to wygląda jak piszesz. Zresztą sprawdza się w dojrzałych demokracja – oczywiście mających i wykorzystujących wszelkie atrybuty kontroli wybieralnych władz.
W Polsce z tym bywa różnie dlatego toczą się dyskusje o JOW, zmianie charakteru mandatu czy formach demokracji bezpośredniej. Mnie zmiana charakteru mandatu nie jest potrzebna, bo mam dobra pamięć i swoje zdanie na temat posłów z mojego okręgu wyborczego i mogę spokojnie poczekać do konca kadencji by wyrazić co myslę o ich robocie. Ale nie dziwię się obserwując polskie życie polityczne, że ludzi ponosi gdy na nie patrzą. Więc warto by wiedziali, że jest coś takiego jak mandat imperatywny. Dodam, że możliwość odwoływania np burmistrzów moim zdaniem dyscyplinująco wpłynęło na pracę samorządow. Kontroli społecznej wladz nigdy nie jest za wiele.
Pozdrawiam
Co za różnica ?
1. spadnie trochę PiS i PSL – a i to nie pewne
2. wzrośnie trochę PO i SLD – a i to nie pewne
3. trochę droższe – to pewne
Ważniejszy jest termin. Jeżeli PiS wywalczy 30 październik to będzie to strzał w tył głowy demokracji 🙂 … wybory w tym terminie będą chaosem organizacyjnym i oni na to liczą.
Druga rzecz to nie zauważone projekty PJN. Jeżeli by im przeszły owe idiotyczne referenda – chaos się pogłębi.
http://nocri.blox.pl/2011/03/Posly-do-roboty-WON.html
Kartka 17:30
Egzamin z konstytucji dotyczy (nie tylko w USA) tylko osób , które nie są obywatelami tego kraju z urodzenia.
antonius pisze:
2011-03-06 o godz. 17:21
Szanowny Antoniusie
Pisząc „Erika Steinbach, polityk w Niemczech marginalizowany i spisana na straty w imię dobrych stosunków z Polską, a u nas przedstawiona jako najgorszego wroga Polski, straszaka dla repatriantów, mieszkających na ziemiach ‚obcyckanych’. Taki image jest w bardzo dużym stopniu zasługą Bartoszewskiego, który lekceważył wszystkie jej wysiłki porozumienia z Polakami w sprawie planu centrum. Nie tylko zlekceważył – i opluwał w znanym nam stylu – ale się chwalił, że nigdy jej nie podał ręki – bohaterstwo?”
Tę ocenę ja z kolei uważam za „przegięcie”. Dla mnie, Władysław Bartoszewski akurat bardzo w tej sprawie zyskuje, również Anna Wolff-Powęska, Janusz Reiter, Włodzimierz Borodziej (któremu jeden z blogowiczów lustrował rodziców) bo choć w zasadzie bezskutecznie, to alarmowali nasze władze o wyjątkowej szkodliwości inicjatyw tej niemieckiej szowinistki.
Dlaczego tak ostro ją traktuję?
Otóż trując na temat jakiegoś „europejskiego centrum wypędzonych” miała na względzie tylko Niemców. Na jej oczach, na skutek wojny na Bałkanach, która rozpętana została nie bez niemieckich intryg (Hans Dietrich Genscher i Franjo Tudźman po separatystycznych inicjatywach Słoweńców), WYPĘDZONYCH zostało z Krajiny ok 200 tysięcy Serbów mieszkających tam od wieków, że już nie wspomnę o wypędzeniu Serbów z Kosowa, gdzie na tej swojej ziemi bezskutecznie, bo tylko chwilowo, w 1389 zatrzymali turecki marsz na Europę. (Zabili wprawdzie sułtana Murata I ale zginął też ich wódz, kniaź Lazar).
Nie widzę żadnego powodu, by moja empatia dla wypędzonych i tych i tych miała być zróżnicowana. Dla Eriki Steinbach liczą się tylko Niemcy więc niech nie chrzani o żadnych „europejskich centrach” czy innych „centrach” bo wyłazi tylko hipokryzja i szowinizm. Jakby była uczciwa, to by jasno mówiła, że działa na rzecz jakiegoś „Niemieckiego Ośrodka Wypędzonych” i już.
Co do uwagi do Gospodarza odnośnie zoologicznej nienawiści, to po prostu taka maniera, by zdeprecjonować adwersarza, a to bezzasadnie zarzucić „zoologiczną nienawiść”, a to „SBcką mentalność” i „Game is Over”. Przyzwyczaiłem się.
Pozdrawiam, Nemer
Coś mi mówi,że grzywny za skutkowały by wprawdzie 90% frekwencją ale i 65% liczbą nieważnych oddanych głosów…,,Dwu-dniówka” w kontekście akcesyjnego referendum to wyjątkowo marny argument jeśli pamiętać,że w tak ważnej sprawie,,ruszyło” nas niecałe 59%.Za to wynik był cacy!Ja jestem wprawdzie za,ale o ile PO bedzie to dalej na siłę forsować to może na tym więcej stracić niż zyskać.Sporo tu jednak zależy od gwałtowności protestów PIS i pewnie przeciągnął wahadło na swoją stronę.Przykład Stokłosy też nie wydaje mi się żadnym argumentem przeciwko JOW bo w październiku nie starczy mu Farmutuilu do mandatu,frekwencja jednak go zmiecie.Do JOW mam stosunek ambiwalentny ale chyba bym zaryzykował,przy najmniej partia na którą głosuje nie wsadzała by mi spadochroniarza o którym nie słyszałem mimo,że od,,maleńkości siedzę” w polityce
Zgadzam się prawie w zupełności z notką. Też popieram dwudniowe wybory. Zanim jednak dojdziemy do grzywien za niegłosowanie wypadałoby wprowadzić wszelkie możliwe ułatwienia dla wyborców np. głosowanie internetowe, smsowe, telefoniczne, listowne. Skoro w ten sposób możemy bezpiecznie dokonywać transakcji bankowych, zarządzać kontem itp. to dlaczego nie głosować w ten sposób?
Że PiS jest przeciwne dwudniowym wyborom, to oczywiste.
Jestem przeciw JOW. Wystarczy popatrzyć na to jak wygląda Senat dzięki większościowemu liczeniu głosów. Jest praktycznie w 100% prawicowy. Wady systemu anglosaskiego są doskonale znane i nie mniejsze niż proporcjonalnego. Fakt, że partia albo kandydat z większą liczbą głosów może sromotnie przegrać jest dostatecznie jaskrawym przykładem.
Dwudniowe wybory to dobra szansa na szachrajstwa w nocy, tych co maja spec służby, czyli obecnie Tusk.
Nikt, zleceniodawcy czy wykonawcy prowokacji politycznych nie zostali ukarani w III RP od Walesy, Kaczora do Tuska.
Ostatnia głośną prowokacje zrobili ludzie Tuska przeciw Cimoszewiczowi, a skazana za fałszowanie dokumentów w MSZ Jarucka dalej tam pracuje
Dwudniowe wybory jak najbardziej. I do tego koniecznie przymusowe, pod rygorem ustawowej kary co najmniej 500zł na łebka – pożyteczne z pożytecznym, jeśli już nie może być przyjemne, bowiem korzyści naraz będą dwie: wzrost świadomość obywatelskiej oraz wpływ z 5mld zł do budżetu w pierwszym roku działania ustawy. To byłby jeden z niewielu przymusów dobrze służących demokracji, a przy okazji pozwalający zebrać i zainwestować „darmowe pieniądze” np. w edukację w Polsce, albo jeszcze lepiej w technologię wydobywania gazu łupkowego oraz solidne batogi do wypędzenia z Polski zagranicznych hien, które opanowały już polskie surowce, także gaz. A za pieniądze z gazu można rozwijać edukację.
Jednak dwa warunki. Pierwszy, to nowe oprogramowanie wyborcze, które nie pozwoli na ewentualne manipulacje. Dziwnym zrządzeniem losu całkiem nieźle powodziło się szefowi prywatnej firmy, która otrzymała ongiś lukratywny kontrakt na realizację tego oprogramowania (liczy głosy wyborcze do dzisiaj) – i za poskomuszków i za PiSu (więzienia CIA w Polsce wtedy kwitły, a o samej Polsce szef CIA mówił, że to „51 Stan USA”). Jednak im bliżej było kolejnych wyborów, tym marniejszy los spotykał owego szefa, który mimo znajomości z prezydentem niespecjalnie przepadał z PiSem (nie był wyjątkiem). Skończył na dość długim zagranicznym wygnaniu, o ile dobrze pamiętam. PiS wtedy wybory przegrał, choć długo nie mógł się z tym pogodzić, i ogłoszenie wyników było przesuwane kilkakrotnie. Pośród olbrzymiej emigracji w UK Kaczyński uzyskał wtedy wynik na poziomie ~7%.
Okręgi jednomandatowe oczywiście. Pan Stokłosa jest tu niechlubnym wyjątkiem potwierdzającym regułę, i to zupełnie niereprezentatywnym, gdyż został senatorem przez przypadek, a nie na skutek demokratycznego wyboru – trzeba dopracować mechanizmy,żeby zapobiec takim sytuacjom na przyszłość. Ludzie bez mandatu społecznego nie mają prawa zasiadać w Sejmie RP, czy w Senacie.
Posłowie, senatorowie, muszą być znani głosującym i głosować trzeba na konkretne osoby, żeby było wiadomo, do kogo dzwonić, jeśli zacznie nawalać – a nie na partie, a już szczególnie nie na dwie partie, co jest importowanym ideałem antydemokratycznym, ułatwiającym przejęcie państwa przez plutokrację.
Drugi warunek jest taki, że p. Rymarz z kumplami idą na emeryturę, a wybory są jawne, całkowicie przejrzyste, relacjonowane na bieżąco online, i nie wrzuca się żadnych kartek do urn, tylko głosuje się w punktach wyborczych na ekranach dotykowych, otrzymując detaliczne pokwitowanie imienne z drukarki. Kosztowe? Nie sądzę. Okręgowe komisje można wtedy zredukować o 3/4 , zaoszczędzić na papierze, transporcie, druku itd. Każdy potrafi korzystać z bankomatu, a głosowanie będzie o wiele prostsze. Oczywiście głosowanie poprzez Internet powinno także być umożliwione – są protokoły zabezpieczające banki, więc nie obawy o bezpieczeństwo wyborów.
Wybory jedno czy dwudniowe ? Nikt z dyskutantów nie zwrócil uwagi na to, że część naszych obywateli pracuje w systemie 12/24. Jeśli komisja blisko pracy to można się „urwać”, ale jeżeli w nieodleglej miejscowości to możliwości glosowania praktycznie brak. Ile jest takich przypadków, nie policzylem, ale pewnie będzie to znacząca grupa.
Jotkaes
Popieram Twój sposób rozumowania. Myślę podobnie.
W jednej z firm przeczytalem haslo: „Szanuj szefa swego, bo możesz mieć gorszego”. Porównując poprzednich szefów (rządzące partie) jestem sklonny pozostać przy obecnym. Przy jedno-dniowych wyborach,jest nadzieja, że szefa nie zmienię(liczę na ilość nieważnych oddanych glosów na Ścianie Wschodniej i Galicji co w ostatnich wyborach lokalnych)
Pozdrawiam gospodarza i dyskutantów.
Mw z godz. 19:12
Wiem. Ale co z tego? Znajomość konstytucji jest umiejętnością nabytą. Nikt się z tym nie rodzi. Czemu warunkiem uzyskania dokumentu uprawniającego do współdecydowania o losie panstwa drogą wyborów nie miałby być egzamin z konstytucji tego państwa?
Pozdrawiam
„A mnie się podoba obywatel aktywny, któremu nie jest wszystko jedno, co się dzieje z jego krajem pisze nasz Gospodarz i tym razem się z nim zgadzam!
Mnie też nie jest obojętne, więc niech obywatel bierze kartkę i wrzuca.
Podobał mu się np. Sikorski, to głosował na listę PiS, potem jak zaczął dorzynać watahy koleżków z PiS, to na listę PO. A jakby tak w strefie zdekomunizowanej w Chobielinie zaczął ją znienacka komunizować i zakąszać komunikantami z Napieralskim a obiecałby dorzynanie watah PO, to na listę SLD.
I to jest to, głosujemy na człowieka. Po cholerę jednomandatowe okręgi?
Wołał Bronisław Komorowski – „Najważniejsze, że Antek Mężydło jest z nami”.
A teraz z kim będzie jak Bronisław Komorowski jest Prezydentem wszystkich POlaków?
Aktywny obywatel to sobie obcyka podczas kampanii ale łatwo nie będzie.
Pełna „demokracja” a może to „desperacja”.
Rozumni to wiedzą ale czy oni aby są aktywni?
Maverick,
Czy pisząc „Donek”, wyrażasz swoją pogardę, czy może kiedyś byliście kumplami w podstawówce?
A może jakimś wyjściem byłoby wprowadzenie dolnej granicy frekwencji wyborczej. Np. przy frekwencji niższej od 45%, wybory uznaje się za nieważne i trzeba je powtarzać, nakazując jednocześnie tworzenie nowych list kandydatów, bez prawa ponownego kandydowania. Wtedy odpowiedzialność za nieudane wybory w jakiejś mierze ponosiły by również partie a nie tylko wyborcy. Dodatkowo partie w takich powtarzanych wyborach powinny ponosić część kosztów. Wystawiliście takich kandydatów na których ludzie nie chcieli głosować – to płaćcie. Aby była jednak jakaś równowaga to w przypadku powtórnych nieważnych wyborów – do Sejmu wchodzą następni z list sąsiednich okręgów – tych w których frekwencja była najwyższa. 🙂
Gdzieś czytałem, że wybory UZUPEŁNIAJĄCE!!! miały frekwencję ponad 6%
z czego 35% zdobył Stokłosa, nie są zbyt miarodajne….
Cimoszewicz przebił się , mając własny komitet, i jest chlubą Senatu- w moim odczuciu oczywiście.
Cugowski po rozwiązaniu Sejmu stwierdził- nigdy więcej w polityce……
Demokracja II RP trwała 8 lat? do przewrotu majowego….
Musimy procedury doskonalić, nie zmieniać. Zmiana na JOW, a przede wszystkim sposobu wyłaniania kandydatów, to podstawa.
Listy alfabetyczne? niezły pomysł!
Wodnik 53:
Tym razem jestem z Kartką….
Masz wykrystalizowane poglądy, ale moim zdaniem w ocenie jednego akapitu z wypowiedzi Bartoszewskiego się mylisz.
Nie znam niemieckiego, bo prześledziłbym oddźwięk w niemieckiej prasie.
Jedynie ten co nic nie robi, nie popełnia błędu, a Bartoszewski dla wzajemnych relacji zrobił sporo.
Afera Profumo…..
„nieważne kto z kim śpi, ważne żeby dobrze było”….
Skojarzenie z Bartoszewskim? Picasso podobno spłodził Palomę w wieku 92 lat…..Bartoszewskiemu życzę podobnie. Ma jeszcze margines czasu…
Nakłonienie Cię do zmiany zdania- jak przy dyskusji o zmianie stanowiska w sprawie udziału w wyborach- niemożliwe?
Adam 2222 pisze:
2011-03-06 o godz. 20:32
Z cudów nad urną słynęła II RP, szczególnie na Ścianie Wschodniej…..
Tradycja zobowiązuje?
Podejrzewasz Bliźnich w katolickim kraju?
Insynuacja……..
Ten kraj jest pełen Aniołów [i ich fabrykantów]……..
Możemy oddać Komisje Wyborcze pod nadzór Biskupów.
Będą gwarantami moralności uczciwości i praworządności…..
Sojusz Tronu z Ołtarzem, jak za starych , dobrych czasów…..
Dla nudzących się, coś radosnego i orientalnego, do poczytania…..
http://wyborcza.pl/1,75480,9196965,Obcy_osmy_pasazer_Pelikena.html
Owal40
Podoba mi się – sensowna propozycja
Pozdrawiam
@Kartka
Zbyt pospiesznie od czytania przechodzisz do pisania moim zdaniem.
Ja nic nie chcę egzekwować.
Z resztą duża część piszących ma takie parcie na klawiaturę, że czasu na czytanie bloga im brakuje.
Piszesz nie chce iść to płaci grzywnę.
O czym ty mówisz człowieku?
Posłowie żeby diety nie stracić to sobie bzdurne usprawiedliwienia wynajdują a Ty twierdzisz, że nasze biedne społeczeństwo grzywnę zapłaci?
Nie będę się pastwił nad tym głupim pomysłem ale powiem jedno.
Nie ma szans żeby takie prawo w XXI w wprowadzić.
Chcesz zmusić wyjeżdżających za granicę, żeby konsulatu na nartach szukali?
Toż żadne zwolnienia nie są potrzebne.
Wystarczy oświadczenie, że się nie było w miejscu zamieszkania i tyle.
A się nie było bo nie było.
Bo pies zachorował a weterynarz który się psem opiekuje mieszka w sąsiedniej gminie.
I co, śledztwo będzie władza robić?
To dlatego napisałem, że można się zastanowić czy obowiązku głosowania nie wprowadzić żeby obywatelom o ich obowiązkach obywatelskich przypomnieć choć jestem takiemu obowiązkowi przeciwny.
Ale wszyscy będący za takim obowiązkiem, od sankcji zaczynają.
Tak się właśnie w Polsce prawo wprowadza w wielu dziedzinach.
Kara najważniejsza a nie zdrowy rozsądek.
Kastrować pedofilów!!!!!!!
Jestem za obowiązkowym głosowaniem, zwłaszcza w naszym kraju znanym z warcholskich tradycji. Byc może trzeba na krnąbrym narodzie wymusić poddaństwo wobec demokracji. Sprawdza się ten system w starych demokracjach (Szwajcaria, Belgia), a czy my gorsi!!! Choćby przez przekorę pójdziemy i zagłosujemy po mszy. Forse tradycyjnie damy na tace.
Jakie to ma znaczenie czy wybory będą się odbywały tak jak dotychczas
czy w innej zmienionej ordynacji. Jeżeli ktoś chce/musi/ głosować to i tak
weźmie udział w wyborach czy one będą trwały jeden czy więcej dni.
Kandydaci do parlementu idą z innych powodów niż powinni. Im bardziej
zależy na immunitecie i układach jakie zawrą w parlamęcie niż na programach i obiecankach którymi mają wypchane usta. Tu nic nie pomoże zmiana ordynacji jeżeli nie będzie ciągłości władzy. Każda rządząca partia zmienia i członków rządu i politykę resortową, wszystko
co zrobili poprzednicy jest złe a oni dopiero zrobią lepiej. Co z tego że
wybieram jak robię to bez nadzieji że rzeczywiście coś się zmieni.
Już nie mam nadzieji że jakiś polityk stanie przed kamerą i powie że możecie mnie rozliczyć, obiecany plan wykonałem w 70 procentach.
A słyszę jak on mówi że z obietnic wyborczych nikt na świecie nikogo nie
rozlicza, że to taka gra. Tylko że na świecie oni mają to co mają a my
mamy rząd taki jaki mamy i opozycję która tylko potrafi wybrzydzać i
pyszczyć na to co jest sama nic nie robiąc i wetując.
Zgadzam się z Autorem – tak dla dwudniowych wyborów.
Zgadzam się co do grzywny dla tych, którzy do urn pofatygować się nie chcą. Też o tym pisałem w tym miejscu kilka miesięcy temu. Obywatel ma również obowiązki wobec państwa i innych współobywateli. Oprócz płacenia podatków, również ruszenie 4 liter raz na 4 lata.
Sporo racji ma pan Redaktorze pisząc o JOW, lecz zgadzam się z Kartka z Podróży. Ordynację wyborczą trzeba zmodyfikować pod katem przedmiotu głosowania- z listy na konkretną osobę z danej partii. To jednak dodaje wiarygodności wybieranym posłom.
Co do senatora Stokłosy, to połączę ten temat z wypowiedzią prof. Bartoszewskiego, którą zresztą uważam za słuszną i prawdziwą. Oba przypadki pokazują, że nie jesteśmy narodem wybranym i świętym. I wielu naszych współobywateli stać na postępki bardzo niskie, czy wręcz haniebne. Po prostu- przede wszystkim jesteśmy ludźmi, wraz ze swymi ułomnościami. Przynależność do takiej czy innej nacji w ogóle przed tym nie chroni. Możemy wybrać przestępcę na parlamentarzystę i możemy zadenuncjować sąsiada jeśli tylko nam się to opłaci.
Parker
Zawstydziłeś mnie. Nie wiem czemu się uparłem przy tych grzywnach – jakiś widać zły dzień mam, chorobliwie propanstwowy. Nie wiem skąd mi się to wzięło. Dzięki, że zwróciłeś mi uwage. Faktycznie – dosyć tych nakazow. Niech się wybierają dziesięcioma procentami przez nawet dwa tygodnie.
Pozdrawiam
Strasznie jestem ciekawy jaka frekwencja była by podczas referendum w sprawie kary grzywny za brak uczestnictwa w wyborach…
Coś widać przegapiłem, bo niby teraz ma być o wyborach, a odprysk dyskusji o osobie Bartoszewskiego jeszcze tli się w najlepsze. Jak myślę, albo jest okazja do pogadania o tamtych czasach, to zawsze w głowie pojawia mi się taka trójca: Marek Edelman, Władysław Bartoszewski, Jan Karski. Cóż za LUDZIE. Ich krytycy to zwykła swołocz. No i tyle, bo przecież nie ma co komentować wypowiedzi jakiejś Kaczyńskiej. Kto to jest?!
@Nemer pisze:
2011-03-06 o godz. 19:14
***Dla Eriki Steinbach liczą się tylko Niemcy więc niech nie chrzani o żadnych ?europejskich centrach? czy innych ?centrach? bo wyłazi tylko hipokryzja i szowinizm. Jakby była uczciwa, to by jasno mówiła, że działa na rzecz jakiegoś ?Niemieckiego Ośrodka Wypędzonych? i już.***
Szanowny Nemerze!
Uważasz moją ocenę tego konkretnego przypadku działalności Bartoszewskiego za „przegięcie”. Wolno ci tak sądzić. Broń Boże, nie chcę prowokowania pyskówki na ten temat, nie jest według mnie tego wart, przypomniałem sobie tylko całą batalię obrzucania błotem z przed kilku lat. Byłbym tym się ogóle nie zajmował, ale musiałem.
Nudząc się surfowałem w sieci i znalazłem pewną gazetę internetową o nazwie Silesia. Był tam artykuł, który mnie „zaimał”, jak mówią Czesi. Było o mauzoleum „niedobrych” powstańców (tzn. niemieckich), które stało tam gdzie dziś jest ten kretyński „stołek” (po śląsku „ryczka”) Dunikowskiego na górze św. Anny. Oficjalna nazwa tej brzydoty to pewnie „Pomnik Powstańca…” albo coś w tym stylu.
Krótko po wojnie wysadzono w powietrze to mauzoleum razem z prochami kilkudziesięciu poległych, ot… normalne podejście do pewnych spraw. W naszej dzielnicy postąpiono identycznie. Włączyłem się do dyskusji, a później zwróciłem uwagę na „bratobójczą” walkę dwóch Ślązaków- historyków. Ubawiła mnie bardzo ta polemika, a właściwe niszczenie jednego przez drugiego, choć ten niszczony przez redaktora Silesii był moim dobrym przyjacielem. Niestety nie ustrzegł się błędów w swej książce i krytyka była uzasadniona. Zacząłem pisać komentarze, dyskutowałem jak to na blogu, ale tak przy okazji nawiązałem kontakt z redaktorem. Tenże prosił mnie o tłumaczenia różnych artykułów w obie strony. Tak się złożyło, że było to chyba apogeum ataków na „blond bestię” (to nie moje, mogło być Bartoszewskiego, ale nie gwarantuję). Chcąc sensownie tłumaczyć cudze artykuły byłem zmuszony studiować wszystkie najważniejsze opinie zachodnich celebrytów, z których część znałem – i to z nie najlepszej strony z paneli politycznych na początku ery satelitarnej w Polsce. Stąd znam blaski i cienie projektu centrum, opinie historyków i polityków różnej narodowości. Nie wiem czy „Eryczka” mówiła szczerze to co mówiła, ale nie mówiła głupio i nie tak, jak przedstawiasz jej zamiary. Oceniam tylko to co czytałem, myśli nie umiem odgadywać. Bartoszewski niezbyt elegancko podszedł do tej sprawy. Wspominasz Reitera, tego gościa poważam za bardzo wyważone wypowiedzi i dobry niemiecki. Steinbach najwięcej wrogów miała i ma wśród swoich, bo burzy im – chyba też zakłamane – „dobre” stosunki z Polską. Pani Merkel jakiś czas trzymała nad nią parasol ochronny, ale go już schowała ze względów politycznych we własnym kraju. Wycofali się z projektu kolejno historycy czescy i polscy i jestem pewien, że „wózek” centrum wszedł w piach i koniec. Bardzo interesujące były dla mnie opinie blogowiczów innej gazety internetowej „Junge Freiheit”, poznałem co sami Niemcy myślą na ten temat i inne związane z Polską. Pewnego razu – po odskoczeniu Polaka i Czecha sam zasugerowałem, aby zawężała projekt do Niemców i dała sobie spokój z europejskością i współpracą międzynarodową, co podnosisz w cytacie.
Też pozdrawiam!
Parker
Myślę na Twoim komentarzem. Dotknąłeś istoty rzeczy. Po prostu państwo nawet frekwencji na swych własnych wyborach za pomocą grzywny nie jest w stanie wyegzekwować. Ani prośbą ani grożbą… . To smutne. I co gorsza nie ma na to rady.
Pozdrawiam
Dwudniowe wybory nie przyczynia sie z do zmiany sceny politycznej,to sa mrzonki,dziecinada i niepotrzebnie wydane pieniadze bo chodzi o 40 mln zl.Spolecznstwo polskie musi dojzec do tego ze nalezy glosowc ale musi tez dojzec do tego zeby ten caly sytem glosowania zmienic,bo ta ordynacja nie daje wyboru.
@# andiboz pisze: 2011-03-06 o godz. 21:17
„Maverick,
Czy pisząc ?Donek?, wyrażasz swoją pogardę, czy może kiedyś byliście kumplami w podstawówce?”
Pan premier Tusk zobowiązał się przed wyborami do wielu rzeczy a nie ma ich zamiaru spełnić.
Czyli, okłamał wyborców. Czy oszustowi należy się szacunek ?
Nie wypominając że pan premier Tusk pozwala obcemu państwu Watykan na rabunek Polski.
Komisje Mieszaną zamyka bo komuchy zaskarżyły ją to TK jako niekonstytucyjną.
Tusk by ochronić zdobycze kumpli w kieckach nie chce dopuścić tej sprawy przed TK.
Krótko o JOW.
1. Jeśli tradycja jest zła, to można ją zmienić.
2. JOW jest też we Francji, na której Polacy zawsze się wzorowali (włącznie z konstytucją).
3. Klinczu by nie było, bo PO miałaby większość. Co więcej PiS nigdy nie doszedłby do władzy. W 2005 w drugiej turze zostałby wyeliminowany.
4. W JOW koalicje tworzą się w trakcie wyborów wokół kandydatów.
5. JOW uniemożliwia stworzenie partii wodzowskich, bo nie można z sejmu wyrzucić znanych posłów. Palikot, Rokita, Dorn, Olechowski, Piskorski, Miller, Oleksy i Cimoszewicz nie zabiegaliby o poparcie liderów partii, ale to partie zabiegałyby o nich.
6. Wybory w JOW to show, a demokracja to właśnie jest show i to jest najważniejszy argument moim zdaniem.
Obowiązek głosowania to absurd. Kto mi udowodni, że byłem w Polsce?
Taki obowiązek jest chyba tylko w Belgii, gdzie jest klincz (jaki oni mają system wyborczy?).
W ostatnich wyborach zabrakło kart do głosowania w Warszawie (!) i tym można by się zająć. Niech w każdej komisji będą karty dla 100 % wyborców, lub co najmniej w Warszawie.
Wybory dwudniowe to jednak dosyć sztuczny pomysł. Ja bym wydłużył godziny głosowania w niedzielę: 6-22. Stworzyłbym też oddzielny okręg dla wyborców zagranicznych.
@mw
Dzięki za Twoją analizę i całe te wywody – interesujące.
Ja jednak uważam, że problem z frekwencją, w dużej mierze,wynika z faktu, że ktoś zdobywa kilkadziesiąt tyś. głosów a mandat zdobywa (po raz kolejny) ktoś kto zdobył ich tysiąc. Nie jestem za JOW. ale tak jak
@jotkaes
„Inna opcje to jedna lista kandydatów we wielomandatowych okręgach. Mandaty przypadłyby tym, którzy uzyskali najwięcej głosów.”
Skończyło by się wybieranie przez działaczy partyjnych.
Krzysztof Mazur pisze:
2011-03-07 o godz. 08:44
Obowiązek głosowania to absurd. Kto mi udowodni, że byłem w Polsce?
Sąsiedzi doniosą
Wrócę jeszcze do bicia piany w sprawie PAP i zakresu wolności dziennikarza?
korespondenta?
„Warto oto znać brzmienie najważniejszego merytorycznego paragrafu statutu PAP: ?Spółka jest publiczną agencją prasową, uzyskującą i przekazującą odbiorcom rzetelne, obiektywne i wszechstronne informacje z kraju i z zagranicy, zobowiązaną do upowszechniania stanowiska Sejmu, Senatu, Prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej i Rady Ministrów, umożliwiającą innym naczelnym organom państwa prezentowanie stanowisk w ważnych sprawach państwowych.?
http://alfaomega.webnode.com/products/jan-cipiur-o-pap-z-pozycji-rewizjonisty/
Wierszówka tu, wierszówka tam, nadmuchiwane problemy, realizowanie WŁASNYCH interesów……
Orłów dziennikarstwa mamy niewielu, sępów, szakali i hien- dostatek.
Jeśli o krytykach – obojętnie kogo, nawet tak zasłużonych czy „mitycznych” (a nawet – „mistycznie” pojmowanych) postaci jak Karski, Edelman czy Bartoszewski (ale w innym zupełnie entourage’u, w innej przestrzeni dyskusyjnej, w innym ujęciu) tak spokojny, racjonalny (do tej pory – tak sądziłem) i opanowany Blogowicz jak @”Monteskiusz (z dn. 6.03.2010. h: 23.30.) – używa się słowa „swołocz” to pora umierać i ewakuować się z Blogu (ponoć „inteligenckiego”).
Czy „Monteskiuszu” mnie jako krytyka wypowiedzi WB – uzasadnienia wcześniej (bo jest szkodliwa, nieprzemyślana, emocjonalna i dlatego nie-dyplomatyczna, nie-polityczna i sprzeczna z polską racja stanu) – też uważasz za „swołocz” ?
Polityk musi wiedzieć co mówi,a nie mówić co wie. Dot. to w jakimś sensie tez tych, którzy chcą się uważać za elitę (poniekąd za inteligencję).
WODNIK53
Jeszcze coś o Polakach…..
http://wiadomosci.gazeta.pl/Wiadomosci/1,80277,9211583,Polski_gang_okrada_Polakow_z_zasilkow.html
Czy od czasów wojny się zmieniliśmy? Sądząc po tym przykładzie……
Dwudniowe wybory: nie przeszkadzają mi, ale też na zbyt wiele bym nie liczył. Większa frekwencja? Podoba mi się ideał aktywnych obywateli, niestety, przekonywanie do tego Polaków dwudniowymi wyborami wydaje mi się odwróceniem kolejności… Podczas ostatnich wyborów prezydenckich miałem okazję spotkać wyborczynię wątpiącą, czy ma iść do wyborów. Bo z mediów i kościoła ją przekonywano, że powinna, że to jej patriotyczny obowiązek; a z drugiej strony nie rozróżniała kandydatów i używała frazesów, że ‚politycy to sami złodzieje’… I cieszę się, że do wyborów nie poszła, bo równie dobrze można było przy urnie wyborczej losować kandydatów kostką do gry.
JOWy: jeśli je wprowadzą zapewne przestanę chodzić na wybory. Zresztą podobno zmiany między JOW a wyborami proporcjonalnymi zwykle tak się odbijały na frekwencji (choć w niewielkim stopniu). A przestanę, bo trudno iść na wybory z poczuciem, że każdy głos nie oddany na przedstawiciela jednej z dwóch największych partii, niezależnie od tego jak kiepskim byłby on kandydatem, jest głosem straconym. Nie przypominam sobie wyborów, w których bym uważał, że akurat dwaj najpopularniejsi kandydaci są najlepsi. Może najbliższe były ostatnie wybory prezydenckie, gdzie Komorowski był całkiem dobry. I wybory z 2000 roku z Kwaśniewskim… Niemniej tu i tam żałuję, że sposób wybierania nie dał szans ciekawszym osobowościom.
Wodniku: dość przypadkowo czytałem nie tak dawno relacje na temat stosunku Polaków do Żydów w czasie okupacji. I, niestety, to o czym mówił Bartoszewski wyłuszczono tam także, z nienaganną logiką. Niebezpieczny nie tyle był umundurowany Niemiec, który nie znał lokalnych warunków, dla których wszyscy mieszkańcy okupowanego kraju byli tacy sami, co niebezpieczny był Polak (lub Żyd), który te warunki znał i mógł donieść. Władysław Bartoszewski nie powiedział niczego zaskakującego, dziwnego, czy choćby odkrywczego. Trudno uważać też, by mówienie oczywistej prawdy niosło jakąś szkodę dla polskiej racji stanu, chyba, że w złożeniu z nieuważnym i ‚czytającym z tezą’ czytelnikiem. Nie wydaje mi się jednak, by ktokolwiek miał obowiązek brania poprawki na takich czytelników.
Pan Redaktor pisze:
„JOW nie mają w Polsce tradycji takiej jak ma ten system wyborczy w krajach anglosaskich z dwoma głównymi partiami wymieniającymi się u władzy”
Spojrzymy, co na powyzszy temat mowi profesor Przystawa:
„Zaborcy i Sowieci zagłuszyli i zasypali popiołem dorobek ustrojowy Królestwa Polskiego i I Rzeczypospolitej, dlatego dzisiaj, młody człowiek, poszukujący zarobku w Anglii czy we Francji i zaskoczony tym, jak działa demokracja brytyjska czy amerykańska nie zdaje sobie sprawy, że pochodzi z kraju, w którym te zdobycze wolnościowe i w zakresie praw człowieka na wiele lat, wręcz na setki lat, wyprzedziły rozwiązania brytyjskie czy francuskie. A przecież powinien wiedzieć, że polskie Neminem captivabimus (1433) o 246 lat wyprzedza angielskie prawo Habeas corpus; że nasze Formula Processus (1523) o 281 lat wyprzedza Kodeks Napoleoński, że monteskiuszowski trójpodział władz miał miejsce w I Rzeczypospolitej na 225 lat przed pojawieniem się ?O duchu praw? Monteskiusza. Oczywiście, tradycje parlamentaryzmu są w Polsce równie stare jak w Anglii, ponieważ od roku 1493 mieliśmy dwuizbowy Sejm Walny, z Izbą Wyższą, obradującą pod przewodnictwem króla i Izbą Niższą, pod przewodnictwem marszałka.
To, co w zasadniczy sposób odróżnia tę wielką demokrację polską od angielskiej, francuskiej czy amerykańskiej to fakt, że polska demokracja powstała w wyniku długotrwałego i pokojowego procesu dziejowego, podczas gdy angielska była reakcją na krwawą tyranię Tudorów, francuska powstała z okrutnego i barbarzyńskiego żniwa Rewolucji Francuskiej, a amerykańska była wynikiem wojny o niepodległość Stanów Zjednoczonych.
Ten proces pokojowy, trwający przez pokolenia, nie mógł pozostać bez wpływu na postawy Polaków i odcisnął się na naszej mentalności i świadomości zbiorowej, wszedł nam w nasze narodowe geny. Profesor Norman Davies taką laurkę wystawia naszym przodkom:
?Inspiracją tego procesu była zakorzeniona wiara w wolność jednostki i swobody obywatelskie, która ? jak na owe czasy ? była czymś wyjątkowym?
(?Boże igrzysko? , tom 2, Wydawnictwo Znak, Kraków 1989, str. 427).
I dzisiaj, kiedy uważnie spojrzymy na naszą narodową historię, wiemy, że ta wiara przetrwała, że przeżyła wszystkie zabory, że przeżyła II Wojnę Światową i przeżyła pół wieku sowieckiej indoktrynacji.
Z tym poczuciem wolności wiązała się podstawowa, fundamentalna zasada demokracji: zasada równości obywateli wobec prawa. Mam wrażenie, że nie znajdziemy innego kraju, w którym ta cecha tak wyraźnie odbijałaby się w charakterze obywateli tak, jak to miało miejsce w postawach Polaków, w ich działaniach, zarówno tych, z których jesteśmy dumni, jak i tych, które często przywoływane były jako przykłady warcholstwa, awanturnictwa, braku dyscypliny i skłonności do podziałów i niezgody. Ale czy efektem tego poczucia, że ?szlachcic na zagrodzie równy wojewodzie? była niemożność zgodnego i spójnego działania?
W moim długim życiu widziałem wiele filmów i seriali ilustrujących tamte czasy, czasy szlacheckiego sejmowania itp. Prawie zawsze były to komiczne i krytyczne obrazy szlacheckich opojów, pijących wino dzbanami, kłótliwych, skłonnych do wyciągania szabli i bigosowania tych, którzy ośmielali się nie zgadzać. Ale historyk brytyjski inaczej o tym pisze. Ze zdumieniem, opisując proces sejmowego podejmowania decyzji i o tak ostro zawsze krytykowanej zasadzie liberum veto, pisał: ?Jednakże proces, dzięki któremu ta zgraja uzbrojonych jeźdźców ostatecznie osiągała jednomyślną decyzję, wybierając jednego spośród dziesiątków kandydatów i jedną spośród dziesiątków opinii, można opisać jedynie jako akt zbiorowej intuicji? (ibidem, str. 439).
Kiedy patrzę na starych Polaków, na obywateli I Rzeczypospolitej, przez pryzmat przeczytanych książek i opracowań historycznych, to nie mam problemów ze zrozumieniem ich postaw, ich działań, ich zachowań. Czuję się wtedy obywatelem tamtej Rzeczypospolitej. I zastanawiam się, czy obywatel tamtego czasu pojął by i zrozumiał, to co dzieje się dzisiaj, czy zrozumiałby postawy dzisiejszych Polaków, czy zrozumiałby polską demokrację i polski parlamentaryzm XXI wieku? I myślę sobie, że dziwiłby się bardzo i nie mógłby pojąć tego co dzisiaj robią jego potomkowie.
Kiedy w brytyjskiej Izbie Gmin jeden poseł zwraca się publicznie do drugiego, to nie używa nazwiska, tylko mówi The Honourable Gentleman of Clacton, of Christchurch, of Witney itp. itd. A więc jest posłem określonego okręgu, określonej ziemi. I tak też było w Sejmie Walnym I Rzeczypospolitej: był poseł ziemi, kaliskiej, sieradzkiej, przemyskiej etc. Po tym ich rozróżniano i to stanowiło ich legitymację i powód do noszenia głowy wysoko. W Sejmie III RP nie ma po tym żadnego śladu. Posłowie nie reprezentują już swoich ziem, nie reprezentują już ludzi, którzy ich do Sejmu posłali.
Co więcej, art.104 Konstytucji expressis verbis stwierdza: posłowie są reprezentantami narodu i nie wiążą ich instrukcje wyborcze. Tego obywatele I Rzeczypospolitej nie byliby w stanie zrozumieć. To jest ? dla obywatela tamtej Polski postawienie sprawy na głowie. W tamtej Polsce poseł musiał zaprzysiąc że będzie skrupulatnie wypełniał instrukcje, jakie mu dali obywatele jego ziemi. A kiedy się temu zobowiązaniu sprzeniewierzył, wtedy czekały go nieprzyjemności, łącznie ze sławetnym ?bigosowaniem?.
Dzisiaj, kiedy o tym mówimy, to światli obywatele dzisiejszej Polski mówią nam, że taka postawa to anachronizm, że to nie pasuje już do współczesności, do XXI wieku. A jednak w innych krajach, w tych, w których demokracja rosła i rozwijała się równolegle do I Rzeczypospolitej, tak jest do dzisiaj. A filozof polityki, Karl Popper, pisze wprost: ?jedynym obowiązkiem posła jest odpowiedzialność wobec jego wyborców?. Więc gdzie indziej to wcale nie jest anachronizm, to jest jak najbardziej współczesna praktyka parlamentarna.
I druga fundamentalna różnica, coś czego nie pojąłby polski obywatel XVI czy XVII wieku, to jest to, co się stało z jego obywatelskim, wolnym, niczym nie ograniczonym prawem do kandydowania na prawo do reprezentowania jego ziemi, do bycia posłem, a więc to co się stało z tym, co nazywamy dzisiaj biernym prawem wyborczym. Każdy obywatel tamtej Rzeczypospolitej miał prawo kandydować na posła, tak jak miał prawo kandydować na króla. Zależało to tylko od jego zgody i od woli innych, równych mu obywateli.
Jestem przekonany, że dla szlachcica owego czasu, tak jak i dzisiaj dla mnie, to co się stało z tym podstawowym prawem obywatelskim byłoby w równym stopniu nie do pojęcia i nie do zaakceptowania w żadnych warunkach. Mój szesnastowieczny czy siedemnastowieczny przodek nie potrafiłby zrozumieć, że istnieją jakieś gremia, od których zgody zależy to czy on może kandydować na posła, ani że może on kandydować pod warunkiem, że razem z nim kandydować będzie jeszcze jakaś kilkunastoosobowa grupa innych panów, a na dodatek, że w tej grupie muszą jeszcze być damy i to w określonej liczbie! I do zrozumienia sensu takiego kandydowania nie wystarczyłoby mu wypicie nawet kilku dzbanów wina!
I moi przodkowie nie zrozumieliby nigdy, że to, czy oni wejdą do Sejmu, jako posłowie, powiedzmy ziemi sieradzkiej, mogłoby zależeć od tego, czy posłami zostaną jednocześnie jacyś ich nieznani koledzy z ziemi podlaskiej czy leszczyńskiej!
I wiem, że w tym niezrozumieniu obywatele I Rzeczypospolitej byliby bliżsi dzisiejszym obywatelom Zjednoczonego Królestwa Wielkiej Brytanii i Irlandii Północnej niż swoim potomkom ? obywatelom III Rzeczypospolitej.,
Jestem głęboko przekonany, że ta tradycja I Rzeczypospolitej zasługuje nie tylko na refleksję i wspomnienie z naszej strony, ale że w całej pełni zasługuje, żeby do niej nawiązać i powrócić. I wierzę, że powrót do tych wspaniałych polskich tradycji w ogromnym stopniu pomógłby naszej Ojczyźnie w poszukiwaniu odpowiedniego miejsca we współczesnej Europie i świecie.”
echo 08:48
Nie ma „wybierania przez działaczy partyjnych”. To taki populistyczny slogan. Partyjna kadra tylko ustawia kolejność kandydatów na listach (niezależni kandydaci, z powodu ogromnego kosztu kampanii, nie mieliby szans bez względu na system wyborczy).
To, że ludzie głosują na partie, a nie na konkretnych kandydatów (bo głosują na „jedynkę”, co jest w istocie głosowaniem na listę) – to wola wyborcy. Nikt mu nie broni głosować na kandydata z dalszych pozycji. Ale decyzja wyborcy o głosowaniu na listę (czyli na partię), będąca wyrazem zaufania dla partii, jest racjonalna. W końcu, jeśli głosujesz na daną partię, to chyba dlatego, że masz do niej zaufanie (do jej programu, do jej ludzi).
W naszym systemie wyborczym (proporcjonalnym) partia uzyskuje tyle miejsc, ile zebrała proporcjonalnie głosów. Ale miejsca te wypełniają kandydaci według uzyskanych przez nich głosów. Ponieważ wyborcy preferują głosowanie na partię (na listę), więc jedynka dostaje 90% głosów, a pozostali z listy po kilka procent, a większość nawet mniej niż 1%. To nie wina kandydatów ani nomenklatury partyjnej, tylko kwestia mentalności wyborców. Według mnie – racjonalnej.
Tak jest wszędzie w dużych wyborach (parlamentarnych. Inaczej jest w lokalnych, gdzie wyborca ma łatwiejszy kontakt z kandydatem). W Kanadzie, gdzie jest większościowy system wyborczy, ludzie jeszcze wyraźniej niż w Polsce głosują na partie, czyli na kandydata „swojej” partii, nic o nim nie wiedząc, ani nie starając się dowiedzieć. Mają zaufanie do „swojej” partii. Gdyby nie mieli, nie głosowaliby na nią.
JOW nie zapobiega powstawaniu partii wodzowskich (cokolwiek to oznacza – być może chodzi o partie, gdzie panuje twarda dyscyplina wewnętrzna ?)
Polacy nie wzorują się we wszystkim na Francji, zaś konstytucja polska ma tyle z konstytucji francuskiej, ile ma z polskie.
@Adam 2222 (2011-03-07 o godz. 08:04)
– jak widzę przeglądając forum – szkoda czasu na polemikę z tobą. Bo co to za polemika z kimś, kto w kółko powtarza to samo a nie zadaje sobie trudu zrozumienia odpowiedzi . Różni mądrzy i kulturalni już tu próbowali . To wszystko na nic , jak ktoś tu przychodzi tylko po to , by walić wciąż tym samym cepem (posługując się inwektywami (np. oszust „Donek” itd ) Żałosne.
W Angorze znalazłem odpryski szumu medialnego wokół wywiadu Bartoszewskiego dla ?Die Welt?. Zaznaczam, że czytałem obie dość krótkie notatki (w oryginale) z dwugodzinnej jego rozmowy z dziennikarzem i niekoniecznie zgadzam się z opinią wielu ludzi na ten temat. Na blogu już swoje pisałem, poświęcę kilka słów na ?papierową? wersję, w której oczywiście brylowała też Marta Kaczyńska (przedruk z jej blogu). Nie skomentuję jej głębokich myśli, poczekam, aż trochę okrzepnie w pisarstwie blogowym, może będę czytał jej wpisy, wynikające z pozycji? ?głównej? spadkobierczyni dorobku ?poległego? (może zamordowanego podstępnie?) prezydenta. Zainteresuje mnie na pewno wpis, w którym wyjaśni sprawę cudownego ułaskawienia przestępcy gospodarczego, bliskiego rodzinie tzn. jej mężowi. Wprawdzie mówi się, że ?szwagier to nie rodzina? a według ustawy spadkowej zięć także nie, ale całkiem obcymi przecież nie są.
Zdziwił mnie trochę atak największej ?fanki? Eryki Steinbach , senatorki dwojga nazwisk ? de domo dumna Kaszubka. ?Wróg mojego wroga jest moim przyjacielem? ? pomyślałby kto, a tu „senatórka” wyraża się negatywnie o Bartoszewskim. Chociaż… kto wie? Nazwała go „Munchausenem” i nie bardzo wiem, czy to komplement czy obraza. Sądzę, że ten Munch… nie jest jej znajomym Kaszubem tylko znanym w literaturze baronem Münch…itd, niezwykle sprawnym i uzdolnionym, no… może trochę niewiarygodnym?! Jeśli sobie przypominam, co wszystko potrafił robić ten baron, to sądzę, że chciała się podlizać staruszkowi, ale trudno powiedzieć co kobieta myśli ? jeśli myśli! Pamiętam, że w chwili zagrożenia baron M. wyciągnął samego siebie za włosy z wody. Próbowałem tej sztuki, gdy topiłem się w morzu na Wybrzeżu Ligurii, ale nie dałem rady i skończyła się ta przygoda w szpitalu Santa Corona w Pietra Ligure, świetnie znanym z kłopotów naszego rajdowca. Pani senator też próbowała podobnej sztuki (intelektualnie), ale z żałosnym skutkiem. Zdopingowała mnie do ostrych komentarzy zarówno w Angorze jak i w Internecie po ogłoszeniu jej ?ideé fixe?, że polskie sądy mają się kierować przy wydawaniu wyroków polską racją stanu, a nie jakimś bzdurnym prawem, uchwalonym przez polski sejm. Tak mówi i w to wierzy przedstawicielka ciała ustalającego nowe prawo, horror! Miała drobne kłopoty z niemieckim sądem, jak Rokita, może dlatego tak nie lubi tej ?blond bestii?, powinna jednak w takim razie wspierać Bartoszewskiego, który tej wspomnianej bestii nawet nie podał nigdy ręki (ani nogi wzorem Wałęsy).
Ojej, lekko się zadziwił Pana pogląd.
Pisze Pan:
„Może poparłbym nawet grzywnę za niepójście. Są kraje demokratyczne, gdzie taka kara za olewanie demokracji bez uzasadnienia funkcjonuje. ”
Ja bym nie poparła. Kto niby miałby decydować o tym czy uzasadnienie było zasadne? Specjalne komisje? Już widzę jaka to hucpa by się wyprawiała!
„Głosowanie jest wyrazem aktywnego poparcia dla systemu demokratycznego.
A mnie się podoba obywatel aktywny, któremu nie jest wszystko jedno, co się dzieje z jego krajem.”
Wszystko prawda, mnie się też tacy obywatele podobają, (ba, mam nadzieję, że taką obywatelką jestem) ale jakoś mi to trąci 99% uczestnictwem. Dobrze pamiętamy jak było. Nie chcę nawet myśleć, że mogłoby być podobnie. Już wolę, że ktoś nie pójdzie głosować.
Kłopot z frekwencją, czy nam się to podoba czy nie, to zniechęcająca jakość elit politycznych. Być może jest ona m.in. wynikiem list partyjnych, gdzie jak jaskółki głoszą, ustawia się po linii tych, co mniej konkurencyjni dla liderów…
Nie wiem czy rozwiązałoby to JOW, pewnie ma Pan rację, że nie. Czekam aż ktoś mądry to wyjaśni.
Kartka pisze, że niepójście karalne grzywną to byłby bunt. A przecież i tak blisko nam do innego przejawu buntu – oddawania głosów nieważnych. Samą mnie to coraz bardziej kusi i zastanawia. Parę lat temu krzyczałabym, że to nie ma sensu, ale teraz myślę, że równie bezsensowne są wybrane elity.
I bądź tu mądry…
PS. Czy aspekt niekonstytucyjności wyborów dwudniowych już rozstrzygnięto? A jeśli na nie, to czy nasze wejście do Unii zostanie unieważnione. To dopiero byłaby farsa…
Levar pisze:
2011-03-07 o godz. 11:34
Czy to TEN Lewar?
Gratuluję merytorycznego ciekawego wpisu. Dotychczas był Pan znany z niewiele wnoszących.
U Passenta, jeden z odprysków dyskusji mówił o naszych spadkobierców elit.
NIE MA. Wyginęli, wyemigrowali, zostali unicestwieni, sprostytuowali się.
Pozostało chłopskie społeczeństwo, z jego przymiotami.
Niestety, nie są spadkobiercami tamtej tradycji……
Mamy takie elity, jakie stworzyliśmy przez 60 lat….
Ktos slusznie wspomnial Belgie w kontekscie przymusowych wyborow.
Jest ona wlasnie najlepszym przykladem na to, ze wysoka przymusowa frekwencja wyborcza nie musi automatycznie odbijac sie pozytywnie na jakosci klasy politycznej. Belgia jest wlasnie tym krajem, ktory bije wszystkie europejskie rekordy w nieumiejetnosci sformormowania demokratycznego rzadu po ostatnich wyborach parlamentarnych.
Czy akurat w demokracji masa automatycznie przeradza sie w klase?
Mamy tutaj na blogu wiele osob, o nawet bliskich mi pogladach politycznych, ktore wciaz skarza sie, ze do wyboru pozostaje im zawsze tylko mniejsze zlo.
A czego my wlasciwie oczekujemy od partii ludowych w demokracji ?
Czy naprawde ktos wierzyl w to, ze w konserwatywnym i wciaz jeszcze roszczeniowym polskim spoleczenstwie mozna przetrwac jako partia ludowa z przeszlo 30% poparciem, jedynie jako oredownik podadku liniowego i prywatyzacji? Aby zdobyc i utrzymac takie wysokie poparcie spoleczne w demokracji trzeba czasami zrezygnowac z ostrych konturow politycznych.
System demokratyczny nigdy nie obiecywal zbawienia, a jedynie mozolne szukanie wiekszosci i konsensusu. Od zbawienia to sa calkiem inni Eliasze, ktorzy juz zawsze wszystko i wszyskich dla nas umieli zalatwic. Wiara w ostateczne i absolutne wybawienie polityczne, wydaje sie czasami byc rownie niesmiertelna, jak nadzieja. A w tym kontekscie niebezpieczenstwo „calkowitej mobilizacji ludzkiej glupoty” pozostaje zawsze i wszedzie realne. A wiec pozostaje tylko gdakac.
* Frekwencja w ostatnich wyborach do Sejmu była wysoka w powiatach miejskich, ew. podmiejskich – przekraczała 60, a nawet 70 procent. W powiatach wiejskich (z braku lepszej nazwy) – spadała poniżej 50, a nawet 40 procent. Czy jest sens na siłę krzewić obywatelską, wciskać ją pod strzechy?
Andrzej Mleczko narysował – bodaj w okolicach tamtych wyborów 2007 roku, niestety niedostępne w galerii POLITYKI – dwie panie w moherach. Jedna się pyta gorączkowo drugiej – głosowałaś? Nie – odpowiada druga – bo w Radiu mówili, że niska frekwencja przyja PiS, więc nie poszłam głosować.
* Czy partia wodzowska jest dobra czy zła?
Po postawieniu tak poważnego pytania, kilka pomocniczych:
– jak nazwać przeciwieństwo partii wodzowskiej, po prostu i banalnie – partia niewodzowską (rozdzielnie, czy łącznie jest oddzielnym dylematem);
– które partie są wodzowskie, czy bardziej wodzowskie? czy najbardziej wodzowski jest PiS, a najmniej PSL? itd.
Mnie się zdaje, że ordynacja wyborcza, JOW lub inaczej, mają niewielki wpływ na to. O wiele istotniejsza jest wewnętrzna konstytucja poszczególnych partii, jej statut i procedury. Np. partie brytyjskie wybierają przywódcę, i premiera w przypadku partii u władzy, w głosowaniu posłów tej partii (tzw. caucus), a ostatnie „agresywne przejęcie” było gdy konserwatyści odsunęli Margaret Thatcher. W Kanadzie, gdzie ordynacja jest bardzo podobna do brytyjskiej, lider partii jest wybierany na zjeździe delegeatów, czyli przez członków partii w procedurze dwustopniowej. Właśnie to powoduje, że partie kanadyjskie są bardziej „wodzowskie” niż brytyjskie.
* JOW ma z pewnością sens (większy) w systemach demokracji prezydenckiej, jak w USA. Tam partia jest mało „wodzowska”, pomijając prezydenta (gubernatora stanu) jako swoistego wodza, lokomotywę do zagrabienia urzędów federalnych (albo stanowych). Natomiast w kongresie (legislaturze stanowej) deputowany w większym stopniu reprezentuje swój okręg, interesy jego wyborców, dopiero w drugim rzędzie popiera linię partyjną, szczególnie przy ustawach o znaczeniu ogólnokrajowym, ale nigdy linia podziału partyjnego nie jest ostra, a prezydent nierzadko spiera się z przywódcami swojej partii w kongresie.
antonius pisze:
2011-03-06 o godz. 23:37
..nie chcę prowokowania pyskówki na ten temat
Szanowny Antoniusie,
z kim, ze mną może?
Czy to ja wyzywam blogowiczów od „swołoczy”?
Albo od „motłochu blogowego” a potem się mazgaję i płaczę, że mnie ignorują?
Czy to mnie charakteryzuje „zoologiczna nienawiść”?
Spokojnie, ode mnie takiego typu argumentacji proszę się raczej nie spodziewać ani też wyzywania nikogo od „blogowych trolli”. Pewnie, mogę być złośliwy, mogą mi się wyrywać emocjonalne stwierdzenia lecz bliżej mi byłoby raczej do użycia niecenzuralnego słowa ale wtedy czujny moderator mnie wytnie, no i dobrze.
Nie sadzę, byśmy mieli ochotę wzajemnie się poniewierać nawet jak będziemy się bardzo różnić, co z pewnością się zdarzy.
PS. A tak na marginesie, to u mnie w rodzinie zrazy zawijane też nazywa się roladami i wiem niestety co to jest ognisko hipodensyjne itd.itd.
Pozdrawiam, Nemer
Panie Adamie a może zamiast grzywny pieniężnej wprowadzić karę chłosty, łamanie kołem, przypalanie żelazem i temu podobne inne przyjemności ,oddziaływanie będzie dłuższe, podejrzewam że bardziej skuteczne. Przykro mi ale dwudniowych wyborów też nie popieram, w wyborach do UE chodziło o przekroczenie 50% w nadchodzących niekoniecznie. Widocznie 2 lata rządu Pis było za mało żeby to społeczeństwo coś zrozumiało, musi dostać bardziej w kość, coś co naprawdę zaboli i pozostawi trwały ślad.
Już chyba dla zachowania pewnej tradycji wklejam kolejny raz ten temat.
http://gazetapraca.pl/gazetapraca/1,90443,9211051,Beda_zwolnienia_w_administracji_rzadowej.html
Pozdrawiam
@ wiesiek59 pisze: 2011-03-06 o godz. 21:36
Hej Wiechu,
nie zauważono że dzięki „prof.” Bartoszewskiemu rozwiała się legenda KOR, S i Krk o wspaniałości II RP
Skoro w/g Bartoszewskiego ludzie w II RP byli hienami i ss to ta cała II RP też była syfiasta.
Dlatego syf jest w III RP która mieni się kontynuatorka II RP
„kraj w którym hołota robi za elity niema szans na przyszłość”
Adam 2222 pisze:
2011-03-07 o godz. 19:42
Z lekkim przekąsem stwierdzę, że wszystkie moje wypociny, ekstrapolacje, skojarzenia, zdają się psu na budę……..
Ale powtórzę raz jeszcze.
WSZYSTKIE ideologie, religie, prądy myślowe, filozofie, reguły gry, systemy moralne, prawa, tworzą LUDZIE!!!
W celu uzyskania przewagi nad przeciwnikiem, nagięto, czy złamano wszystkie obowiązujące na przestrzeni dziejów zasady.
Czy Średniowiecze, czy II RP, czy IV……
„władza jest największym afrodyzjakiem”……
Legendy, mity, święci, służą konkretnym- ziemskim celom grupy jakichś 7% populacji, nastawionej na dominację. Reszta, jak cielęta, czy owce, idą za przywódcą.
Od czego rozpocząć przedstawianie motywów ludzkich?
Biblii? Mahabharaty? Ajschylosa? Szekspira?
Wiara w szlachetność motywów jest bzdurna……
Bartoszewskiego szanuję, ale nie jest dla mnie żadnym autorytetem. Kult biografii jest u nas całkowicie przesadzony. Dla mnie ważniejszy jest Kołakowski, choć miał za sobą okres stalinowski. Bardziej liczą się publikacje, niż przypadki historii.
Adamie 2222 – zacznij od ortografii, gramatyki a potem się popisuj.
pod warunkiem, że wczesniej pomyślisz.
Pisanie nie zwalnia od myślenia – wierz mi.
@Nemer pisze:
2011-03-07 o godz. 18:31
Może się źle wyraziłem z tą „pyskówką”. Osobiście przeżyłem ich niemało w pracy i na blogach starej Silesii. Często dochodziłem do porozumienia mimo „pięknego” różnienia się, mam miłe kontakty z dyskutantami o zupełnie innych korzeniach i przeżyciach. Lubię wsadzać szpileczki, jeśli sie nadarza okazja, ale nie cierpię inwektyw wobec dyskutanta. Dlatego mi się miło przekomarza z wieloma blogerami P,P,S,D („Polityki”). My chyba „skrzyżowaliśmy szpady” już kilka razy i bez obrażania kogokolwiek. Z ET czasem się udawało, czasem nie i przestałem, Sławomirskiego nawet nie czytam, obrażał mnie bez potrzeby i powodu, więc go olewam i nie zależy mi na tym, aby czytał moje komentarze. Często podobają mi się komentarze cynamona, ale nie podoba mi się napastliwa forma nawet wtedy, gdy wydaje się uzasadniona.
Mam wspaniałą nowinę: Prezes zmienił proszki na stare! Zrezygnował z „anihilacji” i wrócił do obcych wyrazów na „d’ – „dyfamuje” swego brata – a może odwrotnie?
@ Kartko z Podróży- by tradycji stało się zadość. W tym artykule nie ma znowu krztyny informacji, o tym że te redukcje są racjonalne. Jedyna obawa premiera, to to, że obawia się zarzutów opozycji w czasie jesiennych wyborów. Nikt natomiast nie sprawdził gdzie są, bo są, przerosty w administracji publicznej. To tak jakby chirurg wyciął byle co, byleby operacja się odbyła, a pacjent przeżył najbliższe 24 godziny. Później nie umiera, bo to nieważne. Nikt nie sprawdzi, że wycięto wątrobę, a chory miał raka płuc.
Również popieram karanie grzywnami za absencję w głosowaniu. Bycie obywatelem państwa także składa się z obowiązków, w tym udziału w tworzeniu społeczeństwa obywatelskiego.
Tyveog z godz. 22:16
Ja to wklejam, bo kiedyś napisałem, że będe tych spraw pilnował, więc by sie wywiązać z wlasnej obietnicy z rosnącym zniechęceniem, co jakis czas, przypominam o biurokratycznych problemach premiera.
Wiem, że to jest pod publikę i sensu nie ma. No ale co zrobić.
Pozdrawiam serdecznie
A może zakazać wyborów, urny ukryć w podziemiach, wejście na hasło (przekazywane pocztą pantoflową,współcześnie to SMS-y). Frekwencja znacznie się poprawi.
Camillo pisze:
2011-03-07 o godz. 22:46
Również popieram karanie grzywnami za absencję w głosowaniu.
Proszę o sposób usprawiedliwienia nieobecności z powodu choroby, wyjazdu, czy z innej nie ulegającej wątpliwości przyczyny
A w takiej patrzcie państwo Belgii wybory są „przymusowe” brak udziału karany grzywną finansową a rządu jak nie było tak nie ma…
@Ojciec Piotr
Aż miło przeczytać. Mój importowany mąż od dawna prosi mnie żeby go nauczyć choćby jednego tyciutkiego brzydkiego słowa ale do tej pory nic nie wskórał. Ja natomiast jechałam sobie kiedyś metrem, naprzeciwko mnie siedziało 2 młodych Polaków, z wyglądu pracowników budowlanych. Ich konwersacja wyglądała tak: „pip pip pip pip moj szef pip pip” „pip pip pip no co ty pip pip pip” „wtedy pip pip pip pip mowie mu pip pip pip pip” co czwarty przerywnik jakies slowo. Tylko westchnąć.
@Notka pisze:
2011-03-08 o godz. 09:35
*** Ich konwersacja wyglądała tak: ?pip pip pip pip moj szef pip pip? ?pip pip pip no co ty pip pip pip? ?wtedy pip pip pip pip mowie mu pip pip pip pip? co czwarty przerywnik jakies slowo. Tylko westchnąć.***
Notko!
Nie smuć się! Tu jest co czwarte słowo, a ja znam ciekawszy przypadek. Kolega zawsze używał tzw. „wzrotów” i zabroniliśmy mu tego każąc w miejscu brzydkiego słowa powiedzieć: „Bum”.
Jak wyglądał jego najbliższy dowcip?
Bum, bum, bum, bum… – dupa!
Jestem za dwudniowymi wyborami i JOW. Niech ludzie głosują, ale też wiedzą na kogo głosują, wiedza jak rozliczać posłów. Przy głosowaniu na listy partyjne nie wiedzą nawet kto z ich okręgu zdobył mandat poselski. Nawet jak są w stanie wymienić, kto jest posłem, to nie wiedzą na czym polega ich praca, w jakich komisjach są posłowie. Wszystko to sprzyja nieczytelności i rozmywaniu odpowiedzialności stad pełno bubli prawnych, gdyby posłowie czuli odpowiedzialność przed obywatelami mniej byłoby bylejakiego prawa. A tak teraz posłowie to tylko maszynki do głosowania dla liderów swoich partii.
A może zamiast grzywny ulga podatkowa, do reklamowania przy składaniu corocznych deklaracji podatkowych ?
Tytułem zachęty, a nie kary ?
Swoją drogą, być efekt uzdrawiający dla polskiej demokracji miałoby uwolnienie partii ogólnopolskich od zarządzania na szczeblu lokalnym czy regionalnym poprzez tworzenie odrębnych, niezwiązanych programowo z partiami centralnymi partii niższych szczeblach zarządzania ? Do decydowania o budowie drogi czy o rozwoju gminy nie potrzebny jest test ze stosunku do kwestii smoleńskiej, do aborcji, czy do polityki zagranicznej państwa. Z pewnością nie zawsze są to kwestie decydujące w wyborach lokalnych, ale też wybory te nie są wolne od niechęci wobec interesującego w sumie kandydata, działacza samorządowego, niechęci opartej tylko na fakcie, że ów kandydat to – i to wpisać partię ogólnopolską, jaką reprezentuje.
Nie jest to oczywiście mój własny pomysł. Obserwuję powyższy system na codzień, w miejscu, gdzie istnieje wyraźny podział polityczny mający długą tradycję, i dzięki oddzielenie polityki prowincjonalnej od lokalnej ( przy jednoczesnym zachowanie hierarchiczności systemu administracyjnego), kiedy głosuję na mojego burmistrza, to głosuję według tego, co kandydaci mają do powiedzenia na temat podatków miejskich, wywozu śmieci czy programu ochrony terenów zielonych, a nie według przynależności kandydata w kwestii separacji prowicji czy rozdziału kompetencji między prowincjami.
Pozdrawiam
Jeszcze kilka słów w obronie „Częstochowy”, tzn. gadatliwego staruszka. Okazuje się, że obawy Bartoszewskiego o donos sąsiadów podczas wojny nie są czymś dziwnym lub nieuzasadnionym. Donosy Polaków na Polaków mają tradycję bardzo długą i nie można nijak zaskoczyć takimi informacjami świata.
Na blogu Stachurskiej znalazłem artykuł o spaleniu na stosie (w XVII wieku) wybitnego Polaka (i jego dzieła), pierwszego zadeklarowanego ateisty. Cytuję:
***Tym, co ostatecznie przesądziło o losie Łyszczyńskiego, był donos sąsiada, niejakiego Jana Brzoski, który nie chcąc zwracać pożyczonych ?stu tysięcy fortun?, wykradł Łyszczyńskiemu rękopis traktatu i napisał na niego donos.***
Tenże sąsiad był z pewnością Prawym Polakiem. Poza tym widać gołym okiem, że nadmiar wykształcenia szkodzi, bo pan Brzózka umiał napisać donos.
Więcej pod adresem http://www.polityka.pl/historia/1513370,1,pierwszy-polski-ateista.read#ixzz1G0ZFRbmB
Nie wiem czy ten link działa, u mnie nie, ale podałem źródło, wiec nie jest to plagiat w stylu Guttenberga.
Blogowicze Salonu24 bardziej sensowni niż ci z Polityki.pl?
Dziwna sprawa…Hmmm… Wiele komentarzy (na temat JOW) w salonie24 wydaje mi się sensowniejszych i wykazujących większą znajomość rzeczy, a także mniejszą naiwność (vide wpis Ralphosa z 11:43 powyżej) niż nieco sentymentalne i utopijne wpisy wielu bywalców tego bloga.
O tempora, o mores!
(Chciałem zobaczyć, jak to jest i wrzuciłem nieco zmodyfikowany mój tekst o JOW – których jestem zagorzałym przeciwnikiem – do salonu24, gdzie prawie wszyscy popierają JOW. Ale wiele ich argumentów jest całkiem rzeczowych. A tu – sama poezja i chciejstwo…)
Tuesday, March 8, 2011
Bez Babów to nie do się żyć !
Ósmy marca ! Kto nie pamięta goździka w celofanie i Święta w pracy, że każda ochlajmorda balowała do późnych godzin !
A na Śląsku śpiewali tak:
http://www.youtube.com/watch?v=bjOJDO5iEvE
W Dniu Kobiet – wszystkiego najśmieszniejszego !
Mw
Bądź proszę konsekwentny. Jeśli wyżej wysmażyłeś wykład cały, że wybrańcy mogą odpowiadać tylko przed narodem czyli przed sobą, to po kilkunastu godzinach nie wciskaj kitu, że Ci się podoba komentarz Ralphosa, w którym wyczytać można, że zaletą JOW jest poczucie odpowiedzialności posłów przed swymi wyborcami.
A co do pochwał Salonu24 to już od pewnego czasu miałem wrażenie, że tam się będziesz lepiej czuł. No i wyszło na moje – jak zwykle zresztą.
Pozdrawiam
Kartka z P. (03-08 o godz. 15:57)
Nie mam zamiaru pouczać Cię, starego wygę blogowego, co najwyżej przypomnienie.
Na blogu jest konsekwencja poglądów i są … jaja.
Jaj nie można wykluczyć przecie.
Dodam moj krotki komentarz do zdania Gospodarza o rzekomej napastliwosci wpisow na temat prof. B. Ktos nazwal go „gadatliwym staruszkiem” i ujmuje to w pewnym sensie sedno sprawy. W Polsce, w szeregach prawych dziennikarzy i opiniotworcow pokutuje termin „Obywatela Poza Wszelkim Podejrzeniem”, czyli osoby, ktorej opinie sa zawsze sluszne i poza wszelka dyskusja (mozna je jedynie popierac przez aklamacje). O tym, czy przystaja one do realnego zycia, czy tez nie, nikt nie mowi, twierdzac, z gory, ze krytykujacy wykazuje „zla wole” lub „zoologiczna obsesje/nienawisc”. Znam wiecej „gadatliwych/belkocacych staruszkow”, chocby chlapiacy jezykiem bez ladu i skladu wiceprezydent amerykanski- J. Biden, byly premer Kanady- J. Chretien (znany z „krasomowczych” porownan, po ktorych jego partyjni koledzy rumienili sie). moze dzieki nim, ogladanie czasami TV jest znosne jako forma komedii. Oczywiscie, zawsze znajda sie interpretatorzy snow, polecam ksiazke J. Kosinskiego „Being there” jako monografie tematu.
@mw, jeśli ktoś żywi obawy do JOW, to nie jest to chyba przejaw sentymentalizu i umiłowania utopijnych idei. Żywym przykładem tych obaw jest senator Stokłosa, który byłby już dawno spalony na liście partyjnej. Skoro on sobie dobrze radzi w obecnym systemie wyborów, to tym bardziej w JOW i nie będzie takiej siły, która go powstrzyma od kupowania sobie bezkarności. To właśnie my przeciwnicy JOW nie jesteśmy naiwni, ponieważ widzimy zagrożenia tego systemu wyborów.
@antonius, Bartoszewski broni się sam i to od dziesiątków lat, a jeśli nawet czasami coś palnie, to końca świata nie będzie. W końcu nie on wykreował znaną nam szykowną blondynkę Erikę, on tylko zareagował na demona napompowanego przez PiS.
Mam fajnych dwóch młodych znajomych policjantów, którzy dorabiają w niedziele na dyżurach w komisariacie i zamiast trochę odpocząć od tego „codziennego gnoju”, muszą wysłuchiwać procesji donosicieli, którzy znudzeni atmosferą niedzieli nie mają co robić, więc udają się na policję kablować na sąsiadów. Nie do wiary? Niestety.
@kartka z podróży
Gdyby tak podsumować ilość banałów, wypowiedzi od rzeczy a nawet oczywistych bzdur i mało sensownych linków, które ten szalony aktywista wpisał tu dzisiaj, bilans byłby imponujący.
Niby ma jakieś swoje poglądy czy pomysły (pomysły – na ogół niepoważne, wręcz śmieszne), ale chętnie zgadza się z innymi a do tego zawsze „pozdrawia” (taki miluś).
Taki uprzejmy, zgodny? Wzbogaca dyskusję ?A skąd! Psuje ją, zaśmieca i zamula. A po co, co go napędza? Otóż promuje swoją produkcję. Jest to po prostu namiętny, nałogowy grafoman, który walczy o jak najwięcej wizyt na swoim blogu – marnym zresztą (dla tych, co nie wiedzą: jak kliknąć na jego ksywę w czerwonym kolorze, to ląduje się w jego królestwie). Bierze zresztą udział w konkursach na największą ilość odwiedzin na blogu. Rasowy grafoman, to taki, który gotów jest nawet zapłacić innym, byle tylko przeczytali – a tu tylko trochę wysiłku w rozrzucaniu linków do swojej strony na innych blogach – cóż to jest!. A poza tym, jak wiadomo, może być z tego też trochę kasy (od każdego kliku).
Uważam, że to nieprzyzwoity sposób reklamowania swojej tfórczości: tu powinni przychodzić ci, którzy ciekawi są, co pisze autor bloga lub dyskutanci i, jeśli mają coś do powiedzenia, to chcą w tej dyskusji wziąć udział.
Pan „kartka” ma inny cel i jest tu tylko dyskutantem-pozorantem. Jeśli tak nie jest, niech przestanie promować swój blog i wpisuje się na czarno.
Jeśli tak się stanie (tu i na innych blogach w Polityce) – natychmiast przeproszę i odszczekam.
PS: jest wiele forów dyskusyjnych i blogów, gdzie takie postępowanie uważane jest za niezgodne z net-etykietą, nieetyczne i źle widziane lub wprost zabronione. To tak, jakby przychodzić z wizytą do cudzego salonu z wielkim plakatem reklamującym swój biznesik. Właściciel tego bloga wielkim i dobrotliwym liberałem jest…
Kartka 15:57
Nieporozumienie z tym Ralphosem: napisałem „vide wpis Ralphosa”, jako ilustrację naiwności („mniejsza naiwność” odnosiła sę do komentarzy w salonie). Pewnie stylistycznie to nie wyszło….
Zazwyczaj nie czuję się lepiej w salonie24 (zamieściłem tam ze sześć wpisów w 2007 r i wróciłem dopiero tydzień temu – cały czas znacznie lepiej czuję się w „Polityce”. Ale ostatnio, ze względu na zwyżkę ciśnienia politycznego (wybory tuż tuż), czuję potrzebę czegoś „ostrzejszego”, jakiejś konfrontacji, a przede wszystkim – czegoś nowego. Tutaj znamy się jak łyse konie, a poza tym, dla mnie, większość komentatorów tutaj, bardzo kulturalnych formalnie, pod względem treści to jednak kisiel. A ci „drastyczni” z kolei piszą tu od rzeczy. Również pewna czołobitność okazywana redaktorom, te różne „dziękuję, panie Adamie, za uznanie” itp. staje się powoli nie do zniesienia – oczekiwałbym raczej ciągłego ich atakowania, nieustannego sporu, tymczasem kłócą się tu najczęściej durnie, a rozsądni ludzie są na to zbyt dobrze wychowani (czyt. sparaliżowani), niewładni ostrzej stawić się Passentowi, Szostkiewiczowi – pewnie chcą być przez nich zauważeni i pochwaleni??? Tam, w salonie24, np. w dziale „Salon Heretyków” (zajrzałem po raz pierwszy dziś dopiero) piszą dowcipnie, a przy tym na tematy bieżące, polityczne, dość konkretnie. No i jest żywsza wymiana zdań między komentującymi oraz miedzy komentującymi a autorami, bo to są pojedyncze dyskusje, na jeden temat, zazwyczaj krótkotrwałe. Plus, niebagatelna sprawa, natychmiastowe pojawianie się wpisów i komentarzy – natychmiastowa reakcja, odpowiedź, szybka, krótka, cięta riposta, albo (częściej) śmiechu warte jeremiady różnych moherowych beretów i innych dziadków parafialnych (może, gdy rozejrzę się tam szerzej, to mnie zniesmaczy, jak tutaj różne antysemickie i „smoleńskie” wypociny. Może to też kwestia nastawienia: tam patrzę na te brednie jak na jaja, a tu spodziewam się jednak czegoś innego… Poza tym, prowadzący poszczególne działy mają jednak pewien kontakt z co bardziej produktywnymi autorami; nie chodzi o żadne pochwały czy nagany, ale porady, skierowanie do działów: porobili ich mnóstwo, to dobry chwyt marketingowy – salon jest o niebo nowocześniejszy technicznie i technologicznie, nawet ta jego prawicowość, pomijając idiotów, jest „dynamiczniejsza”). No, można się pośmiać. Tego, rzeczywiście, brak mi na blogach „Polityki”, płynących jak mulista rzeka…. To znaczy, brak mi tego w okresie, gdy politycznie coś się dzieje, w okresach okołowyborczych. Poza tym, to chętnie pasę się na tutejszych łączkach…. Sprawiają niekiedy wrażenie bardziej elitarnych (czy to słowo jeszcze coś znaczy? i co? – piszący tam, mówią to samo o salonie24….)
Wywazamy otwarte drzwi. Sa kraje , gdzie udział w wyborach jest obowiązkowy. Mozna nie brać udziału za odpowiednia opłatą. Wprowadżmy taką opłatę! Np 500 zł za brak udziału w wyborach parlamentarnych. To doipiero bedzie zwycuięstwo demokracji . Stalin i Bierut będa nam zazdrościli frekwencji.
A jednoczesnie trzeba umożliwić ustaowo głosowanie droga pocztową: tradycyjna i elektroniczną. A potem niech PKW i inne komisje siedza i liczą. Akt wyborczy trwa od kilkunastu sekund do kilku minut , a nie godziny czy doby. Czas zabiera dotarcie do komisji wyborczej. Skoro zatem można składac PIT drogą pocztową: tradycyjna i elektroniczną, to co przeszkadza byśmy ta droga dokonali wyboru posłów i senatorów?
Z wyrazami szacunku dla Gospodarza
Jerzy Rasała
Brawo Tusk! Nie ugiął się, nie dał się zastraszyć. Podjął trudna, rozsądną, właściwą i dobra dla zdecydowanej większości decyzję. Gratuluję i życzę powodzenia w „przepychaniu” ustawy przez tę sejmową magmę.
@Kartko z P.
Jak ironia się nie uda, z powodów „stylistycznych” (a nie z braku wystarczającego sygnału, że to ironia), to serwują nam blogową jejecznicę.
Pozdrawiam Zyks
Zerknij łaskawie piszac do mnie komentarz na pole powyżej ramki w której piszesz. Nad kodem masz rubrykę „strona www”. Takie rubryki istnieją na większości istniejących w sieci blogów – są ich miliony. Ta rubryka służy komunikacji między blogowiczami. Gdziekolwiek się wpisujesz – jeśli prowadzisz blog – możesz wpisać jego adres. Takie są obyczaje w sieci. To służy komunikacji. Nie ja to wymyśliłem tylko społeczność internetowa. Natomiast promocji blogu służą kontrowersje wokół komentarzy. Ponieważ od wielu miesięcy wzbudzasz swym pieniactwem zainteresowanie moją osobą to chciałbym Ci publicznie podziękować za popularyzację mego blogu. Każdy Twój wpis pobudza ostro mój licznik. W zasadzie powinna Ci podziękować również grupa onet ponieważ blog na ktorym piszę jest jej wlasnością. Tak więc to ona czerpie zyski z klikalności.
Zyks, jeszcze raz dziekuję za promocję w imieniu grupy onet i swoim.
Mw
Ale dziś buntowniczo jesteś nastawiony. A ja czasem się obawiałem, że za ostro piszę w tych naszych dyskusjach i przekraczam granice. Bardzo sobie cenię dyskusje z Tobą i nie chciałem Cię po prostu urazić.
Dzięki za tę deklarację o znużeniu którego doświadczasz polemizując między innymi ze mną. Obiecuję, że postaram się podnieść Ci poziom adrenaliny – nie mówiąc już o ciśnieniu. O ile oczywiście nie znikniesz w Salonie24, bo ja tam nie bywam.
Pozdrawiam
Telegraphic Observer z godz. 19:09
Czasem ironia nie wychodzi. A czasem ironię swego komentarza rozumie tylko jego autor. Ja to rozumiem ponieważ piszę „na gorąco”. Po prostu odrywam się od swojej roboty, zaglądam na blog i dla urozmaicenia wpisuję komentarz. Przyznaję, że zdarza się iż wpis mi nie wychodzi.
I tak podchodze też do tego co tutaj czytam. Gdy nie rozumiem zwykle zakladam, że piszący miał dobre intencje i się nie czepiam. Bo przecież ktoś może mieć zły dzień, spaprany nastrój, jakieś kłopoty … . Tak więc „jajecznica blogowa” mi nie przeszkadza, bo sam czasem w niej mieszam widelcem.
Pozdrawiam
Tylko ciekawe czy przedłużenie głosowania z jednego do dwóch dni zwiększy znacząco frekwencję? Czy nie jest, że jak ktoś chce pójść to i tak pójdzie głosować a jak nie chce do go nawet końmi nie zaciągną? W pierwszym dniu głosowania w referendum akcesyjnym była frekwencja niecałe 20%, a w drugim wynosiła blisko 40%. Ciekawe ile osób nie idzie na wybory w niedzielę, bo nie ma czasu lub nie może, 2%, 10% czy 20%? Tego się chyba nie dowiemy…
Fraszka na zazdrosnego grafomana z Andsola wzięta:
Autor co nie ma odzewu
Jest biedny jak norka na słupie,
Nocami mamrocze po cichu
Że czemu go zapomnieli?
Zyks!
Przysypiam!
Przywal mi!
Jestem całkowitym przeciwnikiem JOW, ludzie opowiadający się za tą ideą i dający przykład np. Wielkiej Brytanii nie znają tamtego systemu politycznego.
Z drugiej strony uważam, że Tusk podjął fatalną decyzję, poszedł na pasku lewicowców i przeciwników strukturalnych rozwiązań gospodarczych. No ale wybory za pasem.. Jak Tusk jest liberałem, to ja jestem kaczką z ananasem.
Boni przegrał z Fedak, niech żyje Tusk!
W tej chwili nie wiadomo ile PSL z min. Fedak na czele jeszcze wyrwie Tuskowi w zamian za 190 mld „oszczędności” do 2020 roku. Tusk kilka miesięcy temu próbował przewodzić antyPiSowej koalicji, a teraz musi się bronić przed falangą koalicji antyPlatformiarskiej. Bo min. Fedak (w koalicyjnym rządzie Tuska) wbrew zapisom uzgodnionego projektu rządu – jak dowiaduje się GW od posłów PSL – chce dobrowolności uczestnictwa w OFE, w koalicji z PiS, SLD, OPZZ, „Przegląd-Tygodnikiem” i sporą grupą blogowiczów. Koniec z „PRZYMUSOWĄ składką na prywatne fundusze emerytalne”!
Jedni twierdzą, że Tusk to dyktator, inni chyba przez daleko posuniętą przyzwoitość nie nazywają go marionetką. W moim rozumieniu, jest on niewolnikiem budżetu państwa, który został od strony systemu emerytalnego rozmontowany już dwie kadencje temu. Znów zginął sztygar w kopalni, zupełnie bez sensu. Czy nie można tego górnictwa sprywatyzować i wreszcie wycenić, ile jest warte życie górnika. Czy to całe kopalnictwo się jeszcze opłaca, ile społeczeństwo do tego dopłaca? np. przez fundusz emerytalny. Reforma Buzka-Balcerowicza miała na celu wyrwanie systemu emerytalnego z układu transferów wyrównujących dochody bogatych i biednych. I w pewnym stopniu to się udało, ale wkrótce rozpoczęło się rozmontowywanie. „System emerytalny oparty na idei trzech filarów nie zostanie zdewastowany, znaleźliśmy rozwiązanie, które czyni go bezpiecznym” – mówi premier Tusk – … dostawimy czwarty filar. Jak go nazwiemy? – filar IIb. Nota bene, jego rewaloryzacja będzie najgorsza spośród wszystkich filarów, ale w zamian saldo rachunku będzie można dziedziczyć, w odróżnieniu od I filara. System nie jest zdewastowany, lecz robi się coraz bardziej poplątany. Jeszcze jak dojdzie możliwość wyboru między filarami II i IIb, albo IIb i I.
Boki zrywać – jak mawiał Kisiel.
krzysztofsiuda 20:02
Wszystko zależy od tego, co rozumiemy przez „znacząco zwiększy frekwencje”.
Jeśli założyć, że w drugi/pierwszy dzień pójdą do urn wyborcy o takim samym „profilu” politycznym, jak w pierwszy/drugi dzień, to, oczywiście, nawet 100% zwiększenie frekwencji niczego nie zmieni (poza czymś tak ulotnym, jak „większa” legitymizacja rządu wybranego przez 26mln wyborców niż takiego wybranego przez 14 mln).
Natomiast istotne znaczenie takie przedłużenie wyborów ma, gdy w drugi dzień głosują ludzie o innych „poglądach” politycznych niż w pierwszy dzień. Wtedy zależy wszystko od tego, jak duża jest ta różnica. No i – dla każdego z nas, ze względu na nasze własne poglądy – jak, politycznie, wygląda ta różnica.
Jeśli, np. w drugi dzień pójdą kolesie, którzy dla jaj, albo z czystej głupoty, zagłosują na SLD – to wolę wybory jednodniowe. Jeśli w pierwszy (dodatkowy, sobota) dzień pójdą ludzie pracujący w niedzielę, na zmiany, itp., głosujący na PiS – to wolę jednodniowe. Jeśli w drugi dzień nastąpi „mobilizacja” wyborców na skutek „przecieków” różnych mniej lub bardziej rzetelnych sondaży czy plotek o frekwencji w tej czy innej części kraju – to wolę wybory jednodniowe. Jeśli dwudniowe wybory będą miały frekwencję większą o np. 8% niż jednodniowe, a różnica w poglądach między tymi dwoma dniami będzie, np., 25 proc. na korzyść jednej partii (czyli 2 pkt. proc.), a wynik wyborczy po pierwszym dniu dawałby jednej z tych partii wygraną rzędu 10 – 12 pkt. proc – to też nie ma sensu robić wyborów dwudniowych.
Wybory dwudniowe popieram tylko pod jednym warunkiem – że pozwolą wyraźniej wygrać partii rozsądku i wyraźniej przegrać partiom frustratów, obrotowych, plastikowych ślizgaczy i innych stokrotek.
Taki już jestem.
@Kartka z P. (19:45)
Uważaj z mieszaniem jajecznicy widelcem, gdy patelnia teflonowa jest.
Fakt, że patelnia blogowa nie jest wcale teflonowa, przypala się na niej co i raz. Wrzucisz bekon kanadyjski, dym zaraz leci i łzy wyciska jak cebula, lejesz jaja kury polską pszenicą karmionej – skwierczą. Cyganie sprzedawali na placu przed kościołem, to były patelnie.
Ironię też trzeba umieć schwycić, ale tej konkretnej, „stylistycznej”, nie udało mi się wyłapać. W końcu trzeba znać kontekst, w którym autor pisze. Ażeby to mieć w garści, trzeba znać jego „literaturę”, przynajmniej kilka ostatnich wpisów mieć w głowie i wiedzieć co go dziś gnębi.
Z drugiej strony, pisać należy teksty krótkie. Ty piszesz krótko, ostatnimi czasy (miesiące jeśli nie dłużej). Fundamentalna też jest rewizja komentarza przed „dodaniem”. Jak się go czyta? jak on brzmi? czy trzyma całość? a jeśli ma części, to czy są one wyraźnie rozdzielone?
Telegraphic Observer z godz. 21:33
Pisałem kiedyś, że to się tak skończy. Nie wiem czy PSL chce coś ugrać dla siebie za obronę dzisiejszych ustaleń w Sejmie. Do wyborów kilka miesięcy a współrządzenie fatalnie się odbija na poparciu, na słupkach. W sam raz czas by przejść do opozycji – na dokładkę z takim atutem jak dobrowolny udział w OFE i ukaranie przykładne zlodziejskich, obcych krwiopijców z tych funduszy. Lud przecież aż się pali do tego. Tak więc może być – zresztą zapowiadany przez Fedak – skok na OFE w wykonaniu PSL, pis i SLD. Stacza się Donald Tusk po równi pochyłej.
No ale to jego sprawa – trzeba było na czas robić budżetowe reformy. Trzy lata na to mial.
Pozdrawiam
zyks napisal: Pan ?kartka? ma inny cel i jest tu tylko dyskutantem-pozorantem. Jeśli tak nie jest, niech przestanie promować swój blog i wpisuje się na czarno.
masz racje, to skandal, prosze kliknij tu 8)
pozdrawiam 😉
Panie Redaktorze Szostkiewicz,
Dwudniowe wybory? Czy ja wiem?
Gladiator jak wchodził do Collosseum , to się raczej szybko uwijał.
Patrząc na inne kraje Europy, wynik wyborów nie wynika z ich
długotrwałości, a raczej i na pewno, ze świadomości obywatelskiej
danego Narodu.
Ot i przykład:
„Osiołkowi w żłoby dano: w jednym owies, w drugim siano.”
Czy osiołek, od tego nadmiaru wybory, nagle zmądrzał?
Miał dylemat – to pewne.
Ale czy zmądrzał?
Pozdrowionka.
P.S.
Wielkie gratulacje dla Premiera Tuska!
To się nazywa klasa!
Pozdrowionka.
@Torlin (20:54)
O czym Ty mówisz, że „fatalna decyzja”? O redukcji składki do OFE?
O kim Ty mówisz, że „nie jest liberałem”? O Tusku>
Wg. klasyfikacji Jacka Żakowskiego („Najjaśniejsza patologia”), liberałem był Balcerowicz w 1989-91, w 1997-2000 był neoliberałem, a to zasadnicze różnica. Liberał brzmi dumnie, neoliberał jest patogenny. A więc, skoro mamy się odczepić od Tuska – jest on liberałem.
Ale już zupełnie poważnie, jakie jest najlepsze Twoim zdaniem rozwiązanie? Takie skakanie po etykietach, chwilowych krytykach jest bez sensu. Przedstawmy to holistycznie, zarys rozwiązania budżetu i emerytur w roku 2011 i w perspektywie dekady.
Będę wdzięczny
… zimny drań (21:52) – podejrzewałem to od dawna.
Ale nie zgadzam się: mamisynki i lalusie w niedziele, stokrotki i dewotki w sobotę, albo na odwrót, czarne przegrywa, czerwone wygrywa – wszelkie tego typu założenia są nieładne. Jeden dzień z zasady powinien wystarczyć. Demokracja i postawa obywatelska to przede wszystkim jest wysiłek i świadomość, albo w odwrotnej kolejności.
A obrotowe to są partie, nie wyborcy. Wykluczyć je! Tak się zastanawiam, czy prawdziwi, zagorzali zwolennicy Tuska, nie tacy od święta, ani od jednej słusznej decyzji, czy byliby oni skłonni poprzeć większość Platformy Tuska?
Czy Żakowski poparłby takie rozwiązanie? Nie wypowiedział się jeszcze w tej sprawie, ale na podstawie wielu jego dawnych komentarzy – mocno wątpię?
Więc zasadnicze jest pytanie, proste – bez koalicyjnych układanek:
Czy jest Pani/Pan za większością w Sejmie dla PO i Tuska jako premiera?
TAK – NIE
@Kartka z P. (22:05)
Jedno, silne moim zdaniem, usprawiedliwinie napisać można dla Tuska.
Był kryzys, wszelkie kalkulacje budżetowe wisiały na włosku, po prostu wiele było nie do przewidzenia w sensie makroekonomicznym. Owszem, można było ściąc pochówkowe wcześniej, ale to niewiele by zmieniło. KRUS dla bogaczy – nie do ruszenia ze względu na koalicjanta, czyż nie tak? Poza tym falanga ekonomistów za plecami z Belką (jeszcze nie w NBP), że cięcia wydatków hamują mizerny wzrost, który wcale nie był pewien przez dobre 2-3 kwartały 2008/9. Dobrym okresem na reformy były lata 2005-7, lata 2011-15 też mogą być dobre.
Drugi punkt usprawiedliwienia to byłyby reformy emerytur pomostowych, circa 2 mld oszczędności w budżecie 2010 z dalszymi korzyściami w perspektywie.
Telegraphick Observer
Jakie reformy? Kto będzie przeprowadzał reformy skoro pod ręką leży fura pieniędzy z OFE? Jeśli nie sięgną po nie po zapowiadanym posiedzeniu sejmu to sięgną po wyborach. Pokaż mi partię zinteresowaną jakimikolwiek reformami. Czy jest partia reprezentująca ludzi chcąch miec niezależne od panstwa emerytury? Jeszcze przed kilkoma iesiącami było nią PO. A teraz kto jest?
Jeśli przechwycą jak planują te składki to jeszcze przed wyborami dadzą podwyżki budżetówce, emerytom i podwyższą zasiłki rodzinne. Nie rozumiesz, że ten obłudny raban, ktory emeryci urzadzają na blogach w sprawie OFE jest tylko z tym związany. Przecież większość piszących tutaj nie oszczędza w OFE.
Pozdrawiam
T.O.
Uwielbiam Twoje teksty, ale nie namówisz mnie na żadne dłuższe. Jestem wreszcie na urlopie i nic nie muszę. Dla mnie to jest błąd, ale co ja zrobię, że coraz popularniejsze są poglądy Jacka Żakowskiego. Ubrany w szaty liberała promuje większy wpływ państwa na wszystko. To mi przypomina rozmowy po zlikwidowaniu Radia Jazz. „O co ci chodzi, przecież w dalszym ciągu nadają jazz”. Chilli ZET to nie jest jazz, to tylko udaje jazz, tak jak Żakowski udaje liberała. Jest po prostu zafascynowany etatyzmem i widzi to rozwiązanie jako jedyne. Lepiej, żeby państwo zainterweniowało, zainspirowało, przypilnowało. Bo obywatel sam o sobie nie pomyśli.
I ciągle powtarzam to samo. Przy takim myśleniu oczywiście wszyscy czekają i żądają. Ja się będę ubezpieczać? Po co? Przecież państwo ma mi dać tyle, co z ubezpieczenia. Aparatura stoi niewykorzystana po południu w szpitalach? Niech stoi, a bez kolejki nikogo nie wpuścimy. Mam jedne studia za darmo? To chcę robić drugi fakultet też za darmo.
Przyznaję szczerze, że w jednym obszarze moje poglądy trochę odstają. To jest rolnictwo. Ja wiem świetnie, że dopłaty nie tylko konserwują rolnictwo polskie, ale też tworzą nową kastę posiadaczy ziemi pt. „mieszkam w mieście, a odbieram dopłaty”. Ale tu wchodzimy na teren, za który rzeczywiście odpowiada państwo. Jest to przyroda, bogactwo lasów, pól, łąk, zróżnicowanie przyrodnicze, ptaki, mieszkańcy lasów, i związane z tym sprawy kulturowe. Tutaj nie możemy pójść na całkowite zliberalizowanie – tu się zgadzam z Francuzami – te sprawy są ważniejsze od tego, że część mieszkańców wsi dostaną pieniądze za nic. Przyszłe pokolenia nam za to podziękują.
Kartka 23:42
Kartko, przecież nikt nie oszczędza w OFE! Co to za oszczędzanie, które polega na odkładaniu w jednej części planu emerytalnego sumy pieniędzy, wyjętej uoprzednio z innej części tego samego planu?
Jeśli masz pieniądze na koncie w banku A, a potem cześć tych pieniędzy przenosisz na konto w banku B, to znaczy że w pierwszym przypadku nie oszczędzałeś, a w drugim oszczędzasz? Albo, że dopiero po przeniesieniu tej części pieniędzy do banku B – oszczędzasz?
Co Ty opowiadasz? Żaden OBOWIĄZKOWY dla wszystkich plan emerytalny NIE jest oszczędzaniem! Jeszcze za chwilę powiesz, że oszczędzamy, płacąc podatek od dochodu, VAT od skarpet i akcyzę od Rieslinga, co?
Mw
Mylisz się. Już Ci zresztą o tym pisałem. W OFE odkładasz realne pieniądze – masz ich rachunek. Ile odłożysz tyle masz. Z tych realnych pieniędzy ma być w przyszlości wypłacana oszczędzającemu emerytura. W ZUS finansujesz na zasadzie solidarności pokoleń bieżące emerytury i masz obietnicę uzyskania określonej emerytury w przyszłości. Emerytury finansowane zresztą podobnie czyli przez pracujących w przyszłości platników składek. Problem polega na tym – wynika to z demografii – że w przyszłości wpłat czy płatników będzie za malo w stosunku do potrzeb emerytów. Własnie perspektywa zapaści demograficznej znana od lat stała się powodem zmiany systemu emerytalnego przez Buzka. Skape emerytury ZUS – owskie w przyszłości miały być uzupełniane przez Fundusz Rezerwy Demograficznej – od mniej więcej 2020 roku – zasilany z odpisu od składek i prywatyzacji. Na marginesie – ten fundusz został już przeżarty w ubiegłym roku. Natomiast uzupełnieniem znaczącym emerytury ZUS-owskiej miało być w przyszłości dodatkowe świadczenie z OFE. Plus oczywiście z nieobowiązkowych – jeśli ktoś do nich należy. Żeby nie zadłużać budżetu przez dopłaty do ZUS należało po prostu skończyć reformy Buzka czyli ograniczyć inne koszty funkcjonowania państwa. Niestety tego nikt nie zrobił i przez 11 lat rósł dług, ktory skrupił się akurat na ekipie Tuska.
I wszystko na ten temat
Pozdrawiam
Kartka 17:53
Nic podobnego. Tak jak to dziś podkreślają w prasie: państwo jest ostatecznym gwarantem emerytury, czy to ZUS-owskiej, czy OFE-owskiej. Tyle że w przypadku ZUS to głównie państwo decyduje o tym, kiedy wypłaca tę gwarancję, natomiast w przypadku OFE – decyduje o tym rynek, w coraz większym stopniu zagraniczny (akcje spoza Polski), na którego wzloty i upadki państwo nie ma wpływu.
Jeśli chodzi o „zapaść demograficzną”, grożącą ZUS w odległej perspektywie (Rybiński, komentując dziś plany pozwu zbiorowego, posługuje się perspektywą 50 lat!) – to nic pewnego na ten temat nie wiadomo. Jeszcze kilkanaście lat temu taka „zapaść demograficzna” groziła Francji. Dziś ma ona najwyższy wskaźnik dzietności w Eurolandzie.
Nie daj się bujać, Kartko!
(Konieczność ograniczania kosztów przez państwo to także reformowanie nieuzasadnienie kosztownych instytucji.)
Mw
Mylisz się. Państwo nie jest ostatecznym gwarantem emerytury w określanych dziś na przyszłość wysokościach. Minister Fedak tak widzi tę gwarancję – „Po osiągnięciu przez ubezpieczonego wieku emerytalnego i przepracowaniu wymaganych lat pracy każdy otrzyma minimalną emeryturę, nawet gdyby środki zgromadzone w tzw. I i II filarze nie wystarczyły na takie świadczenie.” Mowa jest o minimalnej emeryturze a ludzie nie pracują i nie płacą składek po to by uzyskać minimalne świadczenie. Panstwo gwarantuje jedynie minimum. Tak jak w tej chwili bezdomnemu łóżko w noclegowni i talerz zupy.!!!
Jeszcze raz proszę – zerknij do prognoz demograficznych. Wklejałem i tu i u Passenta chyba z pięć razy ich analizy. W demografii nie ma cudów – kobiety rodzą coraz później, dzieci jest malo. Francja na ktorą się powołujesz prowadzi od czasów De Gaulle’a konsekwentna politykę pronatalistyczną – tylko kilkudziesięcioletnie, kosztowne działania plus przyjmowanie emigrantów, ktorzy tworzą wielodzietne rodziny pozwala im lagodzić, niwelować cywilizacyjne zjawisko niżu demograficznego. Drugi przykład udanej polityki pronatalistycznej to Szwecja. Ale na taką politykę w Polsce z rozmaitych powodów nie ma szans. Więc nie wierz w cuda. Problemy z wypłatą emerytur zaczną się za dziesięć lat. O ile ktoś wczesniej nie przeprowadzi reform.
Pozdrawiam
# staq pisze:2011-03-07 o godz. 20:43
„Adamie 2222 – zacznij od ortografii, gramatyki a potem się popisuj.pod warunkiem, że wczesniej pomyślisz.
Pisanie nie zwalnia od myślenia – wierz mi.”
Następny Geniuszem się ogłosił.
Nie rozumiesz, nie lubisz, nie czytaj, to za proste dla Geniuszy takich jak Ty
NIE dla dwudniowych wyborow, a dlatego ze (cytuje i zgadzam sie w 100%):
Przyczyny są trzy:
1. Wybory i tak kosztują podatnika mnóstwo kasy, płacenie za dwa dni siedzenia w komisjach wyborczych byłoby w tym momencie lekką przesadą.
2. Jeżeli dwa dni, to pytanie które dni. Sobota i niedziela? To nie zwiększy frekwencji, bo kto wyjedzie na weekend, to wyjedzie na te dwa dni właśnie. Niedziela i poniedziałek? A kto z członków komisji zechce brać urlop w pracy, żeby siedzieć w komisji jeszcze i we wtorek, bo w poniedziałek i tak siedzi, żeby liczyć głosy po niedzieli. Ponadto lokale wyborcze nie są specjalnie budowane do głosowania, zatem w poniedziałek przeważnie zajmują się tym, do czego są przeznaczone. Pozostałej zatem weekend.
3. Konstytucja RP jednoznacznie mówi, że na wybory przeznacza się dzień wolny od pracy, a nie ?dni?. Dodam, że w Polsce wolne od pracy ustawowo są jedynie niedziele i święta. Nie są dniami wolnymi soboty, zatem ustanowienie wyborów w sobotę i niedzielę będzie niezgodne z Konstytucją. W tym miejscu prezes Kaczyński ma 100% racji i zwolennicy dwudniowego rozwiązania powinni to niezwłocznie wziąć pod uwagę, aby nie okazało się, ze wprowadzą dwudniowe głosowanie w sobotę i niedzielę, które się odbędzie, a następnie głosowanie to okaże się (bo się okaże) niezgodne z Konstytucją i trzeba je będzie powtórzyć (koszty!). Zatem dwa dni mogłyby przypadać jedynie w dwie niedziele, co oznaczałoby ciszę wyborczą trwającą ponad tydzień. Jest oczywiste, że dopilnowanie takiej ciszy byłoby co najmniej trudne, jeśli nie niemożliwe ? i kosztowne.
zrodlo: http://lubczasopismo.salon24.pl/publicystyka/post/282571,nie-dla-dwudniowych-wyborow