Santo, ale nie subito
W mediach i Kościele huczy o opóźnieniu beatyfikacji Jana Pawła II. To rozczarowanie nie jest racjonalne. Żadnego terminu oficjalnie Watykan nie wyznaczył, to w Polsce mnożyły się i mnożą sugestie i spekulacje na ten temat.
W Rzymie spekulacje są zgoła inne. Gola samobója strzelił beatyfikacji ks. Oder, tak zwany postulator procesu beatyfikacyjnego papieża Polaka. Oddał sprawie niedźwiedzią przysługę, bo wydał książkę wykorzystującą poufne materiały gromadzone na potrzeby beatyfikacji.
W polskiej prasie podaje się przykłady: listy papieża wyrażające gotowość do dymisji, jeśli taka będzie wola Kościoła i katechezę o zamachu Agcy. Za to nie znalazłem wzmianki o tym, co akurat bardziej zainteresowało media włoskie w książce postulatora: że papież praktykował umartwianie. Między sutannami miał pas do samobiczowania.
A to w dzisiejszym świecie kultury masowej. wychowanym na Danie Brownie i nic nie wiedzącym o kościelnej tradycji ascetycznej, musi się kojarzyć z dewocją a la Opus Dei, a to jest skojarzenie fatalne dla wizerunku Wojtyły. Oderowi o to na pewno nie mogło chodzić, ale wyszło odwrotnie. Chciał pomóc, przyspieszyć, zafrapować , bo motyw sławy i pieniędzy wykluczam, a zbulwersowani prałaci zareagowali sprawieniem przykrej niespodzianki wszystkim, którzy oczekiwali, że to już, że w rocznicę wyboru Wojtyła będzie błogosławionym Kościoła.
Ale bez przesady. Późniejszy termin to żadna katastrofa. Karol Wojtyła jest niezagrożony. Nawet jeśli beatyfikacja nastąpi za rok, to i tak bardzo szybko jak na watykańskie młyny.
Dlatego za bardziej znaczącą uważam wiadomość o petycji dziewiętnastu katolickich teologów i historyków do Benedykta XVI, aby opóźnić beatyfikację Piusa XII. Chodzi im oczywiście o kontrowersję, czy papież zrobił wszystko, co było możliwe dla ratowania Żydów od nazistowskiej zagłady.
Uważają, że pełnej odpowiedzi trzeba szukać jeszcze gruntowniej, a to wymaga czasu i większego dystansu. Nie są przeciwko kanonizacji, lecz przeciwko pośpiechowi, którego skutki mogą stosunkom katolicko-żydowskim nieodwracalnie zaszkodzić.
Inicjatorami są amerykańscy księża profesorowie John Pawlikowski, etyk i Kevin Spicer, historyk. Tak jak reszta podpisanych zajmują się dialogiem katolicko-żydowskim i studiami nad Holokaustem. Podkreślają, że sprawa Piusa XII nie jest tylko powodem troski Żydów, a tak się ją zwykle przedstawia, lecz także katolików. Wśród sygnatariuszy nie ma nikogo z Polski.
XXXX
Kapuściński
Z wpisów pod blogiem o pozwie pani Kapuścińskiej wynika, że nie wszyscy ich autorzy zrozumieli mój zamiar, jak choćby Telemach czy Torment. Nie piszę o samej książce, nie oceniam jej, piszę o dobrym prawie wdowy do wstrzymania jej publikacji przez sąd. Zastanawiam się nad tym, jak mogło dojść do tego konfliktu.I co w tym dziwnego, Rysberlin, że wolę światłocień niż rąbankę? Przy okazji wyszła w dyskusji kwestia wolności słowa, np. w wpisie autorstwa to ja. Uważam, że jej ograniczenie, ale tylko w wyraźnie określonych prawem sytuacjach, nie jest sprzeczne z liberalną demokracją. Zaciekawiła mnie wywiązana dzięki wpisom m.in. Kartki z podróży i Heleny pod-dyskusja o korespondentach wojennych i globalnych. Intrygujące wydały mi się poetyckie przywołania miłosne – chwila świeżości, dzięki! Ossa: zgoda, ale kto wpada w histerię?! (zob. wpis kzp). Leon: miałem na myśli instynkt doświadczonego wydawcy, a zdanie Illga o przyjaźni zrozumiałem tak, że publikacja w formie oryginalnej, bez korekt, wyrządziłaby Kapuścińskiemu krzywdę, a bronić sam już się nie może (por. wpisy Doroty Szwarcman i Heleny). Tatiana.Larina ? dzięki za odsyłacze, ale polecam też ich krytykę w innych wpisach. Spin doctor: domyślam się, że nie lubi Pan III RP w jej obecnym kształcie, ale z tą ,,tak zwaną” opozycją demokratyczną to chwyt brzydki. Michał: cytaty interesujące; stasieku: słuchałem Bratkowskiego i ja, wytykał mediom powierzchowność słusznie, ale może w takim razie wysłałby kogoś ze Studia Opinii na taki prawdziwy wywiad z prezesem Kaczyńskim?
Wojna polsko-białoruska
Ciekawe te wpisy krytyczne wobec frakcji pani Borys, ale ponieważ anonimowe, nie wiadomo, jak prawdziwe; Grzegorz: wyrażenie Polacy Borys oznacza jej stronników. Nih ? zero zrozumienia, por. wpis Heleny. Stan ? dobry pomysł. Kartka z podróży, PA 2155: wszystko dobrze, ale czemu przeciwko orientacji proeuropejskiej (chyba że źle zrozumiałem). Spin doctor: no,no, dzięki za wykład. MW ? no właśnie. Wodnik53: OK., a słowa stadność użyłem w sensie konformizmu, owczego pędu za stadem i jego przywódcą, czego nie cenię, kolektywność w sensie dobrowolnej współpracy dla wspólnego dobra mi nie przeszkadza. Na koniec polecam wszystkim zainteresowanym tematem książkę mego ulubionego Timothy Snydera ,,Rekonstrukcja narodów. Polska, Ukraina, Litwa, Białoruś 1569-1999”. Jak to jest, że ktoś całkiem z zewnątrz, bez żadnych tutejszych korzeni, pisze o naszym regionie Europy tak ciekawie i tak sensownie? A może właśnie dlatego, że nie ma tu korzeni?
Komentarze
Czy red. Szostkiewicz chciał coś zasugerować, podkreślając fakt, że wśród sygnatariuszy nie ma nikogo z Polski ? Czy ktoś z Polski był proszony o złożenie podpisu ? To chyba ujawniła się fobia Redaktora.
Panie Adamie
Ja mam duże wątpliwości czy należało upubliczniać praktykę samobiczowania. Właściwie nie mam wątpliwości – to powinno pozostać tajemnicą papieża. To są sprawy głęboko osobiste, intymne i jestem zbulwersowany ich ujawnieniem. Nie wszystko jest na sprzedaż nawet w tych ……….. czasach. Piszę to z boku, z dystansu bo angażuję się w wenętrzne sprawy kościelne. Chłodnym okiem tak to widzę.
Pozdrawiam
Moze dodam kilka slow do komentarza o Bialorusi. Moje uwagi o traktowaniu calej sprawy byly nieco wywolane impresja, ze obecne media polskie ida sladem pewnego artykulu na temat stosunkow polsko-bialoruskich opublikowanym prawie 15 lat temu w paryskiej „Kulturze”. Jego autor przedstawial tamtejsza Bialorus jako ziemie in transit, niczyja, wyrwana z dawnego porzadku radzieckiego, z magmowata populacja, okreslajaca swoja tozsamosc narodowa (albo jej brak, jak sugerowal autor) jako „my sowietskije ljudi”. Dalej, autor przedstawial probe rekatolizacji Bialorusinow przez polskich ksiezy jako wciaganie ich do Europy. Chyba nic nie zmienilo sie w percepcji tego tematu. Oczywiscie, Bialorus zasluguje na odkrycie jej jako czesci Europy, ale nie moze to byc proces jej rekolonizacji, tak jak wielu Polakow (lub polskie media i politycy) sobie wyobraza. Tradycja historyczno-polityczna tego regionu to nie tylko polskie korzenie.
Ksiazke Snydera znam, szanuje i polecam.
Jan Paweł II stworzył więcej świętych niż wszyscy jego poprzednicy przez ostatnie siedem stuleci , fanatyczny przeciwnik antykoncepcji, orędownik Opus Dei. Jakakolwiek krytyka w Polsce traktowana jako świętokradztwo (vide o. Obirek, który nazwał nazwał go złotym cielcem i określił jako osobę o mentalności wiejskiego proboszcza). Żałoba narodowa, bo później niż oczekiwano dołączy do korowodu ponad 1300 wyświęconych przez siebie wybrańców. Na pociechę mamy orła z Wisły, który na czas najbliższy będzie robił za złotego cielca.
Do f
Podejrzewam, że tych co złożyli podpisy też nikt o to nie prosił.
Errata do wpisu z 00.27. Miało być – „bo nie angażuję się w wenętrzne sprawy kościelne”
Pozdrawiam
Do Kartki z Podrozy
Zgadzam sie w 100%. Informacja o samobiczowaniu Papieza nie powinna zostac ujawniona. Nie rozumiem tez komentarza Redaktora, dlaczego ta informacja ma byc tak fatalna dla wizerunku Papieza, przeciez samobiczowanie jest znane w KK od czasow sredniowiecznych, Papiez Wojtyla byl asceta, metafizykiem, wiec nie jest to nawet w pelni zaskoczeniem.
A proces beatyfikacyjny i tak jak na warunki watykanskie przebiega bardzo szybko. Polacy zas niecierpliwia sie, bo niestety w Polsce panuje kult Papieza i nie przyjmuje sie do wiadomosci nie tylko krytyki osoby JP ale nawet glosow „santo ale nie subito”.
Pozdrawiam
Ella34
Przypominam sobie, że ta informacja wypłynęła krótko po smierci Papieża – nie wiem czy za sprawą zwykłej, głupkowatej gadatliwości jego personelu czy celowej polityki Watykanu. W każdym razie mój głęboki niesmak budzi wykorzystywanie do tworzenia kultu tak intymnych, ludzkich spraw – jak zwykle przekraczają wszelkie granice.
Pozdrawiam
Panie Redaktorze ! Drodzy Blogowicze !
A ja wbrew „Kartce z podróży” (z dn. 21.02.2010 h: 00.27.) i „elli34” (z dn. 21.02.2010. h: 12.57.) uważam, że jeśli chce się wykorzystywać media do celów ewangelizacyjnych (czyli m.in. „szerzenia prawdy”) – a to JP II jako pierwszy z papieży uczynił skutecznie i powszechnie – to o tego typu „mentalności” i praktykach człowieka medialnego, człowieka światowego, człowieka chcącego uchodzić za wzór dla „Innych” (święty jest bowiem wzorem osobowym i postępowania „w całości” i bez krytycznych wycieczek) należy pisać i mówić. Wg mnie te skłonności mają posmak nie tyle sympatii pro „Opus Dei” (jak niesłusznie uważa Autor – te sympatie wobec „Dzieła Bożego” były jak najbardziej namacalne lecz miały zupełnie inne podłoże i źródło) lecz leżą w skłonnościach”masochistycznych” towarzyszących każdej ascezie, każdej fascynacji cierpieniem. To z jednej strony problem psychologii, a z drugiej – tradycji katolicyzmu i każdej religijności preferującej umartwiania. Dlaczego to „Inni” ludzie publiczni
winni być „odsłonięci”, a wobec innych mamy stosować swoistą cenzurę. Czyli znowu dylemat – wolność słowa czy prawda ?!
Pozdrawiam
WODNIK 53
Wodniku53
Toteż dlatego ja o tym piszę wyraźnie. Skoro propagandowa machina kościelna usiłuje wykorzystać do tworzenia kultu sprawy osobiste i intymne, na dokładkę umiejscowione na niebezpiecznym gruncie psychologicznym (co do tych praktyk mam podobne zdanie jak Ty)to mi się to nie podoba. To że kościół a w ślad za nim narodowo-katolicka prawica ma obsesje na tle życia osobistego czy intymnego swoich przeciwników oraz, że na potęgę chce regulować ludziom osobiste sprawy po swojemu nie oznacza, że ja mam im odpowiadać „pięknym za nadobne”. Wybacz ale to co robił JPII w swoich czterech ścianach jest tylko jego sprawą i nic mi do tego. Tym bardziej, że się nie obnosił publicznie z tymi praktykami. Dlatego też z niechęcią przyjmuję próby zainteresowania mnie życiem osobistym papieża akurat w tym aspekcie. A robi to jak pisze Gospodarz postulator ksiądz Oder.
Pozdrawiam serdecznie
Ja tez bylam zbulwersowana tytmi rewelacjami o samobiczowaniu sie.
Bardzo mi sie nie podoba taka sredniowieczna forma ascezy.
W swiecie jest tyle PRAWDZIWEGO bolu i cierpienia (samemu JPII tez tego biologia i starosc nie oszczedzily), ze noszenie biczyka pod sutanna wydaje mo sie czyms z Monty Pythona. Z jednejk strony caly ten przepych Wartkanu i gromadzenie bogactw, a z drugiej strony to chlastanie sie. Czy taka „tradycja” ze Sredniowiecza warta jest pielegnpowania? Nie wiem, nie wydaje mi sie. I dlaczego akurat taka, a nie inne tradycje – palenie niewiernych, lamanie kolem czarownic czy przebijanie sobie dloni gwozdziami? Czy nie dlatego, ze jednak mniej bolesne?
Jestem gotowa zgodzic soie z Kartka, ze jest to „intymna praktyka”, ale akurat wiecej mowi o papiezu Wojtyle niz wiele innych, bardziej publicznych.
@Kartka z podróży, 00:27
Dziękuję za erratę. Po przeczytaniu pierwszego komentarza, zdębiałem.
Nie zabiorę głosu nt pasa do samobiczowania. Poczekam aż się blog rozgrzeje.
Religijność zawsze uważałem za coś intymnego u wyznawcy. Jako obieżyświat, słuchałem wyznawców różnych religii. Powtarzam, słuchałem wpatrzony w oczy, jednocześnie zastanawiałem się czy mówią prawdę czy tylko lubią mówić, bo słuchacz nie przerywa. Jako ochrzczony ateista, mógłbym mieć specjalny stosunek do KK. Otóż nie mam. Powiem więcej, jestem zwolennikiem ?ekumenizmu poza-chrześcijańskiego?. Niech będzie jeden Bóg, Wielka Tajemnica, i koniec z przelewaniem krwi za różnych Bogów. Wystarczy przelanej krwi miedzy chrześcijanami.
Nienawiść szyitów i sunnitów poznałem w Iranie
Jeśli biorę udział w dyskusjach o Kościele to raczej staram się podzielić z blogowiczami przekonaniem, że nie dojrzałem, nawet na starość, do religii. Historia zna całą masę osób wybitnych, żarliwie wierzących. Wyciągnąłem prosty wniosek. stasieku, (mówię do siebie) ty tę kwestię pojmujesz płytko, drażnią cię znamiona zewnętrzne, ta pogańska liturgia, ci księża pasibrzuchy, a prawdziwa wiara w Boga ma kilka poziomów.
Ty, stasieku, jesteś na pierwszym, prostackim.
Tak sobie myślę i mam spokój. Ale rozumiem zapotrzebowanie na religię na każdym poziomie.
Dlaczego się zwierzam? Ano dlatego, że widzę dookoła siebie coraz więcej podobnie myślących.
PS
Karteczko, no cabe duda que lubisz blog Pana Adama. Widzę, że czekasz na nowy wpis i vamos. To miłe.
Pozdrawiam
Czy mozna postawic znak rownosci pomiedzy Postulatorem Oderem a autorem biografi Kapuscinskiego. Wiadomosc o pasie biczujacym wzbudzila sporo sprzecznych komentarzy nawet TU miedzy ludzmi ktorzy WIEDZA CO PISZA. Komentarze na zewnatrz blogu bylyby o cale pieklo goretsze.
Wiec moze nie dziwmy sie zbytnio zastrzezeniom p. Kapuscinskiej .
Co do samego pasa to ani popieram ani potepiam – wybor nalezy zostawic zainteresowanemu. Podobala mi sie wypowiedz kaplana nie katolickiego o poscie // dla nich post to rezygnacja z czegos co lubimy TO RODZAJ UMARTWIENIA , ALE NIE CIERPIETNICTWA// Bo jesli nie zaznales goryczy to jak mozesz rozpoznac slodycz ?
Wydaje mi sie, ze jest jakas sprzecznosc w samym procesie uznawania papieza za swietego. Ten przywilej powinien nalezec sie papiezom z urzedu. To w koncu nie kto inny jak Duch Swiety swym tchnieniem kieruje kardynalow aby dokonali wyboru nie kogo innego jak namiestnika chrystusowego, nastepcy Sw. Piotra, glowy Kosciola Powszechnego. Juz za sam fakt, ze takie wlasnie okolicznosci oraz sily sprawcze stoja za bialym dymem powinien wystarczyc, zeby papiez dostepowal swietosci z definicji.
Nie oznacza to jednak, ze cale to dochodzenie post mortem, ktorego jetesmy swiadkami (aktywnymi lub mimowlnymi) straciloby sens. Przeciwnie ! Z tym ze zamiast procesu beatyfikacyjnego toczylby sie ewentualnie proces de-beatyfikacyjny/de-kanonizacyjny, jesli tylko zmarly papiez zaslugiwalby na takowy swym pontyfikatem. Wyobrazmy sobie: oto postulator wnosilby material celem udowodnienia, ze papiez X czy Y w rzeczywistosci wcale taki swiety nie byl, a wiec dla dobra KK wypadaloby zrewidowac swietosc papieza wynikajaca z faktu wyboru na tron piotrowy. To tylko z pozoru wychodziloby na to samo z obecnie istniejacym rozwiazaniem. W rzeczywistosci taki proces de-beatyfikacyjny/de-kanonizacyjny mialby zupelnie inna dynamike, a akcenty bylby rozlozone zupelnie inaczej. Tytulowy okrzyk konczacy sie na subito brzmialby zupelnie inaczej, choc wznoszony bylby on wciaz dla poparcia wysilkow postulatora, teraz stojacego po drugiej stronie. Postulator – prokurator… W zastosowaniu do papierzy bardziej mi sie to podoba (wobec innych procesy kanonizacyjne moglyby sie toczyc wedlug istniejacych zasad).
Wyobrazmy sobie jaki wplyw mialoby takie rozwiazanie na sam pontyfikat. Papiez ma z marszu to, co jest marzeniem kazdego wierzacego, ale ma na kredyt – kredyt, ktory moze byc mu cofniety jesli tylko napsuje on zdrowo za swego panowania.
Swoja droga to, co kto nosi pod sutanna… A fe, zagladac w tak intymne miejsca.
Pozdrawiam.
śmieszy mnie ta cała sprawa z beatyfikacją, jakby naperawdę nie było ważniejszych tematów. W Polsce zresztą kult swietego papieża kwitnie od dawna, a zaczął się jeszcze za życia papieża, widziałem ludzi modlących sie – za jego życia, pod figurą JPII. Zawsze mnie też dziwiło, że to tolerowano, bo to chyba jawny akt bałochwalstwa, a i papieżu dobrze nie świadczy, bo to objaw pychy mimo pasa pod sutanną. A uwaga Obirka celna choć nieroztropna, wszak szczerość nigdy nie popłacała w KK
Poczytałem – to ciekawe
http://pl.wikipedia.org/wiki/Flagelanci
Pozdrawiam
Dziwne to całe pasowanie na błogosławionego czy świętego. Rozumiem, że ludzie chcą w ten sposób wyrazić swój szacunek dla zmarłej osoby. Dziwi, że wciąga się w to wszechmogącego Stworzyciela, o ile taki istnieje. To wprost zaprzeczenie 1-szemu przykazaniu. Przy okazji nasuwa się pytanie, czy katolicyzm to jeszcze monoteistyczna i czy jeszcze chrześcijańska religia? Bo jak inaczej wytłumaczyć fakt, że ludzka biurokracja narzuca bogu kto i od kiedy ma być błogosławionym lub świętym z pełnią prerogatyw przysługującym temu „stanowisku”?
Inna rzecz- uznając, że dzieje się tak a nie inaczej, mam pewne zastrzeżenie co do osoby zmarłego papieża. Dotyczy ono najmłodszych. Czy papież, wiedział co działo się w Irlandii w czasie jego pontyfikatu? Jeśli nie, to jak to możliwe w tak scentralizowanej instytucji jak kościół katolicki? Kto sprzeniewierzył się absolutnemu posłuszeństwu wobec zwierzchników i zataił całą rzecz? A jeśli papież wiedział, dlaczego nie zakończył tego ohydnego procederu? Nie znamy odpowiedzi na te pytania, ale moim zdaniem są one bardzo ważne. Nikt przyzwoity nie uczestniczy w ukrywaniu pedofilii czy innych przestępstw. Szkoda, że dopiero następca Karola Wojtyły przeprosił za to co spotkało irlandzkie dzieci.
@”Kartko z podróży” (ale i inni Blogowicze)
– w kontekście biczowania i pasa papieskiego (czyli umartwień i ascezy) polecam fragment „Imienia róży” U.Eco w którym Wilhelm z Baskerville rozmawia z franciszkańskim spirytuałem Hubertynem de Casale nt. ubóstwa i praktyk ascetycznych – pada tam stwierdzenie (z ust Anglika), iż cierpienie, ból, zadawanie ich sobie (albo -zadawanie ich przez „Innego” – tu inkwizytora) to syndrom …. lubieżności.
Co prawda ten fragment dot. literackiej fikcji, ale U.Eco operuje tu nazwiskami realnymi, a i problemy zawirowań wewnątrz OFM w XIII/XIV w. są konfliktami realnymi, historycznymi. Ten dialog fantastycznie oddaje istotę prowadzonych przez nas tu dywagacji.
Polecam ten fragment z początku wspomnianej powieści.
Jak skonkludowałem w swoim poprzednim wpisie – sprawa zadawania sobie bólu, cierpienia,w jakimś sensie poniżenia i auto-depersonalizacji tkwi w psychice i zawsze ma podłoże masochistyczne.
Pozdrawiam.
WODNIK53
Wodnik53
Nie trzeba szukać literatury, choć wiele można się z niej nauczyć. Wspólczesna psychologia ma jasny pogląd na umartwianie czy praktyki ascezy – głodowanie, biczowanie, samookaleczanie. Czym innym jest post, który sobie czasem dla zdrowia urządzam a czym innym jest anoreksja i związane z nią rozkosze. Czym innym jest satysfakcjonujący, forsowny marsz po gorach po którym slodko bolą mięśnie a czym innym zadawanie sobie fizycznej kary za jakąś niedoskonałość. Postulator Oder i gadatliwe zakonnice z otoczenia JPII ujawniając jego osobiste sprawy sprowadzili dyskusję do poziomu psychoanalizy. Ja sam, choć dystansuję się do tych rewelacji poczytałem dziś na ten temat w internecie i obejrzałem galerię sztychów oraz zdjęć – w połowie sakralnych a w połowie pikantnych. I taka będzie właśnie dyskusja.
Tymczasem są ważniejsze sprawy. Tyveog pisze o ciążącym na pontyfikacie tuszowaniu skandali pedofilskich kleru. Mnie nie daje spokoju myśl dlaczego w tym – otoczonym szczególną papieską troską i miłością – kraju życie jest tak brutalne i niesolidarne. Problemów wynikających z takiej a nie innej polityki kościoła prowadzonego przez JPII jest mnóstwo. Ale zamiast sensownej dyskusji o nich będziemy roztrząsać problematykę flagellacyjną. O której zresztą niewiele wiemy, bo nie nosimy tych pasów. Powiem Ci szczerze, mnie ten fragment w felietonie Gospodarza wzburzył. Bo moim zdaniem Oder pochwalił papieża za coś mroczego, intymnego, z samej granicy. Ja wiem, że tak bywa z ludźmi ale to nie powinno być tematem powszechnych dyskusji.
Pozdrawiam serdecznie
Wodnik, zawsze troche podejrzewalam, ze o to chodzi z tym samobiczowaniem sie, ale sie wstydzilam podsunac. No ale skoro Umberto Eco to podsunal pierwszy, to jestem kryta 🙂
Wszystkie te „radosne” doniesienia o tym,czy beatyfikacja będzie czy nie,wzmianki o „cudach”,tym fatalnym obsesyjnym samobiczowaniu zaczynają coraz bardziej ośmieszać i i dyskwalifikować postać Wojtyły.Do tego artykuły w Faktach i Mitach oraz „Nie” robią swoje.Inaczej to wszystko powinno wyglądać,najlepiej nic nie mówić.Swiętym napewno nie był,dziś ludzie obserwują,oglądają,czytają,słyszą,a to układa się w całość niepochlebną o całej w ogóle działalności KrK.I chyba mają rację.
…wielce Szanowny Gospodarzu
Moją opinię o Pana opinii na temat wydarzeń w polskiej Białorusi wyraziłem tu anonimowo, bo taki jest urok bloga.
Jeśli zechce Pan złożyć publikowane imię z adresem e-maila – całkiem konkretną osobę Pan zyska.
Mnie złości trochę, że wbrew elementarnym zasadom rzetelności od kilku lat w obiegu publicznym niekoniecznie wymarzona przez Polaków zza linii Curzona opcja organizacyjna którą personifikuje A.Borys całkowicie powycinała z obiegu publicznego tą część działaczy, którzy pracę u podstaw zaczynali w początku lat 90-tych ub.w.
*
…tak się składa, że uczestniczyłem ułamkowo (a przynajmniej życzliwie kibicowałem) w działaniach ludzi, którzy z radzieckimi jeszcze paszportami zakładali w Grodnietow. im. Adama Mickiewicza, dzielili wileński Czerwony Sztandar na Kurier Wileński i Głos znad Niemna
*
Dziś nie ma Głosu znad Niemna, nie ma Magazynu Polskiego
Jest Andżelika Borys, gwiazda polskich salonów politycznych.
@”Kartko z podróży” z dn. 22.02.2010. h: 00.40.
Skandale w Kościele (o których pisze m.in. „Tyveog”) są rzeczą „normalną” – Kościół jest instytucją ziemską (hierarchia uważa, że jednocześnie nad-naturalną, co do mnie z racji racjonalizmu, realizmu i agnostycyzmu absolutnie nie trafia), jego funkcjonariusze są ludźmi z krwi i kości, tak więc przypadłości natury ludzkiej są im jak najbardziej immanentne. Kościół mając 2000 letnią historię wie, żeby „trwać” trzeba chronić swoją „tożsamość” (do środka, wewnętrzną). „Lud” potrzebuje mitów – a jedność, trwałość, monolit Kościoła dla tzw. „ludu bożego” – który nota bene (zwłaszcza w Polsce czy na Bałkanach, o tzw. III Świecie nie wspominając) nie jest pro-demokratyczny, otwarty, nie zajmuje się wolnościami osobistymi, nie myśli o sumieniu i jego swobodzie etc. etc. Liczy się „naszość” (raz jako”polskość” choć to przeczy”katolickości” czyli powszechności, drugi raz – jako ta właśnie „katolickość” czyli „naród wybrany”)…… A Kościół kat. go w tym jak najbardziej utwierdza, a Autorytet – tak myślą hierarchowie (i wobec takiego „ludu” o jakim piszę wyżej to się sprawdza) – wymaga jedności, spójności, spiżowości, monolitu. Lud chce oparcia, podpory,”protezy” – jak mawiał R.Rorthy „drabiny” (on z kolei twierdził, iż nowoczesny człowiek winien tą drabinę odrzucić…..).
Ks.Tischner rzec miał kiedyś, iż polska wiara religijna nie jest „prawdziwą” bo w ciągu 1000 lat historii chrześcijaństwa nad Wisłą nie wytworzyła żadnej autochtonicznej, uniwersalnej herezji. A tylko herezje świadczą o przeżywaniu autentycznym wiary, o chęci zmian w życiu, o jedności idei i praktyki (w wymiarze jednostkowym). To jest moja odpowiedź na Twoje postulaty w rzeczonym poście – może nie wprost, ale chyba domyślisz się o co chodzi.
I jeszcze jedno – nasza polska wiara jest „na pokaz”, nasze życie publiczne jest „na pokaz”, nasza demokracja jest też „na pokaz”. O ile sobie przypominam wszystkie wybory po 1989 r (no może przy drugim wyborze A.Kwaśniewskiego który zwyciężył w I rundzie zdecydowanie i znokautował etosowo-styropianowego Maniusia K) zawsze głosuje się „przeciwko komuś lub czemuś”. Nie za – programem, osobowością, ideą…..(mówię o motywach). To jest wizja holistyczna moim zdaniem, ale na te problemy trzeba tak właśnie patrzeć. Religijność Polaków jest miniona, bo musi taka być – egzystencjalne problemy tego społeczeństwa sprowadzają się do pracy, samochodu, wakacji w Tunezji (to tych „lepszych”) albo buty dla dzieci, przedszkole, lekarz w ZOZ-ie, zakupy, braki „forsy” (dla tych „gorszych”, którym się nie powiodło i nie wiedzie i pewnie się nigdy nie powiedzie): religijność nie może być „przeżywaną”, „refleksyjną”, nie jest poszukiwaniem tej „lekkości bytu” , a jak dawniej – ucieczka od rzeczywistości, z patriarchalnym księdzem (biskup to już hen…….). A ilu Polaków cokolwiek czyta, a ilu z tych co czyta (nie wnikam już co czyta) rozumie co przeczytało i potrafi to subiektywnie zinterpretować ?
I tak też skonstruowano obraz Jana Pawła II – mit, symbol i ucieleśnienie polskich pragnień itd. A mity muszą być bez skazy. Nad nimi się nie dyskutuje tylko bije przed nimi pokłony. Pisze o tym fajnie Bartoś.
To tak w kontekście Twoich pytań o polską religijność. Znak-i WIĘŹ-i, Tygodniki Powszechne (dawniej ODSS-y czy środowiska typu „Chrześcijanin w świecie”) to „pikuś” – głównym frontierem „polskiej religijności” był, jest i będzie jeszcze długo o.T.Rydzyk (popatrz „Kartko” jak rozkłada się układ sił w Episkopacie w przedmiocie RM ?). I nie chodzi o samą osobę redemptorysty – chodzi o mentalność, poglądy na świat i interpretację zjawisk w tym świecie zachodzących.
Pozdrawiam z Wrocławia.
WODNIK53
co do piusa XII, to polecam wiersz mieczyslawa jastruna
z roku 1942 p.t. „w bazylice swietego piotra”.
Urban dawno nazwał osobę papieża sado-masochistycznym osobnikiem.
Jaka to tajemnica intymności tego księdza że ma być tematem tabu dla jego czcicieli.Jakież piękne obrazy powstaną w umysłach malarzy wiedząc o biczowaniu się i leżeniu nago przed krzyżem i siedzącym pilnującym go Stachem.
Michaelangelo Merisi Caravaggio czegoś takiego nie potrafił przewidzieć bo by namalował.
A związki z dawną przyjaciółką,a pomiatanie Staśkiem jemu to przynajmniej się opłaciło ze sługi na metropolitę z pomnikiem za życia.
A ukrywanie pedofilstwa wśród kleru.
A ukrywanie związków finansowych z wszelkiej maści szubrawcami z mafią na czele.
Święte postacie kościoła.
Czego się boicie formułowicze że piszecie o pierdołach, prawdy.
Ktoś ledwo gramotny w obsłudze komputera znajdzie ją na portalach a wasze zakłamane dywagacje na tych forach świadczą o tchórzostwie.
Wyniesienie na oltarze nie moz odbywac sie tak ot sobie jak np. wybory laureatow Nagrody Nobal ( gdzie przytrafiaja sie gafy ). Cierpliwosc i czekanie jest nader wskazane,bowiem Karol Wojtyla juz jest lda nas wszystkich SWIETYM. Szkoda tylko, ze tak szybko w kraju nad Wisla zapomniana jego nauki!!!!!!
Asceza, leżenie krzyżem, samobiczowanie – zabicie zmysłowości poprzez umartwienie („zabicie”) ciała to metody znane i skuteczne od wieków. Uprawiało je wiele znanych osób i JPII nie należy tu do wyjątków. Kto chciał, mógł się tego już dawno domyślać, kiedy rozprawiano (może bardziej w świecie, niż w Polsce) o wpływie Opus Dei na „naszego” papieża. Ekspresowa beatyfikacja i kanonizacja założyciela tego stowarzyszenia zbulwersowała swego czasu opinię publiczną, jednakże rekord szybkości został wkrótce pobity m.in. przez Matkę Teresę, a dalsza masowa produkcja świętych odsunęła temat Opus Dei na dalszy plan. W świadomości zwykłych śmiertelników.
Tymczasem tzw. numerariusze z Opus Dei nadal obowiązkowo noszą włosiennice lub inne pasy umartwiające.
Być może JPII po odsłonięciu kolejnego swojego pomnika dokładał nowy dotkliwy kolec do pasa noszonego pod papieską bielizną…
WODNIK53,
moze koniecznie masochistyczne, a przynajmniej nie w odniesieniu do kazdego przypadku samookaleczania sie. W koncu van Gogh odcial sobie ucho nie z czystego masochizmu. Wiele osob nie ma sie dobrze ze swoim cialem, co popycha do roznego rodzaju „przerobek” dokonywanych na samym sobie. Tak mozna wytlumaczyc piercing, obfite tatuowanie sie czy doslowne samookaleczanie sie. Wiele osob na pewnym poziomie uduchowienia (nie tylko osoby duchone, ale rowniez artysci) odnajduja we wlasnym cierpieniu natchnienie, wene tworcza potrzebna do dalszej drogi zyciowej.
Oczywiscie, ze wszystko powyzsze oraz to, o czym Ty piszesz tkwi w psychice. I dlatego nie trzeba generalizowac, gdyz psychiki ludzkie sa bardzo rozne, a wiec rowniez motywacje popychajace do samookaleczania sie czy do samobiczowania.
Pozdrawiam.
sorry , pierwsze zdanie mialo brzmiec „moze nie koniecznie masochistyczne”.
Jacobsky
Tyle, że z JPII jest inna sytuacja niż z van Goghiem. To nie jest kwestia rozważań „ucho a twórczość” prowadzonych przez miłośników malarza, krytyków czy biografów. Jakbyś na to nie patrzył papież jest przedmiotem kultu państwowego – na niego powołują się tutejsi politycy, piszą w jego intencji uchwały i rezolucje, z pieniędzy podatników stawiają mu setki pomników a co najważniejsze budują na jego kulcie ideologię narodową, jakąś – moim zdaniem obłędną – wizję polskiego mesjanizmu. Milionom ludzi wpaja się przekonanie o jego świętości podając jej przykłady. A mamy XXI wiek a za sobą sto lat rozkwitu psychologii. I w tym naukowo – politycznym kontekście postulator Oder akt pokuty/autoagresji przedstawia jako atut świętości. Przyznasz, że w takim kontekście nowiny księdza Odera nie dość, że są trudne do wytłumaczenia to na dokładkę do zrozumienia. Nie wiem po co on to ujawił.
Czy można kult religijno państwowy w środku Europy, w XXI wieku budować na postaciach przeżywających takie stany psychiczne? Podaję zapis dotyczący tego typu praktyk z dzienniczka Św. Faustyny Kowalskiej „Dziś poznałam jak niedaleko naszej furty popełniały się grzechy ciężkie. Było to wieczorem, modliłam się w kaplicy gorąco, potem poszłam odprawić biczowanie, kiedy zaś uklękłam do modlitwy, dał mi Pan poznać, jak cierpi dusza odrzucona przez Boga…”[1]. „Nieraz się zdarza, że czuję zupełny rozkład własnego trupa, co to jest za wielkie cierpienie, to trudno wyrazić. Choć wolą jestem najmocniej z tym zgodzona, ale jednak dla natury jest to wielkie cierpienie, większe aniżeli noszenie włosiennicy i do krwi biczowanie”[2]
Jeszcze raz powtarzam – nie rozumiem intencji postulatora Odera.
Pozdrawiam
Nieważne, czy papież był masochistą czy świętym, czy może i tym i tym.
Nie w tym sensie, że to nieistotne, tylko dlatego, że NIE MA OBIEKTYWNEGO KRYTERIUM, według którego można by to stwierdzić. To zależy WYŁĄCZNIE od tego, jak my (czyli kultura) dane zjawisko nazwiemy.
Więc przestańmy się spierać o to, czy był masochistą, czy świętym, i licytować na racje, a zacznijmy coś istotnego: zastanówmy się KIEDY, KTO, DLACZEGO i KOGO nazywa na tym świecie masochistą, świętym, kto się tymi dyskusjami fascynuje, a kto je lekceważy.
Dopiero to wniesie coś ważnego i nowego do naszej wiedzy o świecie i o nas samych.
Jaka szkoda, że nie wypowie się na ten temat choćby Kazimiera Szczuka. Może powiedziałaby coś istotnego.
Ministerstwo Zdrowia nie może się doczekać.Nie wyobrażam sobie aby szpitale mające za patrona cudotwórcę zwróciły się o finansowanie do NFZ.Ale może tam pracują ludzie małej wiary?!
Szanowny Jacobsky – dn. 22.02.2010 h; 14.44.
Każde samo-okaleczenie celem wywołania w sobie jakichś doznań – dałeś Drogi Blogowiczu przykład van Gogha – jest przejawem zaburzeń psychicznych, odejścia od racjonalizmu i naturalizmu. Piersing czy tatuaż podane przez Ciebie w rzeczonym poście – wybacz – to wg mnie w większości wypadków moda, „owczy pęd” do naśladownictwa, stadne zachowanie które tkwi w każdym, człowieku jako echo czasów prehistorycznych, zwierzęcych.
W przypadku Kościoła kat. i jego ascetycznych tradycji jest jednak inaczej. Tradycje umartwień – często najbardziej skrajnych i niezrozumiałych z dzisiejszego mniemania (np. stylici i słynny Szymon Słupnik *) – pierwszych cenobitów i anachoretów (św.św. Pachomiusz czy Antoni) powracają ciągle co jakiś czas w tradycji chrześcijańskiej. Jest to pewien rodzaj fanatyzmu religijnego poszukujący w drastycznych, niestandardowych zachowaniach społecznych, religijnej ekstazy. Bliskiej wspomnianej wyżej przeze mnie lubieżności. Popatrz Jacobsky na wyrazy twarzy świętych kobiet Kościoła (rzeźby, obrazy, ikony itd.) – jak ich uniesienie i zbliżanie się do Absolutu jest bliskie seksualnej ekstazie, gdzie często ból graniczy z rozkoszą (np. św.Teresa z Lisieux lub św. Katarzyna ze Sieny).
To tylko taki merytoryczny wtręt do Twego postu. Wszystko rozgrywa się w „psyche” jednostki, ale najczęściej jest ona lekko „potargana”.
Pozdrawiam.
WODNIK53
* – Współczesna nauka stwierdza autorytatywnie, że powodem stylityzmu była psychiczna choroba, polegająca na panicznej bojaźni wobec obecności innych ludzi. Intelektualny klimat epoki, zapotrzebowanie na ascezę i umartwianie, sprzyjały takim zachowaniom, generowały je, pchając ludzi z pobudek sensacji, narcyzmu, mody czy jak wspomniałem choroby psychicznej do takich właśnie działań.
Kartka z podróży,
byc moze wytlumaczeniem/odpowiedzia na Twoje pytanie jest sam proces beatyfikacyjny, ktory w sumie toczy sie w sztywnych ramach dogmatow, pojec oraz konceptow, w tym konceptow opartych na tradycyjniej, duchowej interpretacji fenomenow dosc dobrze wyjasnionych przez wspomniane przez Ciebie 100 lat rozwoju psychologii, a ja dodam od siebie – rowniez fizjologii i neurofizjologii.
Dzis wiadomo, ze cierpienie fizyczne w odpowiedzniej dozie wyzwala np. endorfiny czy cos takiego, a te uruchamiaja w scentralnym systemie nerwowym kaskady wydarzen prowadzace do majakow, wizji oraz zludzen jako ucieczka swiadomosci przez bolesna (w sensie doslownym) rzeczywistoscia. Dla racjonalisty to wlasnie bedzie wytlumaczeniem fenomenu – wytlumaczeniem, ktore brutalnie odziera akt umartwienia sie oraz jego konsekwencje „duchowe” z otoczki nadprzyrodzonej. Jednak ta argumentacja ma sie nijak do procesu beatyfikacyjnego. Z uwagi na hermetycznosc tego procesu, postulator jako osoba poruszajaca sie ramach dogmatow zwiazanych z toczonym postepowaniem uznal, ze wazny jest proces, jego pryncypia i jego uczstnicy, a nie fakt, ze mamy XXI wiek i wiemy to, co wiemy, a w zwiazku z tym czesc publicznosci moze zareagowac ze zdumieniam na informacje przedstawiona przez o. Obera. Przeciez cierpienie uszlachetnia – dictum stare jak swiat, prawda ? JPII, zarzucajac wielokrotnie hedonizm dzisiejszemu czlowiekowi, poprzez fakt samoumartwiania sie podtwierdza niejako slusznosc zarzutow stawianych z homilach, i daje jednoczesnie przyklad do nasladowania wiernym – przyklad na to jak nie byc hedonista. Dla mnie to akurat kiepski przyklad, ale moje czy Twoje opinie nie licza sie jesli chodzi o wynoszenie na oltarze. Beatyfikacja czy uswiecenie prowadzi do wprowadzenia postawy kandydata jako przykladu, symbolu do wielkiej skarbnicy symboli wiary, i dlatego o. Ober ujawnil dazenie JPII do cierpienia skoro cierpienie (fizyczne, bieda, choroba) jest kategoria bardzo wazna dla prawidlowej postawy wierzacego. Raz jeszcze: cierpienie uswieca. To dosc hermetyczna logika, ale odpowiadajaca hermetycznosci procesow toczacych sie w Watykanie. Wazne jest cierpienie i jego wymiar duchowy, a nie fizjologiczny czy psychologiczny.
Podatni na takie przyklady zawsze sie znajda. Byc moze nawet latwiej jest biczowac sie lub przybic zywcem do krzyza, jak to robia na Filipinach, niz np. bezinteresownie ulzyc cierpieniu innych – cierpieniu „naturalnemu”, zadanemu przez los (lub blizniego…), a nie przez samego siebie w akcie prowadzacym do uniesienia duchowego. I dlatego bardziej dociera do mnie np. cierpienie i meczenstwo sw. M. Kolbego niz cierpienia Św. Faustyny Kowalskiej lub JPII w formie przedstawionej przez o. Obera. To, na co wydal sie Kolbe pierwszy ma dla mnie wymiar uniwersalnie ludzki i nadaje gleboki sens temu cierpieniu prowadzacemu smierci. Samobiczowanie sie czy inny formy umartwiania ciala to w sumie akty bardzo samolubne, gdyz nikt inny poza umartwiajacym sie nie ma z nich uzytku (indywidualne wizje pozostaja indywidualne wizjami), tylko potem robi sie uzytek z tych aktow, z tym ze ich wymowa nie jest taka sama, zwlaszcza dzis, zwlaszcza w odniesieniu do wspolczesnego czlowieka i jego autonomii w formowaniu wlasnych ocen.
To tyle moich przemyslen. Staram sie zrozumiec logike innych, co nie znaczy, ze utozsamiam sie z nia i ja usprawiedliwiam.
Pozdrawiam.
Jacobsky
Wiem o drugim dnie praktyk cierpiętniczych czy problemach psychicznych związanych z asceza o których pisze Wodnik 53 czyli samozwyzwalaniem endorfin. Z racji pracy miałem kiedyś kontakty z ośrodkiem w którym leczono przypadki autoagresji czy autodestrukcji u młodocianych i sporo się tam dowiedziałem. Pewnie dlatego informacje o praktykach papieża mnie tak zbulwersowały. Miałem po prostu okazje widzieć ludzi/dzieci, którzy/re przestawali/ły kontrolować podobne zachowania i wiem jak to jest psychologicznie skomplikowane, jak trudne do opanowania. To co piszę przemawia również za tym by nie obnosić się czy chwalić tego typu informacjami.
Ciekawe – piszesz o Kolbe, który ofiarował życie za więźnia. Papież też wybaczył Agcy a nawet odwiedzał go w więzieniu. Dał wielki dowód wielkoduszności. Może właśnie to wybaczenie, wielkoduszność byłaby lepszym fundamentem beatyfikacji?
Pozdrawiam
WODNIK53 pisze:
2010-02-22 o godz. 19:13
z tym piercingiem to nie bylbym taki kategoryczny. Slowo „ekstaza” to wlasnie to, czego brakowalo mi w tekscie napisamym wyzej – slowo, ktore ulecialo mi ze slownika. Fizjologicznie ekstaza moze byc osiagnieta jako wynik reakcji na zadawany sobie bol.
Co do Vincenta: niestety, ale geniusz tworczy to czesto cos, co postrzegamy ogolnie jako odchylenie od normy psychicznej, , jako chorobe, ktorej objawy lub manifestacje moga byc rozne, ale ktore w sumie pomagaja odejsc od nudnego racjonalizmu. W koncu sztuka to nie jest kopiowanie tego, co postrzegamy, ale orginalna tego interpretacja. Jednym wystarcza wlasny obled lub np. depresja (zwana kiedys melancholia), a inni musza siegac do metod bardziej hard core, jak np. prochy czy samookaleczenie sie. Uswiadomil mi to kiedys ktos, kto zawodowo zajmowal sie psychologia i psychiatria w srodowskach tworczych. W swych analizach byl on bardziej wywazony i ostatnia rzecza, jaka przywolywal tytulem interpretacji bylo wspomniane przez Ciebie atawistyczne nasladownictwo, ale byc moze sie mylil. W koncu znam artystow, ktorzy tworza bez okaleczania sie, ale za to znajduja inne sposoby na ciagle zmienianie wlasnego wizerunku, na udoskonalanie go, czesto w poszukiwaniu wlasnego „ja”.
Pozdrawiam.
Wypłynęła sprawa Ireny Kinaszewskiej i jej syna Adama któremu tak czule „wujkował” ks.Wojtyła.
Kartka z podróży,
Wojtyla – Agca: pelna zgoda.
Pozdrawiam.
Jakim cudem oszust może być świętym. Owszem, może się ubrać w piórka świętego, i tyle. Każdy papież to oszust. Mówi się, że akurat jedna z cudownie uzdrowionych zachorowała, i to tajemnica. Tajemnica? Tak, bo wszystkim chodzi o to, żeby był subito, a że przy tym będą kłamać? Oszuści „na chwałę bożą”. Obrzydliwe jest to wiernopoddańcze klęczenie dziennikarzy, polityków, sędziów, policjantów… przed ścierami z Watykanu. Przed gówniarzami, których celem jest jak najwięcej kraść, latać na dziwki, i szpanować kilogramami złota. Klęczeli przy komunie, i powiem tyle, że ich nie rozliczono, jak powinno. Milicjanci, władza, powinni wisieć. Do dziś się ich ukrywa. I to czarne towarzystwo też moim zdaniem jest nie lepsze. Kradnie, rabuje, gwałci. Latami bezkarne. Morduje dzieci nie narodzone (in vitro). Jezus był biedny. A te ścierwa? Ale do narodu krzyczą – umartwiajcie się. To, co robicie panowie dziennikarze, to obrzydliwość. No i zobaczcie, zaraz TVP zbankrutuje. Nie mówi wam to coś? Lepiej nie być takim szmaciarzem. Żeby nie przemijać, trzeba się trzymać rzetelności i prawdy, nawet jak wszyscy w kółko wyją „santo subito”.
Panie Redaktorze
Znowu popis z Pańskiej strony. Jak już Pan o czymś pisze to niech Pan się zastanowi zanim zacznie powielać jakieś błędne schematy wprowadzające ludzi w błąd.
…A to w dzisiejszym świecie kultury masowej. wychowanym na Danie Brownie i nic nie wiedzącym o kościelnej tradycji ascetycznej, musi się kojarzyć z dewocją a la Opus Dei, a to jest skojarzenie fatalne dla wizerunku Wojtyły…
Zapomniał Pan dodać,że Opus Dei jest Prałaturą Personalną podlegającą bezpośrednio Papierzowi. To znaczy że nie jest ono dewocją tylko organizacją w Kościele Katolickim starającą się działać zgodnie z nauczaniem Papierza tzn. zarówno JPII jak i Papierzy go poprzedzających oraz aktualnie Papierza Benedykta XVI.
Nazywanie Opus Dei dewocją lub powielanie tego nazewnictwa w artykułach prasowych lub wypowiedziach publicznych jest oznaką nieznajomości tematu oraz dyletanckiego traktowania swojego fachu ( w przypadku dziennikarzy i publicystów).
Panie Redaktorze proszę Pana o więcej wysiłku i profesjonalizmu.
P.S JPII nigdy nie ukrywał swojej sympatii dla Opus Dei (którą zresztą żywił również do wielu innych wspaniałych organizacji działających w Kościele) Nie rozumiem dlaczego miało by to fatalny wpływ na jego wizerunek!?. Doprawdy głupota formułować i publikować takie opinie.
Prośba!
Panie redaktorze Szostkiewicz proszę o skomentowanie wpisu- Leoś pisze:
2010-02-23 o godz. 04:37
36latek – a ja proszę o korzystanie ze słownika ortograficznego jeśli nie potrafi sie poprawnie pisać a wypowiada publicznie. Ładnie jest honorować najwyższy kościelny urząd pisząc z dużej litery ale podstawą jest prawidłowa pisownia czyli papież.
@stach:
sado-maso jestesma wszyscy:
n.p.@kartka z… nosi kurtke na golej skorze, a ostrygi rozrywa zebami
(o cytryne, jak herbert, nie wolajac)
@36:
ty chyba z byka spadles?!!!
Jakos przebrnalem przez wszystkie wywody – te na temat, te nie na temat i te udajace, ze sa na jakikolwiek temat. Co za wspaniala kombinacja grafomanii i narcyzmu!
Az przypomnial mi sie wierszyk nagryzmolony na scianie kibelka w akademiku WySRolu w Olsztynie (rok 1962, autostop z paka kumpli z Poniatowki zaraz po zdaniu matury): „klozetowi poeci nedzny zywot macie, ze w tak chu…ym miejscu na chleb zarabiacie”.
Andrzej @ CA pisze:
2010-02-24 o godz. 01:55
no prosze: mamy kolejnego krytyka literackiego na blogu.
Witamy !
@ Jacobsky
Dziekuje za powitanie!
Na szczescie mam lepsze zajecia, niz krytyka literacka.
A tak, na marginesie: „… uderz w stol…”????!!!!
Andrzej @ CA
Na szczescie mam lepsze zajecia, niz krytyka literacka
To da sie wyczuc bez wiekszego wysilku. I dlatego prywatne hobby lepiej praktykowac prywatnie. W tym uderzanie w meble i inne sprzety domowe.
Pozdrawiam.
@ Jacobsky
„To da sie wyczuc bez wiekszego wysilku”. Prof. Doroszewski w niebiesiech wyje ze zgrozy!
Pozdrawiam.
P.S. Chyba nalezy skonczyc te przepychanke slowna. Z pewnoscia obaj mamy lepsze zajecia, niz „przepierwszanie” sie na lamch blogu … i to w dodatku nie na temat. Wobec tego – chapeau bas, zapalam fajke pokoju
(symbolicznie, gdyz palenie rzucilem 14 lat temu) i wyciagam w Twoja strone reke z galazka oliwna.
Do@ Joanny
Dziękuję za zwrócenie uwagi na błąd ortograficzny i przepraszam. Postaram się już ich nie popełniać.