Inni sąsiedzi Jolanty Dylewskiej
Widziałem piękny film. Po-lin, 0kruchy pamięci Jolanty Dylewskiej. Nasz krytyk filmowy ocenił go w Polityce na czwórkę. Ja dałbym piątkę, a może nawet szóstkę. Ale Janusz Wróblewski trafnie porównał atmosferę tego artystycznego dokumentu o stosunkach polsko-żydowskich przed 1939 r. z mityczną aurą Pana Tadeusza. Wzmaga to wrażenie wspaniała narracja Piotra Fronczewskiego i sam tekst, który czyta.
Jest to opowieść, w której zgrzytów, konfliktów, podejrzeń i uprzedzeń jest niewiele, za to dużo dobrych wspomnień o koegzystencji. Jeden z świadków opowiada jednak o akcji bojkotowania handlu żydowskiego. Większość odnalezionych przez Dylewską świadków tamtych czasów to Polacy. W ich opowiadaniach, choć często pada drażniące naszą współczesną wrażliwość określenie ,,żydek”, dominuje pewna nostalgia, a słowa wyczarowują dość wiernie bezpowrotnie utraconą rzeczywistość – właśnie tak Mickiewicz w eposie.
Ta wizja odbiega znacząco od obrazu, jaki dał np. J.T. Gross w książkach o ,,Sąsiadach” i ,,Strachu”. Ale trudno te dwie opowieści sobie przewciwstawiać. Cezurą jest rok 1939 i Szoah, zagłada. Ani polscy, ani żydowscy bohaterowie filmu nie wiedzą, przed jakim staną życiowym i moralnym wyzwaniem. My wiemy i to sprawia, że oglądamy dokument w wielkim emocjonalnym napięciu. Nie musimy przy tym przeżywać tak przykrych dla Polaków scen, jak w słynnym wielogodzinnym filmie Claude’a Lanzmanna ,,Shoah”, kiedy wplata on w swą opowieść prymitywne wypowiedzi innych niż ci, do których dotarła Dylewska, świadków wydarzeń sprzed lat. A jednych Polaków z drugimi jakby nic nie łączy.
Krwawa zagadka sąsiadów. Ostatnio przeżywali ją mieszkańcy Rwandy, Bałkanów, Czeczenii. Co wystarczy by względnie normalna koegzystencja zamieniła się w piekło, by ci, którzy dawniej poijali z sobą winko czy rakiję, nagle rzucali się sobie do gardeł? Czy tylko wyjątkowa sytuacja wojny, opresji, przerażenia i zdziczenia? Czy tylko podżeganie fanatyków nacjonalistów? I skąd się ich nagle tylu bierze, gdy tylko można bezkarnie zabijać?
To nie jest pytanie Dylewskiej, ale jestem autorom ,,Po-lin” wdzięczny także za to, że ich film mi to pytanie przypomniał.
XXX
Helena, don’t worry, Jotka ma rację 🙂 Ella34, dziecko bessy, Jacobsky – dzielnie! Uwaga do innych wpisów o Bambo: no jasne, że to nie jest rasizm w naszym rozumieniu i w intencjach autora, przytoczyłem tę scenkę, by przypomnieć, ile się zmieniło w ostatnich latach w naszej wrażliwośći (no może niestety nie u wszystkich). Wadliwy cytat nie zmienia istoty sprawy, którą skomentowałem, wziąłem go z któregoś serwisu internetowego zaraz po ujawnieniu wpadki MGN.
Komentarze
No dobrze, ale gdzie tu analogia pomiedzy stosunkami Polacy/Zydzi w czasie WWII i tymi konfliktami na Balkanach, Rwandzie? Przeciez Polacy nie atakowali i mordowali Zydow, tylko Niemcy, z tego mi co wiadomo…
Gospodarzu
Na początku zgodnie z zasadą najpierw przedmiot , potem podmiot powiem tylko dwie rzeczy
-chciałabym by wszędzie i na każdej płaszczyźnie szukać tego co łączy przede wszystkim , dopiero potem tego co dzieli , sprawy bolesne zostawiać historykom, szczególnie gdy to niezbyt odległa przeszłość
-ja tez się cieszę ,że film to pytanie Panu przypomniał.
Drogi Gospodarzu , Kochani
to Helena http://www.blog-bobika.eu/?p=84#comment-999
zainspirowała mnie do napisania tych kilku słów . Ja nie przypadkiem trafiłam właśnie na ten blog, wszak znałam Pana poglądy i publikacje. W wielu przypadkach nie zgadzałam się z Panem , ale zawsze chętnie czytałam. Ostatni jednak na blogu zrobiło się przeraźliwie „chłodno” , tematy na wszystkich blogach(En passant, Skrót myślowy , Gra w klasy ) niemalże identyczne. Jestem zbyt wymagająca, nie pisałam wszak: proszę tkać tematy z najlepszej „przędzy” .Ja wiem najlepiej „sprzedają” się kontrowersyjne tematy Tylko ja od humanisty , a jest nim Pan bez wątpienia oczekiwałam o wiele więcej. Mogłabym wybaczyć taką postawę bio, info , techno , ale nie humaniście , który ma nieustannie pytać : dlaczego? Zarówno w Panu ( tak sadzę nadal) jak i wielu z nas jest naturalna potrzeba nieustannego zastanawiania się nad tym co dzieje wokół nas , zadawania pytań . W tym wszystkim dla mnie najważniejsze jest zadawanie pytań , bo wtedy człowiek poznaje siebie i drugiego człowieka. Czy mamy naszą egzystencje sprowadzić do prawego kciuka , mamy się wyzbyć naturalnej potrzeby myślenia, mamy myśleć li i wyłącznie o sobie . Marzy mi się ,że młodych będzie się uczyć sztuki myślenia i zadawania pytań, że my dorośli darujemy sobie uszczypliwości ,ze zajmiemy się tym co najistotniejszym .Co to będzie , każdy z nas zdefiniuje sam . Proszę wiec na pożegnanie by podawał Pan te potrawy na które ma Pan szczególny „apetyt” nie te które się sprzedają** . Może kiedy będę przelatywać tędy następnym razem , w okolicach Świąt przeczytam : moje sanki nie były ładne( tak naprawdę wcale ich nie miałem ) , ale zabawa z kolegami to było to i wspomnienia bezcenne
Wodniku , Twoja pryncypialność w walce o „Innego” zasługuje na szczególna uwagę, tylko gdybyś do tej walki, jak Kapuściński który jest Ci chyba bliski , dorzucił wzorem mistrza choć kilka mili gramów uśmiechu i ciepła ,Twoja pryncypialność nic by nie straciła , może nawet zyskała
Pielnia1 ? miło ,że jednak pragmatyczny inż. z 40 letnim dorobkiem jak podkreślasz potrafił zdystansować się nie raz od swoich pragmatycznych wypowiedzi i dostrzegł coś jeszcze
Wiesiek59 , być pedagogiem to trudna rzecz, zrozumieć ludzi jeszcze trudniej , ale pasji nie braknie ci nigdy tak mniemam
Jacobscy , to był przyjemny spacer : szczypta uśmiechu , zrozumienia i małych złośliwości na początek
Eddie , Twój nadajnik tylko raz zgubił pasmo ,odbiornik mimo wszystko odbierał zawsze na właściwej częstotliwości , dbaj o morze/ słońce ,nie ma nic ważniejszego
NELA , salute , drogę do mnie znasz , nie takie piękne jak Twoje, Rysiuberlin przysłał mi http://www.all-about-bats.net/dversand/info/kalender08/kalender.php
jak zwykle serdecznie nietoperzyca
**Na pierwszej stronie
meldunek o zabiciu 120 żołnierzy
wojna trwała długo
można się przyzwyczaić
tuż obok doniesienie
o sensacyjnej zbrodni
z portretem mordercy
oko Pana Cogito
przesuwa się obojętnie
po żołnierskiej hekatombie
aby zagłębić się z lubością
w opis codziennej makabry
trzydziestoletni robotnik rolny
pod wpływem nerwowej depresji
zabił swą żonę
i dwoje małych dzieci
podano dokładnie
przebieg morderstwa
położenie ciał
i inne szczegóły
120 poległych
daremnie szukać na mapie
zbyt wielka odległość
pokrywa ich jak dżungla
nie przemawiają do wyobraźni jest ich za dużo
cyfra zero na końcu
przemienia ich w abstrakcję
temat do rozmyślania:
arytmetyka współczucia( specjalnie dla Ciebie Sceptyku ?to Herbert)
Pyta Pan skad to sie bierze? Pewnie to czesc naszej natury,istoty czlowieka,kiedy w pewnych uwarunkowaniach wychodzi z nas bestia.
Czasami wystarczy mala iskra ktora wyzwala taka zbiorowa nienawisc to innych ludzi,ktorzy inaczej mysla,sa innej narodowosci,rasy,lub sa wyznawcami innej wiary etc.
Czlowiek balansuje na granicy dobra i zla,bez wzgledu na to jak definiujemy to dobro i zlo.
Panie Redaktorze,
Pańskie pytanie o źródła wybuchów nienawiści pomiędzy różnymi grupami narodowościowymi zamieszkującymi obszary etnicznie mieszane przywodzi mi na myśl krytyczne rozważania prof. Walickiego (z książki „Polskie problemy z wolnością”) nad zarówno esencjalną, jak i konstrukcjonistyczną koncepcją istnienia bytów narodowych.
Podobnie jak w odniesieniu do samej istoty Narodu, również przy rozważaniu problemu przemocy między-narodowej, należy raczej odrzucić obie interpretacje skrajne: esencjalną, gotową twierdzić że pierwsze było „jajko” (czyli że konflikt jest wpisany w samą istotę obiektywnie bytującego narodu), jak i dostrzegającą jedynie „kurę” wizję konstrukcjonistyczną, widzącą w narodach (i nacjonalizmach) twór ideologiczny XIX- i XX-wiecznych elit*. W uproszczeniu możnaby to chyba ująć tak: nacjonalizm nigdy nie byłby objawił swojej zbrodniczej mocy gdyby nie nacjonalistyczni przywódcy; ale też np. Hitler pozostałby niespełnionym artystycznie malarzem, niezdolnym zrealizować swoich zbrodniczych fantazji, gdyby jego ideologia nie natrafiała na podatny grunt wśród realnie bytującej, niemieckiej wspólnoty narodowej.
Jeśli idzie o przykład Polski międzywojennej: szeroko promowana wizja II RP (a Kresów w szczególności) jako obszaru zgodnego współżycia wielu narodów wydaje mi się być mocno zafałszowaną bajeczką dla grzecznych dzieci (choć zapewne bierze się ona z dobrych intencji, będąc reakcją na wcześniejsze fałszywe narracje – endecką czy komunistyczną). Konflikt narodowościowy, jakkolwiek nabrzmiewający w latach międzywojennych i przyjmujący makabryczne formy w okresie II Wojny Światowej, stanowił zresztą przykrą spuściznę I RP, w kórej podział narodowościowy dość dokładnie pokrywał się z podziałem „klasowym” (polska szlachta, żydowskie mieszczaństwo, ruscy chłopi). Do tego olbrzymią (i prawie bez wyjątku szkodliwą) rolę w owych konfliktach odgrywała religia; sekciarstwo i fanatyzm osiągnęły taki poziom, że katolicyzm unicki, będący w pierwotnych założeniach koniem trojańskim polskości i katolicyzmu rzymskiego na ziemiach ruskich, stal się tejże polskości i katolicyzmu najbardziej zaprzysięgłym wrogiem, stanowiąc ostoję niezależnej, ukraińskiej świadomości narodowej.
Przedwojenna Polska – niebędąca ani państwem homogenicznym, jak Polska współczesna, ani wieloetniczną, legitymistyczną monarchią – była, przy całej naszej dla niej sympatii, wielką beczką prochu…
Pozdrawiam
Geograf
*”Zakutani w kożuchy, chodząc od wioski do wioski/ Chuchali na Chochoły itepe pierwiosnki/ Aż namnożyli dziwnych, nacjonalnych znaków/ To byl haczyk – i sami teraz wiszą na tym haku” Cz. Miłosz
Szanowny Gospodarzu, pozwól, ze coś dopowiem z własnych przemysleń. Ja sądzę, że nasza trauma(nasza, czyli Polaków)wynika z faktu, iż sami sobie wmówiliśmy, że jesteśmy szczególnym narodem; inni mogą mieć drani, ale my nie. Stąd takie zażenowanie sprawami Jedwabnego, Kielc itd. Jedni są zażenowani, inni udają to zażenowanie, i szukają winnych w Moskalach, w komunie itd. A my, tak naprawdę, nie jesteśmy ani lepsi, ani gorsi od innych nacji. Takie racjonalne podejście uwolni nas od poczucia mesjanizmu oraz od innych kompleksów. Kompleksy te widać codziennie w postępowaniu naszych przywódców,jest to takie prowincjonalne. Polacy stale oczekują zachwytu nad naszą wspaniałością, historią itd. Jeśli zrozumiemy, ze jesteśmy normalni, to znaczy identyczni,jak inne nacje, problem zniknie. Czego panu, Państwu i sobie życże.
Z poważaniem
http://kulturaonline.pl/Bat,Yam,-,Tykocin,tytul,artykul,4949.html
Zapraszam do Wrocławia!
Na wyjątkowe wydarzenie teatralne; BAT YAM – TYKOCIN.
Spektakl ten jest połączeniem dwóch realizacji scenariuszy o relacjach polsko – żydowskich. Jeden, po polsku, drugi po hebrajsku (z napisami). Zrealizowane są przez młodych reżyserów, grane przez młodych aktorów, mają prezentować spojrzenie na sprawy polsko – żydowskie z perspektywy współczesnego, młodego człowieka, Polaka i Żyda.
„Projekt teatralny Wrocławskiego Teatru Współczesnego i Izraelskiego Teatru Habima jest jednym z najważniejszych wydarzeń artystycznych Roku Polskiego w Izraelu 2008 – 2009″ To spisałam z zapowiedzi prasowej. Potem taka sama premiera w Tel Awiwie, w grudniu.
Może to trochę prywaty, ale jeśli ktoś zainteresowany i nie wiedział, to warto wiedzieć. Oczywiście JA IDĘ!
Premiera 20 listopada i w dniach 21, 22 dwa kolejne przedstawienia.
Panie Redaktorze, nie jest moim celem sprawianie Panu przykrości, jednak napiszę, że Pańska wypowiedź świadczy m. in. o braku wiedzy oraz o naiwności. Nieprawdą jest to, co pisał Pan już wcześniej, że w okolicach Jedwabnego czy Radziłowa stosunki polsko – żydowskie były znośne. To właśnie w tamtym rejonie Polski, w łomżyńskiem, w latach 30. panował największy antysemityzm – w jednej z tamtejszych miejscowości doszło do tak gwałtownych rozruchów antysemickich, że policja państwowa użyła broni palnej (były ofiary śmiertelne wśród miejscowych antysemitów). Jest wielką nieprawdą sugerowanie, że to, co zdarzyło się w Jedwabnem i Radziłowie, mogło się zdarzyć w całej Polsce. Nieprzypadkowo, wbrew marzeniom polonofobów, Jedwabne nie okazało się być czubkiem góry lodowej (jak to mówiono w 2001r). Przedstawianie Jedwabnego jako Polski w miniaturze jest zwyczajną podłością.
Jeszcze drobna uwaga: w filmie nie pojawia się określenie „żydek”, tylko słowo „Żydek”. Słyszałem kiedyś w radiu opowieść polskiego żołnierza o jego udziale w bitwie o Monte Cassino. Ten prosty człowiek wspomniał m. in. o swoim koledze żołnierzu, który był Żydem. Mówiąc o nim z sympatią, a może nawet z pewnym podziwem, używał słowa „Żydek”.
Panie Redaktorze !
Filmu nie widzialem, ale chwytam sens o co tu chodzi, zwłaszcza, że poprzedzający mnie Szanowni Wpisowicze (zgadzam się przy okazji z „geografem” nt. analizy sytuacji społeczno-kulturowo-religijno-etnicznej w II RP, zwłaszcza jeśli chodzi o tzw. „kresy” – to jest dopiero mit i wańkowiczowskie, po przeszło 70 latach, „chcijestwo”; pozdrawiam – pielnię-1) mnie cos-nie-cos objaśnili.
Nie dużo trzeba Panie Adamie aby ludzie skoczyli sobie do gardeł. Wystarczy sączyć permanentnie do ich mózgow nienawiść; może nawet to zbyt „grube” określenie – wystarczy niechęć: a także zawoalowane poniżenie i przekonanie o ich – „Innych” – rzekomej „gorszości” (a naszym, przaśnym, swojskim i jak mawiał nieodżałowany S.Lem – „wsobnym” poczuciu misji i „lepszości”). Wystarczy „Innego” odczłowieczyć, zdehumanizować – wpierw w mózgach i świadomości motłochu, tłuszczy, gawiedzi (te określenia o znaczeniu pejoratywnym odnoszę do tlumu działajacego juz stadnie, jak stado bizonów na prerii gonione przez polujacych na niego Indian z westernów gdzie istnieje tylko jeden instynt; do tego co Ortega y Gasset tak pięknie analizuje w wiekopomnym dziele „Bunt mas”, a Le Bon opisuje w „Psychologii tłumu”), a później to już pójdzie gładko. I nie ważne jest czy się ma rację czy nie. „Inny” zdehumanizowany, odczłowieczony, pozbawiony jakichkolwiek cech ludzkich staje się „kupą mięsa”, jednostką bez uczuć wyższych, nie-czlowiekiem. Równolegle z ową propagandą dehumanizacyjną i odczłowieczającą idą własnie tzw. „poniżenia szeptane” (-soft). Może to być żart, komiks, schlagworty (jak np. o „żydkach” co to piją krew niemowląt alibo przerabiają ją na macę), humory (sic !). To wszystko urabia świadomość nie-prawdą, skrzywia patrzenie racjonalne, a powoduje magiczność, irracjonalność i widzenie wg schematu „wishfull thinking”.
W tych kalkach np. religia – jako sfera nie-materialna i aracjonalna – ma ogromne znaczenie. Nie będę przytaczał przykładow z historii – ot, choćby zaszczepienie w Europie przez chrześcijaństwo na wieki wiary w demony, czarownice i pieklo (a prześladowania czarownic „przyszły” juz potem same). Tak samo np. w dzisiejszej Polsce demonizując znaczenie spec.służb PRL (zarówno cywilinych jak i wojskowych, choć PiS-owska, a w zasadzie „macierewiczowska” wersja nt. WSI podpada pod takie parabole również) odczłowiecza się tamtych funkcjonariuszy – tu nie chodzi o winy czy nie, tu chodzi o osoby i ich odbiór społeczny. Od winy, oceny i wyrok jest sąd i prawo. Emocje w opisie rodzą emocje w działaniu….
Wyprzedzając krytykę moich wcześniejszych tez prowadzoną z pozycji etyczno-moralnych zaznaczę, że Żydów (zajmują się lichwą, oszukują, śmierdzą czosnkiem czy cebulą etc.) lub czarownice (zatruwają studnie, rzucają „uroki” etc.) takze można było z tych pozycji skutecznie „obrzydzić” społeczeństwu.
Zabranie osobie ludzkiej człowieczeństwa (i to w wielu wymiarach; np godności, wrażliwości, empatii itd.) i pozbawienie „normalnych” ludzi, czyli większości spojrzenia nań – czyli „Innego”, sympatii i otwartosci na drugiego, „Innego” człowieka, powoduje automatycznie sprowadzenie tego „Innego” do roli zwierzęcia, robaka, nic nie znaczącego „NIC”. Reszta przychodzi samo…
Pozdrawiam serdecznie.
WODNIK53
PS: Nietoperzyco (z dn.15.11.2008, h: 20.16.)
Nic nie poradze, że świat który oglądam jest taki brutalny, zachłanny, agresywny i brzydki. Racje rozumu (właśnie bez emocji, bez uczucia, bez miłości – to jest przeznaczone dla najbliższych, ludzie „w ogóle” na to nie zasługują, bo Ja dla nich ani brat, ani swat…..) nakazują działać jak fotograficzny aparata, jak stop-klatka. Introwersja, zwłaszcza w przdmiocie uczuć jak najbardziej jest moim zdaniem potrzebna……
Dziękując za uznanie >rozumowo< pozdrawiam Cię serdecznie „nietoperzyco”.
Niertoperzsyco,
bardzo dziękuję za pamięć. Morze/słońce ma się coraz lepiej, ale zjadło mi równo 5 miesięcy. Kiedy wróciłem do realu, zastałem go w nowej, kryzysowej dekoracji. Muszę w kilka tygodni, uzupełnić straty czasowe i to w zupełnie nowych realiach, przynajmniej dla moich spraw. Cieszę się przynajmniej z tego, że nie będzie nudno, i pojawiają się nowe szanse, dzięki przymusowemu dopingowi do sięgnięcia po rezerwy spoza gnuśnej rutyny. Niestety, trochę ucierpi na tym moje sporadyczne blogowanie. Serdecznie pozdrawiam, Eddie
P.S. Czy zastanawiałaś się nad harmonijnym funkcjonowaniem z rzeczywistością taką -akaq jest?
Geograf,
przyglądam się tym klasom:
„polska szlachta, żydowskie mieszczaństwo, ruscy chłopi”
i myśli mi się:
– czy „Chłopi” Reymonta dowodzą ruskości chłopów
– także rodzina pochodzeniowa MFR
– oraz rodzina pochodzeniowa mego Ojca
– intelektualiści, ludzie kultury i nauki, gdzie oni są?
ach, po cóż rozwijać, skoro już powiedziałam jak ten Pana skrót mnie zaskoczył.
@WODNIK53:
W nawiązaniu do kwestii stygmatyzowania „Innego”, na którą zwróciłeś uwagę: ciekawe jest iż „Inny”, aby podlegał stygmatyzacji, nie może być zbyt odległy i musi stanowić część „naszego „świata. W tym sensie wrogiem dla przedsoborowego KK był prawosławny, protestant, żyd, socjalista („Nie pozwalajcie swoim synom pracować na kolei, bo kolejarze do pijacy i socyaliści!” – przestrzegał przed 120 laty proboszcz z Nowego Sącza), liberał czy mason. Ale, przynajmniej od czasów rekonkwisty, już nie muzułmanin.
Drugą interesująca kwestia, związana ze stygmatyzacją na tle religijnym (a to tło właśnie wydaje mi się być w przypadku konfliktów na ziemiach dawnej Polski zasadnicze), to roszczeniowy sposób autodefiniowania swojej misji przez różne kościoły chrześcijańskie, powstałe wskutek rozpadu pierwotnej wspólnoty od Soboru Chalcedońskiego po Reformację. I tak monofizyci, pomimo wyraźnie narodowej funkcji ich wspólnot (ormiańskiej, koptyjskiej czy etiopskiej), określają swoje kościoły mianem apostolskich. Chrześcijanie wschodni, poprzez wartościujące samookreślenie „prawosławni”, jednoznacznie sugerują, że wiara pozostałych chrześcijan jest w jakiś sposób „nieprawa”. Kościoły reformowane nadal pragną być nazywane protestanckimi, choć od Reformacji minęło już 500 lat (a jak słusznie zauważył Kołakowski, wszelka władza jest z istoty swojej konrrewolucyjna; jeśli możliwe jest używanie wobec jej przymiotnika „rewolucyjny”, to jedynie w znaczeniu genetycznym, nie funkcjonalnym). Zbyteczne dodawać, że samodefiniowanie się przez kościół rzymski (nb. – czy nie jest to najtrafniejsze i najbardziej ideowo neutralne określenie?) jako katolicki, stanowi nadużycie do kwadratu – kościół przedsoborowy tym chętniej wszak podkreślał swoją katolickość im mniej był w istocie Kościołem Powszechnym 🙂
Pozdrawiam
Geograf
PS Szerzej o II RP i jej polityce narodowoścowej pisałem na moim blogu przed ok. miesiącem – zapraszam!
Nie bede sie rozpisywal na temat, jak to uczynili inni. Kazda prawda, jezeli pragnie byc obiektywna potrzebuje ocen i wersji z kilku roznych punktow widzenia. Inaczej jest chroma. Chroma i niepelna jest ksiazka Grossa, bo chce widziec sprawe od strony zydowskiego cierpienia i polskiej nikczemnosci. Wydaje mi sie, ze kazde spoleczenstwo podlega prawom rozkladu normalnego Gaussa. Sa dobrzy, sa zli, sa rowniez obojetni. Sytuacja nadzwyczajna jak wojna, rewolucja, etc. moze przesuwac symetrie tego rozkladu, zmniejszajac lub wydluzajac prawy lub lewy ogon, ale rozklad jest wciaz „normalny”. Nie ma narodu polskich mordercow i zydowskich aniolow. Albo na odwrot.
Widzialem kiedys w telewizji amerykanskiej reportaz o przyjazni Serba i Albanczyka, zyjacych w jednej wsi. Serb uratowal Albanczyka podczas czystek etnicznych. Po konflikcie, obaj postanowili byc dallej przyjaciolmi, ale teraz czysto-albanska wies nie pozwolila zyc Serbowi i musial on ja opuscic.
Odpowiadajac Geografowi o niebezpieczenstwach wieloetnicznych polskich kresow, podobne problemy maja inne panstwa z multietnicznymi spoleczenstwami. Zacytowalbym Belgie. Na tej ziemii nie ma bezkonfliktowego raju. Ale pomimo tego, ludzie jakos zyja.
Pozdrawiam
Nietoperzyca,
Twoj wpis powyzej to, jak rozumiem, pewnego rodzaju testament dla nas, pozostajacych na Szostkiewiczowym padole (Pana Redatora przepraszam za to male zaduzycie). Jak sie domyslam, Ty odchodzisz tylko to innego bytu blogowego, a nie do niebytu blogowego jako takiego. Jesli tak, to taka moja drobna uwaga: badz ostrozna z blogami „klubowymi”, gdzie zadawane przez Ciebie pytania czasem utkwia na powierzchni gestawego kisielu wzajemnych duserow i slodkosci. Wtedy te Twoje wzniosle pytania, ze skrzydelkami zlepionymi kisielem, beda miec male szanse, aby wzbic sie na tyle wysoko, zeby przyniesc Ci satysfakcje z otrzymanych odpowiedzi, czesto rowniez sklejonych tym samym kisielem. Bo czasem pewna doza uszczypliwosci dodaje wiecej smaku niz niekonczacy sie syrop wzajemnego szczebiotu i picia sobie z dziobkow. To jak pieprz i tabasco, bez ktorych danie staje sie przeslodzone i mdlace.
O mlodych sie nie martw. Mlodzi i tak zadaja wiecej pytan niz my, starsi jestesmy w stanie wysluchac (co nie znaczy, ze nie jestesmy w stanie odpowiedziec na wszyskie ich pytania). Moze to i dobrze, bo sa pytania i pytania, podobnie jak sa wspisy i wpisy na blogach: tak jak nie wszystkie z nich trzeba czytac, tak nie wszystkich pytania trzeba wysluchac, i na nie wszystkie trzeba udzielic odpowiedzi. I tak za jakis czas dzisiejsi mlodzi dobiora sie nam do skory, i niezaleznie od ilosci zadanych i wysluchanych pytan (na ktore co bysmy nie zrobili, to i tak nie otrzymaja oni satysfakcjujacej mlodych odpowiedzi), jednym zrecznym kopniakiem dokona sie tzw. zmiana generacji. Taka jest kolej dziejow. A my troszczymy sie o mlodych i chcemy, zeby pytali, uczyli sie sztuki myslenia, dociekali, itp., ale tak naprawde, to troszczymy sie o nas samych, bo czy tego chcemy, czy tez nie, u schylku nasz los bedzie w rekach dzisiejszych mlodych, a wiec tak na zapas, matwiac sie o mlodych martwimy sie o nas samych. I nie ma w tym nic zlego. Przeciwnie ! Pozostaje tylko kwestia tego jak sie martwic: czy juz dzis wchodzic im w cztery litery pod przykrywka intelektualnej troski, czy zostawic sprawy neutralnemu biegowi rzeczy, bo mlodzi i tak wiekszosc pytan i odpowiedzi odkrywaja sami, tyle ze nie w sposob, jaki nam sie podoba. I stad troska. Nasza troska. Nie ich. Jednak nasz stosunek do mlodych to sprawa indywidalnego podejscia do zycia. Z jednej strony moze to byc stymulujacy cynizm i lekki dystnans intelektualny. Z drugiej: podejscie arcy-proaktywne, ale obydwie postawy to tylko przygotowanie wlasnewgo odejscia na z gory upatrzone pozycje, ale obydwie postawy podszyte sa lekka doza egoizmu, tyle ze smakujacego inaczej (cukier kontra tabasco…). Prawda z pewnoscia lezy jak zywkle po srodku. Na swoja cyniczna pocieche powiem tylko, ze wedlug mojej oceny mlodzi w pewnym momencie stana przed takim samym dylematem wobec swoich mlodych, i przez to zaczna patrzec na nas, starych bardziej przychylnym okiem. Solidarnosc losow, ot co.
Generalnie rzecz biorac nie powinno sie mnozyc bytow bez potrzeby. Jednak czesem nie mozna inaczej, zeby wytlumaczyc sobie to i owo. Bywaj wiec, nietoperzyca, i miewaj sie lepiej w innych bytach. Baw sie dobrze tam, gdzie znajdziesz to, czego szukasz, czyli najistotniejszego.
Czesto jednak samo szukanie musi wystarczyc jako nagroda za wysilek. Nagora i pociecha.
Serdecznie pozdrawiam.
Pan redaktor Szostkiewicz nie wymyślił tego, że w Jedwabnem, przed wojną, stosunki polsko – żydowskie były poprawne. Przeczytał o tym w książce Grossa. Jeśli się ufa całkowicie takim „historykom” jak Jan T. Gross, to później pisze się takie rzeczy.
Geograf z dn. 16.11.2008 h: 16.06.
Masz rację. Związki wyznaniowe i kośćioly, wszelkie religie – zwłaszcza monoteistyczne – uzurpują sobie posiadanie prawdy absolutnej (bo danej od osobowego Boga). Ta uzurpacja „spływa” poniekąd na szafarzy tej prawdy – czyli duchowieństwo, a w dalszej konsekwencji na laikat. Laikat czując się związanym ze sobą więzami właśnie tej niewidzialnej nici (i to jest moim zdaniem clou pojęcia: religia) jaką snuje „nasz Bóg” pomiędzy Absolutem, a wyznawcami odmawia „Innemu” ….. resztę sobie możesz „geografie” dopowiedzieć. Zresztą paternalizm i przeświadczenie o posiadaniu prawdy – bo danej od Boga – tłumaczy i uzasadniało wiele ludzkich postępków w historii. A paternalizm – jak mówi „guru” XX-wiecznych liberałów I.Berlin to „najgorsza z niewoli”.
M.in. odsyłam Cię do ksiązki P.Crepone’a „Religia i wojna”. Ja takze „popelnilem” taki artykulik pt „Religia i przemoc” – możesz go przeczytać na portalu http://www.racjonalista.pl.
Pozdrawiam serdecznie.
WODNIK53
@ PA2155:
Cóż, o Belgii już kiedyś dyskutowaliśmy. Jeśli w tym kraju nie dochodzi do wybuchów międzyetnicznej przemocy (czy też raczej ogranicza się ona do burd stadionowych), to jest to skutek ogólnie wysokiego poziomu życia (którego nikt chyba nie chciałby utracić, nawet jeśli pragnąłby by sąsiadowi żyło się gorzej), minimum zdrowego rozsądku jaki przejawiają obie strony konfliktu i wpływu otoczenia. Sądzę, że samo przebywanie w „twardym jądrze” UE skutecznie wyklucza militarne rozwiązanie sporu walońsko-flamandzkiego. Ale również w tym przypadku, nie mamy do czynienia z „aniołami” po żadnej ze stron.
Pozdrawiam
Szanowny Panie Redaktorze!
Cezurą jest rok 1939 i Szoah, zagłada.
——-
w tym kontekście: Zagłada.
——–
Nie musimy przy tym przeżywać tak przykrych dla Polaków scen, jak w słynnym wielogodzinnym filmie Claude?a Lanzmanna ,,Shoah?, kiedy wplata on w swą opowieść prymitywne wypowiedzi innych niż ci, do których dotarła Dylewska, świadków wydarzeń sprzed lat.
—–
Przeżywanie przez Polaków przykrych scen. Cóż za piękne uogólnienie.
Ano nie musimy, nie oglądajmy CL, nie będziemy wspólnie przeżywać, jak Pan Redaktor trafnie określił, przykrych scen.
Serdecznie pozdrawiam
zlewkrwi
do”Nietoperzycy” z 15.11 br.
Postanowiłaś porzucić ten blog, bo rzeczywiście narasta na nim agresja i żegnając się ,piszesz kilka ciepłych słów do niektórych uczestników, min. do mnie. Dziekuję. Odjeżdżasz do świata wierszy,krainy uśmiechów,porzucasz spory na rzecz pobytu na Polach Elizejskich. Ja myślę jednak, znając trochę- jak mniemam -Twój polemiczny zapał, że znudzi ci się ten bezkonfliktowy świat iluzji, świat dosypywania cukru do miodu i wrócisz po namyśle do sprzeczania się o sprawy materialne i światopoglądowe Polaków. Czego ci życzę i całemu blogowi.
Pozdrawiam z szacunkiem i serdecznie
Pielnia1
Geograf:
Kontestowalbym Twoja wizje Polski miedzywojennej jako beczki prochu. To nie byla Hiszpania wojny domowej. Gospodarczo to tez nie byl taki parias Europy. Za Polska w rozwoju gospodarczym byly m.in. Portugalia, Grecja, nie mowiac o Balkanach, Wegrach i ZSRR. Wracajac do naszej dyskusji z przeszlosci, przedstawianie Polski tamtego czasu jako kraju nietolerancji i totalnej biedy, przypomina „historiozofie” PRLowska. Mieszanka etniczna nie jest absolutna harmonia w zadnym kraju. Sa zawsze partykularne interesy, przywileje i problemy dnia codziennego. Mozna miec, oczywiscie, problemy z etosem historycznym polskiego spoleczenstwa tych czasow i jego zgodnoscia z duchem tamtych czasow. Problemy etniczne sa obecne rowniez w Kanadzie, gdzie mieszkam na stale. Ciekawy jestem, co by sie stalo z multikulturalizmem i tolerancja kanadyjska pod okupacja niemiecka?
Pozdrawiam
PA2155 pyta: „Ciekawy jestem, co by sie stalo z multikulturalizmem i tolerancja kanadyjska pod okupacja niemiecka?”
Zalezy gdzie. Dwa wieczory po referendach przegranych przez separatystow zakonczyly sie wyprawa niezadowolonego takim werdyktem tlumu, wyprawa do angielsko-jezycznej (w wiekszosci) czesci Montrealu (Westmount, NDG) i demolka, a wszystko pod haslami „Quebek dla Quebekow” itp. Nie twierdze, ze takie zachowanie to oglnie przyjeta norma w Quebeku, i zamieszki spowodowane byly przez znikoma mniejszosc, ale kto wie, czy przy proponowanym przez Ciebie scenariuszu hipotetycznym nie doszloby to wyrownywania porachunkow na skale masowa, nie tylko miedzy dwoma najsilnieszymi sektorami jezykowymi Quebeku, ale rowniez, rykoszetem, z mniejszosciami (i miedzy mniejszosciami), ktore raczej trzymaja sie danego sektora jezykowego. Bo napiecia podskorne miedzy anglofonami i frankofonami nie znikly. Jest calkiem mozliwe, ze w sytuacji kryzysowej (a taka bylaby mniedzy innymi okupacja) wyzwolona zostalaby negatywna energia emanujaca z tych napiec. Mozliwe jest rowniez, ze gdyby domniemany okupant, w mysl zasady divide et impera zaczolby faworyzowac jednych kosztem drugich, to otworzyloby to droge to sytuacji nie tak dalekich od tych opisywanych przez Grossa czy Dylewska, to jest zimnej obojetnosci na gorszy los „innego” lub rozpalanej umiejetnie i sterowanej agresji wobec „innego”.
Czy podobnie (choc z diametralnie innych przyczyn) byloby w Toronto czy vancouver ? – tego nie wiem. W kazdej prowincji i w kazdym wiekszym miescie linie podzialow przebiegaja inaczej. Kanada to nielicha mozaika, i nawet wspomniany przez Ciebie multikulturalizm i tolerancja to gradient, a nie cos stalego dla calosci kraju.
Generalnie rzecz biorac wydaje mi sie, ze ludziom nie trzeba wiele, aby w sposob zorganizowany skoczyli sobie do gardel. To znaczy istnieje jakas wartosc progowa agresji czy szczucia, do poziomu ktorej nic zlego sie nie dzieje, ale po jej przekroczeniu sprawy lawinowo przybieraja tragiczny obrot.
Pozdrawiam.
@PA2155:
Konflikt w Hiszpanii miał jednak podłoże ideologiczne – nie narodowe – i może z tego powodu, jak również ze względu na obce interwencje, był szczególnie krwawy („hiszpański temperament” też chyba miał tu coś do powiedzenia). Jeśli idzie o poziom rozwoju gospdarczego różnych krajów w Międzywojniu, to zajmowałem sie trochę tym tematem („popełniłem” nawet artykuł o inwestycjach transportowych II RP) i sprawy nie wyglądają jednoznacznie: istotnie, wypadaliśmy dużo lepiej niż kraje bałkańskie czy śródziemnomorskie, ale już zapóźnienie cywilizacyjne ZSRR względem ówczesnej Polski jest kwestią dyskusyjną (np. takie współczynniki jak poziom produkcji przemysłowej na głowę mieszkańca czy współczynnik urbanizacji były tam wyższe niż w Polsce). Oczywiście, dane te nie odzwierciedlają poziomu życia, ale mówią co nieco o gospodarce (choć trzeba patrzeć na nie krytycznie).
Gdybym miał wyrazić zwięźle swoją opinię o napięciach narodowościowych w II RP, powiedziałbym tak: obiektywnie (klasowo, ekonomicznie, itd.) uwarunkowane konflikty pomiędzy Polakami a Żydami/ Niemcami/ Ukraińcami pozwalają zrozumieć przedwojenne akty wzajemnej agresji; wtórne „uideologicznienie” tych konfliktów obciąża jednak elity narodowe, a w szczególności duchowieństwo róznych wyznań. Ponadto, żadne doznane przed wojną krzywdy nie usprawieliwiają przykładania ręki do nazistowskich zbrodni popełnianych na Żydach lub Cyganach (całkowicie wówczas bezbronnych i występujących li tylko w roli ofiary) czy Polakach (vide Wołyń).
Pozdrawiam
Geograf
Pa2155 16.09
Przedwojenną Polskę znam z relacji rodzinnych, Małego Rocznika Statystycznego i literatury. A Ty nigdy nie czytałeś Wańkowicza, Ksawerego Pruszyńskiego, Kadena Bandrowskiego Dołegi Mostowicza czy Marii Dabrowskiej ?
Nie jest to szczególnie rózowy obraz.
@ Teresa Stachurska:
przepraszam za spóźnioną odpowiedź; w „ogniu” dyskusji przeoczyłem Pani komentarz. Generalizacja, której się dopuściłem, dotyczy przede wszystkim Kresów; oczywiście, że polscy chłopi na ziemiach etnicznie polskich byli Polakami (wyjąwszy kolonistów niemieckich czy holenderskich). Moje uogólnienie w odniesieniu do ludności polskiej ma charakter „statystyczny”, gdyż Polacy byli obecni wśród wszytskich warstw społeczeństwa dawnej Rzeczypospolitej (tyle że nierównomiernie – cała szlachta była od XVII wieku w zasadzie w pełni spolonizowana!). Natomiast np. Żydzi wiedli żywot „mieszczański” niezależnie od faktycznego miejsca zamieszkania.
Pozdrawiam
Geograf
Pielnia do Nietoperzyca:
Odjeżdżasz do świata wierszy,krainy uśmiechów,porzucasz spory na rzecz pobytu na Polach Elizejskich.
Drodzy Panstwo, sa takie rzeczy, ktore sie zobaczy lub uslyszy i mimo, ze czlowiek nie ma na nie kompletnie wplywu to robi mu sie strasznie wstyd, no to troche tak jakby zobaczyc dwa spolkujace koty, widok rzadki ale krepujacy. Niejako gornolotnie poczuwamy sie wtedy do wstydu za gatunek ludzki. I to jest sytuacja tego rodzaju.
Tym bardziej, ze pusty garnek duje w pusty kociol w przekonaniu o tym jak to intelektualnie koncertuja pod batuta czlowieka, ktory kojarzy wycinanie maczetami pomiedzy Hutu i Tutsi (kilka milionow istnieni) z prowokacyjnym pogromem w Kielcach (kilkanasice zabitych osob) i pogromem w Jedwabnem (kilkaset zabitych osob) w kraju okupowanym. Posiadanie takich skojarzen albo jest dowodem na zidiocenie albo na zbydlecenie, wzglednie na zajcie dwu procesow na raz.
Nie wsytd panu panie Szostkiewicz?
JeanPaul:
Czytalem. Tylko czy jest to w 100% obiektywny obraz swiata? Chyba tak, jak historia piora Poboga-Malinowskiego lub historie prlowskie. To bylo nowe panstwo, ktore odrodzilo sie po ponad 100 latach, posklejane z roznych narodow, wiar i etosow klasowych. Moze troche o tej biedzie i jej obrazie w sztuce. Polecam kilka filmow holenderskich o latach miedzywojennych, o kraju duzo bardziej bogatym i stabilnym niz Polska. Toz to obraz biedy i nedzy oraz ludzkiej rozpaczy. Mozna rowniez poczytac powiesci Fallady o Niemczech tego okresu. To samo. Kazdy okres wymaga „normalizacji”, czyli urealnienia obserwacji w stosunku do czasow, do ktorych sie odnosi.
Geograf:
Mysle, ze po tych wyjasnieniach moge sie zgodzic.
Pozdrawiam obu.
Do „ralfa”: nie jest moją winą, że tobie wszystko kojarzy się z d…
Po drugie:wiem, że twoje prawicowe sumienie zaczyna liczyć nieboszczyków dopiero powyżej ilości w Ruandzie, zwłaszcza, jeśli na naszej polskiej ziemi pieszczoty dokonywane były na tych wstrętnych Żydkach, prawda, polski prawicowy patrioto?
Pa2155 4.13
Zaden z pisarzy których wymieniłem nie był lewicowcem ( no może trochę Dąbrowska) . Wańkowicz jest autorem „Sztafety” która w PRL-u traktowano jako zakłamaną prawicowa propagandę. Ale jest też autorem bardzo licznych innych książek, w których okres 20 lecia opisuje bardzo krytycznie. Lewicowi pisarze przedwojenni opisywali Polske bardzo ostro i dlatego ich tu nie wymieniłem. Znam wiele obiektywnych pozycji naukowych z dziedziny gospodarki, które równiez opisują czasy XX lecia i jest to obraz wielkiego zacofania. Ale np w niedzielnej Gazecie Wyborczej Tony Judt opisuje biedę , a nawet nędzę w Europie Zachodniej po II wojnie swiatowej i to też są bezsporne fakty. Natomiast wymieniłem także Mały Rocznik Statystyczny, który jest naprawdę obiektywnym źródłem dla każdego fachowca, lepszym od literatury pięknej.
Z pozdrowieniami
Einstein pisał że tylko dwie „rzeczy” są nieskończone Wszechświat i głupota ludzka tylko tego drugiego nie był pewien. Nie jest więc niczym dziwnym, że ludzi łatwo napuścić na siebie, skłócić, poróżnić itp, daleko trudniej jest spowodować by byli sobie życzliwi i żyli zgodnie.(łatwo powiedzieć tamten ma bo cię oszukał i ci zabrał, trudniej przekonać do równie ciężkiej pracy by mieć podobne korzyści) Spójrzmy na ostatnie lata, wystarczyło, że jeden obóz polityczny zaczął politykować metodą „wszystkie chwyty dozwolone” , pomawiać , kłamać dawać fałszywe świadectwa i natychmiast ludzie podzielili sie na obozy jeden popierający drugi przeciwny. W miarę upływu czasu ludzie z tych obozów byli wobec siebie coraz bardziej agresywni i bez problemu można było by ich namówić walki ze sobą. Ciekawostką jest fakt, że ludzie którzy dali sie oszukać nie chcą przyjąć tego do wiadomości i brną reagując z coraz to większą agresją na swych oponentów. Jedna z moich znajomych /wyższe wykształcenie/ mówi – jak PO dojdzie do władzy ja wyjeżdżam z Polski /jakoś nie wyjechała a ja do rozmów o polityce nie wracam/.
W historii już nie raz politycy próbowali metody „wszystko dozwolone” bo zwycięzców się nie rozlicza jak pokazuje czas zawsze skutek był fatalny dla ludzi /przykład Hitler który powiedział „zrobiliśmy tyle zła że teraz musimy wygrać”/
Mimo nauczek jakie daje historia ludzie jakoś chętniej wierzą w nieprawdy i manipulacje. Wspominany powyżej Prof. Gross manipuluje opinią publiczną bo chce ‚dobrze” dla swego narodu i wielu kupuje tą manipulację – choćby autor tego blogu. Prawda o stosunkach Żydów i Polaków jest zupełnie inna niż ta którą chce wmówić czytelnikowi pan Gross i na dodatek stosunki te zmieniały sie w czasie. Gdyby żydzi byli prześladowani w Polsce i gnębieni od dawna to jasne jest, że nie było by ich wielu /wynika to z logiki nikt nie stara się sobie robić przykrości/. Dlaczego dużo obozów zagłady powstało w Polsce – to proste bo tu żydów było najwięcej i najmniejsze koszta były związane z ich niszczeniem. Po wojnie Żydów w Polsce było jak na lekarstwo i na dodatek byli niezauważalni dla ludzi /szczególnie młodszych/ -więc znów logicznie trudno o nienawiść do tego kogo nie ma. Owszem można politycznie rozpętywać histerię i zwalać wszystkie problemy na powiedzmy Żydów , tylko, że akurat takiej polityki władze PRL nie prowadziły, aż do sławetnego 1968r./bo akurat w tym czasie postanowiono polityczne wygrać zakorzenią w opowieściach ansę Żydowską / Wielu myślących młodszych zorientowało się że zrobiono młodzież i nie tylko „bambuko”, ale jak zwykle większość dała się ogłupić.
Rzeczywiscie porownywanie Jedwabnego do Ruandy nie ma wiekszego sensu.
Jedno co dziwi mnie w dyskusji na temat Jedwabnego i Grossa to brak umiarkowanego stanowiska. Zdecydowana wiekszosc dyskutantow zajmuje stanowiska skrajne. Jedni twierdza za Gross falszuje historie bo Polacy wcale nie byli antysemitami, a jesli juz byli to mieli powody. Inni twiedza, ze Jedwabne jest dowodem na to, iz Polacy byli jednak antysemitami. A przeciez to byl tylko epizod. To prawda ze tragiczny ale, na szczescie, odosobniony. Powinnismy sie go jako Polacy wstydzic i zan przeprosic ale nie usprawiedliwiac bo tego co stalo sie w Jedwabnem w zaden sposob usprawiedliwic sie nie da. Epizod ten a takze wypowiedzi zaprezentowane w „Shoah” swiadcza o tym ze nastroje antysemickie byly w Polsce obecne. Nie byly jednak jak sie zdaje powszechne skoro tak wielu Polakow otrzymalo tytul Sprawiedliwego Wsrod Narodow Swiata. Nie generalizujmy wiec w zadna strone.
Do ex pisze:
2008-11-16 o godz. 11:25
Przyjemnie byloby Panu slyszec o sobie: Polaczek?
Z powazaniem.
MA
MA nic nie zrozumiał z tego, co napisałem. Swoje posty pisałem z myślą o czytelnikach inteligentnych.