Piekło Fritzla

Polskie wpisy pod internetowymi wiadomościami z Amstetten przestałem czytać po kilku minutach. Jeden z wpisów obciążał winą za Fritzla Unię Europejską. Inny winił Pana Boga. W jeszcze innym jakiś chrześcijanin zagrzewał do zemsty przez wbicie Fritzla na pal. Ta tragedia zasługuje na coś więcej niż taki bełkot.

Ale co można powiedzieć (poza wyrażeniem zgrozy i współczucia dla ofiar)? Że Hobbes miał rację, a nie Rousseau? Dla człowieka religijnego dramat w rodzinie Fritzla może być dowodem, że zło jest dziełem szatana, któremu człowiek służy za narzędzie. Dla niereligijnych ważniejsze będą okoliczności psychologiczne i socjologiczne. Aż korci, by uznać rodzinę Fritzlów za beznadziejnie patologiczną, a sąsiadów za uczestników zmowy milczenia. Uznać – i mieć problem z głowy. Czy nie za szybko i nie za łatwo? Takie szybkie podsumowanie to myślenie z tabloidu, myślenie na skróty. Zrozumieć nie znaczy wybaczyć. Bez zrozumienia nie ma mowy o wyciągnięciu sensownych wniosków.

Kiedy jesteśmy w szoku, szukamy szybkich wyjaśnień, jakichkolwiek, byle uwolnić się od horroru. Tymczasem prawdziwa odpowiedź może być daleko i jeszcze bardziej szokująca. Nie wiem – jaka. Ale nim sprawa się wyjaśni, a potrwa to pewno długo, nie należy generalizować. Już czytałem takie interpretacje: widzicie, jacy są ci Austriacy, tak samo bronili Waldheima.

Na razie nie ma dowodów na zmowę milczenia w sprawie Fritzla. Mieszkańcy Amstetten wyglądają na tak samo wstrząśniętych jak my. A inżynier elektryk Fritzl nie mógł być gorliwym katem Hitlera. Ta straszliwa historia rozegrała się w konkretnej rodzinie, sprawcą tego piekła jest Fritzl. My jesteśmy świadkami, nie tylko konsumentami newsów. Jakie będzie nasze świadectwo?