Judasz za Lizboną

Prawie połowa klubu PiS zagłosowała inaczej niż prosił prezydent, który się z niego wywodzi i jak sugerował prezes, który nim kieruje (dwuznaczność świadoma). Nie wiem, czy to bunt przeciwko braciom K. w PiS czy incydent bez poważniejszych skutków. Ale wiem, że Polska ma się z czego cieszyć.

Oba warianty są pozytywne: i rozłam w PiS, i duszenie klubowej irredenty. Są dobre dla Polski, bo osłabiają PiS, a osłabienie PiS leży w interesie Polski. Jaki może pożytek z partii,w której kilkudziesięciu posłów słucha w kluczowej dla Polski sprawie ratyfikacji traktatu lizbońskiego nie własnych liderów, lecz zakonnika z Torunia stojącego na czele politycznej sekty? Z partii, której liderzy sami sobie zgotowali dzisiejszy swój upokarzający los zakładników o. Rydzyka?

Jedna z tej grupy poseł Sobecka odkurzyła dziś starożytny koncept z Judaszem urodzonym 1 kwietnia, by zmobilizować polskich katolików przeciwko traktatowi i Europie. Jeśli wziąć to serio – a niestety trzeba brać serio o tyle, o ile tak jak Sobecka mogą myśleć tysiące Polaków – wynik głosowania w Sejmie prowadzi do rozłamu w PiS. Nie może przecież katoendek służyć i Bogu, i Judaszowi. Szczególnie, że Judasz jest zbiorowy, ma twarze posłów PiS, ale też PO, PSL, LiD. Sobecka, Cymański, Dera et consortes, powinni mieć odwagę Marka Jurka i wyjść z PiS-owskiego kawałka zbiorowego Zdrajcy Chrystusa. Co to byłaby za ulga. Poseł Giżyński porównuje PiS-owskich eurofobów do antyeuropejskiej frakcji brytyjskich konserwatystów. Za wysoko mierzy. Tamci eurosceptycy mogą być przeciw federacji europejskiej, ale nie są religijnymi bigotami.

Rozłamowcy powinni się skrzyknąć pod sztandarem Rydzyka z Prawicą RP Marka Jurka i stworzyć nową partię, która będzie wyraźnym skansenem, gdzie mogą się izolować od świata entuzjaści polskiej autarkii. To będą amisze polskiej polityki, nasz koloryt lokalny, z biegiem miesięcy coraz bardziej egzotyczny.

Jeśli do rozłamu nie dojdzie, też dobrze. Prezes będzie pacyfikował buntowników, a tym samym będzie miał mniej czasu na obmyślanie nowych konfliktów demolujących normalne funkcjonowanie parlamentu i państwa.

Powinienem oddać prezydentowi, co prezydenckie. Ale zaczekam z komplementami. Mowa przed głosowaniem ustawy ratyfikacyjnej była dobra, ale już mamy nowy znak zapytania i potencjalne zarzewie nowych tarć. Prezydent jako warunek podpisania traktatu lizbońskiego postawił uchwalenie tak zwanej ustawy kompetencyjnej. Wracamy w ten sposób do zastrzeżeń i podejrzeń PiS-owskich z ostatnich nieszczęsnych tygodni. Po 2 latach doświadczeń z PiS-em u władzy, i miesiącach z PiS-em w opozycji, nie mogę się pozbyć głębokiej nieufności do obu braci Kaczyńskich. Raz otwarłem im kredyt zaufania, po wyborach 2005, wyczerpali go do dna i niżej. Jedna mowa prezydenta wiosny w polityce polskiej nie czyni. PiS z przyklejonymi uśmiechami i wyciągniętą ręką, wzywający do spokoju, kultury dyskusji i współpracy tylko wzmaga we mnie tę nieufność.