Superwtorek: osły górą
Emocje sięgają szczytu, ale dalej nic nie wiadomo. Hillary Clinton prowadzi, ale stanów zgarnęła znacznie mniej niż Obama. Kiedy piszę te słowa, nawet w Kalifornii przewaga Clinton nad Obamą jest tylko kikunastoprocentowa, a żeby pani senator mogła się naprawdę wyprostować w siodle, musiałaby wygrać w dużych stanach z dużą przewagą i zwyciężyć równie wyraźnie liczbą stanów głosujących na nią. Tak więc wszystko rozstrzygnie się zapewne dopiero na zjeździe partii w sierpniu: wtedy do roboty zabierze się partyjna biurokracja i zacznie urabiać grunt pod nominację pożądaną przez establishment demokratów. Jak na razie, Hillary nie ma tu konkurenta.
Jeśli superwtorek czymś zaskoczył, to dobrym wynikiem Mike’a Huckabee, byłego pastora baptystów. Bo że 5 luty raczej potwierdzi, iż liderem wśród aspirantów republikańskich jest dzielny wojak McCain, było do przewidzenia, ale że Huckabee jeszcze nie wypadnie z gry – bynajmniej. Myśleliśmy, że tak jak demokraci mają już tylko dwójkę kandydatów, tak i republikanie po superwtorku zredukują stawkę do McCaina i Romneya, co nada całej kampanii większą wyrazistość i dynamikę. Tymczasem republikanie jadą dalej trojką, co pokazuje, jaki zamęt panuje dziś, po 8 latach prezydentury Busha, w partii i jej elektoracie. (Nie żeby u demokratów było dużo lepiej: jeszcze zobaczymy, jak głęboko Obama podzieli obóz lewicy). To oznacza, że republikanie pewno też muszą się doturlać do swojej konwencji, by ostatecznie rozstrzygnąć sprawę nominacji. A McCain nie jest, jak wiadomo, popularny w establishmencie konserwatystów.
Europejczyk nie ma czasu ani ochoty zgłębiać arkanów amerykańskiego procesu wyborczego (chyba że musi zawodowo). Europejczyk czeka na finał: kto kogo? Superwtorek na razie nie daje jasnej podpowiedzi. Raczej osioł (symbol demokratów) słonia (symbol republikanów), raczej Hillary niż Barack. Obserwatora z Polski uderza, że przy całej odmienności tych wyborów prezydenckich w USA, społeczny nastrój w Stanach przypomina pod jednym względem czas naszych ostatnich wyborów parlamentarnych. Tak dalej być nie musi, tak dalej być nie może: po dwu kadencjach prawicy Ameryka chce zmiany! Frekwencja w prawyborach jest wyraźnie wyższa niż cztery lata temu, młodzi ludzie masowo zgłaszają się do pracy w sztabach wyborczych. Jest wielka mobilizacja. Myślę, że służy ona w sumie demokratom. I chyba Hillary bardziej niż Barackowi. To Hillary Clinton wjedzie na osiołku do Białego Domu. Witajcie w latach dziewięćdziesiątych! To jest taka sobie wiadomość i dla Ameryki, i dla Europy, bo w czasie realnym jesteśmy dwie dekady dalej.
Co jednak może imponować w tych amerykańskich superwtorkach, to żywotność systemu, energia masowej demokracji. To jest wciąż największy kapitał społeczny USA. Recesja minie, dół w stosunkach ze światem minie, a ta potężna siła zostanie. I dlatego nie wierzę w proroctwa o rychłym zmierzchu Ameryki: Rosja i Chiny jescze długo jej nie przemogą.
Komentarze
Sądzę że superwtorek pokazał jedną bardzo ważną rzecz u demokratów. To Obama jest w natarciu a Clintonowa broni swoich pozycji. Pytanie czy w najbliższych tygodniach Obama zdoła ugryźć tyle by wygrać. Sztab Clintonów jest w głęboko okopanej defensywie i gra na czas bo sądzi że delegaci na konwencji postawią na Clintonową. Czas pokaże czy się nie przeliczyli.
Po zwyciestwie Busha nad Kerym doszedlem do wniosku ze w USA mozna wybrac prezydentem chocby malpe.Aktualna przegrana Obamy(pomimo jego wyraznej przewagi) jest delikatnie mowiac zastanawiajaca.
Ma pan racje, ze wybory amerykanskie i ch temperatura bardziej dotycza ludzi mieszkajacych na tym kontynencie (czyli posrednio mnie) niz Europejczyka. Ale chyba tylko pozornie. Ogolnie zgidzilbym sie z Panskim komentarzem poza kilkoma pasazami. Nie sadze, ze bardzo faworyzowana Hillary ma lub bedzie miala free ride. Wrecz przeciwnie. To Obama jest w stanie zebrac na manifestacji 15 tys. ludzi. Wiece Hillary to glownie „zorganizowani” manifestanci. Dla mnie i niektorych moich znajomych jest ona tylko dobra aktorka; jest sztuczna w zachowaniu do szpiku kosci . Unika odpowiedzi na istotne pytania. B. Obama, pomimo tego, ze zaczynal jako underdog (w pewnym sensie, z powodu koloru skory jest nim wciaz) jest swego rodzaju fenomenem, nie tylko w skali amerykanskiej. A Hillary? Niektore jej zapewnienia o doswiadczeniu politycznym, zdobytym jakoby w przeszlosci, przypominaja przechwalki kucharki w dworze, ze nabyla manier arystokratycznych obserwujac swoich panstwa.
Panie Redaktorze,
Osobiście wolałbym Hilary. Bardziej przewidywalna i z niejakim doświadczeniem władzy. Już teraz mogłaby publicznie ogłosić, że jeżeli wygra Obama zostanie vice prezydentem. Pomogłoby jej to bardzo. Najbardziej żąłuję , że te wyborcze wtorki nie u nas ! Pozbylibyśmy się wreszcie w dużej mierze „ręcznego sterowania ” z ambony. Stąd rodzi się pytanie i sugestia; dlaczego zawsze w niedzielę?
Bardzo mi sie podoba ostatni akapit Panskiego tekstu. Co do reszty: lawina obserwacji, analiz i ocen dopiero co sie rozpoczela. Elektorat jest analizowany pod kazdym z mozliwych katow widzenia: kto popiera kogo i wjakich proporcjach, co mysla kobiety, co mysla latyosi, co mysli ultra-konserwatywny beton religijny – takich analiz nie brak, ale poki co, poza cytowaniem wynikow i klepaniem ewidentnej nawet dla laika mantry, ze u Demokratow kandydaci ida leb w leb, zadnych rewelacji ani rzeczowych ocen nie slysze. Za wczesnie. To wszystko musi sie ulezec.
Nie mam zadnych ulubionych kandydatow w tym wyscigu. Nie bawie sie w przewidywania jesli chodzi o Demokratow, bo w sumie mniej, jako podatnika kanadyjskiego interesuja mniej spektakularne detale polityki amrykanskiej, takie jak np. podatnosc na protekcjonizm. Pod tym wzgledem malo slychac ze strony kandydyjacych, ale to oczywiste, bo Amerykanie maja inne sprawy na glowie niz wolny handel. Recesja puka do drzwi i kto wie, jak dalej potoczy sie kampania prezydencka naznaczona takim pietnem.
Pozdrawiam.
Panie Redaktorze,
gdyby sprawy dotyczące kondycji jakiegoś państwa, zwłaszcza jego gospodarki były tak proste, jak to Pan ujął w swojej końcowej konkluzji, to życie byłoby naprawdę piękne.Zwracam uwagę, że to ich szaleństwo wyborcze, to zwykły „ośli szalej” , igrzyska wyborcze wylansowane za ogromne pieniądze. To nie są wybory, to społeczna histeria , rozkręcona przez specjalistów od masowego show biznesu.Zapewne doskonale zdaje Pan sobie sprawę z tego, co Amerykanie na co dzień myślą o politykach, jak im wierzą , i gdzie ostatecznie mają całą politykę…
Ja , przy okazji kolejych ich wyborów, patrzę na cyferki, o ile np. wzrosło zadłużenie Ameryki podczas kolejnej kadencji , paramertry aktualnego stanu ich gospodarki, etc.
Olbrzymia energia Amerykanów wykorzystywana w ich potężnej gospodarce , nie wystarcza ,żeby zatrzymać wchodzenie na coraz większy minus. Doraźnie, łatają swoje niedoróbki, ciągle kosztem innych krajów , i podtrzymują tą swoją potęgę w pozycji prawie pionowej. W ekonomii cudów jednak nie ma. Wszystkie ich niedomogi , ciągle się kumulują, a margines lawirowania się zawęża. Jeśli Ameryka w najbliższym czasie , zmuszona swoją sytuacją społeczno- gospodarczą , nie będzie próbowała „utopić” swoich problemów w jakiejś większej awanturze militarnej, to będzie cud.
Energia obywateli amerykańskich, o której Pan pisze, byłaby przy takiej perspektywie prawdziwym skarbem. Republikańscy analitycy, o niczym innym nie marzą, stąd ten
McCain.
Pozdrawiam,Eddie.
Super Wtorek wyjaśnił dwie rzeczy:
(1) konserwatyści w partii republikańskiej są podzieleni na grupę północną, która popiera Romney?ego, i grupę ze stanów południowych ? tam poparcie ma Huckabee, a Romney?emu nie udaje się zdobyć ich zaufania. Z tej sytuacji korzysta McCain.
(2) Obama, który jest kandydatem mas, o czym najlepiej świadczy to, że zebrał największe pieniądze na kampanię właśnie z drobnych wpłat dużej liczby osób, nadal dzielnie walczy o nominację z Hillary Clinton, którą popiera sporą cześć establishmentu partii demokratycznej. Po uzyskaniu kilka dni temu poparcia od klanu Kennedych, jego szanse powaznie wzrosły. Komentatorzy twierdzą, że jego szanse rosną z czasem, gdy pieniądze wydawane na reklamę tv przynoszą efekt, popularyzują go, równoważą nazwisko Clinton. Przypomina to sytuację sprzed 4 lat, gdzie establishment w końcu poparł Kerry?ego, ale wcześniej Howard Dean szedł jak burza na fali populistycznego entuzjazmu. Tym razem Obama jest mądrzejszy niż Dean, o wiele mądrzejszy i umiejętniejszy. Czy walka będzie się toczyć aż do konwencji w Denver pod koniec sierpnia? Wydaje się to możliwe. Ale takie opóźnianie decyzji osłabiłoby partię demokratyczną, chyba kandydata wyłonią wcześniej. Na razie Hillary i Barack idą niemal łeb w łeb, ?ogier? nieco z tyłu, ale ma przyspieszenie przy wychodzeniu na prostą. Jeszcze się nie przebił wystarczająco zdecydowanie wśród mas na północy. Bill Clinton miał trochę racji, gdy powiedział, że Obama jest mocny wśród swoich braci, że nie jest kandydatem na wszystkie Stany. Ale tylko trochę, w Kalifornii wynik Obamy nie jest wcale zły.
Wracając do republikanów, to ich powożenie nie wygląda mi na jazdę w trójkę. McCain zdobył już (wg. szacunków) 613 kandydatów na konwencję partii na początku września (Romney 269, Huckabee 190). McCain ma zdecydowaną przewagę, nie tylko liczbową, ale i sytuacyjną. Generalnie po 8 latach rzadow Busha, republikanie tracą poparcie w kraju, za wzor republiknskiej cnoty stawiaja rzady Reagan, zaś McCain był największym krytykiem GW Busha, ma poparcie wśród wyborców niezależnych, rokuje największe szanse na pokonanie kandydata demokratów.
Gdybym miał zadeklarować swoje preferencje, to emocjonalnie jestem za Obamą, rozsądek podpowiada Clinton (generalnie boję się konserwatywnych zapędów w partii republikańskiej, oraz wolałbym bardziej ?światową? politykę zagraniczną USA), ale największe szanse na zebranie szerokiego poparcia wyborców daję jednak senatorowi z Arizony. Jednym słowem, tak jak przewidywałem po primeries w New Hampshire, szanse na posadę w Białym Domu: 1 ? McCain, 2 ? Clinton, 3 ? Obama 😉
Pozdrawiam
T.O.
Panie Redaktorze
Skoro pasjonuje sie pan wyborami w Stanach, co zrozumiale bo co mozna by napisac o nadchodzacych wyborach w Rosji (tam jest dopiero cyrk), dorzuce swoje co nieco.
Osobiscie bardziej konkretny i spojny jest dla mnie program wyborczy demokratycznych kandydatow. Republikanie „plywaja” i poza frazesami nic tam osobiscie nie znalazlem. Odwolywanie sie do ery Reagana lub samego bylego Prezydenta dosyc zalosne przez nachalnosc.
Zostane wiec przy demokratach. Obama spektakularny, aktywny, umiejacy porwac „tlumy”. Clinton z racji plci, wieku, wywazona, merytorycznie dobra.
Pytanie ktore mnie nutruje skierowalbym do Obamy. Bush osiem lat temu (ciekawe kto to pamieta) uzywal podobnych chwytow, na przyklad przedstawial sie jako ktos spoza ukladu, chlopak z Teksasu, nie z Waszyngtonu. Mialo byc inaczej, mialy byc zmiany, mieli byc inni ludzie. Doslownie w kilka godzin po zaprzysiezeniu zapomnial co gadal wczesniej. I druga spraw, pieniadze ktore dostaje Obama nie pochodza od prostych ludzi. To nie sa wolne male datki od milionow Amerykanow. Mozna to raczej odniesc do Paula ktorego popiera miliony internatow i dobrowolnie wplaca male sumy.. Za Obama „stoja” wielkie pienadze, rekiny, „buksiasci” uzywajac slangu polonijnego. On z tych pienedzy jesli zostanie Prezydentem musi sie rozliczyc. To znaczy nie zerwie sieci w ktora sam wlazl. Synekurki, posadki, lansowanie pewnych kierunkow murowane. Ma racje Clinton gdy postuluje by kampanie wyborcza finansowac z publicznych pieniedzy.
Eddie,
Znów masz rację, pozdrowienia.
Panie Redaktorze,
czy zwrócił Pan uwagę na absurdalny sposób podania wyników wyborów przez media (nie tylko polskie)?
Pierwsza wiadomość: „Obama wygrał w 14 stanach, Clinton w 8”.
Druga wiadomość: „Clinton zdobyła więcej elektorów na konwencję wyborczą”.
Ilość stanów nie odgrywa żadnej roli. To arbitralny, historyczny podział, niektóre stany mają kilkadziesiąt razy mniej elektorów niż inne. Liczy się tylko ilość wprowadzonych elektorów.
To tak, jakby 21 października ub. r. media podawały, że PiS wygrał w 2476 gminach, a PO tylko w 84 miastach. A pod tym, drobnym drukiem: ale PO zdobyła więcej głosów.
telegraphic observer
Mniej wiecej tak to jest. Dodalbym, ze Demokraci potrzebuja 2035 delegatow, a Republikanie 1191. Do dzis:
Clinton 845
Obama 765
McCain 613
Romney 269
Huckabee 190
Paul 14
Clinton, Obama, McCain, Romney weszli w Supertuesday z ok. 30-32 milionami dolarow kazdy. Za dzien, dwa bedzie wiadomo jak sie wydrenowali.
Spekulacji jest tyle, ze nonsensem byloby sie w to zaglebiac. Wiadomo, ze nominacje dostanie McCain i Clinton albo Obama. Wieksze szanse dalbym Obamie. Ogromne poparcie wsrod mlodych wyborcow dla niego stale rosnie. Jest znamienne, ze swoje 32 miliony uzyskal z drobnych drobnych datkow od wielu wyborcow – to jest miara. Reprezentuje „change” – zmiane i „hope” nadzieje. To sie sprzedaje. Watpie, ze ludzie beda chcieli drugi raz te sama rodzine na cztery albo osiem lat. Jest spoza kregu Washington establishment. Zgodzisz sie, ze do masowego wyborcy lepiej sprzedaje sie ideologia i prezentacja w TV niz zorganizowane myslenie. Jego wystapienie w Bostonie przyciagnelo ponad dwa tysiace osob, spontanicznie, podczas gdy Clinton miala dzialaczy kampanii. Zaczal z chyba dwugodzinnym opoznieniem, bo przez tlum stojacy wzdluz rzeki, na wiec, nie mogl dojechac. Bylby napewno latwiejszym przeciwnikiem dla McCain ( i co ciekawe – vice versa) niz sen. Clinton.
Zwroc uwage jaka kindersztube ma Obama: zawsze wyprostowany, podbrodek wysoko, usmiech kontrolowany, lokcie przy sobie, palce dloni razem, gestykulacja oszczedna. Ponadto, kiedy mowi, ma tlum w garsci po kilku minutach; wczuwa sie w jego reakcje i nastroj. Rasowy populista.
Zawiodlem sie na felietonie red. Szostkiewicza. Brak podstawowych danych (trzeba czytac twoj wpis) i niektore stwierdzenia sa niezrozumiale. „Przewaga nad Clinton jest tylko kilkunastoprocentowa” (?) To malo ? Mike Huckabee, co red. Szostkiewicz uparcie powtarza, to nie tylko byly pastor, ale przedewszystkim gubernator stanu Arkanzas, po dwoch kadencjach, z zawsze dodatnim bilansem budzetowym. A pracowal jeszcze dla Reagana. „Tymczasem republikanie jada dalej trojka, co pokazuje, jaki zamet panuje dzis, po osmiu latach prezydentury Busha, w partii i jej elektoracie”. Zamet ? Znaczy chaos i balagan ? Tak sie okresla prawdziwa wojne wyborcza ? Lepiej, zeby byl juz jeden albo dwoch, to latwiej byloby komentowac ? Co to jest „zamet w elektoracie”, znaczy – wsrod wyborcow ? Lepiej, zeby szli dwojkami z instrukcja na kogo glosowac ? „Mlodzi ludzie masowo zglaszaja sie do pracy w sztabach wyborczych. Jest wielka mobilizacja. Mysle, ze sluzy ona w sumie Demokratom. I chyba Hillary wiecej niz Barackowi.” Nonsens. To wlasnie Obama przyciaga masy mlodziezy. Wszyscy o tym mowia. Trzeba by zobaczyc te wiece. Spontaniczna reakcje mlodych ludzi na kazde jego slowo. Calkowicie nie rozumiem „w czasie realnym jestesmy o dwie dekady dalej” – mozesz mi pomoc ? Co to jest ?
Nie jestem wspolautorem tlumaczen dziesieciu ksiazek i nie jestem absolwentem polonistyki, ale nie napisalbym, „… ze 5 luty potwierdzi..” Raczej: piaty lutego potwierdzi.
Interesuje mnie skad piszesz i dlaczego wtraciles, ze zaoszczedzilem ci mase czasu ?
Pozdrawiam.
telegraphic observer
Przed chwila podano, ze McCain ma juz 703 delegatow, wiecej niz polowa drogi do mety.
Na jutro zapowiadane jest jego dlugie wystapienie na konferencji republikanow w Washington. Cel: zlagodzenie roznic ze skrajnymi konserwatystami, ktorym „maveric” napsul krwi tuz przed kampania; glownie przez lagodne podejscie do 12 milionow nielegalnych imigrantow. Spolaryzuje nie nieco partia – Mc Cain dostanie wiecej glosow. Spodziewana jest rezygnacja Mitt’a Romney.
Inna ciekawostka, tez sprzed kilku minut: sen. Clinton zaczyna miec problemy z pieniedzmi. Menadzerowie kampanii beda do konca lutego pracowac bezplatnie. Pani Clinton wypisala prywatny czeck dla kampanii na piec milionow dolarow.
Poza Obama, wszyscy sa w raczej zaawansowanym wieku – jak ci ludzie wytrzymuja prace non stop, spia po dwie – trzy godziny na dobe ? Przed superwtorkiem kazdy z nich ganial samolotami po calym kraju. Na polnoc – zebrac wiecej pieniedzy, na poludnie zebrac glosy. Martwie sie troche o McCain, bo wczoraj kilkakrotnie siegal po chustke i wycieral nos. Drobiazg, ale w wieku 72 – co najmniej meczace. Pozdrowienia.
Panie Redaktorze !
Nie będąc specjalistą od zagadnień dot. USA odniosę się tylko do ostatniego Pańskiego passusu w najnowszym felietonie. „Wishful thinking” – Panie Redaktorze. Wierzy Pan w jakieś „dyrdymały” pięknoduchowskie, „duchy”, „urojenia” itp. irracjonalne „wydumki”. O metafizyce nie ma co na gruncie rozumu dyskutować. To wiara – nie podlegające dywagacjom, nie-zakorzenione w realności „tchnienie”. Dziś jest, jutro jej nie ma.
Liczy się – dot. to stabilności danego systemu i porządku społecznego – przede wszystkim gospodarka i …. kultura (najszerzej pojmowana). Kultura w sensie państwowości, jedności, tożsamości, uświadomionego „bycia razem”. Materialnych wytworów także (one są w jakimś stopniu emanacją ww elementów).
Ostatni passus felietonu Pana Redaktora podważa jakąkolwiek możliwość zachwiania dzisiejszego stanu rzeczy – tak uważa się głównie w Polsce gdzie realność oceny sytuacji plącze się z naszym „chciejstwem” i uwielbieniem Ameryki (mitologia i mitomania na bazie polskiego romantyzmu) – supremacji dzisiejszego super-mocarstwa. I wynika to bardziej z owego polskiego „wishfull thinking” i irracjonalności niż racjonalnych i wywodzonych z „dobrego życzenia światu” jako całości mniemań. Po pierwsze – to Europa jest centrum kultury zwanej umownie Zachodem, a Ameryka to huba, odrośl, „korzeń przybyszowy” tego „centrum” (bez aksjologicznych konotacji to piszę). Po drugie – lepszym dla świata jako całości jest multikulturowość i policentryczność: wszystkiego – gospodarki, kultury, decyzyjności etc.
Po trzecie wreszcie – już to kiedyś u Pana Redaktora pisałem; centrum świata przenosi się nad Pacyfik i to „do Azji”, nikt nie może zakładać a priori, że wedle tendencji do regionalizacji, separatyzmu itp. procesów zapoczątkowanych po „upadku muru berlińskiego” (to taka z mojej strony umowna cezura; te tendencje obserwowane są od dawna, sprzed jesieni ludów AD’89) zachód USA – a przede wszystkim Kalifornia ze względu na swój skład etniczny, kulturę i napływ emigrantów z Japonii, Korei czy Chin/Tajwanu (nie zapominam o Latynosach) – nie oderwie się od „reszty” Stanów. I podąży swoją drogą, razem z całym regionem pacyficznym.
Więc Panie Redaktorze – rozrywanie kulturowe, cywilizacyjne wszystkich większych „tworów” zwanych do tej pory „państwami” czy imperiami trwa i USA tego też się nie ustrzegą. Polska debata na te tematy – zwłaszcza jeśli chodzi o Amerykę – jest jednak jak zauważyłem podszyta jakąś mistyczną wiarą i metafizycznym przekonaniem o jej totalnej „wyższości”, przewadze i nie podleganiu (bo to clou naszych wyobrażeń o świecie) normalnym procesom społecznym, kulturowo-cywilizacyjnym, politycznym.
Mimo dysharmonii w naszym oglądzie świata pozdrawiam serdecznie Pana Redaktora – i innych Blogowiczów też.
WODNIK53
PS: W „lecącej” właśnie czwartkowej audycji TOK FM zadeklarował się Pan jako zwolennik McCaina. Jeśli Pańskie mentalne i społeczno-polityczne wybory mogą być rejestrowane w tej kategorii – to ja „przepraszam” za taką „intelektualność”, humanizm, pro-wolnościowe i otwarte deklaracje. To nie ad personam opowiedzenie się za McCainem (i niech Pan tak nie mówi, bo wybiera się „ekipę” z całym jej bagażem mentalno-polityczno-społecznym na „jutro” i tym co było „wczoraj”), ale poparcie całej „machiny” republikańskiej, w tym całego „dorobku” intelektualno-społeczno-cywilizacyjnego ekipy republikańskiej G.Busha jr.
a może bardziej tego co ją wykreowało i medialnie (oraz świadomościowo) wypromowało (to przecież też, a może – zwłaszcza: Podhoretze, Krauthammery , Pearle, Kaplany, Kupchaki czy Wolfowitze, Ashcrofty, Cheneye i Rumsfeldy, to znaczenie „teleewangelistów” w życiu społeczno-politycznym i „Jezus-landu”, to promocja jawnego konserwatyzmu i tradycjonalizmu w świadomości i praktyce państwo-administracyjnej etc.etc.).
Mam prośbę i propozycję dla szanownych uczestników bloga z Kanady i USA. Wasze informacje nt. wyborów, szans poszczególnych kandydatów, wyłożonych pieniędzy, zaciągniętych kredytów i pożyczek, kto jest pastorem i senatorem(czy gubernatorem), a kto „tylko” pastorem, są ciekawe i poznawcze dla specjalistów, ale przesadzacie z tym zalewem informacji dla polskiego uczestnika blogu; wasze informacje nie mogą wypełniać 80% informacji.Te szczegóły są dla mieszkańców Polski tylko trochę ważniejsze, niż podobne szczegóły z kampanii wyborczej w np. Australii. Proponuję nieśmiało, żebyście się umówili i przeprowadzili cykl informacji w Waszych szacownych (to prawda) nowych ojczyznach dla ich obywateli z zakresu wiedzy o Polsce: co to jest Polska, gdzie leży, czy prawdą jest, że po ulicach chodzą niedźwiedzie, jakim językiem mówią Polacy. Przecież wiecie, że wiedza statystycznego amerykańca na te tematy jest prawie zerowa. Pewien klasyk powiedział:”znaj proporcje, mocium panie!”
Magrud,
za ogrom wdzięku w pięciu słowach, mogę przesłać tylko „buzi”. Racje są drugorzędne w takim przypadku.
Pozdrawiam,Eddie
G.Okon
Wklepie bezposrednio, bez zabawy w polskie znaczki, zreszta niektore przestankowe trzeba i tak poprawiac, bo wyjda „?”.
Pisze z T.O. – po drugiej stronie jeziora Ontario. Wlasnie system atmosferyczny, ktory zdemolowal tornadami ze trzy stany, nasypal nam tutaj w ciagu ostatnich 24 godzin z poltorej stopy sniegu. Dzisiaj od rana miasto funkcjonuje normalnie, drogi i ulice nienajgorzej oczyszczone, lotniska wysylaja i przyjmuja bez znaczacych opoznien. To na marginesie.
Wczoraj wieczorem ogladalem lokalny, godzinny program na TV Ontario z jedna profesor z UofToronto i czterama osobami from south of the border, 3 z DC, 1 z Kalifornii. Wiele ciekawych komentarzy i porownan. Jedno mnie uderzylo, prowadzacy zapytal, czy Obama przypomina JFK, dwoch facetow odpowiedzialo bez zajaknienia, ze absolutnie nie, ze JFK byl hawkish w polityce zagranicznej. Nikt nie podobienstw wspomnial stylu i wieku. Sporo ludzi z uniwersytetow (i nie tylko) chcialoby odmrozic amerykanska polityke zagraniczna. Ponadto, malo kto ocenia ostatnie 8 lat jako okres dobrych rzadow, rowniez w sprawach gospodarczych. Niezaleznie kto wygra, nawet jesli bylby to Huckabee (oczywiscie niemozliwe), to USA czekaja powazne zmiany.
Masz racje, nie podaje sie w PL waznych faktow, Huckabee byl gubernatorem stanu Arkansas przez 12 lat, urodzil sie w Hope, AR, w tym samym miasteczku, w ktorym (nieco wczesniej) na swiat przyszedl William Jefferson Blythe III (znany powszechnie jako Bill Clitnon)Z kolei Obama jest senatorem z Illinois od 2004. Oczywiscie porywajaca osobowosc polityczna, praktycznie jego program nie rozni sie od programu Hillary, podobno jego program reformy sluzby zdrowia jest mniej ambitny niz jej program. Ale w mojej ocenie, do rzadzenia tym krajem nadaje sie gorzej niz Hillary. I to dostrzegaja wyborcy i establishment partii.
McCain z kolei jest jedyna szansa republikanow na wygranie tego wyscigu. Jak pisalem, Bush tak zniechecil masy wyborcze do tej partii, mimo ze program republikanski jest jednak bardziej popularny, szczegolnie wsrod starzejacych sie baby boomers.
Wydaje mi sie, ze Obama zebral ponad 100 mln w ciagu miesiaca i ma najwiekszy budzet. Romney wydaje glownie wlasne pieniadze i jego kampania jest b. ospala. Piszesz, ze m.in. pani Clinton jest w „raczej zaawansowanym wieku” – fe, nieladnie.
Na koniec tego programu w naszej tv, prowadzacy (Steve Paikin) wyjasnil amerykanskim rozmowcom, ze gdyby Kanadyjczycy brali udzial w tym glosowaniu, to bylby to jeden wielki blue state.
Adama Szostkiewicza artykuly o sytuacji w Kosciele katolickim sa wyborne. Na polityce USA zna sie on troche gorzej, Mnie doskwiera brak obiektywnosci i dystansu, zbyt ostentacyjnie deklaruje swoje inklinacje do partii demokratycznej. Sam tytul wpisu: Osly gora cos znaczy, ale nie wiadomo co. Owszem, w primeries partii demokratycznej pada wiecej glosow niz w republikanskich, moze o 50% wiecej, bo oboje kandydatow mobilizuja ludzi, ale to nie swiadczy jeszcze, ze „osly gora”. Chyba ze w sensie bardziej doslownym 🙂
Pisalem, ze zaoszczedziles mi wiele czasu relacjonujac najnowsze wydarzenia, bo przeciez dla samego siedzenia przed tv i sledzenia tej masy informacji mialkich i istotnych trzeba byc niezlym aktywista politycznym. Niewatpliwie ciekawa jest ta kampania, podobno najwazniejsza i najbarwniejsza od czasow … Lincolna. A to dopiero marny jej poczatek. Byle dociagnac do listopada.
Pozdrowiam
T.O.
pielnia1,
a tak naprawde to o co Ci chodzi ?
Skoro dyskutuje sie tutaj o prawyborach w USA, to jesli ten temat Ciebie akurat nie interesuje, przejdz prosze obok.
No chyba, ze po wypadku z prewenzyjna cenzura obyczajowa, jaki mial miejsce na tym blogu, postulujesz z rozpedu (choc niesmialo) cos w rodzaju cenzury zawartosci merytorycznej, oraz/albo ograniczenie liczby znakow czy slow w kazdym wpisie.
Problem w tym, ze cenzura na blogach to nie jest najlepsze rozwiazanie. Auto-cenzura tym bardziej.
Zan proporcje… i tak dalej.
Pozdrawiam,
Jacobsky (z Kanady)
Szanowny Panie Rekatorze!
W istocie prawybory tutaj w USA sa niezwykle burzliwe czyst SUPERBALL WYBORCZY!.
Zeby jednak dyskusja z blogowiczami byla moim zdaniem merytorycznie wlasciwa pozwole sobie zadac kilka pytan i marginalny moj komentarz.
1. Czy aktualny remis pomiedzy Barack Obama i Hilary Rodham Clinton nie jest wyrazem slabosci Partii Demokratycznej ? uwazam ze tak bo zaczynaja zwyciezac irracjonalne sympatie nad racjonalnymi i rzeczywistymi potrzebami chwili.
2. Czy Barack Obamam slusznie w swoich vivatujacych przemowieniach wielokrotnie nawiazuje np. do problemow szkolnictw i ochrony zdrowia rozdzielajac bialych i czarnych.?
Niby problemow rasowych w USA oficjalnie nie ma, lecz srodowiskowo one iskrza i ewentualnosc wyboru Baracka moze iskrzenie zamienic w cos calkiem niepotrzebnego na dzisiaj w USA.
3. Czy ktokolwiek slyszal w deklaracjach programowych Barack Obamy rzeczywiste propozycje programowe gospodarcze i polityczne? Ja nie !- slysze tylko haslowosc o ochronie zdrowia dla wszystkich, o lepszych szkolach ( dla bialych i czarnych – cos tu nie rozumiem ? ), o koncu wojny w Iraku. A dziura budzetowa, a slaby dolar, a kryzys finansowy i kredyty w Chinach i Meksyku, a najglebszy kryzys na rynku nieruchomosci, a w koncu spadek sily nabyczej dolara, czyli sredni amerykanie zarabiaja mniej a bogaci sa jeszcze bogatsi!.Cos mi Barack Obama przypomina kaznodzieji z ich kosciolow, ktorzy krasomowczo opowiadaja przerozne historie niby z Biblii wziete, caluja figurki czarnego Chrystusa,i speiwaja potem ten ich Gospel – co jest w ich kosciolach jedynie ciekawe i warte posluchania.
4. Dlaczego Hilary Rodham Clinton zauwaza i mowi o tym, o czy powinien mowic Barack,? Ona ma praktyke i wiedze i wyksztalcenie. Ona ma jedynie wyksztalcenie i marzenia.
5.Czy ewentualne wybor Barack Obaamy nie stworzy warunkow umacniajacych wybor kolejnego Cawboya Republikanskiego na Prezydenta USA. Czy To Ameryce dzisiaj jest portzebne ?
6.Czy najblizsze pomniejsze primery cos zmienia w szeregach Partii Demokratycznej? moim zdaniem nic istotnego nie zajdzie. Kandydat wyloniony zostanie na sierpniowej Konwencji Pafrtii.
7/ Czy opinie Poloni i sympatei w strone Obama Barack nie przypominaja naszych Polskich wyborow do sejmu, gdzie Polonia w USA jakze slepo glosowala na PiS? o czyms to swiadczy. O pustce sympatii i barku trzezwosci i wlasciwego przegladu sytuacji.
Blog „Bialy Domek ” raz po raz odnosi sie do publikacji magazynu TIME.
TIME w USA to cos takiego jak WPROST w Polsce. Wogole konsorpcjum prasowo – wydawnicze TIME & LIFE z wyjatkiem magazyntu Sports Ilustrated jest malo miarodajnym zrodlem informacji.
8. Ostatnie pytanie – czy w dobie zarysowujacego sie kryzysu gospodarczego w USA niosacego poki co znamiona recesji, przy znacznie oslabionej pozycji USA w SWiecie wlasciwym bedzie wybor Prezydenta afroamerykanina? a moze republikanina ? A moze warto pomyslec nad niezbyt lubiana, acz najbardziej predysponowana osoba dnia dzisiejszego tj. Hilary Rodham Clinton.?
WIELU AMERYKANOW MOWI ZE NOWY PREZYDENT MUSI BYC PRAWDZIWYM HERO (BOHATEREM) PRZYJMUJAC NA SIEBIE ODPOWIEDZIALNOSC WYPROWADZENIA AMERYKI ZE STANU, DO KTOREGO DOPROWADZIL G.W.BUSCH
CZY ABY CHODZI O BOHATERA, A MOZE O PROFESJONALA,KTORY MOZE GWARANTOWAC ZMONTOWAC WARTOSCIOWY PROFESJONALNY GABINET PREZYDENTA I PRZYWROCI STANOM ZJEDNOCZONYM ICH SWIETNOSC I POZYCJE?
ZAPRASZAM DO DYSKUSJI !!!!
Do Jacobsky z 15.30; jesteś inteligentnym facetem, więc nie udawaj, że nie wiesz, o co mi chodzi. Wiesz, że nie chodzi mi o cenzurę, bo przecież z nią obaj walczymy; ja nie pisałem do Gospodarza o cenzurę, lecz do Was, drodzy, szanowni Rodacy z Am. Płn., żebyście trochę powściągnęli Waszą „wylewność” w tych sprawach …mnie, owszem, interesują Wasze prognozy, co będzie, jak wygra Obama, a co, jak wygra Hillary; chodzi mi o skutki dla świata, przede wszystkim dla Europy, ale nie jest dla nas- tu mieszkających- ważne kto jest „tylko” pastorem, kto jest z Arkansas, kto z Alabamy, a kto z Oregon. Ja oczywiście mogę tego nie czytać, ale nie chodzi o to, żeby nie czytać, lecz żeby nie zawracać Polakom nad Wisłą d…. takimi informacjami, bo to nie jest zbyt subtelne. Chyba się rozumiemy, prawda?
G.OKON,Jacobcky ,Roman51 i inni sympatyczni blogowicze ze Stanów i Kanady ;
W listopadzie kilka dni ,cały grudzień i kilka dni stycznia przebywałem (przemieszczająć) sie nad j.Michigan . Wieczorami stacje telewizyjne w swoich serwisach i analizach epatowały przygotowaniami do prawyborów w stanie Iowa . Iowa ,Iowa ,Iowa !! tak kązdego dnia .Jeśli od tamtego czasu ta dynamika narasta ,a sądze że tak ,to wcale nie dziwię się, iż po kilku miesiacach „prania mózgów ” wydaję WAM sie ,iż już w lutym jest to tak ważna sprawa dla tych co mieszkają nad Wisłą i Odrą .
Apel Pielni 1 , o stonowanie wydaje mi sie poprawny, a rekacja sympatycznego Jacobcky właśnie dowodzi ,iż już jesteście w sidłach kilkumiesiecznego prania mózgów.
Roman51 ;dyskutujecie między sobą ,chętnie czytam wasze opinie ale żeby wywoływać z tego powodu dyskusję o US na blogu A Szostkiewicza ? ,ee, nie bądzcie tak zarozumiali .
Z Serdecznym Pozdrowieniem
Waldemar
Czy może ktoś być tak uprzejmy i wyjaśnić co nas obchodzi kto będzie prezydentem tego złowrogiego kraju? I tak prezydenta USA desygnuje kompleks militarno przemysłowy, od czasu do czasu fałszując wybory.
@Roman51Pl
Jestem rowniez, jak kilku innych blogowiczow z Kanady i tym pewnie rozjusze krajowych blogowiczow. Odpowiem na kilka pytan, postawionych w dlugiej wypowiedzi:
1. „Czy aktualny remis pomiedzy Barack Obama i Hilary Rodham Clinton nie jest wyrazem slabosci Partii Demokratycznej ? ”
Absolutnie, nie. Demokraci byliby slabi, gdyby Hilary zostala na placu boju, tak jak 4 lata temu zostal J. Kerry. Przynjmniej jest jakas dyskusja, jak sie okazuje, miedzy stara i mloda Ameryka. W przypadku Obamy kolor skory nie gra roli, chyba ze, dla patologicznego rasisty. Hilary reprezentuje konserwe, czyli to, co najgorsze w polityce amerykanskiej, wewnatrz i na zewnatrz.
2. „2. Czy Barack Obamam slusznie w swoich vivatujacych przemowieniach wielokrotnie nawiazuje np. do problemow szkolnictw i ochrony zdrowia rozdzielajac bialych i czarnych.?”
Obama nie jest J. Jacksonem lub L. Farrakhanem, ktorych program opieral sie na zalozeniach segregacji rasowej i rewindykacji rzekomych krzywd z przeszlosci. Obame popieraja rowniez biali, nawet w takich bialych stanach jak NH lub SD. O Iowa nie wspomne.
4. „4. Dlaczego Hilary Rodham Clinton zauwaza i mowi o tym, o czy powinien mowic Barack,? Ona ma praktyke i wiedze i wyksztalcenie.”
Jaka to wiedza i jaka praktyka polityczna? Zwlaszcza w polityce zagranicznej. Tego mozna sie nauczyc w miesiac.
5. „5.Czy ewentualne wybor Barack Obaamy nie stworzy warunkow umacniajacych wybor kolejnego Cawboya Republikanskiego na Prezydenta USA. Czy To Ameryce dzisiaj jest portzebne ?”
Republikanskie szanse sprzeniewierzyl obecny prezydent. Watpie, czy J. McCain ma dosc charyzmy, aby cokolwiek odzyskac. Amerykanie maja dosc wojny, nadchodzi recesja (jezeli juz jej nie ma) i to jest istotne. Nawet prezent w postaci $600 dolarow nie wywola entuzjazmu.
6. „Kandydat wyloniony zostanie na sierpniowej Konwencji Pafrtii.”
Zgoda, tylko wszystko zalezy, kto z kandydatow zdola zebrac wiecej pieniedzy. To u Hilary troszeczke zamarlo. Dawcy czekaja na lepsze wiesci, aby sypnac kasa. Mozna dodac, ze przecietny Amerykanin mniej przywiazuje role do ideologii, co do ogolnych zdolnosci prezentacyjnych i popularnosci kandydata.
7. ” Czy opinie Poloni i sympatei w strone Obama Barack nie przypominaja naszych Polskich wyborow do sejmu, gdzie Polonia w USA jakze slepo glosowala na PiS?”
4 i 8 lat temu tym popularnym kandydatem byl George W. Bush. Glosowanie na niego mialo byc dla Polaka naturalizowanego w Stanach gestem patriotyzmu. Mial zalatwic ruch bezwizowy dla Polakow (bylby to tani i latwy gest polityczny), a nie zrobil dla Polski i Polakow nic. Nie wiem, jaka jest opinia Hilary o Polsce i Polakach? Pewnie zadna. Z przedstawicielami AIPAC juz sie spotkala, czyli to wystarczy.
8. ” Ostatnie pytanie – czy w dobie zarysowujacego sie kryzysu gospodarczego w USA niosacego poki co znamiona recesji, przy znacznie oslabionej pozycji USA w SWiecie wlasciwym bedzie wybor Prezydenta afroamerykanina? a moze republikanina ?”
Nie ma zadnego znaczenia. Wybor Hilary bedzie znakiem, ze polityka zagraniczna USA bedzie kontynuowana w takiej formie, w jakiej istnieje dzisiaj i z wszystkimi jej zagrozeniami dla swiata. Tak wiec, dalsza destabilizacja Bliskiego Wschodu i budowa imperium kolonialnego.
9. Zgadzam sie, ze polskie media niewiele i nieprofesjonalnie pisza o Ameryce i jej zyciu politycznym. Ale nie tylko o tym regionie swiata. Coz, jaka publika, takie dziennikarstwo.
Pielnia1 i Waldemarze!
Dzięki Wam za wpisy. Ja już trochę boję się pisać na ten temat, bo nasi przyjaciele z za oceanu są tak drażliwi jak 40-letnia panienka.
Już kiedyś nieświadomie spowodowałem awanturę u Red. Passenta,gdy napisałem, że ich ciągłe pouczanie doprowadza wielu z nas mieszkających w Polsce do szału. Ale wtedy dotyczyło spraw Polski, teraz chodzi o Stany Zjednoczone. Oni, mieszkając za „Wielką Kałużą”, nie znoszą Busha i na siłę usiłują nam narzucić swój punkt widzenia. Nie mogą zrozumieć, że możemy mieć inny. PA2155 – „dalsza destabilizacja Bliskiego Wschodu i budowa imperium kolonialnego”; spin doctor: „prezydentem tego złowrogiego kraju” i „fałszując wybory”.
Czy my nie mamy prawa spoglądać na wybory z polskiego punktu widzenia i nie angażować sie w szczegóły wyborcze i historie wszystkich kandydatów?
pielnia1, Waldemar,
osobiscie (patrz: wpis 2008-02-06 o godz. 14:55) prawybory malo mnie rajcuja. To tak, jakbym sie pasjonowal tym, czy bedzie padac, lac jak z cebra, czy spadnie snieg, czy tez grad. Znaczy sie moge sie pasjonowac, ale czy moje poparcie dla deszczu czy gradobicia rzeczywscie cos zmieni w caloksztalcie ? Ja nawet nie mam prawa glosowac ani w prawyborach, ani w wyborach. G. Okon ma, a wiec to w sumie Jego malpy i Jego cyrk.
Dla mnie najwazniejsze jesto to, ze za pare miesiecy skonczy sie prezydentura malp z brzytwami, i w sumie ktokolwiek nie nastapi po ekipie GWB, bedzie on/ona idealnym kandydatem (moze za wyjatkiem tego republikanskiego ultrasa religijnego). Innymi slowy: jedno co wiem, to to, ze Bush odejdzie. Kto po nim ? Moze tylko deszcz ? A moze deszcz ze sniegiem.
O ile, wierzac teorii chaosu, przyslowiowe kichniecie obywatela w Warszawie moze spowodowac huragan na Pacyfiku, o tyle wpis w sprawie prawyborow w USA, nawet obfity i naladowany informacja oraz cyframi, niczego nie zmieni w krajobrazie politycznym USA czy Polski. Za to byc moze przyda sie on komus do szczescia, jesli prawybory w USA naprawde interesuja tego kogos. Dajcie wiec szanse innym. Rozumiem podejscie z tej strony Oceanu, ze w sumie sa rzeczy wazniejsze niz ilosc stanow zagarnietych przez Obame. Z pewnoscia macie racje apelujac o powsciagliwosc. Ale z drugiej strony, jesli ktos chce napisac o cyfrach i zakulisowych uwarunkowaniach wyscigu do Bialego Domu, to niech pisze. Ekran jest cierpliwy. Czytelnicy zas, jesli sa mniej cierpliwi, to niech nie czytaja. To najlepsza metoda, zeby unikanc zaczadzenia niepotrzebna informacja.
A my Waldemarze, mieszkajacy po przeciwnej stronie Oceanu rzeczywiscie jestesmy troche bardziej wyczuleni na sprawy amerykanskie. U nas kichniecie w Waszyngtonie oznacza czesto ciezka grype z powiklaniami w Kanadzie. Jestesmy wyczuleni, co nie znaczy, ze mozgi na m wyprano. Chyba nie, nie az tak. Nawet jesli jest w naszym podejsciu do informacji z USA wiecej owczego pedu do informacji jako takiej, to jest tam rowniez wiecej uzasadnionego zainteresowania, ktorego Wam, Europejczykom prawdopodobnie mniej potrzeba do szczescia. Nie mniej ostatnie zawirowania ekonomii swiatowej pokazuja bardzo dobrze jak bardzo jest to system naczyn polaczonych, a wiec kichniecie w Waszyngtonie przeklada sie rowniez na ostry kaszel w innych czesciach swiata.
Pozdrawiam,
Jacobsky
A winowajca mojego zainteresowania prawyborami w USA roku 2008 jest … Adam Szostkiewicz i ktorys tam poprzedni jego wpis na tym blogu na ten temat. Gdziezby mi sie chcialo sledzic i emocjonowac, spedzac kilka godzin na tydzien, wnikac w strategie, zyciorysy i przekroje geograficzne i programowe. Juz nie mam odwrotu. Przykro mi.
Zwraca uwagę „kibicowskie” zaangażowanie naszych amerykańsko-kanadyjskich blogowiczów, ich odbiór wyborów od” wewnątrz”. Obstawiają, kalkulują, prognozują itd.
Korporacje nie po to kupują wszystkich „niuńków” – kandydatów, hurtem jak na skupie, żeby któryś z kandydatów mógł zaistnieć , jako „prawdziwy ” prezydent.
W boksie, wychodzi dwóch osiłków, tłuką się po mo…..ch ile wlezie, każdy ma swoich oddanych, kibiców, którzy za swojego faworyta gotowi własnymi rękami …, a Don King ,po skończonej walce układa swoje „klocki” na nowo. A kibice? Oni wierzą w to, że jeśli będą dostatecznie zapalczywie wspierać swojego faworyta, to on wygra, a oni…
wrócą do szarej rzeczywistości.
Pozdrawiam wszystkich faworytów naszych eksportowych kibiców,Eddie
Do Jacobskyego: przeczytaj wpis Twojego ziomka z Kanady Pa2155 z h. 20.28 i przekonasz się, że mam rację prosząc Was o umiar. Twój kolega z Nowego Świata pisze z odrazą, że polska publika za mało wie o życiu w USA, co jego zdaniem świadczy o prymitywiźmie Polaków i polskich dziennikarzy (p.9). Nie widzi natomiast na pewno nic złego w tym, że statystyczny amerykaniec, czy Kanadyjczyk (nie-polonus)nie wie, co to takiego Polska; mówi: poland, holland, nie wie nic o historii Europy, nie zna pojęcia „kraje Europy Wschodniej”. Dobrze, że nie myli Polski z Afganistanem, bo pewnie zaleciłby pokojowe bombardowanie durnych Polaczków. No i co o tym swoim koledze myślisz nasz kolego Jacobsky-blogowiczu? ( w Polsce się mówi gwarowo:czy teraz Ci do śmiechu?)
@Torlin:
„PA2155 – ?dalsza destabilizacja Bliskiego Wschodu i budowa imperium kolonialnego?; spin doctor: ?prezydentem tego złowrogiego kraju? i ?fałszując wybory?.”
Gdyby Pan chcial wiedziec, to jest to opinia jednego z liczacych sie amerykanskich politologow prof. A. Bacevicha, prywatnie profesora Boston Univ. i bylego oficera Marines. A tych slow po moim cytacie nigdy nie uzylem.
„Czy my nie mamy prawa spoglądać na wybory z polskiego punktu widzenia i nie angażować sie w szczegóły wyborcze i historie wszystkich kandydatów?”
To jest podstawa normalnej dyskusji. Chyba, ze ktos wierzy w ideee FJN. No i jak sie chce naprawde o czyms dyskutowac, to warto cos wiedziec. W wasze dyskusje o subtelnosciach PiS i Samoobrony nigdy sie nie wtracam.
Pozdrowienia.
Nie bardzo rozumiem, Torlinie, do czego pijesz ?
Czy do tego, ze – mieszkajac za Oceanem – mamy swoje zdanie na temat aktualnych tematow polskich, czy tez, ze zyjemy blizej spraw amerykanskich.
Osobiscie nie krecilbym nosem na opinie z zewnatrz. Co do spraw polskich, to takie opinie moga czesto dodac spojzenie z innej perspektywy, ktorej mieszkajacy w Polsce nie maja. Jesli zas chodzi o sprawy amerykanskie, to bez watpienia jestesmy tutaj, w USA, czy w Kanadzie, lepiej poinformowani. I nie dlatego, ze jestesmy bardziej ciekawi swiata i bardziej analitycznie nastawieni, co moze byc poczytywane jako przemadrzalosc (chodzi mi o USA), ale dlatego, ze tutaj po prostu nie sposob uciec od tematyki amerykanskiej. Kazda gazeta kanadyjska, kazdy tygodnik, kazda siec TV ma swoich korespondentow w USA, ktorzy nie tylko siedza po wielkich miastach, ale rowniez zwiedzaja Ameryke powiatowa i zbieraja bardzo ciekawe informacje, ktorymi milo jest sie podzielic, dostarczaja opinii ludzi, ktorzy czesto nigdy nie wypowiedza sie na w CNN czy w NYT, ale ktorzych opinie zasluguja za wzmianke. No i sa oczywiscie nasze wlasne przemyslenia i obserwacje. W tym dotyczace rowniez spraw polskich, rosyjskich, afganskich czy autralijskich. Dzisiejszy swiat to naprawde mala wioska.
NIkt tez nikomu nie NARZUCA swojego punktu widzenia. Mozesz lubic kogo chcesz i sympatyzowac z kim chcesz. Jednak taki juz jest urok forum publicznego, ze Twoje opinie nan wyrazone staja sie pozywka dla innych, co prowadzi czesto do polemiki. Cecha polemiki jest proba przekonania przeciwnika w dyskusji. Jesli ma sie po temu argumenty, to tym lepiej. Nie rozumiem w czym problem ?
W tym, ze sie wypowiadamy ?
W tym, ze dyskutujemy ?
W tym, ze probujemy przekonac ?
W tym, ze nie dajemy sie przekonac ?
Pozdrawiam.
telegraphic observer
Razniej mi sie zrobilo po twoim wpisie, bo zaoszczedziles mi sporo czasu – nie mam o czym dyskutowac – pelna zgodnosc. Zgapilem konferencje republikanska rano i czekam na wieczorne powtorzenie. Z urywkow widzialem, ze McCain mowil dobrze, ale Romney – jeszcze lepiej, brak mu image. Nie lubie powaznie spekulowac co i jak bedzie, ale niepowaznie – z przyjemnoscia. Kto by nie przysiegal w listopadzie, zmian zaleznych od partii czy prezydenta nie bedzie.
Tak jak nie ma roznic w ich programach na wyjsciu. I jedni, i drudzy wybiora rozwiazania najlepsze dla kraju. Dla przykladu: McCain gotow jest siedziec w Iraku i 100 lat, „do zwyciestwa”. Obama i Clinton daja rozne terminy, ale z zastrzezeniami i warunkami, ktore praktycznie pozwola im wyjsc wtedy, kiedy bedzie to najwygodniejsze dla U.S. Niezaleznie od prezydenta Kongres i Senat nie wyjda z regionu kluczowego dla calego swiata i zasiedlonego przez fanatykow grozacych calemu swiatu. Podobnie – nielegalni imigranci. Granice uszczelnia i jedni, i drudzy, ale jak rozwiazac problem 12 milionow juz tutaj, czy przez amnestie, czy regulujac prawa jazdy, czy deportacje(nonsens !) ani jedni, ani drudzy nie wiedza i w koncu jakos to sie ulozy,niezaleznie od tego przy ktorej partii. Nie jest to show, jak zartobliwie pisal red. Szostkiewicz, bo ten niezwykle sprawny i zywotny narod (tez red.Szostkiewicz) jak zawsze wybierze najlepsza opcje. Kampania dostarczy nam wiecej emocji po wrzesniu, kiedy pojdzie „na noze” i zacznie sie „podkladanie swin” jeden drugiemu.
Niektorzy pisza, ze te wszystkie detale o amerykanskiej kampanii sa nieistotne dla Polakow. Faktycznie, nie sa. Demokraci czy Republikanie, McCain czy Clinton, lub Obama, Polska bedzie miala w skali macro tyle do powiedzenia, co teraz – zero, zip. Masz te same kanaly, co ja tutaj – wrzuc swoje uwagi po konferencji w Waszyngtonie (jutro bedzie Prezydent). Pozdrawiam.
Torlin,
Tez pisze zza „Wielkiej Kaluzy” 🙂 Napisales o drazliwosci emigrantow, nienawidzacych Bush’a i narzucajacych sie z informacjami o kandydatach.
Pozwole sobie na odmienne zdanie – uwazam ze poglady mozna wyrobic sobie dopiero posiadajac wystarczajace (troche ryzykowne okreslenie bo trudne do zdefiniowania) ku temu informacje. To tak jakbym mowil ze Al Kaida to super organizacja bo gra na nosie Bush’owi (ktorego nota bede uwazam za najwieksze zagrozenie cywilizacyjne obecnych czasow), a nic nie wiedzialbym np o zamachach terrorystycznych itp. Moj tok myslowy bylby bardzo uproszczony, ale przeciez kazdy ma prawo do pogladow.
Mysle wiec, ze lepiej wiecej wiedziec, a dopiero pozniej miec zdanie na jakis temat.
pozdr
p
ps 1. nie wierze zadnemu politykowi, ale i tak kibicuje Obamie :-),
ps 2. u Autora bloga i jeszcze w innych publikacjach uderza mnie podzial na lewice (demokraci) i prawice (republikanie). Szczerze mowiac to nie rozumiem dlaczego te partie maja takie latki. Czy jest jakies oficjane (naukowe) stanowisko w tej materii…?
pa2155!
Błagam, nie dyskutuj tak ze mną. Te słowa są poza cudzysłowem i można je uznać za Twoje. Sam zobacz.
Pablo!
Piszesz: „Bush?owi (którego nota bene uważam za największe zagrożenie cywilizacyjne obecnych czasów)”. I o tym mówię. Masz prawo tak sądzić, ale tu piszący z za „Wielkiej Kałuży” są jedynie antyBushowscy.
Jacobsky!
Wiesz, że znamy się od dawna i nie chcę z Tobą kłótni. Ale tak jak w przypadku Alicji w ogóle nie miałeś racji, tak teraz – moim zdaniem – też jej nie nasz. Spróbuję jeszcze raz.
Ludzie mieszkający w Stanach Zjednoczonych i w Kanadzie mają wyrobione zdanie na temat poszczególnych kandydatów, znają ich biografie, mocne i słabe strony i są – jak pisałem – przede wszystkim antyBushowscy. Nie mogą zrozumieć, że Europejczycy, a szczególnie Polacy mieszkający w kraju, mają inne preferencje. Powtarzam, to wszystko inaczej wygląda z Kanady, a inaczej z Polski. Chodzi mi przede wszystkim o taki sposób narzucania swoich poglądów, że Wy jesteście ekspertami od wyborów amerykańskich i nam powiecie, który kandydat jest dobry, a który zły.
Ja osobiście wolałbym, aby do prezydentury doszedł facet typu Busha, ostrego, zdecydowanego. Wy wszyscy jesteście pacyfistami (i chwała Wam za to), ale cywilizowany świat potrzebuje silnych i zdecydowanych Stanów Zjednoczonych, bo na nich, i tylko na nich, opiera się to wszystko, co kochamy. Jest to jedyne państwo, które może zagwarantować, że ten świat, który jest nam tak drogi, będzie istniał. Jak zabraknie USA, będziemy Rosją z obowiązkową religią muzułmańską.
” Oni, mieszkając za ?Wielką Kałużą?, nie znoszą Busha i na siłę usiłują nam narzucić swój punkt widzenia. Nie mogą zrozumieć, że możemy mieć inny.”
Torlinie, nie chce otwierac dyskusji nad fenomenem polskiej milosci do USA i Busha (nie powszechnej ale jednak), ale zapewniam Cie, ze rowniez w Europie niezrozumialej. Czy zastanawiales sie nad racjonalnymi przeslankami tego umilowania mitycznej Ameryki jako meza opatrznosciowego i gwaranta polskiej wolnosci? Czy dlatego, ze jest odlegla i w rzeczy samej nieznana i tak latwo ja idealizowac nad Wisla? A Europa, w zasiegu reki, ale nie robi takich fajnych filmow, gdzie zawsze dobry szeryf (Rambo, Marines etc.) przyjdzie i zrobi porzadek?
Drogi Torlinie (z dn. 8.02.2008 h: 10.36.)
Swym wpisem potwierdzasz to co m.in. napisałem w swoim poście wcześniej (a „passpartout” z h: 13.36 rozszerza). Dla mnie ograniczenia wolności – formalne, religijno-światopoglądowe czy intelektualne * – mają taki sam wymiar; obojętnie czy to „zidiocenie” pochodzi z islamu, Rosji, Bizancjum, Chin, Francji, Niemiec czy Twego „clou” kulturowo-cywilizacyjnego rozwoju świata = USA (robotnik z Kansas to przecież wypisz wymaluj nasze, polskie „gumofilce”
czy „moherowe berety” !). Tak samo ograniczają i niewolą człowieka. Inne są tylko ich „argumenty”, wpływają na inne pokłady świadomości i są bardziej „soft” niż „hard”.
Światu nie potrzebny jest „cowboy”. Światu potrzebne są racjonalnie uzasadnione pojęcia współpracy, multikulturowości, wzajemnego poszanowania wyznawanych wartości, edukacji (bo ona uczy tego co wymieniłem wcześniej).
Pozdrawiam.
WODNIK53
* – przywołany przez „passpartout” Rambo jest synonimem zarówno „zidiocenia” w przedmiocie kultury przemocy, „mięśniactwa” (czyli anty-intelektu, anty-racjonalizmu, anty-wartości świata cywilizowanego, a pochwałą barbarzyństwa, prymitywizmu i „nagiej siły”) jak i tego kultu „amerykanizacji” kojarzonego w tym przypadku z taką właśnie „american way of life”.
pielnia1,
Nie mam zamiaru mowic, co mysle o osobie, ktora podajesz za przyklad. Nie moge ani nie che odpowiadac za opinie „mojego ziomka”, ktorego cytujesz. Kazdy podpisuje swoje teksty i za nie swieci oczyma. Na tym polega ta cala zabawa. Dyskutuj prosze z nim, a nie ze mna, jesli nie zgadzasz sie z jego opiniami. Udowadniaj jemu, gdzie i w czym sie myli. Zwracam Ci tylko uwage na ten drobny fakt, ze – podobnie jak „moj ziomek”, ktory wypowiada sie o USA czy o wiedzy na temat tego kraju w sposob, ktory Ci sie nie podoba lub, wedlug Ciebie, odbiega od prawdy, tak wiele osob mieszkajacych np. w Polsce wypowiada sie na polskie tematy w sposob rownie odbiegajacy od prawdy czy wrecz kuriozalny, co rowniez wynika bezposrednio ze stanu wiedzy ogolnej i specjalistycznej. Dodatkowo, jednym z mitow polskich jest przekonanie o naszym niesamowitym wrecz poziomie wyksztalcenia i wiedzy ogolnej, dzieki czemu gorujemy nawet nad Jankesami. Czasem tak jest, ale czasem nie, i w sumie twierdzenie, ze Polacy nic nie wiedza o USA jest takim samym ogolnikiem jak stwierdzenie, ze Amerykanie nic nie wiedza o swiecie. Zgadza sie, nie wiedza za duzo, ale nie sa w tym grzechu jedyni.
Pozdrawiam.
Torlinie,
w kwestii sporu z Alicja Twoje stanowisko akurat mnie nie dziwi, bo nalezales do grona tych, ktorzy w sposob aktywny nawolywali do zastosowania metod administracyjnych wobec niektorych blogowiczow. I nie chodzi tutaj tylko o „bobole”, ale rowniez o „Bernarda” czy paru innych.
Alicja, i byc moze Ty rowniez, mozecie miec swoja wlasna wizje stosunkow blogowicz – prowadzacy blog. Ja mam wlasna, nie kryje sie z nia, i wiem, ze wiele osob (w tym Ty) nie zgadza sie z ta opinia, ale sa tez tacy, ktorzy podzielaja moje watpliwosci wyrazone na temat zablokowania „boboli”. Po co wiec wyrazac sie kategorycznie, ze ktos ma racje, a ktos jej nie ma ?
Co do wypowiadania na blogach wlasnych ocen na wybrane tematy: jestesmy ekspertami od niczego, Torlinie. Podobnie jak Ty, czy inni. Wszyscy (lub w zdecydowanej wiekszosci) jestesmy amatorami, ktorzy cos wiedza, albo wydaje im sie, ze cos wiedza. To taka konwencja na blogach, ze nikt nikt nie podpisuje sie z imienia i nazwiska, a tym bardziej nie swieci dyplomami, tytulami oraz zawodowym curriculum. Natomiast kazdy ma prawo pisac to, co mysli, bo po to istnieja blogi, szczegolnie prowadzone na witrynach tak popularnych jak „Polityka” czy onet.pl.
Kazdy ma prawo pisac, co mysli, i Ty rowniez korzystasz z tego prawa, skoro piszesz: „Ja osobiście wolałbym, aby…”. W ten sposob wyrazasz jasno swoje credo w danej sprawie, ale ja nie odbieram Twoich slow jako „…sposób narzucania swoich poglądów”. Co wiecej, jesli Twoje przekonania sa silne, to nikt Cie od nich nie odwiedzie, a Twoja argumentacja prawdopodobnie oprze sie argumentacji interlokutora. Coz wiec zlego w tym, ze ktos (w tym np. ja, co czynilem czesto na tym blogu) pisze np. rzeczy niezbyt pochlebne o Bushu i o ostatnich osmiu latach polityki USA, pisze i nawet popiera swoje uwagi argumentami majacymi wsparcie w zrodlach, coz wiec z tego skoro Twoje przekonania w kwestiach wspomnianych w ostatnim akapicie Twojego wpisu sa na tyle silne, zeby oprzec sie wszelkiej „dywersji ideogicznej” ?
No, chyba, ze nie sa … ?
Pozdrawiam serdecznie,
Jacobsky
Torlin
Tego sie nie spodziewalem. Jestes pierwszym na wszystkich blogach, ktory tak napisal o Ameryce. Piszacy z za Oceanu („Wielkiej kaluzy” pisza „bywalcy” – co tam Bush, Ameryka, Ocean, dla mnie pestka) sa rozni. Sa tacy co do tej pory siedza na plocie okrakiem, jezdza ciurkiem tam i spowrotem i rozpamietuja: a moze w Polsce bylo lepiej ? Sa nieudacznicy, ktorzy wine za to przypisuja Prezydentowi i wszystkim swietym. Sa normalni, wzyci, mieszkajacy u siebie, a nie na emigracjii. Ci normalni dopiero dziela sie na popierajacych Prezydenta i na krytykow. Jednego nie mozna uronic: wszyscy (oponenci czy krytycy) czuja sie Amerykanami i w ostatecznosci popra Prezydenta. Prezydent, nie nazwisko czy partia, urzad – to tabu. Wstyd mi bylo, kiedy Rosjanie podsmiewali sie z Clintona i Lewinskiej, ale nigdy nie przytakiwalem ich dowcipom. W domu wylalem na niego sto kublow brudnej wody za klamstwa, ale tam bronilem mojego prezydenta. Z moich ponad trzydziestu lat tutaj wiem, ze tak by postapil kazdy moj sasiad czy znajomy. To bardzo finezyjna linia podzialu sympatii: uslyszysz w barze, ze ktos ostro krytykuje Busha, wtracisz sie i powiesz „yeep, he is a piece of…” i odwroca sie do ciebie plecami. Trzeba to czuc i dlatego bardzo nieodpowiedzialnie wygladaja wyskoki niektorych ludzi na blogach nie patrzacych na to, ze kogos moga urazic. „Najwieksze zagrozenie cywilizacyjne obecnych czasow” mogl napisac ktos, kto nie bardzo wie co to znaczy i nie za dobrze zna sprawy. Rowniez Amerykanin i Kanadyjczyk widza te sprawy roznie. Kanadyjczycy nie mowia tu o swoim kraju, maja lekki kompleks wobec big brother, uwielbiaja dyskututowac i krytykowac wszystko co tu jest, ale na codzien sa o.k. Jeszcze, jest roznica miedzy sfrancuzialym Quebeck i raczej zamerykanizowanym Ontario. Nic dalszego od prawdy niz to, ze staramy sie
narzucac swoje poglady, jako „eksperci od wyborow”. Sadze, ze jestesmy poprostu bardzo otwarci, aktywni, mamy a big mouth, a ze informacje nas zalewaja, mowimy o tym.
Moze zauwazyles, ze kilkakrotnie napisalem o wyborach, ale nigdy, nigdy nie sugerowalem kto bylby dobry albo zly. Bo sam jeszcze nie wiem. Pacyfistami to my jestesmy na pokaz, bo jakze inaczej, a naprawde to cechuje nas agresja i gospodarcza, i polityczna, i kulturalna you name it. Swiety Darwin nam przyswieca, choc nikt o tym nie mowi. O stosunku Polakow do Ameryki niezrecznie pisac, bo prawie wszystkie opinie stamtad opieraja sie na wyrywkowych zrodlach, stereotypach, braku znajomosci tego kraju „od podszewki”. A o twoich dobrych slowach o Ameryce moglibysmy pogadac za stolem, a nie na blogu; to sa bardzo osobiste sprawy i odczucia. Pozdrawiam.
G. Okon,
„Quebec” po francusku czy po angielsku lub „Quebek” po polsku, ale nie ma czegos takiego jak „Quebeck”.
Pisze powyzsze nie po to, zeby sie czepiac pisowni, ale celem podkreslenia trafnosci merytorycznej okreslenia „sfrancuzialy Quebeck”.
Taka sama jakosc merytoryczna jak poprawnosc pisowni.
Pozdrawiam
Do Jacobsky’ego z h.14.55
Celowo mój tekst w sprawie „twojego ziomka” napisałem do Ciebie, a nie do niego, bo on chyba by nie zrozumiał; Ty rozumiesz. I, tak na zakończenie naszego „sporu”, jeśli tak już „czepiam” się polonusów, to powiem do końca, otóż – może to bezwiednie, ale o trochę za dużo w Waszych, z za Wielkiej Wody, wypowiedziach jest wykładów dla nas,tu, nad Wisłą, zamiast dyskusji. Może ja (i chyba inni) jestem pełen kompleksów wobec Nowego Świata, ale nie lubię być bez przerwy pouczany, objaśniany, jeśli-jak sam słusznie zauważyłeś i rozwinąłeś – wszyscy tu, na na blogu jesteśmy amatorami, a nie wykładowcami (objaśniaczami). Dyskutujmy,a objaśniajmy, jeśli ktoś poprosi. A tak w ogóle to coraz lepiej nam się rozmawia(takie jest przynajmniej moje zdanie) i mówiąc półżartem, zaczniemy niedługo cytować urywki z XII Księgi Pana Tadeusza („Kochajmy się”).
Pozdrawiam
Pielnia1
Przeoczylem Twoj wpis, moze dlatego, ze rozmawiasz ze mna przez osoby trzecie. Nie wnikam, co rozumiesz, a czego nie, bo to nieistotne. Wydaje mi sie, ze jestes splotem kompleksow, co delikatnie zasugerowal Ci Twoj dyskutant z wyboru. Moze warto sie uczyc i nie tylko Ameryki. I mniej arogancji na codzien.
Pozdrowienia
G.Okon
Osmiele sie rozwinac temat „zagrozen cywilizacyjnych” mimo, ze wg ciebie nie wiem o czym mowie. Ale o tym ze chwile – najpierw o wsparciu dla Prezydenta (kimkolwiek by nie byl). Nie wiem w jakim sie obracasz towarzystwie i z kim rozmawiasz, ale wiekszosc moich znajomych i ich znajomych o Bush’u ma zdanie podobne do mojego. Uwazaja go za skonczonego kretyna na zdecydowanie nieodpowiednim stanowisku.
I to jest wlasnie to „zagrozenie cywilizacyjne” o ktorym mowilem. Koles ktory o inwazji na Irak podjal po rozmowie z Bogiem (w 4 oczy oczywiscie!), ktory nie potrafi samodzielne skleciec zdania zlozonego, ktory ogniem i mieczem wdraza demokracje na swiecie… – to jest realne zagrozenie. I do tego ma teczke z wielkim czerwonym guzikiem z napisem „ROZWAL SWIAT NA STRZEPY”.
Moze mnie jednak oswiecisz i wyjasnisz co jest zagrozeniem dla swiata i dlaczego mam sie cieszyc ze kase z moich podatkow przeznacza sie na fajwrwerki dla doroslych…?
pozdr
Pablo,
Nigdy nie napisalem, ze nie wiesz o czym mowisz. Z pewnoscia dobrze wiesz i kazdy to szanuje. Ale – lepiej jest unikac skrajnych okreslen i epitetow. Kazdy kolejny dzien czy znajomy, czy publikacja moze Ci dac nowa informacje. Tak ja Ciebie oswiece, jak i Ty mnie – obaj nie wiemy. Zagrozen dla swiata jest mnostwo i trudno uogolniac. Te fajerwerki za podatki urzadzano od czasow starozytnich; kazde panstwo to robi. Taki jest koszt tego co mamy wokol siebie i co w sumie sie przydaje.Pozdrowienia.
Panie Redaktorze, jest Pan profesjonalistą, ale, bez urazy, katolik, zwłaszcza polski, nie może wiarygodnie opisywać korzeniami wrosłymi w ziemię amerykańską protestantów. Pan se mysli ( nie sobie tylko niestety-„se”), ze Kościół to tylko Rzym. Czy Pan chociaz wie, ile jest protestantów jest w USA. 52%, rzymskich katolików 24%. Obama jest protestantem- United Church of Christ, H. Clinton United Methodist, Huckabee dla Pana nie jest baptystą? A jest. Mc Cane- episkopalianin. Wie Pan, co to takiego. Sorry. Są gorsi od Pana w tej dziedzinie i jeszcze bufony. Przykład kliniczny- Marek Ostrowski, który nawet Martina Luthera Kinga za katolickiego księdza- założe się- uważa.
Prócz tego bardzo Pana cenię. Rozumiem, ze zyjemy w Polsce. Ale to nie tłumaczy pankatolicyzmu u „wykształciuchów”. Pozdrawiam. Kevin.