Spokojnie, to tylko Ameryka
Każdy wynik wyborów prezydenckich w USA uważam za niedobry, ale w pewnej kolejności: najgorzej byłoby, gdyby wygrał Huckabee lub Romney, czyli chrześcijańscy fundamentaliści. Źle, ale nie beznadziejnie byłoby, gdyby wygrała Clinton. Wprawdzie nie ma żadnych poważnych osiągnięć, ale zdobyła przez lata wielkie doświadczenie polityczne i państwowe. Obama nie ma tego doświadczenia (okazało się, że sądzi, iż Kanadą rządzi prezydent). Ameryka jest zbyt ważna, by oddawać ją w ręce polityków religijnych lub bez doświadczenia. Na dziś tylko senator Clinton nadaje się na prezydenta USA. Ale spokojnie, droga do wyborów daleka, jeszcze wszystko może się zdarzyć. Sztaby partyjne wiedzą jeszcze lepiej od takich obserwatorów jak ja, jakie są słabe i mocne strony kandydatów. Wyścig tak naprawdę dopiero się rozpoczął.
Pierwszy raz oglądałem wybory w USA w 1988 r. jako korespondent „Tygodnika Powszechnego”. Bush senior wygrał wtedy z demokratą Dukakisem. Odtąd, ilekroć stykałem się w USA z kampaniami prezydenckimi (ostatni raz, kiedy Bush junior gościł prezydenta Kwaśniewskiego), miałem coraz silniejsze wrażenie, że Ameryka jest jedyną zrealizowaną demokracją ludową. I dlatego mam wobec USA mieszane uczucia: z jednej strony to fascynujące, z drugiej odpychające, jak bardzo politycy amerykańscy są uzależnieni od mas wyborczych. Na wiecach wyborczych, którym się przysłuchiwałem, dominowała atmosfera, jaka mogła się kojarzyć ze zjazdami partii komunistycznych. Kult jednostki (na przykład prezydenta Busha), zero dyskusji, emocje, emocje, emocje. Polityka jako jarmark.
Chyba mało kto spoza Ameryki ma klucz do zrozumienia klimatów i komplikacji polityki amerykańskiej. Ja też. Nie mogę patrzeć na wybory w USA inaczej niż z obserwatorium europejskiego. Bardzo bym chciał wiedzieć, co konkretnie zrobi pani Clinton w kwestii Iraku, Iranu, tarczy antyrakietowej, reformy opieki medycznej w USA, odbudowy Nowego Orleanu (what a shame, America!) itd., itp. Sygnałów mam niewiele i sprzecznych (wycofanie się z Iraku przez USA uważam za błąd). Ale od Obamy dowiedziałem się jeszcze mniej. Natomiast przy jego niewyrobieniu międzynarodowym mógłby jako prezydent najważniejszego państwa na świecie popełniać błędy o istotnych i negatywnych konsekwencjach. Jak zachowałby się na przykład w razie konfliktu w Afryce Południowej – takiego, jaki dziś mamy w Darfurze? Jaką ma wizję rozwiązania konfliktu izraelsko – palestyńskiego? Itd.
Wiem, że w ciągu roku to wszystko się zacznie wyjaśniać i jakoś się utrze. Czego życzę USA i światu, bo akurat jesteśmy w momencie, kiedy świat bardzo potrzebuje nowego stylu polityki amerykańskiej. Trochę tak jak my przed naszymi wyborami w październiku. Ameryka zasługuje na odpoczynek od ekipy Busha.
***
P.S. Jacobsky, Jean Paul – ależ trochę więcej poczucia humoru. Condi można nie lubić, lecz porównać ją do Nelly R. to jednak niezasłużony afront. Toja – byłem więźniem gen. Jaruzelskiego, radzę nie spieszyć się ze złośliwościami bez znajomości faktów. Podobnie, BG, z moim angielskim : wydałem drukiem ponad 10 książek, które przetłumaczyłem z angielskiego i nie były to Harlequiny :). Barsob5: myśl ciekawa, ale właściwie czemu Sikorski miałby budzić gorsze emocje społeczne niż Tusk czy Komorowski?Bo lubi płaszcze z aksamitnymi patkami i do kolan? I jeszcze o języku. Jestem z wykształcenia filologiem polonistą. Nie widzę w określeniach Murzyn, Mulat, kolorowi niczego obrazliwego. Tak mogą myśleć ci, którzy nie znają historii i literatury naszego języka, za to importują do Polski bezrefleksyjnie obce trendy.
Komentarze
Barack Obama jest synem Kenijczyka (czarnego Kenijczyka) i BIAŁEJ Amerykanki z Kansas.
Z polityką zagraniczną jest już nieco obyty przez udział w komisji spraw zagranicznych Senatu.
Tego i innych rzeczy o Obamie dowiedzieć się mogą polskojęzyczni uczestnicy blogu z Wikipedii.
Także angielskojęzyczni nie napotkają na żadne przeszkody by dowiedzieć się czegoś o Obamie z angielskiej wersji Wiki.
http://pl.wikipedia.org/wiki/Barack_Obama
http://en.wikipedia.org/wiki/Barack_Obama
http://pl.wikipedia.org/wiki/Mulat
Murzyn (za Wikipedią) – wyraz oznaczający osobę czarnoskórą, używany w Polsce od XIV wieku, pochodzi według słownika Brucknera od terminu Maur. Termin czarnuch jest powszechnie uznawany za obraźliwy, choć w języku czeskim pokrewna forma černoch jest neutralna.
Panie Redaktorze,
nie stracilem poczucia humoru, bynajmniej ! Opuszcza mnie ono jedynie wtedy, kiedy pomysle, ze USA mialoby byc rzadzone przez nastepne lata przez ludzi zwiazanych z obecna administracja. Od tej strony C. Rice jest umoczona od obcasikow swoich szpilek po czubek swej bujnej fryzury. I powiem Panu dlaczego mnie opuszcza poczucie humoru kiedy mysle o tych ludziach.
Bush, Cheney i Rumsfeld znalezli uspawiedliwienie na cos, co do tej pory bylo nie do pomyslenia, przynajmniej w przypadku krajow demokratycznych, do ktorych zalicza sie USA: uzycie taktycznej broni jadrowej w ramach przyszlego teatru wojny, do jakiej szykuje sie Ameryka (mowa o ewentualnej interwencji w Iranie).
W styczniu 2003 Bush podpisuje dyrektywe pfrezydencka precyzujaca definicje ataku full spectrum jako blyskawiczne uderzenie na odleglosc, z wielka precyzja, uzywajac ladunkow konwencjonalnych i NUKLEARNYCH celem osiagniecia celow na terenie teatru operacji prowadzeonych przez USA. STRATCOM bazowany w Omaha zajal sie detalami planu. Tak skrystalizowal sie OPLAN 8044, a potem dolaczyl do tego Conplan (concept plan) 8022-02 z czerwca 2003, w ktorym prezydent deklaruje:
„Nie mozemy pozwolic naszym wrogom uderzyc jako pierwszym”…
i rezerwuje dla USA prawo uderzen prewencyjnych przeciw krajom uznanym za wrogie, w tym uderzen z uzyciem taktycznej broni jadrowej.
Plan ten stal sie cialem w styczniu 2004 i w czerwcu 2004 Rumsfeld dolaczyl do niego kolejna dyrektywe pt. „Global Strike Alert Order” stawiajaca sily zbrojne USA w stan gotowosci do uderzen na Iran czy na KRL-D.
Nowa doktryna militarna USA przewiduje, ze dowodcy bezposrednio odpowiedzialni na miejscu za dany teatr wojny beda wladni zdefiniowac cele oraz zaaplikowac atak nuklearny jesli tylko uznaja to za stosowne.
Jak Pan widzi, za rzadow GBW i neokonu bron nuklearna przestala byc niejako rozwiazaniem ostatecznym, ostatnim wyborem dla celow OBRONY. Bron jadrowa stala sie narzedziem, ktore USA, jako kraj demokratyczny, rezerwuje sobie prawo uzyc bez ostrzezenia, w celach „prewencyjnych”. Bron jadrowa stala sie narzedziem jak kazde inne w „skrzynce” na stanie dowodcow zaangazowanych w operacje militarne.
I mowa tutaj o uzyciu glowic nuklearnych typu B-61, majacych sile razenia od 300 do 400 kiloton. Dal porownania, na Hiroshime zrzucono ladunek o mocy „tylko” 15 kT.
Nie trzeba przy tym zapominac, ze mowimy tutaj o doktrynie wojennej zrodzonej w 10 lat po zakonczeniu „zimnej wojny”. Wyglada na to, ze zimnowojenna logika pozostala, tylko ze „ZSRR” zostalo zastapione w planach nazwami krajow, z ktorymi nie jest po drodze obecnej administracji amerykanskiej. To odgrzanie logiki zimnowojennej tlumaczy byc moze to, dlaczego Condi, pomimo swej specjalizacji politycznej, czy raczej paleo-politycznej, znalazla miejsce u boku Busha i s-ki.
I byc moze z powyzszych powodow opuszcza mnie poczucie humoru gdy tylko pomysle o przedluzeniu obecnosci o wladzy malp z brzytwami. Condi JEST jedna z nich.
A teraz mozemy sobie pozartowac.
Pozdrawiam,
Jacobsky
Nie wiem, co wykształcenie filologiczne, polska historia i literatura mają wspólnego z tym, czy określenie Murzyn jest negatywne, czy nie.
Tak się składa, że jest, podobnie jak określenie Cygan, które zapewne też ma długą i, kto wie, szlachetną historię.
Szanowny Panie Redaktorze
Nikogo tutaj nie interesuje jak zachowa sie Ameryka bez wzgledu na to kto tam bedzie Prezydentem.Ameryka sie tutaj po prostu nie liczy,smiem twierdzic ze nigdy sie nie liczyla,z powodow powszechnie znanych Redakcji.
Natomiast powszechnym zainteresowaniem cieszy sie postawa Unii Europejskiej w wypadku spodziewanego konfliktu jak Pan niestety slusznie zauwazyl.
Wiatr zmian juz wieje w Kapsztadzie.
Na marginesie-w Port Noir w „Demokratycznej Republice Kongo” banki nie wymieniaja dolarow na lokalna walute.Interesuje je tylko Euro.
Z Uklonami
Janusz/Zulu
Sprawiedliwe motto nadal Pan Redaktor swej relacjii z amerykanskich wyborow: „Chyba malo kto spoza Ameryki ma klucz do zrozumienia klimatow i komplikacjii polityki amerykanskiej”. Wiecej – po aktywnym udziale i pilnej obserwacji osmiu kampanii wyborczych, klucza dalej nie ma. A nie ma go poniewaz, jak Pan pisze „z jednej strony to fascynujace, a z drugiej odpychajace, jak bardzo politycy amerykanscy uzaleznieni sa od mas wyborczych”. Odpychajace ? Chyba dla wspomnien o PRL. Klucza nie ma, bo te „masy wyborcze” sa nie do przewidzenia. „Klucz” byl w tzw nomenklaturze z dawnej Polski, ktora obawiam sie dalej wyznacza Panska baze do patrzenia na U.S. Wyznacza chocby zenujace porownania, jak: „na wiecach wyborczych panowala atmosfera, jaka mogla sie kojarzyc ze zjazdami partii komunistycznych” ?! Czy Pan w 1988 przygladal sie kampanii, a ja bralem czynny udzial, w dwoch roznych krajach ? Czy dyskutujacy na zywo z kandydatem elektorat, tlumy sciskajace mu rece, pytania „na odlew”, bez ogrodek, rodzina sprawdzona i dyskutowana tam i z powrotem przypomina Panu tamto pogorzelisko „sfinksow” siedzacych sztywno i klaszczacych na komende ? To moze w Polsce bylismy w innych krajach: Pan przy stole i biesiadach, a ja doprowadzany „za kolnierz” na masowke czy wybory ? Skad te porownania ? Karkolomne paralele, Panie Redaktorze. Mozna by tak o kazdym zdaniu w Pana wpisie, ale mam nadzieje, ze przyjedzie Pan znow. Pojdzie Pan na town hall meetings, pogada Pan z ludzmi od katedry do stadionu, obejrzy Pan sobie „shyworot na vyvorot” kandydatow, posiedzi Pan tu rok, dwa, zlapie troche swiezego powietrza i obrazek sie wyrowna.
Tymczasem sen. Joe Biden wycofal sie. A szkoda, bo to bardzo madry, wywazony i doswiadczony polityk. Jego rownowaznik po stronie Republikanow, sen. Rudy Giuliani, szykuje sie na Floryde. Duzy elektorat. Giuliani, kontrastowo do Obamy – bardziej ideologa, wykazuje ogromna wiedze i doswiadczenie menadzera. Zaskakujaco biegly jest w kwestii Iraku; z pamieci podaje ilosc i sklad brygad, ilosci i nawet typy samolotow, okretow, artylerii potrzebnych do wygrania sprawy. Jeszcze w czerwcu wypisal sobie 12 spraw do osiagniecia przy swojej prezydenturze. Jedna z nich jest wygranie wojny w Iraku, inna – schwytanie Bin Ladin. Jako byly mer New York ma z nim swoj rachunek. Tu ciekawostka – niewykluczone, ze do kampanii wejdzie obecny mer tego miasta Blumberg. We wtorek wybiera New Hempshire, a prawdziwy cyrk nastapi 5-go lutego – 20 stanow ! Bedzie sie dzialo ! A moze by Pan, Panie Redaktorze, poswiecil te 10 godzin na lot i obejrzal to wszystko z bliska ?
Każdy wynik wyborów prezydenckich w USA uważam za niedobry, ale …
– dziwny sposob zaczynania tekstu analizujacego kampanie wyborcza, ale SPOKOJNIE, TO TYLKO PAN REDAKTOR SZOSTKIEWICZ.
Zadziwia mnie, że nie padło, ani teraz ani w poprzednim wpisie i komentarzach, nazwisko John McCain — nie wygrał on w Iowa, ale z małym budżetem zajął solidne czwarte miejsce. I prowadzi przed primeries w New Hampshire. Obama byłby pierwszym afro-amerykanem (po polsku, Mulatem), Clinton bylaby pierwszą kobietą, a McCain (71 lat) byłby najstarszą osobą obejmującą urząd prezydenta ? Ronald Reagan miał 69 lat w 1980 roku. Za McCain?em przemawia to, że wypośrodkowuje on nastroje zwolenników partii republikańskiej ? nie jest społecznie/obyczajowo liberalny, jak Guliani, ani religijny jak Romney czy Huckabee; McCain jest umiarkowanie przeciw establishementowi i lobbystom – jest zwolennikiem reformy przepisów o wydatkach na kampanie wyborczą, jednocześnie z dużym bagażem doświadczenia, również w polityce zagranicznej.
Właśnie, polityka zagraniczna to dla nas nie-Amerykanów punkt naistotniejszy ? McCain to jastrząb, może łatwo uzyskac poparcie AIPAC, oraz wielu byłych jastrzębi (H. Kissinger, Ch. Eagleburger, G. Schultz, J. Woosley). Zatem … ten wybór byłby bardzo niedobry 😉
Pozdrawiam
T.O.
miałem coraz silniejsze wrażenie, że Ameryka jest jedyną zrealizowaną demokracją ludową.
****************************
W jakim znaczeniu demokrację ludową? Bo jest też pejoratywne – odnoszące się do np. PRL-u.
Czy USA stać na nowy styl? W momencie, gdy system kreowania liderów najwyraźniej się zużył? Wszak mamy do czynienia z duopolem politycznym, który działa bardziej na zasadzie rywalizacji Coca-Coli i Pepsi, niż tego, czego jesteśmy świadkiem w krajach o systemie parlamentarno-gabinetowym. Tak jak w przypadku Pepsi i Coca-Coli różnice są niewielkie, a konsumenci kierują się sentymentem lub wizerunkiem. Czy ten system jest w stanie coś nowego wykreować? Baraka Obamę? Jest już Powell i Rice. Jak jest Mirinda, to i Fanta. Jak 7up, to i Sprite.
Jeżeli rozmawiający o polityce USA nie wymienia terminu neokonserwtyzm i grupe ludzi związanych z tym odłamem w partii republikanskiej , to taki rozmówca nic nie rozumie z polityki amerykańskiej.
To co się dzieje obecnie to jest prawdziwy kolonializm w wykonaniu neokonserwtystów. Proszę czytać to co pisze Pat Buchanan.
„… Huckabee lub Romney, czyli chrześcijańscy fundamentaliści…”
niezupelnie drogi Panie redaktorze, niezupelnie.
Obserwacja wyborow prezydenckich nie czyni jeszcze z Pana Redaktora ekspertem w chrzescijanskim fundamentalizmie. To prawda, ze oboje sa gleboko religijni, ale do fundamentalistow typu Buchanana jeszcze im daleko
Co do Hillary Clinton – to jedna z gorszych rzeczy jaka Ameryke moze spotkac.
Zgadzam sie z przedmowca, ze McCain to dobry wybor ale niestety szans nie ma zadnych
Nie sadze zeby USA musialo wprowadzac jakis nowy styl, stary jest zupelnie dobry a co wazne skuteczny. Jezeli w kraju parlamentarno gabinetowym jakim niewatpliwie jest polska, potrafi ktos wskazac jakies glebokie roznice dzielace PO i PiS to chetnie poslucham. System polityczny w USA ma te jedna zalete ze oddaje wladze w rece jednego czlowieka, w kampanii wyborczej obiecuje on zlote gory jak kazdy polityk ale duzo latwiej jest go z tych obietnic rozliczyc. Caly system dwupartyjny i kampania wyborcza ma za zadanie przeswietlic kandydata do tego stopnia aby miec pewnosc ze choc troche nadaje sie na to stanowisko. Cala reszta jest tylko dekoracja. W historii USA bylo wielu prezydentow, wielu niedoroslo do tego urzedu, bylo kilku wielkich, ktorzy odcisneli pietno zarowna w historii USA jak i Swiata, nie bylo za to kompletnych idiotow, ani jak dotad nie doral tutaj wirus filipinski. Mieszkam na stale w USA i wiem ze nie bede glosowal ani na Obame ani na Hilary Clinton. Myslalem ze Demokraci przedstawia jakas rozsadna kandydature ale jak do tej pory takiej nie widac, moze Edwards, kto wie. Po drugiej stronie jak dotad Guliani jest jedynym do zaakceptowania, i gdyby to bylo dzis na niego bym glosowal. Dodam ze w USA w Pennsylwanii gdzie mieszkam przy wyrabianiu prawa jazdy trzeba sie zdeklarowac czy jest sie demokrata czy republikaninem i ja zarejestrowalem sie jako ten drugi ale jak wiekszosc spoleczenstwa, glosowal bede na osobowosc a nie na etykiete. Jezeli demokraci wystawia rozsadna kandydature nie wykluczam oddania mego glosu na nia. Ten system oprocz Coca Coli i Pepsi wykreowal cala mase innych rzeczy, i dalej przoduje w kreowaniu. Jak dotad USA jest gwarantem stabilizacji na calym Swiecie i choc to niepopularna rola zandarma, jak cos sie dzieje to kazdy dzwoni na 911 do Waszyngtonu. Zyczylbym zeby przecietny Polak mial tyle wolnosci co przecietny Amerykanin, i zeby w Polsce politycy jakiegokolwiek szczebla tak samo sluchali glosu spoleczenstwa czytaj elektoratu jak w USA, pisze to bo duza czesc mojej rodziny nadal mieszka w Polsce. USA to fajny do zycia kraj, gdzie sels tax (taki amerykanski Vat) jest najwyzszy w New york City 8.5% a przecietnie 6%, w rezerwatach u indian 0%, dlatego wszystko wlaczajac bezyne jest dalej o polowe tansze niz w Polsce. USA nigdy nie musialo pilnowac granic od wewnatrz jak niedys ZSRR ,NRD czy PRL zeby nikt z tego raju nie uciekl ale zawsze od zewnatrz zeby za duzo do tego raju nie wjechalo. USA do tej pory od zadnego kraju na Swiecie nie potrzebowalo pomocy za to udziela jej co roku wielu krajom. USA ocalilo demokracje w Europie podczas obu wojen swiatowych i mysle ze Polska wygladalaby zupelnie inaczej dzis gdyby to armia amerykanska ja wyzwolila w 1944/1945 roku a nie Armia Czerwona . Warto o tym pomyslec w tym nawale krytyki Ameryki i Amerykanow.
Panie Redaktorze !
Z dwóch felietonów poświęconych wyborom w USA (ważnych dla świata, gdyż Imperium amerykańskie jest ważkim elementem współczesnej, światowej układanki polityczno-społeczno-kulturowej, ale nie NAJWAZNIEJSZYM i NIE JEDYNYM, jak się w Polsce sądzi, co też i potwierdzają niektóre „blogowe” wpisy) przeziera ogląd jakoby nad Potomakiem, Missisipi czy Kolorado decydowały się losy świata. Na pewno mają te wybory jakiś wpływ na te losy, ale nie są decydujące. Karty rozdaje się gdzie indziej (wystarczy poczytać Sorosa, Luttwaka czy Stiglitza, o Greenspanie czy Bernanke nie wspomnę). Prezydent jest wizytówka, „twarzą” władzy, opakowaniem – dla mas, dla ludu, dla (po części) świata zewnętrznego. Przecież sponsorzy poszczególnych kandydatów nie po to sponsorują ich kampanię – z czystej, nieskazitelnej miłości czy patriotyzmu – aby nie mieć później wpływ na decyzje. Tu znów trzeba się odwołać do Sorosa i jego sponsorowania kampanii Kerry’ego 4 lata temu…….
Jeszcze raz potwierdzam to co napisałem poprzednio, iż Ameryka słabnie raz z braku „ducha” i idei wolności czy demokracji którą się dawniej szczyciła (polityka to rzecz brudna, błotnista, nie moralna a priori i zasada Hoovera, wielkiego i znaczącego polityka amerykańskiego II połowy XX wieku mówiąca: że „to sk…syn, ale to nasz sk…syn” odbija się czkawką po dziś dzień – nie oceniam tu samej zasady tylko jeśli chce się być „czystym”, nieskazitelnym i „robić” za autorytet moralno-wolnościowy to polityka zwłaszcza w wydaniu światowym, imperialnym temu absolutnie nie sprzyja). Ponadto nawet z punktu widzenia samych zasad demokracji, pluralizmu, wolności i multikulturowości lepszym dla świata jest organizacja tegoż świata w formie policentrycznej, niźli monocentrycznej.
Przypominania przez jednego z blogowiczów, że USA „pomogły Europie” w 2 wojnach światowych i organizacji powojennego ładu ni jak się nie ma do DZISIEJSZEJ rzeczywistości. Po pierwsze – robiła to ze względu nie dla umiłowania tego porządku, ale z własnego, utylitarnego interesu, a po drugie – w 50 lat po II wojnie sytuacja jest diametralnie inna niźli w latach 40-tych XX wieku.
Wybory w USA niewiele wg mnie zmienią w sytuacji Świata i rozkładu sil w tymże świecie. Stany będą – obojętnie kto wygra – wycofywać się z kolejnych regionów świata „do wewnątrz” (powoli acz systematycznie) – znany z przeszłości izolacjonizm. Z wielu powodów – manifestacyjna wojskowo-policyjna obecność jest nieskuteczna, działa w rzeczywistości na niekorzyść USA i powoduje nastroje antyamerykańskie, a po drugie – to wolny przepływ kapitału, coraz bardziej międzynarodowego „urządza” świat i porządkuje jego elementy. Do tego dojdzie kryzys i recesja oraz napór „latynosów” na USA – ktoś przewidział, iż za 20 – 30 lat Stany Zjed. będą krajem w większości hiszpańskojęzycznym……Zwłaszcza na pd-zach. Za kilka dekad Meksyk (formalnie lub „w przybliżeniu”) może wrócić do swych rozmiarów sprzed 1848 roku !
To są ważniejsze problemy, i zarówno z perspektywy Ameryki, i regio0nu zach.Pacyfiku (przyszłe CYWLIZACYJNO-KULTUROWE centrum świata) gdzie ofensywa Japonii, Chin, Wietnamu, Korei czy innych „żółtych” tygrysów (wspartych przez Indie i Pakistan) stanowić winna prawdziwy problem dla Imperium. Na razie nie widać, ani nie słychać, aby ktokolwiek z kandydatów miał „wizję” dalszą niż 2-3 lata do przodu. I tu jest jeszcze jeden element „bezdechu” USA – brak wizji, idei, „szwungu”.
Pozdrawiam serdecznie.
WODNIK53
Panie redaktorze!
Głęboko się nie zgadzam co do oceny kandydatów w USA:
1. Wśród republikanów jest jeszcze McCain, który ma pomysł na rządzenie, nie zmienia się o 180 st. jak Hillary i na prawicy jest człowiekiem środka.
2. Obama może i pomylił się co do prezydenta Kanady, za to Hillary powtórzyła kilka razy że w wyborach w Pakistanie jedynym kandydatem będzie Musharraf (o czym pisze na blogu Marcin Gadziński). Na dzisiaj chyba sytuacja w Pakistanie jest problemem dla USA i świata, a nie organizacja władzy wykonawczej w Kanadzie. Nie wiedzieć co się tam dzieje to wstyd i zagrożenie!!!
3. Co do doświadczenia Hillary: nie dyskutuję czy je ma czy nie ma. Ale przypomnę, że panowie Bush, Cheney i Rumsfeld zaliczali się do śmietanki „starych wyjadaczy” w Waszyngtonie, a w co w Iraku wpędzili Amerykę, widać jak na dłoni.
4. Uważam, że najważniejsza jest osobowość i brak chorego poczucia misji (vide G.W. Bush)- co w czasie prezydentury przełoży się na: nonkonformizm w wyborze doradców i kierowanie się zdrowym, chłopskim rozsądkiem. Dlatego (gdybym mógł głosować i był równocześnie D i R) skreśliłbym Gulianiego (często zmienia zdanie i mija się z prawdą) i Clinton (wg mnie pcha ją tylko żądza władzy), potem kandydatów mocno religijnych. Tak więc dla mnie idealna para to ludzie środka, tzn. niedoświadczony w polityce zagranicznej Obama v Mc Cain.
5. No i trochę naciągane porównanie. Najlepiej przygotowany prezydent XX w.? Nixon (w prawyborach teoretycznie najlepsza w tej kategorii: Hillary). Najgorzej przygotowany prezydent XX w.? Reagan (w prawyborach odpowiada mu Obama).
Ja nie twierdzę, że McCain to ?dobry wybór?, aż taki jastrząb ze mnie jest. Ale Jacobsky?ego pacyfistyczna tyrrada razi mnie, powiedzmy, brakiem realizmu. USA muszą robić jakieś plany batalistyczne. Dla postronnego widza są one szalone, ale niekoniecznie MAD – mutually assured destrustion – wg. której USA jest tak wystraszone siły przeciwnika, np., ZSRR, że nie podejmie się zaatakować pierwsze w obawie, że nie zniszczy całkowicie siły odwetowej przeciwnika. Takie plany tworzono i rozważano publicznie w czasach zimnej wojny, nie widzę powodu, aby tego w USA nie robić teraz w obliczu Iranu, który można próbować wystraszyć doktryną ataku uprzedzającego. Nie chowajmy głowy w piasku, takie są realia tego świata.
McCain stwierdził, że użyłby tej broni gdyby Iran zagrażał, ale jako krok ostateczny. Całkiem fair, jak mi się wydaje. Generalnie, w polityce zagranicznej USA są obecnie dwie teorie: Kissingera i Brzezińskiego (nazewnictwo w uproszczeniu). Brzeziński utrzymuje, że polityka USA zbytnio jest pod wpływem lobby żydowskiego i uzależniona od kaprysów Izraela. Brzeziński popiera Obamę, o ile się nie mylę. W popularnym przekonaniu, dla wyborców amerykańskich najważniejsza jest gospodarka ? tak, jakby prezydent miał wiele do powiedzenia. Chociaż obniżka podatków przeprowadzona przez JFK (rok 1961) przyniosła znaczne ożywienie i opóźniła zapewne krach doktryny neokeynesowskiej. Kolejna obniżka podatków i kilka innych posunięć za Reagan przyniosła najpierw recesję, a potem wiele lat prosperity. Teraz nie wydaje się, aby jakaś rewolucja nadciągała w zarządzaniu gospodarką USA. Badacze narzekają na rosnące rozwarstwienie dochodów, inni twierdzą, że jest ono warunkiem dynamiki, albo także konsekwencją zglobalizowanych czasów, w których żyjemy. McCain jest za redukcją deficytu budżetowego, dopiero potem dopuszcza możliwość obniżenia podatków. Wszyscy kandydaci w różnym stopniu twierdzą, że zamierzają zrobić dobrze ?working, middle class Americans?, cokolwiek to znaczy.
Ja nie spisywałbym jeszcze Ameryki na straty. Obecny kryzys jest niczym w porównaniu z tym, co przeżywa od lat gospodarka europejska, szczególnie Włoch, Francji, czy Niemiec. Obecne załamanie na rynku nieruchomości jest bez porównania łagodniejsze niż to co przeżywała Japonia, a na rynku kredytów jest raczej marginalne, wzniecone ogólną niepewnością i globalnymi napięciami. Ameryka jest nadal atrakcyjna, z dużą ilością talentów manadżerskich i dynamizmu. Istotnym wyzwaniem jest Azja, Chiny. Wątpię, aby Europa, choć jest bardzo sympatycznym kontynentem, mogła jemu podołać.
Nie mam opinii, który kandydat jest lepszy, który gorszy. Zauważyłem nawet, że w Kanadzie mało kto zawraca sobie głowę dywagowaniem, który/a z nich byłby najlepszy/a dla tego kraju (którym faktycznie nie rządzi prezydent, tylko premier, aktualnie na czele mniejszościowego rządu, oraz Królowa Brytyjska, :0 ).
Na dzień przed kolejnymi prawyborami w New Hampshire, czyli bardzo wcześnie w kampanii wyborczej, największe szanse daję trzem kandydatom, w kolejności szans:
1. McCain (najmocniejszy kandydat republikanow, bo Gulianiego chyba odrzuci religijne skrzydlo partii),
2. Clinton (oni nie poddadza sie tak latwo),
3. Obama (jesli przekona wieksza ilosc wyborcow i grup interesow, ze jest drugim JFK).
Sądze, że Mike Huckabee wkrótce odpadnie. Ale to tylko moje czyste wróżenie z porannych fusów.
Podglądam kampanię zza północnej granicy i ciekawa jestem, czym to się skończy – mam nieodparte wrażenie, że przyszedł czas na demokratów.
Joe Baiden jest za porządny na polityka, tu trzeba być trochę i k… i złodziejem, bo na tym polega polityka. Przez przypadek Ameryka raz miała prezydenta – porządny człowiek, ale marny polityk. To był Jimmy Carter.
Co do Iraku – po pierwsze i ostatnie primo, Amerykanie nigdy nie powinni tam wchodzić. Historia nie naucza. A Amerykanie lubią włazić do czyjegoś domu i robić porządek według siebie. Przypomnijcie sobie Wietnam. Nigdy, ale to nigdy nie wygra się takiej wojny. Amerykanie rozbabrali Irak bezpodstawnie i juz teraz słyszy się o rozliczaniu, i jak nic ktoś zostanie „pociągnięty za konsekwencje”. Przynajmniej w moralnym wymiarze.
A i jeszcze jedna uwaga – amerykańska polityką rządzi mamona. Chyba nikt nie ma wątpliwości w tym względzie?
I jeszcze coś – otóż przyszedł czas, żeby wcielić w życie hasło Billa Clintona w USA.
ECONOMY, STUPID!!!
Kto wie, czy Hilary, mimo chwilowych porażek, nie będzie do tego najlepsza. Ja jej dobrze życzę, choć mam swoje zastrzeżenia. A panowie, łącznie z naszym Redaktorem, boją się kobiety u sterów jak diabeł święconej wody. A cóż to, zarezerwowane dla portek stanowisko? My też nosimy portki, a Wam (poza Szkotami) w spódnicach nie bardzo wypada 🙂
Telegraphic Observer,
do tej pory, w ramach krajow tzw. klubu atomowego obowiazywala zasada, ze nikt nie uzyje broni jadrowej jako pierwszy. Kraje posiadajace lub podejzane o posiadanie broni jadrowej operuja wedlug zasady „wiedz, ze mam, i jesli mnie zaatakujesz i zechcesz mnie zniszczyc, to wiedz, ze ty rowniez zginiesz”. W ten sposob operuje np. Izrael. Za administracji Busha zerwano z ta zasada i otwarcie zarezerwowano sobie prawo uzycia broni jadrowej jako pierwszy, w celach atakow „prewencyjnych”. To dosc arbitralne podejscie moim zdaniem. Arbitralne i niebezpieczne.
Tu nie chodzi o plany i scenariusze batalistyczne, ale o zasade prowadzenia dzialan wojennych, popularnie zwana doktryna. To sa konkretne rozkazy operacyjne, a nie gry strategiczne, T.O. Nie sadze, zeby w XXI wieku straszenie kogokolwiek uzyciem broni jadrowej w sposob „prewencyjny” bylo uzasadnione politycznie i akceptowalne moralnie. Amerykanie maja wiele innych strodkow w swym arsenale, zeby dobrac sie komus do skory. Po co wiec wyciagac taaaakiego straszaka i tworzyc niebezpieczne precedensy ?
Pozdrawiam.
PS. pacyfistyczna tyrada tak samo dobra jak ekonomiczna 😉
Moje poczucie humoru ma się zupełnie dobrze i w dalszym ciągu sądzę że porównanie Condi do Nelly R. jest trafne, a nawet zabawne. Jarkacz myślał że Nelly osłabi PO i wzmocni PIS, a Cheney & Co myśleli że Condi przyniesie głosy „Black Americans” z Południa USA . Wprawdzie na Florydzie nie pomogło i Jeb B. musiał popychać kolanem, po czym pierwszy raz w historii USA słałszowano wybory prezydenckie, ale „było, minęło”.
Na kandydatach prezydenckich się nie znam, ale mam swoje sympatie i antypatie. Condi nigdy do nich nie należała, gdyż jest „pacynką” albo „paprotką”, a sama ma kwalifikacje na sekretarkę, ale nie stanu, tylko w biurze !
Najbardziej przekonujący post to wypowiedź Jacobsky-ego. Poprostu trafia w sedno.
Michelle Obama na Pierwsza Lady ! Malzonka sen. Obama wystapila z ciepla przemowa do wyborcow, w kontekscie wzajemnego zrozumienia z amerykanska hauswife, o trudach zycia „od wyplaty do wyplaty” i kreslac, bardzo taktownie, droge swego meza do Senatu. Mloda, bardzo ladna, prawnik jak Maz, mowila niezwykle skladnie i serdecznie o wspolnocie rodziny walczacej o lepszy byt z wyborczymi haslami swego Barack’a. A przyjeto ja z ogromnym aplauzem. Powtorzyla ciekawostke – ze Vice President Dick Cheyne okazuje sie byc ich kuzynem. Na tym zastopowala, ale przedtem mowila w jakiej biedzie oboje sie wychowali, jak im bylo trudno bez pieniedzy, jak niedawno splacili dopiero kredyty za studia, a wszystkim wiadomo, ze Vice President to krezus w kilku wielkich korporcjach. Smaczku dodaje, ze Kuzyn jest zacieklym republikaninem, a Pani Michelle z Malzonkiem dzialaja w obozie demokratycznym. Mnie ciekawi, jak Pan Redaktor zaszufladkuje w tym kontekscie Dicka Cheyne ? Jest polskie slowo ? To bylo wczoraj, a dzis – skoro juz przy paniach – Pani ex-prezydentowa, „zimna i wyrachowana Hilary” nie wytrzymala i potoczyla lzy rzesiste na kameralnym spotkaniu dam, zalac sie ze „to wszystko jest takie meczace, trudne i ja juz jestem zmeczona”. Niektorzy, jak sen. Edwards wzieli jej to za slabosc (jak ze to, przyszly prezydent i szlocha ?!) inni wspolczuja, a jeszcze inni kalkuluja, ze zagrala chcac zbalansowac swoj dotychczasowy wizerunek „zelaznej lady” a la Margaret Thatcher. Coreczka, po blamazu w Iowa, nie wystarczyla i Malzonek Bill zaczal wspolnie z Pania Senator mowic w jej kampanii. Jutro „zapasy” w New Hempshire, sie okaze. Bardzo przyspieszyl gubernator z Massachusetts Mitt Romney, ktory kreci te kampanie za wlasne ciezko zarobione pieniadze. Datkow nie zbiera. Stac go. Slynny z tego, ze uratowal Igrzyska Olimpijskie od bankructwa wlasnym kapitalem i zmodernizowal (podobno bardzo dobrze) system opieki zdrowotnej w swoim stanie. Bardzo przekonywajaco mowi, ze prezydent musi byc dobrym menadzerem – umiec dobierac i kierowac ludzmi. Dzis, obalajac zarzuty o niekompetencje w sprawach zagranicznych, odbyl town hall meeting na temat zagrozen; od Afganistanu i Pakistanu, przez Koree, Iraque do Israela, wykazujac sie dobra znajomoscia problematyki. Romney jest elegancki, przystojny, „telewizyjny”, mowi czytelnie, przekonywajaco, bardzo swobodny i moze zyskac sympatie wielu osob. „Stary Budrys trzech synow…” – Romney podobnie – Pieciu synow, 25 -32, wywiodl do boju i zapuscil (razem z zonami)w miejsca, gdzie prawybory maja sie odbywac. Wszyscy wysocy, przystojni, elokwentni jak tata, pojechali grzac atmosfere. Senator John Mc Cain („podstarzaly weteran” wg Pana Redaktora) nie jest taki zramolaly skoro odbywa po kilka spotkan wyborczych kazdego dnia, a swoim bezposrednim zrownowazonym podejsciem do problemow zyskuje coraz wieksza popularnosc (w Iowa byl drugi, przed Pania Clinton). W obliczu trwajacej wojny i stalego zagrozenia, ma zdecydowana sympatie wyborcow; senator od chyba 17 lat, byly dowodca squadronu lotnictwa morskiego, zestrzelony nad Hanoi, odmowil przyjac wolnosc od Vietnamczykow (ojciec byl admiralem we flocie) poniewaz jego koledzy- piloci pozostali by sami. Wyszedl razem z nimi. Pokancerowany, zbity, torturowany przez kilka lat, nie moze uniesc obu rak wyzej poziomu twarzy. To kogo Amerykanie maja kochac, jak nie jego ? W roku 2000 Sen. Mc Caine wygral prawybory w New Hempshire „w cuglach”, liczy na powtorke. Fizyczne cierpienia swoich klientow przytaszczyl do kampanii pan Senator John Edwards: slynny z wielu wygranych procesow przeciw duzym korporacjom (zawsze w obronie pokrzywdzonych)adwokat prezentuje razem z zona tragiczne przypadki, gdzie firmy ubezpieczeniowe odmowily pomocy siedemnastoletniej (chyba leukemia) dziewczynie, lub mezczyznie, ktory przez 51 lat nie mogl mowic. Niestety, dziewczyna zmarla, ale jej rodzina swiadczyla na rzecz mecenasa na wyborczym wiecu. Sen. John Edwards – moja osobista sympatia, bo mowi z pieknym spiewnym akcentem z South Carolina, jak inny adwokat, pulkownik Air Force, Senator Lindsey Graham, ktory (jeszcze jako kapitan Air Force) pieknie, z sercem bronil pulkownika Olivier North przed komisja senacka w sprawie Iran – Contra, kiedy ten, jak prawdziwy zolnierz „podlozyl sie” za naszego „Ronnie”, co mial ataki amnezjii… Dzis Senator Edwards agituje przy wspoludziale zony, za ktora wszyscy sie modla i ktora podziwiaja, jak walczy z brest molignen.
Poza spectrum ludzi i charakterow kampania daje przeglad najwazniejszych problemow kraju: terroryzm, nielegalna imigracja, kryzys paliwowy, zanieczyszczenie srodowiska itd. Jest ich chyba ze dwadziescia, a wszyscy kandydaci proponuja inne remedy i wlasne talenta. I tak bedzie trwalo do listopada. A potem bedziemy patrzec kto jakich obietnic nie dotrzymal. Jak co cztery lata. W sumie nic ciekawego – to tylko Ameryka…
Poprawka: Cheney.
G.Okon 4.23
Czy ty wogóle wiesz co to jest ortografia ? Ani po polsku, ani po angielsku nie potrafisz napisać poprawnie ani jednego zdania. Takiego „pidgin inglisz” to nawet nie da się podrobić ! Gdzie się tego nauczyłeś ? Na Jamaica Island ?
Najgorsze jest to, że przez te „byki” nie da się zrozumieć o co ci chodzi !
Jakos nikt, z tak zywo dyskutujacych o przyszlej prezydenturze USA, nie zwraca uwagi na wage jaka ma problematyka Rosyjska i ewentualne zagrozenie jakie wynikalo by dla Europy i dla USA gdyby przyszly prezydent i jego polityczne srodowisko nie bylo na te problematyke uwrazliwione???
G.Okon. Jesteś ekspertem od spraw amerykańskich, co w przeciwieństwie do Szostkiewiecza udawadniasz od kilku dni. Proszę postaraj sie wyjaśnić, czy w odbiorze świata lub samych amerykanów wybór któregokolwiek z pojawiających się kandydatów będzie cokolwiek znaczył? Czy rzeczywistego wyboru nie dokona tzw kompleks militarno-przemysłowy lub imperium medialne Murdocha z TV Fox na czele?
Demos (gr.) =lud
Demokracja ludowa – maslo maslane
Mr. Jacobsky,
Jestem przywiązany do starych wyrazów (batalistyka, uderzenie wyprzedzające), ale skoro musi być doktryna to niech będzie, skoro taka popularna 🙂
Wydaje mi się, że Ameryka całkiem naturalnie poczuła się zagrożona po ataku 9-11 i ich administratorzy zabrali się do produkowania zupełnie nowych doktryn. Najpierw prezydent wyraźnie stwierdził, że Iran jest krajem zła (w odróżnieniu od imperium, które w międzyczasie się rozpadło). Czy mogłaby Ameryka pozwolić na to, aby jakiś kraj ją pierwszy zaatakował (imperium to było co innego), a potem w odwecie Ameryka ten kraj zniwelowała? Mam wrażenie, że Ameryka w swym stanie błogiej, codziennej szczęśliwości czuje się jednak otoczona – co, jako konstatacja, nie jest wcale odkrywcza. Oto z północy napływają zimne, kanadyjskie wiatry i fale arktycznego powietrza, które zmieszane z nasączonymi ogromną ilością wilgoci układami znad Pacyfiku przynoszą jej ulewy i śnieżyce, od południa – wiadomo – tabuny nielegalnych i tanich imigrantów z Meksyku, już nie wspomnę o islamistach-radykałach grożących im ze wschodu. Dwa miesiące temu odwiedziłem przepiękny stan Arizona, skąd pochodził słynny senator Barry Goldwater, który w 1964 roku przegrał sromotnie z L.B. Johnsonem – konserwatywny republikanin, wcale nie różnił się poglądami i programem od Reagana, czy McCain’a (też senator z Arizony), ale wtedy nie miał on szans na prezydenturę. Wtedy baby-boomers byli zachłyśnięci wolną miłością , liberalizmem i keynesowską doktryną ekonomiczną. Dziś robią co innego, chodzą regularnie do kościoła, czy to babtystów, episkopalnego, czy katolickiego; i myślą inaczej, stosownie do wieku. A w Ameryce baby-boomers to znaczące lobby, rodziło się ich po pięcioro i więcej w powojennych rodzinach. Inne wyraziste lobby oczywiście jest żydowskie. Reszta jest rozproszona, załatwiają swoje doraźne interesy z sentorami, prezydent jest na ogół ponad to. Czasem pojawiają się złudne nadzieje, np. gdy Bush był przeciwko ochronie środowiska, to popierali go górnicy z Zach. Wirginii, teraz McCain’a mogą kochać miliony żyjące z budżetu Dept. Obrony (popularnie mówi się Pentagon). Otóż w Arizonie jest cała masa check-points. Pędzisz sobie szosą 55 albo 65 mil na godzinę (oficjalnie), a tu nagle kolejne znaki ograniczenia szybkości: 35, 25, 15, itd. Zatrzymujesz się na chwilę, przez szybę agent federalny cię obejrzy i sprawdzi, czy nie wyglądasz na przemytnika meksykanów i zaraz jedziesz dalej. Nawet przy dojeździe do słynnej tamy Hoovera na rzece Kolorado, na granicy z Nevadą (loty z i do T.O. miałem przez Las Vegas) jest check-point, wielkie ciężarówy nie mają wstępu, a przyczepy kampingowe są przeszukiwane, jak mi się zdaje. Wyobrażasz sobie, świat zmienił się 11 września. A doktryny wraz z nim.
Pozdrowienia
T.O.
p.s. Między tyradą pacyfistyczną a tyradą ekonomiczną jest przepaścista różnica. Na pacyfiźmie znają się wszyscy, jest to coś naturalnego, jeśli nie wyssanego z mlekiem matki, to wyuczonego od ojca, więc taka tyrada jest łatwa. Z ekonomią jest o wiele trudniej, ekonomia wydaje się być niemożliwą do przyjęcia perspektywą spoglądania na życie, a przecież już Arystoteles badał te sprawy, nawet św. Tomasz Akwinita miał w tej dziedzinie wiele do powiedzenia.
Tu nie chodzi o to, kto jest bardziej w sedno, a kto mniej. Kazdy z poruszanych tematow jest wazny, zarowno ekonomia, jak i polityka miedzynarodowa czy sprawy wewnetrzne (USA i stosunki z sasiadami). Wyglada na to, ze w dziele globalizacji dotarlismy do etapu, kiedy wybor prezydenta w jednym kraju moze bezsprzecznie wplynac na losy praktycznie rzecz biorac calego swiata.
Czy nalezy sie z tego cieszyc ? Moim zdaniem nie nalezy. Jednobiegunowy swiat niesie w sobie wiecej zagrozen niz pozytkow. Jednym z zagrozen jest hegemonia, do ktorej prawo uzurpuje sobie obecna administracja, ubierajac swoje zapedy w okreslenia typu „przywodztwo w globalnej wojnie z terroryzmem”, tkwiac uwiazanym do obecnego modelu rozwoju ekonomicznego i faworyzujac interesy gospodarki amerykanskiej, interesy zamaskowane w dogamtyzmie ekonomicznym godnym dogmatow KK (wiem wiem, pewnie oberwie mi sie za to, ale nie jestem wyznawca ekonomizmu), czy tez arbitralnie szufladkujac kraje, lub nawet poszczegolne grupy polityczne wedlug wlasnego upodobania, co w wydaniu amerykanskim oznacza: bez ladu i bez skladu, ad hoc i bez myslenia o konsekwencjach takich dzialan. Przyklady mozna mnozyc.
To dotyka nas wszystkich i z wyborow na wybory kwestia tego, kto ma rzadzic w dzisiejszym Rzymie wchodzi coraz bardziej sfere zywotnych interesow nas wszystkich. W tym sensie kazdy z powyzszych komentarzy strafia w sedno. A przynajmniej w jedno z nich.
Pozdrawiam.
A ja doskonale rozumiem, co G.Okon chce powiedziec. Na wszelki wypadek sprawdzam w Wikipedii po angielsku 😉
Faktycznie, moglby Okon poprawniej spelowac nazwe stanu, w ktorym dzisiaj odbywaja sie primeries, ale pisownia nazw stanow nie jest prosta, szczegolnie te podwojne litery: Mississippi, Tennessee, Massachusetts. Okon ma swoisty styl, zapozyczony od Hemingway’a: telegraficzny, zwiezly, wypelniony informacjami, a czytelnik ma sam sobie wyobrazic sytuacje i wyrobic opinie, po wnikliwej refleksji. Nic nie ma za darmo. Pelna wolnosc pogladow.
Jeszczy gdyby nam G.Okon wyjasnil, co to jest push poll i jak GW Bush (podobno) nieuczciwie wykolegowal McCain’a w Pld. Karolinie 8 lat temu, to bylaby pelnia szczescia. A wyrokami Jean Paula nie przejmowal bym sie zbytnio. Przeciez trzeba odrozniac opinie od faktow. Ja na przyklad chcialbym, aby prezydentem USA zostal Jimi Hendrix – mlody, blyskotliwy, ma wiele do powiedzenia, nie upaprany w Irak i inne afery, ale on juz nie zyje. Bo Jacka Kerouaca juz skreslilem, jak dojechal do Kalifornii, to zupelnie nie moglem sie zorientowac, o co mu chodzi.
P. Clinton potorzyla wyczyn Howarda Deana, ktory w poprzedniej kampanii przedwyborczej wystartowal do przodu z podobnym impetem. Dla mnie, mieszkajacego w Kanadzie, ale pracujacego w Stanach wybor Hillary bylby powtorzeniem G.W. Busha, tylko w innym odcieniu. Przynajmniej w polityce zagranicznej.To samo dotyczy prawie wszystkich kandydatow po stronie republikanskiej. Czy Ameryka boi sie Obamy? Zalezy, ktora Ameryka. Obama jest wyksztalcony, elokwentny, bez „wicie-rozumicie” p. Clinton, z idealistyczna wizja swiata. Tym apeluje do Ameryki mlodej, tej ponizej 45 roku zycia, do ktorej nie dociera Hillary. Mloda Ameryka potrzebuje spokoju na swiecie, afirmacji innych cywilizacji i prosperity. Tylko small town in Texas i panowie z AIPAC chca nowej wojny, tym razem z Iranem. I oni zaglosuja na M. Romneya, J. McCaina lub ewentualnie, Hillary Clinton. Jedynym minusem Obamy jest kolor jego skory.
Bardzo ważną sprawą zaakcentował Jakobsky, mianowicie, złamanie zasady, o nieużywaniu broni jądrowej, przez żaden kraj, który ją posiada, jako pierwszy.
Jawna deklaracja o możliwości „prewencyjnego” użycia tej broni, do polityczna głupota.
Od starożytnego Rzymu ,elementarną zasadą było, trzymanie w najgłębszej tajemnicy przed ewentualnym wrogiem, narzędzi, którymi chciało się takiemu „dowalić”.
Pisali wprost-„Tylko debil popałnia taką głupotę”.Potencjalni rywale już wiedzą przed kim, i przed czym, trzeba się skutecznie asekurować.
dana 1, słusznie wspomina o Rosji. Rosja , skutecznie odbudowuje dawną pozycję,i coraz bardziej będzie stawała się autentycznym graczem w skali globu. Sama, będzie ciągle zbyt słaba, ale dobra gra w sojusze, m.in. dzięki doskonałej pozycji surowcowej/nie tylko ropa i gaz/ będzie coraz ważniejsza. Niepostrzeżenie, interesy Rosji i USA stają się zbieżne. Trochę się „pomacają” w sprawie tarczy, ale ogólna sytuacja, będzie ich szybko zbliżać do siebie. Prymitywny pragmatyzm USA/szmal ponad wszystko/ to pięta Achillesowa, z której Rosja sporo uzyska, być możwe nawet dostanie marniejącą Europę na „przekąskę”.
Bezwzględnie mocarstwowa polityka Chin, będzie najlepszym mediatorem w balansie USA -Rosja.
Kończąc w takim trochę drapieżnym tonie , powiem, że bez bawienia się w niuanse, prezydentem USA zostanie Obama, bo jest beznadziejnie słaby , może być tylko figurantem dla rzeczywistych władców Ameryki. Jeśli prezydentem zostanie Obama, to za jego prezydentury na 100% wybuchnie wojna jądrowa. Condi Rice, pomimo ,że pochodzi z nieporównywalnie bogatszej rodziny niż Obama, za stanowisko, musiała „płacić” bezwarunkową lojalnością.
Pozdrawiam,Eddie
Telegraphic Observer,
wiem, ze czasy sie zmienily. Ale nie na tyle, zeby wymachiwac na oslep atomowa maczuga.
Wybacz, ale wydaje mi sie, ze na ekonomii rowniez znaja sie wszyscy. Wszyscy, ktorzy wiedza ile to jest 2+2, i ile to jest 2-2. Sadzac po eksperymentach, jakie robi sie z ekonomia, po mnogosci modeli i teorii, oraz po ich zgodnosci z praktyka moze sie wydawac, ze na ekonomii „zna sie” ciagle za duzo osob. Mozna napisac tyrade o ekonomii nie majac zielonego pojecia o tej dziedzinie. Wystarczy poczytac kilku klasykow czy posluchac kilku politykow zajmujacych sie ekonomia. Sadzac po tym, jak latwo ludzie sobie skacza do gardel moze sie wydawac, ze – wbrew temu, co twierdzisz – nie wszyscy znaja sie na pacyfizmie. Jesli posluchac tego, co wygaduja chlopaki z neokonu, to pojecie pacyfzimu jest dla nich tak abstrakcyjne jak gwiazdy dla korniszona.
Ale byc moze te same chlopaki znaja sie lepiej na ekonomii. W koncu od 8 niemal lat obowiazuje zasada, ze co dobre dla Haliburtonu czy dla Chevronu musi byc dobre dla Ameryki…
Pozdrawiam.
Szanowny Panie Redaktorze!
Bardzo szanuje Pana prace, doswiadczenie, a juz na pewno nie zamierzam kwestionowac Pana opinii na temat sytuacji w Stanach. I dlatego troche mi przykro, ze tak lekko odrzuca Pan uwagi blogowiczow na temat jezyka i takich terminow jak „Murzyn” i „kolorowi.” Tez jestem filologiem polonistka. Poza tym jestem amerykanistka, ktora szczegolnie interesuja kwestie jezykowe, z czego aktualnie sie doksztalcam po drugiej stronie Atlantyku i zawsze mialam nadzieje, ze to wlasnie tacy ludzie jak Pan pomoga w uswiadomieniu spoleczenstwu, ze jednak jest cos obrazliwego w terminie „Murzyn”, a juz na pewno jest cos bardzo lekcewazacego w terminie „kolorowi”.
Pisze Pan „Tak mogą myśleć ci, którzy nie znają historii i literatury naszego języka, za to importują do Polski bezrefleksyjnie obce trendy” – nie jestem ekspertem, ale troszke tej literatury czytalam. I chyba dosc mocno zastanawiam sie nad jezykiem. Tutaj nie chodzi o bezrefleksyjne sprowadzanie do Polski obcych trendow. Tutaj chodzi o to, ze jezyk zyje wlasnym zyciem i ze sie zmienia i literatura juz nie broni takich terminow jak „Murzyn”. Bo kto to jest Murzyn? I prosze mi nie cytowac definicji ze slownikow, tylko ja sie na serio zastanawiam nad znaczeniem tego slowa w kontekscie wspolczesnego swiata i po prostu nie wiem. Bo czy „Murzyn” to czarny obywatel kraju afrykanskiego, czy Stanow Zjednoczonych? Sama czytalam w szkole „Murzynka Bambo” i dopiero kilkanascie lat pozniej, na studiach, pewien madry profesor uswiadomil mi, jak bardzo ten tekst wplynal na moje myslenie, kim jest ten Murzynek Bambo i jak moi rowiesnicy i ja bezmyslnie uzywamy tego terminu. Tutaj nie chodzi o polityczna poprawnosc, tylko zmiany, ktore musza zachodzic w swiecie i jezyku. Zna Pan Stany, nie musze Panu mowic, jak rasistowski to kraj i jak bardzo wazne byly i sa takie „male” zmiany jezykowe. I mysle, ze w Polsce tez by sie one przydaly. Slowa „kolorowi” nawet nie bede analizowac, bo zajelo by to zbyt wiele czasu i miejsca. Ale jednak ta perspektwa, ze sa „biali” i „kolorowi” wiele mowi o tym, jak swiat jest urzadzony i kto wymysla takie kategorie. I kto wciaz ma niezachwiana wladze nad jezykiem.
Pozdrawiam serdecznie,
Marta
telegraphic observer
Wolontariusze Busha dzwonili do wyborcow pytajac czy fakt, ze Mc Cain wychowuje czarne dziecko z nieprawego loza sklania ich do glosowania na Mc Cain – czy tez dziala odstreczajaco ? Mc Cain adpoptowal czarna dziewczynke z Bangladesz. W South Carolina przegral. Media nazwaly chwyt menadzerow Busha „push pool”.