Wojna w Arktyce

O Polsce następnym razem. Mam nadzieję, że odpowiedzialność za sprawy Barbary Blidy i CBA i ataków na Trybunał Konstytucyjny zostanie ustalona i ukarana, reszta to zgiełk medialny.

Teraz o Rosji: znów miesza, tym razem w odmętach Morza Arktycznego. Jest to oczywiście spójne z programem Putina odbudowy dumy Rosjan z własnego państwa: proszę bardzo, spuściliśmy batyskaf 4 km w głąb morza i wbili flagę  Federacji w dno niczym Amerykanie swój gwiaździsty sztandar w Księżyc. (kto pamięta, że jak trzeba było ratować sosyjskie atomowe łodzie podowdne, to batyskafu nie było, albo pożyczyli Brytyjczycy?). Tylko że Księżyc i kosmos mocą porozumień międzynarodowych jest eksterytorialny, nie należy i ma nie należeć do żadnej ziemskiej potęgi.

Z Arktyką jest tak, że według prawa międzynarodowego rządzi nią tak zwana zasada sektorów, w świetle której gest z batyskafem i flagą jest co najmniej wysoce kontrowersyjny, jeśli wręcz nie prowokacyjny. W tym sensie, że Rosja prowokuje arktycznych sąsiadów do podobnych aktów ,,obsikiwania” własności.

Premier Kanady świetnie to nazwał: Rosji coś się pomyliło, zachowuje się tak jak mocarstwa Europy ale w XV, XVI czy XVII w., kiedy wbijały one swoje sztandary na odkrytych wyspach i lądach, przejmując je automatycznie na własność. Tylko że ta epoka (kolonialna!) już się skończyła. Nawet Amerykanie przestali szturmować nielubiane przez siebie państwa dla samego twardego podboju jak w XIX wieku (Irak potwierdza regułę).

Za słowami poszły czyny: Kanada zapowiada nasilenie obecności wojskowej w Arktyce, podobne sygnały wysyła maleńka Dania, jednak członek NATO i właściciel ogromnej Grenlandii.

Czy z tego będzie wojna? Pewno nie, ale to kolejna lekcja pokory dla guru od polityki światowej. Prorokowano, że wojny XXI wieku to będą przede wszystkim wojny o wodę, o dostęp do wody i  energii, a tymczasem mamy wojny ideologiczne (wojna z islamistami), w których element energetyczny jest rzeczywiście obecny, ale moim zdaniem nie dominujący (a na pewno nie z perspektywy Osamy i jego bojowców) i klasyczne wojny o granice. Konflikt w Arktyce byłby połączeniem jednego i drugiego: chodzi oczywiście o gaz i ropę na dnie morza (do których dostęp ułatwi globalna zmiana klimatu), ale i o terytorium.

PS. Torlin , Qba – ja wiem, że to chwyt retoryczny, ale odpowiem serio: nie, współczesny Kościół pożegnał się z ideą ,,władzy od Boga” i sojuszu ołtarza z tronem, jeśli w praktyce (np. w Polsce) nie bardzo to widać, to proszę pamiętać, że ta ,,rewolucja kopernikańska” w społecznej myśli Kościoła rzymskiego ma ledwo pół wieku, jak długo wypadały totalitarne kły części światowej lewicy? Szestow1” – dalej się nie rozumiemy, Kościołem rządzi zasada hierarchii, a nie demokracji. Rydzyk nie jest przejawem demokracji w Kościele, tylko tym, co język kościelny nazywa ,,zgorszeniem” – swymi politycznymi wypowiedziami i akcjami oraz oddaniem anteny ludziom, których bluzgi mogą się mieścić w normie USA, ale nie mieszczą się w normie Europy i posoborowego Kościoła Rydzyk umacnia i szerzy w świecie stereotyp (polskiego) katolicyzmu jako siedliska ciemnoty, fanatyzmu, chciwości władzy i pieniądza – dokładnie taki jaki wyznaje część stałych gości na blogu. Za to dziękuję za wspisy: norymberdze, gogo, Kurtowi Wagnerowi, magrudowi i Jacobsky’emu za słuszne wyjaśnienia w sprawie teologii na uniwersytetach, dodam (a propos wpisu mkj), że wbrew pozorom Kościół w Polsce wcale nie kwapi się  do tworzenia wydziałów teologii na naszych uczelniach, z obawy, że kontakt z laickim światem akademickim teologom zaszkodzi, bo wystawi ich wiarę czy myślenie na ciężką próbę. A przecież właśnie dlatego warto, by teologii nie izolować od uniwersytetu!