Polityka pomników

Zadymy w Tallinie nie wyglądają na pokojowe manifestacje mniejszości rosyjskiej w obronie należnych jej praw. Nie wiem, czy stoją za nimi rosyjskie służby specjalne, choć po ostatniej zimnowojennej mowie Putina i to nie wykluczone. Nie wiem, w jakiej proporcji wymieszały się w Tallinie zamieszki o podłożu polityczno-etnicznym z zwykłym wandalizmem. Chuligani, rabusie i kryminaliści coraz częściej podszywają się pod demonstrancje polityczne – w całej Europie (ostatnio w Budapeszcie, wcześniej w Paryżu i innych miastach z dużymi skupiskami bezrobotnej młodzieży).

Ale w Tallinie pretekst był jasny: usunięcie pomnika żołnierza radzieckiego. Musiał trafić na podatny grunt. Potężna mniejszość Rosjan w Estonii czuje się pewno gorzej niż młodzi bezrobotni Arabowie we Francji. Byli u siebie, w Kraju Rad, a teraz są w niepodległej republice, a niektórzy nawet nie znają estońskiego i nie mogą wobec tego otrzymać estońskiego obywatelstwa. Oni lub ich rodzice trafili do Estonii w ramach sowieckiej akcji migracyjno-kolonizacyjnej. Do głowy im nie przyszło, że z przedstawicieli dominującego w ZSSR żywiołu rosyjskiego zamienią się w podejrzaną mniejszość.

Trzy lata po wstąpieniu do UE Estonia musiała się już poczuć na tyle mocna, że postanowiła nie oglądać się na te nastroje sporej części społeczeństwa. Okazało się, że na tę politykę historyczną, politykę usuwania pomników i grobów żołnierzy radzieckich, wciąż może być jeszcze nie pora. Z tego co wiem, władze estońskie zadbały, żeby pomnik i groby usunąć w sposób cywilizowany, a jednak nie wyszło to godnie. Nie wiem, jak wielkie jest poparcie Estończyków dla usuwania pomników Armii Czerwonej i innych symboli epoki sowieckiej. Zapewne duże, jak w innych krajach po-komunistycznych. Estonia bardzo ucierpiała pod rządami Moskwy. Jej pierwszy prezydent zmarł w sowieckim szpitalu psychiatrycznym już po śmierci Stalina. Ale czy współczesna rosyjska mniejszość w Estonii ma się za to czuć odpowiedzialna? Czy polityka pomników pomoże tym Rosjanom zintegrować się z dzisiejszą estońską większością? Wątpię.

W Afryce Południowej po dojściu do władzy czarnej mniejszości nie zburzono, o ile wiem, pomników białych kolonizatorów i nie zmieniono nazw ulic z ich nazwiskami. Uznano, że to część historii tej ziemi, choć dla czarnych ci biali wojskowi i dygnitarze jawili się jako okupanci, a stworzone przez nich państwo – jako system poniżenia i ucisku. Dokładnie tak jak na system radziecki patrzyły miliony obywateli Europy środkowo-wschodniej. A mimo to w Republice Południowej Afryki powstała Komisja Prawdy i Pojednania, a nie powstała polityka pomników. Dlaczego? Może to jeszcze jeden dowód wyższości systemu anglosaskiego nad systemem rad?

PS. Polski Komitet Katyński wezwał do usunięcia u nas pomników radzieckich. Ale przecież chyba wszystkie rzucające się w oczy zostały już usunięte? Straciłem w Katyniu stryja, porucznika rezerwy Leona Szostkiewicza, ale nie tracę nadziei, że kiedyś obu naszym krajom uda się prawdziwie pojednać. Nie mamy przecież jak mają w Estonii sfrustrowanej rosyjskiej mniejszości, a w Rosji nie ma znaczącej mniejszości polskiej. W obu krajach mamy za to, niestety, sfrustrowanych polityków gotowych grać kartą antypolską i antyrosyjską.