Dewiza ks. Czajkowskiego

Kiedy piszę te słowa, wiadomo już, że ks. Michał Czajkowski po rozmowie z przedstawicielami redakcji ustąpił z funkcji asystenta kościelnego miesięcznika „Więź”.

Teczka ks. Czajkowskiego w IPN ma zostać zbadana z udziałem osób z „Więzi”, a w lipcu wydane zostanie oświadczenie o wyniku tych badań. Czekam. Nie udało mi się dodzwonić do ks. Czajkowskiego. Ale co bym mu powiedział, gdyby odebrał telefon? Wiem od kogoś, kto się dodzwonił, że po kilku ciepłych słowach od telefonującego połączenie zostało przerwane. Wszystkie znaki wskazują, że jest źle.

Ale czekam. Czekam i czytam notę o ks. Michale w leksykonie „Kto jest kim w Kościele”. Kilkanaście zdań opisuje długie i bogate kapłańskie i naukowe życie księdza. Studia w latach 1953-1966. Wikary w Oleśnicy Śląskiej 1958-59. Wykładowca we Wrocławiu 1967-1972. Proboszcz w Zgorzelcu 1972-76. Od 1976 wykładowca Akademii Teologii Katolickiej. Ulubione lektury: „teksty (i gesty!) Jana Pawła II”, wspomnienia z łagrów i getta, Biblia, liturgia. Dewiza: Pan Bóg wygrywa nasze przegrane.

Jak inaczej się teraz czyta te suche informacje. Ilu kryje się za nimi ludzi, których drogi przecięły się z drogą ks. Czajkowskiego. Co dziś myślą, czytając te same doniesienia, które ja czytam? Jakie przypominają sobie rozmowy i zdarzenia? Ta dewiza – czy ona też może mieć jakieś drugie dno? Myślę też o felietonie Pawła Lisickiego w „Dzienniku”. Nie tak napastliwym w tonie, jak niektóre teksty w tej samej gazecie. Ale też bezlitosnym. Lisickiemu nie podoba się, że „środowiskowa więź jest dla wielu obrońców księdza [Czajkowskiego] ważniejsza niż szacunek dla prawdy i uznanie dla elementarnego porządku moralnego (…) I tak na ołtarzu dobrych stosunków i przyjaźni z księdzem Czajkowskim poświęcają pamięć tych, których zdradzono i wydano w ręce bezpieki”.

Myślę, że teza Lisickiego jest insynuacją. Skąd wie, co się dzieje w sumieniach ludzi, których w ten sposób dezawuuje, zarzucając im pychę i urażoną dumę? Dlaczego mieliby uznać winę przyjaciela, nim poznali całą prawdę? I skąd Lisicki wie, że myśląc o ks. Czajkowskim, nie myślą jednocześnie o tych, których mógł on skrzywdzić? Od autora subtelnych esejów oczekiwałbym większej przenikliwości: że może być tak, iż ci, których piętnuje, cierpią z obu powodów – przegranej przyjaciela i krzywdy, którą mógł zadać innym ludziom. Przyjaźń jest rodzajem dobrowolnej więzi między ludźmi.

Uznanie ładu moralnego, którego domaga się Lisicki, należy do innego porządku. Nie przyjaźnimy się z innymi akurat dlatego, że uznają „elementarny porządek moralny”. Mogę ten porządek uznawać, a mimo to współczuć przyjacielowi, który przegrał moralnie i tym, którzy wskutek tego ucierpieli. Nie odrzucam wtedy zasad etycznych, nie pobłażam mu, ani nie pogardzam skrzywdzonymi przez niego, odrzucam natomiast postawę inkwizytora uzurpującego sobie kompetencje, których mu nie przyznano. Kto tu mówi o pysze?