Pozwany Andrzej Duda

Rzecz bez precedensu. Organizacja walcząca z rasizmem i nienawiścią do „obcych” w przestrzeni publicznej skutecznie pozwała prezydenta Andrzeja Dudę za znieważenie obywateli polskich, którzy obejrzeli film „Zielona granica” Agnieszki Holland.

Warszawski Sąd Okręgowy przyjął pozew Ośrodka Monitorowania Zachowań Rasistowskich i Ksenofobicznych i wyznaczył termin rozprawy na 24 października przyszłego roku. Duda nie będzie już wtedy głową państwa, tylko obywatelem z przysługującym mu, jak wszystkim, prawem do uczciwego procesu. Stać go na sprawnych obrońców, którzy zrobią wszystko, by został uniewinniony lub żeby sprawa została umorzona.

Pewności jednak mieć nie może. Wiele zależy od tego, czy sąd uzna wypowiedź publiczną (dla TVP pod kontrolą pisowską za „tylko” komentarz do cytatu – tak od razu bronił się przed krytykami swojej wypowiedzi Duda), czy jednak za słowa naruszające dobra osobiste osób, do których cytat się odnosił. Prezydent zacytował w swej krytycznej względem filmu wypowiedzi słowa, które miał usłyszeć od urażonych filmem funkcjonariuszy Straży Granicznej, że „tylko świnie siedzą w kinie”.

Tak podczas okupacji hitlerowskiej określano w środowiskach patriotycznych ludzi chodzących wówczas do kina. Ciekawe, czy na rozprawę stawią się jako świadkowie ci funkcjonariusze i potwierdzą, że rzeczywiście tak mówili o widzach nagradzanego filmu Holland. Bo znieważenie wydaje się oczywiste. Nie żyjemy pod okupacją, powstają u nas filmy o różnej wymowie, ich twórcy mają różne sympatie polityczne i ideowe, a każdy mieszkaniec Polski ma prawo chodzić do kina, na jakie chce.

Najbardziej dotkliwą karą dla Dudy – o ile sąd ją zasądzi – może być nakaz zamieszczenia w mediach przeprosin za zniesławienie.

W reakcji na wiadomość o przyjęciu pozwu Jan Żaryn powiedział, że „sąd wpadł w pułapkę zastawioną przez tę organizacyjkę i poszedł jej tropem”. To parafraza słów prezesa Kaczyńskiego o aferze wizowej, że żadnej afery nie było, najwyżej „aferka”. Tyle że Ośrodek ma na koncie sukcesy: zgodę Parlamentu Europejskiego na procedowanie wniosku o pozbawienie immunitetu czworga deputowanych PiS (Kempy, Mazurek, Poręby, Jakiego) za „przestępstwa rasistowskie” – polskie prawo zakazuje nawoływania do rasizmu – czy wyrok skazujący na nacjonalistów z ONR, którzy w Białymstoku w 2016 r. nawoływali publicznie do mordowania Żydów.

Pierwszą rozprawę będzie można oglądać w internecie. Obrońcy prawdopodobnie będą podważać wiarygodność Ośrodka, przywołując sprawę jego współzałożyciela Rafała Gawła. Obecnie przebywa w Norwegii, gdzie uzyskał azyl polityczny mimo skazania go przez polski sąd za defraudacje finansowe. Było to w 2020 r., kiedy „deforma” wymiaru sprawiedliwości za ministra Ziobry wystarczała, by norweski sąd uznał – słusznie lub nie – prośbę za uzasadnioną. Trafiły doń argumenty, że polskie sądy za Ziobry działały pod presją polityczną, a Ośrodek podpadł resortowi politycznie, bo patrzył władzy pisowskiej na ręce. Ale to odrębny temat, niezwiązany prawniczo z obecnym pozwem.

Ostatnie miesiące prezydentury Dudy przypominają jazdę kolejką w parku rozrywki. Od ściany do ściany: raz chwali Tuska i jego rząd w sprawie walki z powodzią, chwilę potem fotografuje się z prorosyjskimi liderami na urodzinach byłego prezydenta Czech, populisty. Przyjął zaproszenie i wziął udział, mimo że resort Radosława Sikorskiego mu to odradzał. To naturalnie tylko niektóre przykłady politycznego ADHD odchodzącego prezydenta. Ktoś powie, że to błahostki, ale w państwie prawa błahostki z udziałem prezydenta nie są błahostkami. Wystawiają mu świadectwo tak samo jak grube naruszenia prawa z jego udziałem.