Francja nie dla Le Pen

Zaledwie trzy dni dzielą wygraną lewicy brytyjskiej od wygranej lewicy francuskiej w wyborach parlamentarnych. Oczywiście lewica laburzystowska to nie zmontowany doraźnie front ludowy we Francji. Inna historia, inny ustrój. Ale nastroje tu i tu podobne: niepewności, niepokoju, konfuzji w odniesieniu do przyszłości.

W Brytanii zmęczenie społeczeństwa długimi rządami konserwatystów, we Francji strach przed skrajną prawicą. Czego złego by nie powiedzieć o torysach, w jednej ważnej dla całej Europy sprawie – napaści Rosji na Ukrainę – nie wyłamali się z natowskiej większości, która agresję potępiła i wsparła wysiłek zbrojny Ukrainy materialnie i dyplomatycznie. Partia Le Pen od takiego wsparcia się uchyliła. Laburzystowski rząd Starmera zapowiedział kontynuację linii torysów w tej sprawie, kluczowej dla bezpieczeństwa Europy. Nowego rządu we Francji jeszcze nie ma, lecz nie ma pewności, że sformuje go tamtejszy blok lewicowy. Tak więc lewica wygrała wybory, ale może nie skonsumować zwycięstwa, czyli objąć władzy. To oznacza dalszy ciąg turbulencji.

Lewica brytyjska władzę już objęła. Wygrała, ale głosami części elektoratu. Dzięki brytyjskiej ordynacji wyborczej, faworyzującej kandydatów, którzy w poszczególnych obwodach zdobędą największą liczbę głosów, Labour zdobyła większość w Izbie Gmin tak wielką, że praktycznie może wszystko. Czy i jak ją wykorzysta, pokaże, jaka jest realna zdolność nowego rządu do wdrożenia jej ambitnych planów. Na pewno jednak Europa centrolewicowa wita brytyjską zmianę z nadzieją. Szczególnie socjaldemokracja w Niemczech.

Wygraną bloku lewicowego we Francji wita się przede wszystkim z ulgą. Bo plan zablokowania skrajnie prawicowej większości się powiódł. Nie będzie rządu lepenistów ani ich koabitacji z Macronem. Wypalił pomysł z wycofaniem się w drugiej turze wyborów kandydatów mogących rozproszyć głosy elektoratu z korzyścią dla lepenistów. Pomysł mieszczący się w ramach walki demokratycznej przegrani już nazywają oszustwem. Le Pen ogłosiła, że jedynie opóźni on ostateczne zwycięstwo jej ugrupowania. Chce po raz czwarty ubiegać się o prezydenturę. Ale ta walka stoczy się dopiero za trzy lata. Nikt nie wie, w jakich okolicznościach, a więc Le Pen nie może być pewna wygranej.

Nas w Polsce nie interesują niuanse polityki francuskiej. Interesuje nas przede wszystkim to, czy da się zatrzymać populistów i skrajną prawicę, a tym samym wzmocnić „marzenie europejskie”, czyli ideę rozwoju przez współpracę na naszym kontynencie. Jej inkarnacją jest Unia Europejska. Dziś szansa na to wciąż istnieje. W największych państwach unijnych rządzą partie lewicowe lub centrowe – w Hiszpanii, Niemczech, Polsce. We Francji nadal będzie rządził centrysta Macron – lider skrajnej lewicy wezwał go do dymisji – we Włoszech liderka skrajnie prawicowa spuściła z tonu, odkąd stanęła na czele rządu. Wielka Brytania już do Unii nie należy – i do niej nie wróci w przewidywalnej przyszłości – ale rządząca w niej lewica z pewnością poprawi relacje z Unią.

Mniejsze państwa pod przewodem Węgier Orbána są w tej układance czynnikiem destabilizującym, ale nie mają dostatecznych sił i środków, aby zburzyć obecny porządek. Mogą jedynie uprawiać obstrukcję i to czynią. Orbán zmontował w tym celu nową frakcję w Parlamencie Europejskim. PiS odrzucił zaproszenie do niej, Le Pen może je przyjąć. Będą się licytowali na twardą prawicowość z frakcją PiS i Meloni.

Obecnie idea europejska ma dwóch głównych wrogów: Donalda Trumpa i Władimira Putina. To groźni przeciwnicy. Gdyby Trump został po raz drugi prezydentem, Unia musiałaby się bronić w dwójnasób: przed nim i przed Putinem. Aby obrona była skuteczna, potrzeba wielkiego wysiłku i jedności wokół traktatów europejskich. Siły skrajnie prawicowe wewnątrz Unii są wspierane propagandowo, politycznie i finansowo przez amerykańską „altprawicę” i Kreml. Unia może je zatrzymać w każdym państwie członkowskim jedynie drogą demokratyczną i praworządną.

To jest możliwe, czego najnowsze przykłady mamy we Francji i w Polsce. Ale warunkiem podstawowym jest wola samych obywateli. Nie można więc lekceważyć ich lęków, obaw, zarzutów i wątpliwości. Dziś chodzi o politykę wobec migrantów i o rosnące koszty życia, poczucie porzucenia przez państwo, zanik tradycyjnych sposobów życia. Im większe grupy społeczne czują się wykorzenione, tym silniejsze są wpływy skrajnej prawicy i skrajnej lewicy (u nas ta druga jest marginesem, we Francji jest siłą, czego dowód dała, organizując blok ludowy przeciwko lepenistom). Obie formacje łączy antysystemowość. System obroni się, gdy działa sprawnie i z pożytkiem dla obywateli. Zapewnienie funkcjonalności systemu spada na rządzących.