Wiganizm nie przejdzie

Nie mylić z weganizmem. Chodzi o ultrakatolickie poglądy i wypowiedzi abp. Carla Marii Vigano. Watykański urząd do spraw poprawności teologicznej – teraz zwany dykasterią nauki wiary – uznał właśnie, że Vigano zaciągnął z mocy samego prawa kościelnego winę schizmy i jako schizmatyk zasłużył na najwyższy wymiar kary, ekskomunikę. Czyli został wypędzony ze wspólnoty i nie wolno mu sprawować żadnych czynności liturgicznych. Straszna to kara dla chrześcijanina, ale Vigano się nie przejął.

Co więcej, wydał natychmiast oświadczenie, że jej nie uznaje, bo nie uznaje żadnych wyroków żadnych urzędów watykańskich powołujących się na II Sobór Watykański, którego też w całości nie uznaje. Dodał, że jego poglądy i wypowiedzi są całkowicie zgodne z wiarą i doktryną katolicką, a więc nie może być i nie jest schizmatykiem. Mamy więc słowo Watykanu przeciw słowu Vigano i vice versa. Zważywszy na wysoką pozycję Włocha w hierarchii kościelnej i jego duży dorobek w papieskiej służbie dyplomatycznej – był m.in. nuncjuszem w USA – sprawą musiały się zająć międzynarodowe media. Dla jednych to kolejny przykład odklejenia Kościoła od realnego świata i od realnych problemów jego wiernych. Dla innych, sympatyzujących ze skrajną prawicą, to przykład otwartego buntu przeciw kościelnemu establishmentowi – buntu jak najbardziej zasłużonego.

Kościelna prawica, w tym część biskupów, kleru i aktywnych świeckich katolików, odrzuca II Sobór Watykański. W połowie lat 60. zebrali się w Rzymie biskupi, kardynałowie, teolodzy, przedstawiciele świeckich katolików, obserwatorzy z innych Kościołów chrześcijańskich, by ustalić, jak Kościół rzymskokatolicki ma dalej prowadzić swoje sprawy w radykalnie zmieniającym się otoczeniu politycznym, społecznym, kulturowym. Byli wśród nich konserwatyści i tradycjonaliści, ale także zwolennicy zmian. Na przykład rozpoczęcia dialogu z innymi religiami. Ostatecznie przyjęto linię kontrolowanej odnowy. Jednak w świecie zachodnim linia szybko wymknęła się spod kontroli. Był to czas rewolucji obyczajowej i buntu młodego pokolenia. Duch kontestacji przeniknął do Kościołów lokalnych. Kościół wpadł w turbulencje.

Dziś skrajna prawica katolicka – u nas jej prominentem jest abp. Jędraszewski – zwala wszystkie kłopoty Kościoła właśnie na Sobór. Kryzys – nie tylko na tle drapieżnictwa seksualnego księży – to wina Soboru. Bo Sobór „zdradził” Kościół, jaki był przedtem. Tradycyjny, konserwatywny, szanowany przez lud i elity. W oficjalnej narracji nie było pedofilii, seksu, praw kobiet, dyskusji o celibacie ani o współpracy elity kościelnej z elitami świeckimi, czyli o sojuszu „tronu z ołtarzem”. Było fajnie, cicho i spokojnie. Co działo się pod tą fasadą, nikogo nie interesowało. Współcześnie doszły wyzwania ze strony przeklętego, diabelskiego rozwydrzenia rządzącego światem. Wszędzie spiski przeciwko wierze i Kościołowi, przeciwko chrześcijańskiej tożsamości narodów Europy.

Zaraza rozgościła się w samym Watykanie – ta „lawendowa” i ta „lewacka”. Jak idealnie ta opowieść ultrakatolików pokrywa się z opowieścią populistycznej skrajnej prawicy! Stąd to wzajemne przyciąganie się PiS i Rydzyka, Jędraszewskiego i im podobnych. Ale to jałowy trud, bezpłodne narzekania. Odrzucenie czasów nowożytnych przez skrajną prawicę w Kościele i w polityce może być atrakcyjne tylko dla mniejszości. Przed „wiganizmem” był w Kościele bunt lefebrystów, przed nimi była „antymodernistyczna” krucjata kościelna. Skończyło się na ekskomunikach, a potem na kompromisie. Nawet lefebryści dystansują się od „wiganistów”. Skrajności rzadko biorą górę, bo większość ludzi jest umiarkowana. Radykałowie skazani są na sekciarską wegetację na marginesie.