Chmury nad Brukselą

1 lipca na pół roku przewodnictwo w UE przejmą Węgry Orbána. Kilka dni później skrajnie prawicowa partia Marine Le Pen może wygrać francuskie wybory. We Włoszech skrajnie prawicowa premier Meloni skonsolidowała władzę. Na szczęście obie urocze damy z groźnym błyskiem w oczach nie zdołały się dotąd dogadać co do współpracy w jednej frakcji po wyborach do Parlamentu Europejskiego. Skrajna prawica tak ma, że rozmnaża się przez podział. Ale z Orbánem jako tymczasowym dyrektorem zarządzającym Unią administracyjnie prawicowe polityczki mogą wrócić na polityczne targowisko.

Skrajna prawica w nowym PE chce utworzyć frakcję „suwerenistów”. Nacjonalizm brzmi w niektórych uszach mniej atrakcyjnie niż „suwerenizm”. To teraz kluczowe słowo w dyskursie nacjonalistów i populistów wrogo nastawionych do UE i jej polityki. Węgry Orbána należą do tego obozu, więc po prezydencji można się spodziewać samych kłopotów. Będą mrozić lub utrudniać wszystko, co Unia planuje, w dziedzinach, które wywołują największe kontrowersje i protesty w krajach członkowskich. Walkę z ociepleniem klimatu, pakt migracyjny, solidarność z walczącą z Rosją Ukrainą.

Mam nadzieję, że Bruksela jest przygotowana na prezydencję węgierską. Jej hasłem ma być trawestacja skrótowca MAGA na czerwonej bejsbolówce Donalda Trumpa, która stała się znakiem rozpoznawczym jego ruchu nastawionego na walkę z elitami, z wyjątkiem elity skupionej wokół Trumpa w nadziei, że pokona Bidena. Trump wzywa do przywrócenia Ameryce wielkości, Węgrzy będą wzywać do MEGA: Make Europe Great Again. Hasło nic nie znaczy, tak jak nic nie znaczą w ustach populistów „godność”, „patriotyzm” czy „reforma”. Mają tylko mobilizować.

Ale niebo się chmurzy. W wypadku zwycięstwa partii Le Pen i Trumpa Węgrom będzie łatwiej uprawiać obstrukcję. Na wygraną Trumpa liczy PiS i jego przyjaciel Duda. Będzie miał jeszcze kilka miesięcy urzędowania przed sobą, gdy Trump ewentualnie znów zamieszka w Białym Domu. Centroprawica europejska (EPP) jest wystawiana na pokuszenie, niektórzy jej politycy chcą współpracy w wybranych sprawach, np. migrantów, ze sztywną prawicą Meloni, PiS i innych grup tworzących frakcję ECR (Europejscy Konserwatyści i Reformatorzy). Nie chcą współpracy z Zielonymi. Stawką jest wzmocnienie proeuropejskiej/prounijnej większości. Przymierze z ECR byłoby w tej kalkulacji osłoną przed przewidywanymi akcjami skrajnej prawicy – „suwerenistów”. Mam nadzieję, że do tego aliansu z EPP nie dojdzie. Tylko że na razie elita unijna zajmuje się obsadą ważnych stanowisk w systemie i przekonywaniem do reelekcji Ursuli. To oczywiście potrzebne, byle się nie przedłużało ponad miarę.

Po wyborach siły demokratyczno-liberalne stanęły w UE przed wielkimi wyzwaniami. Ich symbolem jest ewentualne dojście (po raz pierwszy w powojennej historii) skrajnej prawicy do władzy we Francji. Już sam ten fakt będzie szokiem w głównym nurcie polityki. A skutki mogą być bardzo poważne. Francja i Niemcy są dwoma filarami Unii. Jeśli jeden się zachwieje, cała budowla będzie zagrożona.