Krwawa Niedziela Palmowa

Rosyjskie ataki rakietowe na Sumy i Krzywy Róg zabiły kilkadziesiąt osób cywilnych, w tym wiele dzieci. Wybór celu ataku nie mógł być przypadkowy. Zabijanie cywili ma zniszczyć morale społeczeństwa. To taktyka wojny totalnej. Na razie dwaj przedstawiciele administracji Trumpa zareagowali, ale powściągliwie. Gen. Kellog, jego wysłannik do Ukrainy: ,,to przekroczenie granic wszelkiej przyzwoitości”. Nie, to zbrodnia wojenna. Marco Rubio: ,,przerażające”. Tak, ale czy jego szef dalej będzie udawał, że nic się nie stało?

Trump rządzi już ponad sto dni. Obiecał przed wyborami, że zakończy agresję Rosji na Ukrainę w ciągu doby. Wygląda na to, że Trump chce spełnić swoją obietnicę, przymuszając Ukrainę do zawarcia rozejmu na warunkach amerykańskich i bez stawiania warunków Rosji. Warunki amerykańskie wychodzą naprzeciw warunkom stawianym przez Rosję. Najważniejszym z nich jest usunięcie tego, co Moskwa nazywa ,,korzeniami” konfliktu, czyli włączenia sąsiadujących z Rosją państw byłego bloku sowieckiego do NATO i zaakceptowania przez główne stolice zachodnie starań Ukrainy o członkostwo w tym sojuszu militarnym.

Do objęcia prezydentury USA przez Trumpa stanowisko Rosji było przez Zachód ignorowane. Polska i inne byłe ,,demoludy” w Europie wschodniej oraz państwa bałtyckie aplikowały do NATO na mocy suwerennych decyzji swoich demokratycznie i uczciwie wybranych rządów. Na tej samej zasadzie działały władze ukraińskie, zgłaszając gotowość do rokowań o członkostwo w NATO i Unii Europejskiej. Napaść Rosji na Ukrainę znacząco zwiększyło poparcie dla tych aspiracji w ukraińskim społeczeństwie.

Obecność NATO w dawnej rosyjskiej strefie wpływów ma więc podwójną legitymację – inaczej niż obecność armii sowieckiej w naszych krajach – zarówno większości elit politycznych, jak i obywateli. Taki consensus można cofnąć tylko na dwa sposoby: przez obalenie systemu demokratycznego lub/i agresję zbrojną. Rosja Putina domagając się usunięcia ,,korzeni” konfliktu Kremla z Zachodem, domaga się de facto cofnięcia historii. Nikt nie ma takiej mocy ani w Moskwie, ani w Waszyngtonie.

Są więc dwie opcje: rozejm na warunkach wypracowanych bezpośrednio lub ,,wahadłowo” między Waszyngtonem, Kijowem i Moskwą lub gra pozorów, jaką obserwujemy obecnie. Biały Dom i Kreml zapewniają, że wszystko idzie dobrze, tymczasem wojna trwa, a nawet się nasila. Jeden z posłańców Trumpa rzuca hasło rozbioru Ukrainy na strefę autonomiczną i kontrolowaną przez Rosję. Ta autonomiczna miałaby zapewne być kontrolowana politycznie i ekonomicznie przez administrację Trumpa.

To oznaczałoby likwidację jej suwerenności. Na to nie może zgodzić się ani większość spoleczeństwa ukraińskiego, ani żaden demokratyczny rząd w Kijowie. Ani Polska i większość demokratycznych rządów w Europie, które od początku agresji rosyjskiej stoją przy Ukrainie.

Trump wpadł w pułapkę, którą sam na siebie i Amerykę zastawił. Rosjanie go w nią wciągają z premedytacją, której jego pycha nie przyjmuje do wiadomości. Przecież warunki stawiane przez Rosję uniemożliwiają trwały i sprawiedliwy (a więc obejmujący także reparacje wojenne) pokój. Masakra ludności cywilnej w okresie wielkanocnym jest tego najnowszą demonstracją.

Myśląc o tragedii Ukrainy, możemy się pokrzepić biblijnym obrazem walki Dawida z Goliatem, by zachować nadzieję. Ale gdzie szukać nadziei w realnym świecie polityki obecnego ,,przedwojennego” czasu?