Huzia na Dudka

Tym razem Kaczyński poszczuł nie tylko na Tuska podczas spotkania z mediami – to rytualne mordowanie wizerunkowe przeciwnika – ale też na profesora Antoniego Dudka. To nie było już rytualne, to była interwencja w obronie kandydata Nawrockiego.

Głośne słowa  Dudka o kandydacie Nawrockim jako osobie bardzo niebezpiecznej w polskiej przestrzeni publicznej musiały zaalarmować sztabowców atlety. Wymowa słów profesora była im bardzo nie na rękę. Dudka trudno delegitymizować w oczach prawicy. A jego słowa zabrzmiały jak dzwon alarmowy: prawico pisowska, nie idźcie tą drogą, wymieńcie Nawrockiego.

Potrzebna więc była refutacja ze strony prezesa. Kaczyński interweniował na rzecz kandydata, którego sam wskazał, typową dla pisowskiej prawicy metodą lustracji. Oznajmił Polakom, żeby nie traktowali zbyt poważnie Dudka, bo pod koniec PRL zapisał się do Związku Socjalistycznej Młodzieży Polskiej.

No zgroza! 16-latek w przybudówce PZPR. Można o tym przeczytać na profilu profesora w Wikipedii. Po dwóch latach, a więc osiągnąwszy metrykalną dojrzałość, się wypisał. A potem zrobił karierę historyka w wolnej Polsce. Pracował m.in. w IPN, dziele profesora Andrzeja Paczkowskiego i innych wybitnych historyków pokroju Andrzeja Friszkego. To oczywiście był inny IPN niż ten przejęty przez pisowców, a teraz pod kontrolą Nawrockiego.

Sam mam w domowej bibliotece dwa tomy dokumentacji poświęconej sprawie zbrodni na Żydach popełnionej w Jedwabnem przez ich polskich sąsiadów. Symbolem tej ewolucji IPN z organizacji rzetelnych badań historycznych do narzędzia pisowskiej polityki historycznej była próba zakazu niezależnych od władzy politycznej badań nad eksterminacją Żydów na terytorium Polski. Prezes Nawrocki nigdy, o ile wiem, nie odciął się od instrumentalizacji IPN przez PiS.

Już samo to czyni go przedstawicielem lobby wiecznych antykomunistów w polskiej polityce, mediach, życiu akademickim. I wiernym odbiorcą antykomunistycznej narracji Kaczyńskiego. Być może profesor Dudek miał na myśli właśnie całkowitą podatność Nawrockiego na polecenia i rady prezesa, gdyby wystawiony przez niego kandydat spełnił marzenie pisowców o odwecie, wygrawszy wybory.

Tępa propaganda obliczona na podżeganie do nienawiści ma jednak swoje granice. Stygmatyzowanie młodziutkiego Dudka jako chętnego komunisty raczej nie przestraszy jego czytelników i słuchaczy. W starszym pokoleniu może tylko wywołać pewne rozbawienie. W PRL nieraz zapisywano młodzież całymi klasami do przystawek partii władzy.

Przybywszy z Zabrza na studia polonistyczne w UJ, dostałem zaraz po immatrykulacji ciepły liścik od uczelnianego ZSMP. Okazało się, że zapisano nas hurtem jeszcze przed maturą, a listę członków wysłano do uczelni. Bywali też uczniowie, których zachęcali do wstąpienia nauczyciele albo rodzice, zwłaszcza związani z ówczesną nomenklaturą. Uważali, że to zwiększy życiowe szanse dzieci. Zwyczajny konformizm, żaden manifest ideologiczny. Z zainteresowaniem śledziłem, jak sobie ci zapisani próbowali na nowo ułożyć kariery po demontażu PRL. Nie wyglądało to imponująco.

Kaczyński to wszystko wie. Zna karierę naukową swego brata i jej zabezpieczenia serwitutowe w tamtym systemie. Zna karierę sędziego Piotrowicza, prokuratora stanu wojennego, i innych notabli pisowskich z korzeniami w PZPR. „Wina” Dudka w porównaniu z kameleonizmem takich figur jak Piotrowicz – to śmiech na sali. A interwencja Kaczyńskiego na rzecz Nawrockiego to porażka.