Wróżby z fusów

Nowy rok w polityce dobrze nie wygląda: po pierwsze Trump, a w Europie wybory w Niemczech, u nas prezydenckie, no i wojna Rosji z Ukrainą. We Francji włoskie tempo wymiany ekip rządzących (już czwarta w kończącym się roku). W Brytanii poparcie dla Partii Pracy topnieje jak lody w słońcu, za to rośnie dla niegdysiejszego torysa Farage’a kosztem i tak zmiażdżonych w ostatnich wyborach konserwatystów.

Tylko – to pewna niespodzianka – akurat we Włoszech dość pewną ręką rządzi już od 2022 r. Giorgia Meloni, która nawróciła się jako szefowa rządu (pierwsza w historii kobieta premier) z populizmu na realizm. Jeśli do tego dodamy majaczącą za horyzontem recesję w Europie Zachodniej, to tym bardziej nie widać powodów do optymizmu.

Przypominam wszakże mądrą przestrogę Stanisława Stommy, że jedyna żelazna zasada jest taka, iż w historii zwykle nie dzieje się tak, jak sobie wyobrażamy lub przewidujemy. Trump nie napadnie na Grenlandię i nie przyłączy Kanady do USA. AfD pójdzie się bujać po wyborach. W Polsce Trzaskowski wygra pewnie, a knowania PiS, by mu odebrać zwycięstwo, nie przejdą.

Co napisawszy, przyznaję, że w każdej z tych ważnych w Europie spraw nie wykluczam, że spełni się czarnowidztwo coraz silniejsze po stronie nieprawicowej i podsycane przez niektórych publicystów i profesorów mocniej w miarę rozkręcania się walki o prezydenturę RP. Trump skonfliktuje się z UE jeszcze silniej, populiści wymuszą na Macronie szybsze wybory prezydenckie i wygrają, AfD przełamie izolację, PiS sprowokuje zamieszki po wygranej Trzaskowskiego. A Ukraina padnie.

Najważniejsza dziś walka polityczna w Europie, tak jak w poprzednich latach, począwszy od pierwszej kadencji Trumpa i ośmiolecia Kaczyńskiego, rozgrywa się na wielu płaszczyznach: nie tylko ściśle politycznej, ale też kulturowej i w internecie. Uważam, że wieści o zmierzchu Zachodu są przesadzone, ale niepokoi wyłonienie się antyliberalnego przymierza (raczej taktycznego niż obliczonego na długie trwanie i marginalizację cywilizacji zachodniej) z udziałem Chin, Rosji, Iranu, Korei totalitarnej, RPA. Nie jest ono w stanie zająć miejsca Zachodu, ale może zrobić dużego złego. Choćby w sensie budżetowym: fundusze będą szły na sektor militarny kosztem społecznego.

Niepokoi też zmiana mentalna. Zaczynamy – oczywiście myślę o ludziach interesujących się polityką nie dla „beki” – żyć w „stanie przedwojennym”, bierzemy na serio możliwość wybuchu wojny, rozmyślamy, jak się do tego przygotować „technicznie”, przestaje nas dziwić pełzająca militaryzacja w stylu „murem za mundurem”. Tak powstaje grunt pod wojnę realną, gdy ktoś w końcu wystrzeli ze strzelby Czechowa. Czego nikomu ani sobie nie życzę na ten nowy rok.

Co ciekawe, to jest dla katolików tzw. święty rok jubileuszowy. Modły Franciszka o pokój nie zostały jednak wysłuchane. A dla państwa polskiego – rok, w którym do lipca będzie z harmonogramu przewodzić Unii Europejskiej. Przypadek to czy zrządzenie historii ta koincydencja czasu sakralnego z jak najbardziej świeckim i całkiem nieświętym?