Wyznania Giertycha

Wiem, Roman Giertych nie jest bohaterem osób o nastawieniu liberalnym.

Przed laty musiałem się gęsto tłumaczyć na spotkaniu z nauczycielami w Izraelu z tego, jak ktoś taki może być ministrem oświaty w wolnej Polsce. Ci nauczyciele przyjeżdżali z izraelską młodzieżą, aby zobaczyła kraj, w którym żyli i zginęli przodkowie. Młodzież spotykała się także z polskimi rówieśnikami, aby się poznać i przekonać, jak wiele łączy młode pokolenie obu krajów. Nauczycieli niepokoiło, łagodnie mówiąc, że ministrem oświaty może być polityk kojarzony przez nich z antysemickim nacjonalizmem. Trudno im było uwierzyć, że to się stało w demokratycznej Polsce.

Nie mogłem im wtedy zaproponować, by przeczytali rozmowę Ewy Kalety z Romanem Giertychem w „Wolnej Sobocie” (14-15 grudnia). Prawdopodobnie byliby poruszeni ewolucją jego poglądów i postawy. Ja jestem. Najogólniej biorąc, RG znalazł się dziś na drodze rzadko uczęszczanej przez środowiska, z których się wywodzi. Od nawiązującej do przedwojennej antysemickiej endecji Młodzieży Wszechpolskiej, którą reaktywował w III RP, i od współrządzącej z PiS i Samoobroną ultrakatolickiej Ligi Polskich Rodzin do mandatu poselskiego z listy Koalicji Obywatelskiej i funkcji koordynatora sejmowego zespołu do rozliczenia nadużyć władzy za czasów tzw. Zjednoczonej Prawicy Kaczyńskiego, Ziobry, Macierewicza.

Z polityki wypadł w 2007 r. Z wykształcenia historyk i prawnik, zaczął pracować jako adwokat. W tej roli w ostatnich latach był nękany przez resort Ziobry i CBA. O Kaczyńskim mówi w wywiadzie, że to „śmiertelnie niebezpieczny człowiek, tylko głupcy się go nie boją”. Uważa, że „musimy zdelegalizować kolaborację z Putinem. PiS to zdrajcy. Szykowali się do sojuszu z Orbánem, z Le Pen i Rosją po [jej] wygranej w Ukrainie. Kolaborowali z Putinem przez Orbána”. Wykradali pieniądze publiczne, szykowali zdradę.

Oczywiście, to tylko słowa, a nie twarde dowody (być może i te wyciągnie z sejfu). Naturalnie, to ocena polityczna. Przyszła późno, a jej stanowczość wynika nie tylko z osobowości Giertycha, ale i z osobistych doświadczeń z Kaczyńskim i ziobrystami. Owszem, gdy polityk przechodzi z jednego obozu do drugiego, to zwykle porzuceni uważają go za zdrajcę. Ci, do których dołącza, są zaś nieufni. W tym sensie konwersje polityczne to ryzyko. Giertych zaryzykował. Jest i będzie celem ataków z obozu Kaczyńskiego i nieprzyjaznych komentarzy po stronie jego przeciwników. Ale trudno mu odmówić odwagi cywilnej i dojrzałości, która polega na przyznaniu się do błędów. Dysydenci są zwykle ciekawsi od lojalistów. I lepiej diagnozują politykę.

Giertych wie, że będzie czołgany za dawne i świeże grzechy, za skreślenie Gombrowicza ze szkolnej listy lektur, za homofobiczne wypowiedzi, za głosowanie przeciw depenalizacji pomocnictwa w aborcji. I wydaje się gotowy do takiego rachunku sumienia. Nawet w sprawie polsko-żydowskiej. Dla mnie to może najciekawszy wątek tej nietuzinkowej rozmowy. Bo gotowość do rzeczowej rozmowy o antysemityzmie w Polsce uważam za jeden z warunków prawdziwego zakończenia „wojny polsko-polskiej” rozpętanej przez prawicę w polityce, nauce, historii, edukacji, kulturze i Kościele.

Momentem, który zmienił Giertycha, była jego wizyta w jerozolimskim muzeum Jad Waszem. „Zrozumiałem, jak wielką stratą był dla nas Holokaust. Nie tylko w sensie ludzkości, ale w humanistycznym kontekście, również z punktu widzenia narodu polskiego. Zrozumiałem, że ci wszyscy, którzy mogliby pomóc nam stworzyć nowoczesny kraj, którzy byliby jednymi z nas, zostali wymordowani. Zrozumiałem, że ta strata położyła się cieniem na nas. Przez to również, przez brak wymordowanej części naszego społeczeństwa, tak Polaków mogła uwieść ideologia PiS. Zabrakło ludzi, po pierwsze inteligencji, ale także właśnie Żydów, którzy byliby dla nas ratunkiem, taką kotwicą wobec naszej zgubnej nacjonalistycznej tendencji. Zawsze jedna trzecia naszego społeczeństwa jest fanatyczna na wzór wschodni. Wyzwoliłem się z antysemityzmu, nacjonalizmu, fanatyzmu i przede wszystkim z błędu, że widzi się rolę Kościoła jako części Polski państwowej. [Zrobiono] z chrześcijaństwa religię państwową. Ten błąd jest nadal w polskim Kościele”.