Wyzwoliciele?

Pierwsze godziny i dni po upadku autorytarnego reżimu wyglądają wszędzie podobnie: radość prześladowanych, strach kolaborantów, chaos. Ludzie rabują pałace despotów, na własne oczy widzą luksusy, o jakich im się nie śniło. Niszczą pomniki tyrana i symbole upadłego systemu. W Syrii podpalili w środę mauzoleum ojca Baszara, założyciela dynastii Asadów. Zwycięzcy przejmują tajne archiwa bezpieki i przesłuchują schwytanych lojalistów i ich ofiary uwolnione z katowni despoty. Zaczyna się układanie list proskrypcyjnych i polowanie na prominentów upadłej władzy. Tak było w Iraku po Saddamie, w Libii po Kadafim, w Kijowie po Janukowyczu. W Damaszku po Asadzie. Teraz mości się tam na daszku jakiś nowy diabeł.

Dopiero za jakiś czas stanie się jasne, kto w istocie rządzi Syrią po ucieczce Asada do Moskwy. Bo przecież wyzwoliciele mogą okazać się nowymi gnębicielami, choćby szyitów i chrześcijan. A co z Kurdami? I z milionami uchodźców? Nas w Polsce interesuje szczególnie, co będzie z Rosjanami i ich bazami. Prezydent Zełenski twierdzi, że nawet gdyby wojsko rosyjskie zostało przerzucone z Syrii do Europy, to nie wpłynie to na sytuację na froncie w Ukrainie. Oby miał rację.

Obserwatorzy lepiej poinformowani twierdzą, że reżim Asada upadł, bo Rosja i Iran nie miały ochoty go ratować. Nie miały ochoty czy nie miały siły? Rosja utopiła swe zasoby w Ukrainie, Iran osłabiły ataki Izraela. Po napaści Hamasu na Izrael wybuchła wojna w Gazie i z Hezbollahem w Libanie. Wojska izraelskie zgniotły i Hamas, i Hezbollah. W odsieczy Iran zaatakował Izrael, ale nie obronił Hezbollahu, za to stracił część swojej ochrony przeciwlotniczej po kontratakach izraelskich. Powstała sytuacja idealna dla uderzenia na reżim Asada przez wrogie mu siły, których reżim wcześniej nie zdołał rozbić. Ideologicznie zróżnicowane, szły przeciw tyranowi wspólnie. Łączyła je nienawiść do Asada sprzymierzonego z Rosją i Iranem.

I stał się swoisty cud: wojna domowa w Syrii trwająca od wielu lat po stłumieniu pierwszej potężnej fali protestów przeciwko dynastii Asadów nagle nabrała tempa i w ciągu kilkunastu dni było po wszystkim. Jak to możliwe? Cóż, niezbadane są wyroki historii i dzieje głupoty tyranów. Donald Tusk, było nie było historyk, tak skwitował „cud”: „nawet najokrutniejszy reżim może upaść, a Rosja i jej sojusznicy mogą zostać pokonani”.

Tak, Putin zaliczył w Syrii cios w szczękę, kompromitujący jego wielkomocarstwowe ambicje. Musi ratować swój wizerunek w oczach innych tyranów i własnego społeczeństwa. Dlatego „humanitarnie” udzielił azylu Asadowi z rodziną. Bajecznie bogatą, już ponoć kupili sobie drogie rezydencje w Moskwie. Stamtąd Asad będzie próbował kierować ruchawkami w Syrii z pomocą Kremla. Na użytek wewnętrzny kremlowska propaganda gra płytę: to przez nieudolność reżimu Asada i tchórzostwo jego armii. Co do ucieczki – też niewiele wiadomo. Prawdopodobnie była przygotowana wcześniej, czyli Asad nieprzypadkowo wezwał do „pokojowego” przekazania władzy nadciągającym siłom jego przeciwników. Mogła to być cena za swobodne opuszczenie kraju.

Amerykanie i Izrael nie tracą czasu w nowej sytuacji. Izrael zbombardował flotę Asada. Żołnierze IDF pojawili się ponoć na przedmieściach Damaszku. Amerykanie na rozkaz Bidena zbombardowali obozy dżihadystów w Syrii. W ostatniej chwili, bo Trump napisał otwartym tekstem i dużymi literami: THIS IS NOT OUR FIGHT. Umyje ręce i w sprawie Syrii, i Ukrainy. W Syrii USA mają około tysiąca żołnierzy. Jeśli Trump nakaże ich ewakuację, Ameryka ogłosi tym samym brak zainteresowania dalszym biegiem wydarzeń. Wygląda na to, że Trump działa pod wpływem „efektu kabulskiego”, katastrofalnej końcówki amerykańskiej obecności w Afganistanie.

Ale to tak nie działa. Ten efekt może dopaść Trumpa na Bliskim Wschodzie. Bo do władzy dochodzą w Syrii wilki w owczych skórach: bez turbanów, w zachodnich skórzanych kurtkach, ale ich prawdziwych planów nie znamy. Znamy jednak ich korzenie: nienawiść do Zachodu, więc Syria pod ich władzą może okazać się kolejną wylęgarnią antyzachodniego terroryzmu. Albo kolejnym państwem upadłym jak Irak. Lub jednym i drugim.

W Afganistanie talibowie też z początku udawali przed zachodnią opinią publiczną, że nie są już tacy brutalni wobec mniejszości i kobiet i że świetnie sobie poradzą z rządzeniem. Po dwóch latach ich rządów okazuje się, że są jeszcze gorsi. Fascynujące i złowróżbne w tym jest to, że z postkolonialnego panarabskiego socjalizmu ostał się jeno sznur, na którym powieszono Saddama. Bliskowschodnie świeckie dyktatury zostały zastąpione w XXI w. reżimami narodowo-religijnymi. Czy w Europie może dojść do czegoś podobnego? Już doszło w byłej Jugosławii, a teraz w Ukrainie. Trawestując Tuska: nawet ugruntowane demokracje mogą upaść, a tym bardziej słabe.