Będzie rzeźnia

Sondaże na platformach internetowych raz wskazują Sikorskiego jako kandydata na prezydenta, raz Trzaskowskiego, czyli nie mogą być żadną wskazówką dla piątkowych prawyborów w KO.

Plebiscyt zainicjowany przez Tuska wskazuje jednoznacznie na Trzaskowskiego. Sikorski podkreśla, że wybory prezydenckie wygrywa się w drugiej turze. Zakłada więc, że pierwsza nie wyłoni zwycięzcy. To prawdopodobne, ale nieprzesądzone już dzisiaj. Wyborami rządzi Pani Dynamika, która bywa okrutna dla faworytów.

Wynik prawyborów mamy poznać w sobotę. Pytanie: przed czy po ogłoszeniu przez PiS ich nominata? Kaczyński jako jedynowładca w swojej partii ma wygodną sytuację: może zwlekać z ogłoszeniem do momentu wyniku prawyborów w Koalicji Tuska i w ostatniej chwili zmienić decyzję pod kątem tego wyniku. W KO nie ma takiego luksusu. To cena za transparentność procesu wyłaniania kandydata na prezydenta Polski. Wysoka i związana z ryzykiem. Pamiętamy, że prawybory w PO wygrał Komorowski, który pokonał w nich Sikorskiego, ale przegrał wybory właściwe.

Trudno jednak sobie wyobrazić, by Tusk wskazał kandydata, który przegrał w wewnętrznym głosowaniu aktywnych członków jego ugrupowania. A więc w sobotę może się rozpocząć, jeszcze nieformalna, ale realna kampania prezydencka. Sikorski przewiduje, że będzie „rzeźnia”, Giertych, jego bezpartyjny zwolennik, że obojętne, kto wygra w prawyborach i wyborach właściwych, „prezydentura będzie bardzo ciężka”. Hiobowe przepowiednie nie zniechęcą jednak ani Sikorskiego, ani Trzaskowskiego. Nie ma odwrotu, jeden albo drugi musi walczyć i wygrać. To ogromna presja.

Rozważania, kto by bardziej pasował opozycji w walce o prezydenturę, Sikorski czy Trzaskowski, nie mają sensu, nim nie poznamy nominata PiS. Zresztą i potem nie będą miały większego znaczenia. Liczą się tylko dwie rzeczy: kto stanie w szranki w decydującym starciu i kto spadnie z konia przebity kopią z wypisanym wynikiem obywatelskiego głosowania powszechnego. Dziś nie ryzykowałbym typowania, kto będzie następcą prezydenta Dudy.

Za wiele niewiadomych krajowych i zagranicznych, a łaska wyborcy, jak wiadomo, jest kapryśna. Ostatnio wyborca zrobił się zły, niezadowolny, rozczarowany, zawiedziony sprawującymi władzę. Podnieca go zemsta za krzywdy wyrządzone mu przez nią w jego odczuciu. To nastrój rebeliancki. Na tej fali wygrał Trump, a w Europie prawica włoska i lewica brytyjska. Niemcy i Francja wkrótce też będą sceną takiej wyborczej zemsty na rządzących „elitach”. Szczęśliwi despoci, którzy nie muszą poddawać się co kilka lat testowi wyborów lub je kontrolują od początku do końca.

Sikorski stawia na bezpieczeństwo, Trzaskowski dodaje nierozwiązane sprawy społeczne. Obaj mają rację, ale aspekt społeczny i ekonomiczny z pewnością interesuje wyborców nie mniej niż bezpieczeństwo. Sikorski uderza w ton państwowy, co daje mu wyjście na elektorat „patriotyczny”, Trzaskowski poszerza pole walki o sprawy codziennego bytowania ludzi i rodzin. Sikorski przedstawia się jako prezydent czasu przedwojennego i wojennego (w Ukrainie), Trzaskowski jako prezydent na każdy czas, bo przecież każda wojna się kiedyś kończy. Wstępna oferta Trzaskowskiego wydaje się szersza niż Sikorskiego.

Wybory prezydenckie w Polsce dotyczą Polski, a nie Ameryki czy nawet Europy. Pośrednio oczywiście sytuacja po wygranej Trumpa będzie rzutowała i na sprawy polskie. Obaj to mówią, obaj mają kontakty na Zachodzie i kwalifikacje pozwalające czuwać nad polityką rządu Tuska. Nie zmienia to faktu, że „rzeźnia” będzie dotyczyła głównie spraw polskich. Naiwne byłoby założenie, że prawica nie sięgnie po każdy chwyt w poczuciu, że Polsce potrzebna jest stabilność i złagodzenie konfliktów politycznych tak, by debata narodowa była merytoryczna.

Huśtanie Polską to ich pomysł na kampanie wyborcze i na rządzenie. Będą walić w Radka czy Rafała jak w bęben pod hasłem, że to pachołki Tuska, który chce zniszczyć PiS i oddać władzę nad Polską „kondominium niemiecko-rosyjskiemu” (Macierewicz). A Kreml niechybnie pomoże huśtać Polską każdemu chętnemu.