Jeśli Trump wygra, Tusk dalej będzie premierem

Mariusz Błaszczak chce, by premier Tusk podał się do dymisji, jeśli Trump wygra wybory prezydenckie. Może sobie żądać, czego chce. Takie jest zbójeckie prawo opozycji. Błaszczak jednak nie wie, czy Trump wygra, a zgłosił to żądanie tuż przed dniem wyborów. Oczywiście nieprzypadkowo: to hołd poddańczy w imieniu PiS pod adresem Trumpa. W nadziei, że jego ekipa go dostrzeże.

Co do Tuska – to nie ma on skłonności hołdowniczych. Nie czapkował władzy w PRL, nie czapkował Kaczyńskiemu ani biskupom, jako szef Rady Europejskiej współpracował z Merkel, ale nie służebnie, a z Putinem spotykał się przed agresją Rosji na Ukrainę. Ma na głowie poważniejsze problemy niż pochylanie się nad wypowiedziami Błaszczaka. Czemu miałby teraz hołdować Trumpowi, bo tak chce Błaszczak? To nonsens.

Ale jest w tym chciejstwie podtekst: Tusk nie będzie w stanie nawiązać dobrej relacji z Trumpem. Za to my, Błaszczak, Macierewicz, Mastalerek, słowem: obóz Kaczyńskiego, i tylko my to potrafimy. Będziemy trzymać sztamę z Trumpem, a on pomoże nam przejąć prędzej czy później władzę i posprzątać po demokratach. Trump obiecuje jednodniową dyktaturę po zwycięstwie, PiS też jest na dyktaturę gotowy, na pewno dużo dłuższą.

Prawica populistyczna i „alternatywna” po prostu nie wierzy w demokrację jako wydolny system rządzenia. Chce go zastąpić taką czy inną formą tyranii. Trump ma być XXI-wiecznym dyktatorem, a jego rządy mają zakończyć epokę praw człowieka, wolnych sądów i mediów, instytucji ponadnarodowych, jak ONZ, NATO i UE, oraz społeczeństwa obywatelskiego. Będzie jeden centralny ośrodek władzy, jeden autorytet, jedna wola polityczna. Wszelkie przeszkody w realizacji tego projektu MAGA zostaną usunięte fortelem, presją lub siłą.

A „ciemny lud” to kupi, tak jak kupował dyktaturę nazistów czy stalinistów. Rzuci mu się jałmużnę socjalną, przymusi strachem do posłuszeństwa, uwiedzie patriotycznymi i narodowymi bajaniami. Taki jest plan nie tylko Trumpa, ale i Trumpków kopiujących styl Donalda w swoich krajach. Szczegóły mogą być różne, ale istota ta sama: odrzucenie demokracji liberalnej, opartej na konstytucji, rządach prawa i prawach człowieka.

Wolny rynek może być, ale pod kontrolą nomenklatury, tak by mogła ona robić prywatne fortuny, wykorzystując przejętą przez siebie władzę polityczną. Będzie to więc autorytarne państwo nowych elit. Tusk i siły demokratyczne byłyby zawadą w budowie takiego systemu w Polsce, dlatego trzeba będzie im dać łupnia, zdyskredytować jako obcych agentów i wrogów Kościoła, osadzić w aresztach liderów i działaczy, odebrać materialne podstawy funkcjonowania.

Na razie to sfera marzeń sfrustrowanej polskiej prawicy. Tusk i demokraci mogą utracić władzę tylko albo w wyniku wyborów, albo w wyniku jakiegoś przewrotu czy zamachu stanu. Obie opcje, wytęsknione przez PiS, są dziś nieprawdopodobne. Stąd coraz bardziej agresywna retoryka pisowskich harcowników. Liczą, że wygrana Trumpa pomoże im mobilizować aparat partyjny i żelazny elektorat na wybory prezydenckie w Polsce. Tyle że nie mają nawet swojego Trumpka.

Trump ponownie w Białym Domu będzie wyzwaniem nie tylko dla Tuska i jego rządu. I dla jego reprezentanta w Waszyngtonie. Przede wszystkim w kontekście polityki wschodniej i koncepcji naszej polityki wobec USA pod rządami trumpistów. Stosunki nie mogą być jednak wasalne. Polska racja stanu i nasze narodowe interesy wymagają utrzymania współpracy i współdziałania w ramach opcji zachodniej, z USA albo bez Ameryki, jeśli Trump wygra i zacznie wprowadzać dyktaturę.