Zawyły syreny w Warszawie

W stolicy przeprowadzono w środę test syren alarmowych. Skojarzenia ze słynnym wierszem Antoniego Słonimskiego „Alarm” nieprzypadkowe i ponure.

Tym razem ogłosił „alarm dla miasta Warszawy” prezydent stolicy Rafał Trzaskowski. A alarm nie poprzedzał, jak we wrześniu 1939 r., nalotu niemieckich bombowców, tylko ćwiczenia. Syreny zawyły w środku dnia dwa razy jękliwie i głośno, więc system działa. Czy to wystarczy, by stolicę i Polskę ochronić przed nalotami bombowców rosyjskich, bo przecież nie niemieckich czy amerykańskich? Nie wystarczy, ale dobrze, że syreny działają. Oby także w innych miastach.

Są jednak pytania o schrony, bo alarm jest po to, by ludzie mieli gdzie się schronić przed atakiem wroga. Dyskutujemy o tym od napaści Rosji na Ukrainę. W Kijowie podziemne tunele metra sprawdziły się w tej roli. Trzaskowski wymienił metro warszawskie, gdy go zapytano, jak z tymi schronami w stolicy.

Tylko że w całej Polsce jest jedna sieć metra. Poza stolicą ludzie musieliby szukać schronienia w podziemiach własnych domów lub bloków mieszkalnych, parkingów i innych obiektów publicznych. Tylko że, jak słyszymy, większość schronów wybudowano ponad pół wieku temu i są w stanie opłakanym. Jak najbardzej potrzebna nowa ustawa o ochronie ludności cywilnej schronów nam szybko nie wybuduje. A o polskiej żelaznej kopule na wzór izraelskiej możemy sobie tylko pomarzyć.

Ponury temat, ale wisi w powietrzu. Tusk powiedział, że żyjemy w czasach przed wojną. Ważny polski generał prorokuje, że w naszym pokoleniu będziemy musieli walczyć z bronią w ręku o ojczyznę. Premierowi i generałowi chodzi najpewniej o psychiczną mobilizację obywateli w kontekście nie tylko pogróżek Kremla pod adresem Polski. Służby wywiadowcze NATO – ostatnio szef wywiadu brytyjskiego – ostrzegają, że Rosja szykuje operacje dywersyjne, podpalenia, zamachy na terenie Europy. Tak zwykle zaczynają się wojny. Pamiętamy niemiecką prowokację gliwicką.

Ale jest też druga strona medalu: pacyfiści zarzucą, że idziemy w stronę militaryzacji społeczeństwa, a ciągłe straszenie wojną to propaganda nienawiści służąca tylko aktualnej władzy. Można też się zastanawiać, jak bardzo jest skuteczne ciągłe dyskutowanie – niczym w stanie wojennym – czy ruscy wejdą czy nie wejdą. Zamiast mobilizować i konsolidować społeczeństwo, może to demobilizować. Ludzie nie chcą słuchać o wojnie, wypierają temat w psychicznej samoobronie lub z braku zainteresowania polityką.

Jak czytamy we wspomnieniach i pracach historycznych, podobnie było, niestety, w piękno lato 1939 r. Aż w Polskim Radiu nadano ten alarm opisany przez poetę.

„Ktoś biegnie po schodach/ trzasnęły gdzieś drzwi. Ze zgiełku i wrzawy/ dźwięk jeden wybucha, rośnie/ kołuje jękliwie/ Głos syren w oktawy opada i wznosi się jęk: Ogłaszam alarm dla miasta Warszawy”. Ćwiczmy się.