PiS upolitycznił powódź

Prawie 41 proc. ankietowanych pozytywnie ocenia działania rządu w związku z klęską powodzi (SW Research). Źle ocenia niewiele mniej, bo 39,1 proc. uznało, że Tusk nie sprawdził się w roli przywódcy. Aż 20 proc. nie miało w tej kwestii zdania. Tak duża grupa krytyków premiera i rządu oznacza, że pisowskiej opozycji udaje się totalnie upolitycznić „wielką wodę”. PiS może na tym skorzysta, Polska straci.

Apele premiera o wyłączenie tematu powodzi z bieżącego sporu są jak przysłowiowe rzucanie grochem o ścianę. Liczy się tylko jedno: aby jak najwięcej Polaków uwierzyło, że powódź to kolejna „wina Tuska”. Nie pomogą sondaże ani przemówienia ministrów w Sejmie. PiS ratuje się z opałów bezpardonowym atakiem na wszystko, co dotyczy powodzi, całkowicie ignorując fakty zaprzeczające tej narracji. W rezultacie Tusk musi walczyć na dwóch frontach: powodziowym i politycznym. Radzi sobie z tym całkiem dobrze, ma wsparcie – z nielicznymi wyjątkami – młodszych ugrupowań koalicyjnych.

Ale wszelkie nadzieje na to, że PiS zarzuci obecną kampanię antyrządową, są płonne. A wszelkie argumenty Tuska nie trafiają do opozycji. Atakują kłamliwie i bez opamiętania: Tusk dezinformował o pogodzie, Wrocław i Opole zalane, zbiorniki zawiodły, ludzie mogli masowo zginąć, zasiłki za małe, działania na oślep. Pisowcy nie potrafili – nie chcieli – w skupieniu wysłuchać nawet informacji dotyczącej walki z powodzią przedstawionej w środę przez premiera w Sejmie. Próbowali mu przerywać. Jarosław Kaczyński z Mariuszem Błaszczakiem, coraz bardziej prawdopodobnym kandydatem PiS na prezydenta, po prostu nie stawili się w Sejmie, by wysłuchać Tuska i jego ministrów.

Oni myślą już o wyborach prezydenckich. Uporczywe ataki na rząd w istocie służą tylko konsolidacji pisowskiego elektoratu w momencie przyszłorocznych wyborów. Walka ze skutkami powodzi i debata, jak się przygotować do kolejnych klęsk żywiołowych, ich nie obchodzi. Tusk miał świętą rację, gdy w środę powiedział, że akurat oni, pisowcy, są „ostatnimi, którzy mogą mówić, że ktoś się spóźnił z akcją pomocy do powodzi”, bo zajmowali się atakowaniem rządu na wiecu pod Sejmem.

Nie zrobiły na pisowcach wrażenia informacje o dezinformacji sianej na temat powodzi w internecie, nie tylko przez ruskie trolle (te same, co siały antyszczepionkową panikę podczas pandemii), ale też przez Polaków. Nie zrobiły, bo pisowcy sami uprawiają dezinformację jako metodę walki z obozem Tuska.

PiS udaje niewiniątko w sprawie zbiorników retencyjnych na Dolnym Śląsku, choć w TVN ciągle pokazują filmiki z archiwalnymi wypowiedziami polityków obozu Kaczyńskiego, w których są przeciwnikami nowych inwestycji hydrologicznych. Obóz Tuska pokazuje statystyki, z których wynika, że to za rządów Platformy zbudowano dużo więcej zbiorników i wałów.

Co z tego, kiedy nie powstrzymały teraz powodzi, replikuje opozycja, choć wiadomo, że w dużym stopniu zadziałały, jak powinny. Tusk miał być prorokiem pogodowym, miał przewidzieć powódź w każdym szczególe, utajniał informacje meteo, bo jest sterowany przez niemieckie lobby klimatyczne i biznesowe. Powódź każą mu wykorzystać do niemieckich inwestycji hydrologicznych w Polsce. Te insynuacje odsuwają realny problem infiltracji rosyjskiej w Polsce na plan dalszy.

I tak w kółko: fakty się nie liczą, liczy się kalkulacja, że ciągłe ataki ze strony opozycji osłabią szanse głównego kandydata demokratycznego na wygraną w wyborach prezydenckich. Opozycja będzie usiłowała wmówić wyborcom, że nieporadny rząd z nieporadnym prezydentem to czarny scenariusz dla Polski. Tyle że to już było za rządów Kaczyńskiego i za prezydentury Dudy.