Po błędzie czas na rekonstrukcję rządu
Premier Tusk, wyjaśniając, czemu podpisał nominację neosędziego na szefa jednej z izb Sądu Najwyższego, użył słowa „polityczność”. Zaznaczył, że jego zaufany współpracownik nie dostrzegł „polityczności” tej kontrasygnaty. Merytorycznie to nieprzekonujące, bo jeśli zaufany – i to tak, że premier nie oczekuje jego rezygnacji – to niemożliwe, by podsunął Tuskowi gorący kartofel.