„Wychowanie patriotyczne”

Trochę to dziwne, że akurat szef resortu siłowego przedstawia założenia projektu ustawy o „wychowaniu patriotycznym”. Za bardzo to pachnie polityką bieżącą. Partia ministra i wicepremiera Kosiniaka-Kamysza ma samodzielnie słabe wyniki sondażowe. Kierownictwo stronnictwa postanowiło wykorzystać okazję: jego szef mówił o ustawie akurat w dniu Święta Wojska Polskiego. Niech się projekt kojarzy i z patriotyzmem, i z mundurem. Na razie tekstu projektu nie znalazłem w internecie.

Założenia brzmią poprawnie politycznie. Jest wzmianka o Witosie, ale też o Miłoszu i Tokarczuk, nie ma nacjonalistycznych zgrzytów. Słyszymy, że ma powstać kolejny instytut, właśnie imienia Wincentego Witosa (czemu dopiero teraz?), ikony antyklerykalnego i antysanacyjnego ruchu ludowego. Rozumiem, że ludowcy gotowi są sfinansować ten projekt z własnych funduszy. I że jest dziełem ludowców, a nie projektem do zgłoszenia przez rząd koalicyjny. Co na to Lewica? Czy nie pokaże środkowego palca w rewanżu za utopienie przez PSL jej projektu o dekryminalizacji pomocnictwa w aborcji? Pokusa będzie silna.

Barbara Nowacka, kierująca resortem oświaty, powiedziała, że w nowym roku szkolnym nie przewiduje się wprowadzenia jako osobnego przedmiotu „wychowania patriotycznego”. Planuje zastąpić zajęcia z „historii i teraźniejszości” – dziecko byłego ministra Czarnka – wychowaniem obywatelskim. To dobry kierunek. Sam Kosiniak-Kamysz zaznaczył, że nie chodzi o nowy przedmiot, tylko ogólny kierunek reformy edukacji po pisowskiej smucie. To też słuszne. Jak dowiemy się więcej, będzie można o tym dyskutować.

Moim zdaniem – także jako byłego nauczyciela języka polskiego w przemyskim liceum – wychowanie patriotyczne zaczyna się (albo nie) w domu rodzinnym. Bo co to jest patriotyzm? To nie tylko emocje, ale też pewna postawa. A tego uczymy się najpierw nie z książek – choć niektórzy też, ale to raczej mniejszość – tylko z obserwacji zachowania rodziców, dziadków, rówieśników dotyczących spraw publicznych. Na przykład płacenia podatków, poszanowania prawa, chodzenia na wybory, tolerancji, czytania książek i prasy, umiejętności rozwiązywania waśni i problemów, przekazu tradycji i historii. Patriotyzm to nie tylko zainteresowanie sprawami publicznymi – na każdym poziomie, od własnego środowiska po państwo – ale też zdolność krytycznej analizy tych spraw, a nawet do „obywatelskiego nieposłuszeństwa”, gdy sprawy publiczne idą w złym kierunku.

I na tym etapie wkracza szkoła. Edukacja obywatelska uzupełnia się z patriotyczną pod warunkiem, że jest bezpartyjna. Powinna uczyć ustroju, konstytucji, pokazywać miejsce Polski w świecie i główne jego problemy. I oduczać nacjonalizmu. Żeby to robić, musi mieć dobrze przygotowanych nauczycieli, którzy wchodząc do sali lekcyjnej, zostawiają na boku prywatne poglądy polityczne i światopoglądowe. Nie chodzi o to, by się ich wyrzekali, tylko by ich nie narzucali, wykorzystując swoją pozycję. Wystarczy, że będą robić swoje rzetelnie i przyzwoicie. Biorąc pod uwagę, że uczniowie pochodzą z różnych środowisk i mają różne doświadczenia. Potrafiąc wysłuchać różnych opinii i uczyć odróżniania dobra od zła.

Wszystko to zależy ostatecznie od rządzących i zasobów finansowych państwa. Same frazesy, choćby najpiękniej brzmiące, nie wystarczą. Patriotyzm to dobra rzecz, byle nie podszywali się pod niego demagodzy i manipulatorzy w polityce i Kościele. Człowiek nie rodzi się jednak patriotą. Zostanie nim (lub nie), jeśli z własnej nieprzymuszonej woli wybierze patriotyzm zamiast obojętności lub cynizmu i kiedy spotka ludzi, którzy swym przykładem do tego go zachęcą i przekonają. Moi uczniowie z pozalekcyjnego kółka literackiego przemycili do więzienia, gdzie byłem przetrzymywany z innymi działaczami Solidarności, zabawną książeczkę w formie komiksu, którą sami napisali i narysowali. Dar serca i wyraz solidarności. Stan wojenny był dla nich lekcją dwóch patriotyzmów: tego partyjno-generalskiego i tego obywatelskiego. Oby dzisiejsza młodzież takich dysonansowych lekcji nie pobierała w swoim życiu.

Patriotyzm nigdy nie był monolitem, miał i ma wiele twarzy i wcieleń, nikt nie ma nań monopolu, żadna partia ani Kościół. Dzisiaj chciałoby się też mówić o „matriotyzmie”, bo w naszej historii przekazem patriotycznym zajmowały się także, a czasem głównie kobiety. To samo dotyczy zawodu nauczycielskiego. To głównie kobiety uczą przedmiotów, które łączą się z „wychowaniem patriotycznym”. Długa era maskulinizmu w tradycji i przekazie patriotycznym nie dotrwa do połowy tego wieku.