Chrześcijaństwa nie obraża olimpiada, tylko pedofilia

Episkopaty rzymskokatolickie różnych krajów poczuły się obrażone widowiskiem inaugurującym olimpiadę w Paryżu. Do oburzonych dołączył abp Marek Jędraszewski. Oświadczył, że widowisko było żenujące i obraziło miliard chrześcijan. To dziś przekaz prawicy nie tylko w Polsce. Ma uderzyć w środowiska LGBT pod pretekstem obrazy uczuć religijnych. W Rosji Putina i na Węgrzech Orbána z praw społeczności nieheteroseksualnych propaganda robi przykład degeneracji Zachodu. Ale świat zachodni niewiele sobie robi z tego kołtuństwa.

Chyba że kołtuństwo ma uprawomocnić represje wobec tych środowisk na wzór niektórych krajów afrykańskich, gdzie grożą im surowe kary, włącznie z karą główną tylko za to, że ma się inną orientację seksualną niż rządzący politycy i duchowni. Działają oni według zasady, że państwo ma prawo ingerować w życie seksualne swych obywateli i obowiązek strzec w ten sposób moralności publicznej. Wtedy sprawa robi się dosłownie śmiertelnie poważna i wymaga reakcji państw demokratycznych, kierujących się prawami człowieka. Także Polski, która zabrania w konstytucji dyskryminacji m.in. ze względu na orientację seksualną.

Ataki twardej i skrajnej prawicy na widowisko olimpijskie są odwróceniem uwagi od grzechów i przestępstw popełnianych w imię chrześcijaństwa. Te ataki uderzają w Dekalog. Bo stawiają politykę ponad Bogiem, wykorzystują imię Boże do szerzenia podziałów i konfliktów, wyrażają pogardę i nienawiść do bliźniego, a tym samym mogą zachęcać do przemocy fizycznej, nie szanują rodziców nieheteroseksualnych i stanowią fałszywe świadectwo przeciwko bliźnim.

Zamiast oburzać się na show w Paryżu, taka prawica powinna stanąć w prawdzie w odniesieniu do chronicznego łamania Bożych przykazań w instytucjach kościelnych. Niemal codziennie z różnych miejsc świata płyną doniesienia o kolejnych aresztowaniach i wyrokach na księży pedofilów i drapieżców seksualnych. Niektóre przypadki szokują dodatkowo, bo dotyczą duchownych powszechnie szanowanych przez wiernych i działających na szczytach władzy kościelnej. Przestępstwa te, najciężej raniące, bo dotyczą osób bezbronnych i nieznajdujących w Kościele obrony, są prawdziwą obrazą nauk Jezusa.

Z kolei obrazy świeckich malarzy, i te dotyczące ostatniej wieczerzy, i te przedstawiające ucztę bogów na Olimpie, to nie relikwie ani święte ikony. Można je oceniać, podziwiać lub krytykować, ale nic więcej. W naszych czasach sztuka wysoka czy popularna może, ale nie musi służyć celom religijnym. Sztuka bałwochwalcza służy tylko bałwochwalcom. Dziś sztuka może też służyć wyrażaniu sprzeciwu wobec nadużyć popełnianych w imię Boga i religii. Te nadużycia nie ograniczają się do pedofilii z udziałem księży i prób ich maskowania.

Dotyczą one także sfery politycznej i kulturowej. Sprzymierzanie się ludzi Kościoła z politycznymi środowiskami autorytarnymi i rzekomymi obrońcami cywilizacji chrześcijańskiej nie mają nic wspólnego z Ewangelią, wolnością słowa, prawami człowieka. To tylko hasła maskujące chciwość władzy i pieniądza. I nienawiść do inności jako rzekomego zagrożenia „naszości”. Chrześcijaństwu zagrażają przede wszystkim obłuda i nieprawości popełnione przez chrześcijan. Kto chce bronić chrześcijaństwa, niech zacznie od własnego rachunku sumienia. Sam „tęczożerca” Jędraszewski mógłby dać przykład.