Gdzie dwóch się bije…

Skrajnie prawicowy rząd premiera Netanjahu bardziej angażował się w rozgrywkę z opozycją niż w sprawę bezpieczeństwo państwa Izrael. Tragiczne skutki tej polityki śledzimy dzisiaj z osłupieniem. Palestyńscy bojówkarze porwali z terenów, gdzie wtargnęli, m.in. młodą kobietę. Jej zbezczeszczone ciało obwozili jak łup wojenny po ulicach Gazy, wykrzykując „Allah jest wielki”.

Jeśli Bóg istnieje, to z tym barbarzyństwem nie ma nic wspólnego albo jest tylko plemiennym bożkiem. Tu wszystko jest polityką po każdej stronie, a religię bezcześci się na użytek polityki, jak tę nieszczęsną kobietę.

Lekcje dla Polski z nowej wojny na Bliskim Wschodzie nasuwają się same. Nie trzeba specjalistycznej wiedzy, by powiązać tę katastrofę z naszą sytuacją. Gdzie dwóch się bije, tam trzeci korzysta. Tam – ekstremiści, u nas autorytaryści. „Bibi” w obawie przed procesem sądowym pod zarzutami korupcyjnymi rozpoczął deformę sądownictwa. Skłócił na tym tle społeczeństwo. Masowe protesty w obronie demokracji i praworządności przybrały rozmiar wojny izraelsko-izraelskiej. Służby specjalne wciągnięto do tej wojny, choć stawiały opór, podobnie jak wojskowi. Upolitycznienie służb i wojska w kraju demokratycznym zagraża jego bezpieczeństwu. Zamiast robić swoje, czyli strzec bezpieczeństwa państwa i obywateli, angażują siły i środki do walki z politykami i obywatelami swego kraju, odrzucającymi politykę obecnego rządu. Taki kraj nie może być bezpieczny.

Prawdziwy wróg czekał na rozwój wydarzeń, aż w końcu uderzył. Nie jestem specem od wojskowości i służb specjalnych, ale było dla mnie oczywiste, że wrogowie wykorzystają wewnętrzny konflikt w Izraelu do zaatakowania go. Atak zaskoczył Izrael, jak ten sprzed 50 lat, kiedy w Jom Kipur napadły na państwo izraelskie Egipt i Syria. Niektórzy porównują obecną napaść Hamasu z atakiem bin Ladena na Amerykę 11 września 2001 r. Zaskoczenie oznacza, że wywiady nie zadziałały albo że ostrzeżenie zostało zignorowane, tak jak stało się to w Stanach.

Dlaczego państwo, którego wywiad uważa się za jeden z najlepszych na świecie, nie zostało przez niego ochronione przed atakiem? Dlaczego system Pegasus nie wyśledził przygotowań? Czy służby infekowały nim telefony opozycjonistów, jak u nas, zamiast liderów i dowódców Hamasu? Dlaczego budząca podziw i zazdrość przeciwrakietowa „żelazna kopuła” nie zestrzeliła tak dużej liczby rakiet, aby nie zdołały sięgnąć celów w Izraelu? Być może kiedyś, po wojnie, opinia publiczna pozna odpowiedź na te pytania, na razie konflikt się toczy i rosną obawy, że przekształci się w wojnę na wielu frontach, ze wsparciem USA po stronie Izraela oraz Iranu i Rosji po stronie Hamasu.

Ludzie cierpią i giną i w Izraelu, i w Gazie. Na jednym zdjęciu widzimy bosą starszą Izraelkę z związanymi za plecami rękami, eskortowaną przez uzbrojonego po zęby młodego hamasowca po pustej drodze. Polakowi przypominają się zdjęcia z Żydami wyprowadzanymi z getta warszawskiego pod eskortą Niemców.

Na kolejnym widzimy niepełnosprawną dziewczynkę palestyńską na białym plastikowym krześle, niesionym przez dwóch cywilów w Gazie, z której ludność ucieka przed spodziewanym wejściem sił izraelskich. Wszystko dlatego, że politycy od lat nie są w stanie dojść do porozumienia, a jak raz doszli 20 lat temu w Oslo, to jego współautor, premier Rabin, został zamordowany przez izraelskiego przeciwnika autonomii palestyńskiej.

U nas nie ma zagrożenia ze strony Hamasu, ale istnieje zagrożenie ze strony dużo silniejszych reżimów Łukaszenki i Putina. Hamas opracowywał plan ataku na Izrael długo i szczegółowo, czego dowodem jest napaść trwająca od soboty. Było dość czasu, by Izrael się przygotował, ale tak się nie stało, co też widać po przebiegu ataku. Naturalnie przyjdzie czas kontrofensywy i rewanżu, ale konflikt dalej nie zostanie rozwiązany, tylko się pogłębi, a może i rozleje szerzej.

W Polsce mieliśmy ostrzeżenia przed możliwą napaścią Rosji. Nie tylko w formie pogróżek z Kremla. Ujawniono przypadki ingerencji w polską przestrzeń powietrzną. Urzędujący minister obrony próbował w to wrobić dowódców wojskowych, a teraz doprowadził do ich odejścia ze stanowisk, choć to on powinien odejść. W ramach obsesji na punkcie Tuska ujawniono część polskich planów obronnych przyjętych za rządów PO/ZSL. Chodziło o jeden z wariantów na wypadek posuwania się w głąb kraju sił wroga. Na kłamliwy i niebezpieczny użytek wyborczy – że niby „Tusk chciał oddać pół Polski agresorom” – pokazano wschodnim reżimom, jak Polska się przygotowuje do obrony przed ich napaścią. To zdrada stanu.

Pocieszamy się, że póki Polska jest w NATO, jesteśmy bezpieczni, wszystko jedno, kto rządzi. Przykład Izraela pokazuje, że warunkiem bezpieczeństwa, tak samo ważnym, jest zgoda narodowa wokół własnego państwa. Zgoda polega na wyłączeniu kwestii bezpieczeństwa z bieżącej walki politycznej. PiS, jak „Bibi”, stawia wyżej swoje interesy niż interesy narodowe. Promuje się na tle mundurów, a jednocześnie zarzuca opozycji, że chce wciągnąć wojsko do kampanii wyborczej. Z takim ministrem obrony i taką władzą nie jesteśmy bezpieczni.