Brytania tonie

Kiedyś „panowała nad morzami”, potem stawiła mężny opór Hitlerowi, za co zapłaciła rozpadem imperium, w końcu postawiła na wspólnotę europejską, teraz pogrąża się w chaosie, bo niewielka większość obywateli zagłosowała za wyjściem z UE.

Dziś Wielka Brytania głosuje w ramach wyborów do Parlamentu Europejskiego, bo nie zdołała z niej wyjść, jak planowano, pod koniec marca. Głosowanie jest więc poniekąd drugim referendum w sprawie, która podzieliła głęboko, boleśnie i trwale społeczeństwo.

Sondaże wróżą zwycięstwo dopiero co założonej partii za brexitem Nigela Farage’a. I sromotną porażkę rządzącym torysom pod przewodem premier May. Jej przyszłość jako szefa rządu wisi na włosku. Czarnym koniem okazuje się zepchnięta wcześniej do drugiej ligi politycznej partia liberalno-demokratyczna. W sondażach wyprzedza nie tylko torysów, ale i lewicę laburzystowską. Ale Brexit Party wyprzedza ją o kilkanaście procent. Wyniki poznamy najwcześniej w niedzielę.

Zwolennicy pozostania w UE raczej stracili nadzieję. Farage, dziś ulubieniec antyeuropejskiej skrajnej prawicy, poczuł krew i żąda, aby po wyborach dołączył do oficjalnej delegacji brytyjskiej rokującej z UE warunki rozwodu. To nonsens, bo delegację mianuje rząd wyłaniany w rezultacie wyborów krajowych, a nie europejskich.

Ale w tym szaleństwie jest populistyczna metoda. Farage, jak inni liderzy skrajnej prawicy, przedstawia się jako inkarnacja woli narodu. Nie będzie sobie zawracał głowy przepisami prawa.

Mieszkałem i (legalnie) pracowałem w Londynie. Moje dzieci chodziły tam do publicznej podstawówki. Podziwiałem i nadal podziwiam kulturę i „cywilizację” brytyjską. Należę do pokolenia, które kochało Beatlesów i Rolling Stonesów nie mniej niż Boba Dylana, co nie przeszkadzało mi czytać z aprobatą Johna Stuarta Milla i Adama Smitha.

Nie wyssałem konserwatyzmu ani socjalizmu z mlekiem matki, lecz mam wielki szacunek do idei liberalnej, poszanowania praw obywatelskich, autonomii jednostki w granicach rządów prawa. Wielka Brytania wydawała mi się ostoją zdrowego rozsądku i racjonalnego pragmatyzmu.

Na obecny chaos na Wyspach jako obywatel Polski i UE patrzę ze smutkiem i niepokojem. To oczywiste, że kryzys brexitu uderza w nas wszystkich, bo osłabia Unię, a wzmacnia siły przeciwne jej integracji dla wspólnego dobra.

Powiecie, że to frazes, za którym kłębi się wciąż rywalizacja egoizmów państw narodowych. A jednak „marzenie europejskie” jest dla mnie i wielu Europejczyków wciąż żywą inspiracją. Nie widzę dla niego sensownej alternatywy. Nie jest nią „Europa ojczyzn” rządzonych przez populistów i nacjonalistów. Owszem, rządy powinny reagować na społeczne oczekiwania, ale odpowiedzialnie.

PS.

Napisałem wyżej, że May wisi na włosku. To było wczoraj. Dziś premier złożyła broń. Zapowiedziała, że ustępuje ze stanowiska lidera konserwatystów. Ze łzami w oczach i drżącym głosem. Teraz torysi muszą wybrać nowego lidera, który zastąpi May na stanowisku szefa rządu. Mówi się, że we wewnętrznych wyborach partyjnych duże szanse ma Boris Johnson, zwolennik twardego brexitu. Titanic idzie na dno.