Litewski Gross

Właściwie: litewska Gross, bo chodzi o Rutę Vanagaite, autorkę książki „Nasi” o mordowaniu Żydów przez Litwinów podczas wojny.

Na temat tej książki rozmowę z autorką (Marcina Kąckiego) opublikował „Duży Format”. Rozmowa jakże aktualna, bo u nas podejmowane są znów próby pomniejszania, a nawet negowania udziału grupy Polaków w zbrodni na Żydach w Jedwabnem w 1941 r.

Pani Vanagaite zasługuje na szacunek i uznanie. Wyręczyła poniekąd litewskich badaczy, którzy temat podejmują niechętnie i jak dotąd tylko na użytek akademicki. Nie chcę spekulować na temat przyczyn tego ociągania się. Mnie poruszyło to, że Vanagaite, która zawodowym historykiem nie jest (tak jak Jan Tomasz Gross), uważała, że prawda jest najważniejsza, nawet jeśli jest tak przerażająca.

Kierowała się najważniejszym motywem osób podejmujących tak zwane tematy trudne, tematy tabu: chciała wiedzieć, jak było naprawdę, i czy jej własna rodzina miała w tej masakrze litewskich Żydów (a także Polaków i innych mniejszości) jakiś udział, czy się na tym ludobójstwie wzbogaciła. Ustalenia były dla niej szokiem, a jednak książkę opublikowała.

Tacy ludzie płacą za swą prawość, dociekliwość i odwagę cywilną. Vanagaite oskarżano o zdradę narodową, wysługiwanie się Żydom i Putinowi, chęć zbicia majątku. Całkiem tak jak czynią to w Polsce nasi „obrońcy dobrego imienia” w stosunku do Grossa.

Tymczasem zdolność rzetelnego zbadania i publicznego przedstawienia mrocznych wydarzeń z historii własnego narodu jest wartością i zasługuje nie na ataki, lecz na podziw i szacunek, nawet jeśli ma się inne zdanie.

Ta zdolność nie jest żadną „pedagogiką wstydu”, tylko dowodem dojrzałości intelektualnej i moralnej. A w tradycji katolickiej, tak bliskiej obecnej władzy, wyznanie grzechu i naprawienie jego skutków to warunki odnowy moralnej.

W sprawie Jedwabnego pod rządami PiS następuje niepokojący regres. Jego symbolem jest opinia nowego prezesa IPN, pana Szarka, że wykonawcami zbrodni byli Niemcy. Wywołała, słusznie, protesty polskich historyków Zagłady Żydów, ale rządzący politycy milczą.

Mam na półce nad biurkiem dwa tomy dokumentacji zbrodni w Jedwabnem wydane w 2002 r., za prezesury Leona Kieresa. Wśród autorów profesorowie Machcewicz, Libionka, Żbikowski, Rzepliński (tak, dzisiejszy prezes TK). Fachowcy, ale, widać, nie dla PiS, który dziś chce swojego IPN i swojej narracji o Jedwabnem.

Tamci historycy nie podważali udziału sporej grupy Polaków w spaleniu żywcem Żydów. Dyskutowano również o szerszym kontekście zbrodni, o możliwej inspiracji niemieckiej, obecności Niemców na miejscu zdarzenia, realiach okupacji.

Teraz proporcja zaczyna się zmieniać: maleńka grupa Polaków, silna presja Niemców. Nowy, zdominowany przez PiS IPN będzie propagował tę wersję. Zapowiada to jasno opina nowego prezesa.

Nowa narracja została już dostrzeżona za granicą i zrobiła fatalne wrażenie. Protestowała m.in. żydowska organizacja przeciw zniesławianiu ADL.

O co tu chodzi? Narodowa debata o Jedwabnem pozytywnie wyróżniała nas na tle innych państw pokomunistycznych, takich jak Litwa. Wpisywała się w politykę odbudowy dobrych stosunków Polski z Żydami i Państwem Izrael. W tej odbudowie mieli swój udział Jan Paweł II i prezydent Lech Kaczyński.

Teraz zszokowana prasa izraelska donosi, że polska minister edukacji Anna Zalewska unika wyraźnej odpowiedzi na pytania, kto zabił Żydów podczas pogromu kieleckiego i spalił Żydów w stodole pod Jedwabnem.

Niestety, pani minister, zabili Polacy. Niech pani się nie lęka mówić prawdę. Młodzież słucha. Słuchają nauczyciele. Niech pani weźmie przykład z dzielnej Litwinki.