Anglikanie,wracajcie do Rzymu!
Z moich czasów londyńskich mam sentyment do Kościoła Anglii. Może na zasadzie kontrastu z doświadczeniem, jak to jest być katolikiem u nas. No, inaczej. Poprzestańmy na jednym: tam się uśmiechają, ksiądz mówi do rzeczy, po mszy można napić się herbaty, a nawet zjeść muffinka.
Anglikanizm jest very English/British: dziś wieloetniczny, demokratyczny, otwarty na debatę i kompromis. O korzeniach pamięta, ale nie skamieniał. Po długich dyskusjach i przygotowaniach dopuścił ordynację kobiet, nie dyskryminuje osób homoseksualnych, teraz szykuje się do ordynacji kobiet biskupów.
Ale nie ma tak dobrze: te reformy napotykają na opór części anglikanów – biskupów, księży i wiernych o nastawieniu konserwatywnym, bardzo podobnym do konserwatyzmu katolickiego. Jest ich mniejszość, ale są zorganizowani i cieszą się pełną swobodą wypowiedzi i działania wewnątrz Kościoła. Oni patrzą na Kościół Anglii inaczej niż zewnętrzni życzliwi obserwatorzy czy goście. To już nie jest Kościół Chrystusowy – żalą się – to Kościół ,,poprawności politycznej” – nie ma wyjścia, odchodzimy do Rzymu.
I Watykan wyciąga pomocną dłoń. Już w początku lat 90 przyjął kilkuset księży anglikańskich odmawiających uznania demokratycznie podjętej decyzji kościelnego ,,parlamentu” dopuszczającej kobiety do kapłaństwa (po ponownym wyświęceniu na księży rzymskokatolickich nadal pozostali w zawartych wcześniej małżeństwach).
Ale tym razem Rzym idzie duży krok dalej: zapowiada stworzenie specjalnej struktury dla anglikanów konwertytów w ramach Kościoła Benedykta XVI. To może być dodatkowa zachęta do anglikańskiego eksodusu. Watykan powiadomił o tym oficjalnie zwierzchnika Kościoła Anglii zaledwie dwa tygodnie przed faktem – co nie było eleganckie. A zwierzchnik
to bagatelizuje, tak jakby nic się nie stało. Tylko jego emerytowany poprzednik nie zgadza się na takie traktowanie przez Rzym Kościoła Anglii.
Myślę, że więcej racji ma ten drugi, abp Carey. Prawda, że tradycjonaliści sami szukają oparcia w Rzymie, trudno mówić o watykańskim podbieraniu dusz. Lecz ten drugi już w ostatnich dwudziestu latach kryzys anglikanizmu powinien niepokoić jego przywódców. Zachwieje on i tak kruchą równowagą nie tylko w Kościele na Wysapch lecz i w całej 80-milionowej światowej Wspólnocie Anglikańskiej, gdzie secesją grożą zwłaszcza lokalne ultrakonserwatywne Kościoły afrykańskie.
Chyba że tak naprawdę ,,politycznie poprawna” anglikańska większość odetchnie z ulgą. Niech Benedykt konsoliduje swój Kościół z pomocą antymodernistów, rozczarowanych anglikanów czy zapiekłych lefebrystów, a Kościół Anglii niech idzie w swoją stronę. Cóż, to też jest jakaś opcja. Czy anglikanizm straci na tym część swego uroku, czy się w końcu, po 5 wiekach, sprotestantyzuje, to nie mój problem. Dla mnie byłoby ciekawe, gdyby anglikanie konwertyci zaczęli wpływać na katolicyzm rzymski, dodając do niego, mimo wszystko, choć trochę British flavour, smaku Brytanii. Ale to mrzonka: rozpuszczą się w nim bez śladu.
Komentarze
Zobaczymy co bedzie.
Pisze red. Szostkieiwcz: Dla mnie byłoby ciekawe, gdyby anglikanie konwertyci zaczęli wpływać na katolicyzm rzymski, dodając do niego, mimo wszystko, choć trochę British flavour, smaku Brytanii. Ale to mrzonka: rozpuszczą się w nim bez śladu.
Kiedys, po tym jak pan Michal wraz z Ketlingiem wysadzili sie w Kamiencu, na przeciag jednego pokolenia zydzi aszkenazyjscy znalezli sie pod panowaniem Turkow, czyli z grubsza stalo sie ich udzialem doswiadczenie zydow sefradyjskich. Pozniej krol Jan III odwojowal Podole.
Ale ten krotki wydawaloby sie epizod mial niebagatelny wplyw na powstanie ruchu chasydow i studia kabalistyczne.
Moze anglikanie i katolicy przypomna sobie razem Woman of Bath zamiast forsowac na ksiezy panie w typie Kazi Szczuki?
Kosioł anglikanski jest tosunkowo progresywny. Idzie to, tak jak autor blogu suerje duzo dalej niz programowa herbata z jej typowym anglo-amerykanskim wypiekiem. Sceptycyzm konserwatywnych anglikanow jest nie tylko wyrazem tesknoty za Watykanskim autorytetem, czesc anglikanskich duchownych staje sie konwertytami – duchownymi kosciola prawoslawnego, szczegolnie na terenach US i Kanady. Anglia ma dluga historie chrzescianstwa poprzedzajacego okres dominacji Rzymu (Watykanu).
Sceptycyzm wobec monarchy jako glowy kosciola – biorac pod uwage sedziwy wiek Krolowej Elzbiety II-giej – daje kosciolowi Angliganskiem wiele niepewnosci.
Bankrupcja finansowa Anglikanizmu w Kanadzie w rezultacie masywnych obligacji wobec poszkodowanch systemu ktory wraz z kosciolem katolickim i administracja rzadawa pozwolil na bezwzglednykulturcampf, zadniedbanie przemoc i akty pezprawia wobec godnosci i niezaleznosci seksualnej – miedzy innymi pokolen polnocnoamerkanskich dzieci indianskich i inuickich, dzieci aboryginow nie byly oszczedzone z tej pozogi.
Panie Redaktorze i Uczestnicy dysput,
proszę mi wybaczyć, że wyznam, co następuje: czytając rozmaite dzieła poświęcone dziejom chrześcijaństwa i śledząc współczesne doniesienia o niepokojach, konfliktach i skandalach w mniejszym bądź większym stopniu dręczących wszelkie odłamy tej religii, nie mogę oprzeć się refleksji, że znany z intelektualnych prowokacji francuski filozof pochodzenia rumuńskiego (syn prawosławnego księdza i ateistki!), Emil Cioran, nie był daleki od prawdy, gdy rzekł był: „Od dwóch tysięcy lat Jezus mści się na nas za to, że nie umarł na kanapie”.
Prosze Pana
Dla mnie liczy sie chrzescijanizm. Pan natomiast udajac poprawnego dzial jak V kolumna.
Pytanie, dalczego?
Ja też bym chętnie usłyszał głos anglików konwertytów zachwalających swoje małżeństwa w kościele Benedykta XIV oraz namowy innych księży do ich zawierania
Nie wypowiadam się, bo się na tym kompletnie nie znam. A nie może istnieć po prostu jakaś religia, sama decydująca o sobie?
Co to wszystko kogoś obchodzi w sytuacji kiedy większość ludzi w Europie marzy aby te dwie religie zniknęły i ślad po nich zaginął. Gdyby nie wielkie zagrabione pieniądze jakimi dysponują od wieków, dawno w budynkach kościelnych byłyby muzea lub księgarnie. Jedną z nich w Niemczech właśnie co pokazano. Budzi to optymizm.
Dziś trudno wyrokować. Bardzo może się okazać, że anglikanie, którzy przejdą pod władze papieża zostaną zepchnięci do roli teologicznej i organizacyjnej prowincji tak jak grekokatolicy. Ale możliwe, że wykorzystają swoja szansą i od samego początku będą się starali na zajęcie jak najlepszej pozycji w watykańskich strukturach zarządzania Kościołem i we wpływie na jego dalszy rozwój. To zaś może doprowadzić do powolnych, ale istotnych zmian w także w kościele rzymsko katolickim.
Progresywni katolicy nic nie zyskają wśród nowych współbraci wsparcia w sporach doktrynalnych, (mimo, że anglikanie są protestantami w treści). Ale mogą uzyskać wsparcie w równie istotnych kwestiach proceduralnych. Anglikanie są, bowiem przyzwyczajeni, nawet ci konserwatywni, do innego sposobu zarządzania diecezją, parafią, traktowania wiernych, rozwiązywania sporów itd. są w tym podobni do katolików z Zachodu. I tu upatrywałbym szansy na zmianę w zasiedziałych mechanizmach KK.
Przywódcy anglikańscy musza się niepokoić nawet, jeżeli głośno tego nie mówią. Dziś w Anglii, Kanadzie i USA kościół anglikański (episkopalny), choć nadaj jest wyznaniem establishmentu bardzo się kurczy. Siła wspólnoty anglikańskiej tkwi dziś w konserwatywnych kościołach Afryki Azji i Ameryki Południowej. I nawet, jeśli tylko niewielka część z nich zdecydowałaby się odejść to będzie to dla Lambeth dotkliwy cios.
A mnie się wydaje Panie Redaktorze, że Benedyktem w tym (i w innych przypadkach również) kieruje zwyczajny, immanentny każdej religii (zwłaszcza monoteistycznej) prozelityzm. Gdy do tego – jako „szefa” instytucji globalnej, hierarchicznej, feudalnie zorganizowanej i funkcjonującej, ponad-czasowej oraz nakierowanej na „rząd dusz” (choćby nawet formalnie) – dochodzą osobowe, personalne i świadomościowe horyzonty Papieża *, powód (w formie decyzji przez Pana opisanej **) jawi się całkiem jasno.
Anty-modernistyczny trend w Kościele zaczął się nie z chwilą wyboru Benedykta na Papieża – ten wybór jest konsekwencją wcześniejszych trendów, kierunków, sposobu rządzenia Kościołem przez JP II itd. Benedykt jako inkwizytor, cenzor i „domini cane” K.Wojtyły na „stolcu piotrowym” po prostu realizuje określoną koncepcję i wizję wspólnoty (która akurat wg mnie jest zupełnie inną niźli „wymyślili” sobie Ojcowie Soboru czy Jan XXIII – albo inaczej: po prostu K.Wojtyła i J.Ratzinger inaczej zrozumieli Vaticanum II i inaczej odczytują współczesność, modernizm, postęp). Poza tym Benedyktem powodować może też chęć konserwatysty (i taki też sposób myślenia), że otwierając się na „inny” konserwatyzm w perspektywie dekad wzmocni się właśnie konserwatywny ruch w całym katolicyzmie (taki sposób myślenia i postrzegania świata też powodowały dużo dalej niźli symbol, wyciągnięciem ręki do „Bractwa św.Piusa X”).
I jeszcze jedno – w historii Kościoła było kilkunastu papieże którzy wcześniej (podobnie jak J.Ratzinger) byli inkwizytorami: co prawda to inne czasy, inna mentalność, inny „Zeitgeist” – lecz pewne prawidłowości można z tego wyciągnąć. Ani m.in. Urban VII, ani Pius V, Paweł IV, Paweł V, Mikołaj III, Innocenty IX czy tym bardziej Sykstus V nie zasłynęli w historii katolicyzmu jako ludzie „otwarci”, humanitarni, wzorce pro-osobowych nauk Mistrza z Nazaretu. Trudno się więc dziwić (oczywiście z uwzględnieniem perspektywy czasu i współczesnego „Zeitgeistu”) Benedyktowi – „per analogiam”.
Pozdrawiam serdecznie.
WODNIK53
* – pozwolę się z Panem Redaktorem wyraźnie nie zgodzić (chodzi o Pańską tezę nt. kard.J.Ratzingera postawioną w cennym i fajnie napisanym materiale o Ratzingerze z ostatniego „Niezbędnika inteligenta” – ss. 83-87) co do istoty mentalności i sposobu widzenia świata przez Benedykta: moim zdaniem On jest typowym fundamentalistą – proszę tylko niech Pan Redaktor przypomni sobie co kard.Ratzinger mówił w wywiadzie dla V.Messoriego – „Raport o stanie wiary” – przed kilkunastoma laty na tematy takie jak: restauracja, postęp, rozwój, „concilium” etc.
** – w nawiązaniu do Pańskiego felietonu trzeba jeszcze dodać, że np. kard. W.J.Levada (kierujący Kongregacją Doktryny Wiary czyli d.św.Oficjum) – to ważna postać w Watykanie – krytycznie wyraził się o możliwości stworzonej przez Benedykta dla konserwatywnych i tradycjonalistycznych anglikanów: mogą teraz en bloc dokonywać konwersji (Levada jest za utrzymaniem dotychczasowego sposobu – czyli konwersje mogą być dokonywane tylko osobiście)
Panie Adwersarzu,
Fajnie czytac na kanapie, kawa paruje, kot sie prezy, koc zwija sie na kolanach. Prawda? Ach jacy ci chrzescijanie straszni! Toz to lepsze niz o skarbach i piratach!
Sugeruje pzreprowadzke do Arabii Saudyjskiej albo do Indonezji. Tam bedzie sie pan mogl oddawac rozwazniom o okrutnym rysie islamu.
A moze do Afryki? Czasu ile dusza zapragnie do rozwazan nad ulomnosciami anmizmu.
Dziwnie sie zawsze czuje patrzac jak owieczkom nudzi sie pies pasterski.
@”Atticus-ie” 25.10.2009 h: 11.23.
Gwoli uzupełnienia Twego wpisu – religii i wiary religijnej nigdy, powtarzam – NIGDY, nie należy utożsamiać z „instytucją”. Zwłaszcza z taką jak Kk……..świadczy o tym jego historia. A że w obszarze łacińsko-atlantyckim, gdzie jest (a raczej – było) centrum, katolicyzmu, nastąpiły takie zmiany (w wyniku przede wszystkim tej instytucjonalnej działalności Kk) to już inna inszość. Właśnie przywoływane przez Ciebie Ar.Saudyjska czy Indonezja (może być jeszcze Iran czy Malezja itd.) świadczą dobitnie o mojej tezie przytoczonej wyżej – przyczyny dechrystianizacji Europy (co nie jest jednoznaczne z „utratą” duchowości).
Pozdrawiam.
WODNIK53
Z moich doświadczeń z katolicyzmem brytyjskim wynika, że herbata po mszy katolickiej też jest dozwolona. Ksiądz (co prawda Irlandczyk z republiki) czasem w czasie mszy dowcipem strzeli, ludzie generalnie uśmiechnięci i przyjacielscy wobec „obcych” – społeczność jest raczej mała ale otwarta. Tak więc nie sądzę by to był problem ogólnowatykański – myślę, że to jest problem przede wszystkim polski. To w Polsce na uśmiech do obcego człowieka na ulicy można dostać groźbę, postukanie się w głowę bądź naburmuszoną reakcję.
Sądzę, że Czas dojrzał do tego, aby zdefiniować samą istotę religii, w odniesieniu do obecnej epoki w dzuiejach naszweggo gatunku.
Mam wątpliwości, czy kierunek, ku kościołowi poprawnioścui politycznej, nie jest ewolucją do czegoś, co będzie bardziej komórką klubowo- edukacyjną, z samą istotą instytucji kościelnej mającą niewiele wspólnego.
Herbatka, muffinek, przy tym ploteczki, skojarzenia pokazaniowe- też w formie plotkarskiej etc. Gdzie tu miejsce na to co dla wiernych powinno być najważniejsze- wewnętrzne pobycie z własną duchowością.
Warto pamiętać, że każdy kościół, to nie są tylko jego władze zwierzchnie, ze swoimi problemami. Kościół, to też nie są wyłącznie wierni ze stolicy. Kościół, to rzesze zwykłych ludzi z prowincji, z proboszczami, którzy organizują im życie duchowo-społeczne. Ci podsawowi wyznawcy danej religii będą musieli się uporać z ewolucjami na górze swojego Kościoła.
Mnie, jako niereformowalnemu ateiście, problemy Kościołów , jako instytucji, są zupełnie obojętne, mam jednak wątpliwości, jak to zniesie prowincja.
Rzesze wiernych z prowincji, utrzymywane są w dównowadze duchowo-psychicznej dzięki „obsłudze ich tego rodzaju potrzeb przez placówki Kościołów działające w ich parafiach.
Zbyt szybkie modyfikacje w Kościołach, mogą postawić ich, przed zmierzeniem się w swoich prowincjonalnych placówkach-samotniach, z Wielką Pustką realnego Wszechświata.
Czy herbatka lub muffinek, i trochę refleksji towarzyskiej, o tym co przed chwilą mówił pastor, wystarczą im do gwałtownego przejścia od epoki religii- do współczesnego podtrzymywania duchowych totemów swoich przodków?
Zupełnie osobnym dylematem jest konserwatyzm watykańskiego katolicyzmu.
Osdobiście uważam, że konserwatyzm, jest nierozerwalnie przypisany religiom w ich podstawowej istocie. Wierzę, że jest to watrość pozytywna , jako równowaźnik, dla rozbrykanej awangardy w modernizowaniu najróżniejszych zachowań i wartości , we współczesnych społeczeństwach. Warto pamiętać, że gra idzie o kondycję duchową rzesz ludzi z prowincji.
Pozdrawiam,Sebastian
Wpisuję jeszcze raz mój komentarz, tym razem bez błędów, bo w poprzednim kilka słów mi uciekło.
Nie tyle by się rozpłynęli, tylko by ich zgaszono, tych konwertytów. Sam Pan dobrze wie, jak tyrański jest tzw. Kościół katolicki, który Pan tak często i słusznie krytykuje. Nie byłoby ani muffinka, ani gadania z sensem, nawet uśmiechu by zabrakło.
Myślę, że nie ma co nawet bawić się w takie rozważania – niech ludzie, którzy wyznają Boga według Biblii, zostaną przy tym. Bo Kościół Anglii wyznaje Boga według Biblii, a więc sprotestantyzował się i to już od dawna, szczególnie tzw. Low Church.
Ciekawe, że tam, gdzie czci się Boga według Biblii, czy to u anglikanów, czy w Polsce np. u ewangelików reformowanych, jest i gadanie z sensem, i uśmiech i nawet ciastko dla bliźniego swego. A tam, gdzie czci się papieża według brewiarza – to częściej można się natknąć na rzygi nienawiści albo brednie o prezerwatywach. Przepraszam za mocne słowa, ale tak po prostu jest.
Może po prostu Bóg jest lepszy od papieża, a Biblia od brewiarza?
Pozdrawiam
> tam się uśmiechają, ksiądz mówi do rzeczy, po mszy można napić się herbaty
> Anglikanizm jest (…) wieloetniczny, demokratyczny, otwarty na debatę i kompromis.
> Oni patrzą na Kościół Anglii inaczej niż zewnętrzni życzliwi obserwatorzy czy goście.
> lokalne ultrakonserwatywne Kościoły afrykańskie.
> antymodernistów, rozczarowanych anglikanów czy zapiekłych lefebrystów
Serdecznie dziękuję panu redaktorowi za kolejną porcję publicystyki najwyższej jakości. Choć jednocześnie muszę przyznać, że zabrakło mi przypomnienia o przyrodzonych cechach konserwatyzmu, takich jak: eurofobia, ksenofobia, homofobia, zamknięcie na świat, nieufność, snucie paranoicznych teorii spiskowych, gra na fobiach i uprzedzeniach. Ten konserwatyzm w ogóle jest jakiś taki faszyzujący, prawda?
„Ten konserwatyzm w ogóle jest jakiś taki faszyzujący, prawda?”
Nie.
Ten nasz konserwatyzm to:
Postępowy,otwarty na świat i ludzi.
Z ufnością parzący w przyszłość.
Modernizujący kraj i przysparzający nam chluby.
Europa, to nam bardziej Kaczyńskich niż Włochom Berlusconiego zazdrości.
Dodam od siebie, ze u nas po mszy tez mozna sie napic.
A tak na powaznie, irytuje mnie punktowanie wad kk dlatego, ze nie serwuja muffinkow, zreszta podlych. Jesli w kosciele pojawia sie 3 osoby na krzyz, to nie dziwota, ze mozna serwowac muffinki.
Przy wszystkich wadach, naduzyciach i pewnym zdeprawowaniu jest kk filarem zarowno europejskiego dobrobytu, jak tez i swiatopogladowej wolnosci, taka jaka znamy ja dzis. Jesli podziwia red. brytyjsckosc, to trudno przeoczyc ducha Zachodu, i smiechu warte byloby niedostrzeganie roli kosciola w tym dziele. Podstawowej roli.
Niestety francuscy filozofowie z dzielnicy lacinskiej maja to do siebie, ze nie legna sie w despotiach, tylko tam gdzie mozna cale zycie przesiedziec w kawiarnii. Podawana herbata tez raczej w WB nie rosnie, a skads ja brac trzeba, bo dobra (tak jak kakao do muffinow). I to nie pod ksiezowym bacikiem schylal sie pan Hindus lub inny Maja, o czym warto pamietac.
Mozliwe, nawet, ze ma pan racje Wodniku.
Moja glowna mysl jest taka, ze zeby oddawac sie urokom krytyki, trzeba bylo najpierw las wokol wykarczowac. I ja sie ciesze, ze w czasach karczowania lasow moj kosciol byl w tym lepszy niz inne, bo jednak wole, no jakos wole, i tyle, klekac na oba kolana i nie wstawac na jutrznie, niz bic glowa o posadzke. A jak do tego chce zjesc muffinka to ide do kawiarni.
Nic gorszego, jak boga kocham nic gorszego niz ksiadz z gitara i taca mufinkow. Podejrzewam, ze maja nawet w Piekle specjalny departament dla takich.
A ja z rozmaitych pobytów w Wielkiej Brytanii zapamiętałem tamtejszy Kościół Katolicki – ciepły, otwarty, refleksyjny, wyciszony, mądry, przyjazny ludziom i światu. Po mszy też jest rozmowa z księdzem i można się napić herbaty. Dodam, choć to zapewne oczywiste, że za granicą jak ognia unikam polskich parafii – polskie parafie mam w Krakowie i mi za nimi nie tęskno :-/ Katolicyzmowi służy sytuacja kościoła mniejszościowego, który musi zabiegać i dbać o wiernych, natomiast pozycja kościoła dominującego, który o swoją formalną pozycję i znaczenie zabiegać nie musi, za to chętnie staje się kościołem władzy, bardzo często oznacza – ech, nawet mi się pisać nie chce. Ale skoro brytyjscy katolicy – nie konwertyci z anglikanizmu, ale katolicy-katolicy – jakoś nie mogą zmienić oblicza Kościoła Powszechnego, na wpływ konserwatywnych konwertytów specjalnie bym nie liczył.
Kościół Anglikański jest do tego absurdalnie lewicowy i politycznie poprawny. Tego akurat nie chciałbym przenosić do Kościoła Katolickiego.
spin doctor pisze:
2009-10-25 o godz. 09:55
czyżbyś w jakiś sposób podzielał mój, wyrażony już na tym blogu, pogląd, że chrześcijaństwo to nieszczęście jakie przydarzyło się pięknie ewoluującej z antyku Europie?
Pozdrawiam – Lech
Atticus pisze:
„A tak na powaznie, irytuje mnie punktowanie wad kk dlatego, ze nie serwuja muffinkow, zreszta podlych.”
Waść przesadzasz! Muffin muffinowi nierówny i są takie, co pączkowi do posypki nie dorastają, a i są takie, co rozpływają się w ustach. 🙂
A ja się zgadzam z Wodnikiem53, że ” religii i wiary religijnej nigdy, powtarzam – NIGDY, nie należy utożsamiać z ?instytucją? czyli ludzką organizacją.” Może dlatego najlepiej się czuję w pustych kościołach ( niestety kościoły są zwykle pozamykane gdy nie ma obrzędów), przy samotnych przydrożnych krzyżach albo zapomnianych przez ludzi kaplicach. Lubię tam posiedzieć i pomyśleć Bogu, życiu i sobie. I tyle zaspokaja moje duchowe potrzeby. Po cholerę mi marchewka (herbatki, biszkopty) albo kij (stadne tresowanie przez proboszczów).
Pozdrawiam
Lech pisze:
2009-10-25 o godz. 21:47
„chrześcijaństwo to nieszczęście jakie przydarzyło się pięknie ewoluującej z antyku Europie”
Zależy co masz na myśli. Chrześcijaństwo zwyciężyło, gdy Imperium Rzymskie było już od ponad stu lat w stanie zapaści. Przyszłość i tak należała do barbarzyńców. Może ciemne wieki trwałyby krócej, ale to już rozważania fantastyczne.
> Ten nasz konserwatyzm to: Postępowy,otwarty na świat i ludzi. Z ufnością parzący w przyszłość. Modernizujący kraj i przysparzający nam chluby. Europa, to nam bardziej Kaczyńskich niż Włochom Berlusconiego zazdrości.
Proszę nie żartować sobie z poważnych spraw! Musimy zwalczać ten faszyzujący i antysemityzmujący konserwatyzm! Bo przecież, co powiedzą o nas w Paryżu!
–
Parker pewnie czytał ‚Rok 1984’. Być może nie zrozumiał, ale to nic nie szkodzi. Dzięki temu może czytać sobie z przyjemnością inne rzeczy.
@ „parker” i „atticus”
parker – myślę, że Europa nie zazdrości zarówno Italii „Berlusco” jak i Polsce „kaczorów”. Bo czyż można jakiemukolwiek krajowi zazdrościć obecności w życiu publicznym „troglodytów” ? Inną sprawą jest fakt – immanentny naturze ludzkiej – większej tolerancji i zrozumienia przyczyn „troglodyctwa” swojego, zachodnio-europejskiego niźli tych samych przypadłości u nuworyszy, kraju nie-do-końca-uważanego-za-europejski (patrz np. felietony i myśl prof.prof. B.Łagowskiego, L.Stommy lub A.Walickiego). I nasze „ochy” i „achy” nad niesprawiedliwością dziejową, niezrozumieniem „Chrystusa narodów” i mesjanistycznym powołaniem nic tu nie zmienią.
Pozdro.
atticus – z tym „bacikiem księżowskim” to zupełna nie-zgoda. Może rzeczywiście w wymiarze „plantacji” czy „hacjendy” Hindus czy Maja go nie czuli bezpośrednio * lecz w perspektywie wynarodowienia, porzucania (a w zasadzie wymuszania owego porzucenia) obyczajów, mód, często języka, a przede wszystkim – wiary przodków ten „bacik” był jak najbardziej dotkliwy. Czyli – niszczenie autochtonicznej kultury. I realizowany b.często przy wsparciu „brachium sekularae”. Bo skąd by się wzięła np. taka niechęć, nienawiść, opór i złość w Chińczykach zabijających podczas powstania bokserów (koniec XIX w.) misjonarzy chrześcijańskich kojarzonych bezwzględnie z wynarodowieniem, niszczeniem i poniżaniem tego co „chińskie” itd. A powstanie bokserów było autentycznym, ludowym zrywem p-ko europeizacji (czyli wynarodowieniu) Chin przez mocarstwa europejskie: misjonarze byli przez rdzenną ludność jawnie utożsamiani z „białą” rasą (władze nie musiały ich ku temu podburzać) i sloganami znanymi np. z Szanghaju, z dzielnic – enklaw dla Europejczyków: „psom i Chińczykom wstęp wzbroniony”.
Analogiczne fakty miały miejsce zarówno w Korei, Japonii czy Wietnamie.
A ów „bacik” w płaszczyźnie świadomości jak działał w Nowym Świecie – dlaczego to bp Valladolid powagą Kościoła przyznał rację w dyspucie (XVI wiek) Las Casasa i Sepulvedy temu drugiemu – czyli te racje stały się racjami całego Kościoła: Indianie nie mają duszy, nie są więc ludźmi (konsekwencje takiego stanowiska będą obowiązywały przez stulecia).
I jeszcze jeden wymiar tego „baciku” księżowskiego – dlaczego w fortach Afryki Zach. tam gdzie ładowano na statki miliony „żywego towaru” celem wysłania go na plantacje do obu Ameryk wieszano krzyże i przebywali tam misjonarze chrześcijańscy (ze strony Rzymu byli to przede wszystkim franciszkanie) ? Czy tylko z tytułu nawrócenia zbłąkanych owieczek na „drogę” Mistrza z Nazaretu ? A jak porwany z interioru i zmaltretowany Murzyn miał odbierać tych głosicieli „miłości bliźniego” w owych warunkach (zwłaszcza kiedy misjonarz i jego prześladowca mieli „białą skórę”
i twarz) ?
Pozdrawiam i miłych przemyśleń.
WODNIK53
* – choć w perspektywie funkcjonowania tzw. „redukcji paragwajskich” ów właśnie „bacik” był jak najbardziej adekwantnym do tego coś Drogi Blogowiczu napisał w swoim poście.
Ciekawe, ze najglosniej o prawo ksiezy do zawierania zwiazkow
malzenskich upominaja sie ci, ktorzy wsrod innych grup ludnosci
propaguja zycie na „kocia lape” twierdzac, ze rodzina to
burzuazyjny przezytek.
„oboma ręcyma” podpisuję się pod zdaniem pfg – sytuacja konkurencyjności wyznań doskonale wpływa na jakość życia religijnego. Obserwuję to na codzień jako parafianka w dzielnicy, gdzie kościół katolicki dzieli od ewangelickiego 300 metrów. Dzielnica inteligencka (taki norymberski Zoliborz) oraz o tradycjach lewicowych, ale jest sporo ludzi wierzących, uczestniczących, działających. Kazania zaspokajające wyrafinowane gusty intelektualistów i teologów, ale i pełne osobistych refleksji, nie stroniące od humoru, odniesień do aktualnych wydarzeń itd.
Apolinary Dębogórski
Pisze Pan:”Proszę nie żartować sobie z poważnych spraw!”
Tylko poważne sprawy, warte są żartowania.
Pisze Pan:”Musimy zwalczać ten faszyzujący i antysemityzmujący konserwatyzm!”
To proszę sobie zwalczać,a mnie pozwolić wyśmiewać.
A co jest do rozumienia w „Rok 1984” ?
Typowa dla Szanownego Autora ogólnikowość wypowiedzi, powoływanie się na bliżej nie określony „progresywizm” wyznań poza-katolickich (no, może za wyjątkiem prawosławia), ich „mówienie do rzeczy” (czytaj: w sposób mdły, do znudzenia „poprawny”, egzystencjalnie miałki). I ta tęskonota za „sprotestantyzowaniem” doktrynalnym anglikanizmu. ..
Trzeba sobie jasno powiedzieć, że zbuntowani anglikanie nie chcą się przenosić do Kościoła w Polsce (z jego specyficznymi historycznymi traumami i zaszłościami) tylko do uniwersalnego Kościoła powszechnego, który po prostu trzyma się konsekwentnie zasad tzw „tradycyjnej etyki” (obecnie już rozpisanej na argumenty i szczegółowe interpretacje) a przy tym jest dostatecznie elastyczny w praktyce duszpasterskiej tam gdzie to jest doktrynalnie dopuszczalne.
Doceniam argumenty na temat herbatki i ciasteczek jednak donoszę, że brak takowej po mszy w Polsce jest spowodowany masowością tutejszego katolicyzmu i względami praktycznymi. A to, że ludzie za bardzo się do siebie nie uśmiechają jest wynikiem najnowszej historii z czasów PRL-u, kiedy Kościół pełnił rolę para-opozycji poddawanej przez ub-ecję łamaniu sumień (i funkcjonował w stanie zagrożenia) a przy ówczesnym stanie spraw publicznych nie było nikomu do śmiechu. Zresztą to się stopniowo zmienia – znikła n.p. rezerwa wobec wykonania widocznego znaku pokoju przez podanie ręki nieznajomym, pojawiły się tu i ówdzie ministrantki. O wiele dalej to poszło w Kościele w krajach nie cierpiących na polskie traumy. Osobiście uczęszczałem na herbatki po mszy organizowane przy „Katolska Shirkan” w Uppsali (k. Sztokholmu) oraz przy Polskiej Misji Katolickiej w Hamburgu. Tam gdzie liczba wiernych na mszy nie przekracza ok. 100 pogaduchy dość łatwo jest zorganizować. Katolska Shirkan organizował też msze w 5 językach oraz koncerty chórów o zgoła niekatolickiej proweniencji – tak więc w rozumieniu Autora powinien być uznany za „progresywny”, tyle tylko, że to wszystko jest zaledwie nieistotnym marginesem jego misji. Wpadłem też do kilku kościołów protestanckich w Szwecji, których „progresywizm” polegał na obecności niewiasty ubranej w ornat, przeciwko czemu nie miałem NIC zgoła, poza tym ,że atmosfera bynajmniej nie była jakoś nadmiernie „progresywna” raczej usypiająca, treść liturgii nie odbiegała znacząco od typowych publicznych, smędzących wystąpień pedagogów czy psychologów. Trudno było to nazwać spotkaniem z Sacrum. Przypominam, że dla katolików udział w liturgii powinien być (choć bywa raczej rzadko) kontaktem z Tajemnicą. Miałkość liturgii w Kościołach katolickich w Polsce też się często zdarza ale z powodu nieprzygotowania znacznej liczby księży a nie z powodu wygładzania politycznych kantów na siłę. Dla mnie jednak stwierdzenie „Kościół jako znak sprzeciwu” nie jest tak do końca pustą frazą.
Jako ten, który w północnych Niemczech przepracował i przemieszkał ponad 5 lat, domyślam się nawet dlaczego Anglikanie się nie palą do „protestantyzacji”. Język Kościoła Augsburskiego stał się już na tyle „do rzeczy”, że nie budzi żadnych protestów nawet wśród tamtejszych lewaków – stał się tak „poprawny”, że zwyczajnie nikomu „nie wadzi” nikogo już nie obchodzi i przestaje istnieć w świadomości publicznej. Co najwyżej Polacy, na zasadzie kontrastu z polskim katolicyzmem, mogą się epatować pokładami „protestanckiego rozsądku”, który tak dalece wychodzi na spotkanie doraźnym potrzebom wiernych, jest tak permisywny i nie wywołuje konfliktów sumienia … po prosu „idzie ludziom na rękę” …. . Kościoły protestanckie w Niemczech zajęły się głównie organizowaniem koncertów i anonsowaniem ich a więc stały się niemal „czysto informacyjne” bez zawracania sobie głowy penetrowaniem duszy – to akurat pozostawiają świetnym na ogół teologom. Nie dziwota, że w protestanckich (a właściwie zeświecczonych) landach: Hamburgu, Schlezwigu-Holsztynie czy Dolnej Saksonii, Kościoły Augsburski i Reformowany roztapiają się bynajmniej nie w Kościele katolickim ale w niebycie. No bo skoro akceptują w pełni cywilizacyjne status quo to może ich równie dobrze nie być. Nie wiem czy akurat o taką „perspektywę” powinno chodzić zbuntowanym anglikanom.
Dyskutanci tacy jak Autor bardzo chętnie przechodzą do porządku dziennego nad takim bagażem historycznymi protestantyzmu jak XVI-wieczna wojna chłopska będąca bezpośrednim następstwem Reformacji (50-100 tysięcy ofiar, dziesiątki spalonych kościołów),
nad początkowo silną protestancką doktrynalną opozycją wobec dzieła M. Kopernika (bądź co bądź kanonika warmińskiego działającego przy katolickim klasztorze), nad „zasługami” protestantów w procederze eksterminacji czarownic (to była „specjalność” protestancka bardziej niż katolicka – patrz słynna sprawa czarownic z Salem), nad „osiągnięciami” społeczeństw protestanckich w zakresie kolonizacji Nowego Świata (zniszczenia tamtejszej rodzimej kultury i rozmiary eksterminacji Indian dokonane przez protestantów na Dzikim Zachodzie w XIX wieku grubo przekroczyły wyniki eksterminacji dokonane przez hiszpańską (czyli „katolicką”) konkwistę dokonaną 300 lat wcześniej w Ameryce Środkowej i Południowej – w czasach dużo „mniej cywilizowanych”. Kolejnym „sukcesem cywilizacyjnym” protestantów, tym razem niderlandzkich, było stworzenie systemu apartheidu w Transvalu i Oranii (Afryka płd) – wojny burskie z przełomu XIX i XX wieku pomiędzy Wlk. Brytanią a osadnikami holenderskimi nieco ucywilizowały tamtejsze stosunki choć bez przesady. Jeśli chodzi o czarny ląd – można się spierać o wkład protestantów i katolików w jego rozwój cywilizacyjny. Chociaż protestanckich misji było więcej to jednak dziś n. p. mocnym punktem szkolnictwa afrykańskiego są szkoły francuskojęzyczne (kojarzone w czasach kolonialnych z katolicyzmem) oraz szkoły katolickie jako takie o wysokim poziomie i ujednoliconym programie, z których korzystają również elity muzułmańskie.
Faktem powszechnie przemilczanym jest udział ludności protestanckiej (głównie z Prus Wschodnich, Brandenburgii i Meklemburgii) w wyborze w 1933 roku do władzy hitlerowskiej NSDAP (co było podyktowane słabością Rep. Weimarskiej i nadzieją na zbawienne skutki „silnego przywództwa”) . Jeśli ma się za złe Piusowi XII dyplomatyczne „lawiranctwo” w czasie II wojny, mające na celu utrzymanie jedności Kościoła i nie eskalowanie zagrożeń to co powiedzieć o niemieckich protestantach będących w gruncie rzeczy podporą reżimu (pomijając nieliczne grupy dysydenckie).
Działający w katolickich Włoszech w latach 1922-43 reżim faszystowski był bez porównania łagodniejszy i w sumie, poza paroma ekscesami (podbój Abisynii, obozy jenieckie w płn Jugosławii) – bardziej obliczalny.
Jak nieprecyzyjnym postulatem jest ta „protestantyzacja” widać po geografii politycznej w trakcie ostatnich wyborów prezydenckich w USA. Konserwatywne stany południowe to stany PROTESTANCKIE (głównie baptystyczne ale też luterańskie) – to one są matecznikiem republikańskiej konserwy a chyba nie o ten kierunek Autorowi chodzi.
Amerykańscy katolicy nie wiążą się wyraźnie i trwale z jena z dwóch partii a szefową klubu demokratów w Kongresie jest N. Pelosi – stuprocentowa katoliczka a przy tym bojowniczka o …prawo kobiet do aborcji. Jak widać cała ta dyskusja n.t konwersji anglikanów nie da się sprowadzić do kilku stereotypów.
W anglikanizmie jest konserwatyzm, który skutkuje ekxodusem do Rzymu i konserwatyzm, który na żadne otwarcie się nie godzi. Taka wyraźna dystynkcja pozwoliłaby, by tekst stał się b. czytelny dla odbiorcy.
Unikałbym stosowania terminu „msza”, bo choć jest obecny w Kościele anglikańskim, to zawsze wymiennie z innymi i nie w takim znaczeniu, jak w rzymskim katolicyzmie.
Z żalem odnotowałem pomyłkę redaktora Szostkiewicza w ostatnim numerze Polityki, jakoby Barbara Skarga „była wychowana w domu luterańskim”. Ja wiem, że w Polsce przez „głęboką znajomość tematu” dochodzi do różnych radykalnych uproszczeń (np. myli się ewangelicyzm z ewangelikalizmem), ale od inteligencji, którą osobiście cenię, wymaga się więcej. Otóż Barbara Skarga wychowała się w domu o tradycji ewangelicko-reformowanej. Czyli potocznie – choć to też uproszczenie – kalwinistycznej.
Pozdrawiam i czekam na kolejne ciekawe teksty!
t.
> A co jest do rozumienia w ?Rok 1984? ?
Ano właśnie. W zasadzie nic takiego 🙂 Proszę nie przejmować się złośliwościami, tylko dalej chłonąć publicystykę redaktora Szostkiewicza, który znakomicie posługuje się językiem… no, językiem polskim oczywiście
🙂
Spóźniony komentarz, ale co tam. Autor wykazał się sporą dozą naiwności. Przecież jeśli przejęci anglikanie coś zmienią to na pewno nie na lepsze. Benedykt postanowił odłamać z Kościoła Anglikańskiego jego najgorszy fragment, mizoginów, homofobów, a może nawet mizantropów nienawidzących współczesnej cywilizacji w ogóle, bo świecka, relatywistyczna itp. Anglikańscy liberałowie mogą się nawet cieszyć, bo pozbywają się kłopotliwego dla nich problemu. Lepiej więc mieć nadzieję, że rozpłyną się w liczącym ponoć miliard wiernych KK bez śladu.
Miejmy nadzieję, że nic nie wyjdzie z tego tytułowego powrotu Anglikanów do Rzymu. W ogóle cały ten ekumenizm to jest moim zdaniem jedna wielka lipa, która jest korzystna tylko dla Watykanu, w szczegołności dla powiększania jego władzy i splendoru (czyt.: pieniędzy). Dobra jest różnorodność i pluralizm, a wszelki monopol prowadzi do skostnienia i buty (czego dobrym przykładem jest niestety polityczne rozpanoszenie się Kościoła w Polsce).