Św.Paweł, Nycz, Wałęsa

Niezły dym. Widziałem, jak Lech W. warknął odrzuciwszy w tył głowę, że na niego [Nycza] są jakieś papiery. Robiło to fatalne wrażenie. Dokładnie takie, jakie robią rzucane o tak sobie teczkowe oskarżenia. Ale Wałęsa dotąd czegoś takiego publicznie nie robił. On, ofiara kampanii lustracyjnej z udziałem dawnych działaczy Solidarności i młodych wilków z IPN, chlapnął przed tysiącami widzów, co mu ślina na język przyniosła.

Są dwie okoliczności lekko łagodzące tę dezynwolturę byłego prezydenta. Po pierwsze, prawie natychmiast przeprosił, pod drugie – mógł mieć po ludzku dość. Bo przecież to nie byle kto tylko senator Romaszewski doczytał się w słowach metropolity aluzji do Wałęsy. Więc Wałęsa mógł poczuć krew, swoją krew, a wtedy człowiek robi różne rzeczy, bo walczy o życie.

Czy Nycz miał faktycznie na myśli Wałęsę, kiedy przypomniał zdradę i pokutę współzałożyciela chrześcijaństwa? Bardzo wątpię. Z drugiej strony powinien był wziąć pod uwagę, w jakim momencie wygłasza swe orędzie. Gdyby szukać analogii, to faktycznie do rangi Pawła Apostoła mógłby przede wszystkim Wałęsa – globalna ikona Solidarności. Nycz nie wykazał dostatecznej wyobraźni. Nikt go nie ostrzegł, po jak grząskim gruncie stąpa, podejmując swój temat odkupienia grzechu zdrady.

To przecież Polska: kraj wciąż podatny na lustracyjne rewelacje i na ewangeliczne ich usprawiedliwienia. Co do meritum, myślę, że metropolita waraszawski odnosił się raczej do sytuacji wewnątrz Kościoła, wciąż leczącego rany po lustracyjnych skandalach z abp. Wielgusem i ks. Isakowiczem-Zaleskim, a szerzej do sytuacji, w jakiej znalazło się wielu ludzi dotkniętych agenturalną infamią. Jeśli tak, to należy mu się poparcie. Pomysł z odwołaniem się do Pawła jest mocny i przekonujący dla ludzi wrażliwych religijnie. Ale ilu ich jest?

XXX

A jednak kadencyjność proboszczów doczekała się kilku ciekawych komentarzy; dziękuję zwłaszcza ,,Krzysztofowi Bramorskiemu” i ,,Neli”. Czy kadencyjność nie otwiera tematu demokratyzacji, pokaże czas (o ile episkopat ją uchwali) – pouczający jest tu głos ,,Jacobsky’ego”, ale chyba ma swoją rację ,,Eddie”, że tak czy inaczej to dopiero ewentualne wprowadzenie podatku kościelnego (płaconego przez tych, którzy się deklarują w tym wypadku jako rzymscy katolicy w formie odpisu potrącanego automatycznie w rozliczeniu podatkowym) byłoby przełomem. Ucięłoby raz na zawsze dyskusje o pazerności i bogactwie Kościoła, o jego wspieraniu przez państwo itd. Sytuacja byłaby czysta i  jasna. W tym sensie, owszem, wierzę, że dyskusje o reformach w Kościele są możliwe, a nawet mogą prowadzi do zmian praktycznych. ,,Bakersfield”, ,,TWa”,  proszę trochę więcej poczytać, co piszę na tym blogu, zamiast przypisywać mi ,,stygmatyzm” np. w sprawie ks. Rydzyka.