Pagody we krwi
Kiedy piszę te słowa, wojsko przywraca ,,porządek” w Rangunie.
Ale dramat jeszcze trwa, to nie są ostatnie sceny. Może junta jest podzielona, może Chiny naciskają, by nie przesadziła w pacyfikacji, może jednak liczą się też protesty Zachodu i fakt, że każdy może zobaczyć, co się dzieje w Birmie na ekranie telewizora czy komputera. Nie tracę nadziei, że czas generałów jest policzony. I że szafranowa rewolucja osiągnie swoje cele.
Wydarzenia w Birmie mnie poruszyły mniej z powodów politycznych, a bardziej moralnych. Jestem Polakiem, ale takim, który interesuje się światem zewnętrznym, nawet tak odległym jak Birma. Odczuwam solidarność z protestującymi przeciwko biedzie i dyktaturze Birmańczykami, choć nigdy w Birmie nie byłem. Należę do pokolenia opozycji demokratycznej i Solidarności i myślę, że potrafię się wczuć w ich emocje, kiedy idą pod bagnety i kule, wierząc, że ten protest ma sens, choć dziś sytuacja wygląda beznadziejnie.
Istoty ludzkie są zdolne do empatii, nie tylko do agresji. Wielkie religie i systemy etyczne są uniwersalistyczne, nie zamykają się w kręgu, gdzie wyrosły. Podobnie wielkie idee polityczne: wolność, demokracja, prawa człowieka. W Birmie na czele szafranowej rewolucji stanęli młodzi mnisi buddyjscy. Kiedy oglądam zdjęcia z Rangunu, jakbym widział buddyjski Bangok, który zwiedzałem kilka lat temu, szykując się do napisania książki o buddyzmie i stosunku Zachodu do buddyzmu (,,Przebudzony”). Mnisi tajscy byli bardzo podobni do tych w Birmie: uśmiechnięci, gościnni. To nie takie ważne, czym jest buddyzm – religią czy filozofią, monoteizmem czy ateizmem, siłą społeczną czy ucieczką od świata – ważne, że ci młodzi mnisi pomogli przełamać strach rodakom.
A trzeba pamiętać, że ,,Kościół” buddyjski w Birmie nie jest po tylu latach dyktatury bynajmniej jednorodny. Junta stworzyła ruch posłusznych jej mnichów – ,,patriotów”, podobnie jak robiły to władze PRL w latach stalinizmu. Ten ruch ma swoje pagody, gdzie można posłuchać pro-rządowych kazań. Podzielone jest też starsze pokolenie mnichów. Część chce mieć święty spokój, też trochę tak jak część księży w PRL niechętnych opozycji i strajkom i gotowych powtarzać brednie o tym, kto stoi za KOR-em czy Solidarnością, jakie służby specjalne, jakie frakcje, jakie państwa ościenne.
A wszystko, by wytłumaczyć przed sobą i innymi własną bezczynność. I tak jak trzydziestolatkowie w Polsce przełamli to społeczne zniewolenie sumień w epoce Solidarności, tak teraz to samo czyni w Birmie zakonna młodzież buddyjska. Zapłaci za to słono, ale Birma już jest przebudzona. To dziś o niebo ważniejsze niż przedwyborcze żałosne zaczepki i bójki nad Wisłą. Świat patrzy na Birmę. Na nas tak patrzał za rewolucji Solidarności, ale nie dzisiaj.
PS. Bobola i inni: Birma była demokracją, oczywiście raczkującą, w pierwszej dekadzie po wyjściu Brytyjczyków. Pucz wojskowych przerwał ten proces na początku lat 60. Teza, że za buntem społecznym w Birmie stoją jakieś zewnętrzne siły, np. Brytyjczycy, dążące do destabilizacji regionu jak dzialo się to w Europie Wschodniej godna Jerzego Urbana. Tu brawa dla ,,Tuciu” – święte słowa! Wodnik53 – pisali już o tym pod blogiem niektorzy,np. dana1, ale powtórzę: czy Indie i Japonia są czy nie są demokracjami typu zachodniego, czy są okupowane? czy podlegają kolonizacji? A czyja ,,epoka kolonialna” panuje w Birmie? Chyba że chińska. Mam na myśli fakty, a nie spekulacje a la Monde Diplomatique o globalnym neokolonializmie. Jacobsky – hm, dlaczego Pan pisze ,,tak zwany Wolny Świat”, trochę mnie to zmartwiło, zwłaszcza w kontekście Birmy. Nie ma różnicy między Kanadą a Birmą? MIRski – pieniądze zbierane na Stocznię przez Radio Maryja faktycznie wylądowały w jakimś ,,trójkącie bermudzkim”, czyli ani nie wróciły do ofiarodawców, ani nie pomogły Stoczni. Ale ponieważ nikt z ofiarodawców nie zgłosił, o ile pamiętam, formalnej skargi prywatnej, bo wystarczyło im zapewnienie ks. Rydzyka, że pieniądze poszły na dobre cele, śledztwo zostało umorzone.
Fot. ullstein bild – JOKER/Allgöwer, BE&W
Komentarze
O Burmie wiem tyle ile dowiedzialem sie z orwellwskich „Dni burmanskich”. Te zas byly napisane w roku 1934 gdy autor byl angielskim policjantem pacyfikujacym tubylcow tej bylej brytyjskiej kolonii. Nie wiem jak bardzo zapadl w swiadomosc burmanczykow krotki okres demokracji postkolonialnej (zapewne nie dluzszy niz 10 lat) . Od lat 60tych uplynelo juz jednak ponad 45 lat i bardzo watpie aby mlodociani mnisi rozrabiajacy na ulicach mieli jakies pojecie o wadach i zaletach ustroju demokratycznego w wydaniu burmanskim czy innym. Wiem natomiast, ze zorganizowanie duzych manifestacji w wielomilionowym miescie wymaga pracy organizacyjnej oraz funduszy. Wydaje mi sie wiec, ze stoja za tym jakies zewnetrzne sily. Wszystko stanie sie jasne gdy pojawia sie hasla zgody narodowej, grubej kreski i prywatyzacji reszty przemyslu panstwowego. O ile wiem produkcja narkotykow jest juz bowiem calkowicie sprywatyzowana. Media donosza, ze polscy specjalisci od prawie bezkrwawych rewolucji wyrazili juz gotowosc twoczego przeniesienia swoich doswiadczen na grunt azjatycki.
Panie Adamie,
„tak zwany Wolny Swiat”… – przyznam szczerze, ze wyszlo niezrecznie, zwlaszcza w konteskcie Birmy. Oczywiscie, ze jest roznica miedzy Birma a Kanada czy Polska.
„Tak zwany Wolny Swiat”… chyba odezwalo sie stare przyzwyczjenie jezykowe, ciagle pokutujace we mnie dlatego, ze dosc krytycznym okiem obserwuje dzisiejszy swiat, szczegolnie ten wolny. Co oczywiscie nie usprawiedliwia przesadzania w formulowaniu wlasnych ocen. Dziekuje za zwrocenie mi uwagi.
Pozdrawiam,
Jacobsky
PS. Moim zdaniem jeszcze nie czas na zmiany w Birmie. Niestety, ale konstelacje sa przeciwne temu zrywowi.
Analizy polityczne,kulturowe- to pasjonujace. Zawsze jednak ogarnia mnie strach, kiedy prowadza one do widzenia rzeczy ludzkich tak jakby to byl teatr kukielkowy.
Zastanawiam sie czy takie widzenie swiata to wynik przenikliwosci i erudycji, czy ucieczka przed odpowiedzialnoscia. Ucieczka przed czyms co dla jednych jest przeklenstwem dla innych swiatlem w tunelu.
Idzie mi o Wiare w Wolna Wole, autonomie osoby ludzkiej, w sensownosc moralnej samooceny.
Tak, to bardzo postreligijna postawa, ale wole byc „naiwnym” niz marionetka.
Panie Redaktorze !
Wywołany do „tablicy” i pouczony o „wydumaniu” pojęcia neokolonializmu a’la l’M-de Diplomatique mogę tylko „posypać głowę popiołem”. Zaznaczę jedynie, że argumenty o których Autor Blogu pisze są szlachetne, wzniosłe, moralnie czyste i etycznie brzmią niezwykle humanistycznie. O intencjach się nie dyskutuje, je można najwyżej oceniać. Ale argumentacja przytoczona przez Pana Redaktora Szostkiewicza jest autentycznie nie do podważenia – zwłaszcza gdy wytacza się armaty najwyższego kalibru z gatunku „Polak – współtwórca i działacz S”, środkowoeuropejska tradycja non-violence, opór Polaka „od-zawsze” przed autokracją i zniewoleniem etc. Nota bene pragnę tylko przypomnieć (o czym powszechnie się dziś zapomina – jeśli się mylę to proszę mi to wypomnieć !), iż za twórcę zasady walki z „autokracją” , „zniewoleniem” i jakimkolwiek przymusem” uważany był dotychczas M.Ghandi….
Jeśli dyskutujemy o wymiarze etyczno-moralnym……Ale polityka i zagadnienia społeczne są realne, nie wydumane i wymykają się autentycznie „pięknoduchostwu” (choć zapewne jest ono szlachetne i wzniosłe) czy niezwykle szkodliwej w tej materii zasadzie „wishfull thinking”. Potem stykamy się (ze zdziwieniem) z prozą życia, czujemy się zaskoczeni, zawiedzeni. Z wzniosłych haseł i „wysokiego C” równie może wyjść piękna i delikatna kobieta jak i mityczny smok stugłowy.
Różnimy się Panie Redaktorze – podsumowując naszą dysputę nt. temat – w spojrzeniu „na zapełniona do połowy” szklankę wodą: Pan widzi połowę zapełnioną wodą, tę „dolną” – ja, realistycznie, twardo, pragmatycznie patrzę na tę szklankę jako „niezapełnioną” w połowie….
Nic nie dzieje się w życiu bez przyczyny i bez jakichkolwiek „drugo-” lub nawet „trzeciodennych” intencji.
Pozdrawiam serdecznie łącząc się ze szlachetnymi intencjami Pana Redaktora – ale to jest mimo wszystko „chciejstwo” i „zwycięstwo moralne”, a jak mówi Dobry Wojak Szwejk „zwycięzcą moralnym jest zawsze ten, któremu przeciwnik przetrąci nogę”.
WODNIK53
Do dana-1 !
Odpowiedź na Twój ostatni wpis adresowany do mnie nt. Buddy i „jego religii”
znajduje się pod felietonem o „szafranowej rewolucji mnichow”.
Pozdrawiam.
WODNIK53
Panie Redaktorze !
Teraz króciutko ad rem; może to brutalne, obsesyjno-obsceniczne ale rzeczywiste, prawdziwe (sic !!), realne – Mao Tse-toung rzekł był kiedyś
„że krew jest paliwem historii”. Możemy oburzać się, brzydzić i wymyślać na Wielkiego Sternika, ale coś w tym szlagworcie jest na rzeczy. Pamięć, zwłaszcza tych tragicznych i krwawych obrazów, trwa w nas najdłużej, zaś trauma podlana „posoką” jest najbardziej kreatywną (inaczej – ?).
A najbardziej adekwatna oceną azjatyckich (i chyba wszystkich, ogólnoświatowych – tylko iż my, na Zachodzie tego poniekąd się wstydzimy) stosunków społecznych jest monolog M.Brando w „Czasie Apokalipsy” – wojskowego, wyalienowanego ze współczesnego świata i dzierżącego swe imperium w sercu indochińskiej dżungli. A w tle widzimy rytualne zabijanie wołu specjalnym mieczem – czy miecz może być
sacrum ?!
Pozdrawiam serdecznie Pana Redaktora.
WODNIK53
Jakie znowu bójki nad Wisłą?
Wodniku 53
A może jedyną racjonalną reakcją na, jak piszesz, ocenę stosunków społecznych zawartych w monologu Brando (przyznaję, że do bólu prawdziwą) jest pierwsza scena filmu w której pijany Martin Sheen doznaje delirium tremens? Prawda jest nie do zniesienia.
Pozdrawiam
Do dana-1 (z h; 5.46, dn. 28.09.br) !
Bardzo mądre i przenikliwe są Twoje rozmyślania i dylematy w tym poście. Choć ja, podobnie jak w przypadku wpisu będacym odpowiedzią na felieton Sz.Autora Blogu – nie mogę do końca sie z Tobą zgodzić.
Po pierwsze – wolna wola „nie do końca jest wolna”; tu jestem deterministą, człowiek to stworzenie społeczne i jest uzależniony setkami powiązań, materialnych, duchowych, mentalnych itd. z „innymi” osobnikami tego gatunku. A do tego dochodzi jeszcze „czapka”, „nadbudowa” czy „kokon” nazywany kulturą, tradycją, bagażem doświadczeń (indywidualnych i zbiorowych).
Po drugie – „naiwność” czy marionetka. Myślę, iż nie w tym rzecz. Problem trzeba postawić właśnie tak jak ja stawiam w postach wyżej – realizm, pragmatyzm, racjonalizm czy „wishfull thinking”, „romantyczny” zryw, sinusoida napięć i depresji. Czy rzeczywistość ma nas zaskakiwać czy raczej powolutku, stopniowo, systematycznie, drobnymi kroczkami winniśmy ją zmieniać. Jestem raczej za „pracą u podstaw”, edukacją i „biciem” na racje rozumu niźli „pięknymi” acz kosztownymi zrywami, a potem rozpamiętywaniem efektownych i „głupich” porażek (zarówno w wymiarze indywidualnym jaki zbiorowym). Żadnych szaleństw, żadnych nieprzemyślanych kroków.
Po trzecie – każdy z nas jest po części „naiwniakiem” (takim prostodusznym i nieskomplikowanym „Powolniakiem” z niezapomnianego serialu „Co ludzie powiedzą ?”) i po części „marionetką”. Ale bardziej to drugie …. Siły społeczne i procesy historyczne, obiektywne i absolutnie niezależne od nas pociągają – bezpośrednio jak i w dłuższej perspektywie czasu – za sznurki kierujące naszymi czynami i przede wszystkim naszym sposobem widzenia świata.
To by było na tyle w materii Twego postu, który chyba kierowałeś m.in. do mnie.
Pozdrawiam serdecznie.
WODNIK53
Co to za palmus, ten wodnik?
Wodniku
„Nic nie dzieje się w życiu bez przyczyny i bez jakichkolwiek ?drugo-? lub nawet ?trzeciodennych? intencji”, albo mozna tez: „inni szatani sa tam czynni”.
Wszystko nalezy wyjasnic w imie racjonalnosci. Do tego niezbedne sa ciagi, jesli nie lancuchy przyczyn i skutkow. Trzeba sklasyfikowac. Pytanie tylko gdzie biegnie granica uprawnionego racjonalngo „podejrzenia”, kiedy lad zmienia sie w lamus – muzeum rzeczy martwych, juz przeswietlonych i przesluchanych.
Od czasu, do czasu pojawia sie jednak jakis Budda. Ma dosc zastanego ladu, ma dosc systemu np kastowego, ekskluzywnego dostepu do „prawdy”.
Diabli tylko wiedza co takim kieruje, moze libido, moze swiadonosc klasowa, moze wariat, ba, moze to nosiciel kolonizacji. Diabel wie co kieruje tymi co za „budda” ida, nawet po pineskach.
Mozemy pytac takiego czy innego Boboli.
dana 1 z2007-09-28 o godz. 12:06
napisano bez znajomosci ostatniej wypowiedzi Wodnika.
Wojtku z Przytoka (h:10.41, dn. 28.09.2007) !
Prawd jest tyle ile punktów widzenia rzeczywistości nas otaczającej. Oczywiście możesz mówić o jakimś minimalnym „universum” które na pewno istnieje – ja osobiście nie widzę jednak takiego „universum” jedynego dla wszystkich, zarówno w czasie jak i w przestrzeni geograficzno-kulturowej. Nawet tak wszechogarniające j zasady „nie zabijaj” nie można uogólnić. I np. moje czy Twoje obrzydzenie „karą śmierci” czy „zwykłym zabiciem człowieka” (z punktu widzenia estetycznego, moralnego, kulturowego etc.) nie ma tu nic do rzeczy.
Ja patrzę na dzisiejszą Birmę jako kolejny akt dramatu – dramatu w „poezji” tragedii greckiej, gdzie ludzie stają p-ko ludziom, gdzie emocje biorą górę nad wyciszeniem i tą „pracą od podstaw” o której wcześniej pisałem, a z drugiej strony dominuje raz – poczucie obowiązku, dwa – rozkaz, trzy – rozterki vide Kreon (z „Antygony”).
Pozdrawiam serdecznie – przypominając, iż „delirka” Sheene’a miała miejsce „na początku” filmu, przed akcją i spotkaniem z „Brando” i jego interpretacją życia. Możemy więc się spierać co wywołało co….I co jest praprzyczyną czego.
Pozdrawiam równie jeszcze raz serdecznie.
WODNIK53
Tam w Birmie w slusznej sprawie, nieslusznie leje sie krew. Informacje mamy na zywo, bo swiat to juz nasza wspolna „globalna wioska” chyba ze sie zyje w jakiejs dwudziestowiecznej jalowej ziemi, a swiat traktuje sie tylko jako kreacje medialna.
Mieszkaniec wioski nie ma prawa na zdarzenia realne, dziejace sie tuz obok, patrzec jak na kreacje literacka, nawet jesli to mialby byc grecki dramat, bo latwo zesliznie sie w commedia erudita.
To prawda Wodniku 53, że delirium Sheene?a miało miejsce jeszcze przed rozwinięciem akcji ale myślę, że to był symboliczny prolog. Ta niezwykle sugestywna i „klimatyczna” scena zwiastowała cierpienia, których doświadczali bohaterowie w drodze do azylu płk Kurtza, tego „jądra ciemności”. Myślę, że owo „jądro ciemności” jest uniwersalne i droga do niego też ma uniwersalny charakter. Delirium to było przeczucie koszmaru, który miał nastąpić. Nasze poglądy, moralność, światopogląd nie mają tu nic do rzeczy. Po prostu możemy nagle znaleźć się w „jadrze ciemności”. Ba, możemy odnaleźć go w sobie. I Brando i Sheen grali nas – to uniwersalne postacie. Tak jak delirium ma uniwersalny wymiar i prawdziwy do bólu jest monolog płk Kurtza. Przecież zarzynanie wołu też wszędzie wygląda podobnie. W pewnym sensie dyskusja o Birmie, „Czasie Apokalipsy” jest dyskusją o Polsce i o nas. Tu też nie tak dawno były czasy apokaliptyczne o których mówi się teraz w gówniarski sposób jak o gonitwie Złych i Dobrych, jak o jakimś pieprzonym komiksie dla daltonistycznych dzieci. No i podsyca się tę „strefę ciemności” która tkwi w ludziach, podlewa się litościwą gorzałką licząc na nadchodzące delirium i jego koszmary. Nawet na tych blogach codziennie mamy okazję czytać takie głosy.
Pozdrowienia Wodniku
Pozdrawiam
Wojtku z Przytoka (h;13.39, z dn. 28.09.2007)
Zgoda – to jądro ciemności jest w każdym z nas; i dla każdego coś innego znaczy. Żeby odbyć tę drogę może (powtarzam – MOŻE, nic tu bowiem nie jest pewne) trzeba wpierw wpaść w „delirkę”, a może „zrobić” to całkiem trzeźwo, racjonalnie, „na-zimno”.
Zgadzam się z Toba Wojtku iż w korzeniach tych dyskusji są losy każdego z nas, zapisane w świadomości i w podświadomośsci. Bo zajmując stanowisko „dziś”, odnosimy sie do naszego „wczoraj”. To jest też przesłanie płk. Kurtza w którego wcielił się niezapomniany M.Brando. To chyba jedna – wg mnie – z najwspanialszych ról w historii kina. I chyba najbardziej „wyrazista”, ludzka, współczesna.
Pełna zgoda i pozdro serdeczne.
Czy w Przytoku pada ? Bo nad stolicą Dolnego Śląska dziś deszcz i ulewa. Smutek i nostalgia – dlatego może taki nastrój ?!
WODNIK53
Do dana-1 (h;13.39 z dn. 28.09.2007)
Podsumowując to co wcześniej napisałem – bo tam już jest zawarta puenta tego o czym Ty piszesz akurat – dodam tylko do Twego ostatniego postu to, iż „wszystko jest teatrem”, a jutro „świat zapomni” o tych ofiarach. Będzie żył, podniecał się, ekscytował „innymi” ofiarami – bo tu właśnie spełnia sie schlagwort Mao zacytowany wcześniej przeze mnie.
Mimo, iż czuję odrazę u Ciebie do mojego sposobu rozumowania pozdrawiam serdecznie. Ale odczucia nic tu nie zmieniają – dziś są takie, jutro inne. Jak wszystkie afekty, emocje i nastroje.
Jeszcze raz pozdrawiam.
WODNIK53
W sprawie Birmy ma Pan rację. Ale to,co napisał Pan o części księży „gotowych powtarzać brednie” jest – oględnie mówiąc – dużą przesadą.
Alez ja ciebie tez oczywiscie pozdrawiam. Dyskusja w blogu to nie ulica
Rangunu.
Na przyszlosc, nawet jak by bylo na „noze”, domysl sie na koniec ze pozdrawiam.
Wodniku 53
Króciutko, bo z użyczonego kompa piszę. Podobnie jak we Wrocławiu jest listopadowo, deszcz spływa jak łzy po szybach a z drzew sypią się pokurczone z zimna liście. Pogoda barowa.
Dzięki za inspirującą dyskusję i do usłyszenia (poczytania) w poniedziałek.
Trzymaj się.
Bardzo interesująca rozmowa. I nawet brutalny wtręt natręta o spisku światowym nie zakłócił ciekawych wypowiedzi. A świat – jak się zdaje – nieuchronnie się toczy w kierunku demokracji i wolności. Trwa to bardzo wolno, różnie wygląda demokracja pod różnymi szerokościami geograficznymi ( i nie trzeba jej ujednolicać na siłę) ale wydaje mi się, że zwolennicy totalitaryzmu, rządów autorytarnych prędzej czy później (czasem bardzo później) znikną.
I tym smutniej, nie tylko przez deszcz i pioruny, że my tę drogę pokonujemy serpentynami. A teraz serpentyna znów pnie się do tyłu. No może trochę na wskos.
W Przytoku oczywiście dzisiaj leje, tylko zaby skaczące po asfalcie wyglądaja na zadowolone z tego stany rzeczy,
pozdrowienia
Stara Zaba (przemoknięta do szpiku)
Zawsze mnie bawi gdy entuzjasci systemu parlamentarnego robia z „demokracji” idola wspolczesnego talatajstwa. Zapomnaja oni bowiem, ze sam fakt powszechnego glosowania nie znaczy zbyt wiele w praktyce. Istotne jest to, kto znajdzie sie na listach kandydatow oraz czyje interesy bedzie on reprezentowal w wypadku pomyslnego wyniku wyborow. W tak zwanym „wolnym swiecie” czyli na przyklad w USA, GB czy Francji mimo istnienia kilku partii politycznych faktycznie rzadzi plutokracja, ktora najczesciej finansuje bez uprzedzen wszystkie majace wyborcze szanse partie polityczne. W ten sposob bez wzgledu na wynik wyborow przebieg zdarzen politycznych idzie zgodnie z intencjami politycznych sponsorow. O bezcelowosci stosowania metod parlamentarnych dla zmiany ukladu sil przekonana jest z grubsza rzecz biorac polowa populacji krajow rozwinietych , ktora konsekwentnie ignoruje caly proces „wyborczy”. Pozostale glosy dziela sie z niemal rowno pomiedzy konkurentow. Wynik jest taki, ze nic w istocie nie ulega zmianie. Proletariat, zwany dumnie klasa srednia, nie ma nic do powiedzenia i jak dlugo nie ma ekonomicznego noza na gardle, zadawala sie ogladaniem meczy i komedii w telewizji. Problem zaczyna sie wtedy gdy warunki ekonomiczne pracownikow najemnych staja sie trudne do zniesienia. To zas mozna wywolac sankcjami gospodarczymi, obnizeniem ceny glownego produktu eksportowego oraz wpedzeniem kraju w beznadziejne zadluzenie. Ktore z tych czynnikow zaowocowaly w Burmie tego nie wiem. Ale wydaje mi sie, ze kryje sie za tym kryzysem cos wiecej niz samo pragnienie wolnosci i demokracji, ktorymi to artykulami birmanscy prole nie mogliby sobie nawet podetrzec (lewa reka) wlasnego zadka.
Dziekuje Temu Co Pisze Bobole.
Dales tu tekst:
http://szostkiewicz.blog.polityka.pl/?p=250#comment-40427
ktory jest jak stare, zluszczone odpustowe lusterko.
Mozemy sie w nim przejrzec.
Byłem w Birmie 2 tygodnie.Przejechałem prawie cały kraj.Kraj miliona mnichów i tysiecy swiatyn.Kraj w którym ludzie zyja za 20 $ miesiecznie a swiatynie kapia zlotem, kraj przesympatycznych ludzi,szczerych,przyjaznych i uśmiechnietych.Kraj w ktorym kobiety nie maja kosmetykow a jedynie zmielona kore z drzewa,gdzie samochody jezdza tylko w Rangunie a na prowincji tylko dorozki konne i wozy ciagniete przez woly.Kraj w ktorym wjezdzajac cofasz sie o conajmniej 50 lat wstecz.Widziałem Uniwersytet i miejsca gdzie armia wystrzelala kilka tysięcy studentow, ktorzy osmielili sie protestowac.Nie ma tam nawet kwiatów czy swiec…..Jest za to wszechobecna armia wyposazona w najnowoczesniejsza bron swiat, glownie chinska.Wspaniale umundurowana,wyposazona.Z dobrym zoldem………za ktory mozna zabic i wlasna matke!!!W Birmie kazdy mezczyzna musi przynajmniej przez miesiac w zyciu byc mnichem…..nawet ci bandyci w mindurach tez byli mnichami…Placze nad Birma,jej narodem i chyle czola przed bohaterstwem ludzi a zwlaszcza mnichow.Tam poleje sie wiele krwi
Piotr z sąsiedztwa,
czy swiat nieuchronnie zmierza ku demokracji i wolnosci ? – nie jestem tego taki pewien. W ogole konkretne deklaracje o nieuchronnosci kierunku, w jakim zmierza swiat=ludzkosc sa co najmniej ryzykowne. Mozna byc pewnym, ze za kilka mld lat zdechnie Slonce, mozna nawet przewidziec (obliczyc) scenariusz smierci calego Systemu Slonecznego, ale absolutnie nie mozna przewidziec, nawet w wielkim przyblizeniu, w jakim punkcie znajdzie sie swiat =ludzkosc za 20-30 lat.
Powod jest moim zdaniem prosty. Swiat to poker w wykonaniu przebieglych szulerow grajacych znaczonymi kartami, z nieograniczona iloscia asow pikowych w talii oraz w rekawach, szulerow blefujacych w kazdy mozliwy sposob i na kazdy mozliwy temat, od zasobow ropy poczawszy, a na scenariuszach skutkow ocieplenia klimatu skonczywszy. Jeden wielki, totalny (nie totalitarny) blef, na podstawie ktorego buduje sie teorie eokonomiczne, ustala wskazniki oraz kwoty, zawiera umowy itp. Szczegolnie aspekt ekonomiczny jest wazny, kiedy mowi sie o wolnosci i demokracji, ktora ma zatriumfowac. Paradoks polega na tym, ze systemy totalitarne korzystaja z daleko idacego poparcia systemow demokratycznych wlasnie poprzez scisle wiezi ekonomiczne, ktorym to wiezom otwarly droge instytucje dzisiejszego porzadku ekonomicznego, wyjete spod kontroli politycznej oraz etycznej (szczegolnie tej ostatniej). Odnosze sie szczegolnie do Chin, bo moim zdaniem jestesmy swiadkami hodowania kolejnego monstrum, ktore to monstrum hoduje inne monstra, jak np. Birma. Kraje jak najbardziej demokratyczne, miedzy innymi dzieki systemowi doplat do wlasnej produkcji rolnej sprawiaja, ze cale regiony swiata (np. Afryka) skazane sa na biede, gdyz tamtejsze rolnictwo nie jest w stanie konkurowac z produktami rolnymi subwencjonowanymi przez bogate demokracje (np amerykanska bawelna). A przeciez jednym z paradygmatow dzisiejszego swiata jest krzewienie demokracji poprzez poprawe poziomu zycia w biednych krajach, prawda ? Czy widzi Pan sprzecznosc miedzy tymi pieknymi deklaracjami a konkretnymi mechanizmami ekonomicznymi ? Ja tak. O ile kiedys wojny i twarda dyplomacja kanonierek stanowily metody narzucania swej woli innym, o tyle dzis czyni sie to w za pomoca bardziej subtelnych narzedzi, w tym ekonomii, ktora juz dawno przestala sluzyc czlowiekowi, i to raczej czlowiek zostal jej podporzadkowany lub inaczej: zatracona zostala rownowaga miedzy ekonomia a czlowiekiem (oraz jego srodowiskiem, dla scislosci). W tym sensie, jako calosc, ludzkosc utracila pory kawalek wolnosci.
I dlatego tak trudno jest mi wyzbyc sie sarkastycznego zwrotu „Tak zwany Wolny Swiat”, ktory co jakis czas wkrada sie w teksty, co prawda nie zawsze w stosownym momencie, ale mam nadzieje, ze red. Szostkiewicz teraz zrozumie lepiej moje intencje z poprzedniego wpisu.
Pozdrawiam,
Jacobsky
jadejot
Pracowałem z Birmańczykami około 10 lat na statkach. Byli bardzo pracowici i słabo opłacani. Praktykant zarabiał 150 USD miesięcznie. Legalnie mógł je wymienić na mało warte bony towarowe. Omijali to wpłacając pieniądze do banku w Bangkoku, który miał jakieś sposoby na przemycenie ich do rodziny, chyba za odpowiednią opłatą. Po 2 letnim kontrakcie, jeśli wszystko sie udało, to po sprzedaniu waluty na czarnym rynku byli nieźle „ustawieni”.
Z opowiadań słyszałem jaka tam bieda,( np nauczyciel zarabiał około 20 USD), i jaka przerażająca korupcja. Bali się narzekać i między sobą na te tematy raczej nie rozmawiali. Mimo wszystko byli to ludzie uprzywilejowani, którzy potrafili załatwić paszporty i odpowiednio to opłacić.
W PRL było podobnie, tyle że w wersji „soft”.
Teraz trwa kolejna rewolta w tym biednym kraju, może wreszcie coś się zmieni.
Oby!