Brawo, Francja!
Takiej frekwencji nie ma ani w Polsce, ani w USA. Francja dała przykład, jak używać demokracji. Nie tylko dziś. Kiedy do drugiej rundy pięć lat temu przeszedł nacjonalpopulista Le Pen, też masowo poszli głosować. Tym razem przeszli chyba samych siebie. Jak nam jeszcze daleko do takiej kultury obywatelskiej. Ale co się dziwić, kiedy u nas premier ogłasza, że dla PiS-u nie ma alternatywy! To tak jakby powiedział, że żadna inna partia, żadna inna idea polityczna nie ma właściwie racji bytu w Polsce pod rządami braci Kaczyńskich. To niesłychane, ale ponieważ takie rzeczy słyszymy teraz codziennie, zaczynamy się przyzwyczajać.
Francuzom można tylko pozazdrościć. Mieli w czym wybierać. Sarko, Sego, Bayrou, Le Pen to były właśnie wyraźne opcje, alternatywy – sól demokracji. Można im też pozazdrościć, że do drugiej tury przechodzą kandydaci prawicy i lewicy, a nie prawicy i prawicy, jak było u nas z Kaczyńskim i Tuskiem. Taka jasna sytuacja zmusza do wyboru, czyli mobilizuje, a przez to służy demokracji. Trzecia rzecz, której możemy pozazdrościć Francuzom po pierwszej turze wyborów prezydenckich, to początek końca lepenizmu.
Nie wiem, kto wygra w drugiej turze – gdybym był Francuzem, chyba głosowałbym na Sarkozy’ego w nadziei, że uda mu się stworzyć nową, post-chirakowską, post-gaullistowską prawicę na miarę wyzwań XXI wieku we Francji i w świecie. To byłoby ważne dla Polski – nasza prawica miałaby jakiś inny przykład niż duchy przeszłości.
Komentarze
Tak, brawo, brawo. Szkoda, że tak pięknie w referendum „eurokonstytucyjnym” się nie spisali.
Mam nadzieję, że Francuzi (zarówno rządzący jak i społeczeństwo) poczują się taką frekwencją zobowiązani do dojrzalszego funkcjonowania we współczesnej polityce miedzynarodowej. Za to trzymam kciuki najbardziej, pozostawiając kwestię Sarkozy vs. Royal jako w tym wypadku drugorzędną.
Faktycznie, nie jest źle. Duża frekwencja i prawie 75% głosów na partie demokratyczne (tak dobrze chyba nigdy nie było we Francji).
Założyłbym się o skrzynkę szampana, że nasz Gospodarz nigdy by nie zagłosował na Sarkozy, gdyby choć przez chwilę miał okazję przyjrzeć się jego sprytnej, skutecznej i kłamliwej polityce.
Pozdrowienia
grzes
Wybory we Francji były Świętem. Świetem radosnym i oczekiwanym . Pewnie dlatego ponad 80 % frekwencja. Rekord na skalę światową . Demokracja we Francji trzyma się mocno mimo obaw i wiekich problemów związanych z imigrantami . Skrajna prawica poniosła klęskę. Mamy się od kogo uczyć .
Viv la France!!!
Tutaj nie ma kandytów prawicy. Sarkozy to liberał (wiekszy niz Bayrou), kto mi powie, że kto popiera homozwiązki i eutanazję to konserwatysta? Le Pen ma program prosocjalny.
Jaka jest różnica między społeczeństwem obywatelskim a Narodem?
Taka, pośród innych, jak między 85% a 40% frekwencją wyborczą.
Spoptkałem opinie, że to całe szczęście, bo dopiero mielibyśmy się z pyszna, gdyby u nas głosowali wszyscy.
Ale tu nie chodzi o to, że 85% może nie wybrać prezydenta „lepiej” niż 40%. Pojęcie ?lepiej? jest oczywiście względne i w tym kontekście nie ma nic do rzeczy z frekwencją wyborczą. W kraju o niskim ogólnym wykształceniu i świadomości społeczeństwa podatnego na populizm, jak w Polsce, 85% mogloby wybrać nawet gorzej niż 40%, bo ta dodatkowa frekwencja musiałaby być przede wszystkim z grup słabiej wykształconych, jak dotąd rzadziej fatygujących się do urn.
Istotą rzeczy jest to, że wysoka (rzeczywista, nie taka jak kiedyś w demoludach) frekwencja wyborcza jest wyznacznikiem szerokiego, „czynnego”, opartego na motywacji, poinformowanego udziału obywateli w ogóle spraw społecznych i politycznych, a także jest niejako gwarantem powszechnego poczucia odpowiedzialności społeczeństwa za stan spraw w państwie.
Jest więc wysoka frekwencja bezpośrednim dowodem na istnienie SPOŁECZEŃSTWA OBYWATELSKIEGO.
Jaka jest różnica między społeczeństwem obywatelskim a Narodem?
Taka, pośród innych, jak między 85% a 40% frekwencją wyborczą.
Spoptkałem opinie, że to całe szczęście, bo dopiero mielibyśmy się z pyszna, gdyby u nas głosowali wszyscy.
Ale tu nie chodzi o to, że 85% może nie wybrać prezydenta „lepiej” niż 40%. Pojęcie ?lepiej? jest oczywiście względne i w tym kontekście nie ma nic do rzeczy z frekwencją wyborczą. W kraju o niskim ogólnym wykształceniu i świadomości społeczeństwa podatnego na populizm, jak w Polsce, 85% mogloby wybrać nawet gorzej niż 40%, bo ta dodatkowa frekwencja musiałaby być przede wszystkim z grup słabiej wykształconych, jak dotąd rzadziej fatygujących się do urn.
Istotą rzeczy jest to, że wysoka (rzeczywista, nie taka jak kiedyś w demoludach) frekwencja wyborcza jest wyznacznikiem szerokiego, „czynnego”, opartego na motywacji, poinformowanego udziału obywateli w ogóle spraw społecznych i politycznych, a także jest niejako gwarantem powszechnego poczucia odpowiedzialności społeczeństwa za stan spraw w państwie.
Jest więc wysoka frekwencja bezpośrednim dowodem na istnienie SPOŁECZEŃSTWA OBYWATELSKIEGO.
Czekam na opinię blogowiczów .którzy mieszkają we Francji dzisiaj ,już ich tu widać . Ciekawy jestem ich opini .
Szacuneczek dla Francji!
Sarkozy musi wygrać, bo tylko on gwarantuje to, że w dupę dostaną ci, którzy powinni – lewacy i Arabowie.
Bonapartysto!
Znowu prawicowe myślenie życzeniowe. Po wygranej Sarkozy nie będzie atakował ani Arabów ani lewicy. To są wszystko jedynie teksty dla wyborców Le Pena. Zresztą, jak wyobrażasz sobie „walkę” z Arabami? Ma ich załadować na okręty i wywieźć? Rozstrzelać? A jak bedzie wyglądała walka z lewicą? Państwo policyjne? Typowy, skrajnie prawicowy punkt widzenia, wziąć wszystko za mordę, to będzie porządek.
Grzesiu!
Ty wprawdzie łagodniej przesadzasz, ale też. Piszesz o ” jego sprytnej, skutecznej i kłamliwej polityce”. A która polityka nie jest sprytna … itd.? Weź na przykład Royal, ona była taka sama, tylko a rebours. Takie są niestety wymogi współczesnych wyborów.
Ale frekwencja! Że pozazdrościć.
Frekwencja wczorajszych wyborów we Francji wyniosła prawie 85%, czyli 84,3%. Biorąc nawet pod uwagę ten niższy wynik 84%, nie można mieć pretensji. Warto zauważyć, że wyboru dokonywano w jeden dzień, a nie w weekend. Tutaj nasuwa się pytanie, czy my musimy zwiększać frekwencję, stosując wybór w toku weekendowym?
Francuzi pokazali klasę. I to nie tylko europejską, ale i światową, bo nawet w USA taki wynik byłby sukcesem. Ciekaw jestem, czy to wynik frustracji z gaullistowskiego systemu politycznego, który trwa prawie tyle, ile Unia Europejska. A może to wynik tego, że wreszcie Francuzi zdali sobie sprawę z tego, iż znowu ktoś taki jak Le Pen może przejść do II tury, jeśli nie ruszą hordy niegłosujących (chociaż te hordy są o wiele mniejsze niż u nas). Może po prostu Francuzi zdali sobie sprawę z idei społeczeństwa obywatelskiego, wedle której żadna zmiana nie zostanie przeprowadzona, jeśli obywatele nie ruszą się z foteli, czy z kawiarenek z cafe-creme et cigarette? A może to po prostu jest pojedynek dwóch, trzech charyzmatycznych polityków? Coś na kształt pojedynku gigantów, którzy prezentują silnie idee, za którymi nie tylko stoi idea, ale i osobowość? Może zwyczajnie w tym roku wybory były aż tak pasjonujące? Nie było wrażenia wyboru spośród mizernych osobowości? Takie wrażenie może z fotela lub krzesła kawiarnianego ruszyć. A może, wreszcie, Francuzi znów zaczęli mówić o polityce bez rezygnacji, że i tak nic się nie zmieni?
My, Polacy, to nie nowość, jesteśmy w stanie rezygnacji i poczucia, że naprawdę nic się nie zmienii – „krzyżyk postawiony na karcie nic nie daje, bo i tak panowie dogadają się, jak należy.” To nie jest mój wymysł, takie myślenie odzwierciedla ów bardzo duży %, któremu nie chce się ruszyć z wersalki sprzed telewizora i pójść na spacer z dokumentem tożsamości.
Wielu mówi, że to wina klasy politycznej. Ludzie mają poczucie, że nie ma partii, na którą mogliby zagłosować. I to poczucie niereprezantatywności dominuje. Wielu jest takich ludzi, do których nikt się nie odzywa lub, najczęściej, programy prezentują wiatrozmienni lub Ci, którzy pewne swoje ideały zdradzili. I to dominujące poczucie degrengolady powoduje paraliż. Jeszcze nie nauczyliśmy się, że można iść zagłosować, ale nie głosować, zagłosować błędnie. To także jest głos, wbrew pozorom! Już o tym pisałem w listopadzie, więc nie będę się powtarzał.
My lubimy siedzieć. Siedzieć i czekać aż losy rozgrywają się obok. Czekamy w cieniu na wynik i jeśli jest zadowolający, mówimy „o.k.”. Zwykle jednak nie jest, ba, zawsze nie jest(!), wtedy zaczynamy gorączkować się nad rosołami, nad kotletami, rodziny kłócą się. Wielu jakoś nie potrafi pomyśleć (nie twierdzę, że ja umiem myśleć), że ten brak zejścia z kanapy stanowi jedną z przyczyn. I mamy takich siedzących na kanapach w liczbie 60% [sic!]. A państwo robi wszystko, abyśmy mogli głosować, gdzie tylko chcemy. Za granicą – w konsulatach, na statkach, we więzieniach, w szpitalach, u cioci w Zakopanem, nawet jeśli jesteśmy z Gdańska. Głosujemy w weekend. Jesteśmy informowani, że frekwencja jest niska. Jak grochem o ścianę. Nic.
Owszem, upatruję przyczynę w ordynacji. Jestem zwolennikiem ordynacji większościowej. Ewentualni półproporcjonalnej – część posłów wybierana jest na zasadzie proporcjonalnej, część na większościowej. Wtedy i wilk syty, i owca cała. Dlaczego? Bo partia może wystawiać swoich kandydatów, a wielu jest takich, którzy dostają mandat, bo byli na czele list, a tak pewnie by nie przeszli (ludzie nie rozumieją systemu proporcjonalnego i zwykle głosują na pierwszego kandydata). Owca cała, bo wyborca ma możliwość wybrania człowieka, który jest prawy, a który nie przebiłby się na miejsce pierwsze na liście (nie twierdzę, że wszyscy na czołowych miejscach prawi nie są, startuje także lewica 😉 ).
W sposobie głosowania także należy upatrywać przyczynę większej frekwencji w wyborach prezydenckich. Wybieramy bezpośrednio kandydata. Nie partię, listę, ale kandydata. To wzmaga poczucie, iż uczestniczymy w pewnym pojedynku o najważniejsze kwestie. W pewnym sensie jest to nasza loteria, gra narodowa – czy zagłosowałem na zwycięzcę?
Francuzi grają w tę grę masowo. To nie świadczy o tym, iż powinni emigrować do Las Vegas. Świadczy to wyłącznie o tym, że zdają sobie sprawę, iż to jest jedyna gra, w której wygrywa bądź przegrywa cały naród, w której prawdopodobieństwo wygrania jest większe niż w przypadku popularnego totka. Wiedzą, iż to jest jedyna gra, w której gra się dla siebie i o siebie. Wiedzą, że to jest jeden z tych momentów, kiedy pióra do kart historii przechodzą w ręce narodu.
A my nadal te krzyżówki…
Pozdrawiam! 🙂
Royal musi wygrac, bo tylko ona moze skupic roznorodne elektoraty. Sarkozy to francuski Rudy Gulliani. Tyle, ze NYC to nie Francja. Metody dzialajace w skali amerykanskiej metropolii nie zadzialaja w skali calego kraju. Trzeba naprawiac Francje glowa a nie batogiem.
zal mi ciebie bonapartysto. Gowno rozumiesz. W dupe to powinni dostac tacy jak ty.
Skrajna prawica we Francji kleski nie poniosla, poniewaz jej najlepszy pzredstawiciel otwrzymal ponad 30% glosow. Sarkozy od pieciu lat nalezy do rzadu, ktory sytuacje w kraju stanowczo pogorszyl. Jedynym jego osiagnieciem jako minister spraw wewnetrznych byly palone samochody w listopadzie 2005. 70% Francuzow wyrazilo swoja niezgode co do jego polityki. Jego zwyciestwo byloby katasrofa, poniewaz pierwszy raz w historii tego kraju zostalby wybrany na prezydenta czlowiek, ktory wzbudza strach posrod prawie polowy obywateli, ktorego prawie polowa obywateli szczerze nienawidzi.
Zal mi ciebie. Niczego juz nie zrozumiesz. W dupe to powini dostac tacy jak ty.
Moj kandydat juz odpadl, i nie sadze, zeby w ciagu nadchodzacych dwoch tygodni dawal on instrukcje swoim wyborcom jak glosowac w drugiej turze. BYlo by to chyba sprzeczne z przeslaniem, ktorym poslugiwal sie w swojej kampanii: przeslaniem trzeciej drogi. W ten sposob Bayrou bez watpienia ustawi sie do wyborow 2012.
Le Pen wydal wczoraj swoj labedzi spiew. Majac 78 lat trudno dalej walczyc z podobna ikra jak ta z 2002. Le Pen konczy sie jak przywodca FN, ale czy to oznacza rzeczywiscie koniec FN ?
Mysle, ze Francje czeka polaryzacja nastrojow w ciagu nastepnych dwoch – trzech lat, i ta polaryzacja moze stanowic impuls do wzrostu popularnosci FN, nawet bez Le Pena.
Pozdrawiam,
Jacobsky
Mialm okazje sledzic kampanie wyborcza we Francji z bliska, spedzilam w Paryzu kilka ostatnich miesiecy i jestem pod wielkim wrazeniem, tego co sie tam wydarzylo. Mam na mysli spoleczenstwo i jego reakcje, szczegolnie mlodych ludzi (sama mam 23 lata), niesamowite bylo ich aktywne zaangazowanie, ciakawosc kandydatow, uczestniczenie w spotkaniach z nimi, swiadome i bardzo wywazone podejmowanie decyzji, na podstawie zebranych informacji. Nic dziwnego, to oni, obecni francuscy dwudziestolatkowie juz niedlugo beda musieli sie zmierzyc z klopotami, przed ktorymi dzis stoi Francja,ale dojarzalosc polityczna jaka u nich zaobserwowalam to rzeczywiscie godne pozazdroszczenia, tak jak i frekwencja.
marek pisze: „Zal mi ciebie. Niczego juz nie zrozumiesz. W dupe to powini dostac tacy jak ty.”
Panowie, trzymajmy poziom! To blog Adama Szostkiewicza, a nie mieszkanie Ferdynanda Kiepskiego!
Torlin, masz rację, zmęczyły mnie te wybory i powiedziałem to zupełnie niejasno.
Sarkozy jest sprytny, ale nic pozatym (samo w sobie to nie wada, ale mało). Kłamie. Skutecznie zamyka gębę mediom. Na przykład ostatnie zamieszki (05). Dzień po śmierci dwóch chłopcow, którzy ścigani bez powodu (rasizm) przez policję, zginęli w transformatorze, Sarkozy wyjaśnia całej Francji że chłopcy nie byli ścigani przez policję, że ta nic o ich wejściu do transformatora nie wiedziała. Zamieszki były skutkiem tej deklaracji. Rok później skończymo się śledztwo w tej sprawie i ujawniono dokumenty i nagrania rozmów policyjnych. Każdy, kto trochę poszukał w prasie, mógł się dowiedzieć, że Sarkozy skłamał. I nic. Cisza . Wszyscy się boją!
ten facet chce rządzić przez zastraszanie. Wszystkim znane są jego ataki złości kiedy grozi różnym, zwykle dziennikarzom, że ich po wyborach wyrzuci.
Pozdrowienia
grzes
Panie Redaktorze,
proszę nie pisać, że my przyzwyczajamy się do tego, co mówią bracia Kaczyńscy. To nie jest prawda. Wykrzywiona twarz premiera, którą oglądamy codziennie oraz to, co mówi wywołuje bardzo złe wspomnienia i skojarzenia. Tego nie można zapomnieć przy najbliższych wyborach.
grzes,
zamieszki wybuchly ze wzgledu na nastroje na przedmiesciach, za ktore
odpowiadaja zarowno wszystkie rzady francuskie od kilkudziesieciu lat (i prawicowe i lewicowe), byc moze tez rasizm policji oraz z pewnoscia specyficzna „żulowska kultura” części młodych mieszkańców przedmiesc. I udawanie, że zamieszki wywołał Sarkozy, to technika lewicy, która dla mnie jest szczytem obłudy. Łatwiej udawać, że w zamieszkach uczestniczyły tylko „biednie dzieci” zmuszone tragiczną sytuacją, niż powiedzieć, że to banda małoletnich kryminalistów, którzy tylko czekali na okazję do spalenia kilku samochodów, a do Nowego Roku, który zwykle tę okazję im daje nie chciało im się czekać. Zrzucanie winy na Sarkozyego przez polityków lewicy to też kłamstwo.
I wcale nie chcę bronić Sarkozyego, ja zawsze wierzyłem w centrum, ale nie udawajmy, że jest on wcieleniem zła, a Pani Royal aniołem, która nie schlebia populistom.
A na marginesie, bardzo mnie śmieszy argument lewicy, że zaletą pani Royal jest to, że jest kobietą (słowa dziennikarki le Monde). Przecież to czysty seksism pod przykrywką feminizmu i poprawności politycznej. Idealnie pokazuje, że obłuda lewicowa od prawicowej różni się nie natężeniem, a zwrotem.
hlmi, chyba jednak nie. Nie powiedziałem, że Sarkozy wywołał zamieszki, powiedziałem, że były one skutkiem jego grubego kłamstwa, pozwalającego mu przedstawić się jako zdecydowany obrońca porządku, kosztem życia dwóch nastolatków, którzy wracali z boiska do domu. Z rozmów policji: „weszli do transformatora… nie będziemy wchodzić… pewnie i tak się spalą…”. Zresztą skarga o zaniedbanie będące przyczyną zgonu została przeciw policji złożona.
Potem zamieszki. Nie powiedziałem, że uczestniczyły w nich „biedne dzieci” – biedne dzieci to dla mnie chłopcy, którzy przypłacili życiem to, że bali się kontroli dokumentów, z tradycyjnymi rasistowskimi wyzwiskami i być może biciem. W każdych zamieszkach uczestniczy trochę kryminalistów (dopuszczających się rozboju i kradzieży), trochę „ideowych” i masa gapiów, którzy jeszcze nie wiedzą, jaką rolę odegrają.
Tym razem byli tam starsi bracia i rodzice kolegów ofiar. I pewnie na ich miejscu też bym tak zrobił – ci ludzie nie mieli innego sposobu powiedzenia, że boją się o życie swoich dzieci po tym, jak minister spraw wewnętrznych całkowicie poparł policję i, co wszyscy wiedzieli, skłamał, mówiąc że pościgu nie było.
Przedmieścia nie są siedliskiem kryminalistów. żyją tam biedni ludzie. Problem jest w tym, że z tych przedmieść nijak młodzi nie mogą się wydostać. Jeżeli w dodatku nie są biali, jest to prawie nimożliwe.
pozdrawiam
grzes
mam dwa obywatelstwa polskie i francuskie, od kilku lat mieszkam w Lyonie. wydaje mi sie, ze nie nalezy az tak pozytywnie podchodzic i do frekwencji i do kandydatow, ktorym udalo si eprzejsc do 2 tury. ktos zauwaztl, ze Sarkozy to liberal, co spowodowalo moj smiech. nie mozna patrzec na ich opcje polityczne przez pryzmat Polski. Sarko to typowa, stara prawica i to, ze jest za rozszerzeniem PACSow i eutanazja ni ema tu nic do rzeczy -tak tutaj wyglada prawica). Bylem na jednym spotkaniu wyborczym z Bayrou w Loni ei wydal mi sie bardzo rozsadny, na niego glosowalem, ale niestety nie udalo mu sie. Francuzi teraz sa na rozstaju drog poniewaz, albo wybiora skrajna prawice; ktora nawoluje do zrobienia porzadkow z emigrantami (przypominam czyja wypowiedz byla powodem „plonacych przemiesc”) albo mila pania z typowej lewicy, ktora nie ma pomyslu na rzadzenie (przypominam afere zwiazana z wolnosciowymi glosami miszkancow prowincji Québe i wielkim nieporozumieniem spowodowanym wypowiedzia Ségol?ne)
lyonais,
wypowiedz Ségo spowodowala chyba wiecej zamieszania i halasu we Francji niz w Québeku, gdzie przyszlo mi mieszkac. Faktem jest, ze do tej pory najwyzsi ranga przedstawiciele polityki frnacuskiej duzo zreczniej radzili sobie z kwestia quebecka. Np. w okresie poprzedzajam referendum z 1995 roku, bedac nagabywanym usilnie przez separatystycznego premiera Parizeau aby wykrztusic z siebie jaka bedzie reakcja Francji na zwyciestwo separatystow, Chi-Chi odparl, ze Francja bedzie z Quebekiem nie zaleznie od tego, jaka decyzje podejma jego mieszkancy w referendum. To rzeczywiscie bardzo dyplomatyczne, duzo bardziej niz opinia wyrazona przez pania SR. Jednak pozycja tej ostatniej przeszla tu bez wiekszego echa ze strony miejscowych kol politycznych, ktore nauczyly sie, ze poparcia dla sprawy separacji/pozostania w federacji nalezy szukac w Quebeku, a nie z Paryzu. Duzo bardziej podkreslano znaczenie quebeckiej „wpadki” Ségo w kontekscie kampanii prezydenckiej we Francji niz dla rownowagi sil politycznych w Quebeku.
Pozdrawiam,
Jacobsky (Montreal)
grzes,
Tych cytatow nie znalem, daja rzeczywiscie do myslenia. Ale ja nie twierdze, ze przedmiescia sa siedliskiem kryminalistow, tak samo jak
nie zamierzam bronic policji (jesli w filmie Nienawisc jest choc ziarno
prawdy, to sytuacja jest nieciekawa). Niemniej, ludzie podpalajacy
samochody i szkoly to sa kryminalisci, ktorzy wykorzystuja kazda okazje
i wcale nie mysla o tych dwoch chlopcach.
>Tym razem byli tam starsi bracia i rodzice kolegów ofiar
Nie osmiele sie oceniac reakcji rodziny, nawet nie chce sobie wyobrazac
jak ja bym sie zachowal. Ale z tego co piszesz, wynika, ze mial strasznie
wielu tych braci. Prawda jest taka, ze zamieszki zostaly sprowokowane
przez kryminalistow, czego by nie mowic. Co do Sarkozy’ego, nie wiem
czy klamal (nie bylby niestety wyjatkiem wsrod politykow), czy byl wprowadzony w blad, ale zadne wyjasnienie nie zmienia faktu, ze za
sytuacje na przedmiesciach jest odpowiedzialna polityka imigracyjna Francji, prowadzona przez rzady tak lewicowe jak i prawicowe…
Pozdrawiam
Według niektórych badań opinii publicznej już jest 51:49 dla Sarkozy’ego.
Strasznie zfrancuziało na tym blogu, no ale temat Gospodarza, więc pozwolę sobie na jeszcze kilka uwag. Pierwsza i najważniejsza: hlmi (czy ten nick specjalinie? hlm – domy o niskich czynszach, synonim przedmieść, hlmi – po arabsku: ten z hlm-u, ten z przedmieść), sytuacja na przedmieściach we Francji to nie wynik żadnej polityki emigracyjnej, ale niedostosowanie nieskrępowanej emigracji z czasów gospodarczej świetności do kryzysu ekonomicznego, który, jak każdy kryzys, nie był antycypowany przez rząd. Plus, niestety, od lat 80-tych, rasistowski smród który w tym społeczeństwie stał się codziennym elementem. Powiesz, że w latach 60-tych bymo nielepiej, zgoda. Ale dopiero po dojściu do władzy Miterranda zaczęto, bardzo powolutku, wypowiadać publicznie sądy rasistowskie.
Rezultat jest taki, że całe rzesze (być może kilka milionów) młodych FRANCUZóW (podkreślam, bo czasami w Polsce myśli się, że jak się nie jest białym, to nie można być europejczykiem), po szkole gdzie dowiedzieli się, że w Republice wszyscy są równi, znajduje wszystkie drzwi do awansu społecznego zamknięte. Pozostaje im iść w ślady rodziców i budować drogi i mosty, zbierać śmieci albo otworzyć sklepik „szwarc, mydło i powidło”. Są tacy, którzy pomimo trudności, kończą odpowiednie wyższe uczelnie, ale niestety, jako jedyni z rocznika, nie mogą znaleźć pracy… A już na pewno mieszkania gdzie indziej, niż w HLM (ale czeka się długo, jak w komunie…).
Następna, mniej ważna, bo oczywista. ZAMIESZKI NIE ZOSTAŁY SPOWODOWANE PRZEZ KRYMINALISTOW. Bo, tu mi pewnie erudyci z tego blogu pomogą, żadne zamieszki nigdy nie są spowodowane przez kryminalistów. Kryminaliści w zamieszkach są marginalni (jeżeli są) ale powodują duże szkody. Natomast każda faszystowska propaganda nazywa uczestników zamieszek „kryminalistami”, AK-owców „bandytami” itp. Dlaczego? Bo zamieszki to ruchy skierowane przeciwko władzy, z reguły spowodowane poczuciem niesprawiedliwości i wrażeniem, że ta władza inaczej ludzi nie wysłucha, natomiast przez kryminalistów rozumiemy zwykle osoby dopuszczające się czynów karalnych dla własnego zysku. Tylko w systemych skrajnych, totalitarnych, sprzeciwić się władzy jest synonimem przestępstwa. Demokracje wychodzą z założenia, że mogą się mylić.
Powdrowienia
grzes
grzes,
nie jestem az taki wyedukowany i wyrafinowany, nick przez przypadek (dlaczego taki niech pozostanie moja tajemnica 😉 ), ale dzieki za informacje. Ciekawe…
Nie mieszkam we Francji, wiec nie bede sie bardzo upieral przy swoim zdaniu, ale wszystko zalezy od definicji kryminalisty. Dla mnie uczestnik zamieszek podpalajacy samochod jest przestepca (zreszta wobec prawa tez popelnia przestepstwo), a jesli sie mu to zdarza kolejny raz, to jest recydywista. I jak to zwykle bywa, gdy jedna osoba mowi, ze cos jest oczywiste, nie zgadzam sie, ze zamieszki nie zostaly wywolane przez kryminalistow. Nie-kryminalisci to moga zorganizowac co najwyzej pokojowa manifestacje (i jak mi sie wydaje, odpowiadaja wtedy za bezpieczenstwo). Wyjasnijmy wiec, ze pod pojeciem zamieszki rozumiem pojawiajaca sie tam bezsensowna przemoc, mam nadzieje, ze wowczas zgodzisz sie ze mna.
Dodatkowo nie udawajmy, ze wszyscy ci mlodzi ludzie tak znowu sie nasluchali w szkole o Republice, Francji i rownosci. Znam nauczycielke francuskiego z przedmiesc Paryza, osobe ktora dosc trudno oskarzyc o rasizm i ona twierdzi, ze wielu jej uczniow ma straszny problem z francuskim, ze mowia bardzo kiepskim francuskim ulicy. Zreszta takze we Francji jest debata nad tym na ile mlodzi ludzie z przedmiesc utozsamiaja sie z panstwem. Jesli sie nie utozsamiaja, moze to swiadczyc o wykluczeniu i beznadziei, ale nie udawajmy, ze nie ma we Francji korelacji miedzy pochodzeniem, a patriotyzmem.
A rzucanie faszyzmem, zeby odbic pileczke, jest typowo lewackie. Panstwo moze sie mylic, ale smieszy mnie mowienie o demokracji w kontekscie podpalania szkol. Bo czym innym sa marsze (droga demokratyczna) czym innym zamieszki. I nawet jesli Sarkozy sklamal/wprowadzil w blad, to reakcja na przedmiesciach byla typowo zulowska (znow nie mowie o wszystkich, ale o sprawcach przemocy).
Problem polega na tym, ze poprawnosc polityczna nie pozwala powiedziec, ze w zamieszkach uczestniczyly glownie osoby pochodzace z Magrebu. Od razu przypina sie etykiete rasisty. A przeciez stwierdzenie tego faktu nie oznacza, ze uwazam ich za gorszych, albo ze wnioskuje jak Sarkozy o genetycznym uwarunkowaniu. Takie stwierdzenie moze byc punktem wyjscia do wywnioskowania, ze ich sytuacja jest kiepska i ze trzeba ja jakos zmienic. A lewica od razu krzyczy rasizm. Dla mnie, jako dla osoby, ktora sie z lewicowosci „wyleczyla”, jest to dziecinne.
Podobnie z CPE, projekt glupi i nie majacy nic wspolnego z egalite, ale paradoksalnie beneficjentami mieli byc ludzie z przedmiesc, kosztem tych lepiej wyksztalconych (bo motywacja – przynajmniej oficjalna – bylo osmielenie pracodawcow do zatrudniania ich). Ale znow, francuska mloda i wyksztalcona lewica, broniac tak naprawde swoich interesow, nazywa to faszyzmem.
Naprawde nie wiem co ma wspolnego AK, walczaca z sila narzucona wladza z burdami, zamieszkami. Ostatnio ogladalem „Bloody sunday” i nigdy by mi nie przyszlo do glowy nazwac te dzieciaki, ktore tam rzucaly kamieniami „kryminalistami”, ale sytuacja we Francji jest nie do porownania. No chyba, ze generalnie jest sie jak nasi wspaniali antyglobalisci, ktorzy usprawiedliwiaja uzycie przemocy w imie wlasnego widzimisie, pod przykrywka walki o innych. Ale to, podobnie jak francuscy kolesie z ’68 nie tylko przestepcy, ale tez idioci…
Pozdrawiam
Pozdrawiam
hlmi
w naszych wyborach prezydenckich prawicowi kandydaci wspólnym wysiłkiem wyeliminowali po chamsku i podle kandydata lewicy.
Oczywiście to świadczy o potędze francuskiej demokracji, ale pojawia się pytanie czy Francuzi poszli do wyborów, bo chcieli, czy dlatego, żeby uniknąć Le Pena w drugiej turze, jak to miało miejsce kilka lat temu?