Prawdziwy kompromis w kwestii aborcji

Protesty sprowokowane przez dopuszczenie do dalszych prac sejmowych projektu ustawy całkowicie zabraniającej legalnej aborcji są uzasadnione. Chodzi o prawo kobiet do decydowania o tym, czy i kiedy urodzić dziecko.

Całkowity zakaz legalnej aborcji znosi tak zwany kompromis z początku lat 90. Ale to nie był kompromis. Aborcja została już wtedy zakazana, z trzema wyjątkami. Dziś układ sił politycznych pozwala znieść i te trzy wyjątki albo pozostawić jeden czy dwa, do czego zmierza PiS.

Dominująca w parlamencie prawica boi się protestów kobiet. Ale boi się też Kościoła instytucjonalnego. Chce zjeść ciastko: zaostrzyć prawo antyaborcyjne, i je zachować: nie narazić się na dalsze masowe protesty i nieuchronne umiędzynarodowienie sprawy. Zaostrzenie ustawy będzie odebrane w Europie jako odrzucenie wartości demokratycznych, zakładających dążenie do kompromisu w kwestiach społecznie, etyczne i kulturowo spornych.

Nasi sąsiedzi niemieccy taki kompromis wypracowali i wprowadzili w życie. Trwało to długo. W NRD zalegalizowano aborcję „na żądanie” w początku lat 70., nieco wcześniej niż w liberalno-demokratycznych Niemczech federalnych. Legalizację aborcji z powodu osobistej sytuacji życiowej czy psychologicznej kobiety w Niemczech zachodnich zakwestionował tamtejszy Trybunał Konstytucyjny.

Trybunał powtórzył, że płód od momentu poczęcia powinien być chroniony przez prawo, kiedy sprawa aborcji wróciła na wokandę po zjednoczeniu obu państw niemieckich. Ale uznał, że w ramach swych uprawnień parlament może wydać przepisy pozwalające nie karać za aborcję pod określonymi warunkami.

I tak powstał niemiecki kompromis aborcyjny. Dopuszcza on legalne przerwanie ciąży w pierwszym trymestrze ze względów osobistych, jeśli ciężarna odbędzie konsultacje z dwoma lekarzami i pomimo nich podtrzyma swoją decyzję. Zabieg nie może się odbyć wcześniej niż po trzech dniach. Legalna aborcja jest opłacana z publicznego funduszu ubezpieczeń medycznych.

Nie jest to rozwiązanie idealne dla obu stron sporu – prolife i prochoice – ale na tym polega każdy kompromis. I lepsze to niż nasz obecny festiwal obłudy i cwaniactwa politycznego.