Coraz więcej przemocy

Tragedia w Krakowie. Sfrustrowany pacjent zabił nożem lekarza w jego gabinecie w Szpitalu Uniwersyteckim. Lekarz, ceniony i lubiany, miał żonę i dwóch synów. Środowisko lekarskie i zwykli obywatele są w szoku. Ślą kondolencje rodzinie i szpitalowi.

Bywam pacjentem tego szpitala – zadowolonym z usług jego personelu. W moim przypadku bardzo pomocnych. Przyłączam się do kondolencji. Mam nadzieję, że dyskusja, jaka wybuchła w związku z tragedią, pomoże zapewnić bezpieczeństwo pracy w publicznej służbie zdrowia. Szpitale nie mogą się przecież zamienić w więzienia. Lekarze i personel nie powinni bać się w pracy o swoje bezpieczeństwo.

Jednak jako publicysta nie mogę przejść do porządku nad tym, że gdy wiadomość rozeszła się po Polsce, szczujnia internetowa od razu próbowała obwinić imigranta, muzułmanina albo Ukraińca. W rzeczywistości, jak poinformowała policja, zabójca był Polakiem, funkcjonariuszem Służby Więziennej. Zabójstwo lekarza próbowano więc nikczemnie wmontować w politykę bieżącą. Przeciwko obecnemu rządowi. Karol Nawrocki jest antyimigrancki i antyukraiński, Grzegorz Braun – antysemicki.

Po kolejnej „debacie” prezydenckiej, tym razem pod egidą „Super Expressu”, jest dla mnie jasne, że trzeba podnieść wymóg zebrania podpisów poparcia ze 100 tys. do przynajmniej 250 tys. Nie udało mi się ustalić, kto, kiedy i jak zaproponował próg 100 tys. Wydawałoby się, że wysoki, a jednak nie tak wysoki, by nie udało się go przekroczyć Braunowi czy Maciakowi. Czy ktoś w ogóle weryfikował złożone w PKW podpisy? Czy robiono to z dostateczną starannością? A przede wszystkim: co kieruje ludźmi udzielającymi takim osobom poparcia i głosującymi na nich?

To dzięki nim ludzie pokroju Grzegorza Brauna robią kariery w polityce. Siostra Brauna Monika zdecydowała się opublikować w katolickim „Tygodniku Powszechnym” list dotyczący jej brata. Obserwowała, jak z „miłego, łagodnego blondynka” wyrósł „brutal łatwo sięgający po przemoc, okazujący pogardę wszystkiemu, co nie zgadza się z jego wizją świata”. Czarę goryczy przelała „napaść” Brauna na ginekolożkę w szpitalu w Oleśnicy. „Jestem jego siostrą i wstydzę się tego, co robi Grzegorz – pomiatania ludźmi, których uznał za wrogów i adwersarzy”.

Ale sam Braun ani jego zwolennicy się nie wstydzą. Jego wybryku w szpitalu oleśnickim – przemoc wobec lekarki – nie potępił Kościół. Niektórzy zaatakują jego siostrę. Wytkną jej – jakby to było przestępstwo – że jest feministką. Przestępstw Brauna za przestępstwa nie uważają. Przecież w ich oczach walczy w ten sposób o Polskę wolną od Żydów i Ukraińców i chrześcijańską tożsamość naszego narodu. A że w tej walce sięga po przemoc słowną i fizyczną, im nie przeszkadza, nie dyskwalifikuje. Przemocowi politycy to obraza demokratycznego państwa prawa. Zagrożenie dla zwykłych obywateli, nie tylko dla polityków po przemoc niesięgających. Tolerowanie przemocy w życiu publicznym niszczy państwo i społeczeństwo.

Od ponad 30 lat nie radzimy sobie z przemocą tak zdecydowanie, jak na to zasługuje. Uderza nie tylko w polityków, ale też w całe grupy społeczne. Kobiety walczące o swoje prawa, lekarzy, nauczycieli i sędziów za rządów Kaczyńskiego, społeczność ukraińską, żydowską, imigrantów, osoby LGBT, wszystkich, których hejterzy stygmatyzują jako „obcych”. Często ci sami nienawistnicy powołują się na chrześcijaństwo i patriotyzm. To wielka manipulacja. W majowych wyborach prezydenckich mamy okazję zamanifestować swój sprzeciw wobec tego zła.