To jest też nasza wojna

Wynik rozmowy Trumpa z Putinem jest jasny: Rosja odrzuciła całkowite zawieszenie ognia proponowane przez Biały Dom za zgodą Kijowa. Dla niepoznaki Putin, by całkiem nie upokorzyć Trumpa, zaproponował trzydziestodniowe zaprzestanie ataków na infrastrukturę energetyczną.

Po czym kilka godzin po tej rozmowie – przedstawianej przez trumpistów jako bardzo udana – Rosja zaatakowała z powietrza Ukrainę, a Ukraina Rosję w Biełgorodzie. Celem ataku rosyjskiego była infrastruktura cywilna, w tym dwa szpitale. A także właśnie infrastruktura energetyczna: trakcje kolejowe.

To oznacza, że nie doszło do jakiegoś roboczego porozumienia ani tym bardziej do przełomu torującego drogę do „sprawiedliwego i trwałego pokoju”. Jedyny konkret to zapowiedź wymiany 175 jeńców wojennych. I zakrawająca – w kontekście wojny i wykluczenia z tego powodu sportowców rosyjskich z międzynarodowych rozgrywek – na ponury żart, a może drwinę, propozycja Putina o rozegraniu meczu drużyn hokejowych USA i Rosji.

Europa widzi, że Putin nie jest gotowy na żadne znaczące ustępstwa, a Trump na niego w tej kluczowej sprawie nie naciska. Ataki rosyjskie po ich rozmowie pokazują, jaka jest prawdziwa odpowiedź Kremla na ofertę Białego Domu. Trump oskarżał Zełenskiego, że nie chce zawarcia pokoju i zaprzestania „strasznej wojny” oraz że ryzykuje wywołaniem trzeciej wojny światowej.

Po rozmowie świat zobaczył, że to Rosja nie chce pokoju z Ukrainą, chyba że na swoich ekstremalnych warunkach – czyli bez żadnych ustępstw – a tych nie może zaakceptować i nie zaakceptuje Ukraina ani europejska koalicja chętnych do jej wspierania i odstraszania Rosji od kontynuacji agresji.

Jedna rozmowa telefoniczna nic tu nie zmieniła i nie mogła zmienić wbrew oficjalnemu optymizmowi ekipy Trumpa. Putin powtórzył, że warunkiem podstawowym jest usunięcie pierwotnych przyczyn konfliktu, czyli likwidacja niepodległej Ukrainy z jej prozachodnią orientacją. Żądania Putina są po prostu żądaniem bezwarunkowej kapitulacji: Ukraina miałaby ogłosić neutralność, rozbroić się, nie otrzymywać dalszej pomocy wojskowej i wywiadowczej z Zachodu, wyrzec się na zawsze członkostwa w NATO.

Wyobraźmy sobie, że nie daj Bóg to o Polsce toczyłaby się taka rozmowa między Trumpem a Putinem. Więc nie dziwmy się, że prezydent Zełenski, przebywający akurat w Finlandii, kraju, który doświadczył skutków sowieckiej agresji, podkreśla, iż tylko wspólna presja na Putina może doprowadzić do zawieszenia ognia i niepozorowanych rokowań pokojowych. Zdaje się, że do świadomości wolnej Europy to zaczyna docierać.

Wygląda na to, że celem ważniejszym niż zakończenie brudnej wojny Rosji z Ukrainą jest dla ekipy Trumpa reset z Kremlem. Na to liczą i on, i Putin. I tego właśnie powinni się obawiać Ukraińcy i Europejczycy. Na szczęście wolna Europa dostrzegła w końcu zagrożenie.

Tego samego dnia, gdy Trump rozmawiał – rzecz jasna przez tłumacza, a więc tak naprawdę wymiana zdań była krótsza niż oficjalnie raportowane dwie godziny z hakiem – Bundestag zgodził się na radykalne zwiększenie wydatków na obronność, a szefowa Komisji Europejskiej zapowiedziała, że Europa musi się efektywnie dozbroić w ciągu najbliższych pięciu lat.

Ale pięć lat to długo. Nie wiemy, czy koalicja chętnych się utrzyma, a jej nieformalny lider premier Starmer pozostanie u władzy w Zjednoczonym Królestwie. Przy obecnym rozhuśtaniu polityki międzynarodowej, które podmywa coraz bardziej ład pozimnowojenny, Europa, w tym Polska, muszą działać w obu trybach: taktycznym i strategicznym, krótko- i długoterminowym.

Dlatego tak głupi i szkodliwy był ruch prawicy głosującej w Parlamencie Europejskim przeciwko Tarczy Wschód pod pretekstem jakiejś teorii spiskowej o rzekomym zagrożeniu naszych zdolności obronnych przez zmowę unijnych federalistów. Armia europejska to ciągle koncept, a nie realna siła obronna przed rosyjskim zagrożeniem. A zagrożenie rosyjskie to realność, a nie koncept. Prezydent Finlandii Alexander Stubb – druga twarz koalicji chętnych – dobrze podsumował sytuację: Ukraińcy zgodzili się na bezwarunkowe zawieszenie ognia na lądzie, morzu i w powietrzu, a Putin je odrzucił.

Na razie więc Trump nie ma się czym chwalić przed Amerykanami i światem, wojna trwa, nie zanosi się na rozejm, a co dopiero na jej rychłe zakończenie. Ale i my nie powinniśmy się cieszyć, że Trumpowi idzie jak po grudzie. Pokój jest potrzebny Ukrainie i nam. I trzeba do niego doprowadzić, ale nie za cenę porzucenia Ukrainy.

Wszystko, co dzieje się w Ukrainie, ma wpływ na Polskę, polityczny, ekonomiczny, humanitarny. Nacjonalistyczna, antyukraińska prawica namawia Polaków do tego samego co Rosja Putina: to nie nasza wojna. Kandydat Nawrocki w rywalizacji z tzw. Konfederacją odmawia Ukrainie prawa do członkostwa w NATO. Nie tylko nie ma racji, bo to jest także nasza wojna – „za wolność naszą i waszą” – ale popełnia też ciężki błąd na naszą niekorzyść.

W interesie Polski leży pełne partnerskie pojednanie z wolną i demokratyczną Ukrainą. Historyczne rozrachunki i kompleks wyższości muszą zejść z wokandy. Dziś wspólnym zagrożeniem jest raszystowska Rosja. Dopiero po zejściu putinizmu ze sceny możliwy będzie, o ile będzie, pożądany reset Zachodu, wolnej Europy, Polski z Moskwą. Reset w wykonaniu Trumpa ten cel odsuwa, bo legitymizuje reżim Putina.