Egzorcysta na wolności

W sensie politycznym wypuszczenie z aresztu ks. Olszewskiego i dwóch jego współpracownic wytrąca z rąk Kaczyńskiemu et consortes kolejną maczugę do okładania obecnej władzy. Nie może już pleść o „torturach”, represjach politycznych i atakowaniu Kościoła. Wcześniej Tusk wytrącił Kaczyńskiemu maczugę migrancką.

Olszewski, jak przystało duchownemu, przypisał zwolnienie modlitwom jego obrońców. Ale nie wyszedłby, gdyby nie wpłacono kaucji za niego i obie byłe urzędniczki ziobrowego Funduszu Sprawiedliwości. Gotowość do wpłacenia kaucji zadeklarował Daniel Obajtek, który sam podlega śledztwu na okoliczność przekrętów finansowych w okresie, gdy kierował holdingiem Orlenu. Ręka rękę myje. Po to m.in. pisowscy prominenci gromadzili fortuny, aby w razie czego mieć na adwokatów.

Olszewski wyszedł z aresztu po siedmiu miesiącach. Praktyka „aresztów wydobywczych” nie powinna być regułą, lecz dobrze uzasadnionym wyjątkiem. Trudno mi stwierdzić, czy była takim wyjątkiem w przypadku Olszewskiego, bo nie znam przecież akt prokuratury. Z dostępnych informacji wynika, że wypuszczenie go na wolność bynajmniej nie kończy sprawy. Stanie przed sądem pod poważnymi zarzutami o malwersacjach finansowych.

Malwersacje dotyczą ponad 60 mln zł. Z tego, co wiemy, chodzi o wyłudzenie wielkiej sumy pieniędzy publicznych na rzecz domu pomocy dla ofiar przemocy różnego rodzaju. Pieniądze wypłacił Fundusz Sprawiedliwości za czasów ministra Ziobry. Teoretycznie wszystko gra: Fundusz miał wspierać ofiary przestępstw. W rzeczywistości wspierał przede wszystkim osoby i instytucje dobrze widziane przez obóz Kaczyńskiego.

Dostarczał im ze środków publicznych pieniędzy na ich cele, a w zamian oczekiwał lojalności politycznej, także podczas kampanii wyborczych. Naturalnie nie było o tym mowy oficjalnie i nie ma dokumentów poświadczających wprost takie deale. Na tym polegała intryga, znana nam dobrze z seriali kryminalnych. Handlarze bronią zakładają organizacje kopiące studnie na terenach objętych konfliktami zbrojnymi. Nielegalny proceder ukrywają pod tym humanitarnym płaszczykiem, zaskarbiając sobie uznanie społeczne i zarabiając jednocześnie wielkie, brudne pieniądze.

Pod rządami Zjepu stworzono system korupcji przykryty darowiznami na cele społeczne i dobroczynne. To była fasada. Na tyłach szły interesy na wzajemnie korzystnej zasadzie: władza rozdawała na pokaz czeki i fundusze, beneficjenci chwalili władzę w społeczeństwie. Osobny rozdział stanowiły gratyfikacje dla instytucji kościelnych. To był plan nastawiony na uzyskanie trwałego poparcia politycznego dla pisowskiej prawicy w episkopacie i wśród kleru oraz na utrwalanie narodowo-katolickiego wizerunku obozu Kaczyńskiego w jego elektoracie: Kościołowi się po prostu należało, katolicy murem za Kaczyńskim.

Na co poszły miliony wypłacone na projekt ks. Olszewskiego? Na pomoc ofiarom czy na ultranowoczesne centrum medialne? Co miałoby produkować, czym „ubogacać” publiczność, można się domyślić. Prócz egzorcyzmów i innej tego typu aktywności mącącej w głowach ludziom na nią podatnym szef tego przedsięwzięcia rozkręciłby biznes w stylu o. Rydzyka. I uprawiałby propagandę prawicową, tak jak czyni to imperium redemptorysty.

Prawda, że młode i średnie pokolenie księży katolickich w Polsce nie składa się z samych Olszewskich, Rydzyków czy Międlarów, ale to oni stali się twarzami Kościoła w naszym kraju. Władze kościelne okazały się nie tylko bezradne, ale gotowe do ich obrony, choć kupczenie odpustami już raz rozbiło Kościół nieodwołalnie. Korupcja polityczna w Kościele sprzęgła się z korupcją moralną. Obóz Kaczyńskiego przedstawia się jako obrońca Kościoła i wiary. Wciąż są ludzie, którzy mu wierzą. Negują informacje i fakty zaprzeczające ich wierze. Wierzą w leczniczą moc salcesonu. Takich katolików jest sporo i to ich zdołał opętać Kaczyński – z przyzwoleniem, a nawet z zachętą ze strony Kościoła. Komu tu trzeba egzorcysty?