Łeb w łeb

Najnowszy sondaż wyborczy daje minimalne prowadzenie Koalicji Obywatelskiej. Gdyby wybory parlamentarne odbywały się w najbliższą niedzielę, głosowałoby na nią, według badania United Surveys, 33,5 proc. uprawnionych, na PiS – 33,3 proc.

W komentarzu dla PAP prof. Antoni Dudek, historyk i politolog centroprawicowy, powiedział, że ten wynik potwierdza kolejny raz dominację KO i PiS w polityce polskiej. Uznał, że wynik wyraża „pewne rozczarowanie” rządami Tuska, ale nie ma wrażenia, że to „jakieś gwałtowne załamanie”. I to jest trafna obserwacja. Koalicja się nie rozpadnie mimo wewnętrznych spięć i zgrzytów, bo jej racją bytu jest odnowa państwa i przeprowadzenie do końca oczekiwanych przez jej elektoraty zmian społecznych. Duopol KO/PiS w przewidywalnej przyszłości nie zniknie, można go jednak osłabiać, realizując obietnice złożone przez blok demokratyczny. Sumując poparcie dla KO, TD i lewicy, widzimy, że wciąż przekracza 50 proc.

Sondaż przeprowadzono na 1000-osobowej próbie między 11 a 13 października, czyli przed „orędziem” sejmowym prezydenta Dudy, odpowiedzią na nie premiera Tuska i szczytem UE w Brukseli, który szef rządu uznał za potwierdzenie jego zabiegów o rewizję unijnej polityki migracyjnej.

Szefowa in spe Komisji Europejskiej Ursula von der Leyen powiedziała publicznie, że opcja czasowego i ograniczonego terytorialnie zawieszenia prawa do zgłaszania wniosków azylowych, zapowiedziana przez Tuska, mieści się w prawie europejskim. Można stwierdzić, że Tusk nie napotkał w tej sprawie protestu ze strony liderów UE, a to premier może uznać za sukces.

Udało mu się też zepchnąć PiS do defensywy na tym gorącym odcinku. Zapłacił za to krytyką ze strony kilkorga przedstawicieli lewicy w koalicji rządzącej i organizacji niosących pomoc imigrantom na granicy polsko-białoruskiej. Straty może nadrobić pozyskaniem poparcia wśród wyborców niezdecydowanych. Gambit azylowy w tym sensie mu się udał.

Reszta zależy od realizacji jego polityki. Jeśli nie będzie kolejnych przypadków śmierci na granicy, a wnioski azylowe od osób rzeczywiście zagrożonych politycznymi represjami będą przyjmowane i w miarę szybko rozpatrywane, krytyka rządowego „paktu bezpieczeństwa granic” osłabnie. To oczywiście nie kończy dyskusji, ale może ją bardziej zracjonalizować. Na przykład w kwestii funkcjonowania ośrodków dla imigrantów czy ich integracji ze społeczeństwem w Polsce.

W Wielkiej Brytanii, która ma dużo większy niż Polska problem z azylantami – u nas w pierwszej połowie roku złożono oficjalne zaledwie ok. 6 tys. wniosków – słychać głosy, że stają się oni przykładem niewolnictwa. Czekają na rozpatrzenie wniosku miesiącami, a nawet latami, nie mając prawa do podejmowania pracy na ogólnych zasadach. Jeśli już, to pracują na czarno za podłe wynagrodzenie lub bez żadnego.

Tymczasem pierwszym warunkiem szczerej integracji wydaje się ludzkie traktowanie osób, które w większości przeszły traumy opuszczenia stron rodzinnych i własnej kultury oraz grożącej śmiercią przeprawy do kraju, gdzie chcieliby znaleźć schronienie i przyzwoite warunki życia.

Nie chodzi o żadną „ideologię”, tylko o ludzkie marzenie o lepszym życiu. Lepsze życie w demokratycznym otoczeniu oznacza m.in. równe prawa (i obowiązki), w tym prawo do własnej tożsamości kulturowej lub przyjęcia nowej, dominującej w nowym otoczeniu. Nie można nikogo przymusić do jednego czy drugiego, bo wtedy to nie będzie świadomy wolny wybór, tylko konformizm, przybranie barw ochronnych.

Ideałem jest sytuacja, w której, powiedzmy, obywatel pochodzenia polskiego czuje się lojalny względem prawa i kultury państwa, w którym żyje, a jednocześnie zachowuje tradycje polskie. Godne tej nazwy państwo demokratyczne nie ma z tym problemu. W obecnych realiach w naszym kraju bliższa tego ideału jest obecna władza polityczna.