Pandemia nienawiści

A gdyby tak ogłosić jeden – tylko jeden – dzień wolny od mowy nienawiści w mediach, w polityce i w Kościele w Polsce?

Tak poniekąd już było podczas pandemii. W polityce pandemia nienawiści i kłamstwa trwa w najgorsze. Myślę, że bez nienawiści na wiecach i w internecie twarda prawica po prostu nie może żyć. To jest jej paliwo, jej sposób na zagrzewanie do walki ze wszystkim, co nie jest skrajną prawicą. Nawet jeden dzień bez nienawiści to dla nich koszmar, widmo zagłady zaglądające w oczy. Dlatego hejt jako metoda mobilizacji politycznej nie ustał w Polsce po przegranej obozu Kaczyńskiego, a tylko jeszcze się nasilił. Obłędne ataki Kaczyńskiego na Tuska, Koalicję Obywatelską i obóz demokratyczny moim zdaniem przekraczają granicę wolności słowa w debacie publicznej. Kaczyński świadomie używa języka, którego zabrania polskie prawo.

Art. 13 konstytucji RP wyraźnie zakazuje działającym w Polsce partiom politycznym i innym organizacjom propagowania i praktykowania nazizmu, faszyzmu i komunizmu. Zakazuje również nienawiści rasowej i narodowościowej i stosowania przemocy w celu zdobycia władzy lub wpływu na politykę państwa. Retoryka polityczna PiS-u i skrajnej prawicy systematycznie łamie ten artykuł. Znajdziemy w niej bez trudu liczne przykłady antysemityzmu (piątka Mentzena), ukrainożerstwa („stop ukrainizacji Polski”), ataków na migrantów („roznoszą zarazki”) i islamofobii („będą gwałcić kobiety i przeprowadzać ataki terrorystyczne”). Grzegorz Braun wzywał do „rozstrzelania dziennikarzy »Gazety Wyborczej« i TVN”. Generalnie prawica wystrzega się jednak publicznych wezwań do przemocy fizycznej, ale nie stroni od agresji werbalnej, od której krok do przemocy fizycznej.

Retoryka samego Kaczyńskiego jest jawną zachętą do odrzucenia rządu Tuska. To jest naruszenie konstytucyjnego zakazu (art. 32) dyskryminacji w życiu politycznym z jakiegokolwiek powodu. Z kolei artykuły 82 i 83 stanowią, że obywatele RP mają „obowiązek wierności RP” i przestrzegania jej prawa. Jak to pogodzić z szczuciem przez prezesa PiS i jego otoczenie przeciwko demokratycznie wybranemu premierowi Tuskowi, drugiej po prezydencie osoby w państwie? Z nazywaniem przez Kaczyńskiego Koalicji Obywatelskiej „partią niemiecką”, która „najechała na Polskę”? Z nazywaniem całej polityki obecnego rządu „jedną, wielką zbrodnią”? Kto tu sieje nienawiść, jeśli nie PiS i skrajna prawica?

Gdy obecna władza przystąpiła do obiecanego w kampanii rozliczania rządów „zjednoczonej prawicy”, obóz Kaczyńskiego podniósł krzyk, że to zemsta i represje. Pomija lub odrzuca wszelkie fakty, ustalenia i dokumenty dotyczące nadużywania władzy w okresie jej rządów. Przedstawia się jako ofiara i zapowiada rewanż, gdy odzyska władzę. Dalej stawia na polaryzację w społeczeństwie i ją eskaluje. Jedyny wniosek, jaki Kaczyński wyciągnął z przegranej 15 października, jest taki, że ma we wszystkim rację. Nic nie musi zmieniać w swej diagnozie i retoryce. Jedyne, co go różni od populistów typu Trumpa, to że nie ogłosił, iż wybory zostały sfałszowane. Za to przez cały czas, od przegranej po dziś dzień, stara się nową władzę delegitymizować, czyli działa na szkodę państwa polskiego. To prawda, że – jak pisze Wojciech Czuchnowski we wtorkowej „Gazecie Wyborczej” – „im bardziej Kaczyński czuje, że przegrywa, (…) tym ostrzejsze są jego słowa. I tym większa nienawiść, którą sieje i która może wydać tragiczny plon”.

Ostrzeżenia jednak nie wystarczą, bo Kaczyński ma je gdzieś, tak jak większość jego obozu i elektoratu. Teraz ruch należy do rządu Tuska. Nie wystarczy obetrzeć plwociny. Trzeba działać zgodnie z literą i duchem naszej konstytucji, aby nienawiść nie wydała tragicznego plonu.