Kto mówi prawdę: kard. Dziwisz czy ks. Isakowicz-Zaleski

Ludzie Kościoła instytucjonalnego reagują w trudnych dla siebie sprawach najczęściej dopiero pod presją opinii publicznej. Teraz pod naciskiem mediów kard. Stanisław Dziwisz, były metropolita krakowski i wieloletni zaufany sekretarz osobisty Jana Pawła II, wydał oświadczenie w bulwersującej sprawie ks. Wodniaka. Niezbyt przekonujące.

Tak, potwierdził, że to, co się stało za przyczyną duchownego, nie miało prawa się zdarzyć, bo jest sprzeczne z normami etycznymi, szczególnie chrześcijańskimi. I wyraził współczucie p. Szymikowi, ofierze księdza Wodniaka. Zapowiedział gotowość do spotkania z p. Szymikiem. Na koniec zaproponował stworzenie niezależnej komisji. Ale czemu mówi to wszystko dopiero teraz, po tylu latach od pozyskania informacji? Taka zwłoka przekształca oświadczenie w element wymuszonego rytuału przeprosin, za którym nie idą rzeczowe wyjaśnienia.

W tym samym czasie ks. Isakowicz-Zaleski udostępnił w internecie swój list do kardynała sprzed już ośmiu (!) lat. Informuje w nim metropolitę o sprawie ks. Wodniaka i innych duchownych uwikłanych w przestępstwa pedofilskie. Ale co z tego, kiedy nie ma pokwitowania odbioru przez adresata? Duchowny zaufał i nie wyszedł na tym dobrze. Kardynał zaprzecza, że list otrzymał. Twierdzi, że był wtedy na pielgrzymce w Ziemi Świętej, a w archiwach kurialnych nie znaleziono żadnego śladu, że list wpłynął.

Mamy więc trzy „słowa” o sprawie ks. Wodniaka: kard. Dziwisza, ks. Isakowicza-Zaleskiego oraz dziennikarza śledczego Onetu Szymona Piegzy. Więc może sugestia ks. Dziwisza, aby zajęła się nią komisja, ma sens? Może ma, ale są też trzy znaki zapytania.

Pierwszy: co znaczy „niezależna”? Kościelna, świecka, mieszana? Jakie miałaby mieć uprawnienia, jaki cel i dostęp do archiwów? Czy tematem jej prac byłoby tylko dowiedzenie, że ks. Isakowicz-Zaleski nie mówi prawdy? Czy także analiza, jak kardynał wykonywał swoje obowiązki?

Drugi: jeśli pracowałaby pod nadzorem obecnego metropolity krakowskiego abp. Marka Jędraszewskiego i składała się z osób przez niego wyznaczonych, to mamy sytuację korporacyjną. Szef lustruje byłego szefa, a w interesie obu leży, aby wizerunek kurii krakowskiej nie ucierpiał. Taka komisja nie byłaby najbardziej wiarygodna. A cóż dopiero, gdyby miała się zająć nie tylko sprawą listu ks. Isakowicza-Zaleskiego do kard. Dziwisza, ale także obiektywnym ustaleniem, jak to zło było możliwe, dlaczego władza kościelna tak długo nie reagowała i jaką odpowiedzialność ponoszą tutaj kard. Dziwisz i biskup bielsko-żywiecki Rakoczy?

Trzeci: co na to Watykan? Czy zgodziłby się na takie dochodzenie? Czy uznałby, że podpada pod odpowiednie paragrafy kościelnych procedur? Papież Franciszek zamierzał przed laty powołać w ramach Kongregacji Nauki Wiary watykański trybunał do osądzenia biskupów, którym by udowodniono, że nie dopełnili swych obowiązków w sprawach pedofilii z udziałem podlegających im duchownych.

Ostatecznie zamiast trybunału papież ogłosił nowe procedury, wyjątkowo jasne. Biskup, któremu zarzucono mocno udokumentowane zaniedbania, zaniechania czy matactwa w sprawie pedofilskiej, musi się liczyć z konsekwencjami. Naturalnie przy domniemaniu niewinności i prawie do obrony. Już pierwsze przymiarki do opracowania nowych procedur spowodowały, że w USA dwaj biskupi uwikłani w tuszowanie pedofilii sami złożyli rezygnacje.

Tyle że zarówno kard. Dziwisz, jak i bp Rakoczy, którzy powinni byli, ale nie zareagowali na sprawę ks. Wodniaka, nie pełnią już kościelnych urzędów. A Ameryka akurat pod względem walki z pedofilią nie jest pożądanym przykładem do naśladowania dla KRK i prawicy w Polsce.