A bp. Jareckiemu konwencja stambulska nie przeszkadza

Wreszcie roztropny głos odrębny polskiego biskupa. Trzy razy „nie” bp. Piotra Jareckiego wobec polityki polskiego episkopatu. W promocyjnej rozmowie z red. Tomaszem Krzyżakiem z okazji wydania ich wspólnej książki.

Bp Jarecki bez owijania w bawełnę dystansuje się od uchwały swoich braci w biskupstwie o kwestii LGBT – „niepotrzebna” – zbierania podpisów pod petycją StopAborcji na terenie kościelnym – „pani Godek nie zna doktryny” – i poparciu przez prezydium episkopatu inicjatywy ministra Ziobry, aby Polska wypowiedziała konwencję stambulską Rady Europy – „nie ma tam niczego niewłaściwego”. A więc można. I biskupowi piuski nikt za to nie zabierze.

I nikt nie zabrałby piuski żadnemu innemu biskupowi, gdyby zgłosił swoje zdanie odrębne w sprawach, które dziś nas tak dzielą. I powiedział jak bp Jarecki: ja to widzę inaczej, nie ma powodu, aby biskupi włączali się w wojnę kulturową rozpętaną na prawicy. Ani żeby pozwalali upolityczniać instytucję Kościoła po linii „zjednoczonej prawicy”. Bo tak odczytuję sedno wypowiedzi bp. Jareckiego: opamiętajmy się, zejdźmy z tych manowców.

Ktoś powie: co z tego? To tylko jeden biskup na ponad 140. Inni przypomną zaraz, że zderzył się przed laty ze słupem, prowadząc samochód z dwoma promilami alkoholu we krwi. Ale przeprosił za nieodpowiedzialne zachowanie i odpokutował. Incydent nie odbiera znaczenia dzisiejszym słowom biskupa. To, że bp Jarecki jest jakby głosem wołającego na pustyni, też nie odbiera jego słowom znaczenia. Przeciwnie, mogą na kościelnej pustyni wybrzmieć przez to silniej.

Taką rolę odgrywają w Biblii religijni prorocy. Mają się spierać z ziemską władzą, a nawet z tymi, którzy mienią się przedstawicielami Boga. Tak czynił prorok Amos. W 1994 r. rozmawiałem o tym z pisarzem izraelskim Amosem Ozem, kandydatem do Nobla. Nie znosił, kiedy nazywano go sumieniem narodu, bo uważał, że każdy naród ma wiele sumień. Ale przyznał, że wśród żydowskich proroków biblijnych szczególnie lubi swego imiennika.

Oz nie był religijny, lecz w Księdze Amosa, utrzymanej w surowej, starotestamentowej poetyce sądu i kary, podobało mu się, że prorok nie wahał się wejść w spór z kapłanami, że za bardzo koncentrują się na kulcie zamiast na Bogu i przykazaniach. Ani krytykować ludu Izraela za łamanie nakazów sprawiedliwości i miłości bliźniego.

Dlatego podoba mi się w wypowiedzi bp. Jareckiego wątek prorocki. Jego teza, że największym kryzysem, jaki dziś przechodzi Kościół i współczesny świat, jest zanik misji proroków, czyli szukania, mówienia i wypełnienia prawdy. W tym prawdy o tym, czym jest dziś polityka i władza, jakie są w społeczeństwie relacje między większością a mniejszościami, jakie jest chrześcijańskie rozumienie ekonomii i pracy.

Oczywiście, to byłoby coś dobrego, gdyby w Kościele „obudzili się prorocy”. Tacy, o jakich mówi bp Jarecki. Rozumiejący, że „ideologia spłaszcza rzeczywistość, patrzy się na świat w kolorach czarno-białych, natomiast rzeczywistość jest szara, wielokolorowa i trzeba to przyjąć”, a jednocześnie mówić, rozmawiać i słuchać, a nie przekrzykiwać się.

To lepsza droga w świecie pluralistycznym i międzykulturowym niż bojowe krucjaty i urządzanie życia innym pod znakiem krzyża, czy tego chcą, czy nie chcą. Tylko że mało kto chce dzisiaj słuchać jakichkolwiek proroków, chyba że zagłady. Albo fałszywych. Tych akurat w religiach i polityce nie brakuje.