Single – gorszy sort według abp. Jędraszewskiego

Abp Marek Jędraszewski wystąpił z pochwałą małżeństwa i rodziny. Dobrze, ale na tym nie skończył kazania do pielgrzymki rodzin w Kalwarii Zebrzydowskiej. Bo od razu dołożył osobom, które nie żyją w małżeństwie i nie zakładają rodziny: „Wbrew temu co głoszą modne ideologie, człowiek nie żyje i nie umiera dla siebie. W społeczeństwie singli człowiek egzystuje jako samotna wyspa, przelotne związki z innymi są nietrwałe i zawierane bez zobowiązań”.

To kolejna kuriozalna wypowiedź metropolity krakowskiego. Nie dość, że nieodpowiedzialnie uproszczona i krzywdząca osoby prowadzące życie samotne, to jeszcze aż prosząca się o ripostę: a czy metropolita ma też na myśli samego siebie? Bo socjologicznie biorąc, sam jest „singlem” i „singlami” są oficjalnie wszyscy duchowni jego Kościoła. Na dodatek „singlem” jest Jarosław Kaczyński, a „singielką” Krystyna Pawłowicz.

Czy arcybiskup także ich i księży rzymskokatolickich miał na myśli, gdy dezawuował „modne koncepcje psychologiczne” głoszące, że człowiek powinien skoncentrować się na własnej samorealizacji? To żenująca karykatura nowoczesnej psychologii i antropologii. Wbrew temu, co głosi ideologia katolicka w ujęciu metropolity, współczesna wiedza o człowieku jako zarazem autonomicznej osobie i istocie społecznej wcale nie zachęca go do egotyzmu i egoizmu, lecz do wolności szanującej wolność innych ludzi.

Każdy ma prawo do własnej drogi przez życie, w rodzinie i małżeństwie czy poza nimi, do poszukiwania szczęścia i spełnienia w relacji i współdziałaniu z innymi ludźmi – albo w dobrowolnej rezygnacji z intensywnych kontaktów społecznych. Różnego rodzaju samotnicy z wyboru (lub z konieczności, jak osoby owdowiałe) to też pełnoprawni i pełnowartościowi ludzie. Nie po tym, czy żyją samotnie, czy nie, czy płodzą dzieci, czy nie, czy wchodzą w związki uczuciowe, czy nie, ale po owocach ich życia możemy ich oceniać, jeśli odczuwamy taką potrzebę.

Po ludzku biorąc, singiel w sutannie nie jest lepszy ani gorszy od singla w dżinsach, garniturze, mundurze czy dredach. Singiel metropolita nie jest gorszy ani lepszy od singla LGBT. Obaj nie są gorsi ani lepsi od ludzi żyjących w małżeństwie i założonych przez siebie rodzinach. Mówiąc językiem religijnym: wszyscy są dziećmi Boga, a w języku uniwersalistycznym – jedną rodziną ludzką.

Czy metropolita słyszał o ojcach pustyni egipskiej, mistykach i pustelnikach różnych religii, samotnych twórcach, naukowcach? Wybierali drogę „singli”, by pomnażać dorobek cywilizacji i chwała im za to. Tak samo jak chwała „singlom” szerzej nieznanym, a żyjącym jak Pan Bóg czy etyka humanizmu przykazuje. Nic metropolicie do nich. Powinien pamiętać frazę trapisty Tomasza Mertona: nikt nie jest samotną wyspą. A jeśli ktoś boryka się z samotnością, trzeba mu pomóc, okazać empatię, a nie wytykać go palcem z ambony.