Wielka kobieca trójka polskiej polityki
Panie Szydło, Kopacz, Nowacka przewodzą trzem największym siłom politycznym u progu najważniejszych od lat wyborów parlamentarnych. W kraju uważanym za patriarchalny i maczoistyczny – chciałoby się dodać, lecz nie całkiem trafnie. Świat się zmienia, a Polska wraz z nim.
Realna pozycja polityczna Wielkiej Trójki jest jednak zróżnicowana. Przywództwo pani Kopacz jest faktem, przywództwo pań Szydło i Nowackiej jest na razie pobożnym życzeniem polityków ich ugrupowań. Z kolei pani Nowacka ma nad panią Szydło, a częściowo i nad panią premier, tę przewagę, że kamera TV ją lubi zawsze i wszędzie.
Jednak to w polityce wciąż za mało. Panią Ogórek też kamera lubiła. Medialność nie wystarczy. Potrzebna jest jakaś elementarna wiarygodność przekazu. Ściśle biorąc, dzisiaj potrzebne jest jedno i drugie: talent komunikacyjny i powaga merytoryczna.
Mało wiarygodna i niemedialna jest pani Szydło, sprawiająca wrażenie, że zadanie ją przerasta. Ale wiarygodności nie wypracowała też przegrana kandydatka SLD na prezydenta, ale może wyciągnęła wnioski i spróbuje powrócić go politycznej gry, co zresztą enigmatycznie ostatnio zasugerowała.
Coraz większa i coraz bardziej znacząca obecność kobiet w polskiej polityce powinna być czynnikiem choć odrobinę łagodzącym nasze konflikty na tle społecznym, politycznym, ekonomicznym, kulturowym. W końcu jedna z mądrych definicji polityki mówi, że jej celem jest rozładowywanie konfliktów, a nie ich zaostrzanie. Ale na razie w Polsce tak się nie dzieje. Kobiety przewodzą, lecz wrogość między obozami politycznymi nie ustępuje.
W pojedynkach werbalnych w mediach kobiety są traktowane bez taryfy ulgowej. Słusznie, bo nie płeć się tu liczy, lecz argumenty i kompetencje. Ale z drugiej strony granica między ostrą polemiką a grubiaństwem jest wciąż przekraczana, zwykle przez politycznych samców alfa. Mamy więc okno coraz szerzej otwarte na polityczny „dżenderyzm”, co samo w sobie jest dobre, ale jeszcze nie na polską Angelę Merkel, Lady Thatcher czy Indirę Gandhi.
Komentarze
Kobiety na razie (niestety) nie przewodzą. Za każdą z wymienionych przez Pana kobiet stoją jakieś brzuchate, a i często wąsate, męskie gremia. Może po odcięciu tego „ogona’ coś się w polityce zmieni.
Trochę niepokoi wysyp kobiet ubiegających się o wysokie urzędy w Polsce. Nie bardzo jestem pewien, czy to siła kobiet zmienia politykę polską, czy brak mężczyzn którzy pretendowaliby to tych stanowisk. Obawiam się, że generalnie utalentowani ludzie wolą realizować się raczej poza polityką. Dzisiejsza polityka to raczej teatr marionetek. Wygląda to raczej, że Panowie Kaczyński i Miller pociągają za sznurki. Trochę obawiam się, że Pani Kopacz będzie musiała sobie radzić bez sznurków. Nie jestem pewien, czy to dobrze czy źle.
Dla dobra polskiej demokracji ważne jest, aby partie polityczne się różniły i rywalizowały z sobą o wyborców. Gdyby się z sobą dogadały, że od jutra zawiązują wielką koalicję, biorąc całą władzę, to opozycja praktycznie przestałaby istnieć. Wtedy rzeczywistych przeciwników systemu „zgody powszechnej” łatwo byłoby stłamsić cenzurą, więzieniem, prześladowaniami. Czy byłoby to dobre? Po co nam taka zgoda? Naprawdę chcemy powtórki z PRL?
Kopacz i Nowicką mogę oglądać bez większych sprzeciwów, ale Szydło mnie drażni swoim jękliwym głosem i wiecznym narzekaniem. Poza tym ma zacięty wyraz twarzy i trudno jej zmusić się co czegoś na kształt uśmiechu. Inne osoby z jej ugrupowania też nie wyglądają sympatycznie.
Z zaciekawieniem oczekuję jak się potoczą dalsze losy obecnych „przywódczyń” politycznych na polskiej scenie.
Z perspektywy dwóch tygodni przed wyborami największe szanse pozostania na fotelu lidera ma jednak ta, którą „lubi” kamera, Barbara Nowacka.
Możliwość utrzymania przywództwa na lewicy przez Nowacką uwarunkowana jest jednak osiągnięciem conajmniej dwucyfrowego wyniku wyborczego i odejście z polityki jej złego mentora, Palikota, a także Millera.
Można przypuszczać, że te uwarunkowania, po części zostaną spełnione (Palikot nie wejdzie do Sejmu, a Miller da sobie spokój z walką po przywództwo, bo idać gołym okiem, że słabnie on politycznie i zdrowotnie).
Co się zaś tyczy damskich gwiazd prawicowej sceny politycznej, to po upakarzającej porażce wyborczej p. Ewę Kopacz rozbije zapewne jakaś rewolta wewnątrz jej ugrupowania (może Kaczyński zacznie ciągać ją i resztę przywództwa Platformy po sądach i trybunałach), a małopolską Gospodynię Domową (czytaj, Szydło) prezes zepchnie, po kilku wpadkach, do kuchennego zaplecza PIS-u.
W Wielkiej Trójce, którą tworzą Ewa Kopacz -Platforma Obywatelska, Barbara Nowacka – Zjednoczona Lewica i Beata Szydło – Prawo i Sprawiedliwość, tylko dwie przywódczynie są wiarygodne politycznie: pani Kopacz i pani Nowacka. Pierwsza z nich ma olbrzymie doświadczenie: była ministrem zdrowia, marszałkiem Sejmu i jest od roku premierem III RP. Druga jest młodą, ale już nieźle przygotowaną od wielu lat do prowadzenia walki wyborczej o miejsce Zjednoczonej Lewicy w polskim parlamencie. Natomiast dorobek polityczny pani Szydło jest skromniutki: była burmistrz górniczego miasteczka Brzeszcze, szefowanie sztabowi wyborczemu nowego prezydenta Polski Andrzeja Dudy i trwająca od dwóch miesięcy walka o premierostwo w naszym państwie. Ciekaw jestem, jak wypadną one w telewizyjnej debacie wyborczej w najbliższy tygodniu. Chciałbym, aby przewodnicząca PO Ewa Kopacz i liderka Zjednoczonej Lewicy Barbara Nowacka pokazały swoją klasę, przekonały widzów – wyborców do siebie i zostawiły w pobitym polu wiceprzewodniczącą PiS Beatę Szydło.