I po synodzie
Kościelni konserwatyści dopięli swego. W finalnym dokumencie Synodu Biskupów o rodzinie kontrowersyjne paragrafy o homoseksualistach i rozwiedzionych uległy rozwodnieniu.
Choć za wersją pierwotną, która odbiła się szerokim echem w świecie i wzmogła zainteresowanie Synodem także poza Kościołem rzymskokatolickim, głosowała większość spośród prawie 200 obecnych biskupów, to nie była to wymagana w tym przypadku większość dwóch trzecich. Sukces konserwatystów jest więc niejednoznaczny. Dopięli swego, bo zwykła większość nie wystarczyła, by zachować formuły liberalne.
Za to można mówić o sukcesie samego Franciszka, który zwołał synod i zachęcał do szczerej i otwartej dyskusji. I tak się stało, może nawet ku zaskoczeniu samego papieża, który cieszył się z synodu między innymi dlatego, że był taki, jaki był, bez z góry przygotowanego wyniku, bez przygotowanego wcześniej scenariusza.
Świat przekonał się, że nawet w kwestiach trudnych Kościół nie mówi jednym głosem, że są w nim istotne różnice nastawienia. I że obóz zwolenników ewolucyjnych zmian (nie doktryny, lecz duszpasterskiej praktyki i procedur prawnych) jest całkiem spory i dobrze komunikuje się z opinią publiczną.
Opór nie tylko przeciwko zmianom, ale nawet otwartej dyskusji na ten temat, wydaje mi się pośrednim okazaniem słabości i nieprzygotowania do takiej debaty, a inna przecież nie ma sensu. Niewiele będzie w Kościele pożytku z dyskusji pozorowanej, gdzie nie podejmuje się spraw trudnych i wszyscy mają takie samo zdanie. Tak się dyskutowało „za komuny”, tak się dyskutuje w Korei Północnej czy Chinach Ludowych.
Oczywiście debaty nie zastąpią realnych zmian polityki i praktyki kościelnej. Ale mogą do nich prowadzić. Sądzę, że te zmiany nadejdą wskutek oddolnego nacisku różnych grup katolików o nastawieniu reformatorskim. U nas nieprędko, bo w Kościele w Polsce katolicyzm konserwatywny ma de facto monopol przekazu, a młodzi księża bywają jeszcze bardziej konserwatywni i politycznie prawicowi niż średnie pokolenie, włącznie z biskupami.
Ewolucję, jak zawsze, wymusi życie. Przyspieszenie zmian nastąpi, gdy liczba praktykujących spadnie poniżej dwudziestu procent. To kwestia dekady.
Komentarze
„młodzi księża bywają jeszcze bardziej konserwatywni i politycznie prawicowi niż średnie pokolenie, włącznie z biskupami.”
Otóż to. Tak właśnie jest, i to nie tylko w Polsce, ale i poza Polską. To zwykła reakcja na bałagan i rozprzężenie. Obawiam się, ze o tych hierarchach, którzy głosowali za zmianami w doktrynie, można rzec dokładnie to samo, co ks. Lemański powiedział o polskich biskupach: oni kiedyś odejda:)
„Tak się dyskutowało „za komuny”, tak się dyskutuje w Korei Północnej czy Chinach Ludowych.” no właśnie nie tylko tam, w „kościele” skostniałej instytucji na razie też… i zawsze tak będzie, a jak się komuś nie podoba to… fora ze dwora, na szczęście są różni księża, wśród zakutych, są też tacy co kroczą drogą Nauczyciela
Sukces taki sam jak w komunikatach werhmachtu o zwycięskim odparciu azjatyckich hord i wycofaniu się na kolejne upatrzone pozycje
10 lat i mniej niż 20% praktykujących … Oby się sprawdziło!
Jak mówił Newton, przyśpieszenie jest odwrotnie proporcjonalne do masy ciała
Spokojnie, Redaktorze, jeszcze jest rok na podsumowanie i ostateczne decyzje. Coś mój nos czuje, że będzie ciekawie 🙂 A decyzje Franciszka będą niepodważalne.
„Liczba praktykujących spadnie poniżej dwudziestu procent. To kwestia dekady.
Może warto poznać Boży punkt widzenia na KK ?
Za pomocą symboli przedstawiono Jego ocenę oraz przewidziane działanie w ks.Apokalipsy 18:1-8.
Oto wyjątki z tego długiego fragmentu: „Bo grzechy jej narosły aż do nieba i Bóg przywołał na pamięć, jej niesprawiedliwe uczynki. Oddajcie jej tak, jak i ona oddawała, i uczyńcie jej dwa razy tyle, co ona czyniła. W jakim stopniu ona otaczała siebie chwałą i żyła w bezwstydnym zbytku, w takim stopniu zadajcie jej męczarni i żałości. Bo mawiała w swym sercu: „Siedzę jako królowa i nigdy nie zaznam żałości. Dlatego też w jeden dzień jej plagi nadejdą, śmierć i żałość, i klęska głodu, i zostanie doszczętnie spalona ogniem, ponieważ silny jest Bóg, który ją osądził”.
Pozdrawiam.
Z jednej strony można tradycyjnie zauważyć, że góra urodziła mysz.
Ale moim zdaniem góra dopiero co zaszła w ciążę.
Pozdrawiam
Cyt:
„Niewiele będzie w Kościele pożytku z dyskusji pozorowanej, gdzie nie podejmuje się spraw trudnych i wszyscy mają takie samo zdanie. Tak się dyskutowało „za komuny”, tak się dyskutuje w Korei Północnej czy Chinach Ludowych.”
W ten sposób z króla robi chłopa, a z chłopa – króla.
Zdanie, żeby było bliższe rzeczywistości, powinno brzmieć tak:
„Tak jak się dyskutuje w sposób pozorowany w Kkat od stuleci, dyskutowano też „za komuny” i w Chinach Ludowych.”
„Niewiele będzie w Kościele pożytku z dyskusji pozorowanej”
Przecież właśnie teraz dyskusja jest pozorowana.
Starają się zmienić doktrynę, ale tak, żeby broń Boże nie powiedzieć wprost, że ją zmienili.
Oni twierdzą, że to tylko kwestia zmiany języka. W ten zabawny sposób Kościół zaczyna uprawiać postmodernizm, bo nie ma już prawdy i fałszu, dobra i zła – skoro wszystkie one są tylko kwestią języka, to stają się li tylko postmodernistyczną „narracją”.
Nie wiem czego sie Pan Redaktor spodziewał? Zmian? Kościół się szczyci swoją ,,niezmiennością”. Jak jest owa niezmienność pokazuje 2000lat tej ściemy.
@anuszka ma racje. o ile dobrze zrozumiałem
Ludzie przyzwyczaili się do konsumpcji za bardzo, chcieliby zrobić z Kościoła dom usług, gdzie to wybiera się to na co obecnie jest popyt.
Doktryna jest jedna, poparta tradycją, tekstem itp i reformować doktrynę to jakiś oksymoron. Jak się komuś nie podoba to co głosi Kościół, to że wymaga, że zakazuje, że potępia to po jakiego tam chodzi. Moim zdaniem upadek jest nieunikniony, to walka z żywiołem którą kościół przegrywa właśnie przez reformatorów. Kościół nie może się zmieniać tak jak się zmieniają czasy i ludzie, on nie świadczy usług i nie ma zadowalać klienta. Jest dobrowolną opcją gdzie jest zarysowany wzorzec postępowania, kto chce to niech słucha, kto nie chce nich nie słucha. Jak można relatywnie podejść do kwestii np rozwodów. Przysięga dana Bogu jest złamana, mają tego nie potępiać? To po jakiego przysięgać? Z homoseksualizmem podobnie – tradycja religii Chrześcijańskich odwołuje się do uświęcania praw natury, czyli naturalny podział na płcie, kopulacje i wydanie potomstwa. Tutaj nie ma miejsca na ekscentryzm ani odstępstwa bo wtedy zasady i świętości tracą na znaczeniu. Moim zdaniem Papież Franciszek przyczyni się do upadku Kościoła w sposób wręcz historyczny. Ludzie będą zachwyceni, bo się im poluzuje i dostaną to czego pragną, ale nie o to w tej bajce chodzi.
@vps, z godz. 9:58
Słabiutko coś ze znajomością doktryny u @vps. Po pierwsze – nie przysięga się Bogu, a oblubieńcowi. Dosłownie – ślubuję Ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz to, że Cię nie opuszczę aż do śmierci. Bóg jest świadkiem (poprzez kapłana – szafarza przyrzeczenia) tej przysięgi. Po drugie – stwierdzenie tradycja religii Chrześcijańskich odwołuje się do uświęcania praw natury, czyli naturalny podział na płcie, kopulacje i wydanie potomstwa. Tutaj nie ma miejsca na ekscentryzm ani odstępstwa bo wtedy zasady i świętości tracą na znaczeniu – jest kłamstwem. Jakby @vps poczytał uważniej co Jezus na ten temat powiedział, to by nie bredził. Nie wszyscy to pojmują, lecz tylko ci, którym to jest dane. Bo są niezdatni do małżeństwa, którzy z łona matki takimi się urodzili; i są niezdatni do małżeństwa, których ludzie takimi uczynili; a są i tacy bezżenni, którzy dla królestwa niebieskiego sami zostali bezżenni. Kto może pojąć, niech pojmuje! (Mat. 19, 11-12) Jezus, według Mateuszowego świadectwa, odróżnił płeć „naturalną” (żeńską i męską, znaczy się) od „nienaturalnej”, co by o tej „nienaturalności” nie powiedzieć. „Niezdatni do małżeństwa, którzy z łona matki takimi się urodzili”, to są urodzeni z zespołem dezaprobaty płci, mówiąc językiem naukowym. Większość biskupów biorących udział w dopiero co zakończonym synodzie zdaje się rozumieć to co przekazał im Jezus. To, jak na razie, za mało, ale poczekajmy. Żarna kościelne mielą powoli, ale mielą.
@anumilk
Chyba bawisz się w tą narrację językową o której pisze @anuszka
Czy przysięganie oblubieńcowi przed Bogiem jako świadkiem cokolwiek zmienia? Po to się przysięga w obecności Boga aby ze złamania przysięgi być odpowiedzialnym również względem Boga, czyli narracją kościelną, to grzech i postępowanie godne potępienia – czego byś się chciał tu doszukać?
Czy pojęcie niezdatni do małżeństwa oznacza to samo co zdatni do małżeństwa? Pojęcie naturalny to wzorzec pełnego zdrowia duchowego i cielesnego (utarło się w wyniku długiej spekulacji filozoficzno-teologicznej, nie wynika bezpośrednio z Biblii). Każde odstępstwo od tego jest zaburzeniem a to co pisze w Ewangelii jest tylko zachętą do tolerancji i wyrozumiałości dla ekscentryzmu ale nie jest zachętą do zrównywania wszystkiego, a już na pewno nie jest poparciem małżeństw homoseksualnych, czy uznawaniem tego za rzecz naturalną.
Można się zgodzić z tym, że Kościół z tolerancją ma problemy i można wiele rzeczy zmieniać argumentując to jako błędy przeszłości – palono czarownice, teraz nie, prezerwatywa była grzechem, teraz nie jest, podobnie może być i z homoseksualizmem. Nie jest to jednak równoznaczne z pełną akceptacją i zachętą prezerwatywy/czy antykoncepcji tak jak i swobodnego realizowania homoseksualizmu w praktyce. TOLERANCJA NIE JEST TYM SAMYM CO APROBATA.
Kościół katolicki opiera swoją doktrynę głównie na teologii i filozofii a nie na bezpośrednim czytaniu Ewangelii bo z niej wynika Kościół duchowy a nie instytucja społeczna. Chrystus nie zakładał religii innymi słowy, dawał instrukcje dla rozwoju ducha. Kościół jest jednak instytucją społeczną i zajmuje się zarządzaniem społeczeństwem jak i psychologią społeczną dlatego potępia pewne zachowania a inne popiera z myślą o utrzymaniu wspólnoty a nie z myślą o samorealizacji jednostki. Małżeństwo to funkcja społeczna, tak jak rodzina, to nie wartość sama w sobie. Każdy osąd na ten temat musi uwzględniać dobro społeczeństwa a nie dobro samej jednostki. Mogą uznać homoseksualizm jak i prezerwatywę za postępowanie nie kwalifikujące się pod pojęcie grzechu, ale nie mogą zachęcać do takiego postępowania, nawet nazywać go neutralnym bo sami by sobie przeczyli.
Nigdzie, proszę @vps-a nie pisałem o aprobacie. Odróżniam tolerancję od aprobaty, ba nawet większość parafilii odróżniam od siebie, choć czasem daję się zaskoczyć pomysłowością niektórych duchownych, w tym hierarchów – pomysłowością dającą świadectwo dla ich nieskrępowanej wyobraźni w „parafiliowaniu” zwykłych – zdawało by się – zachowań ludzkich:-)
Duchowni święci nie są, pamiętam czasy kiedy to przestrzegano przed internetem nazywając go źródłem demoralizacji. Są to jednak poszczególni duchowni a nie oficjalna doktryna, w tej Kościołowi trudno przyznawać się do błędów, zmieniać zdanie itd, to są strzały w stopy jakby nie było, takie rzeczy najlepiej robić cicho, pomału bez dużego huku.
Anumlik, Ty postpostpostmodernisto 😉 ))
Ad rem: teraz się dopiero zacznie w państwie kościelnym. Mówię Ci: kupujemy wino i siadamy patrzeć, hyhy…
Ten synod to był zręczny ruch Franciszka, i o dziwo, dostaliśmy chyba więcej, niż się spodziewał sam Franciszek- synod pokazał spory progres w państwie duńskim.
Ale najlepsze przed nami.
a
A to wino, Jabeto, to pijemy razem czy osobno? Bo patrzeć będziemy uważnie.
A gdziem Ci ja postpostpost (aż trzy razy)? 😉
To nie puszka ,to kana postępu rozlała się po czynach Frańciszka.Ciemnogród w odwrocie ,bo jest go mniej ,w głosowaniu .A czy u nas będzie się trzymał jak pijany u płota.Otóż nie .Bo tam gdzie te płoty są znajdą się roztropni i powiedzą -chłopy nie bądżta takie frajery i zacznjita wierzyć w Boga a nie swego proboszcza ,niezależnie ile on ma lat.
Dla KK nie ma ratunku. Przynajmniej w Europie. Brak reform, infantylny konserwatyzm, podsypany jeszcze chciwoscia i mieszaniem sie w polityke oproznily koscioly w Europie. Punkt ciezkosci KK przenosi sie z Europy do Afryki i Azji czy Ameryki Poludniowej gdzie spoleczenstwo, w tym kler, sa latwiejsze do skorumpowania i duzo bardziej othodoksyjne. Niezadlugo okaze sie, ze Chrzesciajnstwo stanie sie religia egzotyczna tak jak dzisiaj Buddyzm czy Shinto
Jak to jest z rozwodnikami? Czy ktoś potrafi mi odpowiedzieć na pytanie, czy wg Kościoła ktoś, kto poślubił rozwodnika sam się stał rozwodnikiem? Czy poślubienie rozwodnika zabrania przyjmowania sakramentów? Coś mi się wydaje, że tak. Biorąc pod uwagę, że Kościół nie akceptuje ślubów cywilnych można by uznać, że cywilne poślubienie rozwodnika nie jest dla Kościoła ślubem, więc nie powinno być przeszkodą w sakramentach. Nawiasem mówiąc można się utopić w stawie hipokryzji. Wesołowski sobie sakramenty będzie przyjmował…
Perwersja seksualna, legalizacja narkotyków, hazard, to jedyne wolności jakie proponuje dla świata fermentujący globalizm.
Synod się otrząsnął z hipnozy mediów. Całe szczęście.
Anumliku, jasne że razem (we trzy dzioby albo i sześć).
Owe triangulacyjne”post” to zaś była ajronia celowana wew Anuszkę i Vpsa 😉
Niestety obserwuje w niemieckim KK te same tendencje , o ktorych pisze juz Kalina.
Kiedy starsza generacja kapłanów , odchodzących juz cześciowo na emeryturę, była socjalizowana w 68 latach i w ten sposób juz w swojej większości miała bardziej liberalne poglądy, to ich następcy, im młodsi tym bardziej konserwatywni.
Tak wiec Niemiecki episkopat, juz ze względu na swoja strukturę wiekowa jest często bardziej liberalny, niż młody kapłan pracujący przy bazie. Temu często śni sie kościół z msza trydencka, odwrócony tyłem do społeczeństwa,a nie kościół zapraszający. Kościół wierny jedynie literze prawa, którego celem jest przeprowadzenie prawdziwej nauki przez obecne burze dziejowe, bez oglądania sie za siebie i któremu jest w dużej mierze obojętne, czy ktoś jeszcze za nim podąża.
Niemiecki KK ma jeszcze jeden bardzo istotny problem. Jest nim bezpośrednie sąsiedztwo Kościoła Ewangielickiego. Kościoła absolutnie zreformowanego, znakomicie dostosowanego do wszelkich przemian w życiu społecznym, który mimo tego swieci jeszcze większymi pustkami jak katolicki.
Tak wiec dla KK w Niemczech nie ma dobrej drogi. Jeśli odwróci sie od przemian zachodzących w społeczeństwie, to może nawet skończyć jako przedwczorajsza sekta religijna. Jeśli zbyt ochoczo zacznie te wszystkie przemiany akceptować, oczekuje go może podobny los jak ewangelików. Osobiście jest mi bliższy kościół, próbujący znalezdz swoje miejsce w współczesności, nie obawiający sie zbrudzic rzeczywistością, jak ten zamknięty w wieży z kości słoniowej swoich doktryn.
Dla tego popieram wszystkie wysiłki Franciszka w tym kierunku i reformatorskie stanowisko przewodniczącego niemieckiego episkopatu kardynała Markxa.
Pisze tu tak wiele o problemach obecnie bliskiego mi kościoła niemieckiego, takze aby uświadomić rodakom , ze mimo tego, ze Polska i Niemcy sa bezpośrednimi sąsiadami, problemy ich kościołów nie zawsze sa te same.
Jestem przekonany o tym, ze konieczna jest takze większa samodzielność kościołów regionalnych, ktora pozwoli sie im łatwiej uporać z bezpośrednio dotyczącymi ich problemami.
To, ze może nie jest to zbyt zachęcająca perspektywa dla bardziej liberalnych członków polskiego kościoła, którzy nie zawsze czuja sie dobrze reprezentowani przez przeważająco konserwatywny episkopat, mogę zrozumieć. Muszę jednak przypomnieć, ze konserwatywny polski KK w porównaniu z innymi europejskimi KK, cieszy sie wciąż niezmiennym powodzeniem, a to byłoby niemożliwe bez równie konserwatywnego społeczeństwa.
Ta tendencja konserwatywna jest reakcją na to poczucie zagrożenia- to przeczucie, że ich świat się rozpada. Z tego też wynikają paranoiczne paroksyzmy/histerie religijno-polityczne, np.z z gender, Harry Potterem czy innymi takimi.. . Tak jak zwierzę atakuje, bo jest zagrożone, miota się, tak oni miotają się, bo tracą kontrolę nas swoim dotychczasowym światem. Konserwatywne zwroty to betonowanie się przed zagrożeniami całościowymi- mechanizm uniwersalny, dotyczy i pojedynczych ludzi i całych instytucji. Ta konkretna instytucja się rozpada: traci swoje dawne znaczenie, nigdy nie była w tak ciężkiej (ideologicznie i socjologicznie) sytuacji- rozjechała się ze światem realnym KOMPLETNIE. Świat jest po prostu gdzie indziej i zaczyna to do instytucji, jak i pojedyczych ludzi kościoła, docierać. I reaguja, jak potrafią, eufemistycznie rzecz ujmując. Franciszek jest tu naprawdę normalnym i perspektywicznie myślącym człowiekiem- jeśli jest ktoś/coś w stanie tę instytucję w jakims stopniu uratować, to takie działania, jakie obecnie robi Franciszek (próba dogonienia realnego świata).
Z mojej perspektywy nie budzi to zdziwienia, dla mnie to, co się dzieje, wszystko jest jasne i spodziewane. Może nie spodziewałam się takiego stopnia ogłupienia, jaki prezentuje nam polski episkopat, bo to rzeczywiście wstyd na cały świat, ale to już….hm…cóż…nasz polski wstyd, niemniej generalnie wszystko idzie jak należało się spodziewać. I straszno i wesoło zarazem 😉
Pozostaje jeszcze poczekać.
@jabeta
Trudno się nie zgodzić z tym co piszesz ale świat już szedł w różnych kierunkach i nie wszystkie były fajne. Tendencja konserwatywna jest reakcją na poczucie zagrożenia ale ile razy to przeczucie było niezawodne?
Mieliśmy już rewolucje francuską w duchu oświecenia która obiecywała lepiej i po równo a zapewniła wojny xxx-letnie i wypędziła połowę obywateli za ocean do Ameryki. Miała nauka z rewolucją przemysłową zbawić świat a stworzyła tylko pojęcie dziecka i kobiety, bo pierwszy raz w historii trzeba było zacząć tych ludzi bronić przed zrobieniem z nich niewolników w fabrykach + nazizm jako reakcja na żydowskiego kapitalistę. Miało być równo i wspólnie bez podziałów religijnych ze świeckim państwem socjalistycznym jak z kochającą matką a skończyło się murem berlińskim i 50 letnią niewolą połowy Europejczyków. Te przeczucia rozpadającego się świata to nie tylko troska o los własny i zaściankowość, to także doświadczenie mówiące, że zachłyśnięcie się postępem, brak umiaru i dystansu do ducha czasu i nowoczesności to bardzo groźna nieodpowiedzialność. Kościół nie reprezentuje tylko i wyłącznie siebie i swoje państewko,to dotyczy nas wszystkich, także czekając i patrząc z winem w ręce można się z czasem ocknąć z ręką w nocniku.
jabeta
20 października o godz. 16:25
Franciszek o tyle nie jest zdrowy, że wyznaje nieistniejącego. W tym jest zdrowszy, że mniej skrzywiony od większości innych funkcjonariuszy Kkat. Co wśród ludzi skrzywionych czyni sporą różnicę. Normalniejszy wśród tłumu nienormalnych. Co może w pewien sposób cieszyć, bo – nieco – zmniejsza pulę skrzywienia. Ale tylko nieco. Jak bardzo nieco – widać po reakcjach kleru.
To raczej nadmierne oczekiwanie, by polski episkopat miał robić Polsce wstyd na cały świat. I Polska i jej episkopat są na to za mali. To raczej wstyd lokalny, wobec tych co mają poczucie przyzwoitości i wstydu, co nie jest powszechne. Zwłaszcza nie w episkopacie.
Dotąd Kkat miał inne wyzwania: nawracał na swoją wiarę wierzących w co innego. Był opór,walka i krew. Był jakiś zwycięzca, choćby zasadniczo głównie nominalnie. Teraz jest inaczej: obojętność, cisza i dawanie po łapach Kkat-owi za ich wsadzanie tam, gdzie republika i demokracja zabraniają. Jeśli opór to przez olanie, śmiech i wiedzę.
Dwutysiącletnie metody na to nie działają. Nic nowego Kkat nie wymyślił. To trudne i męczące oraz weryfikujące. Nieszczery i obłudny Kkat nie przekona tym, czego nie ma.
Wojciech K.Borkowski
20 października o godz. 15:03 zapomnial dadac, ze w USA ludzie umieraja na ulicach (czy fermentujacych?).
Saldo mortale
Wojciech K.Borkowski
20 października o godz. 15:03ma pisze, ze Oswiecenia nie bedzie…….JG pisal, ze Wojny Trojanskiej nie bedzie……..
Saldo mortale
Ostatni synod mimo wielu niespełnionych nadzieji ma napewno takze coś dobrego. Pierwszy raz po długim czasie KK na tak wysokim szczeblu przestał chować głowę w piasek i nazwało po imieniu problemy jakie ma w współczesnym świecie. Poza ta głośno wyrażona wiedzę kościół juz nie bedzie sie mógł wycofać. Tak wiec zmiany sa nieuchronne, nawet jeśli teraz nie starczylo na 2/3 większości.
Oczywiscie nie mam nic przeciwko temu, ze na tym blogu zabierają takze głos ateiści i agnostycy, w normalnych warunkach wzbogaca to dyskusje. Niestety Czasami razi tylko ton ich wypowiedzi . Przemądrzałe i pełne pogardy podkreślanie swojej wyższości wobec osób wierzących z góry uniemożliwia rozmowę. Ale może i o to chodzi.
Roman Graczyk (wPolityce) o Synodzie. „Zacząłem tak myśleć, czytając streszczenia „Relatio (…)”, zupełnie odwrotnie niż te miliony katolików, o których pisze „Wyborcza”, że czekali na takie słowa jak wędrowcy na kroplę wody na pustyni. Ja przeciwnie: gdy czytam, że porzucenie żony i dzieci to nic innego niż los człowieka (…) albo przebita opona na dziurawej drodze, to zaczynam pukać się czoło.
(…) Pytanie brzmi: po co mi jeszcze taki Kościół?
Zawsze mi się wydawało, że jak błądzę, to Kościół mi to powie, a nie będzie rozmydlał tej przykrej oczywistości dyskursem typu „poszukujesz, Bracie, swojej prawdy”. No bo jaką prawdą byłoby udawanie, że się nie zostawiło kogoś kto mi zaufał, jaką prawdą byłoby twierdzenie, że nie złamało danego słowa? Pokrętna jest wasza mowa.
30 lat temu, gdzieś u początków pontyfikatu Jana Pawła II myślałem dokładnie tak samo jak dzisiaj, tyle że wtedy to myślenie zaliczało się jeszcze do Kościoła otwartego. (…) Przypomnę nieśmiało, że tamten Kościół otwarty uznawał, że istnieje Prawda, i że istnieją pewne twarde wytyczne odnoszące się do kształtu społeczeństwa, które się z tej Prawdy wywodzą”.
„Corriere della Sera” podaje, że punkt o homoseksualizmie nie przeszedł kilkoma głosami …liberałów. Był on dla nich zbyt zachowawczy.
Zauważa to nawet „Fronda”.
Redaktor ma rację, taca zdecyduje o zmianach. Zabraknie kasy, rozwodników i homoseksualistów datki zdecydują.
Rozwodzą się bogaci, biednych nie stać a i homoseksualiści, ci żyjący w prawdzie, też zasobniejsi od przeciętnych.
Oczyma wyobraźni już widzę te miny polskich hierarchów (m.in.: Gądeckiego, Hosera, Michalika, Głodzia czy nawet Dziwisza etc.) podczas homilii, jakie wygłosi papież Franciszek w trakcie pielgrzymki do Polski w 2016… 😉
Po synodzie jest… totalne rozczarowanie!
Dłużej klasztora niż przeora?
Mam nadzieję, że to się jednak wkrótce odwróci.
Tak zwany trynd jest nieubłagany. A w Polsce kk odstrzela sobie co i rusz kolejne stopy (jak stonoga). W końcu ich zabraknie.
Mag, ale czemu rozczarowanie? Widziałaś liczby? Powiem szczerze, że nie rozumiem rozczarowanych. Przecież widaź ogromny postęp. I sprawa jest dopiero rozpoczęta. I to jest dobre rozpoczęcie.
Nio chyba, że ktoś się spodziewał cudów. Ale wtedy lepiej bajki czytać. Nie kpię, serio piszę.