Ziuta, czyli optymizm chrześcijański
Ziuta
Przemiła uroczystość w przepiękny dzień. W Goszycach pod Krakowem fetowaliśmy 60-lecie pracy Józefy Hennelowej, dla przyjaciół – Ziuty, w Tygodniku Powszechnym. Ach, Ziuta.Ileż musiała się nawalczyć, by przebić się ze swoim pisaniem na pierwszą linię frontu. Ale za sukces publicystyczny zapłaciła. Zwłaszcza w okresie posłowania.
Atakowały ją te same ciemne siły, które dziś w kolejnej mutacji atakują obecny obóz liberalno-demokratyczny. Przeciwko Ziucie wyciągnięto typowy zestaw katoendecki: że jest za aborcją, że ukrywa żydowskie pochodzenie, że bliżej jej do komunistów niż do patriotów. Najczęściej atakowano anonimowo (tak jak dziś przy pomocy anonimwych bluzgów niernawiści w Internecie). Ale Ziuta jest z Wilna, twarda sztuka. Ile ją ta konfrontacja z katolicko-prawicową agresją kosztowała, wie tylko i nie lubi o tym mówić, tak jak o chorobach. W Goszycach, w przepięknie położonym i historycznym dworze, który widział i Piłsudskiego, i Annę i Jerzego Turowiczów, i Jana Józefa Szczepańskiego, i Czesława Miłosza, w krótkich słowach mówiła o przyszłości: że wierzy, iż idzie ku lepszemu. Miała na myśli zapewne i Kościół, i sprawy polskie.
Taki prawdziwy chrześcijański optymizm – nieegzaltowany, realistyczny, zaangażowany. Nie wiem, czy tak by się dziś określiła, ale mam wrażenie, że mogłaby być przykładem społecznej lewicy katolickiej – ruchu, który niestety nigdy nie nabrał w Polsce wielkiej siły, może dlatego, że zawłaszczyły go i skompromitowały w PRL popierane i kontrolowane przez ówczesne władze wyznaniowe organizacje ,,postępowe”. Kto wie, jak by dziś wyglądał Kościół w Polsce, gdyby taka autentyczna chrześcijańska lewica mogła rozwinąć żagle. Wprawdzie w autentycznej religii nie chodzi o politykę, lecz o dojrzałość duchową, ale tak naprawdę ,,programu” Jezusa nie da się opowiedzieć ani językiem nacjonalistycznej prawicy, ani totalitarnej lewicy.
Czy nie zapobiegłoby to tej recydywie katoendeckiej, jaką teraz oglądam z zgrozą w sercu i wstydem w sumieniu, bo przecież i ja nie zrobiłem widać dostatecznie wiele, by do niej nie doszło. Nie mogę się ze spokojem patrzeć, jak ta katolicka reakcja trepuje dziś ludzi, których upatrzyła sobie na ofiary swej krucjaty na rzecz katolickiego państwa narodu polskiego model 2008.
Dziś polują na na tych, których obsadzili w rolach dzisiejszych kontynuatorów dzieła Hennelowej, Turowicza, Musiała czy Tischnera. Na szczęście – też chcę być chrześcijańskim optymistą – ci też są ,,z Wilna”, też są twardzi. Kościół otwarty jest dziś w Polsce spychany na margines, stracił najważniejszą trybunę -Tygodnik Powszechny, ale jego misja nie jest skończona i będzie, już jest (Centrum Kultury i Dialogu) rozwijana. Ziucie się to należy.
Komentarze
Bardzo piekny Jubileusz Pani Redaktor.
Niech nie spoczywa na laurach.
Niech dalej przypomina o sprawach waznych.
Niech dalej napawa optymizmem.
Niech zachowa pogode ducha.
Niech nie wklada bamboszy, a jesli juz, to tylko, zeby odsapnac.
Niech bedzie zdrowa.
Geografie!
Chciałem napisać u Ciebie w Twoim blogu kilka ciepłych zdań i rad, ale rozbiłem się o login i hasło. Musisz zmienić ustawienia, bo tak, to będą wchodzić do Ciebie jedynie posiadacze konta, a reszta nie.
Panie Redaktorze,
jubileusz p. Hennelowej to wielki powód do radości ale właśnie – co się stało z Tygodnikiem? Skład redakcji wykruszył się czy to z przyczyn naturalnych, czy „transferów” (oprócz Pana, jeśli się nie mylę, „Polityka” wzbogaciła się z tego źródła jeszcze o red. Burnetkę i – przejściowo – J. Pilcha).
Czytałem „Tygodnik” regularnie jeszcze przed rokiem, i już wtedy dawały sie zauważyć silne trendy do skrętu w prawo. Z całą pewnością, nie służył mu dobrze wybór ks. Bonieckiego na redaktora naczelnego. Politykę kadrową prowadził kiepską (co tam robi p. Isakiewicz?!), a jego własne artykuły były na kiepskim poziomie, niekiedy wręcz infantylne (w rubryce „Lektury pobożne” potrafił umieścić książkę amerykańskiego konserwatywnego psychologa – czy raczej szarlatana – o „leczeniu homoseksualizmu”). Do tego jakaś osobliwa mania pisania o służbach specjalnych, w której „Tygodnik” wyraźnie pozwalał sobą manipiulować (pamiętam serię „odkrywczych” artykułów podpisywanych przez „byłych oficerów UOP”).
W rozmowie z „Wyborczą”, około 2 miesięcy temu, „konserwatywny publicysta” Dariusz Gawin z wyraźną satysfakcją sugerował, jak to środowiska GW fatalnie wyjdą na taktycznym przedwyborczym sojuszu z ITI, a jako dowód prezentował właśnie „wrogie przejęcie” Tygodnika. Niezależnie od tego ile było w tym jadu i złośliwości, chyba niestety miał rację 🙁
Pozdrawiam
Geograf
@ Torlin:
tak to jest jak taki komputerowy analfabeta jak ja bawi się w blogowanie 🙂 popracuję nad tym dziś wieczorem!
Pozdrawiam
Geograf
Red. Szostkiewicz wpadł w antykatoendecki amok. O stosunkach UE z reżimem Castro nic. Nie dziwię się.
Katoendek – masz racje. Redaktor Szostkiewicz zaniedbuje sie w swoich obowiazkach i nie pisze o stosunkacj UE z rezimem Castro.
Moge dodac wiecej tematow na ktore Szostkiewicz dotad nie raczyl byl odpowiedziec:
Czy nalezy produkowac biopaliwa czy tez stawiac elektrownie atomowe?
Czy nalezy uprawiac zyto czy proso?
Jak wywabiac plamy po czerwonym winie?
Czy nalezy bic dzieci czy do nich przemawiac?
Dlaczego prezydent Kaczynski mowi „wzionsc” zamiast „wziac”?
O Boze, glowa mi peka od wszystkich tematow, w ktorych Adam Szostkiewicz sie zaniedbal. Ale za to o katoendekach pisze bardzo barwnie. I wszystko prawda!
„Tygodnik Powszechny” też jest katoendecki ? Niektórym ludziom katoendecy dwoją się i troją.
Szanowny Panie Redaktorze,
Na poczatku chciałbym powiedzieć, że Gra w Klasy to jedyny blog, jaki regularnie czytam — podobnie jak Pana publicystykę w P.
Piszę ponieważ nie rozumiem, Pana uwagi, że TP ju nie jest otwarty.
Jak w takim razie rozumie teksty ks. Prusaka, co z rozwazna moim zdaniem debata o odejsciu ks Weclawskiego? Jesli nie sa to przyklady otwartosci i checi dialogu, to jak te pojecia rozumie Pan Redaktor_
Lacze podzrowienia
JHN
i jeszcze PS A Michal Olszewski i jego kawalki o ekologii? Mysle, ze bardzo niesprawiedliwe jest TP oceniany
Panie Adamie, poczułem się nieco rozczarowany Pańską definicją państwa liberalnego, którą był Pan uprzejmy przedstawić dzisiaj w Skanerze Politycznym. Wychodzi na to, że państwo liberalne to organizacja, która ma zajmować się ochroną przed ujawnianiem informacji na temat agenturalnej przeszłości prominentnych postaci życia publicznego oraz zakładać kaganiec historykom, którzy badają przeszłość „nieprawomyślnie”. Podał Pan tę definicję niejako mimochodem tłumacząc telewidzom zjawisko ujadania na Gontarczyka i jego kolegę i odsądzania ich od czci i wiary, co uważam za cokolwiek niesmaczne.
Mnie osobiście nieskazitelny pomnik pod nazwą Lech Wałęsa jest do szczęścia niepotrzebny. Podobnie jak św. Piotr bez epizodu zaparcia się Jezusa w sytuacji krytycznej, czy św. Augustyn bez swej – nazwijmy to – lekkomyślnej młodości. Poza tym kocham Platona, ale bardziej jeszcze kocham prawdę. Nie martwię się też o zgorszenie maluczkich bo maluczcy i tak mają doskonale wyrobione zdanie na temat „wielkich” i prominentnych, a wkurzają mnie „autorytety”, które łopatologicznie podają do wierzenia wydumane przez siebie interpretacje.
Jeżeli ktoś ujada, ma w tym interes. Jeżeli ktoś chowa lub niszczy dokumenty, ma coś na sumieniu. Qui prodest?
Mógłbym tak jeszcze długo, ale nie mam czasu, gdyż muszę zarabiać na podatki, żeby jakoś utrzymać ten cyrk pod nazwą demokracja parlamentarna nad Wisłą.
Panie Redaktorze !
A mnie się wydaje, że te środowiska które jak Pan piszesz zawłaszczyły sobie (i przy okazji miały by skompromitować) idee „lewicy katolickiej” i Kościoła otwartego nie miały żadnego znaczenia w tej mierze.
Wy mieniący się „prawdziwa lewicą” katolicką jesteście bardziej eklektycznym, elitarnym klubem towarzyskim”krakówka” i „warszawki” niźli realnym bytem. I tak było chyba zawsze, choć PRL zaciemniał horyzont w tej materii b.dokładnie (dot. to Waszego grona jak i tych tzw. „katolików urzędowych” – jak ich nazywał „Kisiel”). Polska historia daje mnóstwo przykładów, iż katolicyzm a’la „polonaise” był zazwyczaj „ciemny”, ponury, czarnosecinny. Piszę o podstawowej masie wiernych, zwłaszcza w wydaniu wiejskim i małomiasteczkowym.
Inna sprawa to „mentalność” jak nazywam „kontrreformacyjna” nie tylko większości kapłanów, ale też i Was, przedstawicieli elit. Walcząc z „bezbożnym” komunizmem hodowaliście przez wiele lat we wspólnocie wiernych tzw. syndrom nacjonalistycznego zamknięcia – nacisk na sprawy „narodowe” jako antidotum na komunistyczny kosmopolityzm musiał się odbyć kosztem „uniwersum”: a ponadto pokazywanie historii naszego kraju jako jednoznacznie katolickiego i tak samo – narodowego, wywarło określone wpływy na świadomość.
Po prostu hodowaliście – nie wiem czy świadomie czy nie, czy była to tylko uboczna „produkcja” Waszego oporu p-ko poprzedniemu ustrojowi, nie mnie tu sądzić – żmiję na własnym łonie.
I jeszcze jedno – kto z Was intelektualistów katolickich odważy się stwierdzić publicznie, że kard.S.Wyszyński (mimo zasług dla Kościoła w Polsce i Polski) był jednak konserwatystą, tradycjonalistą i w zasadzie wrogiem Vaticanum II. Blokada jaką założył jako Prymas i postać tytaniczna – na tle „reszty” biskupów – na „nowinki soborowe” (przede wszystkim doktrynalne i w sposobie patrzenia na świat) była moim zdaniem tego właśnie wynikiem (argumentacja o „sytuacji polskich” katolików pod władzą komunistów była zręcznym wybiegiem i trzeba przyznać, że skutecznym – elity też w to uwierzyły). Ta postawa jest także Panie Redaktorze źródłem Waszych, otwartych katolików (i sympatycznej, ciepłej, jak sądzę – otwartej na „Innego” – Pani Redaktor J.Hennelowej), mąk Tantala opisywanych w dzisiejszym felietonie.
Jako ludziom mogę Wam tylko współczuć. Ale wobec tych, którzy nadają w jakimś tam sensie wymiar dyskursu publicznego w Polsce, jako reprezentantów elit mojego kraju – za jej niefrasobliwość i kierowanie się (jak starałem się opisać to w moim poście) emocjami i afektami, nie pragmatyzmem i racjami rozumu – muszę wyrazić dezaprobatę.
A P.Red. J.Hennelowej przesyłam ukłony – czytałem Ją w przeszłości wielokrotnie, mimo iż się z nią wielokrotnie nie zgadzałem, b.Ją cenię.
Pozdrawiam serdecznie.
WODNIK53
Do WODNIK53 (2008-06-24 o godz. 17:18):
Znowu cholera masz rację. Pozdrowienia.
Zgadzam się z Olkiem, Wodniku masz rację. Ale ja chciałem Ci coś wyjaśnić, jak piszesz o „elitarnym klubie towarzyskim”. Tak to jest Wodniku ze wszystkim, taki jest świat. Ilu ludzi słucha jazzu lub muzyki poważnej? Ilu chodzi do opery lub na wystawy malarstwa nowoczesnego? Ilu ludzi tak naprawdę działało w opozycji w latach 70.? Ilu ludzi uczestniczy w akcjach humanitarnych nie tylko poza naszymi granicami (opiekujący się bezdomnymi, niepełnosprawnymi, dziećmi z upadłych PeGeRów, narkomanami)? Ilu ludzi czyta eseje jednego z najmądrzejszych ludzi w Polsce Adama Michnika w sobotę w GW?
To się Wodniku od wieków nie zmienia. Tak jak inteligencji, a wcześniej światłej szlachty było 5 %, to nawet rozpowszechnienie wyższych studiów tych proporcji nie zmieni. Do tego wszystkiego potrzeba zapału, poświęcenia, a więc zapaleńców. A ponieważ jest ich zawsze garstka, to i wydaje się, że jest to byt nierealny.
@ Wodnik 53:
To, co piszesz jest generalnie słuszne – „lewica katolicka” w Polsce nie miała nigdy odwagi wprost wypowiedzieć posłuszeństwa episkopatowi. W dawnych czasach dawała się szantażować mitem jedności polskich środowisk katolickich (bojąc się zapewne posądzeń o współpracę z PAX-em), a później znalazła się po prostu na poboczu dziejów. Jednakowoż, były znaczące wyjątki:
– potępienie pogromu w Kielcach (Kisielewski, Stomma, Gołubiew),
– próby zaszczepienia polskiej inteligencji myśli soborowej (J. Turowicz),
– postawa części posłów KP „Znak” w 1968 roku (Kisielewski, Zawieyski),
– protest Stommy w 1976 roku,
– wsparcie dla KOR (tj. lewicy laickiej, jak ją autodefiniował J. J. Lipski i jak lubi ją złośliwie określać J. Kaczyński)
Wszystkie w/w działania stały w przeczności z „linią” kard. Wyszyńskiego. I nawet jeżeli środowisko TP nie miało odwagi wprost atakować jego posunięć, samym swoim istnieniem podkopywało monopol katolickich integrystów na reprezentację polskiego KK. Poprzez swoją otwartośc, wychowało (pewnie niechcący) kilka pokoleń wonomyślicieli (ja zapewne należe do ostatniej generacji). I chwalę je za to, choć pewnie jest to z mojej strony pocałunke śmierci 🙂
Pozdrawiam
Geograf
Panie Redaktorze,
Ja bylby za tym by jednak nie poddawac sie uludzie i nie tworzyc lub popierac neologizmu frazeologicznego. Lewica katolicka – zawsze bedzie to cos na protezach zamiast nog. Zreszta juz „wyprostowali” Pana socjalisci piszacy na tym Blogu.
Czytajc tekst zastanawialem sie czy dojdzie Pan do Chrystusa. No i stalo sie. Ciekawosc wynikala z doswiadczen z wlasnym Ojcem. Z duza sympatia spogladal „na wschod” i kiedys stwierdzil ze Jezus byl pierwszym komunista. Nawet sie zachwycilem, jednak gdy doroslem zauwazylem falsz. Doktrynalnie nie da sie tego pogodzic. Zreszta po co. Czytalem ostatnio raport dotyczacy wiary w Stanach Zjednoczonych. Procentowo jest tam wiecej wierzacych niz w Polsce. Tak wiec nie tylko konserwatywni republikanie ale rowniez „rozowi” demokraci wyznaja wiare. Nie slyszalem nigdy ani nie widzialem demokratycznego katolika. W autentycznej religii nie chodzi o polityke – to pana madre slowa. I tu jest sedno, oddzielic te dwie sprawy. Naprawiac Kosciol by nie dopuscic do ciemnogrodu powinni wierzacy. Oni tez maja oczy, uszy i rozum.
Moje szczere wyrazy symaptii i zyczenia dla pani Hennelowej. Osobiscie poznalem i mielismy kontakt przez czas jakis Profesora Hennela jej malzonka. Wywarl na mnie swoja kultura i zachowaniem duze wrazenie.