Jak Wielgus z Urbanem?

Tak ciekawa i bogata była dyskusja wokół donatystów, że wracam jeszcze raz do abp. Wielgusa, choć chciałem o Polsce jako Trzecim swiecie, gdzie można zarażać HIV-em wykształcone ponoć miejskie dziewczęta.
Sprawa metropolity urosła w ostatnich dniach do ,,największego kryzysu” w polskim Kościele. Chyba przesada, ale bo ja wiem? Mówimy w końcu o następcy kard. Wyszyńskiego. I ktoś celnie napisał, że – przynajmniej dla wierzących – to chyba ma jakieś znaczenie, czy urząd prymasa Tysiąclecia obejmie teraz wieloletni agent SB? Nasze blogowe dyskusje rozwijają się zwykle według tego samego schematu: bardzo rzadko ktoś zmienia zdanie pod wpływem czyichś argumentów, ja też. Pozostanę więc przy mojej metaforze ,,donatystów”, bo sądzę, że tłumaczy ona psychologicznie więcej niż interpretacje czysto frakcyjne: za lub przeciw lustracji.

Sednem sprawy nie jest lustracja, ale miejsce Kościoła we współczesnej Polsce. Sprawa lustracji jest rzeczywiście poważnym zagrożeniem dla Kościoła, ale mniej dlatego, że iluś biskupów czy prałatów okazało się lub okaże kolaborantami starego reżimu,lecz dlatego, że bronienie ich przez władze Kościoła wbrew oczywistym faktom, podrywa najważniejszy kapitał Kościoła w demokracji: autorytet moralny.

Nie trzeba być wierzącym, by wiedzieć, że społeczeństwo takie jak polskie jest wciąż kulturowo religijne i dlatego Kościół -to w jakiej jest formie, jak jest wiarygodny – ma w naszej demokracji znaczenie. Każdy nieradykalny, nieideologiczny rząd lewicowy czy prawicowy będzie unikał antagonizowania Kościoła, bo nigdy nie wiadomo, czy nie będzie potrzebował autorytetu Kościoła w jakiejś sytuacji, którą sprowokują rządzący. Ale do czego w takim sensie może służyć Kościół wypłukany z autorytetu? Co będzie warte poparcie udzielone premierowi czy prezydentowi przez kontestowanego orynariusza warszawskiego?

Polskim ewenementem po roku 1989 było to, że Kościół w zasadzie poparł moralnie kierunek zmian ustrojowych, za co naturalnie sowicie mu ,,odpłacono”.Można dyskutować o skali tych kompensat, ale moim zdaniem większość z nich była słusznym naprawieniem krzywd wyrządzonych Kościołowi przez rządy komunistyczne. Ten kościelny parasol ochronny na pewno pomógł transformacji, a ponieważ uważam ją generalnie za wielki sukces Polski i Polaków, ów niepisany alians państwo-Kościół też uważam za pożyteczny.

To, co dzieje się teraz – w dużym stopniu wskutek błędnej polityki władz Kościoła w sprawie lustracji – zagraża temu dorobkowi. Mogą nas nie obchodzić dalsze losy abp. Wielgusa, a nawet ks. Isakowicza-Zaleskiego, ale powinno nas obchodzić, jaki Kościół wyjdzie z obecnego kryzysu. Czy taki, który nagle zmieni front i zapisze się do obozu ,,antyoszołomów” w rodzaju Jerzego Urbana, który od lat wyśmiewa Polskę nawiedzonych solidaruchów, czy też taki Kościół, który pozostanie w nurcie reform i naprawy Rzeczpospolitej, jakiej (,,cywilizowana”) lustracja miała służyć?