Bezpieczeństwo, głupcze

Minister Sikorski nie owijał w bawełnę. Swoje sejmowe exposé o kierunkach polityki zagranicznej rządu Tuska zaczął od przypomnienia, jak wyglądała polityka zagraniczna „zjednoczonej prawicy”.

Następnie przeszedł do tematu głównego, czyli tego, jakie są jego priorytety. Na pierwszą część, słusznie krytyczną, zareagował zaraz po exposé prezydent Duda: odrzucił ją w całości jako zbiór kłamstw i manipulacji. Do ataku wykorzystał przerwę między exposé a debatą poselską. Zachował się, jakby był ministrem spraw zagranicznych w pisowskim gabinecie cieni, a nie głową państwa.

Bo było czego słuchać. Sikorski trafnie i celnie obnażył fatalne podejście do polityki zagranicznej „suwerenistycznego” obozu Kaczyńskiego. Suwerenność to dobra rzecz, sprowadzone przez PiS do nacjonalistycznego odruchu Pawłowa to karykatura idei suwerenności. Realizm każe wyciągać wnioski na tym polu. Suwerenne w pełni są tylko państwa mające broń atomową. Inne muszą się dzielić suwerennością z sojusznikami w ramach takich transnarodowych instytucji jak UE i NATO.

W trakcie exposé dwóch byłych członków rządu Morawieckiego, posłowie Szynkowski i Jabłoński, usiłowało komentować z ław wystąpienie Sikorskiego. Zachowywali się jak podrostki, a przecież byli kiedyś ministrami. Upomniał ich marszałek Hołownia. Prezydent też robił ze swego fotela miny do kamer. Jego otoczenie najpierw kręciło głowami na znak dezaprobaty – z wyjątkiem ministra Kolarskiego – a następnie zajęło się przewijaniem swoich smartfonów. Dopiero kiedy Sikorski mówił o przyszłości, przenieśli wzrok na niego i słuchali w milczeniu.

W obecnym kontekście międzynarodowym w interesie Polski leżą możliwie jak najlepsze stosunki z naszymi partnerami w obu tych organizacjach. Obóz Kaczyńskiego zamiast do tego dążyć i zwiększać ich zaufanie do Polski, budował jakieś alternatywne sojusze z otwartymi przeciwnikami Unii, a nawet NATO. Najnowszy przykład to udział byłego premiera Morawieckiego w antyunijnych konwentyklach skrajnej prawicy. Wcześniej taki konwentykl PiS urządził w Warszawie z udziałem Jarosława Kaczyńskiego, Le Pen i Orbána, otwartych admiratorów Rosji putinowskiej.

O jakich więc kłamstwach i manipulacjach i do kogo mówi prezydent Duda? Czy sam nie nazwał UE „urojoną wspólnotą”? Czy Kaczyński wielokrotnie nie wyrażał się z pogardą o Zachodzie, a minister Ziobro nie drwił z unijnej krytyki upartyjnienia polskiego wymiaru sprawiedliwości? Wszystkie te wypowiedzi i działania ułożyły się w spójną całość podważającą sens naszego członkostwa w UE. Pisowska doktryna „suwerenizmu” miała przygotować ideologicznie i politycznie polexit.

Gdyby Kaczyński zachował władzę na trzecią kadencję, mogło dojść do wyprowadzenia Polski z Unii. Tylko materialny interes pisowskiej elity i nomenklatury opóźniał tę zgubną dla Polski decyzję. Sikorski powiedział prawdę, to Duda usiłował ją zmanipulować. To samo dotyczy wszystkich konkretnych kontrowersji między obozem Kaczyńskiego a obozem demokratycznym. Zarówno w kwestii polityki wobec Niemiec, jak i w takich sprawach jak odnowa polskiej służy dyplomatycznej.

Spór jest normalny w demokracji, ale argumenty powinny być merytoryczne. Antagonistyczna i nacjonalistyczna koncepcja polityki zagranicznej nie ma za sobą takich argumentów. Jest kopią obecnej polityki rosyjskiej i jako taka zagraża polskiej niepodległości i naszej demokracji.

Prezydent Duda w ostatnim roku swej drugiej kadencji niezwykle nasilił aktywność. Gdy premier Tusk zapowiada, że Polska przystąpi do projektu europejskiej „żelaznej kopuły”, Duda wyrywa się przed szereg z pomysłem włączenia Polski do natowskiego programu tymczasowego stacjonowania amerykańskiej broni nuklearnej w niektórych państwach Europy takiej broni nieposiadających. Czyni to bez konsultacji z premierem Tuskiem i dostaje kosza od politycznego szefa NATO Stoltenberga. Jaki Polska ma zysk z tego? Zysk ma mieć Duda w oczach Kaczyńskiego i pisowskiego betonu.

Prezydentura Dudy dobiega końca. W jej ostatnim roku nastąpiła zmiany władzy w Polsce, zaczęła się „kohabitacja”. Jak się zakończy, zależy przede wszystkim od samego prezydenta. Jego reakcja na exposé ministra Sikorskiego to kolejny sygnał, że Duda i jego otoczenie nie potrafią wyjść z pisowskich opłotków. Bezpieczeństwo Polski wymaga, by w ostatnim roku prezydentury Duda i rząd Tuska mówili w tej sprawie jednym głosem. W obozie Dudy dostrzega to chyba tylko minister Siewiera.